|
|
W „wyzwolonym” Bytomiu
|
|
|
|
Niezwykłym świadectwem zdarzeń, które mały miejsce w „wyzwolonym” przez Armię Radziecką Bytomiu, są zapiski Włodzimierza Markowskiego, który stanął na czele utworzonej w pierwszych dniach lutego 1945 roku Straży Obywatelskiej. Oddajmy mu w tym miejscu głos:
„Wojska radzieckie wkroczyły do Bytomia 27 stycznia 1945 r., jednak ludność wyszła ze schronów i krypt kościelnych po ustaniu strzelaniny w dniu 28-go. W tym dniu komenda radziecka umieściła się na pl. Kościuszki /dawna kawiarnia i winiarnia Hindenburg/ wywieszając napis rosyjski Beuthen a nie Bytom.”
Komendantem Miasta został ppłk Rachno (kołchoźnik spod Charkowa), jego zastępcą ds. politycznych - ppłk Swietłow (drukarz z Leningradu), za sprawy przemysłu i handlu (czyt. - rekwizycje) w Komendzie Miasta odpowiedzialny był kpt. Iwanow.
2 lutego 1945 roku miejscowi Polacy powołali do życia Straż Obywatelską, rekrutowała się ona zarówno z przedwojennych mieszkańców Bytomia, jak i polskich robotników przymusowych, których Niemcy przysłali tu do niewolniczej pracy, a którzy teraz odzyskali wolność. Na czele Straży Obywatelskiej stanął, co zostało wcześniej wspomniane, Włodzimierz Markowski, który tak opisał moment utworzenia tejże formacji:
„W Bytomiu zgłosiłem się w Komendzie radzieckiej na pl. Kościuszki, poczym w dawnym „Arbeitsamt” przy ul. Katowickiej 35 rozpocząłem pracę z Żyłką i Piechowiakiem z Tarnowskich Gór, Rzepką b. urzędn. pocztowym z Chorzowa oraz Strachowną i Wiechą z Bytomia. Ze zgłaszających się do biało - czerw. flagi, powracających z robót przymusowych z Blachowni i Gliwic, za zgodą Komendy zorganizowaliśmy 4 Komisariaty dzielnicowe /kwartały/ pod komendą: 1 Przewoźny - ul. Dworcowa /1-go Maja/, II Myrcik - obok Banku Narodowego, III Benć - ul. Wolności i IV Gajda - ul. Żeromskiego.”
Próby utworzenia polskiej administracji w mieście natrafiły na ogromny opór ze strony Rosjan, także Straż Obywatelska raz po raz miała z Rosjanami ostre przejścia. Markowski nie szczędzi w związku z tym gorzkich słów pod ich adresem:
„Kierowniczy personel rosyjski mało inteligentny oraz o niskim stopniu fachowości zachowywał się wobec Polaków wyniośle.”
Markowski zauważa, że Rosjanie zdawali się faworyzować miejscowych Niemców, z czego ci dość szybko zdali sobie sprawę i zaczęli z tego faktu korzystać. W tej sytuacji miejscowi Polacy postanowili poszukać dla siebie wsparcia i 7 lutego delegacja złożona z kilku osób udała się do Katowic:
„Witczakowa, Górecki, Markowski i Rzepka udali się do Katowic /pieszo do Chorzowa/ do urzędującego w Województwie mjra Stala przedstawiając, że oficerowie radzieccy nie uznają Polaków, ogłoszenia wywieszają w j. niemieckim i rosyjskim, posiłkując się tłumaczem z Warszawy oraz Niemcem b. pracownikiem poczty Krzywoniem. Zarządzili zdjęcie flag polskich, a nawet przejeżdżających na rowerach do pracy górników z Piekar do Łagiewnik zatrzymują, nakazując im zdjęcie biało - czerwonych chorągiewek, mówiąc: „zdies Polszy niet”.”
Na niewiele się to zdało, a 10 lutego doszło nawet do przejściowego aresztowania Markowskiego oraz jego zastępcy - Piechowiaka. Markowski tak opisuje okoliczności tego zdarzenia:
„Jako „starszy kwartalny” „Straży Obywatelskiej” poinformowałem z początkiem lutego 9 proboszczów w parafiach, że śpiewy i kazania w j. niemieckim nie będą przychylnie przyjęte przez miejscową ludność /do 8 II publicznych nabożeństw nie odprawiano/. 2 proboszczowie Niemcy ks. ks. Hrabowski i Knosała przedstawili to Komendzie jako polski szowinizm i Rachno zamknął mnie i Piechowiaka do więzienia, strażników Szalonka, Wolnego i Ślusarka roznoszących pisma do probostw tylko upomniano.”
Przesłuchiwanym Markowskiemu i Piechowiakowi ppłk Rachno tłumaczył, że „tu nie ma Polski” i że „mógłby ich zrzucić z IV piętra, a na razie każe ich odprowadzić do więzienia”. Nieco dalej Markowski dodaje:
„Po przesłuchaniu Polczyka, Ślusarka i Wolnego, zwłaszcza gdy Ślusarek opowiadał o pomocy jeńcom radzieckim na dole w kopalni, ppłk Rachno i Swietłow /polityczny zastępca/ i ltn. Brusiłow kazali st. ltn. Smoleńskiemu Markowskiego i Piechowiaka wypuścić, zakazując im organizowania władzy cywilnej.”
Wkrótce po wprowadzeniu zakazu organizowania władzy cywilnej „zniknął cały żywy inwentarz”, a rabunek mienia komunalnego przybrał monstrualne rozmiary. Markowski tak o tym pisze:
„Rozpoczęło się rozgrabianie urzędów miejskich, beczkowozy, zamiataczki, teodolity pomiarowe i inne i magazynowanie w pobliżu torów kolejowych w pobliżu rzeźni, a w Sądzie gromadzono pianina, fortepiany i zarekwirowane zapasy żywności. 4 kwartały otrzymały polecenie dostarczania dziennie 400 - 1000 ludzi do przekuwania torów kolejowych i usuwania śniegu. Milicjantom kazano zamienić biało - czerwone opaski na białe. Kpt. Iwanow zastrzelił przewodniczącego Rady Zakładowej Tramwajów za powolną pracę przy uruchamianiu tramwajów. Zredukowano milicjantów do 60 /po 15 na każdy kwartał/ i 10 dla starszego kwartalnego.”
Redukcja stanu osobowego Straży Obywatelskiej związana była z przygotowaniem do deportacji mężczyzn do Rosji, do niewolniczej pracy w kopalniach. Gdy chodzi o Bytom, rozpoczęła się ona następnego dnia, tj. 12 lutego 1945 roku. Nie ominęła ona także członków Straży Obywatelskiej. Oddajmy ponownie głos Włodzimierzowi Markowskiemu:
„Ogłoszono mobilizację mężczyzn od 17 do 50 lat z własnym prowiantem na 3 dni. Miejsce zbiórki kopalnia Dymitrow, poczym wyjazd do Rosji. Okazane legitymacje Zw. Pol. w Niemczech /Filusz, Broda, Kampa/ Rosjanie darli używając powiedzonka: „Ty zajobanyj Polaczek”! Pracujący przy demontażu urządzeń domowych u Ob. Sykorza /ul. Sądowa/ dla gen. Miłkowskiego nie podlegali obowiązkowi wyjazdu. Pułkownicy Lewin i Rogow z szoferem Suchankinem mieszkali w hotelu Europa, wzięli znającego j. rosyjski i niemiecki p. Rybaka /szwagier Dr. Gondzika z Chorzowa/ i objeżdżali zakłady pracy nakazując demontaż urządzeń na wywóz do Rosji. Nadzór nad kopalniami w Bytomiu miał kpt. Burdin, a ruch na kopalniach węgla regulował inż. Pieczka, a w kopalniach kruszcu inż. Mrozek. Załogi ograniczono do minimum nakazując przejazd przez punkt na kop. Dymitrow.”
Po redukcji personelu Straży Obywatelskiej o 50% warunki pracy uległy znacznemu pogorszeniu, przy czym bezradna ona była w obliczu tego, co wyczyniali Rosjanie. Markowski pisze:
„Patrolowanie miasta i interwencje przy ewent. gwałtach i rabunkach trwało jedynie od świtu do zmroku. W porze nocnej wyjście na miasto groziło śmiercią. Braki milicjantów kazano uzupełnić kobietami. Interwencja milicjanta Swobody /z Poznania/ i milicjantki przy ul. Wolności 7 zakończyła się ich zastrzeleniem przez prawdopodobnie kpt. Iwanowa, który żądał także ode mnie zdjęcia kokardki biało - czerw. z butonierki kurtki. Odpowiedziałem, że na rękawie mam widoczną białą opaskę, a swoich barw z butonierki nie usunę.”
Powyższe zdarzenia miały miejsce w dniu 25 lutego. Napięcia w stosunkach między Polakami a Rosjanami starali się wykorzystywać miejscowi Niemcy, którzy nie tracili nadziei na to, że jednak Bytom przypadnie Niemcom. 1 marca do Morawskiego przybył niejaki Suszka:
„Suszka b. uczeń gimnazjum w Chorzowie zamieszkały przy ul. Witczaka poinformował nas, że Niemcy pod pozorem należenia do K.P.D. /wszyscy oficjalni członkowie zostali w r. 1933 umieszczeni w więzieniach/ interweniują u kpt. Iwanowa, żeby Bytom włączono do „wolnych Niemiec”, a nie do Polski. Rzecznikiem Niemców był monter pocztowy Krzywoń i optujący na rzecz Niemiec w r. 1923 Urbańczyk z Chorzowa.”
Następnego dnia doszło do rozmów przedstawicieli społeczności polskiej i niemieckiej:
„Mjr Mojsiejew w towarzystwie Wołkowa /Rosjanin z I wojny światowej ożeniony w Łagiewnikach/ i Rakiecia zaczęli poszukiwać partyjniaków niemieckich. Suszka ułatwił mi, Rzepce i Kowalskiemu /z Warszawy/ spotkanie z Urbańczykiem w biurach b. niem. Rewiru przy ul. Rodziewiczównej. Tam Urbańczyk po niemiecku oświadczył, że ludność nie chce należeć do Polski i będzie dążyć do budowy „Freies Deutschland”. W sąsiedniej sali Brodowa przeprowadziła dyskusję z Zoskiem, młodzieńcem, który wyrażał podobną opinię zgodną z poglądami Urbańczyka, jednak wskutek argumentacji Brodowej i Witczakowej musiał skapitulować.”
Losy przyszłej granicy, a więc i przynależności państwowej Bytomia ważyły się jednak na innym szczeblu. W efekcie 19 marca 1945 roku nastąpiło przekazanie miasta administracji komunistycznej Polski. Ludność Bytomia poddana została weryfikacji narodowościowej, a w ślad za tym nastąpiły przesiedlenia. Miały przy tym miejsce ogromne nadużycia, o czym pisze Markowski:
„Wysiedlanie stało się smacznym kąskiem dla rozmaitych niebieskich ptaszków. [...] Pastwą padli ci, co posiadali lokale przemysł. lub handl., ewentualnie dobrze umeblowane mieszkania. Meble i kosztowności nie trafiały do Urzędu Likwidacyjnego z mieszkaniami i lokalami, ale handlowali nimi członkowie partii i tzw. władza.”
Bywało, że byli kolaboranci, wcześniej gorliwie wysługujący się Niemcom, teraz mieli oceniać patriotyczną postawę osób, z których niejedna mogła poszczycić się postawą godną najwyższego uznania, a zamiast tego spotykały ją szykany. Markowski stwierdza dalej:
„Zaznaczam, że weryfikacja obejmowała tylko element miejscowy, natomiast element napływowy, w którym pod płaszczykiem partii ukrywali się „Volksdeutsche” z tzw. Guberni, członkowie ukraińskich formacji SS Galizien, kolaboranci z terenów wschodnich, a więc Treuhänderzy przedsiębiorstw, wójtowie itp. weryfikacji nie podlegali.”
Tacy to ludzie, „którzy woleli kierować niż pracować objęli wpływowe stanowiska w administracji państwowej”. Zabrakło w niej miejsca dla miejscowych Polaków, którzy pielęgnowali polskość na najtrudniejszym z odcinków, nie bacząc na ryzyko z tym związane. Nie znaleźli uznania tacy ludzie jak dr Kudera, dr Macha czy dr Skowronek, którzy w procesach wytaczanym przeciwko polskim działaczom bronili ich wytrwale przed niemieckimi sądami, za co byli w czasach hitlerowskich szykanowani. Ale nie mieli też wielkich szans na odegranie poważniejszej roli w nowej rzeczywistości „spokojni i pracowici oraz fachowi przesiedleńcy ze Lwowa oraz ze zniszczonej Warszawy”. To nie był dobry czas dla tych, którzy służyli Polsce, którzy dla Polski gotowi byli pracować i którzy za Polskę gotowi byli przelewać krew.
|
|
|
|
|
|
|
|
Podejrzewam, że podobnie mogły przedstawiać się wydarzenia w Mikulczycach (dziś dzielnica Zabrza). Zdaje się o tym świadczyć relacja Franciszka Poloczka z tejże miejscowości, byłego powstańca śląskiego, na którą natrafiłem w Archiwum Państwowym. Otóż możemy w niej przeczytać: „Po zakończeniu wojny zgłosiłem się do Gawlika, który organizował straż porządkową”. Z kolei z relacji Józefa Cepoka, również powstańca z Mikulczyc, dowiadujemy się, że Wincenty Gawlik, sierż. WP, który w powstaniu dosłużył się stopnia porucznika, był w III Powstaniu Śląskim dowódcą kompanii mikulczyckiej. W tejże kompanii służyli zarówno Cepok, jak i Poloczek.
|
|
|
|
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|