|
|
Robin Hood
|
|
|
|
Dziękuję wszystkim piszącym za ostrzeżenie. Ten film sobie daruję.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(kundel1 @ 22/05/2010, 20:47) Dziękuję wszystkim piszącym za ostrzeżenie. Ten film sobie daruję. Eeeee, nie jest tak źle. Dla samej pani Blanchett i obrazków warto…
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Eamr) 5. Wątek Magna Charta pominę milczeniem – prawie. Wolność, równość tudzież braterstwo w XIII w. made in Hollywood to za dużo jak na moje nerwy… Oooo, sporo przesadzasz. Jak na holiłódzki film było tego naprawdę bardzo niewiele i bardzo oszczędnie. Przemowa Robina na spotkaniu baronów z królem praktycznie nie wychodziła poza postulaty, które rzeczywiście znalazły się w karcie! Było to po prostu powiedziane tak, aby durny widz z XXI wieku zrozumiał. Żadnej równości i demokracji jednak tam nie było. Byłem naprawdę bardzo mile zaskoczony tym, jak poprowadzono ten wątek.
|
|
|
|
|
|
|
|
Ja dostaję wysypki, gdy w filmie z akcją sprzed Rewolucji Francuskiej lecą takie teksty – „wszyscy równi… etc”. Cechą chrakterystyczną dla czasów wcześniejszych było „bycie godnym reprezentantem swojego stanu”.
Ale jest możliwe, że mój problem z tym wątkiem rzeczywiście polega na doborze wyrażeń, które były w moim odbiorze amerykańsko-patetyczne.
|
|
|
|
|
|
|
|
Całkowicie rozumiem, że można dostawać wysypki. Nie zapominajmy jednak, że to jest film przeznaczony dla masowej widowni. Jeżeli na wspomnianym wiecu mówcy mieliby używać języka adekwatnego do realiów epoki, 99% widowni nic by z tego nie zrozumiało. Dlatego pewne "uwspółcześnienie" jest tu nieodzowne. I moim zdaniem w tym filmie i tak było tego BARDZO NIEWIELE w porównaniu z innymi holiłódzkimi produkcjami. W Królestwie Niebieskim gadano o humanistycznej tolerancji religijnej. W jakimś tam nowym Spartakusie słyszałem o równych prawach dla kobiet i powszechnej demokracji i wolności. Jak wspominam stary klasyk 300 Spartan, to widzę szlachetnych obrońców wolności i demokracji, bez których nie byłoby Stanów Zjednoczonych Na tym tle Robin Hood jest naprawdę całkowicie zjadliwy. Jak już wspomniałem, przemowa Robina praktycznie nie wychodzi poza zakres rzeczywistych postulatów Wielkiej Karty; zostały one jedynie podane w języku zrozumiałym dla współczesnego widza - a i tu nie było przesady.
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie chodzi o język archaizowany na XII/XIII w., ale o pewne wyczucie, którego tu moim zdaniem zabrakło. No, ale to jest moje marudzenie z serii 4 znakomite nazwiska, a zachwytu brak…
|
|
|
|
|
|
|
|
No ale nie odnosisz się cały czas do powoływanego przeze mnie KONTEKSTU. Tym kontekstem są inne holiłódzkie produkcje kostiumowe. Robin Hood to jest właśnie film w tym a nie innym gatunku. I na tle innych przedstawicieli tego gatunku jest tu wyczucia od groma.
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie, no jasne… Porównawczo daje radę. Chociaż już w Gladiatorze mnie mniej raziła amerykańskość niż w RH. Ale psiakość, tak łatwo można było lepiej… To nie kwestia ujęć, stylu aktora, tylko napisania inaczej kilku zdań…
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(emigrant @ 21/05/2010, 14:18) Dodałbym jeszcze, że zakończenie RH jest otwartą furtką do sequela w jakim zapewne znajdzie się wątek konfliktu RH-szeryf Nottingham. Postać szeryfa została zarysowana w RH bardzo obiecująco przez Matthew Macfaydena (choć będzie miał nielada zadanie, żeby przeskoczyć poprzeczkę ustawioną przez Allana Rickmana ("Odwołuję Boże Narodzenie!!!"). Tu tylko jedna sprawa: w tej części ukatrupiono Ryszarda, a, powtarzam, cały motyw w Robinhoodach, to było oczekiwanie poddanych na powrót sprawiedliwego władcy... Jeśli Lwie Serce nie żyje, to znając Amerykanów, pewnie zakończą drugą część intronizacją RH, albo, jeszcze lepiej: po jego szlachetnej śmierci Marion wybiorą królową i wtedy dopiero będzie sprawiedliwie... Nie, sequel zakończy się podpisaniem Wielkiej Karty i może śmiercią Jana bez Ziemi, co w rzeczywistości miało miejsce kilkanaście lat później niż akcja RH.
|
|
|
|
|
|
|
|
Ogólnie zgadzam się z opinią Eamr, że tak właściwie to nie widać, co mianowicie Ridley Scott chciał nakręcić.
Wybrałem się do kina bez jakichś wielkich oczekiwań i spodziewałem się prostego filmu o zabijaniu w „klimacie” (jeśli nawet nie realiach) średniowiecza. Ot, trochę krwi i flaków a dla równowagi estetycznej - Cate Blanchett.
Film do pewnego momentu ogląda się w miarę przyjemnie, oczywiście pod warunkiem przymknięcia oka na pseudo-historyczne niedorzeczności w rodzaju chłopów bez trudu dogadujących się po angielsku z herbowymi („różni nas tylko strój…” argh) czy kostiumowych koszmarków w rodzaju hełmu sir Loxleya. Bo zapowiada się całkiem fajnie – przygody bandy ex-żołdaków bez czci, wiary, krzty przyzwoitości i grosza przy duszy (ale od czegóż łuki, topory i bezbronni wędrowcy na gościńcach?). Słowem recepta na przyjemny film najemniczo-bandycko-napadalsko-strzelacki. Niestety – "amerikan hiroł" musi być… Tak jakby Scott wykombinował dobry patent na film, już już zaczął go kręcić i nagle wpadł na pomysł by jednak było jak Hollywood przykazał. Dostajemy więc z grubej rury – ględzenie o wolności; ględzenie o „angielskości”; flashbacki z ojcem-murarzem-męczennikiem; kobiety i dzieci zarzynające tęgich wojaków itd. Da się to strawić? Pewnie, bywało gorzej. Może robię się za stary na takie filmy. Tyle tylko, że Scott mógł bez problemu i z pożytkiem dla filmu zrobić coś nieco bardziej cynicznego i mniej łopatologicznego.
Chwilami można było odnieść wrażenie oglądania fragmentów innych filmów: plaża Omaha, sektor Pies 1 i ogólnie klimat „Szeregowcowo-Ryanowy” w scenie desantu czy też skądinąd jakże sympatyczne nawiązanie do „Idź i patrz” w postaci wizyty wesołków z kontynentu w wiosce – czyli populacja do stodoły, chrust narychtowany, populacja lokalna z dymem a my bawimy się do białego rana (Szlag – cały ten film mógł być taki...) Niestety zły Kossacz z lasu… tfu - Robin Longstride et consortes położyli przedwczesny kres uciechom. No i widowiskowe podanie miecza stanowiące chyba ukłon Scotta w stronę samego siebie i identycznej sceny w "Gladiatorze". Powszechne zjednoczenie wobec inwazji Złego takie, że tylko patrzeć przybycia z odsieczą gromady entów, oburzonych brakiem poszanowania Francuzów dla angielskiej przyrody (palą drewno psiekrwie na plaży, żeby flota inwazyjna przypadkiem nie wyrżnęła w Irlandię).
W kategorii najgorsze sceny/wątki/postacie: - ojciec Robina - murarz, wizjoner, filozof-stoik, mezozoik i nocny stolik w jednym. Największy absurd w filmie. - Wielka Misja Robina - grupa odzianych w worki po zbożu dzieciaków zmiatających w szarży na kucykach francuskich zbrojnych - wątek dzieciaków w ogóle - Filip August kierujący desantem na plażę Omaha, wypowiadający tonem człowieka z manią prześladowczą: „My tu jeszcze wrócimy” – brakowało tylko przebitki na złego, korsykańskiego kurdupla, który kilka wieków później również śmiał rozważać inwazję na Bogu ducha winnych herbaciarzy… - England, England uber alles... - szeryf jako całokształt
W kategorii najlepsze sceny/wątki/postacie: - Cate Blanchett we wszystkich ujęciach oprócz tych w zbroi A żeby nie było, że się głównie czepiam, to również: - ostrzał łuczników - szturm na zamek na początku filmu - początek filmu w ogóle
Jasne, można usiąść na te dwie godziny, wyłączyć mózg i pochłaniać miłe oku obrazki. Wszystko zależy od tolernacji oglądającego na kalki fabularne i standardowe w tego typu produkcjach zagrywki. Szkoda, bo mogło być dużo lepiej, a wyszło jakoś tak podejrzanie podobnie jak zwykle. Robin Hood tylko trochę mniej posągowy.
W następnej części: Robin Hood i tow. Trocki tworzą prawdziwy komunizm w lesie Sherwood
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(lanciarius) Może robie się za stary na takie filmy. Che che, a ja mam dokładnie odwrotnie Im więcej mam latek, tym mniej zwracam uwagi na różne bzdurki w kinie kostiumowym. Wszystkie wymienione przez Was wady tego filmu oczywiście widzę, ale jakoś nie przeszkadzały mi w niezłej zabawie.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(lanciarius @ 24/05/2010, 15:48) W kategorii najgorsze sceny/wątki/postacie: - ojciec Robina - murarz, wizjoner, filozof-stoik, mezozoik i nocny stolik w jednym. Największy absurd w filmie. - Wielka Misja Robina - grupa odzianych w worki po zbożu dzieciaków zmiatających w szarży na kucykach francuskich zbrojnych - wątek dzieciaków w ogóle - Filip August kierujący desantem na plażę Omaha, wypowiadający tonem człowieka z manią prześladowczą: „My tu jeszcze wrócimy” – brakowało tylko przebitki na złego, korsykańskiego kurdupla, który kilka wieków później również śmiał rozważać inwazję na Bogu ducha winnych herbaciarzy… - England, England uber alles... - szeryf jako całokształt
W kategorii najlepsze sceny/wątki/postacie: - Cate Blanchett we wszystkich ujęciach oprócz tych w zbroi A żeby nie było, że się głównie czepiam, to również: - ostrzał łuczników - szturm na zamek na początku filmu - początek filmu w ogóle
Zgadzam się z tym wszystkim, nawet z szeryfem (jego watek był ciekawie ujęty, ale został sprowadzony do zapchaj dziury);
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE("lanciarius") - ojciec Robina - murarz, wizjoner, filozof-stoik, mezozoik i nocny stolik w jednym. Przypominają mi się krótkie opisy kolejnych tomów przygód Conana Barbarzyńcy w dawno zmarłym magazynie "Fenix" - Conan Pirat, Bukanier, Korsarz, Najemnik, Pojemnik, Kunktator, Terminator...
QUOTE Filip August kierujący desantem na plażę Omaha, wypowiadający tonem człowieka z manią prześladowczą: „My tu jeszcze wrócimy” – brakowało tylko przebitki na złego, korsykańskiego kurdupla, który kilka wieków później również śmiał rozważać inwazję na Bogu ducha winnych herbaciarzy… Oj nie! Ja już myślałem, że zamiast Filipa zobaczę kolesia w ciemnych okularach, z kwadratową szczęką i austriackim akcentem...
|
|
|
|
|
|
|
|
W końcu obejrzałem to i mogę się wypowiedzieć:
Bardzo dobrze wydana kasa i spędzony czas. Odejście od klasycznej fabuły Robin Hoodów miało ten pozytywny efekt, że aż do momentu, w którym Jan obiecuje podpisać Bill of Rights, nie wiedziałem jak się potoczy akcja - dzięki czemu łatwiej było mi się wciągnąć.
Motyw oblężenia zamku był doskonały - jedna z najfajniejszych scen (wątków) batalistycznych (czy quasi-batalistycznych) jakie w ogóle widziałem w kinie.
Niedociągnięcia, bzdury i bzdurki możnaby wymieniać i wymieniać. Jedyną, na którą naprawdę opadły mi ręce, była gówniarska kawaleria na psach. Na barki byłem przygotowany, więc mnie tylko trochę rozbawiły, podobnie jak zbroja Robina. Zakłamania historyczne (w tym ojca wizjonera i angielski patriotyzm) jakoś przełknąłem. Dużo bardziej przeszkadzał mi amerykański akcent jednego z kompanów głównego bohatera.
Ostatecznie - jak ktoś lubi pooglądać miecze, zbroje, łuki i konie, to najgoręcej polecam.
|
|
|
|
|
|
|
|
A ja krótko: kompletnie mi się nie podobał (poza kilkoma motywami).
Gdzie jest "mój" stary Ridley Scott??? Czy już do emerytury będzie się rozmieniał na drobne?
|
|
|
|
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|