Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> O nauce i naczaniu historii ..., powstania listopadowego i nie tylko
     
mobydick1z
 

Błękitno-purpurowy Matuzalem
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 6.320
Nr użytkownika: 64.238

Braveheart
Stopień akademicki: mgr
Zawód: Jakiś jest.
 
 
post 16/11/2010, 21:41 Quote Post

Zgodnie z decyzją użytkownika jancet temat wydzielono z Jenerał Chłopicki

QUOTE(jancet @ 16/11/2010, 20:41)
QUOTE(mobydick1z @ 16/11/2010, 0:40)
Co się zaś tyczy Sokołowskiego i jego pracy. Jest ona stronnicza i miesza z błotem głównie Skrzyneckiego oraz wynosi pod Niebiosa Krukowieckiego wraz z Prądzyńskim.

No to bardzo żałuję, że tego nie czytałem, ponieważ uważam Krukowieckiego (z Prądzyńskim jako szefem sztabu) za jedynego generała, który mógłby poprowadzić nasze wojska do naprawdę wielkich zwycięstw, gdyby dowództwo otrzymał w grudniu, styczniu czy lutym, a nie w sierpniu. Podasz tytuł tej pracy?

"Dzieje powstania listopadowego 1830-1831, Wiedeń 1907."-Są wznowienia i w ładnych oprawach.
"Jenerał Ignacy Prądzyński w świetle własnych pamiętników, kiorespondencyj i nowszych badań, Kraków 1911."
QUOTE(jancet @ 16/11/2010, 20:41)
Mobydick, bardzo podziwiam Twoją erudycję.

Dzięki smile.gif
QUOTE(jancet @ 16/11/2010, 20:41)
Szczerze. Ale ja sam, jako inżynier z wykształcenia i ekonomista z zawodu (aktualnie), a historyk jedynie z pasji, ograniczonej z resztą do kilku, nader wyrywkowych, obszarów zainteresowania tej nauki, podchodzę do tych zagadnień nieco inaczej. Dla mnie ważne są fakty - i najlepiej te mierzalne, wyrażalne w liczbach, datach i pozycjach na mapie. Pogląd N-tego historyka, zbudowany na podstawie poglądu historyków N-1, N-3 i N-17 też jest niby faktem, ale nie faktem dotyczących wydarzeń 1831 roku - i jako taki umiarkowanie mnie interesuje.

Umysły ścisłe pojmują wiele rzeczy inaczej. Pracuję z informatykami i widzę, że to co mi przychodzi z trudem, to oni pojmują bez problemów. Nie chodzi tu o sam świat komputerów, ale także o wiele problemów wprost z życia.
QUOTE(jancet @ 16/11/2010, 20:41)
I trochę odnoszę wrażenie, że tak się zaczytałeś w poglądach tych wszystkich historyków, tak intensywnie poszukiwałeś także tego, co tkwiło między wierszami, że nieco rozpędziłeś się we wnioskowaniu.

Osobiście uważam, że przeczytałem za mało. Gdybym przyłożył się do sprawy już od III roku studiów, to opracowałbym powstanie znacznie lepiej. Niestety praca i studia dzienne a do tego życie studenckie nie zawsze stoją w parze rolleyes.gif Dlatego na koniec studiów nie byłem zadowolony z moich badań powstania. Pojawiało się wiele różnych wątków, a ja zwyczajnie nie miałem czasu na rozwijanie tematu poza pewne ramy. Początkowo nie brałem pod uwagę prac Sokołowskiego czy Sokolnickiego, ale doszedłem do wniosku, że nie mam prawa samodzielnie oceniać, co jest "godne" przeczytania a co nie. Osobiście żałuję, że nie przerobiłem wystarczająco prac śp. prof Ziółka. Brałem pod uwagę głównie jego artykuły. Może faktycznie zatraciłem pewien obraz powstania, dopatrując się dziury w całym. Stało się tak, ponieważ pisząc pracę proseminaryjną u dr. Ewy Ziółek (córka Jana Ziółka), spostrzegłem jak łatwo jest bezwiednie przejąć czyjś tok myślenia a nawet samo słownictwo. Czytając prace z pogranicza głębokiego PRL, napisałem kilka takich kwiatków, jak 'rewolucja", które nie pasują do powstania listopadowego.
QUOTE(jancet @ 16/11/2010, 20:41)
Tarczyński w "Generalicji..." przydziela wspomniane już punkty w zależności od stanowiska i od tego, czy było piastowane w czasie pokoju, czy w czasie wojny. W wyniku tego, że Chłopicki pozostawał przez kilkanaście lat poza wojskiem, a Krukowiecki i Żymirski służyli, przegonili go w tej punktacji. Jednak doświadczeniem wojennym Chłopicki nad nimi górował (Chłopicki - 79 punktów "wojennych", Krukowiecki - 65, Małachowski - 69, Żymirski - 60). Nad nimi wszystkimi zaś górował Dybicz ze swoimi 101 punktami, ale już nie Paskiewicz (73 punkty wojenne).

Oczywiście nie trzeba uważać systemu bonitacyjnego, stworzonego przez Tarczyńskiego, za doskonały, ale nie zmieni to raczej zasadniczych wniosków - tacy generałowie jak Chłopicki (91 punktów łącznie/w tym 79 "wojennych"), Krukowiecki (106/65), Małachowski (81/69), Żymirski (104/60) mieli wprawdzie doświadczenie słabsze, niż Dybicz (171/101), Toll (143/93), a w pewniej mierze i Paskiewicz (130/73), ale nie była to różnica tak zasadnicza, by na polu bitwy wyrażała się znacznie gorszą jakością dowodzenia.

Co innego Skrzynecki (50/23). Ten rzeczywiście "odstawał".

Tarczyński był ważnym odniesieniem do tego co pisali inni historycy. Ogólny pogląd historyków osobiście tłumaczę sobie tak: Ich zdaniem Chłopicki miał doświadczenie bojowe, ale było ono przestarzałe, bo opierało się na wojnach napoleońskich. Po dymisji z wojska nie miał większej styczności z armią, więc fachu musiał uczyć się nie jako od nowa. W tym starciu wydają się lepiej wyglądać ppłk. Prądzyński i Chrzanowski. Młodsi, energiczni, głodni sukcesów, oczytani i wykształceni w tworzeniu fortyfikacji oraz najnowszego stylu prowadzenia wojny. Niestety byli tzw. żółtodziobami, młokosami, którym nie chciano uwierzyć, że mogą coś zdziałać.
QUOTE(jancet @ 16/11/2010, 20:41)
Co do Prądzyńskiego (89/20) to przytoczony przez Ciebie tekst dowodnie świadczy o skłonności do marzycielstwa. Nie sądzę, by na świecie istniał jakikolwiek doradca, który by stwierdził, że kiedykolwiek jego "wnioski, rady, układy" zostały wykonane w całości  wink.gif .
*


Myślę, że pewne koloryzowanie Prądzyńskiego w Pamiętnikach odnosiło się nie tyle do okresu władzy naczelnej Skrzyneckiego, co do władzy Krukowieckiego. W tym drugim przypadku Prądzyński popełnił wiele błędów. Co więcej wielu historyków jego błędy uznaje za celowe działanie.

Ten post był edytowany przez Sarissoforoj: 20/11/2010, 0:11
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
mobydick1z
 

Błękitno-purpurowy Matuzalem
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 6.320
Nr użytkownika: 64.238

Braveheart
Stopień akademicki: mgr
Zawód: Jakiś jest.
 
 
post 18/11/2010, 0:28 Quote Post

QUOTE(jancet @ 17/11/2010, 20:14)

QUOTE(mobydick1z @ 16/11/2010, 21:41)
Czytając prace z pogranicza głębokiego PRL, napisałem kilka takich kwiatków, jak 'rewolucja", które nie pasują do powstania listopadowego.

Ojej, jak się cieszę, że jednak nie poszedłem na historię smile.gif . I to wszystko przez Czapajewa !!!

Określenie "rewolucja" nie jest żadnym "kwiatkiem z pogranicza głębokiego PRL", tylko było w powszechnym użyciu współcześnie. Tak określa wydarzenia nocy listopadowej np. Kołaczkowski (ten w sensie pejoratywnym) i Mochnacki (ten z sensie pozytywnym). W wątku http://www.historycy.org/index.php?showtopic=73431&st=15 podejmowałem ten temat, o czym zapewne wiesz, bo mi oponowałeś.

Chyba do końca XIX wieku określenie "rewolucja" (listopadowa czy 1830 roku) powszechnie występowało w pracach historyków (podobnie pisano o "rewolucji 1794") i raczej przejąłeś je z prac Sokołowskiego, niż z PRL-u. Bowiem to właśnie w głębokim PRL używanie tego określenia dla ruchów o charakterze narodowym, a nie socjalnym, było bardzo niemile widziane. Rewolucja to ta Październikowa, ostatecznie lutowa, czy 1905 roku... reszta to były jakieś tam burżuazyjne "powstania", niegodne tak szlachetnej nazwy, jak rewolucja.

To, co napisałeś, bardzo źle świadczy i o Pani Doktor Ewie Małgorzacie Żiółek i o KUL. Choć temat jej pracy doktorskiej z 2000 roku "Biskupi - senatorowie wobec reform Sejmu Czteroletniego" bardzo ciekawy.
*


Ja mam jednak wrażenie, że to były przejęcia z czasów PRL. Z drugiej strony Sokołowski też odbił na mnie swój wpływ, chociaż przeczytałem go w dwa lata po napisanej pracy proseminaryjnej.
Co do dr. Ziółek, to nie dam powiedzieć złego słowa na tą kobietę. Każdy ma prawo mieć swój ogląd, a ona uznała, że takie wyrażenia nie pasują do tego tematu. Osobiście zresztą przyznałem jej rację. Mam także wrażenie, że gdybym pisał u niej magisterkę, to praca poszłaby znacznie sprawniej. Jest dość charyzmatyczna i potrafi nakłonić do pracy biggrin.gif
KUL też jest dobrym miejscem do pisania pracy o powstaniu listopadowym, ponieważ wiele źródeł jest na miejscu bez potrzeby włóczenia się do innych miast.
 
User is offline  PMMini Profile Post #2

     
jancet
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 762
Nr użytkownika: 52.484

Stopień akademicki:
Zawód: BANITA
 
 
post 18/11/2010, 20:25 Quote Post

QUOTE(mobydick1z @ 18/11/2010, 0:28)
Ja mam jednak wrażenie, że to były przejęcia z czasów PRL.

Być może.

Bardzo wiele wartościowych opracowań na temat wydarzeń z lat 1830-1831 ukazało się w PRL. Choćby prace Łojka. A także Przewalskiego, Bortnowskiego, Majewskiego, Wimmera, Tarczyńskiego, Blocha, Zajewskiego, Dutkiewicza, Kocója oraz mniej znanych: Szczęśniaka, Węglińskiego, Łosia, Rostockiego, Chojnackiego, Dąbkowskiego i wielu, wielu innych. Część z nich mimowolnie przyjmowała nazewnictwo z materiałów źródłowych, a tam Noc Listopadowa była określana jako rewolucja.

I cóż w tym złego, że student w obecnej epoce (w sumie nie wiem dokładnie, kiedy to było, ale domyślam się, że kilka lat temu) zastosuje takie nazewnictwo. Przecież to bardzo dobrze o nim świadczy.

I cóż w tym złego, że przejąłeś to określenie z publikacji wydanych w czasach PRL ? Gdybyśmy odrzucili publikacje z tego okresu, odrzucilibyśmy chyba trzy czwarte wiedzy na temat ówczesnych wydarzeń. Większość tych publikacji to prace faktograficzne. Może właśnie Łojek nie zagłębiał się w fakty, tylko budował ideologizowaną syntezę. Szczerze - nigdy jego "Szanse..." mi się nie podobały.

QUOTE
Co do dr. Ziółek, to nie dam powiedzieć złego słowa na tą kobietę.

Dobra. Spróbujmy tę dyskusję zdepersonalizować smile.gif .

QUOTE
Każdy ma prawo mieć swój ogląd

Otóż nie, nie do końca. Mieć swój ogląd - ma prawo, ale nie ma prawa wymagać od studentów jego akceptacji.

Jestem nauczycielem akademickim i nawet uważam się za naukowca rolleyes.gif (miernego, ale jednak) i mówię studentom, że z moimi poglądami mogą się nie zgadzać, choć mają się z nimi zapoznać.

QUOTE
Osobiście zresztą przyznałem jej rację.

Niesłusznie - to Ty miałeś rację.

QUOTE
Jest dość charyzmatyczna

Chyba wręcz nadmiernie smile.gif .

Odrywając się od personaliów...

Jeżeli praca naukowa w zakresie dziejów na tyle dawnych, że trudno oczekiwać ujawnienia jakiś przełomowych faktów czy dokumentów, ma mieć jakikolwiek sens (a wydaje mi się, że wydarzenia sprzed 180 lat do tej kategorii należą), to osoby nią się parające muszą mieć odwagę sprzeciwiania się autorytetom, czy wręcz negliżowania ich tez.

Nie można myśleć kategoriami "X twierdził tak i tak, X to wielki autorytet, więc ja nie mogę twierdzić inaczej (bo nie jestem autorytetem), no chyba że Y twierdził inaczej, to ja wtedy mogę poprzeć X lub Y, albo zająć stanowisko pośrednie".

To do niczego nie prowadzi. Dokładniej - prowadzi do łatwego magisterium, doktoratu, habilitacji, profesury, ale w niczym nie rozwija naszej wiedzy o mechanizmach historii.

Ten post był edytowany przez jancet: 18/11/2010, 20:27
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #3

     
mobydick1z
 

Błękitno-purpurowy Matuzalem
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 6.320
Nr użytkownika: 64.238

Braveheart
Stopień akademicki: mgr
Zawód: Jakiś jest.
 
 
post 18/11/2010, 21:36 Quote Post

QUOTE(jancet @ 18/11/2010, 20:25)
Bardzo wiele wartościowych opracowań na temat wydarzeń z lat 1830-1831 ukazało się w PRL. Choćby prace Łojka. A także Przewalskiego, Bortnowskiego, Majewskiego, Wimmera, Tarczyńskiego, Blocha, Zajewskiego, Dutkiewicza, Kocója oraz mniej znanych: Szczęśniaka, Węglińskiego, Łosia, Rostockiego, Chojnackiego, Dąbkowskiego i wielu, wielu innych. Część z nich mimowolnie przyjmowała nazewnictwo z materiałów źródłowych, a tam Noc Listopadowa była określana jako rewolucja.

Większość z tych prac czytałem. Bardzo spodobał mi się artykuł Łojka: Chopin strategii, [W:] Wokół sporów i polemik, Lublin 1979. Jego "Szanse powstania..." też dawały wiele do myślenia.
QUOTE(jancet @ 18/11/2010, 20:25)
I cóż w tym złego, że student w obecnej epoce (w sumie nie wiem dokładnie, kiedy to było, ale domyślam się, że kilka lat temu) zastosuje takie nazewnictwo. Przecież to bardzo dobrze o nim świadczy.

W czerwcu obroniłem mgr smile.gif
QUOTE(jancet @ 18/11/2010, 20:25)
I cóż w tym złego, że przejąłeś to określenie z publikacji wydanych w czasach PRL ? Gdybyśmy odrzucili publikacje z tego okresu, odrzucilibyśmy chyba trzy czwarte wiedzy na temat ówczesnych wydarzeń. Większość tych publikacji to prace faktograficzne. Może właśnie Łojek nie zagłębiał się w fakty, tylko budował ideologizowaną syntezę. Szczerze - nigdy jego "Szanse..." mi się nie podobały.

Tak jak napisałem wyżej "Szanse..." podobały mi się znacznie bardziej od innych prac. Cieniutka książeczka, ale dzięki niej napisałem dobrych kilka stron i to bynajmniej niczego nie przepisując. Po prostu wpadłem na kilka ciekawych rzeczy.
QUOTE(jancet @ 18/11/2010, 20:25)
QUOTE
Co do dr. Ziółek, to nie dam powiedzieć złego słowa na tą kobietę.

Dobra. Spróbujmy tę dyskusję zdepersonalizować smile.gif .

QUOTE
Każdy ma prawo mieć swój ogląd

Otóż nie, nie do końca. Mieć swój ogląd - ma prawo, ale nie ma prawa wymagać od studentów jego akceptacji.

Otóż nie wiem, czy kolega kiedykolwiek widział dr. Ziółek i z nią rozmawiał. Kobieta-szatan, ale szalenie mi pomogła. Jak coś ją zdenerwuje, to daje to dynamicznie i głośno do zrozumienia smile.gif Idąc do niej na proseminarium byłem uznany za szaleńca.
QUOTE(jancet @ 18/11/2010, 20:25)
Jeżeli praca naukowa w zakresie dziejów na tyle dawnych, że trudno oczekiwać ujawnienia jakiś przełomowych faktów czy dokumentów, ma mieć jakikolwiek sens (a wydaje mi się, że wydarzenia sprzed 180 lat do tej kategorii należą), to osoby nią się parające muszą mieć odwagę sprzeciwiania się autorytetom, czy wręcz negliżowania ich tez.

Nie można myśleć kategoriami "X twierdził tak i tak, X to wielki autorytet, więc ja nie mogę twierdzić inaczej (bo nie jestem autorytetem), no chyba że Y twierdził inaczej, to ja wtedy mogę poprzeć X lub Y, albo zająć stanowisko pośrednie".

To do niczego nie prowadzi. Dokładniej - prowadzi do łatwego magisterium, doktoratu, habilitacji, profesury, ale w niczym nie rozwija naszej wiedzy o mechanizmach historii.
*


Z wyrażaniem swoich tez (zarówno w pracy proseminaryjnej jak i magisterskiej)nie miałem problemów. Zwyczajnie uważałem, że Pani dr ma rację. Mam wrażenie, że teraz napisałbym moją pracę inaczej, a już na pewno byłaby znacznie bardziej obszerna. Na pewno chciałbym znaleźć więcej materiałów na temat Radziwiłła, Małachowskiego i Umińskiego. W przypadku Umińskiego zapewne próbowałbym się skontaktować z dr Bronisławem Umińskim, który napisał o generale dość istotny artykuł .
Jeśli zaś chodzi o wyrażanie swojego zdania na uczelni, to jest tylko jedna postać, która uważała się za najlepszego eksperta powstania listopadowego. Jest nim dr Jan Skarbek. On jest jak Jacques Le Goff średniowiecza.
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

     
adam1234
 

Honneur et Patrie
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.859
Nr użytkownika: 35.030

 
 
post 18/11/2010, 22:01 Quote Post

QUOTE
Bardzo spodobał mi się artykuł Łojka: Chopin strategii, [W:] Wokół sporów i polemik, Lublin 1979


Możesz mi powiedzieć, co takiego ciekawego jest w tym artykule? Bo mnie się on wydał bełkotliwy i raczej średnio na temat...
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #5

     
mobydick1z
 

Błękitno-purpurowy Matuzalem
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 6.320
Nr użytkownika: 64.238

Braveheart
Stopień akademicki: mgr
Zawód: Jakiś jest.
 
 
post 19/11/2010, 11:00 Quote Post

QUOTE(adam1234 @ 18/11/2010, 22:01)
QUOTE
Bardzo spodobał mi się artykuł Łojka: Chopin strategii, [W:] Wokół sporów i polemik, Lublin 1979


Możesz mi powiedzieć, co takiego ciekawego jest w tym artykule? Bo mnie się on wydał bełkotliwy i raczej średnio na temat...
*


Szukałem tego artykułu, ale chyba gdzieś mi się zawieruszył, więc piszę z pamięci. Łojek udowadnia, iż nie można geniuszu generała porównywać do Chopina i Mickiewicza. Dwaj ostatni byli według historyka zrealizowani w pełni, zaś Prądzyński, chociaż był niewątpliwie genialnym strategiem, to nie zdołał dokonać tego, czego dokonali wielcy artyści. Był on bowiem człowiekiem małego charakteru, który nie potrafił przeciwstawić się swoim konkurentom, nie mającym do zaoferowania niczego więcej oprócz mocnego poczucia własnej wartości. Poddał się i postanowił pozostawić wydarzenia swojemu losowi. Wkrótce okazało się, że funkcję faktycznego wodza naczelnego objęła jedna z najmocniejszych osobistości tej wojny. Dlaczego tak bardzo spodobał mi się ten artykuł? Zauważyłem w historiografii dwie skrajne oceny osoby generała:
Pierwsza gloryfikuje Prądzyńskiego, jak gdyby tylko on jeden był obznajomiony z wojną,
Druga pokazuje Prądzyńskiego jako nieudacznika i intryganta maskującego swoje błędy po zakończeniu powstania.
Łojek pokazał w artykule, że współpraca wodzów naczelnych z Prądzyńskim mogła przynieść wielkie owoce. Jednocześnie historyk nie próbował maskować wad generała. Łojek nie przemilczał konfliktów Prądzyńskiego z Chrzanowskim i jego wpływu na losy powstania. Autor artykułu zadawał pytanie odnośnie roli Prądzyńskiego jaką ten odegrał w wyprawie Ramoriny oraz jego błędy. Nade wszystko przedstawił słaby charakter generała, jako główny powód uniemożliwiający objęcie przez niego samodzielnej władzy.
Łojek odniósł się również do pracy Blocha o gen. Prądzyńskim. Miał kilka uwag w niektórych punktach. Nie pamiętam już jednak czego one dotyczyły.
Dla mnie artykuł był zwięzły i na temat. To wszystko.

Ten post był edytowany przez mobydick1z: 19/11/2010, 11:01
 
User is offline  PMMini Profile Post #6

     
mobydick1z
 

Błękitno-purpurowy Matuzalem
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 6.320
Nr użytkownika: 64.238

Braveheart
Stopień akademicki: mgr
Zawód: Jakiś jest.
 
 
post 19/11/2010, 14:45 Quote Post

Osobiście nie neguję prac z okresu PRL. Spotkałem się tylko z jednym przypadkiem, gdzie historyk jechał jawną propagandą.

Ten post był edytowany przez mobydick1z: 19/11/2010, 14:46
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
jancet
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 762
Nr użytkownika: 52.484

Stopień akademicki:
Zawód: BANITA
 
 
post 19/11/2010, 15:49 Quote Post

Przeniosłem tu tę dyskusję z http://www.historycy.org/index.php?showtopic=58206&st=75, bo chyba zanadto odbiegła od tematu o gen. Chłopickim.

Mobydick, oczywiście że nie miałem okazji spotkać dr Ziółek. I wcale mi nie chodzi o Panią Dr, ani o KUL, ani nawet o Ciebie.

Chodzi mi o pewną tendencję nadmiernej (moim zdaniem) wagi przykładanej do poglądów AUTORYTETÓW. Nadmiernej na tyle, że krępuje ona w istotnym stopniu rozwój nauki, a także poziom "myślenia historycznego".

Uderzył mnie Twój tok argumentacji: Chłopicki był słabo przygotowany do dowodzenia armią. Dlaczego - bo tak napisali tacy i tacy historycy, którzy są autorytetami.

cdn.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8

     
adam1234
 

Honneur et Patrie
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.859
Nr użytkownika: 35.030

 
 
post 19/11/2010, 16:02 Quote Post

No to mamy dwa, zupełnie odmienne poglądy.

Tekst ten miał być komentarzem (recenzja to za duże słowo) do biografii Prądzyńskiego Blocha. Jeżeli Łojek z całej tej pracy uznaje za najistotniejsze to, czy można Ignacego porównać z Adamem, to daruję sobie komentarz...

Rzeczywiście, krytykuje takie porównanie, ale potem 3/4 pracy poświęca rozważaniom na temat tego czy Skrzynecki był agentem rosyjskim. W konkluzji stwierdza, że teza ta wymaga udowodnienia poprzez przeszukanie rosyjskich archiwów. Resztę poglądów tam zawartych można przeczytać w jego "Szansach...", które są naprawdę nieprzekonywujące.

Łojek do pracy zastrzeżenie miał jedno - autor zbyt uwielbia swego bohatera.

IMHO w artykule "Chopin strategii nie ma nic ciekawego.

Ten post był edytowany przez adam1234: 19/11/2010, 16:04
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #9

     
mobydick1z
 

Błękitno-purpurowy Matuzalem
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 6.320
Nr użytkownika: 64.238

Braveheart
Stopień akademicki: mgr
Zawód: Jakiś jest.
 
 
post 19/11/2010, 21:03 Quote Post

Masz prawo tak sądzić, a ja mam odmienne zdanie na ten temat. Niektórzy uważają prace Łojka za pozbawione sensu i przesadzone. Osobiście uważam to za niesprawiedliwe i krzywdzące.

Coś w tym jest. Problem polega na tym, że wielu naukowców boi się polemizować z autorytetami w kwestiach, w których są oni niekwestionowanymi autorytetami. Jednym słowem autorytet uważa, że było tak i tak, i nawet jeśli nie ma on racji, to inni obawiają się mu zaprzeczyć. Taka sytuacja często występuje ze średniowiecznikami. Jeśli zaś chodzi o studentów, to zazwyczaj każdy przychyla się do opcji preferowanej przez prowadzącego zajęcia. Powodów może być kilka. Jedni chcą mieć spokój, a więc robią wszystko tak jak chce ćwiczeniowiec. Inni nie chcą mieć problemów z zaliczeniem pracy. Boją się reakcji. Mało który naukowiec daje podopiecznym rozwinąć skrzydła. Coś mi się wydaje, że może tu chodzić o czas samych naukowców. Praca napisana po myśli naukowca jest napisana bezpiecznie i gwarantuje, że nikt do niczego się nie przyczepi. Po drugie zauważyłem, że wielu naukowców prowadzi pro/seminaria na odwal. Karzą oddawać sobie prace do sprawdzenia, ale ich nie czytają. Gdy terminy gonią nagle robi się dym, bo okazuje się, że w końcu prowadzący przeczytał pracę i to i owo jest źle.
Piszę to na podstawie różnych kierunków i kilku uczelni. To są relacje moich znajomych oraz moje własne obserwacje.
 
User is offline  PMMini Profile Post #10

     
jancet
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 762
Nr użytkownika: 52.484

Stopień akademicki:
Zawód: BANITA
 
 
post 19/11/2010, 21:54 Quote Post

Cieszę się, żeśmy się zrozumieli. I wiedz, że bardzo sobie cenię nasze dyskusje i bynajmniej nie przyznaję sobie żadnej intelektualnej wyższości.

Problem ten jest - moim zdaniem - bardzo istotny i dotyka nie tylko nauk historycznych, tyle że akurat w tej dyscyplinie może mieć katastrofalne skutki. W dziedzinie nauk technicznych można (w sensie: ogólnie jest to możliwe) wykonać eksperyment i dowieść, kto ma rację. W naukach historycznych liczyć na to, że akurat w dającej się przewidzieć przyszłości zostaną odkryte dokumenty lub inne świadectwa, dowodzące kto ma rację, to jak chęć utrzymywania się z gry w toto-lotka.

Podam dwa przykłady z własnych doświadczeń.

Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne (chyba najbardziej poważane wydawnictwo podręczników szkolnych) zaproponowało mi napisanie podręcznika z zakresu marketingu usług hotelarskich. Zanim przyjąłem propozycję, spytałem, czy muszę opierać się na literaturze przedmiotu, czy też mogę bazować na własnym doświadczeniu - przez 10 lat pracowałem w branży, a i podróże turystyczne podejmuję nader często. Odpowiedziano mi, że jak najbardziej na własnym doświadczeniu, to ma być podręcznik dla przyszłych pracowników i przedsiębiorców branży hotelarskiej, a nie rozprawa naukowa.

No to tak to napisałem. Pół roku naprawdę ciężkiej pracy.

Bardzo Poważne Wydawnictwo kieruje tekst do recenzji Bardzo Poważanego Profesora z SGH, którego z resztą znam osobiście (choć wątpię, by on mnie znał rolleyes.gif ).

Recenzja - NEGATYWNA. Powód - praca nie jest osadzona w literaturze przedmiotu. Bardzo Poważny Profesor nie zadał sobie nawet trudu ocenić, czy to, co napisałem, jest mądre czy głupie, nawet tej pracy nie przeczytał. Brak odnośników, brak "osadzenia w literaturze przedmiotu" - znaczy bez wartości.

I nie piszę tego, by wylewać publicznie żale niespełnionego twórcy - wydawnictwo zamówiło kolejne dwie recenzje, które były wręcz pochwalne, nie tylko pozytywne, potem rzecz przeszła przez recenzje MEN i ukazała się drukiem, ludzie z tego się uczą.

Ten post był edytowany przez jancet: 19/11/2010, 22:00
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #11

     
mobydick1z
 

Błękitno-purpurowy Matuzalem
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 6.320
Nr użytkownika: 64.238

Braveheart
Stopień akademicki: mgr
Zawód: Jakiś jest.
 
 
post 20/11/2010, 20:58 Quote Post

Pewien doktor powiedział kiedyś na zajęciach, że sytuacja w polskich badań historycznych wygląda tak a nie inaczej, bo na uczelniach wyższych pracują pseudo naukowcy. Wielu z nich chętnie zajmuje się oklepanymi tematami, ale nikt nie chce się zabrać za nieprzetarte szlaki. Właśnie dlatego na niektóre zagadnienia mamy masę prac, a o innych nie posiadamy nic naukowego. Naukowiec, o którym tu mowa jest już starszym człowiekiem i posiada ogromną wiedzę historyczną a zwłaszcza z zakresu XVIII-XIX wieku. Napisał masę prac, ale mimo to nie otrzymał wyższych stopni naukowych. Mówiąc otwarcie jest człowiekiem strasznie wpędzonym w ambicje i posiadającym o sobie mniemanie wielkiego i skrzywdzonego naukowca. Z moich prywatnych spostrzeżeń wynika, że nie uzyskał awansu, bo nikt go na uczelni nie lubi. Wszyscy jasno dają do zrozumienia, że jest to człowiek o niezwykłej wiedzy, ale przez to, że odbiera innym prawa do posiadanych tytułów, niejako sam spowodował tak wielką niechęć do niego. To jest jeszcze jeden z naukowców, który wie... i nikt nie ma prawa mu się przeciwstawić. Strasznie dziwne te zwyczaje panujące na uczelniach.
 
User is offline  PMMini Profile Post #12

 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej