Królestwo Polski i Litwy 1815 - kliknij, aby przejść na forum
historycy.org > Forum > Historia - pozostałe sekcje > Zabawy historyczne
jkobus
Nie jest istotne jak do tego doszło. Znaczy: jak znam życie, zaraz się okaże, że tak i bez dopowiedzenia całej prahistorii nie ruszymy z miejsca. Dla mnie w każdym razie to nieistotne - bo nie na polityce (a przynajmniej nie WYŁĄCZNIE na polityce) chciałbym się tu skupić.

Jak pewnie wiecie (albo i nie - ale nie powstrzyma mnie to przed uzewnętrznieniem się...) NIE WIERZĘ w historię. W sensie - w historię jako "sensowny i logiczny bieg dziejów". Historia uczy tylko jednego - że nigdy, nikogo, niczego jeszcze nie nauczyła. Ludzie odkąd istnieją zapiski i świadectwa coś mówiące o ich działaniach popełniają wciąż te same błędy, ulegają wciąż tym samym przesądom i namiętnościom. Łatwiej im wywołać wojnę, o której z góry wiedzą, że nie mają żadnych szans na jej wygranie, a skutkiem będzie totalna ruina kraju - niż przyznać się do błędu. Historyk, który twierdzi, że odkrywa jakieś "prawa dziejowe" - bredzi. Wszystko co jest niezmiennikiem w dziejach, to tzw. "wiedza pozaźródłowa", czyli właśnie - to, co wiemy o ludzkich namiętnościach, słabościach, błędach (w szczególności piję tu do tzw. "błędów poznawczych" - bez których historia wojen na ten przykład - jest nie do pojęcia!) i urojeniach. Cała reszta to sen pijanego idioty. W dodatku spisany na zasadzie arbitralnie dokonanego wyboru przez osoby trzecie, na podstawie tego, co sam śniący idiota zeznawał o swoim pijanym zwidzie po 30 latach...

Tylko w podręcznikach dzieje jawią się jako zorganizowany, spójny i logiczny ciąg zdarzeń: wynika to z arbitralnego doboru faktów, które się przytacza (przy wszystkich "wielkich rewolucjach" dość konsekwentnie pomija się ofiary - np. ofiary "rewolucji przemysłowej", albo ofiary "rewolucji agrarnej"...) oraz twórczej - niekiedy bardzo twórczej - interpretacji (do tej rodziny należą wszystkie polskie opisy powstań, co to - co prawda - kończyły się kompromitującymi porażkami i totalną wycinką - ale za to "umacniały ducha narodowego": ma ktoś blade chociaż pojecie, jak wygląda "duch narodowy" i dlaczego żywi się krwią, łzami i zmarnowanym majątkiem..? Do kategorii "twórczych interpretacji" zalicza się też - najczęściej - efekty działania wszystkich bez wyjątku rządów. Rządy bowiem, co do zasady, w miarę sensownie zajmują się tylko jednym: jak tu pozostać przy władzy - i skołować jakąś kasę na "rządzenie". To, co robią przy okazji, a więc różne "polityki" - to z zasady, dzięki działaniu "efektów zewnętrznych", przynosi skutki dokładnie przeciwne pierwotnym założeniom - rola historyka w tym, aby udowodnić ogromną mądrość i przenikliwość rządu, który wprawdzie nie miał bladego pojęcia, co wyniknie z zastosowanej polityki - ale najwyraźniej zastosował ją natchniony proroczym duchem, bo przecież bez owej polityki - kraj by zginął z kretesem i nie byłoby żadnego "postępu"...).

Wszystko to wynika z samej istoty uprawiania historii. Co to jest "fakt historyczny"? "Fakt historyczny" to zdarzenie które - ZDANIEM historyka - godne jest zapamiętania. Subiektywizm i arbitralny dobór zdarzeń są z nami od samego początku - do samego końca, czyli do wypięcia piersi po ordery dzięki stworzeniu nowej wersji "polityki historycznej" (na ten przykład...).

I o to właśnie mi chodzi w tym wątku!

Żebyśmy spróbowali sobie zrekonstruować "narrację historyczną", która zaistniałaby w polskiej historiografii GDYBY przez cały wiek XIX (1815 - 1914 OTL, ATL - a Dyabli wiedzą, może być dłużej - zaraz opiszę...) istniało sobie najzupełniej niepodległe "Królestwo Polski i Litwy", które w roku 1815 otrzymuje Fryderyka Augusta Wettyna jako króla i granice następujące: dawne terytorium Prus (zlikwidowanych w 1807 roku - i NIE ODBUDOWANYCH po klęsce Napoleona) na wschód od Odry + Łużyce (w tym dawne Łużyce saskie: Fryderyk August oddaje swoja część Łużyć KPiL Hieronima Bonaparte w 1807 roku w zamian za Brandenburgię - na wschód od Łaby - oraz tytuł królewski i nominalną "suwerenność") + ex-szwedzkie Pomorze Przednie (zajęte w roku 1809) + cały zabór austriacki, od 1772 roku licząc, razem z Bukowiną + Śląsk Cieszyński + Orawę i Spisz na północ od "Grzbietu Polskiego" (wszystko to zajęte w roku 1809) + III zabór rosyjski + większość II zaboru rosyjskiego: WXL w granicach "naturalnych", czyli po Dźwinie, Berezynie i Dnieprze, a dalej granica po Prypeci, Horyniu, Słuczy, do granicy przedrozbiorowej (zajęty w 1807 roku).

KPiL ma unię personalną z Królestwem Saksonii i Brandenburgii (acz niekoniecznie takie same zasady dziedziczenia, więc trony mogą się rozejść po Wettynach z czasem).

W Europie nie ma Prus. Co oznacza, że w poszukiwaniu równowagi europejskiej NIE występuje "zasada legitymizmu". Królestwo Hanoweru dziedziczy całe terytorium napoleońskiego Królestwa Westfalii + całe terytorium odebrane pokonanej Francji - poza terenami Zjednoczonego Królestwa Niderlandów. Jest tylko 6 państw niemieckich: Austria, Hanowr, Saksonia - Brandenburgia, Bawaria, Wirtembergia i dwie Meklemburgie.

Są tylko trzy państwa włoskie: Królestwo Sardynii dziedziczy wszystkie tereny anektowane przez Bonapartego we Włoszech poza Rzymem i całe terytorium napoleońskiego Królestwa Italii. Neaopol wraca do Burbonów. Papież ma sam Rzym "z ogropdem" - za to jego suwerenność gwarantują wszyscy sygnatariusze traktatu.

Aleksander I, który ATL jest takim właśnie cynicznym manipulatorem, jak go niektórzy polscy historycy malują sam wprawdzie rezygnuje z nabytków terytorialnych dla Rosji - ale za to pozbywa się Prus i upokarza Austrię. W latach 1809 - 1813 istnieje efemeryczne, napoleońskie Królestwo Węgier, z Muratem jako królem. Aleksander zgadza się na powrót Franciszka I na tron w Budzie - ale za cenę rezygnacji z jakichkolwiek innych zdobyczy (poza "Prowincjami Iliryjskimi") oraz utrzymanie odrębności Węgier - z bardzo demokratyczną konstytucją.

W ten sposób na zachód od Rosji jest niespójny blok sasko - polski oraz osłabiona, dualistyczna monarchia habsburska. Droga na Bałkany stoi otworem! A przy tym - nikt nie zarzuci carowi "imperializmu", czy "ekspansjonizmu": opinia publiczna Albionu jest rozbrojona...

No i teraz pytanie: na co w tej rzeczywistości będą narzekać Polacy..? Nad czym będzie biadał Mickiewicz? O czym dygresje opowiadał Słowacki? Słucham państwa...
Tromp
Rzecz zasadnicza: jaki toto ma ustrój?
jkobus
Taki jak OTL Kongresówka
Prawy Książę Sarmacji
Na dobry początek chce tylko wspomnieć, że szanuję Cię jkobusie za niekonwencjonalne podejście (nie żeby pierwszy raz) smile.gif

Zaś co do narzekania to zależy. Klasycznym podziałem będzie liberałowie-tradycjonaliści. Może w przypadku różnic w dziedziczeniu czy jakiejś uzurpacji konflikt między poszczególnymi liniami rodu jak w Hiszpanii. Zwłaszcza jeśli Wettynowie średnio się polonizują - wybieramy sobie tego, który jest najbardziej polski. Albo w drugą stronę - idziemy wariantem hanowersko-brytyjskim.

Skoro mamy Śląsk to industrializacja i klasycznie pojawienie się socjalistów na większą skalę.
Inne typowe sprawy XIX - wieczne, różnice majątkowe w społeczeństwie.

Realchief
Ja jednak bym prosiło objaśnienie czemu granice wschodnie KPiL (swoją drogą skąd ta nazwa skoro jest państwo unitarne?) wyglądaj jak wyglądają, bo tego zrozumieć nie mogę.
jkobus
Bonaparte nieco bardziej pobił Rosjan - a cyniczny manipulator Aleksander wykorzystał to, aby pozbyć się zbędnego garba w postaci Polaków. W zasadzie wystarczyłoby w tym celu oddać Litwę. Ale to by jednak niektórych Polaków pozostawiło niezadowolonymi. Z drugiej strony, powrót do granicy przedrozbiorowej to przesada - nawet cynicznego manipulatora mogłoby po tym spotkać zadławienie. Dlatego proponuję Litwę po Berezynę i jakiś kompromis na Ukrainie. Na której rzece ten kompromis przebiega, to mi wszystko jedno...

KPiL dla zaznaczenia, że NIE jest to prosta kontynuacja RON - i że, wyjściowo, składa się z dwóch różnych terytoriów.

Tu od razu mała zagadka dla Kolegów. "Mamy Śląsk". OK. Ale co to właściwie znaczy? OTL Księstwo Warszawskie korzystało pełnymi garściami z kadr i dorobku nie aż tak odległych czasów stanisławowskuch, tudzież z zasobów (materialnych i organizacyjnych) pruskich. A i tak np. formowania wojska w 1807 - bardzo przypominało pospolite ruszenie. Dobrowolny, spontaniczny udział szlachty był niezbędny. Do końca zresztą: dzięki temu, można było przez dwa lata nie płacić urzędnikom, a jakoś to dalej szło.

Jak sobie wyobrażamy rządzenie Śląskiem, jeśli tamtejsza szlachta nie zechce dobrowolnie i spontanicznie współpracować..?
Realchief
Rozumiem granicę zachodnią i południową. Spełnia się nasz mokry sen i jesteśmy syci i zadowoleni. To można wyjaśnić likwidacją Prus i roszadami Napoleona.
Na wschodzie proponuję by Napoleon wygrał bitwę od Krasnym i zgotował Kutuzowowi prawdziwą matnię. Rosja nie jest zdolna do kontynuowania marszu na zachód, Napoleon wie, że nie ma sensu pchać się na wschód, bo nie ma szans. W efekcie tego Aleksander zostaje przez swoje otoczenie przekonany do negocjacji pokojowych. Na tratwie na Dnieprze (jak tradycja to tradycja) zostaje zawarty kolejny pokój i ustalone granice Polski. W Ukrainę się Napoleon za bardzo nie wbił więc będzie tam mniej. Tak czy siak granice są i Aleksander je uszanuje.
Rosja rany wyliże, Anglicy dosypią tu i ówdzie kasy (Fryderyk August da się kupić i zastąpi Prusy) i VI koalicja się zawiąże. Napoleon jakoś panicznie armii nie rozwinie bo nie ma powodu i kończy na Elbie jak skończył.
W takim wypadku Saksonii ani Polski (ważnego członka antynapoleońskiej koalicji) nijak się ruszyć nie godzi i wszystkie nabytki zachowa. W dodatku ktoś musi Anglikom Prusy zastąpić, a kandydat jest tylko jeden.

28 czerwca 1812 to sejm KW jednak restaurację Królestwa Polskiego, a nie RON czegoś innego ogłosił.

Trzeba sensownie ustalić, jaką to linię Panowie na owej tratwie na mapie pociągnęli.

Stworzenie normalnego aparatu urzędniczego jest nieodzowne.
Mikołaj Spytek Ligęza
To skoro są mniej więcej zakreślone szkice tego KPiL to ja może wrócę do tematu - jak to sobie ułoży politykę historyczną, co pogadają Mickiewicz i Słowacki itp. Jeżeli kończymy jako członek koalicji antynapoleońskiej - to pewnie na początek wypada wyrzucić mit napoleoński. Podręcznik do historii może brzmieć tak:

"Pod koniec XVIII wieku Polska próbowała przezwyciężyć anarchię, ale światłym mężom stanu epoki oświecenia, mimo usilnych starań i całkowitego poświęcenia siebie i swych korzyści dobru ojczyzny ( w końcu ci sami panowie lub ich dzieci teraz rządzą wink.gif ) państwo przejściowo upadło. Ale niezłomny duch walki i umiłowanie wolności nie pozwoliły Polakom długo trwać w niewoli. Po wielu latach bohaterskiej wojaczki staliśmy się na powrót Polakami (oczywiście sami - o Napoleonie cisza smile.gif ) odnawiając upragniony przez Naród związek z Saksonią, której władca, tak tradycyjnie Polakom bliski podniósł na powrót Koronę Królestwa Polskiego, przywracając jej zawsze do niej przynależne ziemie śląskie, cierpiące dotąd uciemiężenie od rozbójnika pruskiego.... " etc. Ogólne hasła propagandowe: monarchia - dobra, saksonia- dobra ( całkiem inne spojrzenie na okres saski w XVIII wiecznej RON), ruchawki społeczne - generalnie niedobre, ale to co było do tej pory trzeba jakoś wpasować (konfederacja barska - ruch niezbyt mądry, ale chcieli dobrze (bo byli konserwatywni i lubili Sasa smile.gif ) . Konstytucja 3 maja dobra (tuszujemy szczegóły), insurekcja kościuszkowska - zła (potępienie za konotacje z rewolucją francuską, to przez insurekcje upadła Polska - taki ma być obraz docelowo, ale początkowo podawany łagodniej - np przez pryzmat stosunkowego umiaru Kościuszki na tle Jasińskiego czy mówienie o męstwie żołnierzy. Epopeja napoleońska opowiedziana jak dzieje legionów Piłsudskiego walczących po stronie państw centralnych - ile wlezie o samym wyzwoleniu Polski, maksymalnie mało o hegemonii Francuzów. Narracja o końcu wielkiej historii (nawiązania do dawnej chwały oręża, ale wobec "normalności" niepodległości już bez nadmiernej egzaltacji. Romantycy zapewne zafascynują się orientem i może powstanie coś w rodzaju polskiego "Giaura" Będą też narzekać na opresyjne państwo, bezduszność oświeconych itp, zafascynują się ludem i Sarmatami jak w otl - tylko że pewnie bardziej w wymiarze opowieści o duchach w zamkach, waśniach sąsiedzkich etc, ewentualnie pogaństwem, dawnymi zmaganiami przodków etc - a odpadnie lub bardzo zbiedniej martyrologia. Niewykluczone, że Pan Tadeusz stanie się opowieścią o zmaganiach tradycjonalistycznego Sarmaty z machiną biurokratyczną smile.gif . Romantyzm pewnie będzie miał znacznie mniejszą siłę oddziaływania. Szybko na pierwszy plan wyjdą konflikty społeczne, może nieco później narodowe. Władza raczej będzie tłumaczyć, że dobrze jest jak jest. Ogólnie zapewne "linia polityczna" historii będzie dużo bardziej ... nudna smile.gif . Będzie mowa o tym, jak naprawiono "nieporozumienie rozbiorów" i jak sprawiedliwe są nowe granice. Prawdopodobnie Ślązacy i Polacy będą trochę drzeć koty i utrzyma się duża odrębność.
Realchief
KW zapewne będzie traktowane w kategoriach KP z OTL.
Dobrze, że powstało bo to była jedyna szansa i z niego KP powstało, ale Napoleon be.
Zrobił to dla swoich interesów, a nie nas (akurat prawda), łupił i nadużywał, wykorzystywał i wykrwawiał (Samosierra).
Wobec tego mądry Fryderyk August zrobił woltę, która nam przyniosła wielkie korzyści.

Swoją drogą to powinno zbudować zupełnie inną mentalność Polaków, nie honor i martyrologia, a chłodne kalkulacje i szukanie okazji.

Książę Józef zapewne będzie miał zgryza z tą woltą, ale przysięgał królowi to się podporządkuje i poprowadzi armię na Francję.

Bitwa pod Waterloo, to się dopiero będzie działo w historiografii. Wielkie Polskie zwycięstwo. Brytyjczycy już mieli oddać pola, ale się pojawiły pod wieczór polskie posiłki i przechyliły losy bitwy na rzecz koalicji.



Za naturalną granicę wschodnią Polski to przez cały XIX wiek uważano Dniepr. Z poprawką, że ne południe od Prypeci to za bardzo wojsk napoleońskich nie ma to proponuję jako granicę: Dźwina, linia Witebsk-Orsza (oba jako graniczne w Polsce, ewentualnie ten 1 dla Rosji) następnie po Dnieprze do ujścia Prypeci, po Prypeci, Użu, Słuczy i Uszycy do Dniestru.
jkobus
Niech ta, niech ta - jak, podobno, mawiał Sabała (co i tak wiemy tylko od Witkacego...).

Co prawda raczej kombinowałem w kierunku takim, żeby w dziejach Bonapartego jak najmniej zmienić, za to uczynić Aleksandra I takim, jakim go polscy historycy (starszej daty głównie) malują: cynicznym manipulatorem, z wyrachowaniem udającym liberała i przyjaciela Polaków.

Faktem jest, że taki Aleksander nie musiałby niczego zgoła Polsce oddawać: po prostu zgodziłby się (symulując opory przez całe trzy kwadranse - na użytek przyszłych historyków niemieckich, rzecz jasna) na likwidację Prus - przy odrobinie zręczności uzyskując tron polski albo dla siebie, albo dla Konstantego (dla Konstantego w sumie lepiej, bo kłopot z głowy - z tym, że Konstanty był w tym momencie jedynym możliwym następcą tronu, Mikołaj był za młody, więc ewentualnie bracia by się podzielili tronami później...). Gdyby mu zależało na liberalnej enklawie w Rosji (co nie jest takim głupim pomysłem - szczególnie w świetle okoliczności śmierci Pawła...), to by u siebie oktrojował "Królestwo Litwy", symulując przed czynownikami, że to Napoleon gwałtem go przymusił i nie było wyjścia. Potem równie ochoczo zgodziłby się na redukcję Austrii do czesko - austriackiego kadłubka, a w Wiedniu jego jedynym partnerem do rozmowy przy stoliku byłby Castlereigh z Wellingtonem: Franciszek z Metternichem tak by wisieli u carskiej klamki, jak Fryderyk Wilhelm z Hardenbergiem OTL (tym bardziej, że nie mając obciążenia w postaci Prus, car mógłby grać do woli Steinem i jego "Komitetem Niemieckim", bez trudu sprowadzając Austriaków do parteru...). Trochę liberalnej retoryki (w tym solenne potępienie handlu niewolnikami) - i Londyn ratyfikowałby Aleksandrowi wszystko, co ten nabył i trzymał: strefę wpływów, której OTL dopiero Stalin się dorobił - nierównie większym kosztem. Potem jakiś rosyjski historyk pisałby o Napoleonie jako o "lodołamaczu" Aleksandra I...

Z tym, że taką opcję już ćwiczyliśmy - a w sferze, która mnie tutaj najbardziej interesuje, nie daje to tak wielkiej wolności wyboru jak wariant, w którym Rosja się po całości od Polski odstosunkowuje. Tym samym - zabawa byłaby gorsza, bo bardziej przewidywalna.

Wracając do ad temu:

1) Żeby skutecznie rządzić Śląskiem, oligarchia polska będzie musiała dokooptować śląską. Innego wyjścia nie widzę. Śląsk to jakieś 20 - 25% ludności i pewnie ze 40% wpływów podatkowych. Jak von Pleiss w Książu kichnie - pan prezes Rady Stanu z Warszawy przybiegnie z chusteczką. Haftowaną rzecz jasna. Pytanie - ilu takich von Pleissów (wiem, że to nie najlepszy przykład, ale za mało wiem o arystokracji śląskiej, żeby podawać lepszy...), których koniecznie trzeba tak honorować jest - i czego oni mogą chcieć, gdy już się rozsiądą wygodnie w Warszawie..?

2) Narracja "oficjalna" zwykle jest dwuwątkowa. Jest wątek "bardziej oficjalny", używany na akademiach i uroczystościach, oraz wątek "tolerowany", obejmujący pewien wybór teorii nieco różnych od narracji "najbardziej oficjalnej", ale mieszczących się w granicach "pro-państwowości". Te wątki mogą się czasem zamieniać miejscami: za tzw. "komuny", a przynajmniej w jej schyłkowym okresie, "hurrapatriotyczno-powstańczo-piłsudczykowska" narracja historyczna była tolerowana. Teraz jest oficjalną treścią "polityki historycznej" - za to tolerowana jest narracja "ludowo - nacjonalistyczna", która wcześniej robiła za "wersję oficjalną". Świadomość historyczna przeciętnego Polaka to dość przypadkowy kolaż tych dwóch narracji (z dodatkiem "narracji pro-europejskiej", lubo to tylko u "wykształciuchów").

3) Spór między "oświeceniowcami" a "romantykami" jest oczywistą oczywistością. Spór ten nakłada się na drugi: między konserwatystami a liberałami - dając macierz czterech możliwych postaw ideowych. Można być "oświeceniowcem - konserwatystą" (zapewne mainstream polskiej oligarchii), "oświeceniowcem - liberałem" (sieroty po jakobinach, które z wiekiem nie zmieniły poglądów plus może jakiś rodzynek w postaci pojedynczego fana Burke'a), "romantykiem - liberałem" (zapewne mainstream "młodej" opozycji z lat 1820 - 1850) i "romantykiem - konserwatystą" (postsarmatyzm, ewentualnie skrzyżowany z modą na "ludowość", fascynacją folklorem i afirmacją "starych, dobrych czasów": stosunków feudalnych i sarmackiego republikanizmu). Oświeceniowi konserwatyści mają Kajetana Koźmiana: niestety, w zawodach z Mickiewiczem, pan Kajetan i OTL ani zipnął jak kipnął i popadł w zapomnienie. Jedyny "murowany" kandydat na romantycznego konserwatystę to Ignacy Kraszewski - resztę trzeba uważać za "ideowe mieszańce", z przewagą jakiejś postawy.

4) OTL mieliśmy - na skutek rozbiorów - zadziwiające w skali europejskiej fenomeny. Np: rewolucyjnie nastawioną drobną szlachtę. Normalnie jest to warstwa skrajnie konserwatywna - bo, wobec materialnego ubóstwa, każda zmiana grozi jej deklasacją. U nas szlachtę zagrodową i nieposesjonatów poza nawias stanu uprzywilejowanego spychali przede wszystkim zaborcy - do tego stopnia, że stała się ona matecznikiem i paliwem nawet najbardziej radykalnych ruchów rewolucyjnych. Jak to będzie ATL? Nie można bezrefleksyjnie przyjąć, ani że tak samo, ani że inaczej. Nigdzie w Europie warstwa ta nie była aż tak liczna! Stanowisk dla wszystkich chętnych na pewno nie wystarczy - a zmiany gospodarcze nieuchronnie pchają tę część stanu szlacheckiego (70% jego ogólnej liczby) do miasta, tworząc swoisty "proletariat inteligencki". Drugi fenomen, to skala zaangażowania księży (oczywiście głównie z niskich szczebli hierarchii) w takie same ruchy rewolucyjne. Coś podobnego powtórzy się dopiero w drugiej połowie XX wieku w Ameryce Łacińskiej, jako "teologia wyzwolenia". Nad tym także trzeba się pochylić.

5) Najbardziej wpływowym intelektualnie filozofem XIX wieku był Hegel. Który w naszej ATL staje się poddanym króla Saksonii i Brandenburgii. Przyznaję, że zdążyłem zapomnieć większość z tego, co o nim wiedziałem - 30 lat temu. Na pewno żyje w zupełnie innym świecie niż Hegel, jakiego znamy. Saksonia nijak nie zastępuje Prus! Nikt jej nie da Nadrenii. Nie pełni "Wacht am Rhein" (chyba, że w ramach jakiejś międzynarodowej "Armii Renu" pod brytyjsko - hanowerskim dowództwem). Nie pretenduje też do zjednoczenia Niemiec (które jest dość wątpliwe), ani do roli "najbardziej racjonalnie zorganizowanego państwa świata". Czy wpłynie to na poglądy Hegla

Dojeżdżam do Śródmieścia, tyle na razie.
Realchief
Oczywistym jest, że monarchia Wettinów nie pełni straży nad Renem, ale po części jednak w buty Prus wchodzi będąc najsilniejszym państwem między Francją a Rosją (przynajmniej na północ od Alp i Karpat). Na dodatek jest względnym nuworyszem, jak "mocarstwo" więc w opinii LOndynu jako jego pistolet czy raczej szabla na kontynencie nadaje się znakomicie.
jkobus
Najsilniejszy jest Hanower. Nie ma restytucji całej północnoniemieckiej drobnicy, "zmediatyzowani" przez Bonapartego książęta idą na żebry, Hanower zajmuje wszystko od granicy z Francją po Łabę.

Co i tak nie wystarczy - i konieczna jest stała obecność wojskowa lądowej armii brytyjskiej na Kontynencie. Plus kontyngenty pozostałych sygnatariuszy alternatywnego traktatu paryskiego.
Realchief
Jak rozumiem mapa Europy postnapoleońkiej wygląda pi razy drzwi tak.
[attachmentid=25758]
jkobus
Tak. Jeśli nie było "Stu Dni", bo Napoleon od razu trafił na św. Helenę, a nie na Elbę (którą dostał tylko dzięki sentymentalizmowi Aleksandra I), to Francja może mieć kilka pogranicznych twierdz w Belgii i może Saarę. Ale to detal.
Realchief
Zakładam, że było 100 dni bo czemu nie i Polacy po Waterloo to taki fajny akcencik.

Jak patrzę na tą mapę, to Warszawa w końcu jest tam gdzie powinna czyli prawie idealnie na środku państwa.
Widać też, że Mołdawia będzie punktem rywalizacji z Rosją.
jkobus
Kawiarka się nam zepsuła, jadę do pracy bez kawy: nic mądrego nie napiszę. Apeluję tylko o powrót do meritum. Kilka uwag:

1) Granice zachodnie i południowe sięgają daleko dalej niż KTOKOLWIEK wówczas w Polsce chciał. Nie miałem z tym problemu, gdy zakładałem, że Napoleon po prostu wykroił godny tron dla brata. Wówczas i pozyskanie Łużyc i Pomorze Przednie - ma sens. Ale jeśli chodzi od początku o Fryderyka Augusta - to się nie klei. W ogóle mowy nie na, żeby ktoś spoza rodziny Bonapartych tyle dostał. No, ale to szczegół w sumie...

2) Zastanówmy się może nad alternatywnymi poglądami i utworami co ważniejszych autorów: Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego - na początek?

3) Brak "garba narodowego" powinien ich nakłonić do większej koncentracji na bardziej uniwersalnej tematyce (będą dzięki temu może lepiej zrozumiali dla cudzoziemców?). Mickiewicz jako "mistyk ludowości i demokracji"? Słowacki jako piewca nowego ducha kapitalizmu? Krasiński, wiadomo - "anty-Hegel", Kasandra wieszcząca horror nadchodzącej rewolucji...
xxxxf
Słowackiego jednak bym widział koncentrującego się na problematyce władzy, religii oraz tego, co nieograniczona władza polana sosem religii może zrobić z człowiekiem. W OTL jedne z jego pierwszych utworów - "Mindowe" oraz "Maria Stuart" usiłowały mniej-więcej to pokazywać, więc bez sprawy narodowej Słowacki zostałby przy tym. Być może poszedłby też w stronę prasłowiańskich korzeni, będąc piewcą Słowiańszczyzny na niwie literackiej. To, co bym widział jak alternatywne dzieło Słowackiego widziałbym jakąś "Lechiadę", luźno opartą na wątkach legend polskich i kroniki Wincentego Kadłubka.
jkobus
Dobrze - może tak być. OTL Słowacki był jednak także spekulantem giełdowym, nie tylko poetą. ATL będzie spekulował pewnie głównie w kraju - może się spektakularnie przejechać na jakimiś krachu giełdowym (rynek płytszy niż paryski, to i wachania kursów potencjalnie większe...), co może - choć nie musi - wywrzeć wpływ na jego światopogląd..?
xxxxf
QUOTE(jkobus @ 14/05/2019, 10:26)
Dobrze - może tak być. OTL Słowacki był jednak także spekulantem giełdowym, nie tylko poetą. ATL będzie spekulował pewnie głównie w kraju - może się spektakularnie przejechać na jakimiś krachu giełdowym (rynek płytszy niż paryski, to i wachania kursów potencjalnie większe...), co może - choć nie musi - wywrzeć wpływ na jego światopogląd..?
*



Nie sądzę. On nie spekulował swoimi pieniędzmi, spekulował pieniędzmi rodziców. To wyklucza go w roli "piewcy kapitalizmu", ponieważ typowi piewcy kapitalizmu sławili ciężką pracę i oszczędność jako drogę do bogactwa.
jkobus
Dobrze. Co z Mickiewiczem? Jeśli Słowacki odkrywa "słowiańskość", to Mickiewicz "litewskość"? Krasiński zaś pozostaje "łaciński", folklorem się nie interesując? Jeśli Słowacki zastanawia się nad psychologią władzy i relacją władca - Bóg, to Mickiewicz podchodzi do tego samego problemu z punktu widzenia relacji poddany - władca/obywatele - rząd? Krasiński zaś straszy grozą totalnej władzy "Pankracego", opiewając zarazem (za Tocquevillem...) uroki intymnej, osobistej więzi feudalnej..?
Realchief
Naprawdę o tym chcą koledzy dyskutować, a nie np. o gospodarce Polski w XIX wieku gdy nie jest stłamszona rozbiorami?
Ze Szwecją się trzeba zakolegować, bo żelazo z zagłębia Staropolskiego to bida z nędzą, do połowy wieku to jeszcze jeszcze, ale potem?
Za regulację Odry i Wisły i kopanie kanału między nimi przez Zagłębie trzeba się brać, żeby rudy jakoś transportować.
jkobus
W dziesiątkach wątków to omawialiśmy. Łącznie z tym, jak przeprowadzić uwłaszczenie i jakie rasy bydła i owiec promować. Nudy na pudy..!

Tymczasem - poza Piegziowym "Królestwem Kongresowym", wiele lat temu, kultura, sztuka, ideologia i ruchy polityczne - leżą w naszych wątkach i kwiczą. Trzy zdania na krzyż, jeśli w ogóle!
Jacpi
QUOTE(jkobus @ 15/05/2019, 9:56)
W dziesiątkach wątków to omawialiśmy. Łącznie z tym, jak przeprowadzić uwłaszczenie i jakie rasy bydła i owiec promować. Nudy na pudy..!

Tymczasem - poza Piegziowym "Królestwem Kongresowym", wiele lat temu, kultura, sztuka, ideologia i ruchy polityczne - leżą w naszych wątkach i kwiczą. Trzy zdania na krzyż, jeśli w ogóle!
*


Bo to jest najmniej przewidywalne. Zależy w dużej mierze od stanu "ducha" twórcy. Ja wątku o Mątwach staram się przemycić Bacha do RON ale idzie to jak po grudzie bo analizując jego twórczość w powiązaniu z tym co w tym czasie robił i gdzie był, to może się okazać, że Bach wcale nie będzie jakimś wybitnym kompozytorem, a przynajmniej nie tak tak znanym jak OTL. To samo możne się przytrafić naszym twórcom . Mickiewicz będzie natchnieniem małoletnich panienek z tanich pensji, które będą się zaczytywać jego sonetami czy innymi miłosnymi wierszami. Może nie napisać dzieła na miarę "Pana Tadeusza" a biorąc pod uwagę jego charakter to wcześniej odleci w mistycyzm.

Z takich kwiatków kulturowych to mogę na 90% stwierdzić ze w przypadku braku Wielkiej Emigracji muzyka Chopina nie będzie taka znana chyba, że sam wyemigruje i będzie wycierał parkiety salonów paryskich. Mazur być może nie wejdzie jako taniec obowiązkowy do kanonu choreografii. (Nie będzie balów u Czartoryskiego smile.gif ) Natomiast sądzę , że kontusz utrzyma się jako strój odświętny i być może państwowy . Może inauguracja obrad nowo wybranego Sejmu będzie odbywała się w kontuszach ? Tak samo będzie obowiązywał przy wszystkich ważnych wydarzeniach i świętach państwowych ?
jkobus
Jeśli powrócą "mundury wojewódzkie" z czasów stanisławowskich, to jest szansa na utrzymanie co najmniej takiego statusu kontusza, jaki ma szkocki kilt, czy tradycyjny strój japoński: jako stroju oficjalnego, odświętnego, w niektórych sytuacjach towarzysko - ceremonialnych - wymaganego.

Powiedziałbym, że jak chodzi o idee polityczne - to są one, jako produkt "czystego, spekulatywnego rozumu" bardziej przewidywalne od politycznej rzeczywistości. Choćby dlatego, że pretendują do spójności i logiczności. Na tej zasadzie nasze wątki w HA są - bez wyjątku - dużo bardziej logiczne od dziejów prawdziwych. Co innego dywagować sobie na spokojnie przed ekranem komputera, przy kawce - a co innego ponosić realną odpowiedzialność w realnym świecie. A to tylko wierzchołek góry lodowej...
jmamjer
Hmmm, patrząc na tę mapę Europy alternatywnej sądzę, że Polska z dużo większym wybrzeżem pewnie zwróciłaby dużo większą uwagę na kwestie morskie. W połączeniu z naszym zamiłowaniem do fantazjowania na temat dawnej historii, dałoby to pewnie jakieś historie o epickich podróżach zamorskich itp. Pewnie też większą uwagę zwrócilibyśmy na Bornholm, być może kwestia słowiańskości Bornholmu stałaby się (wspierana oczywiście przez politykę władz) jednym z nowych mitów (założycielskich?) w literaturze, niczym mityczna Atlantyda. Równocześnie pewnie kwestia Kresów stałaby się dużo mniej istotna, zwłaszcza z mniejszymi (w stosunku do 1771) terenami na Podolu. Z drugiej strony pewnie kwestia Śląska przejawiałaby się w literaturze dużo częściej i np. powrót do granic lechickich byłby jeszcze częściej podkreślany niż w PRLu. Pewnie nie byłoby też nurtu ukraińskiego w polskiej kulturze, bo mniej interesowałyby nas poszczególne grupy etniczne na naszych terenach, poza Polakami i Litwinami.
jkobus
Nie widzę związku akurat Bornholmu ze "słowiańskością". Dlaczego Bornholm? Co niby takiego jest na Bornholmie?

"Ukraińskość" wymaga dyskusji. W OTL Galicji Rusinów było znacznie mniej niż w ATL KPiL - a jednak, "ukraińskość" im zasponsorowano. Nie wiem dlaczego ATL książęta Ogińscy nie mieliby sponsorować "litewskości", a Potoccy - "ukraińskości"? W obu przypadkach te hobby były raczej spontaniczne...
jmamjer
QUOTE
W OTL Galicji Rusinów było znacznie mniej niż w ATL KPiL - a jednak, "ukraińskość" im zasponsorowano.


Ile to "zasponsorowanie" miało wspólnego z zaborami i ruchem pansłowiańskim/wielkoruskim/moskalofilskim, a ile z naszymi interesami na tych terenach? I jak wpływała na to wszystko rusyfikacja polskich terenów i postrzeganie Rosji jako największego wroga Polski? Po co miano by promować jakieś inne ruchy polityczno-społeczne niż polonizację ludności?

QUOTE
Nie wiem dlaczego ATL książęta Ogińscy nie mieliby sponsorować "litewskości", a Potoccy - "ukraińskości"?


Bo pewnie Polacy bardziej realnie by patrzyli na kwestie rozbudzania niepotrzebnych aspiracji narodowych, które - było nie było - byłyby wymierzone w nas samych. Zwłaszcza, że "nowoodzyskana" Polska miałaby pewnie w dobie Wiosny Ludów i po, potrzebę umacniania swej legalności, poprzez pokazywanie pokrewieństwa, nie odrębności między mieszkańcami.

QUOTE
Nie widzę związku akurat Bornholmu ze "słowiańskością". Dlaczego Bornholm? Co niby takiego jest na Bornholmie?


Dlaczego akurat Bornholm? Bo ma duże znaczenie, jeśli chodzi o kontrolę nad Bałtykiem, a (zwłaszcza, gdyby jak tu napisano, Wielka Brytania "przelała" na nas swe wsparcie, co musiałoby wywierać wpływ na dostrzeganie przez Polaków kwestii morskich), to przy tak znaczącym wybrzeżu Polska starałaby się pewnie uzyskać większą pozycję, a Bornholm leży zaraz na północ od nas (zwłaszcza w tym ATL). Poza tym, kwestia "słowiańskości" Bornholmu w dobie rozbuchanych nacjonalizmów pewnie i tak by się pojawiła. A co w nim takiego? Po prostu można go wykorzystać jako bazę wspierającą działania morskie na południu Bałtyku, nie mówiąc np. o kwestii artylerii wybrzeża (jak mówimy o okresie przełomu XIX i XX wieku). Nic poza tym, szczerze mówiąc, ale ile to razy kultura szła ramię w ramię z polityką?
Realchief
Z Morzem to się zgadza. Tylko czemu Bornholm? Clou będzie Rugia, faktycznie słowiańska, z mityczną Ankoną.
Dużo dużo tego typu klimatów: https://sunsofhyperborea.wordpress.com/2016...sevolod-ivanov/
jkobus
Owszem, zwłaszcza wspieranie Ukraińców było pomyślane jako krok antymoskiewski. Ale nie tylko. Przed ostatnią ćwiercią XIX wieku nikt nie zdawał sobie sprawy, że Ukraińcy czy Litwini mogą mieć własne aspiracje polityczne - różne od polskich. Nie ma żadnego powodu, aby ATL myślano bardziej perspektywicznie. Nieuchronnie zatem, pojawi się moda na folklor i zainteresowanie językiem "ludu". Liberalni "społecznicy" będą fundować wydawnictwa w językach "ludowych" i szkoły. Potem zaś juz samo pójdzie...

Nie rozumiem kwestii Bornholmu. Do czego on niby miałby być potrzebny..? Zapewniam, że przed I wojną światową nie istniały takie działa, które miałyby zasięg umożliwiający ostrzelanie czegokolwiek ważnego z Bornholmu - a przez następne 40 lat i tak nie dałoby się takiej "Grubej Berty" wycelować w nic mniejszego od Paryża...
jmamjer
QUOTE
Z Morzem to się zgadza. Tylko czemu Bornholm? Clou będzie Rugia, faktycznie słowiańska, z mityczną Ankoną


QUOTE
Nie rozumiem kwestii Bornholmu. Do czego on niby miałby być potrzebny..? Zapewniam, że przed I wojną światową nie istniały takie działa, które miałyby zasięg umożliwiający ostrzelanie czegokolwiek ważnego z Bornholmu - a przez następne 40 lat i tak nie dałoby się takiej "Grubej Berty" wycelować w nic mniejszego od Paryża...

Bez dwóch zdań Rugia będzie ważniejsza, może trochę za daleko poszedłem z tym "mitem założycielskim", po prostu przy rozważaniach o słowiańskości i morzu, musi się pojawić kwestia jakiejś polskiej "Atlantydy" (bo trudno tak znany mit pominąć). I Bornholm jest tu chyba jedynym kandydatem. Skoro mógł powstać mit Polski od morza do morza, jako jedna z najważniejszych idei związanych z naszym położeniem (nie przeczę, że opartym na sytuacji faktycznej z XV-wieku, ale jednak to tak do końca takie proste nie było...), czemu w dobie fantazjowania nie mógłby powstać pomysł potęgi Bałtyckiej?

Jeśli chodzi o kwestie militarne, to Bornholm ułatwiałby potencjalną blokadę przejścia z Bałtyku dla Rosji, a coś mi się zdaje, że mimo wszystko w tym ATL do konfrontacji z Rosją pewnie by kiedyś doszło. Zresztą rzut oka na mapę wystarcza, by zobaczyć, że między Rugią a Szwecją idealnie byłoby oprzeć się o tenże Bornholm. Przy ataku "z zewnątrz" (chociaż to w sojuszu z Wielką Brytanią mniejszy problem), też byśmy mogli użyć tych terenów. Zresztą mniejsza z Bornholmem, to i tak tylko temat Zabaw, a była to jedynie moja luźna idea, jak by to mogło wyglądać.

Poza tym nie chodzi o jakiś wielki zasięg dział z wyspy, po prostu o to, że wyspę trudniej zatopić. smile.gif
jkobus
O sojuszu z Wielką Brytanią na razie pisał tylko kol. Realchief. W jakiejś perspektywie taki alians jest oczywiście możliwy - ale bynajmniej nie wchodzimy w rolę Prus i nie jesteśmy brytyjskim cynglem na kontynencie.

O jakiejkolwiek konfrontacji z Rosją będzie można mówić dopiero po normalizacji stosunków z Wiedniem. A to mi się wydaje mało prawdopodobne przed rokiem 1850. Po prostu wcześniej Austriacy nie dogadają się z Węgrami - więc nie ma z kim i czego normalizować.

Dopiero sojusz Wettynów z Habsburgami mógłby, teoretycznie, próbować przeciwstawić się Rosji. Pod warunkiem, że znalazłby własną sempiternę w wychodku..
Realchief
Nie pisałem o żadnym sojuszu, bo UK w żadne sojusze nie wchodziło. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że na kimś na kontynencie się musieli Anglicy oprzeć, a kandydat jest tylko jeden.
jkobus
Tak - Hanower. Póki co połączony unią personalną z Wielką Brytanią i dopakowany wszystkim, czym się dało - z całkowitym pogwałceniem "zasady legitymizmu", która w tej ATL pewnie nawet nie zostanie wspomniana w Wiedniu.

Przeciw Francji, Londyn ma trzech sojuszników: Zjednoczone Królestwo Niderlandów, Hanower i rownie jak Hanower naszprycowaną sterydami Sabaudię.

Wielkim przegranym jest Austria, która odzyskuje zaledwie - mało co warte - Prowincje Iliryjskie i jeszcze musi znosić ustrojową odrębność Węgier.

Taka Austria nijak nie pomoże Wielkiej Brytanii przeciw Francji. Prus nie ma. Saksonii nie da się rozciągnąć po Ren. Stąd rozpaczliwiec w postaci szprycowania Hanoweru i Sabaudii (na wzór OTL Holandii).

KPiL może wejść w orbitę brytyjskich zainteresowań dopiero wtedy, gdy Londyn poczuje się zaniepokojony obecnością Rosji na Bałkanach. Co jednak nijak się nie zapowiada wcześniej jak w końcu lat 30-tych.

Wtedy też Londyn może uznać za sensowne zainwestowanie w pognębioną Austrię, tj. przede wszystkim - w doprowadzenie do wypracowania jakiegoś modus vivendi między obrażonym Wiedniem a Mediolanem (gdzie pewnie przeniesie się stolica "Królestwa Italii") i Warszawą.

Zatem przez co najmniej 20 do 25 lat KPiL będzie pozostawione samemu sobie (no, może jakiś "traktat gwarancyjny" i udział w międzynarodowej Armii Renu, może jakieś patrole morskie przeciw piratom i handlarzom niewolnikami - w każdym razie nic, z punktu widzenia Warszawy naprawdę istotnego...). Przy co najmniej chłodnych stosunkach z Austrią.

W gruncie rzeczy wymusza to utrzymanie przynajmniej poprawnych stosunków z Petersburgiem.

Jeśli Aleksander I i Mikołaj I nie wykorzystają tego "złotego okienka" na dojście do Bosforu - to tylko przez własną nieudolność...

W dłuższej perspektywie rysuje się "Entente cordiale" Paryża i Petersburga vs "sojusz centralny" Wiednia, Warszawy i Hanoweru. Mediolan będzie lawirował, bo z każdym drze koty - i od każdego żąda bakczyszu.

Ale to tak najwcześniej około 1850...
jmamjer
Dobrze, zostawmy aspekt wojny z Rosją, za to wróćmy do kwestii bardziej związanych z kulturą. Zastanawiało mnie zawsze, czy gdyby Polska nie znajdowała się pod zaborami, taki Nietzsche też uważałby się za Polaka, a samych Polaków za nadludzi? Czy mogłoby stać się tak, że Niemcy zaczęliby uważać swych wschodnich sąsiadów za kogoś lepszego od siebie, patrząc jak Polska odzyskała niepodległość, likwidując dodatkowo Prusy i odbierając Austrii co nie jej?

Byłaby to zapewne ciekawa odmiana: zamiast Nazizmu i Hitlera mielibyśmy być może jakiś ruch wymierzony w innych sąsiadów, u których z kolei w takiej rzeczywistości dostrzegano by słabość, zamiast u nas. O ile oczywiście doszłoby do wojny światowej, a potem rewanżyzmu w Niemczech, co wcale oczywiste nie jest. Właściwie takie rozdrobnienie państw niemieckich mogłoby zapobiec ich połączeniu się w przyszłości, co pewnie zapobiegłoby aż takiej eskalacji działań zbrojnych. A może w ogóle doszłoby do jeszcze dłuższego okresu pokoju? Właściwie, czemu tylko do 1914?

Na chwilę jeszcze wracając do literatury, fajnie byłoby też zastanowić się, co powstałoby zamiast takich "Dziadów"? Czyżby właśnie tu "weszły" opowieści o słowiańskiej Rugii i dawnych obrzędach?
Realchief
Nie zgadzam się z Jkobusem.
Owszem Polska w buty Prus nie wejdzie, ale wzmacnianie Hanoweru wzmacnianiem, a Anglia i tak musi postawić na najsilniejsze państwo nie będące Francją, Rosją czy Austrią czyli na Polskę.

A gospodarka się jednak będzie diametralnie różnić od tej z wątku o Królestwie Kongresowym chociażby, terytorium zupełnie inne, a przede wszystkim nie ma dostępu ani do rynków ani surowców z Rosji.
jkobus
Niby dlaczego Wielka Brytania coś "musi"..?

Nikt się nie drapie, jeśli go nie swędzi.

Po doświadczeniu wojen napoleońskich, nadrzędnym zadaniem brytyjskiej dyplomacji jest nie dopuścić do powtórnego zdominowania Kontynentu przez którekolwiek mocarstwo, ze wskazaniem na Francję. OTL było to zresztą dość skomplikowane - upór Aleksandra I w forsowaniu JEDNOCZEŚNIE dwóch sprzecznych programów politycznych: odbudowy państwa polskiego i zachowania mocarstwowych Prus - wepchnął zdesperowanego Castlereigha prosto w szeroko otwarte ramiona chytrusa Talleyranda i niewiele mniejszego chytrusa Metternicha, skutkiem czego stanął sojusz Wielkiej Brytanii z dopiero co pokonaną Francją i z Austrią. Dopiero ucieczka "Korsykańskiego Potwora" przywróciła jedność zwycięzców i przymusiła ich do znalezienia kompromisu.

Przez następne 15 lat Brytyjczycy spłacali swoje astronomiczne długi, walczyli z handlem niewolnikami i z piractwem, tudzież - w sojuszu z Francją i, pośrednio, także z Rosją - wywalczyli niepodległość Grecji.

Jakoś nie widzę, żeby w tym czasie na kimś się "opierali"!

Wraz z rewolucją lipcową powrócił chytrus Talleyrand i znowu - pojawiło się mizianie Londynu i Paryża w obronie Belgii, potencjalnie zagrożonej przez Rosję i Prusy. Na mizianiu się skończyło, bo Berlin pokazał środkowy palec Mikołajowi I - nie ze względu na jakieś specjalne stosunki z Londynem, tylko dlatego, że 15 lat po wskrzeszeniu państwa dosłownie z niczego - Prusy nie były gotowe na żadne awantury. Zresztą ich brak gotowości trwał następne 30 lat - w tym czasie nawet z maleńką Danią sobie nie poradzili!

Owszem, zjednoczenie Niemiec oraz zjednoczenie Włoch spotkało się z entuzjastyczną reakcją brytyjskiej opinii publicznej. Zapewne wyzwolenie i zjednoczenie Polski w XIX wieku też mogłoby na taką konkietę liczyć.

Tylko co z tego wynika..?

Brytyjscy przedsiębiorcy sporo inwestowali w Niemczech - ale czy to jest "opieranie się"..? To jest biznes. Brytyjscy przedsiębiorcy inwestowali także w Chinach. I co z tego..?

Do pogorszenia się stosunków między Wielką Brytanią a Francją doszło dopiero pod koniec XIX wieku - w efekcie intensywnego rozdrapywania kolonii po 1880 roku. Pogorszenie to było krótkotrwałe dzięki Wilhelmowi II i jego programowi zbrojeń morskich.

Wcześniej, mniej - więcej od końca lat 30-tych, na głównego potencjalnego przeciwnika awansowała - ponownie - Rosja. Z uwagi na zagrożenie dla brytyjskiego "kręgosłupa Imperium" w postaci Morza Śródziemnego.

Reasumując:
1) W tej ATL Aleksander do końca "roztańczonego kongresu" robi za ukochanego misia i wzór cnót: nie miesza ani w Polsce, ani w Niemczech i w ogóle - liberał nad liberały. Talleyrand z Metternichem obgryzają paznokcie w bezsilnej złości. JEDYNYM brytyjskim bólem głowy jest poskładanie "kordonu sanitarnego" wokół Francji - i z tego powodu upada "zasada legitymizmu". Wpędzając tym sposobem Metternicha w jeszcze gorszą depresję. Wątpię, czy chłop to przeżyje...

2) Z drugiej strony - konieczność zachowania brytyjskiej armii lądowej na kontynencie wywoła poważne reperkusje domowe. Czy lord Wellington długo utrzyma się przy władzy w ogniu wściekłej furii City, zaniepokojonego o rentowność obligacji..?

3) Tym mniej Wielką Brytanię stać na jakąkolwiek aktywną politykę gdzie indziej. Długi będą malały wolniej niż OTL. Pytanie, czy Londyn przyłączy się do wojny o niepodległość Grecji..?
Realchief
Dziwnym trafem nie inwestowali we Francji,Rosji czy Austrii, ciekawe czemu.
I przecież o tym właśnie a nie czym innym piszę w kwestii stawiania, bo na czym innym by miało ono polegać? Na sojuszu? Wolne żarty.
Clou są inwestycje w naszą gospodarkę (pożyczki, know how oraz inwestycje stricte).

Poza tym wcale nie uważam by ktoś musiał koniecznie nad samym Renem siedzieć. Czy jakaś licząca się siła militarna będzie od owego Renu 3 dni marszu czy tydzień nie ma znaczenia.

W takim a nie innym układzie gwarantem równowagi na kontynencie jest właśnie władztwo Wettynów stojące zarówno Rosji w drodze na zachód jak Francji na wchód, jego więc trwanie jako liczącej się siły jest jak najbardziej Anglii na rękę.

Teoretycznie tę rolę mogłaby też pełnić Austria, ale raz, że słabiej, a dwa chyba na stawanie na nią nie pozwoliłby Anglikom historyczne zaszłości.

jkobus
To nieprawda, że Brytyjczycy nie inwestowali we Francji, Rosji czy Austrii. Inwestowali. Nie tak intensywnie jak w Niemczech, ale to jest oczywiste: rynek niemiecki obiecywał najwyższą stopę zwrotu.

ATL nic się nie zmienia, a nawet jest łatwiej: Hanower ceł na brytyjskie towary nie wprowadzi. Możliwa jest taka symbioza jak wcześniej, w XVIII wieku, z Portugalią. O ile jednak Portugalia eksportowała na rynek brytyjski głównie wino (i brazylijskiego złoto), to Hanower zapewne wyspecjalizuje się w stali.

Wettynowie równie dobrze mogą się dogadać z Francją i podzielić Hanowerem ("sąsiad mojego sąsiada jest moim najlepszym przyjacielem") - co Wielka Brytania może skontrować, dogadując się z Austrią i/lub Rosją...
Realchief
Wettynowie niczego nie rozbiorą. Saksonia samodzielnie jest na to za słaba, a Polska nie ma w tym żadnego interesu.
jkobus
Polska nie ma interesu w żadnych zmianach terytorialnych: na zachodzie i południu ma więcej niż ktokolwiek w tej epoce mógł chcieć - w najbardziej mokrych snach. Na wschodzie zaś pozostało tylko kilka wielkich majątków (żal Białej Cerkwii Branickich...) - bez likwidacji liceum kamienieckiego i uniwersytetów w Wilnie i Warszawie nie będzie Polaków w Kijowie (w każdym razie nie w takiej liczbie jak OTL), czy w Dorpacie lub w Petersburgu i generalnie, jest duża szansa na "ostrą" granicę etniczną, zgodną z przebiegiem rozgraniczeń międzypaństwowych.

Ogólnie - "sasko - polski konglomerat z ograniczoną odpowiedzialnością" jest tak samo "zamknięty" w "pułapce średniego państwa", jak - omawiana na HA - "pruso - polska". Wielkiego mocarstwa z tego nijak nie będzie. Choć - na pewno jest to państwo dużo większe i z dużo lepszymi SAMODZIELNYMI perspektywami, niż Polska międzywojenna czy dzisiejsza.

Wiele zależy od rozwiązania "kwestii etnicznej" - i nie ma tu żadnych "złotych recept", ani gotowców do skopiowania.

Nota bene: jakaś forma fascynacji Słowiańszczyzną (i pierwszymi Piastami niejako przy okazji) jest oczywiście pewna. Jednak porozumienie z elitą śląską, o którym pisałem - jest potrzebne JUŻ. Czyli na samym starcie nowego państwa, w roku 1807. W roku 1807 jest to elita niewątpliwie niemiecka... Nie będzie to zatem takie proste i jednoznaczne także w przyszłości..!

Ktoś ma pojęcie, jak wyglądała administracja i sprawowanie władzy w napoleońskim Królestwie Westfalii? Bo to by była najlepsza analogia.

Tworząc wątek i myśląc o Hieronimie jako pierwszym królu, wręcz założyłem sobie, że brat podeśle mu administratorów, instruktorów do wojska - i tym sposobem brak spontanicznej współpracy ze strony śląskiej szlachty nie będzie tak istotny. No, ale skoro to ma być Wettyn - to i na Francuzów nie należy zbytnio liczyć...
Realchief
Morze Czarne będzie jednak kusić. O "polskiej" Mołdawii się jednak będzie pamiętać.
Droga ekspansji kolonialnej też jest otwarta.

Ostra granica etniczna w dużej mierze będzie też wynikać z braku likwidacji cerkwi grekokatolickiej.
Mapa z wiki jest jak dla mnie podejrzana, ale wynikałoby z niej, że w zasadzie w Polsce nie ma prawosławnych, a w Rosji niewielu unitów, którzy zostaną zaraz zaorani.

Wielkiego mocarstwa rzecz jasna nie będzie, ale ja w tym problemu nie widzę. 5 pozycja na świecie to naprawdę nie jest źle, poziomem życia zapewne będziemy kłaść Rosję na łopatki.

Na Francuzów zapewne faktycznie nie ma co liczyć, ale na sieroty po Prusach w jakimś stopniu już tak. Tu zresztą trochę liczyłem właśnie na postawienie na nas Anglików (na pewno we flocie smile.gif ).
jkobus
W 1807..? W 1807 to trzeba jakoś improwizować nowe "legie" ze Śląska, Pomorza i Prus - tymczasem kadr z trudem starczyło na to, co było OTL plus naprawdę niewielka nadwyżka wykorzystana do ostatka najpierw w Galicji w 1809, potem na Litwie w 1812 - korpus litewski w rezultacie nie zdążył osiągnąć zdolności bojowej przed rejteradą Bonapartego mimo, że był bardzo skromnie obmyślany.

No ale dobrze - to są Zabawy, nie takie "grzechy pierworodne" tu uchodzą. Grunt, że "Warszawka" już w 1807 MUSI jakoś się dogadać ze śląskimi localsami. I tylko naturę tego dogawora musimy rozkminić - bo będzie on miał konsekwencje dla całej reszty dziejów, tak politycznych, jak kulturalnych, nowego państwa. Zadałem w związku z tym dwa pytania pomocnicze:
1) Wiemy, kim jest "Warszawka" (Łubieński, Poniatowski, Potocki i paru innych). Kim są Ślązacy..? Kto - personalnie - tyle znaczył na pruskim Śląsku A.D. 1807, żeby był partnerem do rozmów i przybicia piątki..?
2) Czego ci Ślązacy mogą chcieć w 1807 - i jak będą ewoluowały ich poglądy w latach następnych..?

Ktoś coś wie..?

Po 1815 na pewno możemy sobie nająć tylu Anglików, na ilu będzie nas stać. Trzeba im tylko płacić żołd. Wielka Brytania z przyjemnością zobaczy kilka fregat pod polską banderą zwalczających niewolnictwo i piractwo. Nie będzie też miała nic przeciwko podzieleniu się "brzemieniem białego człowieka" - pod warunkiem, że nie naruszymy jej interesów. Pytanie, czy nas na to stać i kogo to w ogóle będzie interesować..?

Północna Mołdawia - może, może. Ale to Rosja musiałaby wyciągnąć za nas kasztany z ognia, czyli: pobić Turcję. I chcieć się podzielić. Ewentualnie - po 1850 roku Londyn może namówić i nas i Wiedeń do trwałej okupacji księstw naddunajskich - jako sposobu ochrony Cieśnin przed Rosją.

Tyle, że nie obstawiałbym wyniku wojny, jaka by z tego wynikła...
Realchief
Dogadać się trzeba z Panami (kolejność dowolna):
Hans Heinrich VI Hochberg
Krystian Fryderyk Karol Hohenlohe-Langenburg-Kirchberg
Wilhelm Karl von Dyhrn-Schönau (przy okazji pruski minister)
Leopold Armand Graaf Gaschin
To cztery najpotężniejsze rody Śląskie.

A czego mogą chcieć? Spokoju i możliwości bogacenia się jak każdy inny.
W sumie jak na mój gust Polska im daje większe możliwości ku temu niż Prusy.


Nas głównie w Mołdawii interesuje Gałacz bo to pełnomorski port, a jeśliby powstał kanał Wisła-Dniepr-Prut to ho ho.
jkobus
Usiłowałem - na miarę możliwości - dowiedzieć się czegoś więcej o tych panach. Niestety, nie bardzo mi się to udało.

Mam jednak refleksję - kto wie, czy przypadkiem bardzo słabe i nieskuteczne działania elit polskich o odzyskanie Śląska, nawet wtedy, gdy wydawało się to łatwe (w czasie wojen husyckich, w czasie wojny 30-letniej) nie wynikały z tego właśnie: Śląska nie dałoby się po prostu inkorporować. Jak Prus Królewskich które, pozostawione samym sobie jak chodzi o swoje sprawy wewnętrzne, do polityki ogólnopaństwowej praktycznie się nie mieszały. Jak Inflant. Czy jak dowolnych pustek na Wschodzie.

Śląsk trzeba by dopuścić do współrządów. Podzielić się władzą nad CAŁYM państwem, a nie tylko nad samą prowincją. A na to Krakówek - a potem Warszawka: nie miały ochoty...
To jest wersja pozbawiona grafik. Jeżeli chcesz przejść do głównego forum kliknij tutaj.