Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
25 Strony « < 23 24 25 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> To Powstanie było ostatecznym zrywem
     
ku140820
 

Unregistered

 
 
post 14/08/2009, 20:03 Quote Post

Most kolejowy to jest w Dęblinie - coś się komuś pomerdało i to zdrowo...
 
Post #361

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 17/08/2009, 8:51 Quote Post

QUOTE(1234 @ 14/08/2009, 19:28)
Skad wziales w Pulawach most kolejowy?


Oczywiście, mój błąd. Biorąc pod uwagę to, jak często bywam w Puławach (ostatni raz byłem tam przed tygodniem), nie mogę wyjść ze zdumienia, jak mógł mi się taki błąd przytrafić confused1.gif

Oczywiście, ów nieszczęsny most - tak jak napisał Darth Stalin - znajduje się w granicach administracyjnych Dęblina (ok. 700 metrów od granicy gminy Puławy) sad.gif

QUOTE(1234 @ 14/08/2009, 19:28)
Odnosnie tego ataku na Pulawy od wschodu-az tak rozowo to nie bylo


Oto jak walki o Puławy przedstawiłem w "Na przedpolu Warszawy" (s. 373 - 375):

25 lipca około godz. 9.10 nadszedł meldunek, że Niemcy w sile przeszło 150 ludzi palą Końskowolę. Ppor. „Zagończyk” niezwłocznie skierował na rozpoznanie sytuacji patrol w sile 12 ludzi, dowodzony przez plut. Zygmunta Wilczyńskiego – „Żuka”. Niedługo potem do Młynek powrócił łącznik z meldunkiem, że patrol nawiązał styczność ogniową z nieprzyjacielem i prosi o pomoc. Wówczas ppor. „Zagończyk” zarządził zbiórkę oddziału. Stanęło do niej około 80 ludzi, uzbrojonych w 1 ckm, 6 lkm i rkm, bergmany, steny, pepesze, schmeissery, kb, pistolety i granaty. „Zagończyk” rozkazał wystąpić wszystkim „starym”, tj. żołnierzom dawnego oddziału lotnego, posiadającym lepsze wyszkolenie i doświadczenie bojowe, niźli nowo przyjęci do oddziału. W sumie wystąpiło 52 żołnierzy. Pozostali, pod dowództwem st. sierżanta Kazimierza Kiełczykowskiego – „Błyska”, otrzymali rozkaz pozostania w Młynkach w charakterze odwodu i osłony taboru.
Wyruszający do Końskowoli oddział podzielony został na trzy grupy. Pierwsza, licząca ok. dwudziestu ludzi pod bezpośrednim dowództwem por. „Przepiórki” przeszła przez Kurówkę po kładce koło wsi Ruda. Druga, w podobnej sile, pod dowództwem ppor. „Zagończyka” nacierała od strony drogi, wiodącej z Osin do Końskowoli. Wreszcie trzecia, dowodzona przez „Mściwoja”, posuwała się w środku ugrupowania, mając za zadanie sforsowanie rzeczki i zniszczenie stanowisk ogniowych nieprzyjaciela na jej południowym brzegu. Drużyna pod ich nieprzerwanym ogniem przebyła skokami łąkę nad Kurówką, zbliżyła się do rzeczki i przeszła ją w bród.
Dzięki korzystnemu ukształtowaniu terenu żołnierze AK znajdowali się w martwym polu ostrzału. Pchor. Józef Kopacz – „Znicz” podczołgał się pod skarpę i będąc w odległości ośmiu metrów od stanowisk niemieckich ckm-ów, rzucił granat, którego wybuch miał zabić siedmiu Niemców, a jednego ranić, a także uszkodzić jeden ckm („był to angielski granat zrzutowy o grubej karbowanej skorupie i wielkim ładunku wybuchowym; stąd tak wielkie zniszczenie spowodował jego wybuch” – tłumaczy siłę rażenia granatu w swym sprawozdaniu Józef Bisping – „Huba”). Zaraz po wybuchu „Mściwój” wydał rozkaz „naprzód” i wraz z trzema podkomendnymi miał wziąć pozostałych Niemców do niewoli.
W tym samym czasie most na drodze z Osin został sforsowany przez grupę ppor. „Zagończyka”, a grupa por. „Przepiórki” opanowała szosę wiodącą z Puław do Końskowoli. Por. „Przepiórka” wysłał do „Mściwoja” rozkaz, by ten poprowadził natarcie w głąb miasta, w kierunku urzędu gminy i kościoła. „Mściwój”, podzieliwszy drużynę na dwie sekcje, na czele jednej z sekcji przeszedł na lewą stronę drogi osińskiej i tam połączył się z „Zagończykiem”, zaś „Znicz”, na czele drugiej, uderzył na urząd gminy, który opanował po zlikwidowaniu oporu grupki Niemców. Część Niemców broniących się w budynku urzędu gminy zaczęła wycofywać się w stronę Puław, jednakże drogę odwrotu odcięli im żołnierze z grupy por. „Przepiórki”.
Tymczasem Niemcy wciąż utrzymywali w swych rękach kościół oraz południową i północno – wschodnią część miasta. Połączone grupy „Zagończyka” i „Mściwoja” rozpoczęły koncentryczne natarcie na kościół, lecz Niemcy, wykorzystując jako osłonę otaczający kościół wysoki mur ze strzelnicami, odpowiadali gwałtownym ogniem. W końcu partyzantom udało się zbliżyć do muru i przerzucić przezeń granaty, co spowodowało zamieszanie w szeregach przeciwnika. Ogniem karabinu maszynowego udało się też zlikwidować stanowisko niemieckiego karabinu maszynowego mieszczące się w wieży kościoła.
W tym czasie w okolice kościoła dotarł również por. „Przepiórka”, posuwający się ze swym oddziałem wzdłuż szosy. Z powodu silnego ognia nie zdołał on jednak sforsować kościelnego muru. „Zagończyk” ze swą drużyną obszedł tymczasem kościół z lewej strony, „Mściwój” – z prawej. W tym momencie znajdujący się w środku Niemcy byli już całkowicie otoczeni. „Znicz” z dwoma żołnierzami wpadł do środka. Trzech Niemców, znajdujących się w nawie kościoła, poddało się. „Znicz”, usłyszawszy dochodzące z zakrystii szmery, kopnięciem wywalił drzwi i krzyknął „Hande hoch!”. Ze środka odpowiedziały mu strzały. Towarzyszący „Zniczowi” strz. Marian Janas – „Żbik” wygarnął w tamtą stronę serię z pistoletu maszynowego. Wówczas „Znicz” wskoczył do środka, biorąc do niewoli znajdujących się tam dwóch niemieckich żandarmów, z których jeden był ranny w rękę. Jednocześnie „Zagończyk” z „Mściwojem” zlikwidowali resztki niemieckiego oporu wokół kościoła. Nieliczni Niemcy, którym udało się uciec przez mur, padli od ognia grupy por. „Przepiórki”.
Po uporaniu się z przeciwnikiem walczącym w rejonie kościoła partyzanci natarli na Niemców znajdujących się między kościołem a cmentarzem oraz na południe od szosy. Niemcy wprowadzili do walki działka ppanc., ostrzeliwując z nich rejon kościoła oraz szosę. St. sierż. Feliks Mazurek – „Feluś” z grupą żołnierzy otrzymał rozkaz zaatakowania Niemców zajmujących pozycje z drugiej strony cmentarza. Grupa ta, przy silnej wymianie ognia, posunęła się pod cmentarz, wypierając stamtąd nieprzyjaciela, który wycofał się ku szosie.
W tym czasie grupy „Przepiórki” i „Zagończyka” nacierały wzdłuż szosy w kierunku Kurowa, aby - po połączeniu się z grupą „Felusia” - oczyścić całkowicie część miasta znajdującą się na północ od szosy. W tej fazie walki, w czasie natarcia na stanowiska niemieckich ckm-ów, ciężko ranny został „Piorun” z grupy „Przepiórki”. Niemcy byli systematycznie spychani na północ, przy czym w tej fazie walki zdobyto 2 ckm-y i 2 działka ppanc. Grupa „Felusia”, poprzez łącznika, którym był „Znicz”, otrzymała rozkaz do prowadzenia natarcia wzdłuż szosy w kierunku głównej części zgrupowania, by w ten sposób dopomóc w oczyszczeniu całej północnej części miasta.
Grupa „Felusia”, wykonując nakazany manewr, przeszła szosę i otworzyła z lkm i kb ogień w kierunku Niemców znajdujących się w południowej części miasta. W tym momencie partyzanci zostali zaatakowani ogniem rosyjskich czołgów, które akurat wjechały do Końskowoli. Widząc ubranych w zdobyczne niemieckie mundury partyzantów, Rosjanie wzięli ich za Niemców. Dopiero po chwili udało się wyjaśnić nieporozumienie. Z pierwszego czołgu wyskoczył podoficer. Partyzanci usunęli sprzed czołgów barykadę z żelaznych kozłów, które przegradzały szosę, a następnie wsiedli na czołgi, które ruszyły w głąb miasta, strzelając z dział. Partyzanci, siedzący na czołgach, również prowadzili ogień w stronę Niemców, którzy zaczęli tymczasem wycofywać się z Końskowoli. Por. „Przepiórka”, zorientowawszy się w sytuacji, przeciął im drogę odwrotu, zachodząc od strony południowo – zachodniej. Niedobitki Niemców wycofały się w kierunku na Pożóg.
„Przepiórka” zarządził zbiórkę oddziału koło kościoła, po czym wysłał patrol złożony z dwunastu ludzi pod dowództwem „Mściwoja” celem dokonania rozpoznania rejonu Pożoga. Pozostali partyzanci zajęli się gaszeniem pożarów. Patrol „Mściwoja” szedł tyralierą ze „Żbikiem” na lewym i „Zniczem” na prawym skrzydle. Nagle w kierunku grupy „Żbika” posypały się strzały. Nieprzyjaciel, wyposażony w broń maszynową, był ukryty w krzakach koło toru kolejowego. „Mściwój” nakazał oskrzydlić Niemców; przy czym posuwającej się w środku częścią swej drużyny nakazał uderzyć na nich z prawej strony, a „Zniczowi” z prawym skrzydłem zajść ich od tyłu. Zbliżywszy się na odległość trzydziestu metrów od stanowiska niemieckiego rkm-u, „Znicz” obrzucił je granatami. Ogień zaskoczonych Niemców osłabł, co wykorzystał „Mściwój”, który celną serią z lkm-u zlikwidował całą niemiecką grupę. W starciu tym miało zostać zabitych sześciu Niemców.
Walki o Końskowolę stanowiły wstęp do boju o Puławy. W mieście tym znajdują się dwa niezwykle ważne mosty na Wiśle – kolejowy i drogowy. Zdobycie ich w stanie umożliwiającym korzystanie z nich było niezmiernie ważnym zadaniem. Niestety, nie udało się go zrealizować. W opracowaniu „Гвардейская танковая” czytamy:

„Działania wojsk armii [chodzi o działania 2 armii pancernej po zdobyciu Lublina] nosiły charakter energicznego ścigania wycofujących się dywizji przeciwnika. Już 25 lipca 3 i 16 korpusy pancerne dotarły do Wisły w rejonie Dęblina i Puław i z marszu opanowały te silnie umocnione punkty. Jednakże resztkom ustępujących niemieckich oddziałów udało się ujść na lewy brzeg Wisły i zerwać za sobą wszystkie przeprawy.”

Pierwszym oddziałem rosyjskim, który znalazł się na dalekich podejściach do Puław, był oddział wydzielony 3 korpusu pancernego, w skład którego wchodziła 103 brygada pancerna, batalion 57 brygady zmotoryzowanej oraz bliżej nieokreślony oddział saperów. Oddział wydzielony o godzinie 18.00 dnia 24 lipca wyruszył z rejonu na zachód od Lublina, kierując się na Nałęczów, Bochotnicę, Puławy. Tuż po północy w ślad za nim wyruszły siły główne 3 korpusu pancernego. 51 brygada pancerna (z 1219 pułkiem dział pancernych) posuwała się po osi Miłocin – Buchałowice – Końskowola, a 50 brygada pancerna, 57 brygada zmotoryzowana i 1107 pułk dział pancernych – po osi Miłocin – Bochotnica – Parchatka)
Posuwając się przez opanowane przez oddziały Armii Krajowej tereny, o godzinie 5.00 rano dnia 25 lipca oddział wydzielony dotarł do rubieży Ruda, Końskowola, gdzie zatrzymał się w oczekiwaniu na nadejście sił głównych korpusu. Wkrótce dotarła tu 51 brygada pancerna, która wraz z oddziałem wydzielonym natarła na Końskowolę, w której w tym czasie opisany uprzednio bój toczył oddział partyzancki AK por. „Przepiórki”. Pojawienie się czołgów rosyjskich przypieczentowało los walczących w Końskowoli żołnierzy niemieckiej 174 dywizji rezerwowej. Opanowawszy Końskowolę, 51 i 103 brygady pancerne (z oddziałami wzmocnienia) kontynuowały natarcie wzdłuż szosy Lublin – Puławy. W tym czasie 50 brygada pancerna i 57 brygada zmotoryzowana (bez batalionu wchodzącego w skład oddziału wydzielonego) natarły na Puławy od południa, opanowując Włostowice. Niemcy w pośpiechu wycofali się do centrum miasta, nie byli jednak w stanie powstrzymać rosyjskiego natarcia. Systematycznie kurczył się ich stan posiadania. Rosjanom nie udało się jednak uchwycić mostów na Wiśle. Niemcy, wycofawszy się na lewy jej brzeg, zdążyli wysadzić je w powietrze.
W końcowej fazie walk o Puławy wzięła też udział 57 gwardyjska dywizja piechoty (4 gwardyjski korpus piechoty, 8 armia gwardii). M. P. Smakotin w książce „От Дона до Берлина” pisze:

„26 lipca przednie oddziały pułków podeszły do miasta Puławy, na rzece Wiśle. Zdecydowanym manewrem oddziały 57 gwardyjskiej dywizji piechoty o północy wdarły się na ulice miasta. Niemcy zostali rozbici w puch. Stawiwszy nieznaczny, chaotyczny opór uciekli za Wisłę. Do rana miasto Puławy było oczyszczone z przeciwnika.”

Dodajmy, że od południa na miasto nacierał 174 gwardyjski pułk piechoty, od wschodu – 170 gwardyjski pułk piechoty, a od północy – 172 gwardyjski pułk piechoty.
W rosyjskim natarciu na Puławy wzięły też udział oddziały Armii Krajowej. 24 lipca, w przeddzień natarcia na to miasto, komendant rejonu Puławy, st. wachm. Mieczysław Kleszczewski – „Janusz”, wydał rozkaz, by podległe mu plutony skoncentrowały się we wsi Wronów. Jeszcze tego samego dnia zebrały się tam plutony „Rysia” i „Żwira” liczące po około 50 ludzi. Około godz. 16.00 znalazły się one w Sielcach i Wronowie i tam oczekiwały dalszych rozkazów. Nazajutrz, wobec rozpoczętej przez oddział „Przepiórki” walki w o Końskowolę, drużyna dywersyjna placówki Końskowola pod dowództwem „Leonidasa”, wzmocniona posiadającymi broń żołnierzami miejscowych plutonów otrzymała rozkaz wzięcia udziału w walce.
Dołączyła ona do walczącego w Końskowoli oddziału por. „Przepiórki”, po czym wieczorem powróciła do Wronowa. Wobec faktu, że w tym czasie (ok. godz. 20.00) po osi Wronów – Puławy rozwijało się natarcie czołgów 3 korpusu pancernego oraz piechoty 57 gwardyjskiej dywizji piechoty, dowódca puławskiego rejonu AK st. wachm. Mieczysław Kleszczewski - „Janusz” wydał podległym mu żołnierzom rozkaz wzięcia udziału w tej operacji. Żołnierze AK, dzięki znajomości terenu walki, który z uwagi na zadrzewienie i luźne zabudowanie Działek należy do wyjątkowo nieprzejrzystych, oddali Rosjanom wielką przysługę, służąc wszechstronną radą i działając w charakterze przewodników. Było to zresztą wielokrotnie podkreślane przez oficerów i żołnierzy Armii Czerwonej.
W walce na Działkach czynny udział wziął m.in. ppor. Mieczysław Chabros – „Polonus”, który stanął na czele samorzutnie zebranego oddziałku. W czasie walki został on ranny w nogę, a mimo to nie wycofał się z akcji, dowodząc dalej swym oddziałkiem. Jak podkreśla Józef Bisping – „Huba”, w trwających krótko walkach w Puławach oddziały AK nie miały okazji do wykazania się, gdyż nieprzyjaciel dokonał szybkiego odwrotu, wycofując się za Wisłę i wysadzając za sobą most. Informację tą uzupełnia były żołnierz zgrupowania „Orlika” Jerzy Ślaski (kpr. „Nieczuja”) w książce „Żołnierze wyklęci”:

„25 lipca w godzinach popołudniowych sowiecki batalion znalazł się na skraju Puław i tam stanął, lękając się iść dalej. Poderwali go oficerowie AK, oświadczając, że Niemcy są już słabi i że w mieście znajdują się partyzanci. Natarcie odniosło sukces. Niemcy wycofali się za Wisłę, zrywając przęsło mostu, co uniemożliwiło odwrót pozostałej części załogi. W nocy ostrzelali pozycje czerwonoarmistów tak silnym ogniem, że batalion szybko je opuścił i odszedł z miasta. Utrzymali je nadal żołnierze AK – z oddziałów „Zagona” i „Turnusa” oraz z placówek w Puławach, Młynkach i Końskowoli – likwidując poszczególne zaciekle bronione gniazda niemieckiego oporu. Rankiem Puławy były wolne od Niemców. Na wielu budynkach powiewały biało – czerwone flagi. Wtedy też żołnierze AK opuścili miasto.”

Pozdrawiam
Wojciech Kempa
 
User is offline  PMMini Profile Post #362

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 17/08/2009, 9:01 Quote Post

QUOTE(M.J. @ 13/08/2009, 23:05)
Akurat rozkaz o zajęciu stanowisk przez 1 DArtPlot z zadaniem obrony przepraw 8 AGw nosi datę 9 sierpnia. W rozkazie tym nie ma słowa o osłonie rejonów ześrodkowania wojsk 1 AWP, a tylko o obronie przepraw. Mam go przed sobą mogę wrzucić skan. Ale to było jak myślę nie tylko spowodowane przerzuceniem 1 AWP w rejon przyczółka magnuszewskiego, a bardziej, nie uchwyceniem takowego przez wojska 1 AWP. Gdyby 1 AWP została w obronie na wschodnim brzegu Wisły to i tak jako w pewnym sensie "bezczynna" została by ogołocona z artylerii ( w tym plot ), saperów i wojsk pancernych.


6 sierpnia 1944 roku dowódca 1 armii WP otrzymał od dowódcy 1 Frontu Białoruskiego zadanie:

- utrzymania do rana 8 sierpnia 1944 r. dotychczasowej rubieży obrony siłą nie większą jak jedna dywizja piechoty;
- siłami głównymi armii wraz ze środkami wzmocnienia wycofać się z dotychczas zajmowanego rejonu, z zadaniem ześrodkowania się do rana 8 sierpnia w rejonie Łaskarzew, Wilga, Samogoszcz;
- być w gotowości, po ześrodkowaniu się w nowym rejonie koncentracji, do przeprawy przez Wisłę i zluzowania oddziałów 8 armii gwardii na odcinku od ujścia Pilicy do m. Stara Warka.
- oddziały pozostawione do czasowej obrony rubieży od Dęblina do Puław, po ich zluzowaniu przez oddziały 7 gwardyjskiego korpusu kawalerii, miały dołączyć do sił głównych.

W ślad za tym rozkaz przegrupowania się w rejon przyczółka magnuszewskiego otrzymały wszystkie związki i oddziały 1 armii WP. Nie inaczej było z 1 dywizją artylerii przeciwlotniczej.

Pozdrawiam
Wojciech Kempa

 
User is offline  PMMini Profile Post #363

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 18/08/2009, 8:15 Quote Post

A teraz pozwolę sobie przedstawić to, co napisałem na temat walk o Dęblin (Na przedpolu Warszawy, s. 376 – 377):

Przy planowaniu powstania powszechnego oraz akcji „Burza” dowództwo Obwodu Puławy wiele uwagi poświęciło kwestii ocalenia przed zniszczeniem obiektów twierdzy Dęblin z lotniskiem i węzłem kolejowym. Realizację tego planu, określonego kryptonimem „Ocalić Dęblin”, podjęto 24 lipca. W sprawozdaniu z wykonania akcji „Burza” czytamy:

„W rejonie 5 [Dęblin – Irena] d-ca plutonu 8/15 pp ppor. Melchior [Melchior Piskała], znajdujący się wówczas w Bobrownikach, otrzymał 24.7., godz. 8.20 meldunek, że patrol niemiecki w sile 10 ludzi dokonał przed pół godziną rozpoznania mostu na Wieprzu w Bobrownikach i że pozostawiwszy na moście 2 żołnierzy uzbrojonych w kb i granaty, poszedł dalej w kierunku na Kleszczówkę. Z rozkazu Melchiora zaalarmowano pluton i na most wysłany został patrol 1 + 5 pod dowództwem kpr. Orzecha (uzbrojenie: broń krótka). Posterunek niemiecki na moście został przez patrol zlikwidowany przy wykorzystaniu momentu zaskoczenia. Gdy grupa pozostałych Niemców przechodziła przez las krasnogliński, kpr. Marek z 2-ma żołnierzami zaatakował z zasadzki jej tylne ubezpieczenie, zabijając 2 Niemców.
O godz. 11-tej od strony lotniska nadszedł do Bobrownik drugi patrol npla, również w sile 10 ludzi, dowodzony przez oficera i wyposażony w rkm. 4-ch z nich weszło do miasta, podczas gdy dowódca z resztą żołnierzy zajął stanowisko na odległym o pół km cmentarzu żydowskim. W zasadzce urządzonej na skraju miasta przez nasz patrol czterej Niemcy zginęli. Strat własnych nie było. Na odgłos strzelaniny pozostała grupa nadciągnęła z odsieczą. Melchior, nie chcąc wszczynać walki w mieście, lecz przenieść ją na drugi brzeg (z uwagi na możliwość późniejszych represji), wycofał swój oddział przez most na drugą stronę Wieprza, w rejon wsi Niebrzegów. Oddział liczył w tym momencie 10 ludzi uzbrojonych w kb, z czego 5-ciu utworzyło przy wykorzystaniu zarośli zasadzkę na lewym brzegu, 3-ch stanowiło jej odwód, 2-ch wreszcie pozostało w Bobrownikach jako ubezpieczenie tylne przed ewentualnymi posiłkami z lotniska.
Oddział niemiecki w szyku ubezpieczonym przedostał się na drugą stronę mostu, został przez naszych żołnierzy przepuszczony i skierował się do wsi Niebrzegów. Gdy po niedługim czasie npl zamierzał powrócić przez most, żołnierze nasi otworzyli ogień. 3 Niemców padło, 1 został ciężko ranny. Oficer jednak, schwyciwszy rkm od zabitego celowniczego, rozpoczął ostrzeliwać nasze stanowiska, inny Niemiec otworzył ogień z pi-emu i wykorzystując tę przewagę ogniową npl zdołał przedostać się przez most.”


Dzięki działaniom podjętym przez ppor. „Melchiora” most na Wieprzu w Bobrownikach został ocalony, a żołnierze Armii Krajowej mogli przystąpić do obsadzania okolicznych dróg i obiektów. W ciągu kolejnej nocy partyzanci oczyścili z Niemców szereg obiektów w Dęblinie oraz w jego najbliższej okolicy. Zlikwidowali przy tym kilka grup niemieckich saperów, zamierzających wysadzić magazyny broni w Stawach, parowozownię, a przede wszystkim – ogromną ilość bomb lotniczych zgromadzonych na dęblińskim lotnisku.
Żołnierze AK opanowali i utrzymali w swych rękach do momentu nadejścia czołowych jednostek rosyjskich mosty na Wieprzu (w tym kolejowy) oraz twierdzę, oswobadzając trzymanych tam jeńców rosyjskich. Nie udało im się co prawda zdobyć węzła kolejowego, ale skutecznie zablokowali pięć znajdujących się tam pociągów wojskowych, które miały między innymi przewozić czołgi.
Kluczową rolę w walkach o Dęblin odegrali jednak czołgiści rosyjskiej 2 armii pancernej. W opracowaniu „Гвардейская танковая” czytamy:

„Na długo przed dotarciem do Dęblina sił głównych został posłany tam na zwiad pluton pancerny w sile dwóch czołgów T-34 ze 164 brygady pancernej. Obserwując ostrożnie podejścia do miasta, zwiadowcy ustalili, że nie wszystkie transzeje i dzielnice zajęte są przez wojska przeciwnika. W niektórych miejscach wzdłuż okopów przechadzali się tylko wartownicy. Było oczywiste, że dębliński garnizon nie zauważył pojawienia się naszych czołgów. Wówczas zwiadowcy z maksymalną prędkością przesunęli się ku północno – wschodniej części miasta i stamtąd skierowali się do centrum
W jednym z budynków w centrum miasta zwiadowcy zauważyli ochronę. Lejtnant Byczek, dowodzący zwiadem, doszedł do wniosku, że w budynku musi być ulokowany jakiś sztab. Przekazawszy rozkaz dowódcy drugiego czołgu lejtnantowi Kubience: „Rób, jak ja”, otworzył ogień z działa do okien budynku. Faszyści w panice rozbiegli się. Wówczas lejtnant Byczek rozkazał lejtnantowi Kubience wziąć budynek i podejścia do niego pod ostrzał, a sam z sierżantem Trofimowem odważnie wtargnął do budynku sztabu. W jednym z pokoi rozbroili oni niemieckiego pułkownika, u którego znaleźli mapę sytuacyjną. Niemiecki pułkownik wraz z mapą został dostarczony do sztabu 164 brygady pancernej.”


Natarcie oddziału wydzielonego 16 korpusu pancernego na Dęblin rozpoczęło się 25 lipca około godziny 6.00 rano. Stosunkowo łatwo udało mu się opanować lotnisko, po czym uderzył on na ośrodek Irena, na wschodnim skraju miasta. Tu jednak natrafił na zdecydowany opór Niemców, którzy – posiadając dobrze zorganizowaną obronę przeciwpancerną – zdołali zatrzymać atak. W tej sytuacji dowódca oddziału wydzielonego nakazał przejść do obrony w oczekiwaniu nadejścia sił głównych korpusu.
A te przybyły do rejonu lasu Krasnogliny około południa i z miejsca wykonały atak na miasto. Atak nie przyniósł jednak powodzenia. Wobec tego pełniący obowiązki dowódcy 2 armii pancernej gen. Radzijewskij nakazał dowódcy korpusu, by ten, atakując nieprzyjaciela częścią sił od czoła, głównymi siłami obszedł Dęblin od północy i południa.
W ślad za tym gen. Dubowoj wydał rozkaz, w myśl którego oddział wydzielony wzmocniony 15 brygadą zmotoryzowaną i 1441 pułkiem dział pancernych miał wznowić atak od wschodu, 107 brygada pancerna miała obejść miasto od północy i zaatakować je wzdłuż linii kolejowej oraz szosy Stężyca – Rycice, a 164 brygada pancerna (bez pododdziałów wchodzących w skład oddziału wydzielonego) – wzdłuż lewego brzegu rzeki Wieprz, w kierunku na Borową i południowo – wschodni skraj Dęblina. 109 brygada pancerna, stanowiąc drugi rzut korpusu, miała posuwać się w ślad za 15 brygadą zmotoryzowaną. Akcję miał wspierać 86 pułk artylerii rakietowej.
W trakcie dokonywania przegrupowania oddziały korpusu poniosły spore straty wskutek niespodziewanego ataku niemieckiego lotnictwa. Rosjanie, przyzwyczajeni do tego, że ich lotnictwo wywalczyło panowanie w powietrzu, nie zachowali właściwej dyscypliny w zakresie maskowania, a artylerii przeciwlotniczej nie było na pozycjach. W wyniku tego nalot 30 – 35 samolotów nieprzyjacielskich zdezorganizował po części przygotowania do ataku i spowodował kilkugodzinne opóźnienie. Korzystając z tego, Niemcy zdążyli odpowiednio przygotować obronę i przeprawę na zachód oddziałów tyłowych. O godzinie 19.00 rozpoczął się szturm, który poprzedził nalot artyleryjski i rakietowy. Walki o Dęblin trwały przez całą noc i doprowadziły do wyparcia Niemców na drugi brzeg Wisły. Niemcy zdołali wycofać się w sposób zorganizowany, wysadzając za sobą mosty na Wiśle.

Pozdrawiam
Wojciech Kempa
 
User is offline  PMMini Profile Post #364

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 18/08/2009, 17:59 Quote Post

Chciałem zwrócić jeszcze uwagę na rzecz, na którą mało kto zwraca na to uwagę, mianowicie na to, że mobilizacja kilkudziesięciu tysięcy ludzi w warunkach konspiracji, na terenie silnie obsadzonym przez wroga była niezmiernie skomplikowanym z punktu widzenia logistyki przedsięwzięciem.

Trzeba było wybrać kwatery wyczekiwania, którymi najczęściej były mieszkania osób związanych z AK. Aby zdać sobie w pełni sprawę ze złożoności całego przedsięwzięcia, należy uwzględnić fakt, iż dowódcy przeważnie nie znali adresów zamieszkania swych podkomendnych (wyłączając najbliższe otoczenie), a wybór lokali na kwatery musiał odbywać się w warunkach zachowania zasad konspiracji.

Sama mobilizacja musiała być przeprowadzona skrycie, w taki sposób, by nieprzyjaciel nie zorientował się, co się dzieje. A obejmowała ona zarówno zebranie ludzi, jak i transport uzbrojenia z konspiracyjnych magazynów do miejsc ich ześrodkowania.

Po co to piszę? Ano można się czasem spotkać z zarzutem, iż można było przed godziną „W” dokonać korekty zadań dla poszczególnych oddziałów, rezygnując z atakowania niektórych obiektów i przerzucając oddziały, które miały je atakować, na inne odcinki. Otóż w warunkach mobilizacji oddziałów w warunkach konspiracyjnych nie było to możliwe.

Zresztą spróbujmy sobie wyobrazić, że oto setki ludzi, którym zmieniono rozkaz, na kilkanaście godzin przed godziną „W” snują się w poszukiwaniu ewentualnych miejsc, w których mogliby „w spokoju” spędzić ostatnie chwile przed planowanym natarciem. Każda tego rodzaju zmiana pociągała za sobą gigantyczne trudności.

Pozdrawiam
Wojciech Kempa
http://historyton.pl/catalog/product_info....roducts_id=7316
 
User is offline  PMMini Profile Post #365

     
wszechpolak
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 47
Nr użytkownika: 57.570

Krzysztof Nyczaj
Stopień akademicki: n
Zawód: analityk
 
 
post 19/08/2009, 9:44 Quote Post

Oczywiście, że mobilizacja w takich warunkach jest trudna. Ale nie zmienia to możliwości korekty niektórych planów. Wystarczyłoby zmienić rozkaz z "ataku na obiekt" na "zajęcie dogodnej pozycji wokół niego i wyczekiwanie na dalsze rozkazy". Oszczędziłoby to niepotrzebnych ofiar.
 
User is offline  PMMini Profile Post #366

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 19/08/2009, 11:30 Quote Post

QUOTE(wszechpolak @ 19/08/2009, 9:44)
Oczywiście, że mobilizacja w takich warunkach jest trudna. Ale nie zmienia to możliwości korekty niektórych planów. Wystarczyłoby zmienić rozkaz z "ataku na obiekt" na "zajęcie dogodnej pozycji wokół niego i wyczekiwanie na dalsze rozkazy". Oszczędziłoby to niepotrzebnych ofiar.


Jak wyobrażasz sobie owo "zajęcie dogodnej pozycji wokół obiektu"? Warunkiem powodzenia całego przedsięwzięcia było takie przeprowadzenie koncentracji ludzi i broni, by nie wzbudzić przy tym podejrzeń ze strony przeciwnika. Dlatego konieczne było posiadanie odpowiedniej ilości upatrzonych wcześniej punktów, przy czym ilość osób znających adresy tychże punktów musiała być ograniczona do niezbędnego minimum (dla zmniejszenia ryzyka wsypy).

Wszyscy wiemy, jak wiele zamieszania wywołała (skądinąd korzystna) zmiana miejsca pobytu Komendy Głównej AK, a co za tym idzie - zgrupowania Kedywu KG. A przecież rzecz dotyczyła relatywnie niewielkiej części sił AK w Warszawie.

Wszystkich, którzy interesują się Powstaniem Warszawskim, raz jeszcze zachęcam do odwiedzenia strony internetowej http://www.pw44.pl/

Pozdrawiam
Wojciech Kempa
 
User is offline  PMMini Profile Post #367

     
wszechpolak
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 47
Nr użytkownika: 57.570

Krzysztof Nyczaj
Stopień akademicki: n
Zawód: analityk
 
 
post 20/08/2009, 9:59 Quote Post

Zgadzam się, że z tezą dotyczącą trudności koncentracji. Często podnosi się np. argument że popełniono błąd i nie przeprowadzono ataku nad ranem, co miałoby spowodować zaskoczenie. wtedy dopiero nastapiłaby dekonspiracja. Jak przetrzymać ludzi przez kilka godzin w setkach mieszkań po godzinie policyjnej? Chyba, że "udawano" by organizację imprez i prywatek. Wtedy trzeba byłoby zorganizować to w jakiś dzień, kiedy są popularne imieniny np. Marii lub Piotra. A tak na poważnie. Wydaje mi się, że moment koncetracji i termin był jak najbardziej odpowiedni. Ludzie wracają z pracy idą na zakupy - można ukryć sie tłumie. Problem był tylko taki, że była to już druga koncentracja. Już po pierwszej mozna było uznać, że AK została zdekonspirowana i wystarczyło, żeby Niemcy obeszli wszystkie zakłady pracy i zażadali listy nieobecnych pracowników. Nie zrobiliby tego bo musieliby aresztować kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Poza tym nie bądźmy naiwni utrzymanie tajemnicy przy takiej masie ludzi jest niemozliwe. Wystarczy, że ktoś poinformuje rodzinę aby wcześniej zamkneła sklep lub wyszła wcześniej z pracy i w kilka godzin wie juz o tym całe miasto, które podejmie podobne działania.
Tak więc podsumowując ten wątek. Godzina W była wybrana odpowiednio. Krótki czas na koncetrację nawet za cenę, że ktoś nie zdąży - również oceniam pozytywnie. Negatywnie oceniam jedynie fakt odwołania pierwszej koncentracji.

Co do kwestii dotyczącej "zajęcia dogodnej pozycji". Jeśli masz szturmować z kilkoma rewolwerami budynek obsadzony przez uzbrojonych po zęby Niemców to juz lepiej jest zająć jakiś budynek na przeciwko i blokować ten pierwszy. Kto się wychyli dostaje "kulkę". Następnie czekać na przybycie posiłków. W ten sposób można byłoby szturmować jeden budynek po drugim jednym lub dwoma dobrze uzbrojonymi oddziałami i zdobywać je po kolei. Bardzo proste. Poza tym myślę, że mało uwagi poświęcono niekonwencjonalnym metodom zdobywania punktów oporu tak jak np. zdobyto gmach PWPW. Gdzieś czytałem (teraz nie pamiętam, ale spróbuję odnaleźć), ze był plan zdobycia siedziby gestapo poprzez wykorzystanie ochotnika-samobójcy. Samochód ciężarowy wypełniony ładunkiem wybuchowym miał po prostu wbić się w budynek. Pewnie tego nie zrobiono z braku czasu i środków wybuchowych ale nie mniej podobno plan taki podobno był.
 
User is offline  PMMini Profile Post #368

     
Kamaz73
 

Pancerny Inseminator
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.187
Nr użytkownika: 22.254

Robert
Stopień akademicki: mgr in¿.
Zawód: zolnierz zawodowy
 
 
post 26/08/2009, 10:43 Quote Post

W moim przekonaniu Wszechpolaku decyzja o rozpoczęciu PW o godzinie 17.00 było błędem i to poważnym, gdyż o ile fakt rozproszenia wysiłku powstańczych oddziałów można wytłumaczyć tym iż planowano te operacje od lat to o tyle tak samo trzeba było zadecydować w kwestii terminu rozpoczęcia powstania ( co zostało przyjęte na sztywno w planie wybuchu powstania powszechnego i uzasadnione tam dosyć przekonywująco) gdzie wszystkie plany ataków były skorelowane na akcję nocną, tudzież o brzasku a nie w pełni światła dziennego.
Koncentrację można było ukryć w dniu poprzedzającym atak ( były na to wyznaczone lokale), czas w lokalch pozwalał na dokonanie poprawek w planach doraźnych tak by dostosować się do aktualnej sytuacji obuiektów zaś atak nocny mógł zredukowac przewagę wroga w uzbrojeniu w większym stopniu.
Atak dzienny zas skończył się tak jak to doświadczono 1 sierpnia... zamiast zaskoczenia dekonspiracja w kilku miejscach w Warszawie na co Niemcy zaalarmowali swe garnizony i źle uzbrojeni powstańcy nadziali się na wopełni gotowego wroga do walki... efekt znamy.
pozdrawiam.
 
User is offline  PMMini Profile Post #369

     
wszechpolak
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 47
Nr użytkownika: 57.570

Krzysztof Nyczaj
Stopień akademicki: n
Zawód: analityk
 
 
post 26/08/2009, 12:12 Quote Post

Tylko jak ukryć w tajemnicy fakt koncentracji kilkudziesieciu tysięcy ludzi w kilkuset mieszkaniach konspiracyjnych przez kilka godzin po godzinie policyjnej? Zdaję sobie i rozumiem walory pory nocnej jako terminu rozpoczęcia walki. Wiązałoby się to jednak ze sporym ryzykiem dekonspiracji. Zauważ, że powstańcom poza chyba jednym przypadkiem na Zoliborzu udało się rozpocząć walkę praktycznie równocześnie. Nie wiem, czy przy kilkugodzinnym okresie konspiracji udałoby się to. Niemcy znali godzinę powstania, jednak fakt krótkiej koncentracji uniemożliwił im skuteczne jego sparaliżowanie. Uderzenie nocne mogłoby się udać tylko przy absolutnej pewności, że nie będzie zdrady terminu. A takiej nie mozna było mieć, co pokazał fakt że Niemcy bardzo szybko poznali termin powstania. Gdyby Niemcy dowiedzieliby się, że powstanie ma wybuchnąć dajmy na to o 3.00 to pewnie już około 22.00 dnia poprzedniego rozpoczęliby przeczesywanie najwazniejszych miejsc w stolicy. Rozpoczęłyby sie niereguralne walki. W rezultacie i tak nie udałoby się zaskoczyć wroga. Myślę, że to co można byłoby jedynie rozwazać to skoncentrowanie wydzielonych grup powstańców pod Warszawą. Mogłyby one przeprowadzić uderzenia poranne na wybrane punkty w celu ich zniszczenia i dozbrojenia się.
 
User is offline  PMMini Profile Post #370

     
Kamaz73
 

Pancerny Inseminator
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.187
Nr użytkownika: 22.254

Robert
Stopień akademicki: mgr in¿.
Zawód: zolnierz zawodowy
 
 
post 28/08/2009, 0:51 Quote Post

Darthcie:
Ale przecież załozenie wybuchu PW wymagało precyzji – nie było miejsca na takie zgadywanie. ha... całkowita zgoda ale tej precyzji w wiedzy nie miała chyba prawie żadna operacja w historii wojskowości, tudzież ową precyzję zdobywano bardzo rzadko. Niemcy ruszając na Sowietów ... zakładali siły sowieckie z pały i nie wiedzieli nic o wrogu, Alianci lądując w Normandii też zakładali iż Niemcy zachowają się w sposób dla nich korzystny... i przypadkiem im się udało bo pewien gośc zbagatelizował to lądowanie... czysty Totolotek.
Ryzyko jest normą w czasie wojen i straty w operacjach wojskowych również tą normą są... czasami niestety oceny i założenia nie pokrywają się z rzeczywistością. W przypadku PW kto u diabła mógł przewidzieć iż stalin zachowa si kompletnie inaczej niz to dotychczas praktykował w Wilnie, Lwowie czy na Lubelszczyźnie? Ale się tak zachował i tak to się potoczyło.
Obecnie też się generalnie zbiera informacje by pewne rzeczy zakładac bo pewności postępowania wroga się nigdy nie ma.
Pozdrawiam.
 
User is offline  PMMini Profile Post #371

     
wszechpolak
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 47
Nr użytkownika: 57.570

Krzysztof Nyczaj
Stopień akademicki: n
Zawód: analityk
 
 
post 28/08/2009, 8:12 Quote Post

Ryzyko należy zmniejszać. Brak porozumienia ze Stalinem zwiekszył ryzyko powstania do prawie absolutnej pewności. Gdyby powstanie było elementem dobrze przymyślanej strategii rządu londyńskiego to odegrałoby ważną rolę w utrzymaniu przynajmniej części suwerenności. do tego jednak trzeba było mieć zdolność myslenia dalekosięznego. Gdyby na kilka dni przed powstaniem przedstawiciel rządu londyńskiego udał się do Stalina i powiedział cos w rodzaju: "Sluchajcie Marszałku, AK gotowa jest do walki. Rząd Londyński zgadza się na połaczenie z PKWN i utworzenie rządu tymczasowego. AK zostanie połaczone z WP Berlnga. Jestesmy gotowi uznać granicę na Bugu z drobną korektą tj. np. Lwów i Zaolzie pozostaje po stronie Polskiej", sytuacja wygladałaby diametralnie inaczej.
Rozbrojenie oddziałów AK we Lwowie i Wilnie z punktu widzenia Stalina było jak najbardziej racjonalnym i logicznym posunięciem. Skoro uznawał te tereny za część swojego państwa to naturalne było, że nie może pozwolic aby na tym terenie działały jakies niepodporządkowane mu oddziały. Zauważ, że większość AKówców dostała alternatywę w postaci właczenia ich do Armii Berlinga. W momencie kiedy odmówili - oczywistym było, że musieli zostać odizolowani(więzienie, zesłanie).
Szkoda tylko, że Londyn nie zdawał sobie sprawy z tak prostej logiki. Stalin podobnie jak Hitler był elastyczny ideologicznie. Zawarł przymierze w 39 z Hitlerem, pozwolił na kilka lat demokracji w Czechoslowacji, wspaniałomyslnie "podarował" Finlandii sojusz z Hitlerem. Dlaczego, nie mógł zrobić jakiś, czasowych przynajmniej, ustępstw w stosunku do Polski?
 
User is offline  PMMini Profile Post #372

25 Strony « < 23 24 25 
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej