|
|
Bankructwo Detroit, samoorganizujące się miasto
|
|
|
|
Proponuję o Kalifornii poczytać tutaj:http://www.vanityfair.com/business/feature...el-lewis-201111
Mój ulubiony fragment: "A prison guard who started his career at the age of 45 could retire after five years with a pension that very nearly equaled his former salary. The head parole psychiatrist for the California prison system was the state’s highest-paid public employee; in 2010 he’d made $838,706. " Wolne tłumaczenie: strażnik więzienny po rozpoczęciu pracy w wieku lat 45 mógł przejść po 5 latach na emeryturę prawie równą jego poprzedniej płacy. Główny psychiatra od zwolnień warunkowych w Kalifornii był najlepiej zarabiającym pracownikiem publicznym w Tym stanie: 838 706 USD.
Artykuł z 2011, ale cały czas mnie rozbraja.
Ten post był edytowany przez Stolem: 6/08/2013, 20:56
|
|
|
|
|
|
|
|
Emigrant: w jaki sposob rozumiesz "plajte" miasta ? Przyznam, ze przed debatowaniem tego aspektu zapytam o scisle zdefiniowanie slowa "plajta" bo tylko to umozliwi kontynuowanie wymiany pogladow na wlasciwym poziomie. Bankructwo miasta oznacza, ze nie jest ono w stanie wypelnic finansowych zobowiazan wobec dluznikow, nie jest w stanie splacac dlugow i odsetek. Natomiast miasto caly czas bedzie uzyskiwac dochod z najrozniejszych zrodel takich jak np. oplaty parkingowe, mandaty, w przypadku Providence 6 % podatku za jadlo w miejscach zywienia zbiorowego (tzw. meal tax), podatki od nieruchomosci, roczna donacja ze skarbu stanu, najrozniejsze oplaty manipulacyjne itp. itp. Roczna suma takich wplywow pozwoli na funkcjonowanie magistratu i sluzb miejskich. Takze, miasto moze wystawic na rynek obligacje ktore tez przyniosa dochod. Zgodzimy sie, ze finanse tej kategorii pozwola na funkcjonowanie systemu w miescie ale nie wystarcza na obsluzenie zadluzenia - i tu jest wlasnie pies pogrzebany. A dlug bedzie istniec i to jest problem. Tak to widze z lokalnego punktu widzenia.
QUOTE QUOTE Miasto juz w polowie lat 80-tych zlikwidowalo zbieranie smieci i wynajelo prywatna firme. Tansze i lepiej dziala. Co nie zmienia postaci rzeczy, że prywatna firma wystawia fakturę miastu. Komu wystawiają faktury firmy śmieciarskie z Detroit? Oczywistym jest, ze prywatna firma wystawia do zaplacenia rachunek miastu. Jezeli do polowy lat osiemdziesiatych w miescie Providence budzet Department of Sanitation wynosil np. 5 mln $ rocznie a po sprywatyzowaniu prywatna firma kosztowala rocznie 3 mln $ to kazdego roku miasto mialo oszczednosc 2 mln $. To chyba jest proste, prawda ? Numer polega na tym, ze rada miasta majac extra 2 mln $ poczula sie bogata (ooo, mamy 2 miliony do "wydania") i do budzetu wsadzila nowe programy konsumujace te oszczednosc. A takie postepowanie bylo notoryczne w Providence City Council - wiec 20 lat pozniej nazbieralo sie prawie 250 mln $ dlugow i byly jaja.
N_S
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Net_Skater @ 6/08/2013, 16:48) Emigrant: w jaki sposob rozumiesz "plajte" miasta ? Przyznam, ze przed debatowaniem tego aspektu zapytam o scisle zdefiniowanie slowa "plajta" bo tylko to umozliwi kontynuowanie wymiany pogladow na wlasciwym poziomie. Bankructwo miasta oznacza, ze nie jest ono w stanie wypelnic finansowych zobowiazan wobec dluznikow, nie jest w stanie splacac dlugow i odsetek. Natomiast miasto caly czas bedzie uzyskiwac dochod z najrozniejszych zrodel takich jak np. oplaty parkingowe, mandaty, w przypadku Providence 6 % podatku za jadlo w miejscach zywienia zbiorowego (tzw. meal tax), podatki od nieruchomosci, roczna donacja ze skarbu stanu, najrozniejsze oplaty manipulacyjne itp. itp. Roczna suma takich wplywow pozwoli na funkcjonowanie magistratu i sluzb miejskich. Takze, miasto moze wystawic na rynek obligacje ktore tez przyniosa dochod. Zgodzimy sie, ze finanse tej kategorii pozwola na funkcjonowanie systemu w miescie ale nie wystarcza na obsluzenie zadluzenia - i tu jest wlasnie pies pogrzebany. To co się zmienia po ogłoszeniu bankructwa, jak w wypadku Detroit? Nic? To jest tylko podanie do powszechnej wiadomości sytuacji ekonomicvznej i koniec? Żadnych restrykcji budżetowych, wymuszonych zmian personalnych, wdrażania programów odchudzeniowych? Żadnego śledztwa? QUOTE A dlug bedzie istniec i to jest problem. Czyj problem? Bo z tego, co piszesz na pewno nie zadłużonych władz miejskich?
Ten post był edytowany przez emigrant: 6/08/2013, 16:57
|
|
|
|
|
|
|
|
Emigrancie, o co ci chodzi ? Odpowiadajac na zadane pytania podalem przyklad stolicy mojego stanu. Nie pytaj mnie o detale sytuacji w Detroit bo ich nie znam tak samo jak nie znam tego miasta i jestem zadowolony, ze nawet sekundy w nim nie przebywalem. Na pewno sa zrodla ktore zaspokoja twoja ciekawosc - ale nie wymagaj ode mnie abym rzucil wszystko i zaglebil sie w tajniki bankructwa Detroit. O nie.
QUOTE QUOTE A dlug bedzie istniec i to jest problem. Czyj problem? Bo z tego, co piszesz na pewno nie zadłużonych władz miejskich? Myslalem, ze pewnych prostych i oczywistych rzeczy nie ma potrzeby wyjasniac. Bankructwo miasta jest problemem dla calego miasta, dla wladz i dla mieszkancow. Uzylem slowo "problem" bo po co uzywac jakichs rozhisteryzowanych patetrycznych okreslen ? To nie teatr. Z bankructwa mozna wyjsc - ale nie ten sam tylko zawsze bardzo, bardzo oslabiony. Detroit nie bedzie metropolia przez dlugie lata.
N_S
|
|
|
|
|
|
|
|
Z moich doświadczeń zawodowo-bisnesowych bankructwo to połączenie niekompetencji i korupcji. Nie znam, póki co, wyjątków od tej reguły.
|
|
|
|
|
|
|
|
Marek Zak:
QUOTE Z moich doświadczeń zawodowo-bisnesowych bankructwo to połączenie niekompetencji i korupcji. Nie znam, póki co, wyjątków od tej reguły. Wpisz do Google KWAME KILPATRICK - i wlos ci sie zjezy na glowie.
N_S
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Net_Skater @ 6/08/2013, 18:33) Na pewno sa zrodla ktore zaspokoja twoja ciekawosc - ale nie wymagaj ode mnie abym rzucil wszystko i zaglebil sie w tajniki bankructwa Detroit. O nie. Gdzieżbym śmiał. Po prostu myslałem, że skoro nie jest tak rzadkie zjawisko (bankructwo władz terenowych w USA) to procedury, które wtedy następują są bardziej znane. Coś jak u nas w przypadku bankructwa firmy. Wiadomo powszechnie, że wtedy wkracza syndyk masy upadłościowej i wykonuje przewidziane prawem czynności. Czyli w największym skrócie podlicza pozostały majątek firmy i spłaca wierzycieli wedle priorytetów. Oczywiście praktycznie nigdy nie odzyskuje się całości długu. Miasto to nie prywatna firma oczywiście, ale na pewno jakieś procedury sa przewidziane. Jakie? Tego właśnie próbuję się dowiedzieć. Może sam coś znajdę na ten temat.
QUOTE Uzylem slowo "problem" bo po co uzywac jakichs rozhisteryzowanych patetrycznych okreslen ? To nie teatr. Nie rozumiem tego fragmentu wypowiedzi. Pytając czyj problem, pytałem o to kto przejmuje wierzytelności, które miasto musi płacić a nie ma pieniędzy i tyle. Czy inne władze? Czy z jakiegoś funduszu? Gdzie tu miejsce na histerię?
QUOTE Z bankructwa mozna wyjsc - ale nie ten sam tylko zawsze bardzo, bardzo oslabiony. Detroit nie bedzie metropolia przez dlugie lata. Jaka w takim razie będzie różnica praktyczna między Detroit a innymi miastami? Jak to bankructwo wpłynie np. na prowadzenie biznesu w tym mieście?
O, widzę, że na wiele odpowiedział Phouty:
QUOTE Więc wyjaśnię, jak wyglądają procedury w takiej sytuacji. W USA są najprzeróżniejsze formy bankructwa. W przypadku Detroit, to miasto złożyło wniosek o bankructwo z tytułu tak zwanego Rozdziału nr. 9. (Chapter 9). Oznacza to, iż Sąd Federalny przejął absolutną władzę nad finansami miasta i oczywiście jego długami/obligacjami finansowymi, i.t.d. Jednocześnie (będąc pod protekcją tego Chapter 9), wierzyciele nie mogą dochodzić swoich roszczeń poprzez indywidualne pozwy sądowe i muszą czekać na decyzję sędziego. Sąd dokonuje analizy finansów, mówi dokładnie co trzeba zrobić, oraz ewentualnie (gdy znajdują się jakieś nadwyżki finansowe), rozdziela tak zwane "assets" pośród wierzycieli. Co ciekawsze, to niestosowanie się do poleceń Sądu Federalnego, może grozić kryminalnymi sankcjami w stosunku do fizycznych osób.
Oczywiście sąd przeprowadza obecnie analizę finansową, co niewątpliwie potrwa dobrych kilka lat!!! Co będzie po tych kilku latach, to zobaczymy. Dzięki. O takie informacje właśnie mi chodzi...
Ten post był edytowany przez emigrant: 7/08/2013, 0:16
|
|
|
|
|
|
|
|
A ja mam takie pytanie do Phouty'ego i Net_Skatera: jak to jest z tymi "suburbiaim" w przypadku amerykańskich metropolii? Czy to są odrębne jednostki miejskie? Czy jest jakaś procedura "wchłaniania" przedmieść do "obszaru downtown/metropolitalnego"?
Bo np. w moim mieście parę lat temu zostało przyłaczonych kilka przyległych gmin, które teraz są dzielnicami miasta, i powoli są wchłaniane w jego strukturę, co m.in. wymaga przebudowy i modernizacji infrastruktury (komunikacja, uzbrojenie terenu), aktualizacji podziału geodezyjnego itp. Niemniej dotychczasowi mieszkańcy tych przyłaczonych terenów są obecnie mieszkańcami mojego miasta i podatki wpływają do kasy miasta.
Jak to było z Detroit/jest w przypadku innych miast? Czemu te "suburbia" nie zostały włączone do Detroit, tak, żeby podatki wpływały do kasy miasta?
|
|
|
|
|
|
|
|
Mr DS, jestem z malutkiego stanu co powoduje, ze tu nie ma suburbs. Miasto w ktorym mieszkam, jest w zasadzie przedmiesciem stolicy stanu, Providence a wiec stanowi oddzielna jednostke administracyjna, ma wlasnego burmistrza itp. Na sile mozna je potraktowac jako "suburb" Providence - ale my nie lubimy byc traktowani jako przedmiescie. Miasto to miasto. Najblizsza metropolia, Boston, oczywiscie ma przedmiescia np. slynny pomnik Minutemana znajduje sie w Lexington czyli w "suburb" Bostonu. W samym Bostonie jest oczywiscie centrum a w granicach miasta jest dzielnica Dorchester lub Quincy, typowe obrzezne dzielnice typu suburb. Phouty zapewne napisze jak to wyglada w California.
N_S
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Darth Stalin @ 7/08/2013, 3:16) Bo np. w moim mieście parę lat temu zostało przyłaczonych kilka przyległych gmin, które teraz są dzielnicami miasta, i powoli są wchłaniane w jego strukturę, co m.in. wymaga przebudowy i modernizacji infrastruktury (komunikacja, uzbrojenie terenu), aktualizacji podziału geodezyjnego itp. Niemniej dotychczasowi mieszkańcy tych przyłaczonych terenów są obecnie mieszkańcami mojego miasta i podatki wpływają do kasy miasta.
Ale np. takie co bogatsze podwarszawskie gminy w większości wcale sobie tego nie życzą, a ewentualne wejście w struktury miasta to negocjacje, co miasto obieca sfinansować (i czego nie popsuje w dotychczasowym porządku gminy) za przyłączenie.
I mówimy tu o włączeniu w struktury bogatego miasta stołecznego - potrafię sobie wyobrazić, że motywacja rady/burmistrza małej, bogatej gminy amerykańskiej do włączenia jej do wielkiej, słabo sobie radzącej finansowo aglomeracji jest jeszcze mniejsza.
|
|
|
|
|
|
|
|
Mam wrażenie, że większość kolegów źle rozumie słowo bankructwo. Deklaracja bankructwa to nie oświadczenie, że nie mamy kasy, tylko oświadczenie, że nie jesteśmy w stanie dalej obsługiwać pożyczek. Główną konsekwencja jest więc to, że nikt nam (przynajmniej na jakiś czas) żadnej nowej kasy nie pożyczy i trzeba żyć z tego co się zarobi. Nie może być więc deficytu, a wydatki muszą się balansować z przychodami, to dopiero wymusza cięcia. Długoterminowo ma to więc dobry efekt bo prowadzi do uzdrowienia finansów, z czasem wiarygodność kredytowa może zostać odzyskana i będzie się można znowu zadłużać, co może doprowadzić z powrotem do bankructwa i kółko się zamyka.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Realchief @ 7/08/2013, 10:07) Mam wrażenie, że większość kolegów źle rozumie słowo bankructwo. Deklaracja bankructwa to nie oświadczenie, że nie mamy kasy, tylko oświadczenie, że nie jesteśmy w stanie dalej obsługiwać pożyczek. Główną konsekwencja jest więc to, że nikt nam (przynajmniej na jakiś czas) żadnej nowej kasy nie pożyczy i trzeba żyć z tego co się zarobi. Nie może być więc deficytu, a wydatki muszą się balansować z przychodami, to dopiero wymusza cięcia. Długoterminowo ma to więc dobry efekt bo prowadzi do uzdrowienia finansów, z czasem wiarygodność kredytowa może zostać odzyskana i będzie się można znowu zadłużać, co może doprowadzić z powrotem do bankructwa i kółko się zamyka. Nareszcie! Teraz tak, czy w związku z zaistniałą sytuacją władze miejskie zachowały pełną decyzyjność, jeśli chodzi o dysponowanie tymi pieniędzmi, które do nich wpływają, czy kto jest im narzucony. Jeśli tak, to kto, przez kogo i jakie są jego kompetencje?
QUOTE(Baszybuzuk @ 7/08/2013, 8:13) Ale np. takie co bogatsze podwarszawskie gminy w większości wcale sobie tego nie życzą, a ewentualne wejście w struktury miasta to negocjacje, co miasto obieca sfinansować (i czego nie popsuje w dotychczasowym porządku gminy) za przyłączenie. I mówimy tu o włączeniu w struktury bogatego miasta stołecznego - potrafię sobie wyobrazić, że motywacja rady/burmistrza małej, bogatej gminy amerykańskiej do włączenia jej do wielkiej, słabo sobie radzącej finansowo aglomeracji jest jeszcze mniejsza. Zgadza się. Wiem, że tak jest ze Słupskiem i z gminami z nim graniczącymi. Między Słupskiem a Kobylnicą nie ma żadnej przerwy (jedno przechodzi w drugie) a ani władze gminy, ani mieszkańcy nie chcą "podpadać" pod Słupsk. Z władzami jest sprawa jasna- po korycie, ale postawa mieszkańców świadczy, ze to się zwyczajnie nie opłaca. Najczęściej. Co zaś do statusu suburbiów, to jest za zwyczaj piekielnie skomplikowane dla laika. Niech za przykład posłuży Manchester z UK: http://pl.wikipedia.org/wiki/Greater_Manchester PS. Przepraszam za piętrowca. Prośba o połączenie postów...
|
|
|
|
|
|
|
|
Odpowiadam zbiorczo na kilka pytań!
Jednostki administracyjne (n.p. downtown i suburbia), są typowo niezależne od siebie, za wyjątkiem gdy dzielnice na obrzeżach dużego miasta są "incorporated" przez władze miejskie. (Na przykład w wyniku referendum przeprowadzonego wśród mieszkańców). Nie muszę tu nadmieniać, iż te suburbia się bronią przed włączeniem ich do struktury administracyjnej miasta, ponieważ typowo standard życia w suburbiach jest znacznie wyższy (droższe też są nieruchomości, od wartości których przecież się płaci podatki), a w zamian nie otrzymuje się nic, ponieważ podatki są pochłaniane przez dezintegrujący się "downtown". Przykład: Los Angeles "downtown", to są drapacze chmur, z dziesiątkami (setkami?) tysięcy urzędników. W dzień, to znaczy w czasie godzin pracy, wygląda to bardzo imponująco! Prawdziwa metropolia. Natomiast wieczorem, gdy biurowce są już puste i ludzie w nich pracujący wrócili do swoich podmiejskich domów, "downtown" zamienia się w tak zwany "skid row", czyli wszystkie asocjalne elementy zaczynają wyłazić z przysłowiowych nor i okupować ulice. Musiałem kiedyś być późno w nocy w downtown Los Angeles...i już nigdy tam nie mam zamiaru w nocy być, choćby to miało mieć dla mnie najgorsze konsekwencje. Warto dodać, iż jechałem albo za samochodem policji wręcz "na zderzaku", albo po prostu przejeżdżałem przez czerwone światła, ponieważ bałem się zatrzymać. Lękliwy z natury jednak nie jestem! Ale o czymś to świadczy. Los Angeles (miasto) patrzy od wielu lat z olbrzymim pożądaniem na sąsiednie Glendale, które nie jest "incorporated" w strukturę administracyjną miasta, więc ma niezależny system administracyjno-podatkowy i oddzielne struktury miejskie. Walka toczy się od lat, ponieważ LA by się bardzo przydała "baza podatkowa" z bogatego Glendale, ale jego mieszkańcy nie mają ochoty na obniżenie ich standardu życia.
Odnośnie pytań dotyczących procedur bankructwa jednostek administracyjnych w USA: http://www.uscourts.gov/FederalCourts/Bank...s/Chapter9.aspx
Detroit ogłosiło "Chapter 9", ale są też inne formy. Warto postudiować tego linka, jednakże przestrzegam, iż jest to autentyczna prawna dżungla! Nawet prawnicy (o innych specjalnościach) czasami są w tym zdezorientowani.
Dzisiejsze doniesienie prasowe odnośnie Detroit: http://www.businesstimes.com.sg/breaking-n...ng-orr-20130808
Tu wyjaśniam, iż Mr. Orr został mianowany "finansowym carem", mającym praktycznie nieograniczoną władzę nad finansami miasta jeszcze w marcu b.r., przez gubernatora stanu. http://www.rawstory.com/rs/2013/03/14/mich...to-run-detroit/ (Nie jest mi znany mechanizm prawny takiego posunięcia, ale widocznie jest to uzasadnione konstytucyjnym prawem stanu Michigan).
Finansowy plan tego "cara" musi być oczywiście zaaprobowany przez sędziego nadzorującego postępowanie sądowe, po tym jak Detroit złożyło wniosek o bankructwo.
Proszę zwrócić uwagę na duży optymizm Mr. Orr, gdy cytowana jest jego wypowiedź, iż "być może uda się zakończyć proces bankructwa miasta bez dodatkowych pożyczek". (Jeżeli nie, co jest więcej niż pewne, to pożyczki będą na bardzo wysoki procent, pod warunkiem, że wogóle uda się znaleźć kredytodawcę. Być może stan Michigan byłby w stanie udzielić gwarancji pożyczkowych, ale to jest tylko moja spekulacja). Ponadto Mr. Orr powiedział, iż "droga do finansowego zdrowia będzie bolesna". Jest to oczywiście "politycznie poprawna mowa" oznaczająca, iż obligacje finansowe miasta, po prostu "wyparują", typowo poprzez spłacanie pożyczek, czy też innych rachunków typowym "centem za dolara". (W praktyce jest to około 30 do 50 % wierzytelności, które bankrupt musi spłacić. O wszystkim zadecyduje oczywiście Sąd Federalny. Problemy jednak nie znikną. http://www.rawstory.com/rs/2013/03/14/mich...to-run-detroit/
Pierwsze do cięcia, będą oczywiście (zbyt wygórowane) emerytury i świadczenia pracowników komunalnych, a potem inne długi wobec sektora publicznego, a na samym końcu sektora prywatnego.
Prawdopodobnie miasto będzie musiało zwolnić jeszcze więcej policjantów, strażaków, zamknąć miejskie szpitale i przychodnie, czy też nawet szkoły. (Dziwne, bo typowo tracą pracę "szeregowi" pracownicy, a tak zwana administracja i menadżment, dostają....podwyżki. Czyta się czasami o takich wynaturzeniach, które bynajmniej nie są aż tak odosobnione w całym USA).
Tu chciałbym podać moje osobiste wytłumaczenie problemu nękającego Detroit, a także wiele dużych, miejskich skupisk ludzkich w USA, które typowo są zamieszkiwane przez tak zwane "mniejszości narodowe". Przyczyna jest prosta! To znaczy prosta do zrozumienia, ale niezmiernie skomplikowana do rozwiązania.
(Poniżej podam linka, jednakże treść artykułu jest mało ważna, ponieważ chciałbym się tylko skoncentrować na zdjęciu w tym artykule).
http://news.yahoo.com/missouri-school-tran...A3BtaA--;_ylv=3
Otóż Ms. Holmes ma 29 lat! (Tak jak mój syn, który jest bezdzietny). Jej najstarszy syn (niepokazany na zdjęciu) ma 14 lat. Pozostałe dzieci to 12, 10, 8 i najmłodsze, to miesięczny noworodek. Nie trzeba mieć wybujałej wyobraźni ażeby oczekiwać, iż lada moment Ms. Holmes najprawdopodobniej zostanie także szczęśliwą babcią. Najstarszy syn ma już przecież 14 lat. (Zastanawiam się, ile z jej dzieci spotkało kiedykolwiek swoich ojców, bo niewątpliwie, to nie był jeden ojciec). Czy muszę dalej komentować?
Dla kontrastu: (Padło tu pytanie o sprawy czysto urzędowe, czyli co się dzieje, gdy chce sią na przykład dokonać dużej rozbudowy, czy też remontu domu). Podana poniżej informacja jest prawdziwa tylko dla mojego Orange County, zamieszkałego przez około 3 miliony ludzi i ma status "bardzo bogatego powiatu").
Tutaj nie chodzi się po urzędach! Nie ma takiej potrzeby, ponieważ jest stosunkowo mało spraw, na które administracja powiatu ma wpływ, czy też podejmuje decyzje. (Co najwyżej wypełnia się jakiś formularz "on line" i składa się go elektronicznie. Bardzo rzadko, na przykład do własnego ślubu, niestety trzeba się pofatygować osobiście).
Prawo budowlane w Kalifonii jest bardzo mocno egzekwowane i "ostre". Nic dziwnego, ponieważ jest to przecież jedna wielka galareta, która się prawie codziennie trzęsie. Można z tym normalnie żyć, bo małe trzęsienia ziemi są prawie codziennie, ale właśnie dlatego, że przepisy budowlane są bardzo wyśrubowane i bardzo ostro egzekwowane. Jednakże nie potrzebuję żadnych pozwoleń, ażeby przeprowadzić strukturalne zmiany w domu, które ingerują w jego konstrukcję, regulowaną przecież bardzo ostrymi przepisami budowlanymi. Po prostu kontaktuję się z licencjonowaną prywatną firmą (na zasadzie przetargu, bo oczywiście wybieram najlepszą ofertę), którą wynajmuję do pracy. Obowiązkiem prawnym tej firmy jest, ażeby ona załatwiła całą papierologię, w tym także inspekcje techniczne, które u mnie w OC, są przeprowadzane przez prywatnych (ale licencjonowanych przez stan Kalifornia) inspektorów budowlanych. Na sam koniec, to ten inspektor musi tylko odesłać jakieś tam sprawozdanie (kopia dla właściciela budynku) do jakiegoś tam archiwum w urzędzie powiatowym i do powiatowego....urzędu skarbowego. Chodzi tutaj o przyszłe podatki, ponieważ u nas podatki od nieruchomości są zamrożone na poziomie 1% ceny kupna domu i nie mogą ulegać zmianom (małe "kosmetyczne" korekty są dozwolone), dopóki domu się nie sprzeda, ale wtedy nowy właściciel płaci podatki od nowej ceny kupna domu. Więc urząd skarbowy potrzebuje sprawozdania budowlane, ażeby móc na bieżąco wyceniać realną wartość domu do podatków, pomimo iż aktualny właściciel płaci ich znacznie mniej. (Natomiast po sprzedaży domu, to ja mogę odpisać od podatków wszystkie inwestycje, jakie w tym domu podczas jego zamieszkiwania zrobiłem....dlatego też każdy tu trzyma "kwitki"). To prawo jest w myśl tak zwanej Propozycji 13. (Przegłosowanej w ogólnym referendum przez ludzi w roku 1978). http://en.wikipedia.org/wiki/California_Pr...ition_13_(1978) System jest więc oparty na prywatnym sektorze i działa on on w najprzeróżniejszych dziedzinach, które tradycyjnie są domeną urzędów państwowych! Sprywatyzowane są więc całe sektory życia publicznego, a urzędy powiatu jedynie nadzorują pracę tych prywatnych firm. Nawet dystrybucja zasiłków społecznych, czyli socjalu, jest u mnie sprywatyzowana i prowadzona przez prywatne agencje, kooperujące oczywiście z władzami stanowymi. Służby miejskie są utrzymywane przez lokalne miasta. Praktycznie każde miasto ma własną policję (dobrze, bo podlega ona ojcom miasta, czyli bezpośrednio podatnikowi), a jedynie nieliczne, które nie mogą sobie na to pozwolić, są "obsługiwane" przez Orange County Sheriffs Department. Podobnie jest ze strażą pożarną. Państwowych szpitali, klinik i przychodni u mnie nie ma. Jest natomiast cała masa prywatnych (moje miasto jest "zagłębiem medycznym"), tak że nie ma najmniejszego problemu, ażeby uzyskać "usługi lekarskie" o każdej porze dnia i nocy. Szkoły są oczywiście państwowe, jednakże są też szkoły prywatne, a w Kalifornii jest także dozwolone pobieranie nauki we własnym domu od prywatnego tutora, którym mogą być też rodzice. (Dokładnych przepisów nie znam w tym zakresie).
Oczywiście, taki model "sprywatyzowania rządu", wymaga silnej oddolnej inicjatywy społecznej i jest znacznie bardziej efektywny, niż państwowa administracja. Ludzie muszą też trzymać mocno rękę na przysłowiowym pulsie, ponieważ "rząd" cały czas próbuje ingerencji w "nieswoje sprawy", czy też próbuje zagarnąć jakiś sektor życia pod własną kontrolę i trzeba go trzymać w szachu....po to mamy tu referenda, ażeby wymóc "wolę ludu" na biurokratach rządowych, poprzez ogólny system głosowań nad różnymi "propozycjami".
Innym pozytywnym przykładem działania lokalnego (miejskiego) "rządu" w moim mieście, są cotygodniowe, bo urządzane w każdą środę koncerty w miejskim parku. W okresie wakacji letnich oczywiście. Są one całkowicie za darmo, finansowane z kasy miejskiej i oczywiście z sakiewek prywatnych sponsorów. Koncertują przeważnie profesjonalne grupy "drugiego rzutu", jednakże od czasu do czasu mamy prawdziwe międzynarodowe gwiazdy. Uczęszcza na nie około 1500 do 2000 ludzi i nie ma nic przyjemniejszego, gdy się leży na leżaku lub na kocu na trawie po przyjściu z pracy, słuchając muzyki i popijając to szklanką wina! Tak, można podczas tych koncerów pić alkohol w parku miejskim i....nikt się nie upija. Jest to sprawa "rodzinna", bo widzi się 3, czy nawet 4 pokolenia siedzące na kocu (dziatwa oczywiście biega i bawi się na pobliskim placu zabaw), a dorośli posilają się kanapkami przyniesionymi w piknikowych koszykach, popijając to wszystko drinkami. Cała masa 50-cio letnich "nastolatków" tańczy sobie po parku (czasami jest to grupa kilkuset osób ), bo muzyka jest tak dobrana, ażeby to pasowało publice, a nie odwrotnie. Więc króluje to, co się nazywa "klasycznym rockiem", ale jest dużo interesujących wyjątków. Co najciekawsze, to w 15 minut po skończeniu takiego koncertu, na trawie nie widać nawet najmniejszego śladu, że tu było kilka tysięcy ludzi! Raz, że ludzie nie zostawiają po sobie śmieci, a dwa, że służby miejskie natychmiast opróżniają pojemniki i zbierają, cokolwiek pozostało. Piętnaście do 30 minut i "ślady są kompletnie zatarte". To też jest działalność "państwowa", ale jakże inna od tej z Detroit. http://www.tustinca.org/departments/parksr...ThePark2012.pdf
Przedstawiłem więc dla kontrastu dwa bieguny.....jeden, to świat Ms. Holmes (z tego zdjęcia) z piątką dzieci, kompletnie uzależnioną od administracji państwowej i świat takiego Phouty'ego, który od dobrych 30 lat nie widział żadnego urzędu państwowego na oczy, ale łazi na darmowe "państwowe" miejskie koncerty w lokalnym parku. (I jeszcze się tym publicznie chwali).
Prawdopodobnie Net Skater może opisać podobne obrazki ze wschodniego wybrzeża. Przecież Brooklyn w New York City i Martha's Vineyard, to nie to samo, czy z kolei Mattapan (ponoć duże ghetto...ale tam nigdy nie byłem) w Bostonie i dajmy na to luksusowe Cape Cod, też wręcz kontrastowo różnią się poziomem życia, oraz rozwiązaniami w administracji państwowej!
Niestety, ale podział ekonomiczny, spowodowany podziałem społecznym (nie wnikajmy tutaj w przyczyny tego stanu), nie tylko nie maleje, ale rosnie w szybkim tempie.
Gdy czytam na temat oddolnych inicjatyw społecznych obecnie w Detroit, to mam mieszane uczucia, ponieważ doskonale rozumiem i popieram tych ludzi, którzy pomimo codziennego i otaczającego ich marazmu, próbują (w jakkolwiek jak bardzo nieznaczący i nieadekwatny do obecnej sytuacji sposób ) poprawić poziom życia w swoim "community". Jednakże z drugiej strony, to cyniczna część mojej osobowości zadaje retoryczne pytanie: -A gdzie WY ludzie w Detroit byliście te 25 lat temu i dlaczego nic wtedy nie zrobiliście, ażeby uchronić własny styl życia?
Najgorsze jest to, iż znam odpowiedź...........(Ms. Holmes z piątką dzieci). Ci co widzieli nadchodzący upadek, po prostu się wyprowadzili dosłownie o kilkanaście ulic dalej i mieszkają oni obecnie w "normalnym świecie", ale poza zasięgiem administracji miasta Detroit. (I podatków "za nic"). Oni nie muszą się dzisiaj martwić o niepalące się latarnie na ulicach, czy też brak policji. Ulice nie zamieniają się w tory wyścigowe dla terenowego moto-cross, a dzieci mogą się bawić w ładnie utrzymanych parkach, czy też na ulicy. Nie można przecież zjeść ciastka i mieć ciastko!!!
Ten post był edytowany przez Phouty: 9/08/2013, 0:46
|
|
|
|
|
|
|
|
Dla wszystkich tych, którzy byli ciekawi jak sama procedura bankructwa największej jednostki municypalnej w historii USA będzie wyglądała (włączywszy w to moją skromną osobę), to zaczynają się wyłaniać interesujące szczegóły.
Otóż sędzia prowadzący sprawę o bankructwo, właśnie mianował innego sędziego w systemie sądów federalnych jako mediatora i arbitra sporów finansowych, szczególnie w kwestiach obligacji emerytalnych dla byłych pracowników miasta.
http://www.freep.com/article/20130724/NEWS...roit-bankruptcy
http://en.wikipedia.org/wiki/Gerald_Ellis_Rosen
http://news.yahoo.com/federal-judge-named-...-145433640.html
Trzeba tu wyjaśnić, iż w amerykańskim systemie prawnym, każdy sędzia cieszy się olbrzymią autonomią w podejmowaniu decyzji prawnych. Sędziowie mają także wręcz nieograniczone prawa w egzekwowaniu swoich decyzji, włącznie z prawem uwięzienia osoby/osób, które nie stosują się do poleceń sędziego. (Tak zwany "contempt of court"). Oczwiście przysługuje odwołanie do wyższej instancji od decyzji, ale nie zawsze jest to takie proste.
Czyli mamy następnego "cara" o praktycznie nieograniczonej władzy.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Net_Skater @ 6/08/2013, 16:41) Marek Zak: QUOTE Z moich doświadczeń zawodowo-bisnesowych bankructwo to połączenie niekompetencji i korupcji. Nie znam, póki co, wyjątków od tej reguły. Wpisz do Google KWAME KILPATRICK - i wlos ci sie zjezy na glowie. N_S czytałem ostatnio w torontońskim "National Post" że w czasie gdy Detroit ogłaszało bankructwo w sejfie jednego z urzędników leżał czek na milion dolarów ,którego zapomniano zanieść do banku.
natomiast jeśli chopdzi o idiotyzmy biurokracji zwłaszcza tej municypalnej to mozna dodać fakt ostatnio ogłoszony w Toronto. Oto grupa "concerned citizens"- taki odpowiednik zdrowych sił narodu wystąpiła do miasta z petycją aby wszystkim psom przeprowadzić testy DNA.A potem jak się gdzieś znajdzie psie gówno (sorry for my french) to zrobi się test i będzie można ukarać tego kto nie posprzątał.
|
|
|
|
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|