Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
2 Strony  1 2 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Pierwotne chrześcijaństwo, Paruzja
     
Soliset
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 6
Nr użytkownika: 100.040

 
 
post 23/08/2016, 12:03 Quote Post

Czytałem ostatnio ,,Quo vadis,, Henryka Sienkiewicza i naszło mnie takie pytanie: dlaczego pierwsi Chrześcijanie wierzyli że drugie przyjście Jezusa połączone z końcem świata nastąpi już wkrótce, najprawdopodobniej jeszcze za ich życia ? Zastanawia mnie również dlaczego ta religia nie upadła kiedy te oczekiwania się nie spełniły ?

Ten post był edytowany przez Soliset: 23/08/2016, 12:03
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
Paweł Gajtkowski
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.033
Nr użytkownika: 2.023

 
 
post 23/08/2016, 13:27 Quote Post

QUOTE(Soliset @ 23/08/2016, 12:03)

dlaczego pierwsi Chrześcijanie wierzyli że drugie przyjście Jezusa połączone z końcem świata nastąpi już wkrótce, najprawdopodobniej jeszcze za ich życia ?
*


Na podstawie proroctw starotestamentowych oraz nauczania Jezusa:
QUOTE
Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim» (Mt 16,27)


QUOTE(Soliset @ 23/08/2016, 12:03)
Zastanawia mnie również dlaczego ta religia nie upadła kiedy te oczekiwania się nie spełniły ?
*



Ponieważ miała do zaoferowania swoim wyznawcom więcej niż tylko straszenie apokaliptycznym Sądem nad grzesznikami.
Proponuję lekturę Hymnu do Miłości św. Pawła

QUOTE
8 Miłość nigdy nie ustaje,
jak proroctwa, które się skończą
(1 Kor 13)


Mogą też Cię zaciekawić cytaty z Gandhiego:

user posted image

user posted image

 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #2

     
szczypiorek
 

IX ranga
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 5.287
Nr użytkownika: 74.357

Stopień akademicki: mgr
 
 
post 24/08/2016, 10:50 Quote Post

QUOTE(Soliset @ 23/08/2016, 13:03)
Zastanawia mnie również dlaczego ta religia nie upadła kiedy te oczekiwania się nie spełniły ?
*



Tacy na przykład Świadkowie Jehowy wyznaczali daty Armagedonu parę razy (na pewno na 1945 i 1975 r.) a ten złośliwie nie chciał nadejść. Zaliczyli spektakularne wpadki a jednak trwają. To zdaje się siła wiary.
 
User is offline  PMMini Profile Post #3

     
Soliset
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 6
Nr użytkownika: 100.040

 
 
post 25/08/2016, 12:18 Quote Post

QUOTE(szczypiorek @ 24/08/2016, 10:50)
Tacy na przykład Świadkowie Jehowy wyznaczali daty Armagedonu parę razy (na pewno na 1945 i 1975 r.) a ten złośliwie nie chciał nadejść. Zaliczyli spektakularne wpadki a jednak trwają. To zdaje się siła wiary.
*




Teraz trafiłem na ciekawy tekst:,,Dlaczego nie jestem chrześcijaninem,,

QUOTE
Kto jest chrześcijaninem ?

Najlepiej może będzie, jeśli przede wszystkim spróbujemy zrozumieć, co oznacza słowo "chrześcijanin". Wiele osób używa go obecnie w bardzo szerokim znaczeniu. Niektórzy nadają tę nazwę każdemu, kto stara się prowadzić przykładny żywot. Przypuszczam, że przyjmując taką interpretację, znaleźlibyśmy chrześcijan we wszystkich sektach i wyznaniach; ale nie uznaję jej za właściwą choćby z powodu zawartego w niej domniemania, że wszyscy ci, którzy nie są chrześcijanami - a więc buddyści, wyznawcy Konfucjusza, mahometanie itd. - nie starają się żyć przykładnie.

Nie uważam za chrześcijanina każdego człowieka, który stara się żyć przyzwoicie, stosownie do stopnia swojej mądrości. Sądzę, że należy posiadać pewną sumę określonych wierzeń, jeśli się chce mieć prawo do miana chrześcijanina. Słowo to nie ma teraz tak wyraźnego znaczenia jak za czasów św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu. Jeśli kto mówił wtedy, że jest chrześcijaninem, wiadomo było, co przez to rozumie. Chrześcijanin uznawał całą serię wierzeń sformułowanych z wielką ścisłością i wierzył niezłomnie w każde ich słowo.

Dziś to się zmieniło. Nasze pojęcie chrześcijaństwa musi być trochę bardziej mgliste. Sądzę jednak, że istnieją dwa artykuły wiary niezbędne dla każdego, kto mieni się chrześcijaninem. Pierwszy jest natury dogmatycznej, a mianowicie: powinno się wierzyć w Boga i nieśmiertelność. Jeśli ktoś nie posiada tej wiary, to nie sądzę, aby nazwa chrześcijanina była dla niego właściwa. Dalej, jak na to sam termin wskazuje, należy mieć pewne wierzenia dotyczące Chrystusa. Mahometanie, na przykład, wierzą również w Boga i nieśmiertelność, a jednak nie uznaliby się za chrześcijan. Wydaje mi się, że co najmniej trzeba wierzyć, iż Chrystus był, jeśli nie Bogiem, to w każdym razie najlepszym i najmędrszym z ludzi. Kto odmawia Chrystusowi tego minimum, ten nie ma, moim zdaniem, żadnego prawa mienić się chrześcijaninem. Naturalnie jest jeszcze inny sposób pojmowania tego słowa, uwidoczniony w kalendarzach i podręcznikach geografii, gdzie powiadają, że ludność Ziemi dzieli się na chrześcijan, mahometan, buddystów, bałwochwalców itd. W tym sensie jesteśmy tutaj wszyscy chrześcijanami. Podręczniki geografii zaliczają nas hurtem do tej kategorii, ale w znaczeniu czysto geograficznym, które możemy śmiało pominąć. Sądzę więc, że w trakcie wyłuszczania wam, dlaczego nie jestem chrześcijaninem, muszę wyjaśnić dwie rzeczy: po pierwsze - dlaczego nie wierzę w Boga i nieśmiertelność; a po drugie - dlaczego nie uważam Chrystusa za najlepszego i najmędrszego z ludzi, chociaż przyznaję mu bardzo wysoki stopień doskonałości moralnej.

Gdyby nie uwieńczone powodzeniem wysiłki niedowiarków w przeszłości, nie mógłbym dzisiaj przyjąć tak elastycznego określenia chrześcijaństwa. Jak już mówiłem, wyraz ten w dawnych czasach miał bardziej sprecyzowane znaczenie.

Obejmował on, na przykład wiarę w piekło. Wiara w wieczny ogień piekielny była zasadniczym artykułem chrześcijańskiego wyznania wiary aż do najnowszych czasów. W Anglii, jak wiecie, przestała ona być ważnym artykułem wiary na mocy decyzji Rady Koronnej. Arcybiskupi Canterbury i Yorku byli przeciwni temu postanowieniu, ale ponieważ w tym kraju sprawy religijne rozstrzyga się za pomocą uchwał parlamentarnych, Rada Koronna mogła przejść do porządku dziennego nad opinią Ich Eminencyj i wiara w piekło przestała być dla chrześcijanina konieczna. Nie będę więc obstawał przy tym, że chrześcijanin musi wierzyć w piekło.
Istnienie Boga

Kwestia istnienia Boga jest obszernym i poważnym zagadnieniem i gdybym miał pokusić się o jego wyczerpujące przedstawienie, byłbym zmuszony trzymać was tutaj aż do końca świata. Musicie mi więc wybaczyć, że potraktuję je w cokolwiek sumaryczny sposób.

Kościół katolicki podał jako dogmat, że można udowodnić istnienie Boga posiłkując się tylko rozumem. Dogmat ten jest dość osobliwy, niemniej jednak zalicza się do dogmatów katolickich. Kościół musiał go ustanowić, ponieważ w pewnym okresie wolnomyśliciele nabrali zwyczaju mówienia, że naturalnie przyjmują istnienie Boga jako prawdę objawioną, ale istnieją takie a takie argumenty, które sam rozum może wysunąć przeciw tej idei.

Argumenty te zostały wyłożone bardzo szczegółowo i Kościół katolicki uczuł się zniewolony położyć temu kres. Ustanowił więc zasadę, że można dowieść istnienia Boga za pomocą czystego rozumu, i znalazł się w konieczności przedstawienia tego, co uważał za materiał dowodowy. Argumentów była pokaźna liczba, ale rozpatrzę tylko kilka spośród nich.
Argument pierwszej przyczyny

Argument pierwszej przyczyny jest może najprostszy i najłatwiejszy do zrozumienia. Kościół utrzymuje, że wszystko, co widzimy na tym świecie, ma jakąś przyczynę, i że posuwając się coraz dalej wzdłuż tego łańcucha przyczyn musimy dojść do pierwszej przyczyny, która otrzymuje nazwę "Boga".

Skłonny jestem przypuszczeć, że ten argument nie ma dzisiaj wielkiej wagi, przede wszystkim dlatego, że pojęcie przyczyny nie jest już tym, czym było dawniej. Filozofowie i uczeni pogłębili to pojęcie, które w następstwie zatraciło dawną żywotność; ale niezależnie od tego łatwo zauważyć, że argument głoszący konieczność pierwszej przyczyny nie może posiadać wartości.

W młodych latach, gdy rozmyślałem bardzo poważnie nad tymi zagadnieniami, godziłem się przez długi czas na argument pierwszej przyczyny; ale pewnego dnia, mając osiemnaście lat przeczytałem "Autobiografię" Johna Stuarta Milla i znalazłem tam następujące zdania:

"Ojciec mój pouczył mnie, że na pytanie: Kto mnie stworzył ? - nie można dać odpowiedzi, gdyż bezpośrednio potem wyłania się nowe pytanie: Kto stworzył Boga ? To proste zdanie wykazało mi zwodniczość argumentu pierwszej przyczyny. Jeśli wszystko musi mieć przyczynę, to Bóg musi ją mieć również. Jeśli może być coś bez przyczyny, może to być równie dobrze świat, jak i Bóg, tak że argument ten jest zupełnie bezwartościowy. Jest on równoznaczny z poglądem indyjskim, według którego świat spoczywa na słoniu, a słoń na żółwiu; gdy zaś pytano: A żółw ? - Hindus odpowiadał: Może byśmy tak zmienili temat rozmowy ?"

Argument pierwszej przyczyny nie jest w gruncie rzeczy niczym lepszym. Nie ma powodu, dla którego świat nie mógłby zacząć istnieć bez przyczyny; ani też, z drugiej strony - nie ma żadnej racji, dlaczego by nie miał istnieć zawsze. Nie ma powodu do przypuszczenia, że świat w ogóle miał początek. Myśl, że rzeczy muszą mieć początek, zawdzięczamy w rzeczywistości ubóstwu naszej wyobraźni. Dlatego wydaje mi się, że nie potrzebuję tracić więcej czasu na zbijanie argumentu pierwszej przyczyny.
Argument prawa natury

Następnie mamy bardzo rozpowszechniony argument wychodzący z założenia prawa natury. Był to jeden z ulubionych argumentów XVIII wieku, do czego szczególnie przyczynił się wpływ Izaaka Newtona i jego kosmogonii.

Obserwując planety, które krążyły dookoła Słońca zgodnie z prawem ciążenia, ludzie doszli do wniosku, że Bóg wydał tym planetom rozkaz poruszania się właśnie w ten sposób i że to było przyczyną ich ruchu. Było to oczywiście wygodne i proste wyjaśnienie, które oszczędzało im trudu dalszego poszukiwania zasady prawa ciążenia.

W naszych czasach tłumaczymy to prawo w dość skomplikowany sposób, podany przez Einsteina. Nie mam zamiaru wygłaszać prelekcji o prawie ciążenia w interpretacji Einsteina, ponieważ to również zabrałoby trochę czasu; w każdym razie nie ma już mowy o tym rodzaju "praw natury", jaki mieliśmy w systemie Newtona, gdzie dla jakiegoś niezrozumiałego powodu natura zachowywała się wszędzie jednakowo. Odkrywamy teraz, że wiele rzeczy, które uważaliśmy za prawa natury, to rzeczywistość umowy między ludźmi. Wiadomo, że nawet w najdalszych przestrzeniach międzyplanetarnych metr ma ciągle dziesięć decymetrów. Bez wątpienia fakt ten jest bardzo ciekawy, ale trudno by go nazwać prawem natury. Wiele rzeczy, które uchodziły za "prawa natury", jest tego samego pochodzenia.

Z drugiej strony, w wypadkach, gdy udaje nam się czegoś dowiedzieć o sposobie zachowania się atomów, spostrzegamy, że podlegają prawu w znacznie mniejszym stopniu, niż sądzono, i że prawa, do których się dochodzi, są to przeciętne statystyczne, ściśle tego rodzaju, jakie mógłby dać prosty przypadek.

Wszyscy wiemy, że istnieje prawo, według którego podczas gry w kości otrzymuje się podwójną szóstkę tylko raz mniej więcej na trzydzieści sześć rzutów, a jednak nie uważamy tego za dowód, że rzuty kości są regulowane z góry powziętym zamiarem. Przeciwnie, gdyby podwójna szóstka wychodziła raz po raz, sądzilibyśmy, że to było zrobione umyślnie. Wiele praw natury zalicza się do tej kategorii. Są to przeciętne statystyczne, podobne do tych, jakie zjawiłyby się na podstawie prawa przypadku; i dzięki temu cała historia z prawem natury wywiera obecnie znacznie mniejsze wrażenie niż dawniej.

Zupełnie niezależnie od tego, co powiedziałem, a co odnosi się do chwilowego stanu nauki, który jutro może się zmienić, samo wyobrażenie, że istnienie praw natury pociąga za sobą istnienie prawodawcy, wynika z pomieszania praw natury z prawami ludzkimi.

Ludzkie prawa są to nakazy polecające osobnikowi żyjącemu w społeczeństwie zachowywać się w pewien określony sposób, przy czym może on zgodzić się na to lub też postąpić inaczej. Natomiast prawa natury są opisem faktycznego zachowania się rzeczy, a ponieważ po prostu opisują, co rzeczy istotnie czynią, więc nie można dowodzić, że musi być ktoś, kto kazał im to zrobić.

A przypuściwszy nawet, że tak było, stajemy przed pytaniem: Dlaczego Bóg wydał właśnie te, a nie inne prawa natury ? Jeśli się odpowiada, że uczynił to wedle swego upodobania i bez żadnego powodu, to zakłada się, że jest coś nie podlegającego prawu, i w ten sposób działanie prawa natury zostaje przerwane. Gdyby zaś odpowiedziano wam za przykładem bardziej ortodoksyjnych teologów, że ogłaszając wszystkie swoje prawa Bóg miał zawsze powód, aby dać raczej prawa te, a nie inne - i że powodem tym była oczywiście chęć stworzenia możliwie najlepszego wszechświata, choć przyglądając się temu ostatniemu, nigdy byście nie wpadli na to przypuszczenie - jeśli zatem był powód do praw, ktore Bóg nadał, to i sam Bóg podlegał prawu. I dlatego wprowadzenie Boga jako pośrednika w tej sprawie nie przynosi żadnej korzyści.

Znajdujecie się wobec prawa poprzedzającego boskie etykiety i stojącego poza nimi, a Bóg nie doprowadza was do celu, gdyż nie jest najwyższym prawodawcą. Krótko mówiąc, argument prawa natury nie ma już tej siły, którą posiadał.

Rozpatrując te wywody odbywam podróż w czasie, ponieważ argumenty, za pomocą których dowodzono istnienie Boga, zmieniają swój charakter z biegiem czasu. Z początku były to ścisłe, intelektualne argumenty, ucieleśniające pewne określone sofizmaty. W miarę zbliżania się do czasów nowożytnych poziom intelektualny tych argumentów spada i nabierają one coraz więcej moralizującej mglistości.
Argument celowości

Następnym argumentem jest argument celowości. Jest on dobrze znany: wszystko na świecie jest urządzone tak, żebyśmy mogli żyć na nim; gdyby świat był choć trochę odmienny, nie potrafilibyśmy tego czynić. Tak brzmi ten argument.

Przybiera on czasem osobliwe formy; utrzymuje się na przykład, że króliki mają białe ogony, aby łatwiej było do nich strzelać. Nie wiem co o tym myślą króliki. Argument celowości łatwo jest sparodiować. Wszyscy znamy uwagę Woltera, że najwidoczniej nos został ukształtowany tak, aby pasował do okularów. Ten rodzaj parodii okazał się bardziej uzasadniony, niż to się mogło wydawać w XVIII wieku, ponieważ od czasów Darwina rozumiemy znacznie lepiej, dlaczego żyjące istoty są przystosowane do swego otoczenia.

Nie środowisko zostało stworzone dla ich rozwoju, ale one same rozwinęły się odpowiednio do warunków, i to jest podstawą przystosowania się. Nie ma w tym żadnego dowodu celowości. Gdy przyjrzymy się bliżej argumentowi celowości, to wyda się nam rzeczą zdumiewającą, że ludzie mogą wierzyć, iż ten świat ze wszystkim, co zawiera, ze wszystkimi swoimi brakami jest najlepszy, na jaki wszechpotęga i wszechwiedza w ciągu milionów lat mogły się zdobyć. Doprawdy nie mogę w to uwierzyć. Czy sądzicie, że gdybyście byli wszechpotężni i wszechwiedzący, a nadto mieli miliony lat do udoskonalenia waszego świata, to nie moglibyście wytworzyć nic lepszego od Ku-Klux-Klanu, faszystów i pana Churchilla ?

Doprawdy, nie imponują mi zbytnio ludzie, którzy oświadczają: "Spójrzcie na mnie ! Jestem tak wspaniałym tworem, że wszechświat musiał mieć jakiś cel". Nie, wspaniałość tych ludzi wcale mnie nie olśniewa. Dlatego uważam, że argument celowości jest bardzo marny.

Prócz tego, jeśli uznajemy zwykłe prawa naukowe, musimy przypuścić, że życie w ogóle, a życie ludzkie w szczególności, wygaśnie w pewnej chwili na naszej planecie; jest ono tylko nieudaną próbą; jest to jedna z faz rozpadu systemu słonecznego. W pewnym stadium tego rozpadu temperatura oraz inne warunki sprzyjają powstawaniu protoplazmy i na krótki okres w istnieniu całego systemu słonecznego pojawia się życie. Patrząc na księżyc widzimy stan, do którego zdąża Ziemia - coś martwego, zimnego, bez życia.

Mówią mi, że ta perspektywa jest przygnębiająca i ludzie nieraz wam powiedzą, że gdyby temu wierzyli, nie mogliby żyć dłużej. Nie wierzcie im na słowo; wszystko to jest blaga.

Nikt nie przejmuje się na serio tym, co nastąpi po milionach lat. Nawet jeśli ludzie ci myślą że są bardzo strapieni, w rzeczywistości oszukują samych siebie. Dręczą ich bardziej światowe rzeczy lub może po prostu chorują na żołądek, ale nikogo naprawdę nie unieszczęśliwi myśl o tym co się ma przydażyć światu za miliony milionów lat.

Dlatego chociaż przypuszczenie, że życie wygaśnie pewnego dnia, nie usposabia, rzecz prosta, do wesołości - przynajmniej wydaje mi się, że można tak powiedzieć, jakkolwiek czasem, gdy przyglądam się użytkowi, jaki ludzie robią ze swych istnień, myślę że jest ono niemal pociechą - jednak proroctwo tego rodzaju nie może nikomu obrzydzić życia. Jedynym jego skutkiem jest zwrócenie naszej uwagi ku innym rzeczom.
Moralne argumenty na korzyść bóstwa

Teraz przechodzimy do dalszego stadium tego, co nazwę obniżeniem się intelektualnej wartości dowodzeń teistów, i docieramy do tak zwanych moralnych argumentów przemawiających za istnieniem Boga. Wiadomo, że w dawnych czasach wysuwano na korzyść istnienia Boga trzy intelektualne argumenty, które zostały obalone przez Emmanuela Kanta w jego "Krytyce czystego rozumu"; lecz zaledwie Kant rozprawił się z tymi argumentami, a już wynalazł nowy argument, tym razem moralny, i to go przekonało w zupełności.

Podobnie jak wiele innych ludzi był on sceptykiem w dziedzinie intelektu, lecz gdy chodziło o moralność - wierzył ślepo w zasady, które mu wpojono w dzieciństwie. Jest to ilustracja do często podkreślanego przez psychoanalityków zjawiska, że nasze najwcześniejsze skojarzenia myślowe wywierają na nas daleko silniejszy wpływ niż wyobrażenia późniejsze. Jak mówiłem, Kant wynalazł nowy argument moralny na korzyść istnienia Boga.

Różne formy tego argumentu cieszyły się wielką popularnością w ciągu XIX wieku. Jedna z nich polegała na twierdzeniu, że gdyby Bóg nie istniał, nie byłoby pojęcia dobra i zła. Nie będę w tej chwili rozważał, czy dobro da się odróżnić od zła, jest to inna sprawa.

Obchodzi mnie tylko następujący punkt. Jeżeli jesteście zupełnie pewni, że istnieje różnica między dobrem a złem, to nasuwa się pytanie : czy ta różnica powstała z rozkazu Boga ? - Jeżeli zawdzięczamy ją Bogu, to dla samego Boga nie ma różnicy między dobrem a złem i twierdzenie, że Bóg jest dobry, traci wszelki sens.

Jeśli powiecie za przykładem teologów, że Bóg jest dobry, trzeba będzie uznać, że dobro i zło mają znaczenie niezależnie od woli Boga, gdyż postanowienia Boga są dobre, a nie złe, bez względu na sam fakt, że zostały przez niego wydane. Jeśli zaś to przyjmiecie, będziecie musieli wtedy powiedzieć, że dobro i zło nie istnieją li tylko dzięki Bogu, ale że z natury rzeczy logicznie poprzedzają Boga.

Rozumie się, że gdybyście mieli ochotę, moglibyście powiedzieć, że było wyższe bóstwo, które dawało rozkazy Stwórcy naszego świata; lub też wolno by wam było podzielić zapatrywanie niektórych gnostyków - zapatrywanie, które często uważałem za wysoce prawdopodobne - że w rzeczywistości świat został stworzony przez diabła, który skorzystał z nieuwagi Boga. Można dużo powiedzieć na korzyść tej hipotezy i pozwolicie, że nie będę się zajmował jej zbijaniem.
Argument wyrównania niesprawiedliwości

Istnieje jeszcze inna, bardzo ciekawa forma argumentu moralnego, według której istnienie Boga jest konieczne do zaprowadzenia sprawiedliwości na świecie. W znanej nam części wszechświata panuje wielka niesprawiedliwość, dobrzy często cierpią, a złym się powodzi, i trudno orzec, która z tych ewentualności sprawia nam większą przykrość, lecz jeśli chcecie mieć sprawiedliwość we wszechświecie jsko całości, musicie przypuścić, że jest przyszłe życie, które zrównoważyłoby szalę ziemskiego istnienia, a więc w konsekwencji należy przyjąć Boga, niebo i piekło, aby sprawiedliwość mogła w końcu zatriumfować.

Argument ten jest bardzo dziwny. Gdybyście rozpatrywali tę sprawę z naukowego punktu widzenia, powiedzielibyście: "Ostatecznie znam tylko ten świat. Nie wiem nic o reszcie wszechświata. Ale jeżeli w ogóle można rozprawiać o możliwościach, uważałbym za prawdopodobne, że ten świat jest próbką typową i że jeśli tutaj panuje niesprawiedliwość, to są szanse spotkania jej również gdzie indziej".

Przypuśćmy, że dostaliście szkrzynkę pomarańczy i przekonaliście się po jej otwarciu, że wszystkie owoce z wierzchu są zepsute. W podobnym wypadku nie dowodzi się, że pomarańcze na spodzie muszą być dobre tytułem odszkodowania, lecz mówi się: zapewne cała partia towaru jest zepsuta. Człowiek obdarzony naukowym umysłem wyrobiłby sobie takie właśnie przekonanie o wszechświecie. Powiedziałby on: "Świat tej jest pełen niesprawiedliwości; pozwala to nam przypuszczać, że próżno byłoby szukać sprawiedliwości we wszechświecie, i dostarcza moralnego dowodu przeciw istnieniu bóstwa, a nie na jego korzyść".

Oczywiście wiem, że intelektualne argumenty, o których była dotąd mowa, nie należą do czynników rzeczywiście oddziałujących na ludzi. To co skłania ludzi do wiary w Boga, jest to, że uczono ich tego od niemowlęctwa; jest to główny powód ich wiary.

Sądzę, że następnym co do siły motywem jest chęć zabezpieczenia się, wywołująca rodzaj poczucia, że jest gdzieś jakby starszy brat, który się wami zaopiekuje. Odgrywa to bardzo ważną rolę w budzeniu uczuć religijnych.
Charakter Chrystusa

Chcę teraz powiedzieć parę słów na temat, który moim zdaniem został zbyt pobieżnie potraktowany przez racjonalistów, a mianowicie chodzi mi o kwestię, czy Chrystus był najlepszym i najmądrzejszym z ludzi. Uważa się powszechnie, że powinniśmy wszyscy na to się zgodzić. Co do mnie, to jestem przeciwnego zdania. W wielu punktach zgadzam się z Chrystusem o wiele bardziej niż jego wyznawcy. Nie wiem, czy mógłbym iść z nim aż do końca drogi, ale w każdym razie mógłbym mu towarzyszyć znacznie dalej niż większość nominalnych chrześcijan.

Pamiętacie zapewne, że Chrystus mówił: "Nie sprzeciwiajcie się złu, ale kto by cię uderzył w prawy policzek twój, nadstaw mu i drugi". Nie jest to nowe przykazanie ani nowa zasada. Lao Tse i Budda głosili to na jakieś 500 lub 600 lat przed Chrystusem, ale faktycznie chrześcijanie nie przyjęli tej zasady.

Nie mam zamiaru podawać w wątpliwość chrześcijańskich uczuć, na przykład, naszego premiera, ale nie radziłbym nikomu z was pójść do niego i uderzyć go w policzek. Myślę, że skonstatowalibyście wtedy, że według jego mniemania tekst ten powinno się brać w przenośnym znaczeniu.

Jedną jeszcze naukę uważam za doskonałą. Przypominacie sobie zapewne słowa Chrystusa: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni". Wydaje mi sę, że trudno by wam było znaleźć w chrześcijańskich krajach sądy, w których ta zasada byłaby mile widziana. Znałem bardzo wielu sędziów, którzy byli bardzo gorliwymi chrześcijanami, a jednak żaden z nich nie odczuwał sprzeczności między zasadami chrześcijańskimi a swoją działalnością.

Dalej Chrystus mówi: "Temu, co cię prosi, daj, a od tego, co chce u ciebie pożyczyć, nie odwracaj się". Jest to bardzo dobra zasada. Wasz przewodniczący przypomniał wam, że nie zebraliśmy się tutaj, aby mówić o polityce, ale nie mogę się powstrzymać od uwagi, że ostatnie wybory rozgrywały się na platformie zagadnienia, w jakim stopniu byłoby pożądane odwrócić się od tego, kto chce coś pożyczyć, tak że musimy przypuścić, iż angielskie stronnictwa, zarówno liberalne jak i konserwatywne, składają się z ludzi nie uznających nauki Chrystusa, ponieważ niewątpliwie odwrócili się oni z całą stanowczością od chcących pożyczać.

Następnie jest jeszcze jedna maksyma, która moim zdaniem zasługuje na uwagę, chociaż nie widzę, aby się cieszyła wielką popularnością u niektórych naszych chrześcijańskich przyjaciół. Brzmi ona jak następuje: "Jeśli chcesz być doskonałym, idź sprzedaj majętności twoje i rozdaj ubogim". Jest to znakomita maksyma, ale, powtarzam to, rzadko stosowana w praktyce.

Wszystkie te nauki uważam za dobre, choć trochę trudno jest żyć z nimi. Nie mógłbym twierdzić, że stosuję się do nich w swoim życiu, ale ostatecznie nie zobowiązywałem się do tego. Dla chrześcijanina jednak sprawa ta przedstawia się inaczej.
Usterki nauki Chrystusa

Po uznaniu doskonałości tych maksymów przechodzę teraz do pewnych punktów, które jak sądzę, nie dają nam powodu do przypisywania Chrystusowi odmalowanemu w Ewangeliach najwyższej mądrości lub dobroci. Zaznaczam, że pomijam kwestię historyczności Chrystusa.

Historycznie jest rzeczą bardzo wątpliwą, czy Chrystus w ogóle kiedyś żył; a jeżeli żył, to i tak brakuje nam o nim wszelkich wiadomości; nie będę się więc zajmował tą bardzo trudną kwestią historyczną. Chodzi mi o Chrystusa przedstawionego w Ewangeliach, których opowiadania przyjmuję tak jak są podane; otóż znajdują się tam pewne rzeczy, które nie wydają się bardzo mądre.

Na przykład Chrystus był przekonany, że jego drugie przyjście nastąpi w wielkiej chwale jeszcze przed śmiercią żyjących wówczas ludzi. Dowodzi tego wiele tekstów. Między innymi mówi on:

"Nie obejdziecie miast izraelskich, aż przyjdzie Syn człowieczy". Potem zaś: "Są niektórzy z tych, co tu stoją, którzy nie zakosztują śmierci, aż Syn człowieczy przyjdzie do królestwa swego". I jest sporo miejsc, z których jasno wynika, że jego drugie przyjście nastąpi za życia wielu jego współczesnych. Wierzyli w to także jego pierwsi wyznawcy i wiara ta była podstawą wielu nauk moralnych.

Gdy mówił: "Przetoż nie troszczcie się o jutrzejszy dzień" i inne podobne rzeczy, było to w znacznej mierze dlatego, że uważał swoje drugie przyjście za bardzo bliskie, a wszystkie światowe sprawy nie miały już dla niego znaczenia.

Znałem osobiście chrześcijan, którzy wierzyli w rychłe nadejście Chrystusa. Znałem również proboszcza, który napędził wielkiego strachu swoim owieczkom oznajmiając im, że drugie przyjście Chrystusa nastąpi lada dzień; co prawda pocieszyli się spostrzeżeniem, że ich pasterz sadzi drzewka w swoim ogrodzie. Pierwsi chrzścijanie wierzyli w to rzeczywiście i powstrzymywali się od czynów podobnych do sadzenia drzewek w ogrodach, ponieważ podzielali wiarę Chrystusa w bliskość drugiego przyjścia. Pod tym względem Chrystus, jak widać nie dorównywał mądrością niektórym innym ludziom, a już z pewnością nie posiadał najwyższej mądrości.

Zagadnienia moralne

Zwróćmy się do kwestii moralnych. Według mnie istnieje jedna poważna skaza w charakterze Chrystusa, a mianowicie jego wiara w piekło. Nie mogę uwierzyć, aby człowiek rzeczywiście humanitarny mógł wierzyć w kary wieczne. Chrystus przedstawiony w Ewangeliach niewątpliwie wierzył w wieczne męki i w księgach tych znajdujemy wielokrotnie słowa mściwego gniewu skierowane przeciw ludziom, którzy nie chcieli słuchać jego kazań - postawa dość zwykła u kaznodziejów, ale nie dająca się pogodzić z najwyższą doskonałością.

Nie spotykamy tej postawy u Sokratesa, łagodnego i uprzejmego wobec ludzi, którzy nie chcieli go słuchać. I moim zdaniem takie zachowanie się bardziej przystoi mędrcowi niż oburzenie. Przypominacie sobie zapewne wszyscy, co mówił Sokrates w swoich ostatnich chwilach i jak się zazwyczaj zwracał do ludzi, którzy się z nim nie zgadzali.

Według Ewangelii Chrystus mówił: "Wężowie, rodzaju jaszczurczy, i jakoż będziecie mogli ujść przed sądem dnia piekielnego?" - Był to zwrot pod adresem ludzi, którym się nie podobały jego nauki. Naprawdę nie wydaje mi się to w najlepszym tonie.

W Ewangelii znajduje się dużo takich wzmianek o piekle. Najpierw, naturalnie, dobrze nam znany tekst odnoszący się do grzechu "przeciwko Duchowi Świętemu": "Ale kto by mówił przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku ani w przyszłym". Tekst ten stał się przyczyną niezliczonych cierpień, gdyż wszelkiego rodzaju ludzie wyobrażali sobie iż popełnili grzech przeciw Duchowi Świętemu, i żyli w przekonaniu, że nie otrzymają przebaczenia ani w tym, ani w tamtym świecie. Jestem pewny, że człowiek prawdziwie dobry nie szerzyłby na świecie podobnych trwóg i obaw.

Chrystus powiada jeszcze: "Pośle Syn człowieczy anioły swoje, a oni zbiorą z królestwa jego wszystkie zgorszenia i tych, którzy nieprawość czynią; i wrzucą ich w piec ognisty, tam będzie płacz i zgrzytanie zębów" - po czym rozwodzi się w dalszym ciągu nad płaczem i zgrzytaniem zębów. Wzmianki o tym następują jedna po drugiej i dla czytelnika jest zupełnie widoczne, że Chrystus musiał znajdować pewną przyjemność w przewidywaniu płaczu i zgrzytania zębów, bo inaczej nie powtarzałoby się to tak często.

Nie zapomnieliście pewnie przypowieści o owcach i kozłach, gdzie mówi się, jak to podczas drugiego przyjścia Syn człowieczy odłączy owce od kozłów i powie kozłom: "Idźcie ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny". I Chrystus ciągnie dalej: "I pójdą ci na męki wieczne". Następnie powiada znowu: "A jeśliby cię gorszyła ręka twoja, odetnij ją; bo lepiej jest tobie ułomnym wnijść do żywota, niżeli dwie ręce mając iść do piekła w ogień nieugaszony, gdzie robak ich nie umiera, a ogień nie gaśnie". Powtarza się to parokrotnie.

Muszę stwierdzić, że ta nauka, według której ogień piekielny jest karą za grzechy, jest okrutna. Doktryna ta upowszechniła okrucieństwo i dała światu całe pokolenia okrutnie torturowanych ludzi, a Chrystus Ewangelii, jeśli się go bierze takim, jakim go przedstawiają jego dziejopisarze, musi niewątpliwie ponosić za to częściową odpowiedzialność.

Są jeszcze inne, chociaż mniej ważne niedociągnięcia w nauce Chrystusa. Na przykład historia świń garazeńskich, o których opowiadają Marek i Mateusz. Nie było to z pewnością przejawem dobroci dla świń pozwolić w nie wejść demonom, skutkiem czego biedne zwierzęta wpadły do morza i utonęły. Musicie pamiętać że Chrystus był wszechmocny i mógł po prostu kazać demonom się wynieść, ale on zamiast tego umieścił je w świniach.

Dzieje drzewa figowego również przedstawiają się dość zagadkowo. Wiecie zapewne, co się z nim stało. "A drugiego dnia (Jezus) łaknął; i ujrzawszy z daleka figowe drzewo, mające liście, przyszedł, jeśliby snadź co na nim znalazł; a gdy do niego przyszedł, nic nie znalazł, tylko liście, bo nie był czas figom. A odpowiadając Jezus rzekł mu: Niechajże więcej na wieki nikt z ciebie owocu nie je..., a Piotr (następnego ranka) rzekł mu: Mistrzu, oto figowe drzewo, któreś przeklął, uschło". Jest to bardzo dziwna opowieść, ponieważ pora owocowania fig jeszcze wtedy nie nadeszła i doprawdy trudno było brać to drzewu za złe. Nie, stanowczo nie zdaje mi się, żeby Chrystus czy to pod względem mądrości czy też dobroci stał tak wysoko, jak niektóre postacie historyczne. Z tego punktu widzenia postawiłbym Buddę i Sokratesa wyżej od niego.
Czynnik uczuciowy

Jak to już powiedziałem, nie sądzę, aby prawdziwy powód dla którego ludzie przyjmują religię, miał coś wspólnego z rozumowaniem. Ludzie stają się religijni z pobudek uczuciowych. Często słyszy się, że to bardzo źle napadać na religię, ponieważ jest ona źródłem cnoty. Tak mi przynajmniej mówiono; sam tego jakoś nie zauważyłem.

Samuel Butler sparodiował ten argument w swojej książce "Powrót do Erewhonu". Bohater tego utworu, niejaki Higgs, przybywa do nieznanego kraju, bawi tam jakiś czas, po czym ucieka balonem. W dwadzieścia lat później udaje się znowu do tego kraju i zastaje tam nową religię, która nakazuje go czcić pod nazwą Syna Słońca i mówi o jego wniebowstąpieniu. Higgs zjawia się w wilię dnia, w którym Erewhończycy obchodzą Święto Wniebowstąpienia, i słyszy, jak profesorowie Hanky i Panky mówią do siebie, że nigdy nie widzieli słynnego Higgsa i wcale nie mają na to ochoty. Są to arcykapłani religii Syna Słońca.

Oburzony podróżnik zbliża się do nich i oznajmia: "Zdemaskuję tę całą szarlatanerię i powiem ludziom, że jestem tylko zwykłym człowiekiem i że wzbiłem się w powietrze balonem". Ale oni mu odpowiadają: "Nie powinien pan tego czynić, ponieważ moralność naszego kraju jest ściśle związana z tym mitem i gdyby pewnego dnia Erewhończycy dowiedzieli się , że nie wstąpił pan do nieba, staliby się wszyscy źli". Higgs daje się przekonać i odchodzi bez słowa.

Myśl przewodnia jest więc taka: bylibyśmy wszyscy występni, gdybyśmy nie trzymali się wiary chrześcijańskiej. Wydaje mi się jednak, że jej wyznawcy byli w większości bardzo złymi ludźmi. Można skonstatować ciekawy fakt, że im intensywniejsza była religijność danego okresu, im głębsza wiara w dogmat, tym większe było okrucieństwo i tym gorszy ogólny stan rzeczy.

W tak zwanych wiekach wiary, gdy ludzie rzeczywiście wierzyli we wszystkie twierdzenia religii chrześcijańskiej, mieliśmy tortury inkwizycji, miliony nieszczęśliwych kobiet spalono jako czarownice i nie było okrucieństwa, którego by się nie dopuszczono w imię religii.

Rozglądając się po świecie, wprędce spostrzegamy, że każdy, choćby najmniejszy wzrost uczuć humanitarnych, każda reforma kodeksu karnego, każdy krok w kierunku zmniejszenia niebezpieczeństa wojny, każda próba poprawy położenia ras kolorowych lub złagodzenia niewolnictwa, każdy postęp moralny, który się udało osiągnąć, był stale zwalczany przez zorganizowane Kościoły całego świata.

Oświadczam po dojrzałym namyśle, że religia chrześcijańska w postaci, jaką jej nadały Kościoły, była i jest jeszcze głównym nieprzyjacielem moralnego postępu świata.
Jak Kościoły opóźniły rozwój postępu

Będziecie może uważali, że posuwam się za daleko, utrzymując, że te stosunki trwają nadal. Jestem innego zdania. Weźmy rzecz następującą. Musicie mi wybaczyć, że o niej wspomnę. Jest to nieprzyjemny fakt, ale Kościoły zmuszają nas czasem do przytaczania niemiłych rzeczy.

Przypuśćmy, że w naszym dzisiejszym świecie niedoświadczona dziewczyna poślubi syfilityka. W tym przypadku Kościół katolicki powiada: "Sakrament małżeństwa jest nierozerwalny. Jesteście złączeni na całe życie" - i kobiecie tej nie wolno używać żadnych środków, aby uniknąć wydania na świat syfilitycznych dzieci.

Takie jest stanowisko Kościoła katolickiego. Twierdzę, że jest to szatańskie okrucieństwo. Żaden człowiek, którego przyrodzone uczucia nie zostały stępione przez dogmat lub który nie jest całkowicie pozbawiony zdolności odczuwania cudzego cierpienia, nie byłby zdolny utrzymywać, że jest słuszne i właściwe, aby podobny stan rzeczy istniał w dalszym ciągu.

Podałem tylko jeden przykład. Ale jest dużo innych sposobów, za pomocą których w obecnej chwili Kościół przez obstawanie przy tym, co nazywa moralnością, skazuje najrozmaitszych ludzi na niezasłużone i zbyteczne cierpienia. I naturalnie jest on w swej przeważającej części przeciwnikiem postępu i wszelkich ulepszeń dążących do zmniejszenia ilości cierpienia na świecie, ponieważ opatrzył etykietą moralności zbiór małostkowych przepisów postępowania, które nie mają nic wspólnego ze szczęściem ludzi.

Gdy się mówi o konieczności zrobienia tej lub owej rzeczy, która przyczyniłaby się do szczęścia ludzkości, Kościół odpowiada, że ten cel jest mu obcy. "Cóż wspólnego może mieć szczęście ludzi z moralnością ? Zadaniem moralności nie jest uszczęśliwianie ludzi, lecz przygotowanie ich do życia wiecznego". To pewne, że ludzie przygotowani w ten sposób nie wydają się zdolni do życia ziemskiego.
Strach jako podstawa religii

Religia jest oparta przede wszystkim i głównie na strachu. Jest to częściowo lęk przed nieznanym, a częściowo, jak już mówiłem, pragnienie posiadania jak gdyby starszego brata, który stanie po naszej stronie we wszystkich kłopotach i sporach. Lęk jest fundamentem tego - lęk przed tajemnicą, obawa porażki, lęk przed śmiercią. Strach rodzi okrucieństwo, nic więc dziwnego, że okrucieństwo i religia szły zawsze ręka w rękę. Lęk jest podstawą ich obu.

Zaczynamy teraz trochę rozumieć rzeczy otaczające nas na tym świecie i opanowywać je po trochu za pomocą nauki, która utorowała sobie drogę krok za krokiem, wbrew chrześcijańskiej religii, wbrew Kościołowi, pomimo opozycji wszystkich starych przepisów.

Nauka może nam pomóc przezwyciężyć ten dominujący strach, w którym ludzkość żyła przez tyle pokoleń. Nauka i nasze serca mogą nas nauczyć rezygnacji z poszukiwania urojonej podpory, z wynajdywania sobie sprzymierzeńców w niebie i używania naszych sił raczej do tego, żeby uczynić z tego świata miejsce w którym żyć warto, a nie piekło, które zrobiły z niego Kościoły w ciągu minionych wieków.
Co powinniśmy robić ?

Chcemy stać o własnych siłach i patrzeć na świat bez zmrużenia powiek - na jego dobre i złe strony, jego piękno i brzydotę; chcemy widzieć świat takim, jakim jest i nie odczuwać przed nim lęku.

Należy podbić świat inteligencją, a nie odnosić się doń z niewolniczą uległością wypływającą z przerażenia, jakie w nas budzi. Pojęcie Boga bierze swój początek w starodawnym wschodnim despotyzmie. Jest to pojęcie bezwarunkowo niegodne wolnych ludzi. Gdy słyszy się w kościele ludzi, którzy poniżają się mówiąc, że są nędznymi grzesznikami itd., wydaje się to czymś godnym wzgardy, czymś, co nie przystoi szanującym się istotom ludzkim.

Powinniśmy nie upadać na duchu i patrzeć światu prosto w twarz. Powinniśmy uczynić nasz świat możliwie jak najlepszym. I chociażby rezulat nie odpowiadał naszym życzeniom, to jednak będzie lepszy od tego, co zrobili ze świata chrześcijanie w ciągu minionych stuleci.

Dobrze urządzony świat potrzebuje wiedzy, dobroci i odwagi. Nie potrzeba mu żalu i westchnień za przeszłością ani zakuwania w kajdany swobodnej inteligencji za pomocą słów wyrzeczonych niegdyś przez ignorantów. Potrzebuje on śmiałych poglądów i swobodnej inteligencji. Potrzebna mu jest nadzieja na przyszłość, a nie oglądanie się wstecz. Ufamy, że przyszłość, którą nasza inteligencja może stworzyć, pozostawi daleko za sobą wszystko to, cośmy zdziałali w przeszłości.


Bertrand Russell

http://www.nowakrytyka.pl/spip.php?article422

https://www.youtube.com/watch?v=uksMLxR1V9E
https://www.youtube.com/watch?v=fCgWbRjFo7s
https://www.youtube.com/watch?v=Nd-MOpEb-7w
https://www.youtube.com/watch?v=OF-PSdSUc1M

Ten post był edytowany przez Soliset: 25/08/2016, 12:31
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

     
konfucjusz007
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 41
Nr użytkownika: 97.079

 
 
post 25/08/2016, 14:01 Quote Post

QUOTE(Soliset @ 23/08/2016, 13:03)
Czytałem ostatnio ,,Quo vadis,, Henryka Sienkiewicza i naszło mnie takie pytanie: dlaczego pierwsi Chrześcijanie wierzyli że drugie przyjście Jezusa połączone z końcem świata nastąpi już wkrótce, najprawdopodobniej jeszcze za ich życia ? Zastanawia mnie również dlaczego ta religia nie upadła kiedy te oczekiwania się nie spełniły ?
*



Na Discovery lub NG była emitowana ( możliwe, że jeszcze od czasu do czasu są powtórzenia ) seria filmów dokumentalnych bodajże o tytule " Tajemnice Chrześcijaństwa". Przedstawiono tam hipotezę, że wybuch Wezuwiusza mógł być właśnie taką małą apokalipsą ( próbką zapowiadanej apokalipsy ). To co wydarzyło się w Pompejach mogło zostać odebrane jako potwierdzenie tego co mówili ówcześni Chrześcijanie.
Oczywiście idea, że wszyscy są równi oraz ,że będą równo sądzeni po śmierci świetnie nadawała się dla niższych klas społecznych i tu w początkowej fazie było najwięcej jej wyznawców.
 
User is offline  PMMini Profile Post #5

     
BLyy
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.004
Nr użytkownika: 18.604

Bartek
Stopień akademicki: magister
 
 
post 25/08/2016, 15:31 Quote Post

QUOTE(Soliset @ 23/08/2016, 12:03)
Czytałem ostatnio ,,Quo vadis,, Henryka Sienkiewicza i naszło mnie takie pytanie: dlaczego pierwsi Chrześcijanie wierzyli że drugie przyjście Jezusa połączone z końcem świata nastąpi już wkrótce, najprawdopodobniej jeszcze za ich życia ? Zastanawia mnie również dlaczego ta religia nie upadła kiedy te oczekiwania się nie spełniły ?
*


W pierwszym pokoleniu chrześcijan, którzy byli świadkami Jezusa, dość powszechnie wierzono, że przyjdzie jeszcze za ich życia.

Paweł:
To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi, pozostawieni na przyjście Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami! 1 Tes 4,15-18

Jezus, któremu takie nauki przypisuje autor Ewangelii Mateusza:
Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę, powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy Mt 10,23

oraz:
Zaraz też po ucisku owych dni słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku; gwiazdy zaczną padać z nieba i moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy będą narzekać wszystkie narody ziemi; i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą. Pośle On swoich aniołów z trąbą o głosie potężnym, i zgromadzą Jego wybranych z czterech stron świata, od jednego krańca nieba aż do drugiego. A od figowego drzewa uczcie się przez podobieństwo! Gdy jego gałązka staje się soczysta i liście wypuszcza, poznajecie, że zbliża się lato. Tak samo i wy, kiedy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach. 34 Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą. Mt 24,29-35

A także autor Apokalipsy:
Objawienie Jezusa Chrystusa,
które dał Mu Bóg,
aby ukazać swym sługom, co musi stać się niebawem,
a On wysławszy swojego anioła
oznajmił przez niego za pomocą znaków
słudze swojemu Janowi.
Ten poświadcza, że słowem Bożym
i świadectwem Jezusa Chrystusa
jest wszystko, co widział.
Błogosławiony, który odczytuje, i którzy słuchają słów Proroctwa,
a strzegą tego, co w nim napisane,
bo chwila jest bliska. Ap 1,1-3


Taka nauka wydaje się najpierwotniejsza, tak wierzyło pierwsze pokolenie. Takie obietnice dał już Jezus, a więc bezpośredni jego świadkowie, a utwierdzał ich w tym Paweł w Pierwszym Liście do Tesaloniczan. Ale świadkowie Jezusa zaczynali umierać, było ich coraz mniej, a pojawiło się już drugie pokolenie chrześcijan i zaczynały się problemy. Ludzie zaczęli dociekać dlaczego Jezus jeszcze według nich nie przybył. Stąd chrześcijanie ortodoksyjni musieli dokonać fałszerstwa, napisać fałszywe listy, któremu nadadzą autorytet samego Pawła jako autora. Zrobili to zapewne po to, by utwierdzić tych co mieli wątpliwości, bo za pewne mieli wątpliwości co do chrześcijaństwa. I tak jak w Pierwszym Liście do Tesaloniczan zapewniał, że Jezus przyjdzie za ich życia, tak teraz napisano Drugi List do Tesalowiczan pod imieniem Pawła: "Pozdrowienie ręką moją - Pawła. Ten znak jest w każdym liście: Tak piszę. 2 Tes 3,17". I jego treść na temat przyjścia Jezusa wygląda tak:

W sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszego zgromadzenia się wokół Niego, prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański. Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi, bo [dzień ten nie nadejdzie], dopóki nie przyjdzie najpierw odstępstwo i nie objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia, który się sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub tym, co odbiera cześć, tak że zasiądzie w świątyni Boga dowodząc, że sam jest Bogiem. Czy nie pamiętacie, jak mówiłem wam o tym, gdy wśród was przebywałem? Wiecie, co go teraz powstrzymuje, aby objawił się w swoim czasie. Albowiem już działa tajemnica bezbożności. Niech tylko ten, co teraz powstrzymuje, ustąpi miejsca, wówczas ukaże się Niegodziwiec, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i wniwecz obróci [samym] objawieniem swego przyjścia. Pojawieniu się jego towarzyszyć będzie działanie szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów, [działanie] z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy giną, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia. Dlatego Bóg dopuszcza działanie na nich oszustwa, tak iż uwierzą kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale upodobali sobie nieprawość. 2 Tes 2,1-12

Z tego listu wynika dość prosta nauka. Ludzie zaczęli wątpić w ponowne przyjście Jezusa, zaczęli tracić wiarę. List ten napisano pod imieniem Pawła, by ich nie stracić, by nie powrócili do swoich politeistycznych religii. Ci chrześcijanie którzy są adresatami tego fałszywego listu, mieli kryzys wiary, gdyż pojmowali ponownie przyjście Jezusa w sposób całkowicie dosłowny. A dosłownie Jezus wcale nie przybył, nie widziały go ich oczy. Toteż autorami listu są ludzie, którzy również pojmowali przyjście Jezusa w całkowicie dosłowny sposób, więc musieli nie tylko tym wątpiącym to wytłumaczyć, musieli sami sobie wytłumaczyć jak to wszystko teraz zinterpretować. Napisali Drugi List do Tesaloniczan i nie jest moim przypadkiem, że Drugi list do nich napisano, gdyż pierwszy ewidentnie naucza, że ponowne przyjście ma być za ich życia, toteż napisano drugi, wyjaśniający wszystko. Że owy bliski czas, nie jest dosłowny, bo najpierw muszą pojawić się znaki, które autor Drugiego Listu do Tesaloniczan wymienia. Treść tego listu wspiera również inny spreparowany list, któremu przypisano autorstwo Pawłowe dla nadania autorytetu, Drugi List do Tymoteusza (tak przedstawia czasy ostateczne):
"A wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga. Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. I od takich stroń. Z takich bowiem są ci, co wślizgują się do domów i przeciągają na swą stronę kobietki obciążone grzechami, powodowane pożądaniami różnego rodzaju, takie, co to zawsze się uczą, a nigdy nie mogą dojść do poznania prawdy. Jak Jannes i Jambres wystąpili przeciw Mojżeszowi, tak też i ci przeciwstawiają się prawdzie, ludzie o spaczonym umyśle, którzy nie zdali egzaminu z wiary. Ale dalszego postępu nie osiągną: bo ich bezmyślność będzie jawna dla wszystkich, jak i tamtych jawna się stała. 2 Tm 2,1-9"

Ale dlaczego wspomina te wszystkie znaki? Bo również próbuje odwodzić chrześcijan, by nie pojmowali ponownego przyjścia za ich życia w sposób dosłowne, dlatego te znaki. Ale czemu o tym napisał? By ratować ich wiarę, bo albo ją tracili, albo odchodzili do drugiego obozu chrześcijan, którzy nauczali, że ponowne przyjście, a więc zmartwychwstanie już nastało:
Do nich należą Hymenajos i Filetos, którzy odpadli od prawdy, mówiąc, że zmartwychwstanie już nastąpiło, i wywracają wiarę niektórych 2 Tm 2,17-18

- idealnie to współgra z Drugim Listem do Tesaloniczan, który naucza, że istnieją chrześcijanie, którzy mówią, że dzień Pański już nastał, a więc następowały zmartwychwstanie. Ale to miało stać się wszystko w momencie ponownego przyjścia Jezusa, ale oni je pojmowali w sposób niedosłowny i w ten sposób on już przyszedł. Takiej interpretacji sprzeciwiają się autorzy tych dwóch listów, żeby nie dali się zwieść, że ludzie już zmartwychwstają. Z Nag Hammadi zachował się list, który opowiada o wierze chrześcijan, którzy wierzyli, że już zmartwychwstali, za swego życia (List do Reginosa):
A więc tak, jak powiedział o nim Apostoł: "Cierpieliśmy z nim i zmartwychwstaliśmy z nim i z nim wstąpiliśmy do nieba". Jeśli na tym świecie istniejemy w sposób widzialny, nosimy ubranie tego (świata). To jednak jesteśmy jego (zbawiciela) promieniami. Gdy jesteśmy przez niego ogarnięci aż po nasz odpoczynek, a jest nim nasza śmierć w tym życiu, to będziemy przez niego wzniesieni aż do nieba, jak promienie przez słońce, a nic nie będzie mogło nas w tym powstrzymać. I to jest właśnie duchowe zmartwychwstanie, które wchłonęło psychiczne, podobnie jak cielesne. (...) Są jednak tacy, co chcą wiedzieć przy poszukiwaniach tego, o co pytają: gdy zbawiony opuści ciało, czy będzie natychmiast zbawiony. O tym nikt nie powinien wątpić. Jakże więc widzialne członki (ciała), a są śmiertelne, nie będą zbawione? Bo żywe członki, które są w nich, zmartwychwstaną. Czym więc jest zmartwychwstanie? Jest to stale dokonujące się objawienie tych, którzy (już) zmartwychwstali. Jeśli sobie przypomnisz, że czytałeś w Ewangelii, iż Eliasz i Mojżesz objawił się z Nim, to nie myśl o zmartwychwstaniu, że jest złudzeniem. To nie jest złudzenie, lecz prawda. A trzeba raczej powiedzieć, że złudzeniem jest bardziej świat niż zmartwychwstanie. Ono dokonało się przez Pana naszego, zbawiciela, Jezusa Chrystusa. O czym więc pouczam cię teraz? Żywi będą umierać. Ale w jakimż złudzeniu żyją. Bogaci stają się ubogimi, królowie bywają strąceni, zmienia się wszystko. Złudzeniem jest świat. Pozwól, że już więcej nie będę omawiał rzeczy (świata). Zmartwychwstanie nie ma natury tego rodzaju. Ono jest prawdą. To coś, co ma mocną podstawę i jest objawieniem tego, co jest rzeczywiście. Jest to zmiana (stanu) rzeczy i przemiana w nowości. Niezniszczalność bowiem [spływa] na zniszczalność i światłość spływa na ciemność i je pochłania. Pełnia wypełnia brak. To są znaki i porównania dla zmartwychwstania. To jest właśnie to, co przynosi dobro. A zatem nie rozważaj tylko częściowo, Reginosie, ani nie zachowuj się według tego ciała, z powodu jedności. Lecz uwolnij się od podziałów i więzów, a wtedy już masz zmartwychwstanie. Jeśli to, co śmiertelne, wie samo z siebie, że umrze i gdy to nastąpi, nawet gdy przebywa wiele lat w tym życiu, to dlaczego ty nie widzisz siebie samego, że już zmartwychwstałeś, że to już następuje? Jeśli masz już zmartwychwstanie, a jednak dalej postępujesz, jakbyś miał jeszcze umrzeć, a przecież to, co śmiertelne, wie, że już umarło, to dlatego wybaczam (ci), jeśli już nie (z innego powodu jak) z powodu twego braku ćwiczenia. Trzeba, aby każdy ćwiczył się na różne sposoby, aby być wolnym od tego elementu (świata), aby ktoś nie poszedł w kierunku błędu, lecz żeby uchwycił znów siebie takim, jakim był na początku.

- Nie wiem czy Drugi List do Tesaloniczan i Drugi List do Tymoteusza polemizuje z tym z listem, ale bez wątpienia polemizuje z chrześcijanami z tego listu. Nie zgadzają się z nimi, twierdzą, że zmartwychwstanie nastąpi potem, niekoniecznie za ich życia, niekoniecznie za życia świadków Jezusa. Autor Listu do Reginosa nie ma takich problemów, bo on wierzy, że zmartwychwstanie następowało w czasie życia świadków Jezusa, jest ono duchowe, ale prawdziwe. Nie zmartwychwstaną nasze fizyczne członki, a duchowe. Słowa, które rzekomo miał powiedzieć apostoł (Paweł?): "Cierpieliśmy z nim i zmartwychwstaliśmy z nim i z nim wstąpiliśmy do nieba" - komentarzy często wskazują te z autentycznych listów Pawła:
1) Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale. Rz 8,17
2) i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni. Razem też wskrzesił i razem posadził na wyżynach niebieskich - w Chrystusie Jezusie, Ef 2,5-6
4) co się tyczy poprzedniego sposobu życia - trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości. Ef 4,22-24
5) A jak nosiliśmy obraz ziemskiego [człowieka], tak też nosić będziemy obraz [człowieka] niebieskiego.
Zapewniam was, bracia, że ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego, i że to, co zniszczalne, nie może mieć dziedzictwa w tym, co niezniszczalne. (...) A kiedy już to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność, wtedy sprawdzą się słowa, które zostały napisane: Zwycięstwo pochłonęło śmierć1 Kor 15,49-50; 54
- cytaty Pawła, do których może nawiązywać autor Listu do Reginosa, za ks. W. Myszorem: LINK, str. 489

- na podstawie tego Listu do Reginosa można zupełnie inaczej odczytać autentyczne listy Pawła. To że wierzył w rychłe przyjście Jezusa, za życia świadków Jezusa, nie ulega wątpliwości; ale można tą naukę pogodzić z rzeczywistością, dzięki Listowi do Reginosa, że mógł wierzyć również w zmartwychwstanie za życia. I każdy sam musiałby dojść do tego zmartwychwstania, bo pisał Paweł, że trzeba porzucić dawny sposób życia, czyli np. uleganiu żądzom.
Czy aby na pewno tak Paweł wierzył? Niech każdy sam sobie odpowie.

Ja dopowiem jeszcze coś odnośne Apokalipsy Jana. Podałem cytat, że autor też wierzył w rychłe przyjście Jezusa. Istnieją różne spojrzenia w kwestii interpretacji tej księgi. Ja osobiście składaniem się ku preteryzmowi, czyli wypełnienie proroctw Apokalipsy w I wieku. Dlaczego? Przede wszystkim sam autor podkreśla, że wierzy w rychłe przyjście Jezusa, a drugie co mnie przekonuje, to jak opisuje czas i sposób objawienia:
Ja, Jan, wasz brat
i współuczestnik w ucisku i królestwie, i wytrwałości w Jezusie,
byłem na wyspie, zwanej Patmos,
z powodu słowa Bożego i świadectwa Jezusa.
Doznałem zachwycenia w dzień Pański
i posłyszałem za sobą potężny głos
jak gdyby trąby Ap. 1,9-10

- popularnie, ci którzy interpretują Apokalipsę w sposób przyszłości, że wypełni się w przyszłości, to pod określeniem dzień Pański np. katolicy widzą niedzielę jako dzień tygodnia (przypis do Biblii Tysiąclecia). Ja widzę zupełnie inaczej, autor, jakiś tam Jan na wyspie Patmos doznał widzenia w Dniu Pańskim i posłyszał potężny głos trąby. Wróćcie do 1 Listu do Tesaloniczan, gdzie Paweł opisując zmartwychwstanie za swego życia, opisuje, że wtedy będzie słyszeć trąbę. I teraz przejdźmy od razu do pseudopawłowego Drugiego Listu do Tesaloniczan (cytat też wyżej na początku). Mówi tam o ludziach, którzy wierzyli, że Dzień Pański już następuje, co zestawiając z Drugim Listem do Tymoteusza mowa o zmartwychwstaniem, które już następuje. A co ciekawe, autor Apokalipsy, Jan, doznał wizji w momencie, kiedy nastąpił Dzień Pański. I nie widzę tutaj niedzieli czy soboty, jak wyznania czytające go dosłownie. Tylko czytam jako zwolennik preteryzmu, że swoje widzenie doznał w zapowiadanym Dniu Pański, czyli kiedy ma ponownie przyjść Jezus. Potwierdzać to może także głos trąb, jaki usłyszał autor. Doznał widzenia w Dniu Pańskim i każdy tutaj zobaczy co innego, ja widzę tutaj jako zwolennik preteryzmu, naukę, że autor doznał wizji w Dniu Pański. Wtedy zaczęły pojawiać się znaki, były odgłos trąby, dlatego autor Apokalipsy mówi, że przyjście Jezusa jest bliskie, a to dlatego, że skoro rozpoczął się Dzień Pański, rozpoczynają się różne znaki, trąby i inne rzeczy, które zwiastują, że Jezus jest już blisko.
A interpretując w duchu preteryzmu tą Apokalipsę da się bez problemu, bo owym miastem na siedmiu wzgórzach może również być Jerozolima itp.

Przetrwało jednak chrześcijaństwo, które dosłownie wierzyło w przyszłe przyjście Jezusa. Pewnie przetrwanie po części moim zdaniem zawdzięcza tym pseudopawłowym listom, które miały pomóc w utrzymywaniu wiary, w umacnianiu. Ale pewnie też męcząca praca samych krzewicieli chrześcijaństwa, które dosłownie to czytało; bo musieli ludzi zachęcać, by jednak nie tracili wiary. Listy pseudopawłowe były jedynie pomocą w tym umacnianiu. I tak mamy dzisiejsze chrześcijaństwo.

Każdy niech sam oceni to wszystko.

QUOTE(Konfucjusz007)
Na Discovery lub NG była emitowana ( możliwe, że jeszcze od czasu do czasu są powtórzenia ) seria filmów dokumentalnych bodajże o tytule " Tajemnice Chrześcijaństwa". Przedstawiono tam hipotezę, że wybuch Wezuwiusza mógł być właśnie taką małą apokalipsą ( próbką zapowiadanej apokalipsy ). To co wydarzyło się w Pompejach mogło zostać odebrane jako potwierdzenie tego co mówili ówcześni Chrześcijanie.
Oczywiście idea, że wszyscy są równi oraz ,że będą równo sądzeni po śmierci świetnie nadawała się dla niższych klas społecznych i tu w początkowej fazie było najwięcej jej wyznawców.

Czyli kolejni zwolennicy preteryzmu, którzy jeszcze inaczej tłumaczą wypełnienie się apokalipsy w I wieku n.e. wink.gif

Ten post był edytowany przez BLyy: 25/08/2016, 15:32
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #6

     
sulla aleksander
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 3
Nr użytkownika: 100.077

 
 
post 29/08/2016, 14:14 Quote Post

QUOTE(Paweł Gajtkowski @ 23/08/2016, 13:27)
Na podstawie proroctw starotestamentowych oraz nauczania Jezusa:
QUOTE
Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim» (Mt 16,27)



Ale dlaczego w takim razie Jezus złożył swoim uczniom taką obietnicę a potem się z niej nie wywiązał ?
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
Paweł Gajtkowski
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.033
Nr użytkownika: 2.023

 
 
post 29/08/2016, 21:03 Quote Post

QUOTE(sulla aleksander @ 29/08/2016, 14:14)

Ale dlaczego w takim razie Jezus złożył swoim uczniom taką obietnicę a potem się z niej nie wywiązał ?
*



Ponieważ pomylił się co do przyszłości, która miała nadejść. "Królestwo", które zapoczątkował, pozostać miało królestwem duchowym, i tak samo apokalipsa, która miała realnie mieć miejsce - rozegrała się jedynie na planie duchowym. Także boskość Jezusa, jak sądzę, powinna być rozpatrywana na planie duchowym, zaś materialną postać Jezusa uznaję za 100% ludzką. Sam przecież mawiał, że "Bóg jest Duchem" i "Co się z Ducha narodziło - jest Duchem", a nawet: "Bogami jesteście". To jest potężne duchowe przesłanie, które, jak sądzę, było siłą sprawczą powstania religii chrześcijańskiej.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8

     
artakserkses
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 338
Nr użytkownika: 100.110

 
 
post 6/09/2016, 13:23 Quote Post

QUOTE(Paweł Gajtkowski @ 29/08/2016, 21:03)
QUOTE(sulla aleksander @ 29/08/2016, 14:14)

Ale dlaczego w takim razie Jezus złożył swoim uczniom taką obietnicę a potem się z niej nie wywiązał ?
*



Ponieważ pomylił się co do przyszłości
Więc nie był nieomylnym Bogiem ?

Ten post był edytowany przez artakserkses: 6/09/2016, 13:24
 
User is offline  PMMini Profile Post #9

     
Paweł Gajtkowski
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.033
Nr użytkownika: 2.023

 
 
post 6/09/2016, 13:54 Quote Post

Że nie był nieomylny, to chyba jasno wykazuje niniejszy wątek smile.gif

Co do tego, czy "był Bogiem", to już zależy od Twojej definicji tak Boga, jak i Jego istnienia smile.gif

Wedle mojej osobistej definicji Boga rację mają obie strony sporu o boskość Jezusa - zarówno ci, którzy uważają, że był Bogiem, jak i ci, którzy uważają, że był człowiekiem.

Uważam też, że samo zadawanie pytania o boskość Jezusa jest nieuprawnionym antropomorfizowaniem boskiej natury, którą sama Biblia porównuje do wiatru, czyli do fali - energii przekazywanej poprzez materię.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #10

     
Roofix
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.091
Nr użytkownika: 69.553

Stopień akademicki: magister historii
 
 
post 20/09/2016, 13:27 Quote Post

Akurat cytować Russela, to trochę nietrafione, gdyż wiele jego poglądów uległo zdezaktualizowaniu, a koncepcja czajniczka wynika z niezrozumienia istoty religii.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #11

     
Soliset
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 6
Nr użytkownika: 100.040

 
 
post 20/09/2016, 15:50 Quote Post

QUOTE(Roofix @ 20/09/2016, 13:27)
Akurat cytować Russela, to trochę nietrafione, gdyż wiele jego poglądów uległo zdezaktualizowaniu
*
Które konkretnie ?

QUOTE(Roofix @ 20/09/2016, 13:27)
a koncepcja czajniczka wynika z niezrozumienia istoty religii.
*
Co to za koncepcja ?

Ten post był edytowany przez Soliset: 20/09/2016, 15:53
 
User is offline  PMMini Profile Post #12

     
jb8
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 471
Nr użytkownika: 97.339

jakub barecki
Stopień akademicki: mgr
Zawód: historyk
 
 
post 23/09/2016, 9:13 Quote Post

Pochodzące z dwóch źródeł różne omówienie pochodzenia Ebionitów od pierwotnej wspólnoty judeochrześcijańskiej w Jerozolimie wydał mi się godny uwagi. Prezentuję poniżej obydwa ujęcia więc każdy sam może ocenić. To wszystko co wiem na temat, ale może są na forum osoby lepiej poinformowane. Wasze ewentualne komentarze przyjmę z zainteresowaniem:

W czasach powstania żydowskiego z 66-70 judeochrześcijanie jerozolimscy nie wykazali solidarności z rodakami, woleli opuścić miasto i osiedli w mieście Pella nad górnym Jordanem skąd utrzymywali kontakt z innymi judeochrześcijanami na Bliskim Wschodzie. Po kolejnym powstaniu żydowskim w latach 132-5, z którym też unikali powiązań, byli prześladowani przez Żydów jako zdrajcy. Później ich znaczenie jeszcze bardziej zmalało i juz nigdy go nie odzyskali. Z czasem (nie podano kiedy)przyjęli nazwę Ebionici (z hebr. 'ubodzy'; w nawiązaniu do Kazanie na Górze). Nie odnieśli sukcesu - mieli przeminąć jako obumarła gałąź chrześcijaństwa, którą rykoszetem zniszczyły dwa powstania żydowskie. Podobno nie uznawali dziewictwa Maryji (podaje to chrześcijański dziejopis Euzebiusz) co nie byłoby dziwne, gdyż w przeciwieństwie do chrześcijan z zachodnich prowincji rzymskiego imperium, znali hebrajską wersji ST i rozumieli, ze w swej oryginalnej postaci proroctwo Izajasza nie dotyczyło dziewicy (jak przetłumaczono w Septuagincie) lecz "młodej kobiety". Przypisuje sie im autorstwo tzw. Ewangelii Hebrajczyków, która się nie zachowała.

ŻRÓDŁO: D. MacCulloch, A History of Christianity, 2010, s. 106-107.

*****************
Ebionici (gr.: ebionaioi, hebr. אביונים, ebjonim, „ubodzy”) – wczesny nurt judeochrześcijański istniejący na ziemiach Izraela oraz jego okolicach od I do V wieku n.e.[1] Ich nazwa nawiązuje do kilku tekstów religijnych, włączając w to słowa kazania na górze: „Błogosławieni ubodzy w duchu, bo do nich należy Królestwo Niebios” (Mt 5,3)[2], zgodnie z poleceniem których wyrzekli się wszelkich dóbr doczesnych i żyli w religijnej komunie[1].

Pomimo potwierdzenia istnienia ebionitów przez źródła archeologiczne wiedza na temat ich poglądów i praktyk religijnych oparta jest jedynie na odniesieniach do nich w źródłach pisanych. Głównym źródłem informacji są polemiki wczesnych teologów chrześcijańskich, którzy uważali ich za heretyków[3][4].

Chociaż nie istnieją oczywiste dowody na to, że ebionici byli potomkami członków pierwotnego Kościoła jerozolimskiego lub pierwszej judeochrześcijańskiej synagogi zbudowanej na górze Syjon[3][5], niektórzy współcześni uczeni starają się ukazać „judaizujących” chrześcijan, takich jak ebionici, nie tylko jako duchowych następców uczniów Jana Chrzciciela, Jezusa i Jakuba Sprawiedliwego, lecz także jako wierniej trzymających się nauk Jezusa niż zwolennicy Pawła z Tarsu[6][7][8][9].


ŻRÓDŁO
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ebionici
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #13

     
Paweł Gajtkowski
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.033
Nr użytkownika: 2.023

 
 
post 24/09/2016, 22:42 Quote Post

QUOTE(jb8 @ 23/09/2016, 9:13)
Chociaż nie istnieją oczywiste dowody na to, że ebionici byli potomkami członków pierwotnego Kościoła jerozolimskiego
*



U Epifaniusza z Salaminy, w "Panarionie" (30. Przeciw Ebionitom) znajdziemy oczywiste dowody na to, że ebionici byli potomkami członków pierwotnego Kościoła jerozolimskiego:

1) Ebionici przestrzegali zasad żydowskiego Prawa:

QUOTE
2:2 [...] I have already said that he agreed with the others in everything, with this one difference, his adherence to Judaism's Law of the Sabbath, circumcision, and all the other Jewish and Samaritan observances.


2) Ebionici przejawiali poważanie dla Jakuba, brata Jezusa, czyli przywódcy judeochrześcijan z Jerozolimy:

QUOTE
2:6 [...] at one time they prided themselves on virginity, presumably because of James the Lord's brother


3) Ebionici pochodzili z Jerozolimy:

QUOTE
2:7 Their origin came after the fall of Jerusalem. For since practically all who had come to faith in Christ had settled in Peraea then, in Pella, a town in the 'Decapolis' the Gospel mentions, which is near Batanaea and Bashanitis—as they had moved there then and were living there,
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #14

     
jb8
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 471
Nr użytkownika: 97.339

jakub barecki
Stopień akademicki: mgr
Zawód: historyk
 
 
post 25/09/2016, 9:24 Quote Post

Twoje trzy stwierdzenia o ebionitach pokrywają się z tym co odnajduję we wspomnianej książce. Mnie zainteresowało to zdanie z Wiki: nie istnieją oczywiste dowody na to, że ebionici byli potomkami członków pierwotnego Kościoła jerozolimskiego...
Ktoś potrafi uzasadnić taką wątpliwość?
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #15

2 Strony  1 2 > 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej