Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
1115 Strony « < 596 597 598 599 600 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Aktualne wojsko polskie
     
ChochlikTW
 

W trakcie uczłowieczania
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 11.493
Nr użytkownika: 98.976

Stopień akademicki: magister
 
 
post 22/08/2018, 9:10 Quote Post

QUOTE(Kamaz73 @ 22/08/2018, 9:59)
Skutki rozjazdu naszych dobrozmiennych polityków:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/sw...a-adelajdy.read

*



Pisałem o tym tutaj.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8956

     
Lwowiak
 

Granice nie są wieczne!
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.269
Nr użytkownika: 40.190

 
 
post 22/08/2018, 11:10 Quote Post



QUOTE
Już od roku na stronach MON, ćwiczenia Dragon 17 były zapowiadane jako jedne z największych od wielu lat. Ale mimo propagandy sukcesu i zaklęć Pani Premier oraz ministra Antoniego Macierewicza o „odbudowanej, silnej armii”, rzeczywistość na manewrach Dragon 17, okazała się zgoła zupełnie inna. Skala upadku i „ukrainizacji” armii zaskoczyła nie tylko ćwiczącą Rezerwę, ale nawet zawodowych oficerów. Co się stało na Dragonie 17, że nawet media zaczęły skrzętnie ukrywać ten temat?


O ćwiczeniach Dragon 17
 
User is offline  PMMini Profile Post #8957

     
ChochlikTW
 

W trakcie uczłowieczania
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 11.493
Nr użytkownika: 98.976

Stopień akademicki: magister
 
 
post 22/08/2018, 16:46 Quote Post

Marynarze mają dość, "narasta fala odejść". Najpotężniejsza broń floty stoi na ciężarówkach.


Marynarze mają dość, "narasta fala odejść". Najpotężniejsza broń floty stoi na ... ciężarówkach

Wielu polskich marynarzy musi pływać na okrętach znacznie starszych niż oni sami. Niektóre mają ponad pół wieku a te najważniejsze służą już średnio 32 lata. Od dawna wiadomo, że pilnie potrzeba kupić nowe, ale od czasów PRL niewiele się w tym temacie dzieje. - Znaczna część naszej floty znajduje się w stanie swoistej hibernacji - mówi Michał Likowski, redaktor naczelny miesięcznika "Raport WTO"
Sytuacja jest na tyle zła, że dwie australijskie fregaty typu Adelaide, które między innymi minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk nazywał publicznie "starymi", faktycznie odmłodziłyby Marynarkę Wojenną RP. Obie są odpowiednio 25 i 26 lat w służbie, co jak na polskie warunki jest przyzwoitym wynikiem.
Standardem w Marynarce Wojennej RP jest sytuacja, kiedy młodzi marynarze trafiają na okręty wyraźnie starsze od siebie. - Przy czym to nie ta metryka jest najgorsza. Bo okręty mogą służyć spokojnie po 40 lat. Taki jest standard na Zachodzie. Tylko tam w międzyczasie przechodzą one gruntowne modernizacje - zaznacza w rozmowie z Gazeta.pl Mariusz Cielma, redaktor naczelny miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa".
Natomiast większość polskich okrętów takiej modernizacji i odmłodzenia nie przechodziła. I tak dwa największe, czyli otrzymane od Amerykanów fregaty typu Oliver Hazard Perry o nazwach ORP Generał Tadeusz Kościuszko i ORP Generał Kazimierz Pułaski, reprezentują poziom przełomu lat 70. i 80. Obie weszły do służby w US Navy w 1980 roku. Dzisiaj mają ograniczone możliwości bojowe.
To je mogły zastąpić używane australijskie fregaty, które są przykładem, jak to się robi na Zachodzie. Po 20 latach służby przeszły gruntowną modernizację, która je unowocześniła i sprawiła, że choć budowane w latach 80., to nadal reprezentują przyzwoity poziom.
Negatywnym przykładem jest natomiast największy zbudowany w Polsce okręt bojowy, czyli korweta do zwalczania okrętów podwodnych ORP Kaszub. Weszła do służby w 1987 roku i dzisiaj prezentuje poziom początku lat 80. Dodatkowo nigdy nie otrzymała planowanych rakiet przeciwlotniczych krótkiego zasięgu i jak na swoje rozmiary jest słabo uzbrojona.
Na tym tle są pewne wyjątki, takie jak trzy małe okręty rakietowe Orkan. Ich kadłuby powstały jeszcze w NRD, jednak po upadku Muru Berlińskiego budowę wstrzymano. Dokończono je już w Polsce w latach 90., ale potem przez kilkanaście lat pływały symbolicznie uzbrojone z braku pieniędzy. Dopiero w ubiegłej dekadzie udało się je zmodernizować i zamontować na nich nowoczesne szwedzkie rakiety RBS 15.
Paradoksalnie najpotężniejsze uzbrojenie całej MW jest zamontowane na ciężarówkach. To kilkadziesiąt nowoczesnych norweskich rakiet NSM do atakowania okrętów. Wchodzą w skład Morskiej Jednostki Rakietowej. Jedynym naprawdę nowoczesnym okrętem jest natomiast ukończony w 2017 roku niszczyciel min ORP Kormoran, który jest jednak stosunkowo niedużą jednostką przeznaczoną do działania na tyłach, a nie do bezpośredniej walki z wrogiem.
Dyskusje i plany, z których niewiele wynika
- Marynarka Wojenna od dwóch dekad nie jest na liście priorytetów MON. W 2014 roku zadeklarowano duże zmiany, gruntowną modernizację i zakup wielu nowych okrętów, ale do dzisiaj niewiele z tego wynikło - mówi Likowski. Jako główne przyczyny takiego stanu rzeczy wymienia brak pieniędzy, niewydolne procedury rządzące zakupami i słabość polskich stoczni, które przez brak większych zamówień od wojska w ostatnich dekadach, po prostu straciły potencjał niezbędny do budowy okrętów.
- Dodatkowo tak naprawdę sama Marynarka Wojenna nie określiła jasno, jak widzi swoją przyszłość. Trwa starcie dwóch obozów. Jeden postuluje zakup mniejszej liczby dużych okrętów, które mogłyby też działać w ramach NATO poza Bałtykiem (na przykład fregat Adelaide - red.). Drugi jest za budowaniem liczniejszych, ale mniejszych okrętów, które mogłyby działać główne na naszym morzu - mówi Likowski.
Jak tłumaczy redaktor naczelny "Raport WTO", takie dywagacje są prowadzone od 20 lat i niewiele z nich wynika. - Od 2014 roku, kiedy zaprezentowano wspomniany plan modernizacji, minęły cztery lata i nie zmieniło się praktycznie nic. Jesteśmy w tym samym miejscu - mówi.
Marynarze mają dość
Cielma dodaje, że taki stan rzeczy powoduje narastającą frustrację wśród marynarzy. - Sprzęt jest ważny, ale narasta fala odejść z MW. Dużo marynarzy ma już możliwość przejścia na emeryturę i jest obawa, czy dalej będą chcieli czekać na realizację kolejnych obietnic - mówi ekspert i tłumaczy, że kiedy już straci się doświadczonych ludzi i zgrane załogi, to ponowne wyszkolenie od zera ich następców będzie trwało lata i dużo kosztowało.
Likowski mówi, że właśnie z tego powodu wiele polskich okrętów może być dalej remontowanych i służyć, choć "ich możliwości bojowe będą bliskie zera". - Całe wojsko w ten sposób utrzymuje ludzi i jednostki, aby nie musieć wszystkiego tworzyć od nowa jeśli kiedyś wreszcie będzie nowy sprzęt, bo to jest bardzo trudne i kosztowne - tłumaczy. Dodaje jednak, że jest to równoznaczne z tym, iż znaczna część naszej floty przechodzi w stan "hibernacji".
- Niestety zapominamy o Bałtyku, a jest ważny. W wypadku wojny to właśnie morzem będzie do nas płynęło wsparcie na przykład z USA, bo to statkami najlepiej się transportuje większość uzbrojenia i zaopatrzenia - mówi Cielma.

 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8958

     
Kamaz73
 

Pancerny Inseminator
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.187
Nr użytkownika: 22.254

Robert
Stopień akademicki: mgr in¿.
Zawód: zolnierz zawodowy
 
 
post 22/08/2018, 17:14 Quote Post

Marek Świerczyński popełnił artykuł dla Polityki pt Beczka prochu o sytuacji w PGZecie za "dojnejzmiany" i po deformach Antona "co się brzozom nie kłania oraz nie używa mózgu zgodnie z przeznaczeniem". Zalecam się zapoznać. mam wersję papierową więc nie dam rady wkleić linka a kopiować nie będę bo to kradzież intelektualna.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kr...-kroplowce.read
Nic dodać nic ująć. Jest "git" tylko nie dla Nas.
 
User is offline  PMMini Profile Post #8959

     
Net_Skater
 

IX ranga
*********
Grupa: Supermoderator
Postów: 4.753
Nr użytkownika: 1.980

Stopień akademicki: Scholar & Gentleman
Zawód: Byly podatnik
 
 
post 22/08/2018, 20:03 Quote Post

I zaczyna sie szukanie winnych tego burdelu:

Opracowana ponad rok temu „Strategiczna Koncepcja Bezpieczeństwa Morskiego RP” nie tylko nie wsparła, ale jeszcze bardziej opóźniła modernizację techniczną Marynarki Wojennej RP. Odpowiedzialnym za to opóźnienie jest przede wszystkim Biuro Bezpieczeństwa Narodowego nie tylko firmując powstanie tego dokumentu, ale przede wszystkim nie robiąc nic, by jakby nie było - tylko „koncepcję” przełożyć na konkretne decyzje. Jak się okazuje ta bezczynność BBN dotyka nie tylko polskich sił morskich.
Za około miesiąc odbędą się główne obchody stulecia Marynarki Wojennej RP. Będzie to gorzkie święto, ponieważ wszystkie programy dotyczące zakupu okrętów bojowych są opóźnione a ogromna większość świętujących okrętów będzie miała ponad 30 lat.
Minęło pięć lat od wprowadzenia nadal obowiązującej „Białej Księgi Bezpieczeństwa Narodowego RP”, w którym Marynarka Wojenna była wymieniona jako problem, a słowo okręt nie pojawiło się ani razu (w odróżnieniu od słów: „samolot” i „rakieta”). Upłynęło również ponad czternaście miesięcy od pierwszej prezentacji „Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego Rzeczypospolitej Polskiej” [dalej w artykule określanej jako „Koncepcja”], dokumentu opracowanego przez zespół ekspertów powołanych przy Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.
W pierwszym przypadku „bierność morska” poprzedniego BBN dała wolną rękę byłemu Ministerstwu Obrony Narodowej, które wspólnie z istniejącym jeszcze wtedy Dowództwem MW opracowało koncepcję modernizacji technicznej Marynarki Wojennej. Koncepcję tą przełożono rok później na podprogramy okrętowe w ramach programu operacyjnego „Zwalczanie zagrożeń na morzu”, przygotowując m.in. trzy najważniejsze przetargi dotyczące pozyskania okrętów bojowych: okrętów podwodnych nowego typu „ORKA”, korwet „MIECZNIK” i okrętów patrolowych z funkcją zwalczania min „CZAPLA”.
W drugim przypadku „aktywność morska” obecnego BBN i opracowanie „Koncepcji” pozwoliły obecnemu Ministerstwu Obrony Narodowej na faktyczne przerwanie programu operacyjnego „Zwalczanie zagrożeń na morzu” i na zastopowanie procesu przygotowania przetargów dotyczących pozyskania okrętów podwodnych, korwet i okrętów patrolowych.

Można zadać pytanie: co z punktu widzenia polskiej floty było lepsze: zapisy „Białej Księgi”, czy „Koncepcja”? Nie bez powodu podczas opublikowania „Białej Księgi Bezpieczeństwa Narodowego RP” nikt nie przejął się marginalizowaniem tam spraw bezpieczeństwa morskiego, ponieważ zajmował się nimi wtedy resort obrony. Zupełnie inaczej było w przypadku „Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego RP”. Dokument ten od razu wywołał zaniepokojenie wśród ekspertów. Autor artykułu już podczas jego pierwszej, oficjalnej prezentacji zauważył, że nie został on uzgodniony: ani z Ministerstwem Obrony Narodowej, ani z parlamentarzystami.
Wskazał również, że „Koncepcja” może stać się pretekstem do przerwania już realizowanych procesów pozyskiwania okrętów bojowych. W odpowiedzi na pytania autora artykułu szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego minister Paweł Soloch temu zaprzeczał, ale późniejsze działania Ministerstwa Obrony Narodowej pokazały, że te obawy bynajmniej nie były bezpodstawne.
W zasadzie żadna z deklaracji Biura Bezpieczeństwa Narodowego oraz Inspektoratu Marynarki Wojennej złożonych przy okazji prezentacji w Gdyni „Koncepcji” 12 lutego 2017 r. nie została spełniona. Inspektor Marynarki Wojennej kontradmirał Mirosław Mordel wyjaśniał wtedy: „obecny program, mimo tego, że nie jest doskonały, to jednak małymi krokami powinien być realizowany. Te plany potraktujmy jako przyszłość. Będą pieniądze, będą możliwości. Tak, potrzebne nam są te fregaty. Niekoniecznie dzisiaj. To nie jest „Koncepcja”, która zakłada powstanie wszystkich elementów, które są tutaj wymienione jutro, pojutrze, czy w perspektywie, którą obejmuje program Zwalczanie zagrożeń na morzu”.
Jak się jednak okazało wizja fregat zawarta w „Koncepcji” „przebiła się” do MON i dała podstawę do zablokowania programów budowy okrętów nawodnych: „MIECZNIK” i „CZAPLA”, natomiast umieszczona tam negatywna ocena planu modernizacji technicznej – również do zastopowania programu budowy okrętów podwodnych „ORKA”. Tymczasem te trzy, w/w programy miały być podstawą do wzmacniania zdolności bojowych Marynarki Wojennej.
Natychmiastowym skutkiem tych decyzji było również wymuszone rozpoczęcie modernizacji starych okrętów i wydłużanie czasu ich służby (w przypadku 36 – letnich fregat typu Oliver Hazard Perry nawet do 2024 r.). A to oznacza nieplanowane wydawanie pieniędzy wcześniej przeznaczonych na nowe, pływające jednostki bojowe i odsuwanie przetargów przynajmniej do czasu zatwierdzenia nowego Planu Modernizacji Technicznej, z perspektywą do 2026 roku. Jednocześnie uderzyło to w polski przemysł stoczniowy, który już od kilku lat z nadzieją oczekuje na konkretne zamówienia ze strony Ministerstwa Obrony Narodowej.
Paradoksem w tej sytuacji jest fakt, że do prac nad „Strategiczną Koncepcją Bezpieczeństwa Morskiego” zostało włączone stowarzyszenie Rada Budowy Okrętów, co w założeniu miało wspierać wysiłki na rzecz modernizacji MW i zapewnić udział strony społecznej. Wewnątrz RBO doszło jednak do wielu podziałów, uwidocznionych na ostatnim spotkaniu Rady przez co nie udało się wypracować jednej koncepcji rozwoju polskich sił morskich. Istnienie kilku równoległych koncepcji rozwoju Marynarki Wojennej spowodowało skutek odwrotny do zamierzonego i jeszcze bardziej utrudniło modernizację sił okrętowych.
Nie sprawdziły się także słowa Szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Pawła Solocha, który zaznaczał, że „celem i zamiarem stworzenia Koncepcji było doprowadzenie … do powstania Strategii Bezpieczeństwa Morskiego, czyli takiego dokumentu, który rzeczywiście będzie już deklaracją woli i działań zmierzających do zmiany sytuacji”. W rzeczywistości nie zrobiono nic istotnego, by do powstania takiej „Strategii Bezpieczeństwa Morskiego” doprowadzić. Przez ponad rok nie powołano więc ani międzyresortowego i ponadpartyjnego zespołu, który by się zajął jej opracowaniem, ani nie złożono żadnej inicjatywy ustawodawczej, która by taki proces zainicjowała.
A przecież sam Prezydent Duda w „Słowie wstępnym” do „Koncepcji” zastrzegł: „Chciałbym aby opracowanie niniejszej Koncepcji zainicjowało debatę prowadzącą do przekształcania systemu bezpieczeństwa morskiego RP”. BBN jednak jak na razie nie wykonał tego wyraźnego zalecenia.
Z powodu tej bezczynności to, co miało być tylko bazą do dalszych prac, zaczęto nagle uznawać za „program morski” Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a nawet Prezydenta RP. Tymczasem jest to tylko jedna z koncepcji do dyskusji, opracowana przez jeden z wielu zespołów specjalistów, możliwych do powołania w Polsce. Sprawy by w ogóle nie było, gdyby ten zespół specjalistów zajął się tylko tezami ogólnymi, zawartymi szczególnie w pierwszych trzech rozdziałach: „Środowisko morskie”, „Siły Morskie RP” oraz „Kierunki rozwoju zdolności Sił Morskich RP”.
Jednak w „Koncepcji” zawarto również negatywną i nieuprawnioną ocenę sposobu modernizacji przez MON sił okrętowych. Przez jak na razie czternastomiesięczną bezczynność Biura Bezpieczeństwa Narodowego stała się ona niejako automatycznie: nie oceną kilku w rzeczywistości prywatnych osób, ale zaleceniem BBN, a więc automatycznie całego ośrodka prezydenckiego. Przebieg programów modernizacji marynarki wskazuje, że MON potraktował ten dokument właśnie w taki sposób.
I nie miały tu już znaczenia słowa ministra Solocha: „To są propozycje, rekomendacje pod dyskusję… Ostateczne decyzje muszą zapaść już w trakcie konsultacji”. Na oficjalnej stronie internetowej Biura Bezpieczeństwa Narodowego śladu po takich konsultacjach i decyzjach bowiem nie ma, natomiast znajduje się tam tylko „Strategiczna Koncepcja Bezpieczeństwa Morskiego RP” - z następującymi opiniami w treści:
„Przyjęty przez Polskę Program operacyjny Zwalczanie zagrożeń na morzu 2013-2022/30 nie powstał w oparciu o konkretną wizję MW RP i konieczność zapewnienia Polsce realnych zdolności, lecz w zasadniczej części jest wynikiem prostej wymiany wycofywanych jednostek (odziedziczonych z czasów Układu Warszawskiego) na nowe w ramach poszczególnych klas okrętów”;
„Rekomendowana dla Polski byłaby flota średnia” (a to oznacza, że przyszła polska flota wojenna nie powinna mieć zdolności odstraszania strategicznego i wymuszania czyli okręty podwodne nie muszą mieć rakiet manewrujących);
„Tylko poprzez osiągnięcie statusu floty kategorii 3, wymagającego m.in. pozyskania fregat wielozadaniowych zdolnych do zapewnienia obrony powietrznej obszaru, zmiany struktury sił okrętowych i aktywizację floty w operacjach sojuszniczych, Polska jest w stanie zneutralizować potencjalne zagrożenia”.
Trudno się więc dziwić, że obecne Ministerstwo Obrony Narodowej szukając oszczędności skorzystało z takich wskazówek i przerwało lub wstrzymało programy okrętowe: stworzone przez poprzedników, nie zapewniające fregat oraz zakładające pozyskanie okrętów podwodnych z bronią odstraszania (rakietami manewrującymi). I nie miało w tym wypadku znaczenia, że „Koncepcja” była opracowana przez grupę ludzi bez dostępu do rzeczywistych szacunków budżetowych i do ludzi z Marynarki Wojennej, którzy na bazie tych szacunków i również dogłębnych analiz wcześniej stworzyli koncepcje: „ORKI”, „MIECZNIKA” i „CZAPLI”.
Dla MON ważne było tylko to, że z niewiadomego powodu tą teoretycznie nic nie znaczącą opinię, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego umieściło na swojej oficjalnej stronie internetowej w dziale „Akty prawne i dokumenty strategiczne”, razem ze: „Strategią Bezpieczeństwa Narodowego RP” (z 2014 r.), „Strategią Rozwoju Systemu Bezpieczeństwa Narodowego RP - 2022” (z 2013 r.), „Biała Księgą Bezpieczeństwa Narodowego RP” (z 2013 r.) oraz „Doktryną cyberbezpieczeństwa RP” (z 2015 r.).
Żaden inny rodzaj Sił Zbrojnych RP poza Marynarką Wojenną nie doprowadził do opublikowania w dokumencie firmowanym przez polskie władze takiej krytyki własnych programów modernizacyjnych. O ile bowiem w wydanej dla BBN w 2018 r. analizie „Podstawowe problemy modernizacji technicznej Wojsk Lądowych Sił Zbrojnych RP w perspektywie 2022 roku” już na drugiej stronie zawarto zastrzeżenie, że „Opinie wyrażone w publikacji są poglądami autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Biura Bezpieczeństwa Narodowego”, o tyle w „Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego RP” takiego zapisu już nie zamieszczono. A przecież faktyczna wartość prawna obu tych dokumentów jest taka sama – czyli żadna.
Oczywiście nikt przy tym nie może zarzucić BBN-owi złych chęci, ponieważ rzeczywiście brakowało dokumentu, który ustaliłby, po co w ogóle są Polsce potrzebne siły morskie i jak one dla tych celów powinny wyglądać. Jednak sposób, w jaki „Koncepcja” została opracowana i opublikowana był niedopuszczalny i to, na co zwrócili dziennikarze 12 lutego 2017 r. okazało się prawdą. I nie ma tu znaczenia, że wśród autorów „Koncepcji” byli doskonali teoretycy morscy. W zespole tym brakowało bowiem przedstawicieli Ministerstwa Obrony Narodowej i wszystkich frakcji polskiego parlamentu, co od razu ograniczało wartość tego dokumentu do wagi papieru, na jakim został on wydrukowany.
Brak reakcji BBN na sytuację w Marynarce Wojennej
Przesunięcie w czasie programów okrętów nawodnych oraz nieuzasadnione oficjalnie zastopowanie programu „ORKA” nie spowodowało żadnej, widocznej i skutecznej reakcji ze strony Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Tymczasem jednym z głównych zadań BBN jest „monitorowanie, ocena i opiniowanie bieżącej działalności Sił Zbrojnych RP, perspektywicznych programów rozwojowych oraz planów operacyjnych ich użycia – w ramach zwierzchnictwa nad nimi Prezydenta RP”.
Prezydent RP, jako zwierzchnik Sił Zbrojnych poprzez BBN powinien więc reagować, gdy w wojsku zaczyna się dziać coś złego, a tylko tak przecież można nazwać sytuację okrętów bojowych w Marynarce Wojennej. Takiej widocznej reakcji jednak nie było i nic nie wskazuje, by to się zmieniło. Sytuacja w przemyśle stoczniowym i siłach okrętowych stała się już tak zła, że powinna stać się nawet tematem posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Jednak w trakcie działalności obecnego BBN tylko dwukrotnie zwołano spotkanie RBN: 9 marca 2016 r. (na temat aktualnych problemów bezpieczeństwa państwa) i 7 czerwca 2016 r. (na temat zbliżającego się szczytu NATO). Później - przez prawie dwa lata, takie narzędzie jak Rada Bezpieczeństwa Narodowego było kompletnie niewykorzystane.
Po trzech latach istnienia obecnego BBN nie udało się nawet spowodować odtworzenia Dowództwa Marynarki Wojennej, co było jednym z najważniejszych postulatów obecnej ekipy rządzącej. A przecież pierwszym zadaniem Biura Bezpieczeństwa Narodowego jest „…inicjowanie i udział w przygotowaniu koncepcji oraz planów organizacji i funkcjonowania zintegrowanego systemu kierowania bezpieczeństwem narodowym, a także nadzór nad ich realizacją w imieniu Prezydenta RP”. Pusty budynek Dowództwa MW przy Skwerze Kościuszki w Gdyni świadczy o tym, że i to zadanie nie zostało wykonane. Odtworzenie Dowództwa MW jako dowództwa rodzaju Sił Zbrojnych RP jest co prawda postulowane przez BBN w ramach przygotowywanej reformy systemu kierowania i dowodzenia, ale na razie są to tylko plany i deklaracje, a nie oficjalne, obowiązujące przepisy.
Biuro Bezpieczeństwa Narodowego nie podjęło się samodzielnie praktycznie żadnych działań, by sytuację w Marynarce Wojennej poprawić i wywołać dyskusję na ten temat. Nie skorzystano przy tym również z wydarzeń zewnętrznych takich jak Forum Bezpieczeństwa Morskiego. Co więcej BBN przestał inicjować dyskusje również na tematy związane z ogólnym bezpieczeństwem, o czym świadczy np. stopniowe „wyciszanie” wydawanego wcześniej przez BBN kwartalnika „Bezpieczeństwo Narodowe” i rezygnacja z publikowania opracowań w dziale „Analizy, Raporty i Notatki BBN” na swojej stornie internetowej (ostatni dokument tam umieszczony pochodzi jeszcze z czasów prezydenta Komorowskiego).
Strategia Bezpieczeństwa Morskiego a Biuro Bezpieczeństwa Narodowego
Jednym z najważniejszych zadań Biura Bezpieczeństwa Narodowego jest „opracowywanie i opiniowanie dokumentów o charakterze strategicznym (koncepcji, dyrektyw, planów, programów) w zakresie bezpieczeństwa narodowego, w odniesieniu do których kompetencje posiada Prezydent RP oraz nadzór nad realizacją zawartych w nich zadań określonych przez Prezydenta RP”. Warto więc przyjrzeć się działaniom BBN w odniesieniu do Marynarki Wojennej w szerszym kontekście obowiązków Biura.
Biorąc to pod uwagę, podjęcie prac nad wskazanym przez Prezydenta Dudę w „Słowie wstępnym” do „Koncepcji” „…przekształcaniem systemu bezpieczeństwa morskiego RP” byłoby więc uzasadnione i potrzebne. Jednak po ponad czternastu miesiącach od opublikowania „Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego RP” na oficjalnej stronie internetowej BBN nie można znaleźć innego obowiązującego dokumentu, który byłby związany z Marynarką Wojenną. Do powstania „Strategii Bezpieczeństwa Morskiego” (dla której punktem wyjścia miała być „Koncepcja”) nie udało się więc na razie doprowadzić. Co więcej nie wiadomo kiedy i czy w ogóle to nastąpi.
Gwoli sprawiedliwości należy zaznaczyć, że takich opracowań nie ma również, co do przyszłości innych Rodzajów Sił Zbrojnych (poza wymienionym wcześniej opracowaniem „Podstawowe problemy modernizacji technicznej Wojsk Lądowych Sił Zbrojnych RP w perspektywie 2022 roku”, które również nie jest oficjalnym dokumentem). Na razie wciąż nie opublikowano też nowych lub zaktualizowanych przez obecne kierownictwo BBN dokumentów strategicznych, na przykład Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego. Taki „Przegląd” mógłby być bowiem podstawą do konkretnych działań, w tym związanych z modernizacją Sił Zbrojnych, a więc i Marynarki Wojennej. Przykładowo, pożądane mogłoby się okazać wydłużenie okresu programowania rozwoju sił zbrojnych, tak aby finansowanie projektów modernizacyjnych można było planować na okres dłuższy, niż dziesięć lat.
Dzięki temu fundusze na największe programy można by rozłożyć nawet na kilkanaście lat, co w wielu wypadkach jest zbieżne z perspektywą ich faktycznej realizacji. Wiemy przecież, że przynajmniej część z nowo budowanych okrętów podwodnych „ORKA” trafi do polskiej Marynarki Wojennej po 2026 roku, czyli poza okres obowiązywania dopiero przygotowywanego Planu Modernizacji Technicznej 2017-2026.
Zgodnie z zapowiedziami Biura Bezpieczeństwa Narodowego i samych autorów, „Strategiczna Koncepcja Bezpieczeństwa Morskiego RP” nie powinna być uznawana za obowiązujący akt prawny. A to oznacza, że na miesiąc przed głównymi obchodami stulecia Marynarki Wojennej w BBN nie został przyjęty żaden akt prawny lub obowiązujący dokument strategiczny odnoszący się do polskiej floty - w tym tak potrzebna Strategia Bezpieczeństwa Morskiego.
Co więcej „Koncepcja”, a więc dokument który powstał pod egidą BBN przyczynił się do opóźnienia modernizacji sił morskich, choć paradoksalnie już w jego wstępie przyznawano, że wcześniej polską flotę dotknęły szczególne zaniedbania.

Zmiany w planach modernizacji Marynarki Wojennej RP, brak spójnej i realnej wizji, a także niekonsekwencja w przygotowaniu dokumentów strategicznych powodują, że w roku stulecia polskie siły okrętowe znajdują się w głębokim kryzysie. Szansą na poprawę tej sytuacji może być tylko konsekwentna i planowa realizacja programów modernizacyjnych. Jak na razie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego w tym nie pomaga.

(https://www.defence24.pl/morskie-koncepcje-...-wojenna-opinia

Oczywiscie zaczynaja sie wymadrzania glosow na "nie":

Po zablokowaniu przez premiera Mateusza Morawieckiego sprawa zakupu fregat Adelaide będzie dalej analizowana w resorcie obrony. Pojawiają się kolejne głosy krytyczne wobec tej koncepcji, wskazujące na straty dla przemysłu stoczniowego. - Nabycie ad hoc nieplanowanych i niespełniających polskich potrzeb i wymagań okrętów z Australii, choć krótkoterminowo przyniesie poprawę zdolności bojowych MW RP, to jednak w perspektywie długofalowej okaże się wielce szkodliwe dla procesu modernizacji sił morskich, a także dla polskiego przemysłu obronnego, a w konsekwencji dla bezpieczeństwa państwa. – stwierdziło w stanowisku Polskie Lobby Przemysłowe.

Tuż przed rozpoczęciem wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Australii premier Mateusz Morawiecki zablokował pozyskanie ponad 25-letnich, używanych fregat typu Adelaide. List intencyjny w tej sprawie miał zostać podpisany w trakcie wizyty, ale najprawdopodobniej do tego nie dojdzie. Pośrednio potwierdził to szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski powiedział w poniedziałek, że rozmowy w trakcie wizyty będą dotyczyć szeroko rozumianej współpracy wojskowej, a negocjacje w sprawie konkretnych programów prowadzi Ministerstwo Obrony Narodowej. W składzie delegacji, która udała się do Australii jest też szef MON Mariusz Błaszczak.
Negocjacje dotyczące konkretnych zakupów prowadzi rząd, prowadzi Ministerstwo Obrony Narodowej i one będą prowadzone. Ministrowie dzisiaj potwierdzili, że kanały komunikacji powinny być otwarte, ale zależy nam na tym, aby ta rozmowa miała charakter szerszy, żeby dotyczyła nie tylko konkretnych zakupów, ale także szkolenia, współpracy technologicznej, współpracy w zakresie wspólnych ćwiczeń wojskowych
Jednocześnie jeszcze 10 sierpnia minister Szczerski mówił: „Jeśli chodzi o obszar obronny, to przede wszystkim współpraca polsko-australijska w modernizacji polskiej Marynarki Wojennej. Do Australii jednocześnie z wizytą pana prezydenta udaje się także minister obrony narodowej, który będzie prowadził swoje rozmowy. Zakładamy, że ich efektem będzie podpisanie listu intencyjnego na zakup fregat rakietowych typu Adelajda, które mają wzmocnić polską Marynarkę Wojenną.”.
O inicjatywie zakupu australijskich fregat ciepło wypowiadali się przedstawiciele BBN, jak choćby wiceszef Biura Dariusz Gwizdała, który już po decyzji premiera Morawieckiego mówił PAP, że jest to kierunek wart rozważenia jako rozwiązanie pomostowe. Ostrożne stanowisko zajmuje natomiast MON i rząd. Wiceszef resortu Wojciech Skurkiewicz stwierdził w telewizji wPolsce.pl, że „MON nie wypowiadało się co do samego zakupu tych okrętów.”, zaznaczając że to nie resort obrony jest inicjatorem koncepcji pozyskania fregat. Wcześniej tej koncepcji sprzeciwił się szef resortu gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk.
Z kolei szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin stwierdził w Polsat News, że analizy w tym zakresie będą prowadzone przez resort obrony. – MON będzie analizował, czy ten zakup jest korzystny dla Polski, dla polskiej armii, również dla polskiej gospodarki – powiedział. Zwrócił uwagę, że kwestia ta jest analizowana w kontekście możliwości polskiego przemysłu stoczniowego, który jest odbudowywany przez rząd PiS. – Mówimy o zakupie sprzętów używanych. Chcielibyśmy, żeby do Polski trafiał nowy sprzęt – stwierdził Jacek Sasin.
Pojawia się coraz więcej głosów sceptycznych wobec możliwego zakupu fregat Adelaide. Eksperci Polskiego Lobby Przemysłowego przeanalizowali informacje dotyczące zakupu fregat. Przyznali, że „pozyskanie fregat typu Adelaide krótkoterminowo przyczyni się do zwiększenia zdolności MW RP i nieznacznego odmłodzenia jej okrętów.”. Jednocześnie jednak zauważyli, że nie wiadomo czy pozyskanie fregat będzie wiązać się z wycofaniem – niedawno remontowanych (za dość znaczne środki) – fregat OHP „i czy w związku tym program Miecznik zostanie definitywnie zakończony”.
Jest zupełnie niejasne dlaczego i na jakiej podstawie zostały wybrane te właśnie okręty i w realizację którego zadania programu operacyjnego „Zwalczanie zagrożeń na morzu” pozyskanie fregat typu Adelaide ma się wpisywać.

Stanowisko Polskiego Lobby Przemysłowego
Zwrócili też uwagę, że podstawy i powody wyboru tych właśnie jednostek są „zupełnie niejasne”. Przypomnijmy, że zakupu fregat – w przeciwieństwie do pozyskania nowych okrętów obrony wybrzeża Miecznik i jednostek patrolowych ze zdolnością zwalczania min Czapla – nie ujęto w Planie Modernizacji Technicznej.
Eksperci PLP przypomnieli też, że nie poinformowano opinii publicznej o kwocie, za jaką miałyby zostać pozyskane fregaty Adelaide, ani o zakresie takiej transakcji. - Niemniej jednak, jeśli, według niektórych źródeł, koszt te mają się kształtować na poziomie około 4 mld zł i będą obciążać budżet ministerstwa obrony narodowej to zdaniem PLP wydatnie zmniejszą zakres zamówień nowych okrętów w polskich stoczniach i zahamują modernizację pozostałych sił okrętowych MW RP – stwierdzono. Dodali, że oba okręty, zbudowane odpowiednio w 1992 (HMAS „Melbourne”) i 1993 roku (HMAS „Newcastle”), pomimo modernizacji mają za sobą ok 70. proc. resursu i gdyby nie zakup przez Polskę, zostałyby wkrótce zezłomowane. Adelaidy w momencie wprowadzenia do służby w MW RP będą też starsze, niż były obecnie używane fregaty Oliver Hazard Perry.
Dodatkowo zauważyć należy, że okręty te zostały skonstruowane z myślą o wykonywaniu zadań na akwenach oceanicznych, co sprawia, że ich użycie na litoralnym, niedużym, półzamkniętym akwenie jakim jest Bałtyk może napotkać na szereg trudności w wykorzystaniu stacji hydroakustycznych, broni podwodnej, a także systemów przeciwlotniczych, co wydatnie zmniejszy zdolności bojowe całych platform.
Stanowisko Polskiego Lobby Przemysłowego
Z analiz uzbrojenia i możliwości bojowych fregat Adelaide wynika również, że nie są one dostosowane do działań w strefach antydostępowych (A2/AD), jakie Rosja utworzyła na Bałtyku. Wątpliwości przedstawicieli PLP wzbudziły też kwestie związane z utrzymaniem fregat w służbie w trakcie cyklu życia. Po pierwsze, trudno oszacować koszty związane z dostosowaniem ich systemów swój-obcy (IFF), łączności i kryptografii czy zaopatrzenia do standardów NATO.
Po drugie, nie wiadomo w jakim stopniu Polska będzie zależna od Australii (czy nawet USA) w zakresie dokonywania remontów tych okrętów. - Należy również wkalkulować ryzyko, że polski przemysł stoczniowy może ponosić znaczne dodatkowe koszty wynikające z klauzul, dotyczących ochrony myśli technologicznej zastosowanej na fregatach typu Adelaide, zamieszczonych przez rząd Australii w umowie sprzedaży tego rodzaju uzbrojenia – stwierdzono. Wreszcie, dotychczasowe doświadczenia z fregatami typu OHP wskazują, że są to jednostki drogie w utrzymaniu, co ogranicza fundusze na zakup nowych okrętów. To z kolei może wpłynąć negatywnie na kondycję branży, ale też na jej możliwości eksportowe.
Zakup okrętów typu Adelaide może zastopować proces budowy okrętów w polskich stoczniach, co negatywnie odbije się na kondycji finansowej tej istotnej dla bezpieczeństwa państwa branży przemysłu oraz całkowicie pogrzebie możliwości eksportu platform, które byłyby budowane w przyszłości dla MW RP, a co mogłoby dać polskim stoczniom szansę na walkę o zagraniczne kontrakty.
Przedstawiciele PLP przypominają, też doświadczenia z realizacji programu niszczyciela min nowego typu Kormoran, będące dowodem że polski przemysł potrafi budować okręty, a „sam proces nie musi trwać wiele lat”. „Kluczowym czynnikiem jest decyzyjność na szczeblu politycznym i zapewnienie finansowania.” - podkreślono.

(https://www.defence24.pl/kontrowersje-ws-ad...ie-modernizacji)

No i zaczela sie wytykanie palcem czyli kto jest "za" i kto jest "przeciw" - czyli popis rzadowo-partyjnych madrali:

Analiza resortu obrony narodowej była jednoznaczna: te fregaty, gdy chodzi o Bałtyk, by się po prostu nie sprawdziły – powiedział w Polskim Radiu europoseł PiS Ryszard Czarnecki. Dodał, że sama koncepcja pozyskania Adelaide była inicjatywą australijskiej Polonii.

Europoseł i wpływowy polityk PiS był pytany w „Sygnałach Dnia” o planowane wcześniej podpisanie listu intencyjnego związanego z zakupem ponad 25-letnich używanych australijskich fregat Adelaide, co ostatecznie nie będzie mieć miejsca. Inicjatywę zablokował premier Mateusz Morawiecki. Parlamentarzysta odpowiedział, że analiza przeprowadzona w MON była jednoznaczna: fregaty nie są dostosowane do działań na Bałtyku, a koszty ich „dozbrojenia” byłyby istotne. - Analiza resortu obrony narodowej była jednoznaczna: te fregaty, gdy chodzi o Bałtyk, by się po prostu nie sprawdziły i trzeba do tego jeszcze ponieść spore koszty ich dozbrojenia – stwierdził.
Według mojej wiedzy była to inicjatywa – i za to należy im podziękować – naszych rodaków w Australii, prężnej polskiej emigracji, która uznała, że to jest pomysł dobry na wzmocnienie polskiej armii, i za te ich dobre intencje należy im podziękować, bo to dobrze świadczy o ich patriotyzmie. Natomiast tutaj nieubłagana jest analiza, którą przeprowadził MON. W związku z tym tych fregat nie będzie.
Ryszard Czarnecki dodał, że według jego wiedzy prezydent Andrzej Duda „nie był osobiście zaangażowany” w koncepcję zakupu fregat. Zaznaczył, że inicjatywa wyszła od australijskiej Polonii. Wyraził zadowolenie z zainteresowania jej przedstawicieli wzmacnianiem polskich zdolności obronnych. Powtórzył jednak, że przeprowadzone w resorcie obrony analizy dały jednoznaczną i negatywną ocenę koncepcji zakupu fregat.
Po zablokowaniu planowanego wcześniej podpisania listu intencyjnego ws. fregat Adelaide przez premiera Morawieckiego z dystansem o tej koncepcji wypowiadali się przedstawiciele rządu i resortu obrony. Wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz powiedział w piątek w telewizji wPolsce.pl, że „MON nie wypowiadało się co do samego zakupu tych okrętów.”, zaznaczając że to nie resort obrony jest inicjatorem koncepcji pozyskania fregat. Wcześniej tej koncepcji sprzeciwił się szef resortu gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk. Bronił jej natomiast wiceszef BBN Dariusz Gwizdała.
Z kolei szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin stwierdził w Polsat News, że analizy w tym zakresie będą prowadzone przez resort obrony. – MON będzie analizował, czy ten zakup jest korzystny dla Polski, dla polskiej armii, również dla polskiej gospodarki – powiedział. Zwrócił uwagę, że kwestia ta jest analizowana w kontekście możliwości polskiego przemysłu stoczniowego, który jest odbudowywany przez rząd PiS. – Mówimy o zakupie sprzętów używanych. Chcielibyśmy, żeby do Polski trafiał nowy sprzęt – stwierdził Jacek Sasin.
Szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski stwierdził w poniedziałek, że "Negocjacje dotyczące konkretnych zakupów prowadzi rząd, prowadzi Ministerstwo Obrony Narodowej i one będą prowadzone.". Jeszcze 10 sierpnia prezydencki minister mówił o planowanym podpisaniu listu intencyjnego związanego z pozyskaniem fregat. Podczas wizyty w Australii do tej kwestii odniósł się natomiast sam prezydent Andrzej Duda. Stwierdził, że „żaden temat nie jest zamknięty”. Zaznaczył jednocześnie, że to kwestia „wewnątrzkrajowych dyskusji, z jednej strony o charakterze wojskowym, ale z drugiej strony także i biznesowym, bo to jest kwestia także i polskiego przemysłu stoczniowego”.
Wątpliwości budzą też ich zdolności bojowe. Pomimo modernizacji, nadal dysponują one dwuwspółrzędnym radarem AN/SPS-49, używanym do wstępnego kierowania ogniem rakiet, przez co nie mogą w pełni wykorzystać potencjału systemów przeciwlotniczych SM-2 i ESSM. Polsce oferowano dwie ostatnie dostępne jednostki tego typu, zbudowane odpowiednio w 1992 i 1993 roku.
Zakup fregat nie został ujęty w Planie Modernizacji Technicznej. Nie są też znane koszty pozyskania fregat, pojawiają się jednak szacunki kwot rzędu od 2 do 4 mld złotych. Podobnie nie wiadomo, jakie koszty trzeba by ponieść w cyklu życia fregat, przy czym za wsparcie ich eksploatacji byłyby odpowiedzialne przede wszystkim podmioty zewnętrzne.

(https://www.defence24.pl/czarnecki-adelaide...egat-nie-bedzie

A na koniec ta sama strona (www.defence24.2l) przedstawia opinie dotyczaca fregat Adelaide:


Pierwszy oficjalny sygnał, że są prowadzone „bardzo zaawansowane prace związane z pozyskaniem fregat typu Adelaida z Australii” został przekazany w czasie posiedzenia Sejmowej Komisji Obrony Narodowej z 23 marca 2017 r. przez generała brygady Jarosława Kraszewskiego - Dyrektora Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Wypowiedź generała była dużym zaskoczeniem dla specjalistów, ponieważ wcześniej nie informowano, że tego rodzaju negocjacje są w ogóle brane pod uwagę.
Dodatkowo nie była to prawdopodobnie inicjatywa podjęta przez gestora – Marynarkę Wojenną, ale „oddolnie” - przez członków Rady Budowy Okrętów. Jak się bowiem okazało korespondencję w tej sprawie ze specjalistami w australijskiej marynarce wojennej prowadził w lipcu 2016 r. Szymon Hatłas - sekretarz komitetu ds. koncepcji bezpieczeństwa morskiego, powołanego przy Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.
Paradoksalnie stowarzyszenie, które zostało powołane by pomóc w budowie nowych jednostek pływających dla Marynarki Wojennej, może w ten sposób przyczynić się do tego, że te nowe jednostki pojawią się w Polsce o wiele później. Uruchomiono bowiem lawinę, która w pewnym sensie zmusiła do działań Ministerstwo Obrony Narodowej i do podjęcia kroków, które pośrednio uderzą w polski przemysł stoczniowy.
Resort obrony może skorzystać teraz z okazji i opóźnić rozpoczęcie programów okrętowych „Miecznik” i „Czapla”. Będzie miał przy tym bardzo dobre wytłumaczenie, ponieważ australijskie okręty są rzeczywiście lepsze od tych jednostek, jakie posiada obecnie Marynarka Wojenna.

Okręty nowe czy stare?
Wszystkie fregaty typu Adelaide są młodsze od wykorzystywanych w Polsce okrętów tego samego typu (Oliver Hazrad Perry): ORP „Gen. K. Pułaski” (ex. USS „Clark”) wprowadzonego do linii w US Navy 09.05.80 r. i ORP „Gen. T. Kościuszko” (ex. USS „Wadsworth”) - wprowadzonego 28.02.80 r.
Pomimo tego nie można jednak twierdzić, że zmodernizowane Adelaide to nowe jednostki pływające. Były one bowiem wprowadzane do linii kolejno: HMAS „Adelaide” – 15.11.80 r., HMAS „Canberra” – 21.03.81 r. HMAS „Sydney” – 29.01.83 r., HMAS „Darwin” – 21.06.84 r., HMAS „Melbourne” – 15.02.92 r. i HMAS „Newcastle” – 11.12.93 r. Pierwsze dwie fregaty („Adelaide” i „Canberra”) po wycofaniu zostały zatopione u wybrzeży Australii tak więc Polska będzie mogła pozyskać jednostki mające od 34 (wycofana w 2015 r. fregata ex. HMAS „Sydney”) do 24 lat (najmłodsza fregata HMAS „Newcastle”).
Dodatkowo nie są to jednostki nowoczesne. Ich koncepcja powstała bowiem na początku lat siedemdziesiątych, a więc w czasach „Zimnej Wojny”. Wtedy nie brano pod uwagę m.in.: kosztów eksploatacji okrętów, konieczności ograniczania liczebności załóg, potrzeby wielozadaniowości i „ekspedycyjności” oraz nie trzeba było uwzględniać zagrożeń, które pojawiły się dwadzieścia lat później. Modernizacja australijskich fregat poprawiła więc niewątpliwie ich możliwości, ale na pewno nie wyeliminowała wszystkich problemów.

Jakie fregaty są potrzebne Marynarce Wojennej?
Jedynym w miarę oficjalnym opracowaniem, w którym opisano, jak ewentualnie powinny wyglądać przeszłe „polskie fregaty” była „Strategiczna Koncepcja Bezpieczeństwa Morskiego” (SKBM). Wskazano w niej wyraźnie, że okręty tej klasy powinny zostać wprowadzone, ponieważ mają zdolności, których nie posiadają korwety, a w tym:
Możliwość użycia pocisków manewrujących (projekcja siły z morza na ląd);
Wykrywanie i śledzenie rakiet balistycznych;
Zwalczanie rakiet balistycznych;
Zdolność do uczestniczenia w inicjatywach BMD (np. sensory),
Zapewnienie obrony powietrznej obszaru (osłona innych sił);
Dowodzenie obroną powietrzną znacznych obszarów i zespołów;
Obronę przed kierowanymi pociskami przeciwokrętowymi (PoKPR);
Według dyrektora Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, generała Jarosława Kraszewskiego nowe fregaty mają również pozwolić „na budowanie swego rodzaju przyczółków do prowadzenia operacji ekspedycyjnych”.

Problem tkwi w tym, że wprowadzenie okrętów typu Adelaide wcale nie oznacza pozyskania tych zdolności. Australijskie fregaty nie mają bowiem i nie będą na pewno miały możliwości użycia rakiet manewrujących, jak również nie będą mogły uczestniczyć w zwalczaniu rakiet balistycznych BMD (Ballistic Missile Defence).
Co więcej pomimo modernizacji system obrony przeciwlotniczej również nie zalicza się do najnowocześniejszych i najprawdopodobniej nie zabezpieczy zespołów okrętowych przed atakiem np. najnowszych, rosyjskich rakiet przeciwokrętowych. Znowu więc otrzymamy tylko tzw. „okręty pomostowe”, nowocześniejsze od tego co obecnie wykorzystujemy, ale nie to, czego rzeczywiście potrzebujemy (oczywiście wg. SKBM). Zakup zabezpieczających nasze potrzeby okrętów będzie więc nadal przed polskimi siłami zbrojnymi.

Rakiety manewrujące i antyrakiety dopiero przed nami
Tymczasem pamiętajmy, że w „Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego” napisanej pod egidą Biura Bezpieczeństwa Narodowego SKBM wyraźnie zaznaczono, że Polsce są potrzebne okręty nawodne wielozadaniowe (klasy fregata) posiadające m.in. zdolność do przenoszenia rakiet manewrujących do atakowania celów naziemnych (Land-Attack Missile, LAM). Dostępne obecnie na świecie (przynajmniej teoretycznie) pociski tej klasy dla okrętów nawodnych startują jednak jedynie z odpowiednio długich wyrzutni pionowego startu, a takich na australijskich okrętach nie ma (chociaż Rosjanie montują je nawet na korwetach projektu 21631 typu „Bujan-M”o wyporności mniejszej niż 1000 ton).
Podobnie jest z wykrywaniem, śledzeniem oraz zwalczaniem rakiet balistycznych i uczestniczeniem w inicjatywach BMD. Jest to jak na razie domena niszczycieli i krążowników wyposażonych w system AEGIS. Wprowadzenie takich możliwości na mniejszych jednostkach to kosztowna wizja przyszłości dotycząca tylko największych jednostek tej klasy (około 6000 ton) – np. fregat FREMM. Na pewno nie uda się jednak zrealizować na fregatach typu Adelaide – głównie z powodu wykorzystywanego przez te jednostki systemu obserwacji technicznej.

Czy obrona przeciwlotnicza fregat typu Adelaide spełnia polskie wymagania?
Według generała Kraszewskiego z BBN: „Umieszczenie okrętów klasy fregata wpisuje się już w koncepcję obecnego kierownictwa resortu obrony narodowej budowania wielopłaszczyznowego systemu obrony powietrznej. Fregaty zapewniają tą zdolność. Znacząco poszerzają parasol obrony przeciwlotniczej. Nie tylko nad terytorium RP w sensie lądowym, ale także terytorium morskim.”
Dlatego w SKBM zaznaczono, że „Rozwój MW RP wymaga modernizacji lub pozyskania okrętów nawodnych wielozadaniowych (klasy fregata) o wyporności i innych parametrach gwarantujących zdolności do:…zapewnienia obszarowej obrony powietrznej o odpowiednim zasięgu efektorów, zapewnienia informacji o sytuacji powietrznej, nawodnej i lądowej dalekiego zasięgu (w tym targetingu), realizacji funkcji wczesnego ostrzegania dla krajowego systemu obrony powietrznej…”.
Teraz politycy uznali, że wprowadzenie australijskich Adelaide da nam te możliwości i pozwoli zwiększyć zdolności obrony przeciwlotniczej. Nie można tego jednak uznać jako sukces, ponieważ Marynarka Wojenna wcześniej takich możliwości po prostu w ogóle nie posiadała. System przeciwlotniczy na polskich fregatach typu OHP był bowiem od momentu ich przekazania niesprawny i do dzisiaj nie udało się go uruchomić. Tak więc każdy działający system rakietowy jest lepszy od tego, co mieliśmy.

Oczywiście prawdą jest, że nawet gdyby polskie fregaty były całkowicie sprawne to ich zmodernizowane, australijskie odpowiedniki byłyby lepsze. Australijczycy przeanalizowali bowiem możliwości swoich okrętów typu Adelaide i ustalili, co trzeba w nich zmienić – m.in. by poprawić skuteczność systemu przeciwlotniczego.
Wskazali oni m.in., że fregaty typu OHP „…są mało efektywne w odniesieniu do małych celów powietrznych niskolecących, a więc poruszających się w obecności silnych zakłóceń od fal i deszczu (clutter morski). Próby wykazały, że operatorzy mogą utracić możliwość śledzenia takich obiektów z powodu złej jakości zobrazowania radiolokacyjnego, oraz że czas wykrywania szybkich samolotów i rakiet przy zakłóceniach znacznie się wydłuża”.
Za przestarzały i mało wydolny uznano system dowodzenia. Oceniono również system rakietowy oparty o jednoprowadnicową wyrzutnię Mk 13, który według Australijczyków miał małą szybkostrzelność, nie dając możliwości obrony np. przed atakiem rakietowym przeprowadzonym z wielu kierunków i na różnych wysokościach jednocześnie. Naprawa tej sytuacji kosztowała australijskiego podatnika około miliarda dolarów USA (1,266 miliarda dolarów australijskich).
Za te pieniądze zmodernizowano cztery fregaty, które jednak stanowiły tylko pomost dla realizowanego równolegle programu budowy niszczycieli przeciwlotniczych typu Hobart. I to dlatego jedna fregata Adelaide już została wycofana (ex. HMAS „Sydney”), gdy budowa pierwszego okrętu HMAS „Hobart” praktycznie się zakończyła (trwają obecnie próby morskie, a wprowadzenie do linii ma nastąpić w czerwcu 2017 r.).

Co Australijczykom nie podoba się w Adelaidach, że wprowadzają Hobarty?
Odpowiedź o powodach, które zadecydowały o wycofaniu zmodernizowanych za tak duże pieniądze australijskich fregat może paradoksalnie znaleźć się w polskich, Wstępnych Założeniach Taktyczno-Technicznych (WZTT) dla okrętów obrony wybrzeża „Miecznik”. Wymagania te są niejawne – szczególnie jeżeli chodzi o opis możliwości bojowych poszczególnych systemów, jednak można się domyślać, że wskazano tam nie tylko minimalny zasięg uzbrojenia, ale również m.in. na wymagane:
szybkostrzelność i skuteczność systemów rakietowych;
ilość jednocześnie zwalczanych celów powietrznych i nawodnych;
zdolność do samodzielnego tworzenia rozpoznanego obrazu sytuacji powietrznej;
ilość jednocześnie śledzonych celów przez system obserwacji;
niezawodność systemów rakietowych i obserwacji;
podatność modernizacyjną.
I teraz trzeba sobie uczciwie powiedzieć, czy opierając się na systemach rakietowych i radiolokacyjnych z lat osiemdziesiątych można spełnić kryteria stawiane okrętom w drugiej dekadzie XXI wieku – w tym warunki określone w Polsce. Oczywiście Australijczycy zrobili wiele by poprawić sytuację, ale nie by ją całkowicie naprawić – o czym świadczy fakt budowania niszczycieli przeciwlotniczych typu Hobart i rozpoczynany obecnie program budowy nowych fregat.

Co zrobiono na Adelaidach jeżeli chodzi o system zwalczania celów powietrznych i nawodnych?
Jeżeli chodzi o walkę z celami powietrznymi to modernizacja okrętów typu Adelaide objęła przede wszystkim:
system samoobrony przed rakietami przeciwokrętowymi i zwalczania celów powietrznych;
system kontroli ognia i radarów obserwacyjnych;
system dowodzenia i kontroli (C2) oraz konsol operatorskich (modernizacja BCI - Bojowego Centrum Informacyjnego).
Jak widać próbowano poprawić zarówno to, co wykrywa zagrożenie i je analizuje, jak i to co je zwalcza. Jeżeli chodzi o systemy rakietowe, odbyło się to poprzez zamontowanie wyrzutni pionowego startu rakiet przeciwlotniczych RIM-162 Evolved Sea Sparrow (ESSM) oraz modernizację wyrzutni Mk 13 GMLS i systemu kierowania ogniem do strzelania rakietami przeciwlotniczymi Standard Missile SM-2MR. Nastąpił wiec wyraźny postęp jeżeli chodzi o bliski zasięg (zwiększono szybkostrzelność i skuteczność stosując wyrzutnie pionowego startu MK41 oraz rakiety ESSM) jak i średni zasięg (poprzez wprowadzenie rakiet SM-2MR).
Zamontowanie na fregatach typu Adelaide wyrzutni pionowego startu Mk 41 było jedną z największych „zdobyczy modernizacyjnych”. W każdym silosie startowym może bowiem pomieścić cztery rakiety ESSM (Evolved Sea Sparrow Missile) przez co okręt uzyskał teoretycznie możliwość strzelania salwami aż 32 pocisków przeciwlotniczych.
Okręty australijskie mają przy tym cały czas możliwość korzystania z jednego stanowiska startowego wyrzutni Mk 13 GMLS (z magazynem dla 40 rakiet przeciwlotniczych Standard Missile SM-2MR oraz dla pocisków przeciwokrętowych Harpoon). W tym drugim przypadku nie wyeliminowano jednak podstawowej wady fregat Adelaide, jakim jest sam system rakietowy i to zarówno w odniesieniu do wyrzutni, jak i radarów kierowania uzbrojeniem.
Koncern Lockheed Martin Naval Electronic and Surveillance Systems zajął się bowiem modernizacją systemu kierowania ogniem Mk 92 (unowocześniając go do wersji Mod 12), ale musiał się przy tym opierać na już istniejących na okręcie: jednoprowadnicowej wyrzutni Mk 13 oraz radarach (w tym systemu CAS - Combined Antenna System). Dlatego według dostępnych informacji, system Mk92 pozwala na australijskich fregatach na kierowaniem strzelaniem artyleryjskim i rakietowym tylko w odniesieniu do dwóch celów nawodnych i dwóch celów powietrznych jednocześnie.
Większe możliwości ma zmodernizowane Bojowe Centrum Informacyjne, gdzie połączono nowe i stare sensory z nowymi i starymi efektorami implementując nowy system dowodzenia i kierowania ADACS (Australian Distributed Architecture Combat System). W porównaniu do wcześniej wykorzystywanego systemu NCDS (podobnego do tego, jaki jest wykorzystywany obecnie na polskich fregatach), ADACS pozwolił m.in. na:
zmniejszenie czasu pomiędzy wykryciem zagrożenia a reakcją systemu uzbrojenia;
kwalifikowanie zagrożeń pod względem ważności;
lepszy i szybszy rozdział celów do niszczenia dla systemów uzbrojenia;
wsparcie dla procesora Systemu Uzbrojenia WCP (Weapon Control Processor) przy planowaniu jednoczesnego zwalczania wielu celów;
bezpośrednie połączenie z systemem kierowania strzelaniem AN/SWG-1A rakiet Harpoon i aktywnych środków zakłócających Nulka;
wsparcie automatycznego systemu samoobrony ASD.
Wprowadzono również Zintegrowany Zautomatyzowany System Wykrywania i Śledzenia Radarowego RIADT (CEA Radar Integrated Automatic Detection and Tracking system), którego głównym zadaniem jest tworzenie tras prowadzonych obiektów przy jednoczesnym wykorzystaniu zobrazowania ze wszystkich radarów okrętowych (w tym radarów kierowania uzbrojeniem).
Ale podstawą systemu ostrzegania nadal pozostał dwuwspółrzędny radar obserwacji sytuacji powietrznej AN/SPS-49, owszem zmodernizowany do wersji AN/SPS-49A(V)1, ale ciągle bez możliwości wykrywania wysokości (a więc dokładnego zlokalizowania obiektów w powietrzu). Bardzo trudno byłoby więc połączyć okręt ze zintegrowanym systemem obrony powietrznej kraju (a trzeba to zrobić jeżeli fregaty miałyby być wykorzystywane w tym celu).
To właśnie z tego powody Turcy modernizując swoje fregaty typu Gabya (ex. Oliver Hazard Perry) w ogóle zrezygnowali z radarów SPS-49 montując trójwspółrzędne stacje radiolokacyjne SMART-S firmy Thales (taki sam radar otrzymał też budowany w Stoczni Marynarki Wojennej okręt patrolowy „Ślązak”).
W wykorzystaniu pełnych możliwości rakiet SM-2 przeszkadza również sama jednoprowadnicowa wyrzutnia Mk 13. I nie chodzi tu tylko o czas, jaki upływa pomiędzy startem jednej rakiety, a załadunkiem i startem drugiej, ale również o konieczność zwolnienia tej wyrzutni w przypadku, gdyby była potrzeba wykonania uderzenia na jakiś cel nawodny. Rakiet przeciwokrętowe Harpoon są bowiem przechowywane w tym samym magazynie i korzystają z tej samej wyrzutni. Ich wprowadzenie na prowadnicę, automatycznie blokuje więc cały system przeciwlotniczy średniego zasięgu.
Było to dopuszczalne w latach osiemdziesiątych, gdy fregaty typu OHP działały na oceanach i gdzie było niewielkie zagrożenie pojawienia się obcych okrętów. Ale zupełnie inaczej jest już na Bałtyku, gdzie cele nawodne i powietrzne mogą się pojawić w każdej chwili, jednocześnie i z różnych kierunków. Wtedy jednoprowadnicowa wyrzutnia nie wystarczy.
Należy dodatkowo pamiętać, że wiele rozwiązań wprowadzonych na australijskich okrętach nie będzie wykorzystanych w Polsce. Przykładowo australijskie fregaty mają w porównaniu do polskich okrętów typu OHP większe lądowisko pozwalające na wykorzystywanie większych śmigłowców np. typu S-70B-2 Seahawk. W ramach modernizacji otrzymały one m.in. dedykowany kanał transmisji danych HDL (Helo Data Link), co pozwala zobrazować informacje z sensorów helikoptera bezpośrednio w okrętowym systemie walki. Bez nowych śmigłowców Polska nie będzie mogła z tego skorzystać.

Lepsze niż mieliśmy, ale czy to wystarczy?
To, że Australia chce w ogóle rozmawiać z Polską na temat ewentualnego przekazania fregat typu Adelaide świadczy niewątpliwie o dużym zaufaniu, jakim posiadamy u Australijczyków. Trzeba bowiem pamiętać, że na okrętach tych znajduje się wiele rozwiązań, które są wrażliwe z punktu widzenia australijskiego systemu obrony, jak chociażby oprogramowanie nowego – okrętowego systemu walki.
Z drugiej jednak strony Australijczycy mogą na tym zyskać i to całkiem niemałe pieniądze. Przede wszystkim za wycofanie i utylizację fregat trzeba będzie zapłacić z budżetu australijskiego resortu obrony. Dodatkowo o ile okręty możemy uzyskać za atrakcyjną cenę to rakiety i amunicję trzeba będzie od sił morskich Australii odkupić. Jest to uzbrojenie, które w większości nie będzie mogło być wykorzystane na nowych niszczycielach typu Hobart i Australijczycy musieliby je zutylizować. A tak mogą je sprzedać (np. rakiety SM-2 dla wyrzutni „prowadnicowej”).
Do tego dochodzi samo wsparcie logistyczne, z którego będziemy musieli skorzystać oraz szkolenie, za które trzeba będzie zapłacić. Oczywiście niewątpliwym plusem pozyskania fregat Adelaide będzie możliwość zachowania załóg, które zostały już wyszkolone i opływane na polskich okrętach typu Oliver Hazard Perry. Ale w przypadku wielu systemów załogi te trzeba będzie wyszkolić w Australii i to często praktycznie od zera (np. obsługę BCI).

Może nie warto, ale trzeba?
Artykuł ten nie miał na celu tylko krytykowania pomysłu sprowadzenia australijskich fregat do Polski. Nie można bowiem „totalnie” negować takiej decyzji nie mając wiedzy na temat rzeczywistych planów i możliwości finansowych Ministerstwa Obrony Narodowej jeżeli chodzi o najważniejsze programy okrętowe realizowane dla Marynarki Wojennej.
Pamiętajmy bowiem, że w rzeczywistości do dzisiaj nie przekazano sensownego wytłumaczenia, dlaczego wstrzymano programy „Miecznik” i „Czapla” opóźniając harmonogram ich realizacji. Może więc być tak, że resort obrony nie ma po prostu pieniędzy na realizację tych programów, a więc wzmocnienie sił nawodnych (a może i podwodnych) starymi okrętami jest jedynym rozwiązaniem.W takiej sytuacji sprowadzenie fregat typu Adelaide ma sens. Ale nie można tłumaczyć, że są to nowoczesne okręty na miarę potrzeb oraz, że skorzystają na tym polskie stocznie.


Chyba warto aby forumowi znawcy przedmiotu skomentowali ten ostatni artykul.

N_S
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8960

     
Karawadżjo
 

II ranga
**
Grupa: Użytkownik
Postów: 96
Nr użytkownika: 99.544

 
 
post 22/08/2018, 23:27 Quote Post

A wiec marynarka rozlozona, jeszcze tylko siły lądowe i lotnictwo pozamiatac.
 
User is offline  PMMini Profile Post #8961

     
orkan
 

IX ranga
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 7.571
Nr użytkownika: 58.347

Stopień akademicki: mgr
 
 
post 23/08/2018, 4:23 Quote Post

Drogi Moderatorze już odpowiadam:

D24 i pewien ppłk po WAT który kiedyś przeszedł do korpusu oficerów morskich negują zakup australijskich fregat lansując kilka tez:
- fregaty nie spełniają naszych oczekiwań i zapisów planów rozwoju MW
- najpolszy przemysł stoczniowy wybuduje polskie okręty.

Co do pierwszego cytowano tu już artykuł wyjaśniające bzdury ppłk - wróć - komandora por Dury "Maxdury". Bzdury "Maxdury" zostały obalone. Te okręty nie tylko spełniają nasze potrzeby co walki na morzu ale przekraczają zawarte w planach rozwoju MW zdolności np uzyskania zdolności do strefowej OPL która dała by na możliwość skierowania 8 baterii Wisła gęściej w inną wiadomą stronę. Żaden okręt na Bałtyku nie będzie miał takich zdolności ZOP co te okręty.


Jeśli chodzi o drugie. Pochodzę z wybrzeża. Znam stocznie od drugiej strony. Konsekwentna polityka niszczenia polskiej gospodarki morskiej w tym przemysłou stoczniowego doprowadziła do tego że nasz potencjał stoczni produkujących okręty i statki skurczył się do dwóch dużych i kilku małych stoczni. Nasze stocznie nie maja też nowoczesnej infrastruktury. Nasza najnowocześniejsza stocznia SBR (d Północna) choć sekcje montuje w hali i tam je częściowo wyposaża (coś na wzór produkcji Ubootów typ XXI) to kadłub montuje na placu lub pochylni poza halą. Aby utrzymać reżimy technologiczne przy malowaniu musi budować specjalne kontrukcje które utrzymują przy właśnie malowanej powierzchni odpowiednia temperaturę. Tym czasem w takiej "zacofanej" Rosji w Petersburskich i Swierdłowińskich czy nawet położonych w głębi kraju zielonogrodzkich "wierfach" cały cykl technologuczny w halach to norma. Podbnie w stoczniach zachodnich.

Modernizacja infrastruktury to jeszcze nic.

Nasi monterzy kadłubowi, instalatorzy kadłubowi, spawacze, technologowie, traserzy, czy konstruktorzy (nadzór) pozdrawiają radośnie PGZ z zachodnich stoczni. Oni nie mieli czasu czekać na zmianę polityki i wyjechali tam gdzie była robota.

Utraciliśmy też kooperantów stoczni. Po rozmontowani ZPO jak to mówiono wtedy "niepotrzebnej czapy administracyjnej" przemysł kooperujący ze stoczniomi poszedł w rozsypkę. Nie ma fabryki silników , przekładni, sterowni itp. Jak oni chcą budować okręty bez tego? Pomijam fakt że część wojskowa będzie w całości pochodziła z importu . Nasz przemysł kiedyś mógł produkować AK-176, wyrzutnie torped, zmechanizowane wyrzutnie pociskó niekierowanych itd. Dzis może dostarczyć wkm-B kal 12,7mm i Trytona jak zostanie przyjęty na uzbrojenie.
 
User is offline  PMMini Profile Post #8962

     
ku140820
 

Unregistered

 
 
post 23/08/2018, 6:55 Quote Post

Gwoli doprecyzowania:

QUOTE
Swierdłowińskich czy nawet położonych w głębi kraju zielonogrodzkich

Siewierodwinsk (takie tam miasto kolo Archangielska) i Zielonodolsk (przystań nad Wołgą w Tatarstanie)
 
Post #8963

     
Net_Skater
 

IX ranga
*********
Grupa: Supermoderator
Postów: 4.753
Nr użytkownika: 1.980

Stopień akademicki: Scholar & Gentleman
Zawód: Byly podatnik
 
 
post 23/08/2018, 8:22 Quote Post

Orkan: dziekuje za informacje.
Uwazam, ze internetowa strona www.defence24.pl w porownaniu z innymi stronami internetowymi przedstawia problem calkiem wyraziscie wiec jesli ktokolwiek ma jej cos do zarzucenia (np. prezentowanie wlasnego, tendencyjnego stanowiska) to bede wdzieczny za wskazanie lepszego zrodla.
Malo tego, strona wyraznie przedstawia nakrecajaca sie spirale nonsensow autorstwa najrozniejszych rzadowych madrali ktorzy zaczeli stosowac coraz bardziej groteskowe argumenty i insynuacje - czego chocby dowodem jest idiotyczny zarzut w stosunku do Bogu ducha winnej Polonii australijskiej.
Z calego potoku bzdur wypowiadanych przez najrozniejszych rzadowo-wojskowych "specow" mozna wyczuc zaowalowana tesknote do posiadania nieuzywanych, nowych jednostek, oczywiscie (!) budowanych w PL - tesknote, ktora z racji szeregu uwarunkowan jest po prostu abstraktem. Druga taka tendencja ktora wywachuje pomiedzy wierszami to naiwne marzenie, ze z jakichs tam powodow Australia pozbedzie sie fregat za przyslowiowego dolara.
Ciagle tez - jak mucha nad talerzem zupy - mozna slyszec, ze Adelaide sa "starym sprzetem". Takie slownictwo, wielokrotnie powtarzane, tworzy wyobrazenie iz Australijczycy wprost marza o wcisnieciu Polsce dwoch starych, rdzewiejacych gruchotow a na dodatek, przy okazji, chca wydoic iles tam set milionow $ z kieszeni ludu pracujacego miast i wsi.

No i oczywiscie cena - od niedawna rozne mądrale zaczynają bąkac nie o dwoch a o czterech miliardach zl. Jak tak dalej pojdzie to w krotkim okresie czasu zobaczymy dwucyfrowa, zciagnieta z sufitu ...


N_S
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8964

     
Gajusz Mariusz TW
 

Ambasador San Escobar
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.285
Nr użytkownika: 98.326

M.
Stopień akademicki: Korvettenkapitan
Zawód: Canis lupus
 
 
post 23/08/2018, 17:40 Quote Post

QUOTE(ChochlikTW @ 22/08/2018, 17:46)
Marynarze mają dość, "narasta fala odejść". Najpotężniejsza broń floty stoi na ciężarówkach.


Marynarze mają dość, "narasta fala odejść". Najpotężniejsza broń floty stoi na ... ciężarówkach

Wielu polskich marynarzy musi pływać na okrętach znacznie starszych niż oni sami. Niektóre mają ponad pół wieku a te najważniejsze służą już średnio 32 lata. Od dawna wiadomo, że pilnie potrzeba kupić nowe, ale od czasów PRL niewiele się w tym temacie dzieje. - Znaczna część naszej floty znajduje się w stanie swoistej hibernacji - mówi Michał Likowski, redaktor naczelny miesięcznika "Raport WTO"
Sytuacja jest na tyle zła, że dwie australijskie fregaty typu Adelaide, które między innymi minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk nazywał publicznie "starymi", faktycznie odmłodziłyby Marynarkę Wojenną RP. Obie są odpowiednio 25 i 26 lat w służbie, co jak na polskie warunki jest przyzwoitym wynikiem.
Standardem w Marynarce Wojennej RP jest sytuacja, kiedy młodzi marynarze trafiają na okręty wyraźnie starsze od siebie. - Przy czym to nie ta metryka jest najgorsza. Bo okręty mogą służyć spokojnie po 40 lat. Taki jest standard na Zachodzie. Tylko tam w międzyczasie przechodzą one gruntowne modernizacje - zaznacza w rozmowie z Gazeta.pl Mariusz Cielma, redaktor naczelny miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa".
Natomiast większość polskich okrętów takiej modernizacji i odmłodzenia nie przechodziła. I tak dwa największe, czyli otrzymane od Amerykanów fregaty typu Oliver Hazard Perry o nazwach ORP Generał Tadeusz Kościuszko i ORP Generał Kazimierz Pułaski, reprezentują poziom przełomu lat 70. i 80. Obie weszły do służby w US Navy w 1980 roku. Dzisiaj mają ograniczone możliwości bojowe.
To je mogły zastąpić używane australijskie fregaty, które są przykładem, jak to się robi na Zachodzie. Po 20 latach służby przeszły gruntowną modernizację, która je unowocześniła i sprawiła, że choć budowane w latach 80., to nadal reprezentują przyzwoity poziom.
Negatywnym przykładem jest natomiast największy zbudowany w Polsce okręt bojowy, czyli korweta do zwalczania okrętów podwodnych ORP Kaszub. Weszła do służby w 1987 roku i dzisiaj prezentuje poziom początku lat 80. Dodatkowo nigdy nie otrzymała planowanych rakiet przeciwlotniczych krótkiego zasięgu i jak na swoje rozmiary jest słabo uzbrojona.
Na tym tle są pewne wyjątki, takie jak trzy małe okręty rakietowe Orkan. Ich kadłuby powstały jeszcze w NRD, jednak po upadku Muru Berlińskiego budowę wstrzymano. Dokończono je już w Polsce w latach 90., ale potem przez kilkanaście lat pływały symbolicznie uzbrojone z braku pieniędzy. Dopiero w ubiegłej dekadzie udało się je zmodernizować i zamontować na nich nowoczesne szwedzkie rakiety RBS 15.
Paradoksalnie najpotężniejsze uzbrojenie całej MW jest zamontowane na ciężarówkach. To kilkadziesiąt nowoczesnych norweskich rakiet NSM do atakowania okrętów. Wchodzą w skład Morskiej Jednostki Rakietowej. Jedynym naprawdę nowoczesnym okrętem jest natomiast ukończony w 2017 roku niszczyciel min ORP Kormoran, który jest jednak stosunkowo niedużą jednostką przeznaczoną do działania na tyłach, a nie do bezpośredniej walki z wrogiem.
Dyskusje i plany, z których niewiele wynika
- Marynarka Wojenna od dwóch dekad nie jest na liście priorytetów MON. W 2014 roku zadeklarowano duże zmiany, gruntowną modernizację i zakup wielu nowych okrętów, ale do dzisiaj niewiele z tego wynikło - mówi Likowski. Jako główne przyczyny takiego stanu rzeczy wymienia brak pieniędzy, niewydolne procedury rządzące zakupami i słabość polskich stoczni, które przez brak większych zamówień od wojska w ostatnich dekadach, po prostu straciły potencjał niezbędny do budowy okrętów.
- Dodatkowo tak naprawdę sama Marynarka Wojenna nie określiła jasno, jak widzi swoją przyszłość. Trwa starcie dwóch obozów. Jeden postuluje zakup mniejszej liczby dużych okrętów, które mogłyby też działać w ramach NATO poza Bałtykiem (na przykład fregat Adelaide - red.). Drugi jest za budowaniem liczniejszych, ale mniejszych okrętów, które mogłyby działać główne na naszym morzu - mówi Likowski.
Jak tłumaczy redaktor naczelny "Raport WTO", takie dywagacje są prowadzone od 20 lat i niewiele z nich wynika. - Od 2014 roku, kiedy zaprezentowano wspomniany plan modernizacji, minęły cztery lata i nie zmieniło się praktycznie nic. Jesteśmy w tym samym miejscu - mówi.
Marynarze mają dość
Cielma dodaje, że taki stan rzeczy powoduje narastającą frustrację wśród marynarzy. - Sprzęt jest ważny, ale narasta fala odejść z MW. Dużo marynarzy ma już możliwość przejścia na emeryturę i jest obawa, czy dalej będą chcieli czekać na realizację kolejnych obietnic - mówi ekspert i tłumaczy, że kiedy już straci się doświadczonych ludzi i zgrane załogi, to ponowne wyszkolenie od zera ich następców będzie trwało lata i dużo kosztowało.
Likowski mówi, że właśnie z tego powodu wiele polskich okrętów może być dalej remontowanych i służyć, choć "ich możliwości bojowe będą bliskie zera". - Całe wojsko w ten sposób utrzymuje ludzi i jednostki, aby nie musieć wszystkiego tworzyć od nowa jeśli kiedyś wreszcie będzie nowy sprzęt, bo to jest bardzo trudne i kosztowne - tłumaczy. Dodaje jednak, że jest to równoznaczne z tym, iż znaczna część naszej floty przechodzi w stan "hibernacji".
- Niestety zapominamy o Bałtyku, a jest ważny. W wypadku wojny to właśnie morzem będzie do nas płynęło wsparcie na przykład z USA, bo to statkami najlepiej się transportuje większość uzbrojenia i zaopatrzenia - mówi Cielma.

*



Narasta fala odejść? I dobrze! Pełniący obowiązki Ludowego Komisarza Obrony jasno odnosił się do tego przy odwołaniu Inspektora MW:
QUOTE
Nie ma miejsca dla tych, którzy tracą nadzieję - Mariusz Błaszczak


Jakaś ta PMW reakcyjna cool.gif . Po cichu ją zaorają na dobre. Potem powołają morski oddział WOT czyli pułk rowerów podwodnych i jakoś nazbierają na koszary na USMC.

W najnowszym RAPORT-WTO jest ciekawy artykuł o agonii programu Homar http://www.altair.com.pl/magazines/htmliss...ef=issue#page/2. Jutro po pracy o tym więcej.
 
User is offline  PMMini Profile Post #8965

     
Kamaz73
 

Pancerny Inseminator
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.187
Nr użytkownika: 22.254

Robert
Stopień akademicki: mgr in¿.
Zawód: zolnierz zawodowy
 
 
post 24/08/2018, 10:43 Quote Post

NS

Wskazywałem już na zasadnicze sprawy dotyczące Adelajd, więc nie mam co się znowu produkować poza ogólna konstatacją że uwagi kmdr por. Dury są zasadne i umotywowane.
Polska nie ma budżetu wojskowego z gumy. Musimy wydawać środki na potrzebne sprawy. Chęć pozyskiwania okrętów nie powinna przesłaniać ich celowości. Zakup Adelajd tylko w części spełnia nasze potrzeby a zarżnie budżet MW RP na lata z uwagi na koszty utrzymania, modernizacji, zakupu nietypowego uzbrojenia itd. co poniekąd rzutować będzie na efektywność tych fregat w naszych rękach ( brak innych współdziałających elementów chociażby OP).
Kolejnym elementem krytycznym jest niewpisywanie się tych fregat w polskie potrzeby obronności. Dominującym poglądem wśród ekspertów na tą kwestię jest koncepcja działań połączonych gdzie poszczególne RSZ wspierają się nawzajem w wykonywaniu zadań. Podobnie jest gdzie indziej bo nie każdego stać, tak jak USA, na tworzenie takich sił jak USMC w zasadzie samowystarczalnych w wielu aspektach.
W efekcie nasza MW musi mieć zdolności nie tylko do chodzenia po morzach i ocenach ale także zwalczania celów na lądzie gdyż to ląd jest najważniejszym kierunkiem operacyjnym w Polsce. W tym układzie pewne zdolności OPL to za mało, zwłaszcza że systemy walki przeciwnika są już znacznie bardziej zaawansowane.
Co więc zamiast tego?
Trzeba podpisać kontrakt na zakup i budowę nowych okrętów pod nasze potrzeby. Jest to możliwe bo pomimo słabej kondycji naszych stoczni to nie znaczy że ich w ogóle brak jak Orkan tutaj wciska niemiłosiernie.
Tymczasem jest inaczej i pewien potencjał mamy:
http://www.nauta.pl/index.php?projekty-specjalne
http://www.nauta.pl/index.php?nowe-budowy
Przypomnę dla porządku, że francuzi po analizie doszli do wniosku iż ta stocznia jak najbardziej może budować nowe OP dla MW RP po odpowiednim przeszkoleniu we francuskich stoczniach i przejęciu części technologii (oczywiście składać będą z komponentów których część będzie pozyskiwana z zewnątrz ale znajdź mi stocznię która tak obecnie nie robi!). Mogą więc robić również inne okręty. Kwestia podjęcia decyzji i konsekwencji w działaniu.
Zwłaszcza że są i inne:
http://www.remontowa.com.pl/
Która może produkować nawet takie cuda:
https://pl.wikipedia.org/wiki/ORP_Kormoran_(2015)
Tak więc potencjał jest. Kwestia podjęcia decyzji przez polityków którzy do tej tematyki podchodzą jak pies do jeża. Mundurowych i tak nikt nie słucha .... bo wiadomo. Wojskowi nie znają się a w "ten kraj" każdy zna się na wszystkim lepiej niż gość który życie poświęcił czemukolwiek.

Czy się więc da to zrobić?

A tutaj prdp faktyczne powody uwalenia projektu "Adelajdy": https://natemat.pl/246987,brudzinski-ogral-...fregat-adelaide

Błaszczak był wściekły i nie chciał lecieć do Australii. Ujawniono, dlaczego upadł zakup fregat Adelaide

Joachim Brudziński miał doprowadzić szefa MON do wściekłości, gdy Mariusz Błaszczak dowiedział się o wycofaniu z chęci zakupu fregat Adelaide. Błaszczak miał zdenerwować się tak bardzo, że nie chciał lecieć z Andrzejem Dudą do Australii – podaje Wirtualna Polska. Brudziński walczy jednak o wyborców, a Błaszczak "tylko" o sprzęt dla polskich marynarzy. W związku ze zbliżającymi się wyborami wygrała opcja polityczna.
Decyzję o rezygnacji z zakupu miał podpowiedzieć Morawieckiemu Brudziński, który zamiast obronność kraju woli troszczyć się o wyborców w okręgu szczecińskim.
Wiadomo, że Błaszczak przejął MON po Antonim Macierewiczu w opłakanym stanie, ze zdziesiątkowaną kadrą oficerów i bez nowoczesnego sprzętu, co więcej – kilka kontraktów na modernizację lub zakup zostało odwołanych. Sam Błaszczak też się nie przykłada do zakupów, ale raz miał okazję zabłysnąć przy zakupie australijskich fregat Adelaide.
To stare jednostki, niekoniecznie przystosowane do pływania po Bałtyku, a co gorsza – wymagające przeróbek, by mogły wejść do służby w Marynarce Wojennej i korzystać z typowego dla naszej armii uzbrojenia. Pomysł zakupu był krytykowany przez wielu specjalistów, ale jest druga strona medalu – Adelaide pływają, a nowych polskich jednostek nie ma od lat.
Dlatego nie dziwi informacja podawana przez Wirtualną Polskę, że gdy Mateusz Morawiecki "za pięć dwunasta" ogłosił decyzję o rezygnacji z zakupu fregat od Australijczyków, Błaszczak był wściekły. Podobno tak bardzo, że chciał odwołać swój lot na Antypody. Błaszczak jednak musiał przełknąć gorzką pigułkę, bo w tym sporze o zakup fregat jest drugie dno.
Brudziński na każdym kroku podkreśla, że rząd PiS zrobi wszystko, żeby odbudować polski przemysł stoczniowy. Przekonał Morawieckiego, że zakup fregat na lata wstrzyma realizację obietnic. To nic, że polskie stocznie od lat nie radzą sobie z budową Czapli i Miecznika. Liczą się obietnice składane wyborcom w swoim szczecińskim okręgu.
Na chwilę przed wyborami samorządowymi czy na dwie chwile przed wyborami parlamentarnymi decyzja o zakupie fregat byłaby niczym strzał we własną stopę. Dlatego Błaszczak musiał znieść to upokorzenie ze strony Brudzińskiego.
 
User is offline  PMMini Profile Post #8966

     
Napoleon7
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.975
Nr użytkownika: 58.281

 
 
post 24/08/2018, 12:43 Quote Post

Kamazie, może i australijskie fregaty nie spełniają wszystkich naszych potrzeb, ale część jednak spełniają (i to nie tak małą) i co najważniejsze są. Problemem naszej marynarki jest w tej chwili nawet już nie tyle rozbudowa i unowocześnianie, co przetrwanie. A flota przetrwa jeżeli ludzie będą mieli na czym pływać i się szkolić. Obecne jednostki OHP które mamy, się już kończą (czy wręcz są skończone) i za bardzo do niczego się już nie nadają. Czekanie kilka lat na nowe jednostki oznacza, że powstanie pustka. Jeżeli nie wyremontują Orła (pytanie, czy jeżeli nawet wyremontują to w jakim stopniu?!) i wycofane zostaną obie fregaty które mamy (a to się stanie za chwilę) to co nam zostanie?

Piszesz, że zakup tych jednostek "zarżnie budżet MW RP na lata". Możesz oczywiście mieć rację. Z tym, że jeżeli tych fregat nie kupimy to:
1) czy budżet MW i tak nie zostanie "zarżnięty"?
2) czy będziemy mieli szanse na pozyskanie jednostek jakie nam odpowiadają i kiedy?
3) czy jesteśmy nowe jednostki (o porównywalnych możliwościach) pozyskać za cenę tych australijskich?

To co piszesz miałoby sens gdyby istniały nadzieje na jakiś sensowny plan rozwoju marynarki i nie groziły nam większe perturbacje. A tak nie jest. Więc moim zdaniem należałoby brać to co jest - by choćby przetrwać (z nie tak znów złym sprzętem).
A co do naszych stoczni... Jak zaczniemy budować jednostki u nas, to czy oprzemy się różnym grupom nacisku? Wątpię. Osobiście opowiadałbym się bardziej za kupnem okrętów za granicą. Pewniej to będzie (terminy!) i taniej.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8967

     
ChochlikTW
 

W trakcie uczłowieczania
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 11.493
Nr użytkownika: 98.976

Stopień akademicki: magister
 
 
post 24/08/2018, 13:59 Quote Post

QUOTE(ChochlikTW @ 20/08/2018, 9:52)
Morawiecki, który według doniesień miał ukręcić łeb sprawie milczy na ten temat. Ani nie zaprzecza, ani nie potwierdza.
*



Dzień dobry panie premierze rolleyes.gif

CODE
Mateusz Morawiecki ucina spekulacje: Niczego nie zablokowałem

Teraz głos zabrał premier Mateusz Morawiecki, który w rozmowie z Polską Agencją Prasową stwierdził:

W sprawie zakupu australijskich fregat nie było ani decyzji MON, ani mojej decyzji blokującej.


http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,1...kImg&a=167&c=96


Morawiecki ucina temat fregat: "Nic nie blokowałem". Dodał, że nie było też decyzji MON.
Premier Mateusz Morawiecki oznajmił, że nie było decyzji MON ws. zakupu fregat od Australii. - Nie było też mojej decyzji blokującej - powiedział w rozmowie z PAP. Wcześniej prezydencki minister twierdził, że podczas wizyty w Australii miały zapaść decyzje w tej sprawie.
Jeszcze przed wylotem prezydenta Andrzeja Dudy do Australii w ubiegłym tygodniu Krzysztof Szczerski, szef Gabinetu Prezydenta, zapowiadał, że efektem tej wizyty będzie podpisanie listu intencyjnego na zakup dwóch fregat rakietowych typu Adelaide dla polskiej marynarki.
Słowa prezydenckiego ministra wywołały lawinę komentarzy - co rusz pojawiały się nowe doniesienia na ten temat, a tuż przed wylotem - jak podawały niektóre media, m.in. Radio ZET - decyzję w tej sprawie miał zablokować sam premier Mateusz Morawiecki.
Temat ucichł podczas wizyty prezydenta w Australii, ale powrócił po kilku dniach. Najpierw doniesienia o zainteresowaniu fregatami zdementowało MON: "żadne decyzje w sprawie zakupu fregat Adelaide nie zostały podjęte".

Premier Mateusz Morawiecki w rozmowie z Polską Agencją Prasową stwierdził:
"W sprawie zakupu australijskich fregat nie było ani decyzji MON, ani mojej decyzji blokującej."
PAP zacytowała na Twitterze też inną wypowiedź premiera, w której pada, że analizowano jedynie możliwość zakupu fregat Adelaide.


- Po rządach naszych poprzedników armia wymaga tak szeroko zakrojonej modernizacji, że czasami analizy i rozważania mylone są z decyzjami - powiedział Mateusz Morawiecki. Premier podkreślił także, że bardzo wysoko ocenia dotychczasowe działania ministra obrony Mariusza Błaszczaka.
Odnosząc się do wizyty prezydenta Andrzeja Dudy oraz szefa MON w Australii i Nowej Zelandii powiedział, że liczy, iż , "zaowocuje wkrótce podpisaniem porozumienia o realnej współpracy pomiędzy naszymi krajami". Takimi obszarami miałyby być m.in. cyberbezpieczeństwo, zwalczanie terroryzmu czy wspólne ćwiczenia i szkolenia wojsk.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8968

     
Gajusz Mariusz TW
 

Ambasador San Escobar
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.285
Nr użytkownika: 98.326

M.
Stopień akademicki: Korvettenkapitan
Zawód: Canis lupus
 
 
post 24/08/2018, 16:48 Quote Post

Ok, mam nadzieję że wszyscy mogą odczytać pierwszy fragment tekstu o agonii programu Homar w zamieszczonym linku (można pomóc sobie scrollem myszki), bo postanowiłem przybliżyć go bez mała w całości ze względu na temat. Oczywiście Tromp zapewne znajdzie nieścisłości czy inne dane liczbowo-kwotowe, lecz wydaje mi się że artykuł przybliża nam (a nie zaciemnia) obraz "wstawania z kolan" i słuszność pewnych, sławnych już słów byłego ministra ON o relacjach Warszawa-Waszyngton.

http://www.altair.com.pl/magazines/htmliss...ef=issue#page/2

QUOTE
państwa. Za tym stwierdzeniem mogą się kryć np. problemy z zagwarantowaniem wymaganego poziomu transferu technologii, choć wydaje się, że powinno to dotyczyć głównie oferty amerykańskiej. W odniesieniu do izraelskiej, jedyną jej formalną słabość można upatrywać w braku odbiornika wojskowej wersji GPS. Przy czym do tej pory nikt oficjalnie nie potwierdził, czy był to sztywny warunek zakupu.
Wiele wskazuje na to, że podjęta w MON decyzja ma podłoże przede wszystkim polityczne. Władze Polski starają się o stworzenie kolejnych, po Redzikowie, amerykańskich baz wojskowych w naszym kraju. Udało się im doprowadzić do sytuacji, w której w projekcie budżetu Pentagonu na przyszły rok znalazły się zapisy zobowiązujące Departament Obrony do przeanalizowania takiej możliwości. Jest oczywiste, że w takiej sytuacji każda amerykańska oferta sprzedaży uzbrojenia - szczególnie bezpośrednia - może liczyć na duży handicap u polskich decydentów.

Dobry początek

O nowych zestawach artylerii rakietowej w wojsku myślano przynajmniej od 10 lat, od czasu wycofania ostatnich zestawów Toczka produkcji sowieckiej. jednak w tym czasie wysiłek wojska był skoncentrowany na misjach ekspedycyjnych w Iraku i Afganistanie. Dopiero pod koniec 2012 cel ten znalazł się w jednym z najważniejszych oficjalnych dokumentów, Planie modernizacji technicznej na lata 2013-2022. Zakładano wtedy optymistycznie, że pierwsze zestawy pojawią się w wojsku już w 2015. Po wydarzeniach na Ukrainie i aneksji przez Rosję Krymu zdecydowano się na przyspieszenie procedury. Nic jednak z tego nie wynikło, ponieważ przemysł i IU MON były zaangażowane w proces zakupu armatohaubic Krab i automatycznych moździerzy Rak. W konsekwencji dopiero na początku 2015, po ocenie zagadnień związanych z Bezpieczeństwem Państwa i ustaleniu ZTT, wystosowano zaproszenie do negocjacji. Założono przy tym, że głównym wykonawcą zlecenia będzie konsorcjum polskich przedsiębiorstw z Hutą Stalowa Wola jako liderem i partnerami w postaci WB Electronics, WZU w Grudziądzu, MESKO oraz, jako ostatnią, spółką Rosomak - potencjalnym dostawcą pojazdów sanitarnych w układzie 8x8. Grupa ta miała wybrać partnera zagranicznego z trzech podmiotów: amerykańskiego Lockheed Martina, tureckiego Roketsana i izraelskiej IMI Systems. Zakładano wówczas pozyskanie licencji produkcyjnej dotyczącej pocisków i wyrzutni oraz samodzielne wykonanie pozostałych elementów zestawu, w tym pojazdów-nosicieli, pojazdów pomocniczych, jak również systemu kierowania ogniem, opartego na Topazie z WB Electronics. Planowano też stworzenie organicznych pododdziałów rozpoznania topograficznego, saperskiego i chemicznego., zabezpieczenia technicznego, zaopatrzenia, a także rozbudowanej struktury dowodzenia. Wszystko po to, by zagwarantować możliwość samodzielnego wykonywania zadań, nawet bez wsparcia jednostek wyższego szczebla, co w warunkach działań manewrowych i szybko zmieniającej się sytuacji dobrze było wziąć pod uwagę. Takie założenie wykluczało bezpośredni zakup zestawów za granicą. Wpisywało się też w konsekwentne działania artylerzystów, by oprzeć uzbrojenie ich formacji na dostawach z polskiego przemysłu. Stąd programy Krab i Rak, a także artylerii rakietowej Langusta i powiązanego z nią Feniksa. Według zgodnych ocen wszystkich zaangażowanych stron - w tym wojska i partnerów zagranicznych, na tym etapie prace postępowały szybko, choć było jasne, że wybór zwycięzcy i podpisanie finalnej umowy będzie długotrwałym procesem. Sytuacja ta jednak się zmieniła.

Zmiany, zmiany, zmiany

Powodem były wybory parlamentarne z października 2015, w wyniku których doszło do przejęcia władzy przez sojusz tzw. Zjednoczonej Prawicy. Doprowadziło to do zmian personalnych w przemyśle i w rezultacie odsunięcia od procesu większości wcześniej zaangażowanych fachowców. W lipcu 2016 liderem programu Homar została Polska Grupa Zbrojeniowa, zupełnie nie przygotowana do prowadzenia tak skomplikowanego postępowania. Problemem okazała się również zmiana priorytetów rozwoju sił zbrojnych. Choć wynik Strategicznego Przeglądu Obronnego w pełni poparły zasadność realizowania programu Homar, a nawet postulowały w praktyce trzykrotne zwiększenie liczby wyrzutni i pocisków, to już utworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej ograniczyło fundusze na proces modernizacji technicznej jednostek operacyjnych. Z naturalnych przyczyn wydarzenia te generowały kolejne opóźnienia programu artyleryjskiego.

Kosmiczne ceny

Mimo tego, w kwietniu 2017 PGZ przesłało IU MON ostateczną ofertę opartą na trzech propozycjach: Lockheed Martina, konsorcjum IAI i IMI Systems oraz tureckiego Roketsana. Według nieoficjalnych informacji, wartość oferty okazał się wówczas zdecydowanie zbyt duża. Część danych mówiła o ok. 8 mld zł, a inne o podobnej kwocie, ale w dolarach... Mimo że koszt zagranicznych pakietów nie przekraczał wówczas prawdopodobnie kilkuset mln USD (2-3 mld zł). Faktem jest, że przy ówcześnie przyjętej ścieżce postępowania, PGZ musiałaby wyprodukować pociski i wyrzutnie korzystając tylko z części importowanych podzespołów, samodzielnie dostarczyć wszystkie pojazdy, czyli prawie 300 wozów, system dowodzenia i kierowania ogniem, zapewniające możliwość wykorzystania informacji z różnych systemów rozpoznania, w tym np. samolotów F-16 czy nawet sojuszniczych satelitów. Nie mówiąc już o całym procesie integracji i badań. Trudno pozbyć się wrażenia, że ówczesne kierownictwo PGZ chciało rekompensować sobie straty wielu podległych zakładów właśnie programem Homar. Wiadomo bowiem było, że ze względu na koszty zakupu systemu obrony powietrznej średniego zasięgu, jedyną możliwością zrealizowania programu Wisła było ograniczenie zakresu offsetu i współpracy przemysłowej. W rezultacie tylko Homar mógł zapewnić szybki dopływ dużych środków finansowych. Rozpatrywanie oferty PGZ przypadło na finalny okres przygotowań wizyty w Warszawie prezydenta Donalda Trumpa. To właśnie wtedy - po pozytywnej rekomendacji wojska, ale prawdopodobnie także nie bez wpływów politycznych - zdecydowano o wyborze Lockheed Martina, jako zagranicznego partnera przedsięwzięcia. Przyszły użytkownik zakładał wówczas, że uda mu się znacznie ograniczyć cenę.

Zmiany zasad

Rozpoczęte wkrótce szczegółowe negocjacje nie przyniosły jednak sensownych rezultatów. Niespodziewanie przedstawiciele przemysłu zażądali pełnego transferu technologii, a nie wcześniej wymaganej licencji produkcyjnej, na co Amerykanie nie mogli się zgodzić z powodów restrykcji eksportowych oraz konieczności uzyskania zgody producentów wielu podzespołów. Przedstawiciele PGZ ogłosili wówczas, że wracają do oferty izraelskiej, która zakładała możliwość niemal pełnego przekazania własności intelektualnej oferowanych rozwiązań. Rozpoczęto serię spotkań, zakończonych zapowiedzią wysłania nowego zapytania ofertowego, w którym większy nacisk położono na transfer technologii. Ówczesny wiceprezes Grupy, Maciej Lew-Mirski zapewniał w grudniu ub.r., że podpisze finalną umowę z MON do połowy 2018, jeżeli partnerem będzie Lockheed Martin - lub do końca roku w przypadku wyboru IMI Systems. 9 stycznia br. doszło do zmiany na stanowisku szefa resortu obrony. Nowym ministrem został Mariusz Błaszczak, który szybko wymienił kierownictwo PGZ. Mimo tego wiosną Grupa wystosowała do obu zagranicznych partnerów zmodyfikowane zapytania ofertowe (RfP). Według nieoficjalnych informacji, nowe propozycje przedstawili Izraelczycy, a Amerykanie stwierdzili w odpowiedzi, że swoją najlepszą ofertę przedstawili rok wcześniej i nie zamierzają niczego zmieniać. Prawdopodobnie w czerwcu br. PGZ złożyła wariantową ofertę w Inspektoratu Uzbrojenia i... do tej pory nie uzyskała na nią formalnej odpowiedzi. Źródła zbliżone do MON wskazują, że nowa oferta przemysłu miała mieć znacznie mniejszy preliminarz niż z kwietnia 2017 (kompletna wartość oferty IMI Systems i IAI miała ponoć nie przekroczyć pułapu 800 mln USD, wraz z kosztami transferu technologii). Zakładała przy tym zwiększenie udziału polskiego przemysłu. Tym niemniej propozycja została odrzucona, a decyzja w tej sprawie zakomunikowana w witrynie internetowej MON oraz w wywiadzie dla komercyjnej stacji radiowej...

Klęska przemysłu i wojska

Decyzja o zakupie kompletnego zestawu z bieżącej produkcji i w konfiguracji dla US Army oznacza klęskę programu głębokiej polonizacji nowoczesnego systemu uzbrojenia oraz zdobycia przez rodzimy przemysł nowych kompetencji. W odniesieniu do potencjalnych zleceń lokowanych w naszych zakładach można wymienić od 900 do 1600 pocisków mniejszego zasięgu (pierwsza liczba odnosi się do wstępnych analiz MON, druga do dokumentów przesłanych Kongresowi USA), zakładając, że resort obrony w dalszej przyszłości nie zamówi kolejnych dywizjonów. Biorąc pod uwagę ich średnią cenę jednostkową - w produkcji od 500 do 700 tys. zł - i zakładając, że połowa tej wartości może być generowana w Polsce, uzyskamy ostatecznie ok. 200-400 mln zł, w zależności od liczby wyprodukowanych pociskó (od 700 do 1400, przyjmując, że pierwsze partie byłyby importowane). Te środki nie zasilą zakładów MESKO, a także innych potencjalnych wytwórców (np WZU). Ich pracownicy nie nabędą także odpowiedniego doświadczenia np. w odniesieniu do wytwarzania nowoczesnych paliw rakietowych, a zakłady nie będą miały szansy na zakup urządzeń, które można byłoby wykorzystać także w innych programach (np. licencyjnej koprodukcji pocisków dla programu Narew). Nie ma również co liczyć na uzyskanie możliwości późniejszego serwisowania pocisków, poza zupełnie podstawowym zakresem.  W planowaniu finansowym na następne lata poważne kwoty mogą skreślić z rubryki przychody także przedstawiciele HSW, a szczególnie spółki zależnej Jelcz. Mogła ona liczyć na zamówienie ponad 150 samochodów w układzie 8x8 lub 6x6: nośników wyrzutni, pojazdów załadowczych i zaopatrzeniowych, wozów naprawczych, etc., co przekłada się na nie mniej niż 200 mln zł (w odmianie z opancerzona kabiną ok. 300 mln). Nie licząc remontów i napraw w całym okresie użytkowania. Na zyski nie będzie mogła także liczyć WB Electronics, potencjalny dostawca systemu dowodzenia i kierowania ogniem opartego o sprawdzonego, artyleryjskiego Topaza. W rezultacie przedsiębiorstwo to - a przypomnijmy, że od niedawna jego udziałowcem jest pośrednio Skarb Państwa - nie będzie miało szansy na dalszy rozwój sztandarowego produktu. Z tych samych powodów rezygnację z zakupu z dostosowaniem trudno nazwać dobrym rozwiązaniem dla wojska. Oznacza bowiem wprowadzenie systemu uzbrojenia zupełnie odmiennego od dotychczas użytkowanych, nowych typów pojazdów i nowego systemu kierowania ogniem. Artylerzyści nie otrzymają też - przynajmniej w dającej sie przewidzieć przyszłości - wymaganych przez siebie pododdziałów, w tym rozpoznania i zabezpieczenia. Nie ma również co liczyć na uzyskanie jakiejkolwiek kontroli nad nowym orężem, co można osiągnąć przez własność oprogramowania systemu kierowania ogniem, komputera wyrzutni oraz kluczowych elementów pocisków. Jest to więc porażka forsowanej od kilku lat filozofii suwerenności, całkowicie zniweczonej zakupem z półki.
(...)

Co dalej?

Deklaracje MON są jasne: przedstawiciele resortu obrony natychmiast przystępują do negocjacji, a celem jest podpisanie umowy jeszcze w tym roku i zrealizowanie dostaw przynajmniej 2 dywizjonów zestawów HIMARS do 2022. Niestety, w tym pozytywnym obrazie jest kilka poważnych rys. Po pierwsze, z formalnego punktu widzenia, po skasowaniu obecnego procesu zakupu, konieczne jest powrócenie do fazy analityczno-koncepcyjnej, zakończenie dotychczasowej procedury i dopiero wtedy formalne wystąpienie do władz wojskowych USA. Konieczna będzie również modyfikacja podstawowych dokumentów, w tym wymagań operacyjnych i ZTT. Bo przecież zakup z półki nie zapewni wszystkich zdolności żądanych przez artylerzystów. W takim wypadku trzeba albo zweryfikować wymagania, albo zmodyfikować zakup przez dodanie nowych pojazdów i wyposażenia. Tyle, ze to zajmuje czas. Wreszcie, nie ma pewności, czy negocjacje z Amerykanami zakończą się sukcesem. Dotyczy to w pierwszej kolejności zarezerwowanego budżetu. Owszem, zakup bezpośredni - bez modyfikacji i ewentualnej integracji z polskimi podzespołami - zawsze jest najtańszy i ogranicza ryzyko, ale w dłuższej perspektywie czasu uzależnia od zagranicznego serwisu i ewentualnych modernizacji - zwykle bardzo kosztownych, by wspomnieć jedynie przypadek samolotów F-16. Nie ma przecież pewności, czy szacunki z początku 2015, na które obecnie powołuje się MON, są na tyle pojemne, by zawrzeć w sobie wszystkie wymagane elementy.

Casus Rumunii

Bukareszt zdecydował się również na zakup trzech jednostek HIMARS, łącznie 54 wyrzutni. Jednak w dokumentach opublikowanych przed uzyskaniem zgody na transakcję eksportową przez Kongres USA, ujawniono, że zakup ma dotyczyć także 54 pocisków dużego zasięgu ATACMS, 162 rodziny GMLRS (po 81 odmian M30A1 i M31A1) i 30 pocisków ćwiczebnych. W ramach programu Rumunii chcieli również kupić system dowodzenia, 54 wozy amunicyjne i tyle samo transportowych, 10 wozów zabezpieczenia technicznego oraz 30 półciężarówek  rodziny HUMVEE, jak również pakiet części zamiennych i szkoleniowy. Maksymalna wartość kontraktu miała wynieść 1,25 mld USD, co zwykle okazuje się wartością większą od ostatecznie wynegocjowanej. Kiedy rumuński senat na początku br. zatwierdzał umowę, okazało się jednak, ze udzielił zgodę na wydanie aż 1,5 mld euro, łącznie z podatkiem VAT i prawdopodobnie z kosztami przygotowania infrastruktury. Tak więc za podobną liczbę wyrzutni, ale przy mniejszej liczbie pocisków, Bukareszt wyda równowartość ok. 6,5 mld zł. Gdyby przyjąć, że Polska chciałaby kupić - w dwóch wariantach - 900 lub 1600 pocisków, oznaczałoby to prawdopodobnie konieczność wydania dodatkowo od 2,5 do 3,5 mld zł. O ile bowiem koszt jednostkowy wyprodukowania pocisku rodziny GMLRS, według danych Departamentu Obrony z 2015, wynosi ok. 140 tys. USD, to już cena jednostkowa dla odbiorców zagranicznych waha się w przedziale od 0,8 do 1,1 mln USD za egz., z powodu konieczności zakupu pojemników startowych, części zamiennych urządzeń serwisowych, usług szkoleniowych a także kosztów transportu, gwarancji, ceł czy prowizji pobieranej od transakcji zagranicznej przez Pentagon, w ramach procedury FMS. Może się więc okazać, że wartość całego programu HOMAR/HIMARS zbliży się do 10 mld zł, a nie wiadomo, czy nie przekroczy preliminarza z 2015. Ważna jest też kwestia terminów dostaw. Rumunom udało się zagwarantować przekazanie zamówionych zestawów w latach 2019-2022. Nie jest pewne, czy Polsce - która znajduje się dopiero na początku negocjacji - uda się uzyskać podobne tempo. Gdyby uznać, że tak się stanie, dokumenty niezbędne do uzyskania zgody eksportowej powinny trafić do Kongresu USA pod koniec br., a podpisanie stosownej umowy byłoby możliwe nie wcześniej niż w połowie 2019. W takim przypadku pierwsze dostawy mogłyby zostać zrealizowane nawet pod koniec 2020, co dałoby szanse na dotrzymanie terminów zawartych w PMT. O ile uda się znaleźć wolne moce produkcyjne w zakładach Lockheed Martina, w interesującym nas czasie.
 
User is offline  PMMini Profile Post #8969

     
Net_Skater
 

IX ranga
*********
Grupa: Supermoderator
Postów: 4.753
Nr użytkownika: 1.980

Stopień akademicki: Scholar & Gentleman
Zawód: Byly podatnik
 
 
post 24/08/2018, 18:43 Quote Post

A dzisiejszy Onet zadaje pytanie:

Dlaczego premier Morawiecki mija się z prawdą ws. Adelajd?

Prezydent Andrzej Duda jeszcze przed świętem Wojska Polskiego dostał informację, że szef rządu Mateusz Morawiecki zablokuje podpisanie listu intencyjnego w sprawie zakupu australijskich fregat – twierdzą źródła Onetu zarówno w Kancelarii Prezydenta, jak i w MON. Dlaczego zatem premier mija się z prawdą?

Premier Mateusz Morawiecki: nie blokowałem zakupu australijskich fregat Adelajda
Źródła Onetu: Szef Kancelarii Prezydenta Krzysztof Szczerski i szef BBN Paweł Soloch o możliwym zablokowaniu przez premiera podpisania listu intencyjnego dowiedzieli się z MON między 12 a 13 sierpnia.
15 sierpnia, tuż przed wylotem prezydenta Dudy do Australii, szef BBN Paweł Soloch zrezygnował z udziału w delegacji.


- W sprawie zakupu australijskich fregat nie było ani decyzji MON, ani mojej decyzji blokującej – powiedział premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla PAP. Tymczasem rozmówcy Onetu zgodnie potwierdzają, że decyzja o wycofaniu się z podpisania dokumentów intencyjnych podczas wizyty prezydenta w Australii zapadły jeszcze przed 15 sierpnia. Została ona podjęta na najwyższych szczeblach rządu i PiS-u.
Pierwsze informacje płynące z MON o możliwym zablokowaniu przez premiera Morawieckiego podpisania listu intencyjnego otrzymali między 12 a 13 sierpnia szef Kancelarii Prezydenta Krzysztof Szczerski i szef BBN Paweł Soloch.
Argumentacja, jaka towarzyszyła tej decyzji związana była przede wszystkim z wyborami samorządowi i przekonaniem kierownictwa PiS, że zakup używanych fregat może odbić się negatywnie na poparciu ich elektoratu na Pomorzu. - Przemysł stoczniowy czeka na oferty od rządu, by ruszyć z budową statków i okrętów dla Marynarki Wojennej. To są olbrzymie pieniądze i miejsca pracy – zauważa jeden z wpływowych polityków PiS, znający kulisy sprawy. Przyznaje, że lobby stoczniowe, które ma olbrzymie wsparcie w ministrze gospodarki morskiej Marku Gróbarczyku (bliski znajomy i współpracownik Jarosława Kaczyńskiego) czuło się zagrożone potencjalnym zakupem australijskich fregat.

Kilka dni przed wizytą prezydenta w Australii, dał temu wyraz minister Gróbarczyk. - Nie zgadzamy się z tym, aby pozyskiwać stare jednostki australijskie i w ten sposób hamować proces budowy w polskich stoczniach nowych okrętów obronnych typu korweta w ramach programów Czapla i Miecznik – powiedział w rozmowie z "Portalem Stoczniowym".
Odpowiedział mu minister obrony Mariusz Błaszczak w telewizji Trwam. Podkreślił, że wojsko będzie zamawiało okręty w polskich stoczniach lecz te mogą je wyprodukować dopiero za kilka lat, a Marynarka Wojenna potrzebuje ich już teraz. - Zakup fregat typu Adelajda to rozwiązanie pomostowe – podkreślał szef MON.

Święto wojska w cieniu Adelajd
15 sierpnia. Święto Wojska Polskiego. Ze specjalnej trybuny wielką defiladę wojskową obserwują najważniejsi politycy obozu rządzącego: prezydent Andrzej Duda, szef MON Mariusz Błaszczak, dalej stoją marszałkowie Sejmu i Senatu. Jest też premier Mateusz Morawiecki. Defilada, która w tym roku przeszła Wisłostradą okazała się sukcesem. Tysiące osób przyszło obejrzeć maszerujących żołnierzy i ich sprzęt. Wśród tłumów panowała świąteczna atmosfera. Zgoła inna niż ta na trybunie. Politycy, którzy się tam zgromadzili wiedzieli, że za kilka godzin zostanie odpalona bomba. Chodzi o wizytę prezydenta i ministra obrony w Australii. Jej najważniejszym punktem miało być podpisanie listu intencyjnego na zakup prawie 30 –letnich fregat Adelajda. W ostatniej chwili sprzeciwił się temu premier Morawiecki. Otocznie prezydenta próbowało jeszcze ratować sytuację. Jednak wieczorem, gdy w ogrodach pałacu prezydenckiego odbywał się piknik, kończący obchody święta Wojska Polskiego, nikt już nie miał złudzeń. Premier się nie ugnie, tym bardziej że miał poparcie szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Z wylotu do Australii rezygnuje wówczas szef BBN Paweł Soloch. – W tej sytuacji nie było sensu, by tam leciał – mówi nasz informator z pałacu prezydenckiego i dodaje: - prezydent, był wściekły. Wiedział, że sprawa skończy się kompromitacją, ale nie mógł przecież odwołać planowanej od wielu miesięcy wizyty – mówi nasz informator.
Szef MON Mariusz Błaszczak również nie wie, czy nie powinien odwołać swojej wizyty w Australii. Wylot delegacji MON-u został zaplanowany dzień później niż prezydenta. Minister Błaszczak był więc w kraju, gdy dziennikarz "Polska The Times" Piotr Zaremba ujawnił informacje o zablokowaniu zakupu australijskich fregat.

Minister Błaszczak nie chciał fregat?
Minister obrony nie zabrał głosu w tej sprawie. 16 sierpnia rano, Onet nieoficjalnie potwierdził informacje Piotra Zaremby u urzędnika z najbliższego otocznia premiera. Usłyszeliśmy wówczas: "rzeczywiście, zdaniem pana premiera Mateusza Morawieckiego australijskie fregaty są przestarzałe, nie spełniają wymagań i są nieprzystosowane do potrzeb polskich sił zbrojnych". Urzędnik, pytany dlaczego w sprawę tak mocno zaangażował się więc minister obrony, odparł: "minister Błaszczak nigdy nie był entuzjastą zakupu fregat".
Wydaje się jednak, że akurat szef MON dość sporo zrobił dla pozytywnego sfinalizowania tego kontraktu i do końca go bronił. Portal wp.pl. powołując się na polityka PiS, twierdzi, że minister obrony dowiedział się o wycofaniu rządowego poparcia dla projektu zakupu australijskich fregat, 13 sierpnia podczas wywiadu w telewizji Trwam. Błaszczak próbował nawet przekonywać ojca Rydzyka, że zakup ten wzmocni Marynarkę Wojenną. W przerwie programu do szefa MON miał zadzwonić premier Mateusz Morawiecki i powiedział, że wycofujemy się z podpisania memorandum.
Niewątpliwie w tej sprawie minister Błaszczak jest wielkim przegranym. To on z ramienia polskiego rządu negocjował zakup okrętów z Australią. Po miesiącach żmudnych rozmów, wymiany dokumentów i analiz z dnia na dzień musiał zamknąć sprawę i wyjaśnić stronie australijskiej, dlaczego Polska w ostatniej chwili wycofuje się z zakupu. Tym bardziej, że na zaproszenie tamtejszego MON została wysłana delegacja polskich wojskowych. Oglądali oni fregaty Adelajda. Pokazano im też ich uzbrojenie, wyposażenie i możliwości.

Długa wyprawa, tylko po co?
Minister obrony do Australii poleciał 17 sierpnia. Wrócił cztery dni później. W składzie jego delegacji znaleźli się dwaj przedstawiciele Departamentu Polityki Zbrojeniowej MON oraz ochrona. Jaki był efekt i plan wizyty? Na te pytania resort obrony nam nie odpowiedział. Po powrocie delegacji na stronie resortu obrony pojawia się jedynie, krótka wzmianka, że "wizyta ministra Mariusza Błaszczaka w Australii i spotkanie z minister obrony oraz ministrem do spraw przemysłu obronnego tego kraju wzmocniły wzajemną współpracę obronną obu państw i stanowi bazę do podpisania w przyszłości umowy o współpracy w tym obszarze". MON informuje również, że żadne decyzje w sprawie zakupu fregat Adelaide nie zostały podjęte. Wygląda więc na to, że minister Błaszczak wycofał się, przynajmniej na razie, z pomysłu zakupu australijskich fregat.

Rada Budowy Okrętów podpowiada zakup używanego sprzętu
Za zakupem Adelajd z second handu optowała mająca dość wpływowe kontakty zwłaszcza w prezydenckim pałacu - Rada Budowy Okrętów. Zdaniem naszych rozmówców to ten opiniotwórczy think thank, w którym działają m.in. byli oficerowi Marynarki Wojennej, przekonywali współpracowników prezydenta do zakupu okrętów z Australii. Dlaczego?
- Jeśli nie pozyskamy jakiś okrętów to w ciągu dwóch i pół roku kilkaset marynarzy będzie mogło łowić jedynie ryby w Bałtyku – podkreśla i dodaje: - Dzisiaj największym hamulcowym dla budowy okrętów w polskich stoczniach są układy stoczniowe z Marynarką Wojenną, których rozbicie dla wielu oznaczałoby koniec stoczniowego eldorado. Poza tym brakuje w rządzie i w MON decyzji kierunkowej co do modernizacji i systemu obrony naszego wybrzeża. Bez niej w zasadzie nic się nie zmieni, a polskie stocznie, które są gotowe budować nowe okręty będą dalej porastać mchem ku uciesze naszych sąsiadów.


Pare informacji ktore znalazlem w w/w tekscie sa warte wzmiankowania i mojego zareagowania:
1. "Odpowiedział mu minister obrony Mariusz Błaszczak w telewizji Trwam". W jakiej telewizji ??? Kompletne jaja.
2. "Błaszczak próbował nawet przekonywać ojca Rydzyka, że zakup ten wzmocni Marynarkę Wojenną". To juz nawet nie jest smieszne.
3. "Premier się nie ugnie, tym bardziej że miał poparcie szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego." A to juz podejrzewalem i o tym pisalem kilka dni temu. I jeszcze raz napisze: Kaczor Dyktator decyduje jaka lajba bedzie plywac z bandera marynarki wojennej Najjasniejszej. A teraz posluchajcie mojego pietnastominutowego rechotu.


N_S
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8970

1115 Strony « < 596 597 598 599 600 > »  
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej