Salve,
zapraszam do dyskusji czy tez tylko wzmiankowania o ksiazkach z gatunku literatury pieknej dotyczacych tzw amerykańskiego (w tym kanadyjskiego) Dzikiego Zachody - czyli powiedzmy okres od wyprawy Louis'a & Clark'a do poczatku XX wieku.
Z polskich od razu na pierwszy ogień rzucić należy 'Trylogie Gór Czarnych' Alfreda Szklarskiego https://pl.wikipedia.org/wiki/Z%C5%82oto_G%C3%B3r_Czarnych http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=1481
książki Karola Maya - Winnetou i Old Shatterhand, eh, to byly czasy https://pl.wikipedia.org/wiki/Karl_May co prawda wikipedia nazywa go Karl'em, ale spolszczony Karol jest OK
Szczerze polecam ksiazki James Curwood https://pl.wikipedia.org/wiki/James_Oliver_Curwood
mozna poczytac w orginale na archive.org http://archive.org/search.php?query=creator%3A%22Curwood%2C+James+Oliver%2C+1879-1927%22
I polecam takze amerykanska powiesc 'Blood Meridian' Cormack'a Mccarthy'ego https://en.wikipedia.org/wiki/Blood_Meridian
teemem:
"Dyliżansem przez prerię - opowiadania z dzikiego zachodu" praca zbiorowa.
Świetnie się czytało (w wieku wczesnonastoletnim).
Na podstawie twojej recenzji zakupiłem na Alledrogo za 2,00 zł. Bardzo fajna książka.
Centennial tam chyba mozna zobaczyć prawdziwy obraz "dzikiego zachodu" Polecam!
Cała seria Wiesława Wernica z Karolem Gordonem i jego przyjacielem doktorem z Milwaukee (nie pamietam czy choć raz jest tam wspomniane jego nazwisko- jest narratorem wszystkich książek serii):
https://www.google.ie/search?q=wies%C5%82aw+wernic&oq=wies%C5%82aw+wernic&aqs=chrome..69i57j0l5.4613j0j4&sourceid=chrome&espv=210&es_sm=93&ie=UTF-8
Jest też (unikalna jak na tego pisarza) pozycja Adama Bahdaja "Czarne Sombrero" ale to lektura typowo młodzieżowa i bardzo politycznie poprawna.
Arkady Fiedler napisał też indiański western: "Mały Bizon". Akcja rozgrywa się wśród plemienia Czarnych Stóp.
Są też książki Sat Okha (Stanisława Supłatowicza). Szczególnie polecam "Ziemię słonych skał" gdzie m.in. jest przedstawiona szkoła wychowania dzieciaka na indiańskiego wojownika. Bardzo dobrze się to czyta a i jest tam też watek polski.
Z tego, co wiem wydano także w Polsce dwie książki Jacka Schaefera: "Jeździec znikąd" (Shane. Świetna ekranizacja i niezapomniana rola Jacka Pallance'a jako Wilsona) i "Pierwszą krew". Ta druga jest bardzo wychowawcza i opowiada o trudnym przejściu z okresu dziecięctwa w okres męski.
Tu natomiast perełka, unikalny wywiad z Wiesławem Wernicem:
http://www.youtube.com/watch?v=wNf0Mhb3GEU
[quote=emigrant,7/12/2013, 14:44]
Cała seria Wiesława Wernica z Karolem Gordonem i jego przyjacielem doktorem z Milwaukee (nie pamietam czy choć raz jest tam wspomniane jego nazwisko- jest narratorem wszystkich książek serii):
To moja ulubiona seria... Czytam to od ponad 20 lat, praktycznie co 2 lata (w sumie zimy), jeszcze te ilustracje Stanisława Rozwadowskiego:
Tak, zapomniałem o tym wspomnieć- ilustracje pana Rozwadowskiego są ozdobą serii.
Przy czym chodzi mi o tę serię:
Nie wiem jakie ilustrację są w innych...
Emigrancie, widzę ,że pomijasz tu co cenniejsze wpisy i nie zauważasz,że w #3 napisałem na temat Sokolego Oka !
Jest jeszcze Mayne Reid :Jeździec bez głowy,Biały wódz Indian czy Łowcy skalpów.
Była wtedy ładna seria Wydawnictwa Lódzkiego zawierająca także tytuł :Dolina Gniewnego Potoku, B. Voelkera. Widzę,że Allegro ma ją za 6 zł.
Nie wiem czy Jack London z opowieściami z dalekiej Północy (Zew krwi, Biały Kieł) załapie się na ten wątek.
Piszcie, piszcie, ja już z waszą pomocą sporo wyszukałem sobie do zakupu.
Dorzucił bym "Złoto gór czarnych" Alfreda i Krystyny Szklarskich.
jak już wspominałem - mam już "Dyliżansem przez prerię" (nawet już przeczytałem),zamówiłem "Na południe od Brazos"."Wirgińczyk" i "Przez prerię pędzi koń". "Wernice" prawie znam na pamięć, w Curwoodzie coś mi nie pasuje.
Ogólnie mam sporo książek na te tematy ale dalej ich poszukuję i zbieram.
Ostatnio przeczytałem
Polecam!
A "Mały wielki człowiek" już się pojawił?
Mamy jeszcze świetne opowiadanie Sienkiewicza "Sachem" (kiedyś lektura), wątki północnoamerykańskie u Verne`a ("W 80 dni dookoła świata", "W krainie białych niedźwiedzi"...).
Alfred Szklarski, powieść dla młodzieży "Tomek na wojennej ścieżce".
W sumie też można podciągnąć pod literaturę westernową.
"Podróże Jaimiego McPheetersa"
Autor- Robert Lewis Taylor - czytając to jako nastolatek, po prostu podobało mi się.
Alfred Szklarski, powieść dla młodzieży "Tomek na wojennej ścieżce".
W sumie też można podciągnąć pod literaturę westernową.
"Podróże Jaimiego McPheetersa"
Autor- Robert Lewis Taylor - czytając to jako nastolatek, po prostu podobało mi się.
Mnie właściwie przychodzi do głowy tylko Karol May. Autor tematu w prawdzie go wymienił, ale ja ze swojej strony dodał bym jeszcze powieści pt. "Old Surehand".
"Tańczący z wilkami" - czytałem 3 krotnie
"Sachem" - czytałem
Vernea - czytałem
Alfred Szklarski - czytałem
Karol May - zaczytywałem się w młodości - teraz spróbowałem - nie da rady tego czytać...
"Podróże Jaimiego McPheetersa" - poszukam.
Ogólnie nie interesuje mnie to jako typowe westerny, pojedynki na colty, pościgi tylko życie zwykłych ludzi w tamtych latach, osadnictwo pionierów itp.
Tak się jakoś złożyło, że najbardziej dzikozachodniego dzieła Marka Twaina "Pod gołym niebem" nie czytałem. Natomiast w wielu jego opowiadaniach tego rodzaju klimaty znalazłem, np. w zbiorku "33 opowieści" "Jak redagowałem dziennik w Tennessee" http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=4713&s=1http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=4713&s=1
oraz "Sprawa wielkiego kontraktu mięsnego" http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=4728&s=1
W "Przygodach Hucka" też coś jest.
Z książek, których akcja toczy się na amerykańskim pograniczu ( a więc zarówno tym USA-ańskim, jak i kanadyjskim), to wymieniłbym:
1. Larry McMurtry "Na południe od Brazos"
Cudowna powieść; dla mnie chyba najlepszy literacki western. Świetna jest też ekranizacja, ale wersja książkowa jest naprawdę boska. Fajnie oddaje mentalność tamtych ludzi, ich charaktery, słabości,podejście do życia. Akcja toczy się coś koło roku 1876 i opowiada historię przepędu bydła z południowego Teksasu, aż do Montany. Są tu kowboje, łowcy bizonów, Indianie, bandyci, ciekawe postacie kobiet. Myślę, że to prawdziwie dojrzała opowieść o Dzikim Zachodzie. Jest tu smutek, nostalgia za legendą Starego Zachodu.
2. Larry McMurtry "Wszystko dla Billy'ego"
To z kolei coś dla ludzi, którzy lubią patrzeć na Zachód bardziej pod kątem pewnej groteski, czy przejaskrawień. Opowieść o Billy Kidzie, ale to raczej tylko nawiązanie do tej postaci, bo jednak realny Kid miał inny życiorys. Książka bardziej opowiada o tym, jak powstała legenda Dzikiego Zachodu, wszak jej narratorem jest twórca tzw. groszowych powieści, a więc ówczesnej literatury popularnej. Bardzo fajnie i przyjemnie się czyta. Kilka fajnych postaci, jak radykalna Katie Garza, czy lady Snow, albo Apacz Krwawe Pióro. Powieść zupełnie inaczej napisana niż większość westernów. Coś jak obyczajowy komediodramat przeniesiony na Daleki Zachód. Super!
3. Yackta-Oya (Sławomir Bral) "Patrol NWMP zaginął"
Pozycja dla kogoś, kto lubi tematykę kanadyjskiej policji konnej. Fajna, nieco duszna atmosfera. Autor świetnie trzyma napięcie. Połączenie westernu i powieści kryminalnej. Karol May nie ma nawet do tego przystartu.
4. Yackta-Oya (Sławomir Bral) "Złoty potok"
Kolejna powieść tego autora, również trzyma poziom. Kapitalne przygody, ciekawe wątki (np. nawiązanie do legendy Wielkiej Stopy), świetne napięcie. W powieści występuję kilka autentycznych postaci z historii Kolumbii Brytyjskiej, bo akcja toczy się właśnie tam w roku 1858, w czasie gorączki złota. Nawiązanie do wielu autentycznych postaci i wydarzeń. Jeśli chodzi o osadzenie w historycznych realiach Yackta-Oya bije na głowę tych wszystkich Karolów Mayów. Podobnie jak w "Patrol NWMP zaginął" kapitalne stopniowanie napięcia. Niby to powieść dla młodzieży, ale polecam tym nieco starszym. Twórczość Yackta-Oya to doskonały dowód na to, że literatura przygodowa, to nie tylko pościgi i strzelaniny. Jeśli czytaliście Maya, Wernica, Curwooda - to Oya bije ich na głowę. Jedynie skrewiona została kwestia broni palnej. W 1858 nie było Colta Peacemakera, zaś karabiny Henry, Spencer i Winchester miały dopiero się pojawić. Jest też tam epizod oddania strzału z ciężkiego Colta Walkera. To też chyba fantazja. Rzadko kto nosił te armaty przy pasie, a już szybkie wyciągnięcie jej z kabury raczej nie wchodziło w grę (Zapraszam do tematu "Broń palna na Dzikim Zachodzie"). Mimo tych uwag, to powieść kapitalna.
5. Krystyna/Alfred Szklarscy trylogia "Złoto Gór Czarnych"
Rozpisywał się nie będę, bo to już absolutna klasyka. W każdym razie kopalnia wiedzy o Indianach równin i ich dramatycznej historii kontaktów, a potem walk z białymi.
Napiszę, jak jeszcze coś sobie przypomnę.
Jest jeszcze George Owen Baxter.
"Głos krwi", "Biały Brat"
Raczej w stylu przygodowym.
Edit:
http://ponderosa.cba.pl/showthread.php?tid=67
Max Brand, prawdziwe imię i nazwisko to: Frederick Schiller Faust. Autor ten wydawał swoje powieści również pod pseudonimami: George Owen Baxter, George Evans, David Manning, John Frederick, Peter Morland, George Challis, Evan Evans oraz Frederick Frost.
Urodził się 29 maja 1892 w Seattle, zginął 12 maja 1944 we Włoszech) amerykański pisarz i dziennikarz, twórca powieściowych westernów. W okresie drugiej wojny światowej był korespondentem wojennym we Włoszech. Tam zginął.
Jako Evan Evans wydał cykl "Montana" na który składały się dwie powieści
1) Montana
2) Znów Montana
opowiadający o przygodach dzielnego "Młokosa" Montany.
Jako Max Brand wydał cykl "Gwiżdżący Dan"
Są to cztery powieści:
1) Nieposkromieni
2) Nocny jeździec
3) Siódmy człowiek
4) Córka Dana
Używał pseudonimu Max Brand również jako autor książek:
Biały wilk
Dolina szczęścia
Jeździec śmierci
Ludzie bez trwogi
Pogromca
Tajemnicze ranczo
Tajemniczy szept
Tajemniczy znak
Jako George Owen Baxter napisał:
Biały brat
Czerwony szatan
Daleka droga
Drewniana broń
Droga do San Triste
Głos krwi
Pościg
Przestępcy
Jest jeszcze, jeśli chodzi o powieści dla młodzieży, wydana w ramach kiedyś bardzo popularnej i raczej udanej serii młodzieżowej "Biblioteka Młodych" książka Bolesława Mrówczyńskiego "Cień Montezumy" ( http://allegro.pl/cien-montezumy-mrowczynski-i5122280566.html ). Opowiada o losach kilku powstańców styczniowych, którzy przez francuską armię dostali sie w tryby wojny meksykańskiej i oczywiście przeszli na "właściwą" stronę. Czytało się to z wypiekami na twarzy, choć rzecz jasna sprawa jest malowana czarno biało, a Juarez przedstawiony jak święty. Książka miała kilka wydań w PRLu.
Skończyłem czytać powieść "Krwawy południk" i prawdę powiedziawszy, mam po jej lekturze, dość mieszane uczucia. Na pewno nie jest to najlepsza powieść o amerykańskim Zachodzie ("Na południe od Brazos" Larry'ego McMurtry jest, co by tu nie ukrywać dużo lepsze; w ogóle McMurtry jest dla mnie lepszym pisarzem, ale to moje subiektywne zdanie), jest to książka dobra, może nawet bardzo dobra, ale pisanie o niej jako o wybitnej, jest co by tu nie ukrywać, mocno przesadzone.
W jednej z recenzji przeczytałem, że ta powieść to antywestern, w innej, że nie można jej nazwać antywesternem ani westernem, bo nie ma tu pozytywnych bohaterów. Widzimy tu, jaką wodę z mózgu zrobiłą ludziom tzw. "złota era westernu" i panowie Ford, Sturges i Hawks. Faktycznie, takie zbiorowiska psychopatycznych morderców, jak mamy w "Krwawym południku", nie ma ma w kilku, kilkunastu innych westernach razem wziętych, tym nie mniej, nie znaczy to, że to nie jest western. Zachodnie obszary USA w XIX wieku, to jednak była pewna historyczna rzeczywistość, i nie ma co temu nadawać konwencji w stylu fantasy. Wiele powieści awanturniczo-przygodowych i filmów, toczących się na USA-ńskim pograniczu to tak naprawdę fantasy na Dzikim Zachodzie (dla mnie trafiają tu tak różne dzieła jak "Winnetou" Maya, jak i większość tzw. spaghetti westernów). "Krwawy południk" to raczej nie jest fantasy na Dzikim Zachodzie. Znakomita część akcji toczy się pod koniec lat .40 XIX wieku i to widać. Bohaterowie strzelają z jednostrzałowych karabinów, rewolwery mają kapiszonowe; nie żadne tam winchestery i peacemakery i to jest już ogromny plus. Polowanie na indiańskie skalpy w północnym Meksyku, to też fakt; żadna fantazja. Meksykańska administracja nie potrafiła chronić własnych obywateli przed zagrożeniem ze strony Apaczów i Komanczów (to, co wyprawiali ci Indianie w pierwszej połowie XIX wieku w Meksyku to była momentami totalna demolka), więc używała najróżniejszych metod. W każdym razie pogranicze USA-Meksyk, tuż po zakończonej wojnie między tymi krajami, przedstawione jest jako to miejsce na Ziemi, o którym zapomniał Bóg. Oczywiście jeśli McCarthy zrobił bohaterami łowców skalpów (w realu skalpowali oni niemal wszystkich; zarówno pokojowo nastawionych Indian, jak i meksykańskich wieśniaków, których włosy były odpowiednio ciemne), to mógł dla równowagi, pokazać chociaż jakąś jedną szlachetną duszyczkę, ale na ten krok sobie nie pozwolił. Czy takie okrucieństwo rzeczywiście miało miejsce? Cóż, każdy kto zna historię Europy (choćby tej z pierwszej połowy XX wieku), wie dobrze, że jeśli dać komuś glejt bezkarności i dobrą broń, to będzie wyprawiał rzeczy, o których się filozofom nie śniło. Nie będę pisał o szczegółach, bo te pozna każdy, kto po książkę sięgnie.
Książkę przeczytać warto, ale jeszcze raz zaznaczam, to na pewno nie jest najlepsza powieść o amerykańskim pograniczu, ale za to, chyba najbardziej wstrząsająca.
Jako dodatkowy smaczek trzeba dodać, że postać przywódcy łowców skalpów, Glantona, wzorowana jest na jak najbardziej autentycznej postaci. Glanton w realu służył m.in. w Texas Rangers, tak jak bohaterowie "Na południe od Brazos". Jeśli poczyta się trochę autentycznych historii o pograniczu USA i Meksyku w latach .30/.40/.50 XIX wieku, to naprawdę działy się tam rzeczy straszne. Ludzkie życie naprawdę było mało warte. Aby być sprawiedliwym, to proceder stosowany przez meksykańskie władzę, niewątpliwie barbarzyński, miał też swoje odpowiedniki na ziemiach Ameryki Północnej kolonizowanych przez Anglo-Sasów. Więc niech nikt nie myśli, że było to typowe dla południowców "iberyjskie okrucieństwo". Zresztą by było jasne, Apacze i Komancze, przez wiele lat najeżdżali ziemię północnego Meksyku, zabijając, torturując i skalpując peonów, porywając kobiety i dzieci. Czy w tym świecie mogło się znaleźć miejsce dla szlachetnego Winnetou? Odpowiedź pozostawić trzeba Czytelnikom.
Cześć,
Kilkanaście już lat temu z zapartym tchem czytałem książki o dzikim zachodzie, wypożyczone z lokalnej biblioteki. W pamięć zapadła mi jedna, opowiadająca o losach kowboja, sławnego zarówno wśród indian jak i 'bladych twarzy', słynącego z posiadania strzelby o złotej lufie. Kowboj ten nie dbał o prezencję, sprawiał wrażenie biedaka i obdartusa, a więc jak był w jakichś barach to często chciano go wyrzucić, jakież było potem zaskoczenie barmanów gdy płacił im złotem zeskrobanym z lufy. Czy znajdzie się tu ktoś kto będzie w stanie przytoczyć tytuł tej książki?
Z góry dzięki!
Ja dorzucę mało znaną "lekka" lekturę :
"Przełęcz złamanego serca" Alistair MacLean
Akcja książki osadzona jest w roku 1873, więc mieści się w ramach Dzikiego Zachodu - tu jestem kompletnym laikiem. Napisałem lekką bo jak dla mnie to coś w stylu agenta 007 na dzikim zachodzie, tym niemniej przyjemnie się to czyta.
Szczegóły:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/29392/przelecz-zlamanego-serca-pocket
PS. Gwiżdżący Dan świetnie oddaje klimat westernowy
Czy ja wiem, nie jestem metalurgiem; pewnie jest to możliwe A strzelał z niej pociskami odlewanymi ze srebra
No literatura przygodowa lubi swoich bohaterów wyposażać w takie artefakty.
Ja chciałbym wspomnieć jeszcze o nieoficjalnej kontynuacji przygód doktora Jana i Karola Gordona (bohaterowie cyklu Wiesława Wernica). Napisał ją p. Wojciech Wójcik, a jej tytuł to "Czarna Gwiazda". Przeczytałem ją tak z ciekawości i w sumie całkiem niezłe. Akcja toczy się w drugiej połowie lat .90 XIX wieku w Kolumbii Brytyjskiej. Zaś główni bohaterowie tropią tajemniczą sektę. Fajnie się to czytało. Można to znaleźć w necie i samemu się przekonać.
@Galus Anonimus - tak to chyba o tą książkę mi chodziło, jeszcze przeczytam ją żeby się upewnić. Co do lufy to pewnie pomieszałem coś, jak tą książkę czytałem to mogłem nawet jeszcze nie wiedzieć co to kolba, a co lufa a jedyne co wiedziałem to że to część broni srebrne pociski brzmią ciekawie, mógłby od razu polować na różnej maści ostatnio popularne w filmach wampiry Dzięki Galus!
Ja z nim kilka lat temu mailowałem. Mam chyba gdzieś skan jednej strony tej powieści.
Twórczość Wiesława Wernica jest bardzo fajna, choć osobiście wyżej cenię powieści Yackta-Oyi (Sławomir Bral), ale o tym pisałem we wcześniejszym poście, więc nie ma sensu się powtarzać. A to mój subiektywny ranking "siedem wspaniałych" powieści z "Sagi traperskiej":
1. "Przez góry Montany"
Moim zdaniem najbardziej dojrzała pod względem pisarskim powieść Wernica. Mało jest tu schematycznych scen, w stylu strzelanin, pościgów itp rzeczy charakterystycznych dla westernów. To raczej taka "robinsonada", choć główny bohater, eksplorer Piotr Carr, bynajmniej nie znajduje się na wyspie bezludnej. Jest rok 1879 i jesteśmy w Montanie. Choć mamy tu kilka westernowych "rekwizytów" jak: agent Pinkertona, spotkanie z grizzly, niewola u Indian, to całość robi zupełnie inne wrażenie, niż podobne tego typu powieści. Nie ma brawurowo szybkiej akcji; wszystko jest za to bardziej wysmakowane i subtelne.
2. "Wędrowny handlarz"
Akcja toczy się w roku 1887, gdzieś nad Canadianem, być może częściowo północnym Teksasie i Nowym Meksyku. Doktor Jan oraz jego towarzysze trafiają na niedzielną wyprawę myśliwską zorganizowaną przez syna przemysłowca ze Wschodu. Na pierwszy rzut oka przypomina to western "Shalako", ale tam byli europejscy dyplomaci. Podobnie jak w "Przez góry Montany" nie ma tu śpiesznej akcji, sztubackich strzelanin i porwań, co powoduje, że czyta się to bardzo fajnie. Co najważniejsze, Czytelnik, ma nieodparte wrażenie, że taka historia mogła mieć miejsce.
3. "Znikające stado"
A tu mamy rok 1890 i jesteśmy w południowo-zachodniej Kanadzie. Tym razem rozwiązujemy tajemnicę kradzieży bydła na ranczu Jonathana Caldwella. Jeśli ktoś liczy, że będą tu pościgi, strzelaniny i masa trupów, to może być zawiedziony. Najbardziej krwawo jest w momencie, w którym wspomniane jest powstanie Metysów pod przywództwem Louisa Riela, które miało miejsce w roku 1885; swoją drogą szkoda, że Wernic albo Yackta-Oya nie napisali książki, której akcja toczyłaby się w czasie tej rebelii. To kolejna inteligentnie napisana powieść w odcieniach klasycznego kryminału, zaś jej pierwszy rozdział (zatytułowany "Czego lęka się Ben Halley"), to mój ulubiony pierwszy rozdział z całej sagi traperskiej.
4. "Gwiazda trapera"
Każda saga ma swój początek - znacie to hasło? Jest rok 1874, w Górach Czarnych wybucha gorączka złota, zaś Karol Gordon rusza na Zachód. Czego chcieć więcej?
5. "Old Gray"
Czemu akurat "Old Gray"? Nie wiem. Ranking jest subiektywny; ktoś powie, że lepsze jest "Słońce Arizony" albo "Colorado". Ja osobiście wolę opowieść o Siwowłosym. Być może dlatego, że nie ma w niej nic nadzwyczajnego; może dlatego, że czytałem ją jako ostatnią? Pojęcia nie mam... Ma jakiś, taki klimat, który mi szalenie odpowiada.Jest rok 1889, jesteśmy gdzieś na pograniczu zachodniej Kanady i USA (dokładniej Montana) -jakoś mi to pasuje.
6. "Wołanie dalekich wzgórz"
Trochę podobna sytuacja, jak z Siwowłosym. Historia wyprawy żaglówką, gdzieś w okolicach Yellowstone, i spotkanie z tajemniczym plemieniem Indian. Nie wiem, na ile to realistyczne, lecz czyta się bardzo przyjemnie.
7. "Tropy wiodą przez prerię"
Pierwsza przygoda doktora Jana miała miejsce w roku 1881 w południowo-zachodniej Kanadzie. Są lepsze powieści, ale tam jakiś taki czar. Mamy morderstwo, skarb... mamy żółtodzioba na prerii, Indian, kanadyjską konną policję. Polecam!
To koniec rankingu, który jest subiektywny, więc każdy może mieć swoje uwagi. Ktoś zapyta czemu "Znikające stado" a nie oferujące brawurową akcję "Słońce Arizony", czemu "Old Gray" a nie "Colorado"? Myślę, że po prostu każdy lubi coś innego. Ja wolę bardziej "nieśpieszne" tempo akcji, dlatego obecność w rankingu "Wędrownego handlarza" a brak "Na południe od Rio Grande", czy "Szeryfa z Fort Benton". Przy okazji chciałbym raz jeszcze zareklamować powieść p. Wojciecha Wójcika pt. "Czarna Gwiazda".
Zgodzę się, że "Przez góry Montany" to najlepsza powieść Wernica- opis burzy śnieżnej może iść w zawody z najlepszymi kawałkami prozy Curwooda czy Coopera. A scena z zastrzeleniem konia zapada w pamięć na długo...
Ale co do reszty, to powiedziałbym, że trzymają równy bardzo dobry poziom: przygody fascynujące, choć utrzymane w twardych realich epoki i geografii, dobrze zarysowana fabuła (ma ręce i nogi i duże prawdopodobieństwo wystąpienia zdarzeń), postacie bardzo ciekawe i różnorodne w całym cyklu, jednym słowem- nie podjąłbym się takiego rankingu, dla mnie to ten sam poziom raczej... Ale, jak pisałeś, to subiektywna sprawa odbioru książki.
Proponuje przeczytać "Patrol NWMP zaginął" Yackta-Oyi, kiedy główny bohater podróżuje saniami przez śnieżną pustynię, albo "Złoty Potok" tegoż autora; zwłaszcza, gdy główna bohaterka zostaje porwana przez bandytów, którzy uciekają przez górskie pustkowia Kolumbii Brytyjskiej na północ. Tam dopiero fajnie oddana jest taka "wrogość przyrody" wobec człowieka; nawet może nie wrogość, ale takie nieustanne poczucie zagrożenia. Tak się składa, że łatwiej opisać napad Indian niż burzę śnieżną, czy inne groźne zjawiska przyrody. Warto tu wspomnieć o czymś, co Emigrant nazwał "dużym prawdopodobieństwem wystąpienia zdarzeń". To w powieściach awanturniczo-przygodowych należy cenić najbardziej. Uważam, że trudniej jest stworzyć sensacyjną fabułę, ale mimo wszystko trzymać się pewnych obiektywnych realiów, zaś wielu pisarzy puszcza tu strasznie wodze fantazji. Wychodzi z tego straszne "odrealnienie"; takie "Mission Imposible" na Dzikim Zachodzie.
To "duże prawdopodobieństwo wystąpienia zdarzeń" jest związane z uprzednio wspomnianym "utrzymaniu w twardych realich epoki i geografii".
Wzięło sie to stąd, że pan Wiesław bardzo poważnie podchodził do tych rzeczy- studiował sprawy związane z historią i geografią Dzikiego Zachodu, nawet odwiedzał te miejsca, by wiedzieć o czym pisze- stara szkoła szacunku w podejściu do czytelnika.
Ja jestem Wernicem zafascynowany. Od kilkunastu lat. Napisał chyba 20 książek. 3 ech mi brakuje do pełnej serii.
Nigdy nie czytałem powieści, której akcja toczyłaby się w Oregonie lub Waszyngtonie, czyli na Północnym Zachodzie USA; bądź, co bądź to też tzw. Dziki Zachód. Co prawda plemiona indiańskie zamieszkujące Płaskowyż, nie były tak wojownicze jak te z Wielkich Równin, ale wszak nie samymi Indianami western stoi. Zna ktoś może książkę (może filmy), której akcja toczyłaby się właśnie na terenach dzisiejszych stanów Oregon lub Waszyngton?
Co do książek:
Powieść Alfreda Bertrama Guthriego, jr. uhonorowana w 1950 roku Pulitzerem, wpisuje się w nurt westernu "osadniczego"; najmniej zmitologizowanego, i - co charakterystyczne - niezbyt obfitującego w arcydzieła. Z dorobku filmowego zapamiętany został bodaj tylko western-kolos "Jak zdobywano Dziki Zachód" (1962). W nurcie tym brak typowego westernowego konfliktu, a ważniejsze jest pokonywanie kolejnych trudów wędrówki i ewolucja postaci w jej trakcie (w tym ujęciu western "osadniczy" jest w pewnym sensie prekursorem, tak bardzo amerykańskich z ducha, "filmów drogi").
Tak też jest w "Drodze na Zachód", której autor przedstawia modelową historię wyprawy grupy osadników z Missouri do dopiero zasiedlanego wówczas, czyli w l. 40 XIX wieku, Oregonu. Przebieg powieściowej wyprawy to wierne odtworzenie rzeczywistych warunków życia na tzw. Szlaku Oregońskim (bagatela - 3000 km!), którym całe rodziny przemierzały kontynent amerykański.
http://bibliomisiek.blogspot.com/2015/02/jada-wozy-b-guthrie-droga-na-zachod.html
Fajna książka, żonaty osadnik uwodzi nastolatkę, córkę innego osadnika, która zachodzi w ciążę, namówiony przez starego trapera, żeni się z nią młody chłopiec. Trochę obyczajówki, trochę akcji, duży realizm, styl przypomina mi trochę, Krzyżowców Kossak. Ja mam wydanie z 1968, chyba jedyne polskie.
Co do filmów:
Wagons West (1952)-http://www.imdb.com/title/tt0045306/
Zasadzka nad rzeka (1952)- http://www.imdb.com/title/tt0044413/
The Oregon Trail (1959)- http://www.imdb.com/title/tt0053145/
A tutaj mamy zapowiedź, nowiutkiego westernu z DiCaprio ( który już grał w Szybkich i martwych i Django) The Revenant https://www.youtube.com/watch?v=QRfj1VCg16Y
Może być dobre...
"Django" bardzo mi się podobał.
Z fajnych książek na temat północnoamerykańskiego pogranicza:
Grzegorz Swoboda - "Little Big Horn 1876"
To pozycja z cyklu "Historyczne Bitwy". Dobrze sprawnie napisana; nie jest to oczywiście beletrystyka, choć fragmenty robią wrażenie fabularyzowanego dokumentu. Autor przedstawia kwestię wojen z Indianami patrząc od strony białych osadników. Powiedziałbym, że to inna wizja niż ta przedstawiona w trylogii "Złoto Gór Czarnych". Z wieloma tezami autora można się nie zgadzać, z wieloma można dyskutować, tym nie mniej to naprawdę świetna napisana książka. Myślę, że mamy tu do czynienia z bardziej "twardym" podejściem do tematu, bez bawienia w przesadny sentymentalizm. Autor świetnie przedstawił kwestię specyficznego "zderzenia cywilizacji", które miało miejsce na północnoamerykańskich preriach.
Grzegorz Swoboda - "Batoche 1885"
Podobna sytuacja jak powyżej. Tematyka rebelii kanadyjskich Metysów jest niezwykle interesująca, ale rzadko podejmowana przez pisarzy. Chyba już napomknąłem, że szkoda iż Wiesław Wernic albo Yackta Oya, nie napisali powieści, której akcja toczyłaby się właśnie w trakcie tych wydarzeń. Świetnie łączy się z "Little Big Horn 1876", zwłaszcza w kwestii ucieczki Siuksów Siedzącego Byka do południowej Kanady. Książka bardzo ciekawa, bo podejmowane są w niej kwestie dotyczące całościowej historii Kanady, która u nas chyba nie jest zbyt dobrze znana. W każdym razie obie książki do przeczytania i do przemyślenia.
A przypomniałem sobie, o czymś jeszcze:
Thomas Mayne Reid - "Jeździec bez głowy"
Właściwie to nie wiem, czy o tej książce wspominać, ale bądź, co bądź to dla mnie przykład typowego, klasycznego "amerykańskiego westernu". Akcja powieści toczy się gdzieś między wojną meksykańsko-amerykańską a wojną secesyjną; w każdym razie, jakoś w latach .50 XIX wieku, w południowym Teksasie. Chyba w okolicach rzeki Neuces, bo dość często jest on chyba wspominana w powieści. Główny bohater to łowca mustangów, Maurycy Gerald. Jak to zwykle w tego typu powieściach bywa (ogólnie w literaturze awanturniczo-przygodowej), protagonista powieści, mimo że jest zdaje się być zwykłym mieszkańcem prerii, wcale takim do końca nie jest, ale o tym wszystkim dowiadujemy się w miarę rozwoju fabuły. Zostaje on oskarżony o zamordowanie brata pięknej Luizy, córki wielkiego posiadacza ziemskiego Woodleya Pointdextera. Oczywiście, że było ciekawiej Gerald i Luiza mają się ku sobie, zaś o wszystko zazdrosny jest kuzyn dziewczyny, niejaki Kasjusz Calahoun. Na dodatek po równinie zaczyna krążyć zagadkowy "jeździec bez głowy". Oczywiście nie muszę dodawać, że główny bohater będzie musiał oczyścić się z zarzutów, jakie się mu stawia... W sumie nic oryginalnego, ale... Książkę czytałem jakieś czternaście lat temu; no cóż latka lecą. Jeśli o niej piszę, to ze względu na sposób, jakim językiem cała historia została opowiedziana. To przykład typowej powieści dla młodzieży, napisanej w starym stylu. Nie ma tu więc epatowania okrucieństwem, historia uczucia między parą głównych bohaterów została opowiedziana bardzo nazwijmy to "delikatnie", nikt tu nie używa brzydkich słów. Dialogi są chwilami bardzo "arystokratyczne". Mayne Reid wydał tę powieść w roku 1866; można więc powiedzieć, że posłużył się być może "językiem epoki". Czy aby na pewno? To już chyba temat dla znawców literatury. W każdym razie to "omijanie" okrucieństwa, delikatny opis relacji damsko-męskich, wyraźne zarysowanie głównego bohatera, jako postaci na wskroś szlachetnej i pozytywnej - to chyba właśnie cechy typowego "amerykańskiego westernu", tego spod znaku Johna Wayne i Gary Coopera itd. Czytałem, że klasyczny literacki western zapoczątkował Owen Wister i jego "Wirgińczyk" (nie znam, nie czytałem), no ale chyba jednak "Jeździec bez głowy" był wcześniej.
Adam Bahdaj - "Czarne sombrero"
Ta powieść był już wspominana, na tym forum. To też w sumie klasyczny western - bardziej nawet klasyczny niż powieści Wiesława Wernica.Czytelnik ma tu cały westernowy sztafaż: jeździec znikąd, skorumpowany szeryf, tajemniczy bandyta terroryzujący okolicę, indiański skarb, mieszkający w górskich pustkowiach traper, rywalizacja między ranczerami... Warto o niej wspomnieć, że ma klasyczną cechę "eurowesternu", czyli pozytywne przestawienie Indian, w tym przypadku Czejenów. O ile jednak w utworach Maya (Apacze) i Wernica (Czarne Stopy, Nawahowie) mamy pewnego rodzaju sielankę, o tyle tu już nie jest tak wesoło. Czejeni mieszkają i głodują w rezerwatach. To pewnego rodzaju odmiana. Bahdaj napisał jeszcze powieść pt "Dan Drewer i Indianie". Niestety czytałem ją w tak zamierzchłych czasach, że nie odważę się o niej pisać.
To mój nowy zakup:
Szczerze polecam.
A tutaj zwiastun filmu , który powstał na podstawie tej książki:
https://www.youtube.com/watch?v=7usbQ-VaQKk
Tylko wstawka: podziwiam filmowców amerykańskich. Z niepiśmiennych pastuchów bydła zrobić bohaterów narodowych. I zarobić na tym wątpliwie artystycznym temacie morze kasy...
To tak, jakby nasi filmowcy nakręcili 800 filmów z chłopami pańszczyźnianymi w roli głównej (nikogo nie obrażając).
A skąd wiesz , że w tym filmie zrobiono z niego bohatera narodowego?
Bo w książce tego nie ma. Mocno film odbiega od książki?
Ostatnio w USA pewne ożywienie w westernach:
FORSAKEN - https://www.youtube.com/watch?v=pC3UD5KVVBo
JANE GOT A GUN - https://www.youtube.com/watch?v=64nyd2wfrsM
Slow West - https://www.youtube.com/watch?v=pFfsTsdJfF8
Bardzo polecam książkę S. C. Gwynne'a pt. Imperium księżyca w pełni. Wzlot i upadek Komanczów. Kim są główni bohaterowie dzieła, chyba nie ma co tłumaczyć; tytuł mówi sam za siebie.
Całość napisana jest w formie reportażu, czy też długiego eseju, nie jest to typowa pozycja historyczna. Są momenty, kiedy autor, który zresztą jest dziennikarzem, bardziej pokazuje się jako zręczny twórca literatury popularnej, niż jako historyk. W każdym razie warto przeczytać. Mi momentami stylem pisania przypominało to nieco "Polskę Piastów" Jasienicy. Podobna lekkość stylu, barwny opis. Człowiek się nie nudzi, kiedy to czyta.
W książce przedstawiony są losy autentycznych postaci, które na stałe wryły się w dzieje Amerykańskiego Zachodu, a przed wszystkim Teksasu. Dość dobrze przedstawione są tu los chyba najbardziej znanej "białej żony" Indianina, czyli Cynthii Anna Parker. Na jej przykładzie autor doskonale pokazuje, jak blisko a jednocześnie daleko były "dwa światy": Komanczów i białych osadników. Co ciekawe, Gwynne, podchodzi do sprawy od strony, nazwałbym to, cywilizacyjnej, można określić obiektywnej. Nie rysuje więc stereotypowych obrazów "szlachetnych dzikusów" i "zachłannych bladych twarzy", ani też w drugą stronę: "krwiożerczych czerwonych diabłów" i "dobrodusznych osadników", lecz stara się raczej racjonalnie wytłumaczyć taki a nie inny stan rzeczy. Coś takiego próbował zrobić Grzegorz Swoboda w "Little Big Horn 1876", chyba jednak nie do końca mu to wyszło. Komancze Gwynne'a to więc naród wojowników i doskonałych kawalerzystów, wojna jest ich naturalnym żywiołem, tak jak woda dla ryby, i pod tym względem autor nie ukrywa tego stałej rysy charakteru swych bohaterów. Mam tu więc opisy wszelkich możliwych okrucieństw, gwałtów, aktów bestialstwa, jakie musiały się stać udziałem ofiar indiańskich wojowników. Z drugiej strony są biali, dla których ziemia zamieszkana przez Indian, musi stać się ich własnością, zaś zabicie Indianina nie jest bynajmniej traktowane jak zabicie istoty ludzkiej. Mamy więc dwie strony, nieprzejednane w swej wrogości do siebie. Kiedy się to czyta, to każdy, kto choć pobieżnie interesuje się historią, zada sobie pytanie, czy konflikt białych z Indianami, który nieraz traktuje się w sposób dziwnie wyjątkowy, nie był po prostu kolejnym ciągiem wojen, jakie można było obserwować w różnych częściach świata i różnych epokach. Wojny Komanczów z Teksańczykami, są więc tu kolejnym aktem trwałego konfliktu zamieszkującego równiny narodu nomadów z osiadłymi rolnikami i farmerami, którzy dopiero co opuścili gęste lasy Wschodu USA i trafili na rozległy, trawiasty step. Gwynne dokłada jeszcze ciekaw określenie, że przecież wszystko, to działo się jakby w "zakrzywionej czasoprzestrzeni", wszak biali, byli już dziećmi "wieku pary i żelaza" (przy wszystkich nieścisłościach tego określenia), zaś Indianie byli łowcami z odległej, prehistorycznej epoki.
W każdym razie książkę jak najbardziej warto przeczytać. Moja ocena to 8.5 / 10.
Dość głośna ostatnio książka "Bracia Sisters" Patricka deWitta. Dość oryginalna fabuła, dużo czarnego humoru. Nawet film zrobiono z Joaquinem Phoenixem i Johnem Reilly.
Jan Szczepański: "Czarne wampumy głoszą wojnę". O powstaniu Pontiaca. Dobrze się czyta, dużo faktów.
Przy czym literatura awanturniczo-przygodowa była w Polsce popularna już wcześniej.
To raczej wczesne skręcenie w stronę powieści o Indianach jest specyficzne - częściowo to chyba jakaś wyprzedzająca studia postkolonialne identyfikowanie się z "szlachetnym dzikusem" (tak jak nas widział Fryderyk Wielki). W jeszcze większym stopniu zaś wykorzystanie cech nowego ustroju, który imperialistycznych historyjek nie lubił - chyba że dotyczyły klas uciskanych, tym lepiej jeśli uciskał Amerykanin.
Tak, ale pre-PRLowska powieść awanturnicza miała jeszcze w sobie dużo "misji białego człowieka", oraz kalizmów i piętaszkizmów. Indianie północnoamerykańscy zaś stali się u nas dzięki PRL czymś, co sami Jankesi podchwycili na dobre dopiero gdzieś kilka dekad później - duchem wolności i natury.
Bycie podbitym jako dominujący wątek tam nie wystepuje (USA funduje sobie to wyłącznie w formie SF), ale w Polsce na pewno miało konkretne skojarzenia.
© Historycy.org - historia to nasza pasja (http://www.historycy.org)