Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
6 Strony  1 2 3 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Grudzien 1970
     
Wrobelek
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 14
Nr użytkownika: 1.688

 
 
post 19/12/2004, 14:03 Quote Post

w dniach od 14 do 22 grudnia 1970 roku w strajkach na Pomorzu, które wybuchly po drastycznym podniesieniu cen żywnosci na tydzien przed swietami zginely od kul milicji i wojska 44 osoby, a 1160 zostalo rannych. jak myslicie, czy starcia na ulicach gdanska, Gdyni, Szczecina i Elblaga byly nieuniknione, potrzebne, i czy rzeczywiscie dzieki tym ofiarom uniknieto walk w latach 1980 i 81?

Zapraszam do dyskusji

 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

     
Kokosz
 

II ranga
**
Grupa: Użytkownik
Postów: 97
Nr użytkownika: 3.727

Stopień akademicki: magister
 
 
post 10/02/2005, 14:36 Quote Post

Lekko oftopikowo ale...
44 zabitych to dane oficjalne - w rzeczywistości znacznie wyższe (ale nieustalone).
Z drugiej strony zapowiedziana "regulacja cen" w czerwcu 1976 została odwołana po pierwszych większych wystapieniach m.in. w Radomiu - widać więc, że władza bała się ponownych wystąpień na skalę wczesniejszych na Pomorzu.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #2

     
satyr
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 2
Nr użytkownika: 4.063

 
 
post 23/02/2005, 13:50 Quote Post

Oczywiście, że tragedia z grudnia 1970 roku była do uniknięcia. Główną, ale nie jedyną, winą władz było dopuszczenie do zorganizowania się kilku niezależnych od siebie ośrodków dowodzenia (wiem o co najmniej trzech: Kliszki, Kociołka i gen. Pietrzaka) z których każdy rzekomo reprezentował Gomułkę i całą partię. To stąd wziął się wieczorny, tragiczny w skutkach telewizyjny apel Kociołka (16.12) o zachowanie spokoju i powrót robotników do pracy. Nazajutrz do wysiadających na stacji kolejowej robotników otworzono ogień z karabinów maszynowych sądząc, że to próba przedarcia się tłumów do otoczonej wojskiem stoczni. Oczywiście inna sprawa, że do dziś pojawiają się hipotezy o spisku wewnątrz partyjnych koterii i o próbie (udanej) skompromitowania Gomułki i rozszerzenia konfliktu bez względu na ilośc ofiar.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #3

     
ugedej
 

?
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 561
Nr użytkownika: 1.240

?
Stopień akademicki: doktorant historii
Zawód: soldier
 
 
post 14/09/2005, 11:20 Quote Post

QUOTE(Wrobelek @ 19/12/2004, 15:03)
w dniach od 14 do 22 grudnia 1970 roku w strajkach na Pomorzu, które wybuchly po drastycznym podniesieniu cen żywnosci na tydzien przed swietami zginely od kul milicji i wojska 44 osoby, a 1160 zostalo rannych. jak myslicie, czy starcia na ulicach gdanska, Gdyni, Szczecina i Elblaga byly nieuniknione, potrzebne, i czy rzeczywiscie dzieki tym ofiarom uniknieto walk w latach 1980 i 81?

Zapraszam do dyskusji
*


Zapomniałeś dodać, że w połowie grudnia 1970 roku Gomułka chciał prosić o interwencję w Moskwie aby jakoś stłumić te strajki, jednak zachorował i przejął rządy Gierek. Nowy Sekretarz dużo obiecał i jakoś się uspokoiło, a tym czasem przekonsumował całą forsę, która otrzymał od Francji.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #4

     
fiaa
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 441
Nr użytkownika: 2.638

 
 
post 14/09/2005, 20:53 Quote Post

QUOTE(satyr @ 23/02/2005, 14:50)
Oczywiście, że tragedia z grudnia 1970 roku była do uniknięcia. Główną, ale nie jedyną, winą władz było dopuszczenie do zorganizowania się kilku niezależnych od siebie ośrodków dowodzenia (wiem o co najmniej trzech: Kliszki, Kociołka i gen. Pietrzaka) z których każdy rzekomo reprezentował Gomułkę i całą partię. To stąd wziął się wieczorny, tragiczny w skutkach telewizyjny apel Kociołka (16.12) o zachowanie spokoju i powrót robotników do pracy. Nazajutrz do wysiadających na stacji kolejowej robotników otworzono ogień z karabinów maszynowych sądząc, że to próba przedarcia się tłumów do otoczonej wojskiem stoczni. Oczywiście inna sprawa, że do dziś pojawiają się hipotezy o spisku wewnątrz partyjnych koterii i o próbie (udanej) skompromitowania Gomułki i rozszerzenia konfliktu bez względu na ilośc ofiar.
*


Moim zdaniem teza o prowokacji jest dość prawdopodobna. Partyjna wierchuszka miała dość ascetycznego Gomułki, który dzielił papierosy na pół i uważał, że sok z kiszonej kapusty może zastąpić sok z cytryny. Bolszewia chciała się wreszcie legalnie nachapać, a pod okiem Gomułki było to dość utrudnione. Swego patrona znaleźli w Edwardzie Gierku - śląskim "dobrym gospodarzu" i technokracie. Do odsunięcia Gomułki wykorzystano protesty robotnicze, które wybuchły po wprowadzonej tuż przed świętami Bożego Narodzenia podwyżce cen mięsa. Gomułka stracił głowę i rozkazał stłumić "bunt" za wszelką cenę. Apel Kociołka był pewnie elementem prowokacji - miał przekonać wahających się w kierownictwie PZPR o "szaleństwie" Gomułki. Aktywny usdział w prowokacji wziął gen. Jaruzelski - z jednej strony wyprowadzil wojsko na ulice, z drugiej strony ostrzegał gomułkę o tym, że wojsko odmówi strzelania do protestujących. Wiadomo jednak, że w tym miejscu mijał się z prawdą, ponieważ sprawował całkowitą kontrolę nad LWP. Presja towarzyszy spowodowała u Gomułki atak nadciśnienia, który zawiódł go do szpitala. 20 grudnia Biuro Polityczne bez Gomułki powołało E. Gierkana stanowisko I sekretarza. Oburzony Gomułka wyrwał się ze szpitala, wpadł na posiedzenie BP i ochrzanił każdego z uczestników zebrania za "spiskowanie". Po chwili na salę wpadli lekarze i podstępem zawieźli Gomułkę do szpitala. Tam podpisał on wymuszoną rezygnację, a następnego dnia L. Breżniew namaścił jego następcę poprzez wysłanie listu gratulacyjnego.
Tak to kosztem kilkudziesięciu istnień ludzkich jeden czerwony kacyk zastąpił innego. Rodziny wielu ofiar ciągle nie wiedzą co się stało z ich bliskimi. A niektórzy wciąż starają się gloryfikować PRL
 
User is offline  PMMini Profile Post #5

     
Kiełbasowicz
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 29
Nr użytkownika: 46.314

sks
 
 
post 11/06/2008, 7:36 Quote Post

Grudzień '70.

Po pacyfikacji Wybrzeża w 1970 r. poddani presji bezpieki robotnicy nie mogli liczyć na niczyje wsparcie. Ich własne środowiska w zakładach pracy były od rozpracowywane i "dezintegrowane" przez SB, nie istniała zorganizowana opozycja, nikt z zewnątrz nie podjął akcji pomocy
Zobacz powiekszenie
Fot. Kuba Atys / AG
Zanim zaczniemy oceniać postępowanie Lecha Wałęsy i wielu innych robotników w kontaktach ze Służbą Bezpieczeństwa po grudniu 1970 r., trzeba zrozumieć, czego doświadczyli w trakcie kilku najbardziej dramatycznych dni protestu i w kolejnych miesiącach, kiedy władze wyrównywały rachunki z "prowodyrami" i rozbijały wszystkimi dostępnymi metodami środowiska, które odegrały największą rolę w trakcie strajków.

Pacyfikacja Wybrzeża była jedną z najbardziej brutalnych kart w historii PRL. Zabite zostały 44 osoby, rannych było - według oficjalnych, prawdopodobnie niepełnych danych - 1165. W samym województwie gdańskim zatrzymano 2300 osób, spośród których niemal 1700 osadzono w areszcie.

Bestialstwo milicji. Bili gdzie popadnie i jak popadnie

Regułą było bestialskie bicie i poniżanie zatrzymanych. „Szedłem aleją Czołgistów w górę, natknąłem się na odział milicyjny - wspominał Wiesław Kasprzycki, w grudniu 1970 r. 17-letni uczeń stoczniowej szkoły zawodowej. - Pierwsza rzecz: pokazać ręce. Pokazałem i pytałem, czy mogę przejść, bo chcę iść do matki. Zezwolili. Uszedłem cztery, pięć kroków - poczułem ból w karku i straciłem przytomność. Odzyskałem ją w momencie, gdy przenoszono mnie przez obrotowe drzwi prezydium [Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni]. Znalazłem się na posadzce. Dopadło mnie trzech, zaczęli kopać ( ). Zaprowadzili nas do sali kolegium, sprawdzili stan, kazali usiąść na podłodze, ręce trzymać za sobą. Wszyscy posłusznie usiedli ( ). Wpadło dwóch - bili jak popadnie i gdzie popadnie ( ). Zaczęli nas »strzyc « takimi myśliwskimi nożami. Ja nie miałem długich włosów, to bardziej cierpiałem ( ). Zaczęli nas wzywać na przesłuchanie ( ). Duże puste biurko, czterech drabów pod ścianą i za mniejszym biurkiem jeszcze jeden drab. - Nazwisko? Ten przy biurku odszukał moje dokumenty, policzył w imieniu i nazwisku litery, ilość zapisał w kółku na kartce, ( ) momentalnie rozłożyli mnie na stole. Dostałem tyle razy, ile było liter. Miałem zdjęcie dziewczyny, dzisiejszej żony, z podpisem, że na zawsze itd. i imię na dole. Zapisał to imię, policzył litery, te draby znowu mnie rozłożyły na stole. Zerwałem się jakoś tak niezręcznie, że spadłem na podłogę i tam mnie skopali. Tak samo liczyli jeszcze lata. Potem mnie wyprowadzili. Zszedłem z półpiętra - ten, który liczył litery, zawołał mnie ( ). Rękę miał w rękawiczce, w pięści trzymał tuleję, dość dużą, mosiężną. Dostałem w twarz. Spadłem w dół na wycieraczkę. Plułem bardzo krwią ( ). Podniesiono mnie pod ręce - bo iść po takim czymś nie da rady - i zawleczono z powrotem do sali kolegium. Tu wszystkim kazali się rozebrać i ułożyć ubranie ładnie w kostkę. A potem znowu bicie. O wyjściu do ubikacji nie było mowy, ludzie załatwiali wprost potrzeby na sali”.

Wspomnienie bicia powtarza się w wielu relacjach. Podobnie sprawdzanie rąk w czasie zatrzymywania na ulicach, czy nie ma śladu udziału w walkach, i brutalne strzyżenie włosów.

Bestialstwo milicji jeszcze przez wiele tygodni będzie tematem rozmów robotników. Tajny współpracownik SB o pseudonimie "Dąbrowski", zatrudniony w Stoczni Gdańskiej, w kilkanaście dni po zakończeniu grudniowych protestów donosił, że jego koledzy "rozmawiali o brutalnych metodach stosowanych przez MO podczas ostatnich zajść ( ). Stwarzają różne legendy na temat znęcania się nad rannymi przez funkcjonariuszy MO".

Atmosfery zastraszenia i przygnębiania dopełniały potajemne, nocne pogrzeby ofiar wymuszane na rodzinach, niszczenie nagrobków czy zacieranie napisów, które mówiły, w jaki sposób zginęli pochowani.

Operacja "Jesień '70"

31 grudnia 1970 r. Służba Bezpieczeństwa rozpoczęła jedną z największych w swojej historii operacji o kryptonimie "Jesień '70". Jej głównymi celami było z jednej strony ustalenie pełnej listy członków komitetów strajkowych oraz "elementów zdecydowanie wrogich, odgrywających rolę prowokatorów i inspiratorów wystąpień", których następnie poddawano całej gamie środków represyjnych bądź neutralizujących ich "wrogie" nastawienie.

Drugim celem SB było niedopuszczenie w przyszłości do wystąpienia robotniczych protestów w skali porównywalnej z grudniem 1970 r. Dla tego zadania kluczowe było pozyskiwanie dokładniejszych informacji o nastrojach w zakładach pracy i eliminowanie w zarodku wszystkich sytuacji konfliktowych m.in. poprzez podwyżki, spełnianie postulatów socjalnych wysuwanych przez załogi.

W ramach akcji "Jesień '70" w swojej ewidencji operacyjnej SB zarejestrowała 3300 osób, które uważano za aktywnych uczestników zajść. Ponad tysiąc z nich poddano systematycznemu rozpracowaniu operacyjnemu, czyli inwigilacji, różnym formom represji, próbom zastraszenia, izolowania ich w miejscu pracy, nakłonienia do porzucenia aktywności politycznej i związkowej czy wreszcie pozyskania do współpracy.

Za udział w grudniowych wydarzeniach w Trójmieście zwolniono z pracy ponad 300 osób, sto kilkadziesiąt wcielono do wojska, kilkuset osobom - na ogół młodym robotnikom, od niedawna pracującym w Trójmieście i mieszkającym w hotelach robotniczych - nie przedłużono zameldowania, zmuszając ich w ten sposób do opuszczenia Wybrzeża. Dane te nie są precyzyjne, nigdy nie udało się ustalić pełnej listy osób podlegającym represjom.

"Działania destrukcyjne i kompromitujące"

Jednym z głównych założeń "Jesieni '70" było prowadzenie "działań destrukcyjnych i kompromitujących inspiratorów zajść i demagogów". Te działania "dezintegracyjne", jak nazywano je w żargonie resortu, służyły poderwaniu autorytetu robotników, którzy odegrali największą rolę podczas strajków i byli aktywni w kolejnych miesiącach, skłóceniu ich z kolegami, a nawet pozbawieniu wsparcia rodzin. Nie cofano się przed wysyłaniem do żon anonimów na temat rzekomych kochanek, którym towarzyszyły zdjęcia pornograficzne. Innych starano się zneutralizować różnymi korzyściami materialnymi, podwyżkami, przenoszeniem na wyższe stanowiska.

W wielu przypadkach te działania były skuteczne. Zniechęcały do aktywności bądź podrywały zaufanie. "W Centrum Techniki Okrętowej - wspominała Joanna Duda-Gwiazda - udało mi się doprowadzić do wybrania całkowicie niezależnej Komisji Zakładowej (nie było w niej kierowników ani partyjnych). Weszli do władz bardzo porządni ludzie, a po pół roku wszyscy byli albo skorumpowani, albo zniszczeni".

Podobne, a prawdopodobnie nawet drastyczniejsze metody, stosowane były w Szczecinie. W sierpniu 1971 r. znaleziono martwego, otrutego gazem w jego mieszkaniu Bogdana Gołaszewskiego, jednego z przywódców strajku w Stoczni im. Warskiego. Jego koledzy uważali, że było to morderstwo dokonane przez SB.

Inny aktywista strajkowy Adam Ulfik najpierw padł ofiarą napadu, a następnie oskarżono go o sfingowany gwałt na nieletniej. Żadna z tych spraw nie została do dzisiaj i pewnie nigdy nie będzie wyjaśniona.

Do najważniejszych celów SB w ramach operacji "Jesień '70" należało werbowanie tajnych współpracowników. "Posiadane aktualnie na obiektach gospodarki narodowej źródła informacji mimo wzrostu w stosunku od roku 1969 prawie o 100 proc. nie zapewniają - oceniał szef gdańskiej bezpieki płk Władysław Pożoga - pełnej kontroli figurantów, a także nie gwarantują pełnego dopływu informacji z szeregu ważnych komórek kluczowych tych obiektów. Nie posiadamy też dostatecznej ilości źródeł informacji dla prowadzenia działalności destrukcyjnej oraz rozładowywania i łagodzenia występujących napięć".

Na celowniku Służby Bezpieczeństwa znalazły się przede wszystkim "jednostki, które cieszą się zaufaniem środowiska, posiadają cechy przywódcze ".

Ilustracją metod werbunkowych jest dokument SB, w którym wymienia się ustalone drogą operacyjną (czyli zapewne w wyniku doniesień agentów) nazwiska sześciu organizatorów strajku na Wydziale S-3 Stoczni Gdańskiej 16 stycznia 1971 r. Zaplanowano ich zatrzymanie: "Po dowiezieniu podejrzanych do Komendy zostaną z nimi przeprowadzone rozmowy profilaktyczno-ostrzegawcze, w czasie których zmierzać się będzie do uzyskania informacji o nieustalonych organizatorów strajku i ich zamierzeniach na przyszłość. Dążyć się będzie również do pozyskania zatrzymanych w charakterze tajnych współpracowników".
Jak wyglądały próby wciągania do współpracy z SB, mówią nieliczne relacje robotników. Trudno się dziwić, że niechętnie o tym opowiadali. Nie zawsze zaczynało się od otwartej propozycji współpracy.

Tadeusz Jaroszyński, członek Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdyni, po swoim aresztowaniu był przesłuchiwany przez esbeka, który wręczył mu kartkę papieru: "Chodzi o to, by pan napisał, dlaczego występowaliście przeciwko władzy, co było tego powodem, co według pana spowodowało to wystąpienie, co chcieliście osiągnąć ( ). Wziąłem od niego papier i długopis, na szczycie arkusza napisałem swoje nazwisko i datę ( ). Napisałem wszystko, co według mnie jest nieprawidłowe w naszym życiu społecznym, to co zapamiętałem z naszych postulatów, głównie pisałem o niesprawiedliwości, o tym, że dzieli się ludzi na lepszych i gorszych, o protekcjach, o braku szacunku do pracy, że jednostki bogacą się kosztem społeczeństwa. Dawałem przykłady, które znałem ( ). Pisałem około półtorej godziny i jeszcze dwa dni po godzinie ".

Były też i mniej subtelne próby pozyskiwania do współpracy. "Wezwano mnie i po kilku pouczeniach zaproponowano współpracę w zamian za mieszkanie i samochód. Odmówiłem" - wspominał Henryk Lenarciak, jeden z przywódców gdańskich stoczniowców. Nie dał się zwerbować, ale w wyniku nacisków SB, dyrekcji Stoczni, aktywu partyjnego, już pod koniec 1971 r. należał - obok Andrzeja Kuciary, Edwarda Nowickiego, Stanisława Kowalskiego - do tej grupy obdarzonych autorytetem działaczy robotniczych, którzy przed pierwszą rocznicą wydarzeń grudniowych "zaangażowali się aktywnie - jak oceniała SB - na rzecz rozładowywania sytuacji i niedopuszczenia do jakichkolwiek nieodpowiedzialnych wystąpień".

Obok silnego nacisku ze strony władz swego rodzaju "wyciszeniu" sprzyjała też ogólna sytuacja w kraju, nadzieje wiązane z nowym kierownictwem partyjnym, w przypadku Stoczni rozbudzone jeszcze przez osobistą wizytę Gierka w styczniu 1971 r. ze słynnym "Pomożemy". Nie przerwało to zresztą dalszego rozpracowywania robotniczych liderów przez bezpiekę, w wielu przypadkach ciągnącego się jeszcze przez długie lata po Grudniu.

Co podpisał Wałęsa

Jednym z wielu robotników, którzy znaleźli się pod presją Służby Bezpieczeństwa, był 27-letni wówczas Lech Wałęsa. Z punktu widzenia SB był wręcz modelowym przykładem tej kategorii osób, którymi należało się zainteresować. Należał do grupy "młodych wiekiem i stażem robotników", którzy według oceny bezpieki odegrali najaktywniejszą rolę w grudniu. Był też członkiem komitetu strajkowego w Stoczni Gdańskiej, jednym z "prowodyrów" w demonstracjach ulicznych (m.in. pod komendą MO na ul. Świerczewskiego). Życiowe okoliczności - malutkie dziecko, brak własnego mieszkania i pieniędzy - sprawiały, że idealnie wręcz spełniał warunki, które bezpieka uważała za dogodne do wywierania nacisku.

17 grudnia Wałęsa został aresztowany, kilkakrotnie był przesłuchiwany. W "Drodze nadziei" napisał: "Prawdą jest, że rozmowy były ( ). I prawdą jest, że z tego spotkania nie wyszedłem zupełnie czysty. Postawili warunek: podpis! I wtedy podpisałem".

Według ustaleń gdańskiego historyka Janusza Marszalca zaledwie w ciągu dwóch miesięcy po grudniu 1970 r. SB w Trójmieście pozyskała 145 nowych tajnych współpracowników. Same liczby nie są w pełni miarodajne. Nie sposób ocenić (m.in. ze względu na zniszczenie dokumentów SB, w Gdańsku wyjątkowo rozległe), jaka część tych przypadków była to współpraca krótkotrwała, a nawet pozorowana, wymuszona w dramatycznych okolicznościach, a następnie zerwana.

Trzeba przede wszystkim pamiętać, że poddani presji bezpieki robotnicy nie mogli liczyć na niczyje wsparcie. Ich własne środowiska w zakładach pracy były od pierwszych chwil grudniowego protestu rozpracowywane i "dezintegrowane" przez SB, w kraju nie istniała żadna zorganizowana opozycja, nikt z zewnątrz nie podjął akcji pomocy, jak to później miało miejsce w przypadku represjonowanych w Radomiu i Ursusie po czerwcu 1976 r.

Sam na sam z SB

Takiej roli nie spełniał też trójmiejski Kościół kierowany przez biskupa Lecha Kaczmarka nastawionego na kompromis z władzami. Do wyjątków należał ksiądz Hilary Jastak, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gdyni. Jego kościół w trakcie grudniowych wydarzeń był przez całą dobę otwarty dla rodzin represjonowanych, które znajdowały tam wsparcie.

"Idąc do domu, wiedziałem, że jestem sam na sam z SB. To była ta realna siła, nieznana, o niejasnym obliczu" - te słowa Lech Wałęsa napisze wiele lat później, ale dobrze oddają one ówczesną sytuację jego samego i wielu innych robotników Wybrzeża. Żaden z nich nie miał nawet najmniejszego pojęcia jak należy zachowywać się i jakie przysługują prawa w trakcie przesłuchań i innych kontaktów z SB. Przełomowy poradnik Polskiego Porozumienia Niepodległościowego "Obywatel a Służba Bezpieczeństwa" (autorstwa Jana Olszewskiego) ukaże się w drugim obiegu dopiero w 1976 r. Nawet po kilku latach działania zorganizowanej opozycji i po kilkunastu miesiącach legalnej "Solidarności" bez porównania lepsza wiedza o przysługujących prawach obywatelskich nie uchroniła w stanie wojennym tysięcy działaczy przed jakąś formą uwikłania przez SB.

Według danych MSW liczba tajnych współpracowników wzrosła między końcem 1981 r. a końcem 1984 r. z 35 tysięcy do niemal 70 tysięcy. Niezależnie od wiarygodności tej statystyki i tego, że w wielu przypadkach była to współpraca tylko "na papierze", za tymi suchymi liczbami kryją się dramaty ludzi "Solidarności", internowanych, aresztowanych za udział w strajkach i działalność podziemną. Ludzi, którzy znaleźli się pod podobną presją, jak robotnicy Wybrzeża kilkanaście lat wcześniej. Było im jednak łatwiej ze względu na znacznie szersze oparcie społeczne, istnienie zorganizowanych struktur podziemnych, wsparcie Kościoła i międzynarodowej opinii.

W grudniu 1970 r. trzeba było wielkiej odwagi i wewnętrznej siły, by oprzeć się bezpiece.

Jeszcze większej dzielności i determinacji wymagało wyrwanie się z uwikłania i powrót do działalności opozycyjnej.

 
User is offline  PMMini Profile Post #6

     
savoy
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 189
Nr użytkownika: 46.818

Zawód: BANITA
 
 
post 27/07/2008, 8:47 Quote Post

QUOTE(fiaa @ 14/09/2005, 20:53)
QUOTE(satyr @ 23/02/2005, 14:50)
Oczywiście, że tragedia z grudnia 1970 roku była do uniknięcia. Główną, ale nie jedyną, winą władz było dopuszczenie do zorganizowania się kilku niezależnych od siebie ośrodków dowodzenia (wiem o co najmniej trzech: Kliszki, Kociołka i gen. Pietrzaka) z których każdy rzekomo reprezentował Gomułkę i całą partię. To stąd wziął się wieczorny, tragiczny w skutkach telewizyjny apel Kociołka (16.12) o zachowanie spokoju i powrót robotników do pracy. Nazajutrz do wysiadających na stacji kolejowej robotników otworzono ogień z karabinów maszynowych sądząc, że to próba przedarcia się tłumów do otoczonej wojskiem stoczni. Oczywiście inna sprawa, że do dziś pojawiają się hipotezy o spisku wewnątrz partyjnych koterii i o próbie (udanej) skompromitowania Gomułki i rozszerzenia konfliktu bez względu na ilośc ofiar.
*


Moim zdaniem teza o prowokacji jest dość prawdopodobna. Partyjna wierchuszka miała dość ascetycznego Gomułki, który dzielił papierosy na pół i uważał, że sok z kiszonej kapusty może zastąpić sok z cytryny. Bolszewia chciała się wreszcie legalnie nachapać, a pod okiem Gomułki było to dość utrudnione. Swego patrona znaleźli w Edwardzie Gierku - śląskim "dobrym gospodarzu" i technokracie. Do odsunięcia Gomułki wykorzystano protesty robotnicze, które wybuchły po wprowadzonej tuż przed świętami Bożego Narodzenia podwyżce cen mięsa. Gomułka stracił głowę i rozkazał stłumić "bunt" za wszelką cenę. Apel Kociołka był pewnie elementem prowokacji - miał przekonać wahających się w kierownictwie PZPR o "szaleństwie" Gomułki. Aktywny usdział w prowokacji wziął gen. Jaruzelski - z jednej strony wyprowadzil wojsko na ulice, z drugiej strony ostrzegał gomułkę o tym, że wojsko odmówi strzelania do protestujących. Wiadomo jednak, że w tym miejscu mijał się z prawdą, ponieważ sprawował całkowitą kontrolę nad LWP. Presja towarzyszy spowodowała u Gomułki atak nadciśnienia, który zawiódł go do szpitala. 20 grudnia Biuro Polityczne bez Gomułki powołało E. Gierkana stanowisko I sekretarza. Oburzony Gomułka wyrwał się ze szpitala, wpadł na posiedzenie BP i ochrzanił każdego z uczestników zebrania za "spiskowanie". Po chwili na salę wpadli lekarze i podstępem zawieźli Gomułkę do szpitala. Tam podpisał on wymuszoną rezygnację, a następnego dnia L. Breżniew namaścił jego następcę poprzez wysłanie listu gratulacyjnego.
Tak to kosztem kilkudziesięciu istnień ludzkich jeden czerwony kacyk zastąpił innego. Rodziny wielu ofiar ciągle nie wiedzą co się stało z ich bliskimi. A niektórzy wciąż starają się gloryfikować PRL
*


W tym wszystkim zapomniałeś o Moczarze i paru innych, którzy wraz z bezpieką nakręcili spiralę przemocy. Z jednej strony byli tacy którzy strzelali z tłumu do milicjantów albo z innych miejsc do tłumu, byli tacy co nawoływali do palenia komitetu i nikt nigdy w większości ich nie ustalił co to za jedni. Z drugiej strony kłamstwa przekazywane Gomułce i w ogóle Warszawie, że niby są mordowani milicjanci przez co Gomułka wypowiedział znamienne słowa o tym, że trzeba strzelać choć to nie było w formie rozkazu to jednak przekaz do MO i WP poszedł, że Wiesław kazał strzelać. Szlachcic niewiele później wspominał, iż był przekonany, że 90% dostarczanych informacji przez SB było fałszywych mających na celu dezinformację czynników decyzyjnych. Moczar odpowiadał za SB w KC i on także brał czynny udział w tej dezinformacji Gomułki i reszty KC był on również wraz ze spółką siłą sprawczą tych tragicznych wydarzeń. Wśród nich był Jaruzelski, Świtała, Chocha, Pietrzak, Cyrankiewicz i wielu innych. Oni zmienili front na Gierka dopiero po tym jak Kosygin przekazał zdanie Moskwy, że to Gierek powinien być pierwszym a nie Moczar. Gierek w przeciwieństwie do Moczara nie bawił się specjalnie w gierki na krajowym podwórku ale uderzył prosto do Breżniewa. Był przez niego zapraszany na wspólne wakacje na Krym zadbał aby Moskwa widziała w nim odpowiedniego następcę i to mu się opłaciło w chwili przesilenia. Zdanie Moskwy przeważyło i cała klika popierająca Moczara bardzo szybko zmieniła zdanie bo wiedzieli kto faktycznie rozdaje tu karty. Tak więc nie było dwóch grup walczących o władzę - Gierek i Gomułka ale była też trzecia najważniejsza bo odpowiedzialna za masakrę grupa Moczara.
Wypada nadmienić, że wielu z tej grupy doskonale wiedziało co robią i przynajmniej raz już przerabiali strzelanie do ludzi na ulicach. Gen Pietrzak był komendantem wojewódzkim MO w Poznaniu w czerwcu 56 roku, gen. Świtała był wtedy w P-niu prokuratorem, Cyrankiewicz i Gierek, którzy z ramienia Rządu i KC PZPR także przebywali w czerwcu 56 w Poznaniu (i to nie jako turyści).
i na marginesie akcja Jesień '70 nie zaczęła się 31 grudnia tylko na początku tego miesiąca. 10 XII 70 sztab MSW opracował plan przedsięwzięć związanych z tą operacją. 11 XII wprowadzono stan pełnej gotowości w MSW,od 12 XII miano prowadzić prewencyjne areszty dla tzw. elementu kryminalnego i chuligańskiego, w SB natomiast powołano Grupę Operacyjnego Rozpoznania, którą kierował płk. Kujawa mieli oni monitorować nastroje społeczne oraz starać się je pacyfikować metodami operacyjnymi. Weszli do wielu zakładów pracy także do stoczni skąd przez radiostacje podawali informacje co się w tej stoczni dzieje.Zbierali i przekazywali też informacje do Centralnego Stanowiska Kierowania i dalej do władz najwyższych. Rozpracowywali też środowiska zakładów pracy a następnie strajkujących. Rozpracowywanie to miało wspomagać późniejsze represje robotników. Dzięki temu w nocy można było zatrzymywać tych aktywnych strajkujących, którzy opuszczali zakłady aby spotkać się z rodzinami. Dzięki temu możliwe stało się aresztowanie komitetu strajkowego w Gdyni. To wszystko działo się jeszcze w zasie starć na ulicach. Później też to się działo tym bardziej, że strajki trwały jeszcze w styczniu 71 roku Operacja zakończyła się w 78 roku. Była jedną z najdłuższych w historii SB.
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
vieux_capitaine
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 2
Nr użytkownika: 56.956

M. Rekowski
Zawód: Uczen
 
 
post 21/06/2009, 10:26 Quote Post

Savov: Skąd posiadasz informację jakoby strzelano z tłumu. Jesteś w stanie powiedzieć gdzie i kiedy to miało miejsce? Tzn. nie chodzi mi tylko o to że Szczeczin czy Gdynia ale oto gdzie w owych miastach dokładnie miało to miejsce? Pytam z czystej historycznej ciekawości.
 
User is offline  PMMini Profile Post #8

     
EuropejskieCentrumSolidarności
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 16
Nr użytkownika: 68.156

 
 
post 23/12/2010, 10:39 Quote Post

W linku znajduje się prezentacja ukazująca zbiór fotografii z archiwum Europejskiego Centrum Solidarności z wydarzeń z grudnia 1970 r. Zawarte są również zdjęcia z maja 1971 r., kiedy to ludzie domagali się rozliczenia osób odpowiedzialnych za tą tragedię. W prezentacji znajdują się także fotografie z budowy pomnika ofiar tamtych wydarzeń.


http://www.youtube.com/watch?v=7Zi3nVYmp9o&feature=related
 
User is offline  PMMini Profile Post #9

     
marekantoniusz123
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 1
Nr użytkownika: 72.846

Piotr Piotrowski
Stopień akademicki: magister
Zawód: prawnik
 
 
post 10/05/2011, 21:10 Quote Post

polecam: http://www.77400.pl/index.php/mapa-strony1...-zbrodnie-prl-u
Jesienią postaram się dotrzeć do innych osób, wszystko będzie na 77400.pl i You Tube, linki podam, pzdr
 
User is offline  PMMini Profile Post #10

     
Kamaz73
 

Pancerny Inseminator
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.187
Nr użytkownika: 22.254

Robert
Stopień akademicki: mgr in¿.
Zawód: zolnierz zawodowy
 
 
post 20/04/2013, 9:33 Quote Post

Po 17 latach został wydany wyrok dotyczący tych wydarzeń. Uniewinniono premiera Kociołka co wydaje mi się bardzo kuriozalnym wyrokiem bo jak to możliwe iż osoba na takim stanowisku nie wiedziała o tym iż przygotowywana jest przez wojsko i milicję zasadzka na stoczniowców?
Zgadzam się tutaj z dr Dudkiem iż w tej materii wszystko wskazuje na to iż zaplanowano ta masakrę by pokazać siłę reżimu.
A jakie Wy macie odczucia?
 
User is offline  PMMini Profile Post #11

     
konto usunięte 051218
 

Unregistered

 
 
post 20/04/2013, 10:13 Quote Post

Tragedia. Przez 17 lat nie potrafiono zgonić wszystkich podejrzanych na salę rozpraw, i postawić zarzuty. W tym czasie wiek robił już swoje - część oskarżonych wymarła, część ze względu na zły stan zdrowia została wyłączona z postępowania (jak gen. Jaruzelski), a jak przyszło co do czego, to tow. Kociołka ... uniewinniono (sic!). Skazano jedynie płotki, dwu oficerów (i to na kary w zawieszeniu). Tak ma wyglądać "państwo prawa" ? sad.gif
 
Post #12

     
orkan
 

IX ranga
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 7.562
Nr użytkownika: 58.347

Stopień akademicki: mgr
 
 
post 20/04/2013, 19:34 Quote Post

Przede wszystkim liczą się fakty. Kociołek nie był w grupie decyzyjnych. Ranga wicepremiera w PRL nie była wysoka. Wyższa rangę miał "prawa ręka" Gomułki, Zenon Kliszko. To on miał na lini genseka a sam kierował grupą operacyjna mającą stłumić bunt tu na miejscu w Trójmieście. Większe prawdopodobieństwo jest takie, że Kociołek nie znał planów Kliszki i wystąpił z apelem telewizyjnym i radiowym o spokojny powrót do pracy gdyż był wyłączony z GO Kliszki. Argument, że siedzieli w jednym budynku do mnie nie trafia gdyż Kociołek mógł być nie zapraszany do właściwych pokoi na właściwe narady. Dzisiejsze twierdzenia o spisku "komunistycznych zbrodniarzy" czyhających na życie niewinnych przedstawicieli klasy robotniczej można wsadzić w bajki.

Pan politolog Dudek jak to politolog uprawia publicystykę. Nie wie co się działo w gmachu, nie wspomniał nawet o Zenku ale wie że to Kociołek pociągał za sznurki. Jego zwykłe chciejstwo ukarania Kociołka bo był "komunistycznym" dygnitarzem wychodzi mu uszami. Sąd mając różne dowody w dziedzinie sprawstwa kierowniczego tych wydarzeń nie doszukał się winy Kociołka. Wolę tu opierać na zdaniu sądu - bliższego materiałowi dowodowemu sprawy - niż rozhisteryzowanemu spóźnionemu antykomuszkowi z którego niektóre redakcje (pewnie koledzy z politologii) zrobili nie wiedzieć czemu dyżurnego historyka.

Ten post był edytowany przez Net_Skater: 20/04/2013, 20:29
 
User is offline  PMMini Profile Post #13

     
konto usunięte 051218
 

Unregistered

 
 
post 20/04/2013, 20:25 Quote Post

QUOTE
Przedewszystkim liczą się fakty


No właśnie. A fakty są takie że zamordowano co najmniej 45 osób (w tym mojego sąsiada, wówczas 24-letniego Józefa Widerlika: http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/51,...55401.html?i=1), a ponad 1160 odniosło rany. Jeżeli jednak fakty są nie po myśli usera orkana, to tym gorzej dla faktów !

QUOTE
Dzisiejsze twierdzenia o spisku "komunistycznych zbrodniarzy" czyhających na życie niewinnych przedstawicieli klasy robotniczej można wsadzić w bajki.


Wychodzi więc na to, że owi "niewinni przedstawiciele klasy robotniczej" sami powystrzeliwali się z AK 47 między sobą. Zapewnie też Kałasznikow był bronią bardzo popularną i powszechną wśród "niewinnych przedstawicieli klasy robotniczej".

QUOTE
Większe prawdopodobieństwo jest takie że Kociołek nie znał planów Kliszki i wystąpił z apelem telewizyjnym i radiowym o spokojny powrót do pracy gdyż był wyłączony z GO Kliszki. Argument że siedzieli w jednym budynku do mnie nie trafia gdyż Kociołek mógł być nie zapraszany do właściwych pokoi na właściwe narady.


Byłeś tam wtedy, w tym budynku ? Wiesz na pewno, że "Kat Wybrzeża" Kociołek jest niewinny ? Że szumowinie nie zlecono przeprowadzenia prowokacji, by robotników podążających do pracy mieć podanych jak na talerzu ?

QUOTE
Kociołek nie był w grupie decyzyjnych. Ranga wicepremiera w PRL nie była wysoka.


Ale znowu fakty są inne: Prok. Bogdan Szegda z Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku zapowiedział apelację. - Nie zgadzam się z tym wyrokiem, w jego uzasadnieniu są sprzeczności - powiedział - Sąd nie odniósł się do wielu dowodów przedstawionych przez prokuraturę w sprawie udziału Stanisława Kociołka. To on podjął decyzję w sprawie skierowania wojska do Trójmiasta i nie zrobił nic, żeby zapobiec masakrze. Mógł zakazać użycia broni, nie zrobił tego.

Ten post był edytowany przez Net_Skater: 20/04/2013, 20:30
 
Post #14

     
farkas93
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.244
Nr użytkownika: 73.595

Zawód: student
 
 
post 20/04/2013, 20:34 Quote Post

QUOTE
Byłeś tam wtedy, w tym budynku ? Wiesz na pewno, że "Kat Wybrzeża" Kociołek jest niewinny ? Że szumowinie nie zlecono przeprowadzenia prowokacji, by robotników podążających do pracy mieć podanych jak na talerzu ?


Kolega zaś wie, że na 100% jest winny. Nie nam decydować tylko sądowi na podstawie akt czy był winny czy nie.
 
User is offline  PMMini Profile Post #15

6 Strony  1 2 3 > »  
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej