|
|
Wykrywalność sprawców przestępstw
|
|
|
hafizullah
|
|
|
Nowicjusz |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 6 |
|
Nr użytkownika: 95.521 |
|
|
|
|
|
|
Jak było z wykrywalnością przestępstw takich jak mordy, kradzieże itd? Czy jeśli ktoś zamordował kogoś bez świadków to miał niemal 100% bezkarność? Nie było wtedy kamer, a narzędzie zbrodni np. nóż bandyta mógł zostawić przy ofierze, bo nie znano wtedy odcinków palców, nie szukano też jakiegoś włosa na miejscu zbrodni więc skoro nie znalazł się żaden świadek to wydaje mi się, że nie byli w stanie znaleźć sprawcy. Wiem, że może czasami ktoś z kimś był bardzo skłócony i może sąsiedzi wiedzieli o sporach i może wtedy była jakaś osoba podejrzana i przesłuchiwana, ale wariografu nie znali, a facet mógł zaprzeczać wszystkiemu, bo w końcu nie mieli ani jednego dowodu na jego winę. Chciałbym wiedzieć, czy była wtedy szansa by poddano lekkim torturom takiego podejrzanego, czy raczej nie? Wtedy i tak wystarczyłoby przetrzymać ból chwilę i byłoby się wolnym.
A przy okazji może znacie jakąś sprawę morderstwa, w której wykryli sprawcę mimo braku świadków?
|
|
|
|
|
|
|
historyk5678
|
|
|
Nowicjusz |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 2 |
|
Nr użytkownika: 96.198 |
|
|
|
|
|
|
Skazywano niestety wielu niewinnych, ponieważ zazwyczaj wystarczyło często samo podejrzenie do poddania podejrzanego torturom . Przesłuchanie wyglądało tak : Najpierw pytania o pochodzenie, stan , wiarę itd. Jeśli podejrzany nie przyznał się od razu , poddawano go torturom "lekkim" , ale tylko z nazwy. Były to m.in. : -Kropienie ciała gorącą siarką -Miażdżenie goleni za pomocą "hiszpańskich butów" -Wykręcanie rąk -Zgniatanie kciuków -Przykładanie do boków rozżarzonych blach -itp. Raczej trudno było zacisnąć zęby ...
Tak więc często do zarzutów przyznawali się ludzie niewinni.
|
|
|
|
|
|
|
|
No niestety, to fakt. Sprawujący sądy feudałowie i sędziowie średniowieczni nie odbiegali in plus od innych uczonych tej doby, przyjmujących za fakty to, czego się dowiedzieli od kogoś uznawanego za większy autorytet albo wyżej postawionego w hierarchii, a jeśli musieli sami wymyślić rozwiązanie jakiegoś problemu, to najczęściej wybierali to, co im się najprawdopodbniejsze wydało, bez żadnej próby weryfikacji empirycznej czy krytycznej analizy. Stąd w sporze sądowym pomiędzy patrycjuszem a plebejuszem dawano z zasady wiarę patrycjuszowi, podobnie przy przesłuchiwaniu świadków. Do ewenementów, które ze względu na swoją rzadkość trafiały do legendy, należały sytuacje, w których ubogi prostak został uniewinniony mimo oskarżenia przez bogacza,co zdarzało się czasem jeśli umiał się sam obronić i przekonać sędziego dzięki jakiemuś wyjątkowemu przebłyskowi inteligencji a najczęściej wtedy, gdy został oczyszczony z zarzutów (lub po prostu jego egzekucja się nie powiodła) wskutek zdarzeń losowych, niewytłumaczalnych, które zinterpretowano jako przejaw nadprzyrodzonej interwencji (np. zerwał się sznur w szubienicy). Przy dwóch równych stanem oponentach albo w wypadku wysoko urodzonego oskarżonego zarządzano zwykle "sądy Boże" czyli mniej lub bardziej krwawy pojedynek sądowy lub inny "test prawdomówności", charakteryzujący się najczęściej tym, że tylko cud mógł oskarżonego ocalić, bo stawiano warunki dla samego oskarżonego niespełnialne, licząc na to że jeśli jest on niewinny, Bóg dokona cudu i ocali go. Wątpliwe zresztą, czy sami sędziowie w to wierzyli...
Natomiast co do wykrywalności czy raczej "schwytalności" sprawców w sensie skuteczności ich ścigania, to w sytuacji gdy doszło do kradzieży, zabójstwa, zbiegostwa itp. i sprawca uciekł, w okresie obowiązywania prawa książęcego i później, na mocy aktów lokacyjnych, cała ludność miała obowiązek zorganizowania ścigania przestępcy i powiadomienia sąsiednich gmin o pościgu ("okrzyknięcie" zbiega) pod karą odpowiedzialności za popełnione przez niego przestępstwo w razie zaniechania takiego pościgu.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Pielgrzym @ 21/01/2015, 10:19) Natomiast co do wykrywalności czy raczej "schwytalności" sprawców w sensie skuteczności ich ścigania
No właśnie przedmówcy chyba nie o tę "schwytalność" chodziło, w sensie pościgu za już ustalonym sprawcą czy podejrzanym, który zbiegł, ale o samo owego sprawcy wykrycie. Sam jestem ciekaw, jak to w średniowieczu wyglądało. Np. czy były przestępstwa ścigane z urzędu, czy tylko na wniosek poszkodowanego? Co się działo np. gdy gdzieś w Krakowie w XIII w. w bocznej uliczce znaleziono zwłoki zamordowanego niezidentyfikowanego człowieka? Czy podejmowano śledztwo? Jeśli tak, kto się tym zajmował? Jak to praktycznie wyglądało?
|
|
|
|
|
|
|
|
Złamanie miru było ścigane z urzędu, np. w Polsce prawa książęcego przez ludność opola, w państwie Franków przez daną centenę, więcej na ten temat można sobie przyczytać w książce K. Modzelewskiego, Barbarzyńska Europa, Warszawa 2004, której spora część poświecona jest odpowiedzialności prawnej za przestępstwa. Ze wzgledu na stan zachowania źródeł właściwie niemożliwe jest mówienie o stopniu wykrywalności sprawców/przestępstw, zresztą to wspólczesne już pojęcie i związane z powstaniem w ciagu XVIII i XIX teorii i odowiednich służb państwowych m.in. policji.
|
|
|
|
|
|
|
|
Jak zawsze wymierzenie sprawiedliwości składa się z dwóch stron medalu: wymierzenia kary przestępcy i zapewnienia rekompensaty pokrzywdzonemu. Na przełomie XIII i XIV wieku kiedy zapisana została Księga Elbląska znana też jako "najstarszy zwód prawa polskiego", głównym instrumentem "rozliczeń" winnych był już pieniądz - grzywna, ściągana w ramach kary i przekazywana poszkodowanemu tytułem rekompensaty.
Co do odpowiedzialności zbiorowej, oczywiście w różnych okresach i miejscach funkcjonowało to w różnych odmianach, ale generalna zasada była taka, że w razie popełnienia przestępstwa na terenie lokalnej wspólnoty (opola, wsi czy innej analogicznej podstawowej jednostki prawnej/osiedleńczej - zależy gdzie i kiedy) przestępcy z zasady szukano, ścigano go i karano, i do tego szukania / pościgu była zobowiązana cała wspólnota, natomiast jeśli przestępcy nie zidentyfikowano lub pościg został zaniedbany albo zakończył się fiaskiem, odpowiednią grzywnę, "wieżę" (więzienie) a nawet karę gardła (gdy np. zamordowany został ktoś znaczny rodem) egzekwowano od lokalnej wspólnoty lub od jej przywódców (sołtys, wójt, burmistrz i rada miejska itp.).
Przykładowe zapisy z Księgi Elbląskiej:
QUOTE "(...) Jeśli zabitym jest rycerz albo kupiec, zań płaci on 50 grzywien. Za Niemca, którego Polacy nazywają gościem, płaci 30 grzywien. Lecz jeśli zabity leży pozostawiony na polu albo na drodze, a nie wiadomo, kto go zabił, wówczas władca przyzywa przed siebie okolicę i uznaje ją winną za zabójstwo. Jeśli okolica nie może przerzucić zabójstwa na kogokolwiek, musi - jak to wyżej powiedziano - zapłacić główszczyznę. Jeśli okolica pomawia jakąś wieś, że stamtąd dopuszczono się zabójstwa, zaś wieś twierdzi, że jest niewinna, wówczas odpiera zarzut na drodze pojedynku, inaczej musi zapłacić za zabitego. Jeśli zaś wieś wskaże na ród, że przezeń to [zabójstwo] się stało, a ród twierdzi, że jest niewinny, wówczas musi oczyścić się w pojedynku, inaczej płaci za zabitego. Jeśli ród pomawia kogoś, że on dokonał zabójstwa, ten zaś twierdzi, że jest niewinny, wówczas musi się pojedynkować, albo nieść żelazo. Jeśli zostanie pokonany, to musi on - tak jak to wyżej powiedziano - wynagrodzić stratę. Jeśli ktoś zostanie zabity we wsi lub w pobliżu wsi, a chłopi schwytają tego, kto stratę spowodował i wydadzą go władcy, albo sędziemu, wówczas pozostają wolni od sankcji. Podobnież, gdy ktoś zostanie zabity w pobliżu wsi, a [chłopi] nie mogąc schwytać tego, kto to zrobił, ścigają go z krzykiem do innej wsi. Wówczas nie ponoszą żadnych za to [zabójstwo] następstw. Tak musi go z krzykiem [każda] wieś ścigać dalej do kolejnej wsi. I tak musi każda wieś gonić z jednej do drugiej, tak długo, dopóki ten, co wyrządził szkodę, nie zostanie złapany. Jeśli jakaś wieś, do której w ten sposób krzyk dotrze, dalej nie goni, musi ona za zabitego zapłacić."
QUOTE "Także wtedy, gdy ktoś się utopi, ten musi zapłacić za zmarłego, kto go z wody wyciągnie bez pozwolenia sędziego. Jeśli zwłok nikt nie wydobędzie, wówczas władca albo sędzia wzywa okolicę. Ona musi wskazać w taki sposób, jak to wyżej powiedziano o zabitym człowieku, kto go utopił albo musi zań zapłacić [główszczyznę]."
|
|
|
|
|
|
|
|
Czy w takim razie Pielgrzymie można powiedzieć, że wykrywalność była bliska 100% (jeśli oczywiście znaleziono ciało), gdyż zawsze znajdowano odpowiedzialnego w ten czy inny sposób?
Zapis o utopionym jest fascynujący. Czy dobrze rozumiem, że wydobyć źle, bo płacisz (tylko osobiście), ale jak nie wydobędziesz, to płacisz (jako zbiorowość)? O ile dla pojedynczego człowieka różnica zasadnicza to dla władcy obojętne, i tak ktoś płaci.
Dobrze to rozumiem?
|
|
|
|
|
|
|
|
Hej
Dzięki Pielgrzym, coś mi się tam już powoli rozjaśnia.
QUOTE "(...) Lecz jeśli zabity leży pozostawiony na polu albo na drodze, a nie wiadomo, kto go zabił, wówczas władca przyzywa przed siebie okolicę i uznaje ją winną za zabójstwo. Jeśli okolica nie może przerzucić zabójstwa na kogokolwiek, musi - jak to wyżej powiedziano - zapłacić główszczyznę."
A kto byłby "okolicą" w przytoczonym przez mnie hipotetycznym przykładzie? (przypominam - XIII-wieczne miasto, np. Kraków, gdzieś w bocznej uliczce znaleziono zwłoki niezidentyfikowanego człowieka, prawdopodobnie zamordowanego)? Mieszkańcy ulicy? najbliższej kamienicy? cała wspólnota miejska?
I komu zapłacono by ową główszczyznę w takim przypadku? Bo jak rozumiem, było to odszkodowanie dla rodziny czy krewnych zamordowanego? A jeśli nie został zidentyfikowany?
|
|
|
|
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|