Czytam "Cena zniszczenia" Adama Tooze i nie mogę zrozumieć jednego fragmentu.
W niemiecki handel eksportowy mocno uderzyła jednak fala niestabilności kursowej spowodowana przez brytyjskie odejście od złota w roku 1932 i następujący po tym gwałtowny wzrost światowego protekcjonizmu. Jak to z rozbrajającą szczerością przyznał Sir Frederick Philips z Ministerstwa Skarbu Jego Królewskiej Mości:"Żaden kraj nigdy nie wymierzył poważniejszego ciosu międzynarodowemu handlowi niż my to zrobiliśmy poprzez dewaluację funta , niemal jednoczesny odwrót od wolnego handlu w stronę protekcji". W kwietniu 1933 roku sytuację pogorszyła dodatkowo dewaluacja dolara. Choć zmniejszyła ona ciężar niemieckiego długu, to jeszcze bardziej utrudniała niemieckim eksporterom zarabianie niezbędnych dolarów. Już przed rokiem 1933 niemiecki bilans handlowy nieubłaganie dążył do deficytu a ograniczone zapasy obcej waluty błyskawicznie wypływały z Reichsbanku. W styczniu 1933 roku jej krajowe zasoby wynosiły ponad 800 mln marek, zaś do lata spadły w wyniku spłaty długu do zaledwie 400 mln marek, co wystarczyło do pokrycia kosztów co najwyżej jednomiesięcznego, minimalnego importu. Odłożywszy na bok polityczne znaczenie zagranicznego długu, i tak szybkimi krokami zbliżał się moment w którym reżim Hitlera miał stanąć w obliczu trudnego dylematu (...)
Dla mnie to brzmi jakby bank centralny zarządzał całą walutą obcą w kraju, i jakbym chciał coś kupić za walutę obcą to muszę się fatygować do tegoż że banku. Brzmi to dla mnie, gdy mam w każdej dzielnicy W-wa po kilka kantorów, strasznie nie naturalnie, dlatego 1. chciałbym się upewnić co do swojej interpretacji, 2. jeśli jest prawdziwa to ktoś mógłby szerzej opisać jak to wyglądało w Niemczech i na świecie, z czego wynikało, i jak doszło do ewolucji do takiej sytuacji jaką właśnie mam, czyli powszechna dostępność obcej waluty.