ANATOL RADZIWONIK „OLECH”
– ZAPOMNIANY BOHATER
POLSKI WALCZĄCEJ
Dzisiaj jest w Polsce postacią niemal nieznaną, a na Białorusi zsowietyzowane,
pozbawione własnej historii społeczeństwo uważa go
za zuchwałego watażkę, herszta reakcyjnych zbirów, zaślepionego
nienawiścią do władzy sowieckiej. Czarna legenda, stworzona jeszcze
w latach czterdziestych przez sowiecki aparat propagandowy,
wciąż daje o sobie znać.
W świetle obiektywnych badań „zaślepiony
nienawiścią polski nacjonalista”
okazuje się nieoczekiwanie nauczycielem
języka polskiego i białoruskiego, harcerzem
i bohaterskim żołnierzem Armii
Krajowej – w dodatku wiary prawosławnej.
„Kułacki przywódca” przeistacza
się w biedaka, któremu tylko żmudna
i ofi arna praca rodziców, a także wyrozumiałość
polskich urzędników pozwoliły
otrzymać wykształcenie.
O przedwojennym życiu Anatola Radziwonika
niewiele wiadomo. Urodził się
20 lutego 1916 r. w Brańsku w Rosji, gdzie
rok wcześniej jego rodzina została ewakuowana
przez władze rosyjskie, uchodzące
przed nadciągającą armią niemiecką. Jego
ojciec, Konstanty Radziwonik, pochodził
z Wołkowyska i tam też pracował jako kolejarz.
Matka – Nadzieja z domu Makowiecka
– pochodziła z prawosławnej rodziny
zamieszkałej we wsi Piekary. Radziwonikowie
powrócili do Wołkowyska zaraz
po zakończeniu wojny polsko-sowieckiej.
Choć sami byli ludźmi prostymi, starali się
zadbać o wykształcenie dzieci. Anatol kontynuował
naukę w Państwowym Męskim
Seminarium Nauczycielskim w Słonimiu.
Warto wspomnieć, że w jego klasie seminaryjnej możemy napotkać młodych ludzi, którzy
podobnie jak on za kilka lat staną się organizatorami i żołnierzami Armii Krajowej (jednym z nich był Józef Pyszko „Sokół”, wybitny organizator AK w powiecie grodzieńskim).
Po otrzymaniu dyplomu ukończenia seminarium Anatol Radziwonik podjął pracę jako
nauczyciel w wiejskiej szkole w Iszczołnianach koło Szczuczyna (nowogródzkiego). Jego
uczniowie zapamiętali go jako dobrego, pełnego zapału pedagoga, a także organizatora harcerstwa.
Latem 1938 r. został powołany do Wojska Polskiego. Ukończył wówczas szkołę
podchorążych piechoty w Jarosławiu. Po zwolnieniu z wojska powrócił do Iszczołnian. Tu
też zastała go wojna.Nie wiadomo, czy Radziwonik uczestniczył w wojnie obronnej 1939 r. W każdym razie zataił ten fakt w życiorysie pisanym dla sowieckiego urzędu administracji terenowej (Wydziału Edukacji Żołudzkiego Rejonowego Komitetu Wykonawczego). Być może właśnie dzięki temu udałomu się przetrwać okres wywózek i represji w latach pierwszej okupacji sowieckiej 1939–1941.
Dokładnie nie wiadomo, kiedy Anatol Radziwonik przystąpił do polskiej konspiracji niepodległościowej,czy było to „za pierwszych Sowietów”, czy już po wkroczeniu Niemców. W każdym razie w 1943 r. dowodził jedną z placówek konspiracyjnych w Obwodzie AK Szczuczyn kryptonim „Łąka”. Już wówczas uczestniczył w akcjach zbrojnych. Podczas służby w AK został awansowany do stopnia ofi cerskiego (podporucznika). Zimą 1944 r. przeszedł z konspiracji do oddziałów partyzanckich. Objął dowództwo trzeciego plutonu w 2. kompanii VII batalionu77. pp AK, dowodzonego kolejno przez ppor. Bojomira Tworzańskiego „Ostoję” i por. Jana Piwnika „Ponurego”. Uczestniczył w walkach z niemieckimi siłami okupacyjnymi. 15 kwietnia1944 r. patrol wydzielony z jego plutonu rozbroił posterunek żandarmerii i policji białoruskiej
w Możejkowie Małym (zdobyto 1 rkm, 3 pm, 20 kb i kilka skrzynek z amunicją). W tym samym
miesiącu ppor. „Olech” rozbił niemiecką załogę w majątku Możejków Wielki (zdobył 2 rkm,
2 MP, 10 kb, amunicję, granaty i zapasy zaopatrzenia). W maju 1944 r. pluton „Olecha” w zasadzce koło wsi Kowczyki rozbił oddział niemiecki (spalono ciężarówkę, zabito 4 Niemców i wzięto jeńców), a w zasadzce na trakcie pod Możejkowem Wielkim – kolejną grupę przeciwnika (zabito 5 Niemców, zdobyto broń). Uczestniczył w zwycięskiej operacji likwidacji niemieckiego garnizonu w Jewłaszach w dniu 16 czerwca 1944 r., podczas której poległ por. „Ponury”.
W lipcu 1944 r. batalion partyzancki, w którym służył ppor. „Olech”, pomaszerował na
północ, by wziąć udział w operacji „Ostra Brama”. Nie zdołał jednak dotrzeć na czas pod
Wilno i dzięki temu uniknął rozbrojenia przez wojska sowieckie. Ppor. „Olech”, wymykając
się bolszewikom, powrócił w swe ojczyste strony w powiecie szczuczyńskim. Przyjście Armii Czerwonej nie przyniosło Polakom wolności. NKWD rozpoczęło prawdziwe polowanie
na polskich partyzantów oraz represje wobec polskiej ludności. W takich warunkach żołnierze Armii Krajowej kontynuowali walkę z nowym okupantem.
Zimą 1944 na 1945 r. ppor. „Olech” zorganizował bazę samoobrony w powiecie szczuczyńskim,z której wyłonił się z czasem spory oddział partyzancki (blisko 70 żołnierzy). Na jego czele przeprowadził szereg działań przeciw formacjom NKWD i sowieckiej agenturze. Swą działalnością objął rozległe tereny powiatów Szczuczyn i Lida, podejmując nawet dalekie wypady za Niemen i pod Iwje. W odwet za likwidację polskiego oddziału „Kuny” przez grupę NKWD pozorującą polską partyzantkę zlikwidował sowiecką grupę operacyjną na trakcie pomiędzy Hołdowem i Lidą (marzec 1945 r.). 1 kwietnia przebił się przez obławę 34. zmotoryzowanego pułku NKWD pod Niewierzyszkami, zadając przeciwnikowi straty (zginął
m.in. kapitan bezpieczeństwa państwowego ZSRS), 23/24 maja 1945 r. zaś zadał porażkę
grupie operacyjnej 135. pułku piechoty NKWD pod Iszczołną. W lipcu w zasadzce na szosie
Lida–Grodno rozbił sowiecki samochód wojskowy, likwidując żołnierzy przeciwnika,
a w sierpniu 1945 r. opanował osadę Toboła (rozbito posterunek przeciwnika, zniszczono
budynek rady wiejskiej, z aresztu uwolniono kilkunastu więźniów). W tym samym miesiącu,
w odwet za gwałty i zbrodnie popełniane przez żołnierzy Armii Sowieckiej, zaatakował
sowiecką kolumnę samochodową (rozbito dwa auta, zadając bolszewikom spore straty
w ludziach). We wrześniu 1945 r. zlikwidował trzech ofi cerów NKWD pod Lidą, a podczas
wypadu pod Iwje stoczył zwycięską walkę z sowiecką obławą.
Dowództwo Nowogródzkiego Okręgu AK, decydując się na trwanie w konspiracji i podjęcie
samoobrony przed sowieckim okupantem, wychodziło z założenia, iż należy się utrzymać
na tym terenie do czasu spodziewanej konferencji pokojowej, która – jak przypuszczano
– przesądziłaby o przynależności państwowej Kresów II RP. Gdy okazało się, iż nasi alianci akceptują aneksję tej części państwa polskiego przez Rosję Sowiecką, dalszy opór tracił politycznąrację bytu. W okresie wiosny–lata 1945 r. dowództwo „poakowskiego” Okręgu Nowogródzkiego
podjęło decyzję o przerwaniu walki i ewakuacji żołnierzy „do Polski”. Większość
konspiratorów wyjeżdżała w transportach repatriacyjnych, posługując się dostarczonymi przez organizację sfałszowanymi dokumentami. Całkowicie „spaleni” i poszukiwani przez NKWD przedzierali się przez granicę w zwartych oddziałach z bronią w ręku, przy czym często dochodziło do walk z Sowietami i polską bezpieką oraz KBW. Wśród ludzi, którzy zdecydowali się, by odejść „do Polski”, nie było jednak ppor. „Olecha”, choć rozformował on większość podległych sobie sił partyzanckich i dał podkomendnym możliwość wyboru dalszej drogi.
Anatol Radziwonik pozostał bowiem wśród tych, którzy postanowili nie opuszczać ojcowizny, aby bronić miejscowej ludności przed komunistycznym terrorem. W tym czasie
pełnił funkcję komendanta połączonego obwodu Lida–Szczuczyn 49/67. Właśnie na tym
terenie opór wobec władzy sowieckiej był najbardziej zacięty. Historia tej osamotnionej,
desperackiej i beznadziejnej walki po dzień dzisiejszy nie została opisana. Wielki świat,a nawet Polska, oddzielona szczelną granicą, o tym rozpaczliwym oporze ostatnich polskich partyzantów zupełnie nic nie wiedziała. Obrońcy Kresów nie mieli żadnej łączności z centrami polskiego podziemnego oporu w Kraju. Mieli za to szerokie poparcie ludności, która widziała w nich obrońców przed prześladowaniami władz komunistycznych.
Anatol Radziwonik zdecydował się na dalsze kierowanie działalnością poakowskiego
Obwodu Szczuczyn–Lida. Podlegało mu jeszcze kilkuset konspiratorów zorganizowanych
w placówki terenowe oraz kilka na nowo sformowanych grup partyzanckich, liczących łącznie,jeszcze w 1948 r., 80–100 żołnierzy. W szeregach konspiracji i partyzantki dowodzonej przez „Olecha” panował prawdziwie obywatelski duch, wywodzący się z tradycji Armii Krajowej. Służyli tu obok siebie przedwojenni obywatele Rzeczypospolitej bez względu na wyznawaną wiarę – najliczniej katolicy i mniej liczni prawosławni. Znajdujemy tu także antykomunistów niebędących Polakami – pojedynczych ochotników narodowości ukraińskiej
lub rosyjskiej. Jeden z nich, pochodzący z Ukrainy lejtnant Armii Sowieckiej o pseudonimie „Zielony”, wsławił się ogromną odwagą osobistą w walkach z NKWD.
Sowieckie siły bezpieczeństwa zaciekle tropiły komendanta „Olecha”. Kilkakrotnie raportowano nawet, zupełnie błędnie, o jego śmierci. Tak było między innymi 11 listopada
1945 r., gdy wyrwał się z „kotła” obławy 34. pułku NKWD, która osaczyła go w chutorze
Dajnowszczyzna (rejon Lida). Mimo dramatycznej sytuacji i miażdżącej przewagi bolszewików przebił się w brawurowym kontrataku. Na placu boju pozostało dwóch poległych
partyzantów, w tym adiutant komendanta „Olecha”.
Trzeba podkreślić, że partyzantka prowadzona przez „Olecha” miała przede wszystkim
charakter samoobrony miejscowego społeczeństwa przeciwko jaskrawym nadużyciom
i bezprawiu przedstawicieli władz sowieckich. Szczególnie surowo zwalczano pracowników
administracji, okrutnie odnoszących się do ludności – stwierdza historyk Kazimierz Krajewskiw swej pracy Na Ziemi Nowogródzkiej. Przytacza też wypowiedź jednego z żołnierzy „Olecha” – kaprala Józefa Berdowskiego „Małego Ziuka”: „Niestety, czasami nasze akcje były bardzo surowe. Trzeba mocno ukarać, czasem trzeba i dla przykładu, i dla zastraszenia.
Ale innej rady nie było. Albo walka, albo nic. Byliśmy w warunkach bardzo trudnych, było
nas niewielu. Terror ze strony władz sowieckich był szalony… Dzięki naszej samoobronie
to się jakoś łagodziło”.
„Olech” konsekwentnie zwalczał agenturę NKWD, której działalność stwarzała podstawę
do działań represyjnych sowieckich sił bezpieczeństwa wobec ludności cywilnej. Jeżeli
konspiratorzy podejrzewali, że ktoś współpracuje z NKWD, „Olech” lub któryś z jego zastępców przebierał się w mundur oficera NKWD i nieoczekiwanie zjawiał się u takiej osoby.
„Źle pracujecie, towarzyszu” – mówił. Agent zaczynał się tłumaczyć i już było po nim –
wspomina mieszkaniec wsi Wielkie Kozły, Bolesław Nowogródzki, w którego domu oddział
„Olecha” niejednokrotnie stawał na postój. Z kolei Witold Wróblewski „Dzięcioł”, żołnierz z oddziału „Olecha”, w swej relacji podkreślał dyscyplinę i porządek panujący w grupach leśnych podległych komendantowi: „Porucznik bardzo pilnował, żeby nie było żadnej samowoli w oddziale. Jeżeli na przykład zauważał u kogoś nowe buty czy coś w tym rodzaju, od razu pytał się, skąd to masz. Za swawolę można było być rozstrzelanym”.
Na przestrzeni lat podziemie stopniowo się wykruszało. Jedni ginęli, innych aresztowano,
inni – dopóki było to możliwe – wyjeżdżali „do Polski”, niektórzy przechodzili na stronę
wroga... Jeżeli w 1945 r. raporty sowieckie wymieniały liczbę 800 polskich partyzantów
w obwodzie grodzieńskim, to w 1948 była ich już tylko setka. Rozdzieleni na niewielkie
oddziały kontynuowali swoją walkę. Białoruska badaczka Natalia Rybak wymienia liczby,
z których wynika, że liczba agentów zwerbowanych przez NKWD do współpracy w latach
1944–1947 na terenie obwodu grodzieńskiego wynosiła 19 882 osoby. Przeciwko sobie
„Olech” i jego żołnierze mieli ogromny aparat NKWD i tysiące donosicieli. Jednak nawet
jeszcze w 1948 r. na terenie rejonów lidzkiego i szczuczyńskiego faktycznie panowała dwuwładza.
W dzień rządzili komuniści, w nocy – partyzanci. Oto jak w lutym 1948 r. sytuację
aktywu komunistycznego opisywał w liście do sekretarza Żołudzkiego Rejonowego Komitetu
WKP(
, Szurmana, kierownik iszczołniańskiej fabryki cegieł Parchomienkow:
„Z naszych pracowników major Pogulajew zorganizował odział wsparcia – istriebitielnyj
otriad. Teraz o tym dowiedziała się cała wieś i ci chłopcy boją się w domu nocować, bo
się dowiedziała o tym i banda, która w każdej chwili może przyjść i wszystkich rozwalić. Ci chłopcy chcą teraz wyjechać. Proszę nam pomóc, bo inaczej wszyscy, cały naród poucieka.
Wszyscy się boją. Jak dzień, to jeszcze nic. A w nocy, gdy słońce zachodzi, to wszyscy siedzą,jakby byli w osaczonej twierdzy – drzwi zamknięte i patrzą, czy jest jakiś ruch na ulicy.
Jak coś podejrzanego się dzieje, to od razu wszyscy uciekają, gdzie kto może”.Pierścień wokół komendanta „Olecha” cały czas się zacieśniał. W maju 1947 r. padł na
placu boju w walce z NKWD pod Wasiliszkami jego pierwszy zastępca – sierżant „Irena”
(ciężko ranny, nie mogąc się wycofać, ostatni nabój przeznaczył dla siebie). Rok później
NKWD zdołało rozbić podstawowe siły Samoobrony Grodzieńskiej i Wołkowyskiej, z którymi
komendant „Olech” pozostawał w luźnym kontakcie. Teraz naprawdę był już ostatnim
polskim dowódcą na terenach położonych na wschód od jałtańskiej granicy. „Wielokrotnie
mówiłem mu: »Panie poruczniku, taka siła przeciwko wam. Niech pan rozpuści oddział
i ucieka. Bo przecież zabiją«. A on mi odpowiadał – »Nie mogę tego wszystkiego rzucić,
trzeba walczyć«” – wspomina Bolesław Nowogródzki (za pomoc, jakiej udzielał „Olechowi”,
został skazany na 25 lat obozu koncentracyjnego – łagru).
Największe nasilenie wystąpień zbrojnych oddziałów podlegających „Olechowi” przypada
na drugą połowę 1948 r. Podjęły one wówczas zakrojoną na szeroką skalę akcję przeciw
kolektywizacji, realizowanej przez administrację sowiecką. Zniszczono kilkanaście organizujących się kołchozów, likwidując jednocześnie najbardziej szkodliwych aktywistów
sowieckich – stwierdza w swej pracy Kazimierz Krajewski. Według niego, w październiku
1948 r. „Olech” zarządził koncentrację podległych mu oddziałów na terenie Puszczy Nackiej,na którą stawiło się jeszcze około 100 żołnierzy. W tym czasie wykonano dwa wyroki na żołnierzach, którzy się dopuścili rabunków.
Zima 1949 roku to okres, w którym rozpoczęła się ostateczna likwidacja oddziału „Olecha”.
W lutym tegoż roku zlikwidowano pod Ostryną grupę leśną „Petera”, w tym samym miesiącu został ranny i ujęty dowódca patrolu
samoobrony Józef Berdowski „Mały Ziuk”,
w marcu zginął zastępca komendanta „Olecha”
– ppor. Witold Maleńczyk „Cygan” (żołnierz
armii Berlinga, który zbiegł do „lasu”
przed aresztowaniem przez NKWD). Pod
koniec kwietnia w okolicach chutoru Lebioda
NKWD przeprowadziło operację przeciwko
oddziałowi „Olecha”. Jednak porucznik raz
jeszcze zdołał się przebić.
Zginął w maju 1949 r. Podawane są różne
okoliczności i miejsca, gdzie doszło do tego
zdarzenia. Kierownik archiwum KGB w Grodnie
Igor Wałachanowicz w pracy o antysowieckiej
konspiracji na terenie Białorusi podaje, że
„Olech” zginął w okolicach Zaniewicz. Według
niego do niewoli dostało się trzech partyzantów.
W pracy o Armii Krajowej na Białorusi
Jauhien Siamaszka podaje inne miejsce śmierci
„Olecha” – okolice Berszt. Z kolei Kazimierz
Krajewski, powołując się na relację jednego
z żołnierzy oddziału „Olecha”, stwierdza, że
komendant zginął w okolicach Raczkowszczyzny
(3 km od wsi Bakszty).
W swych wspomnieniach opublikowanych
w 2002 r. w gazecie „Grodnienskaja Prawda”
jeden z uczestników likwidacji „Olecha”,
wówczas kapitan MGB, Andriejew stwierdza,
że operacją likwidacji oddziału Anatola Radziwonika dowodził kierownik MGB obwodu
grodzieńskiego Frołow.
„Zostaliśmy wydani przez miejscowego chłopa. Oddział został otoczony trzema pasami
wojsk NKWD. Próbowaliśmy się przebić… Jednak nikomu się to nie udało. Przeżyłem ja,
moja siostra Genowefa, która była łączniczką oddziału, oraz Zygmunt Olechnowicz, który
był adiutantem »Olecha«” – opowiada Wróblewski. „Była wielka uwaga do naszego procesu.
Jeden raz przywieźli mnie do budynku grodzieńskiego MGB do gabinetu naczelnika.
– Chcą z tobą porozmawiać – tłumaczyli. Otwierają się drzwi i wchodzi kilku wyższej rangi
oficerów. Wśród nich niewysoki Gruzin. Potem dowiedziałem się, że to był naczelnik MGB
Białorusi Canawa. No i ten Canawa spojrzał na mnie i pyta: Jak byś mnie w lesie spotkał, to co byś zrobił? A ja mu odpowiadam: Jestem żołnierzem – kazaliby powiesić, powiesiłbym,kazali rozstrzelać – rozstrzelałbym. On się wściekł. I wychodząc, rzucił do mnie: siedem
dni karceru” – dodaje Wróblewski, który podobnie jak pozostali ocaleli żołnierze z oddziału„Olecha” został skazany na 25 lat obozu koncentracyjnego.
Śmierć Anatola Radziwonika „Olecha” położyła kres zorganizowanemu polskiemu oporowi
przeciw Sowietom na terenie dzisiejszego obwodu grodzieńskiego na Białorusi, jednak
co najmniej do połowy lat 50. walka zbrojna na tym terenie była kontynuowana przez drobnegrupki „ostatnich leśnych”, nawet przez pojedynczych partyzantów.