Samotny podróżnik w czasie - kliknij, aby przejść na forum
historycy.org > Forum > Historia - pozostałe sekcje > Zabawy historyczne
Pages: 1, 2
jkobus
Po kilku miesiącach masowego niekiedy pojawiania się takich wątków, pora na małe, w-sam-raz-bożonarodzeniowe podsumowanie. Czyli - zasady bhp podróży w czasie!

Po pierwsze i najważniejsze należy pamiętać, że nasza wiedza o przeszłości nigdy nie jest doskonała (zresztą, gdyby była to po co nam w ogóle idea "powrotu do przeszłości"..? Ewentualnie w przyszłość, to jeszcze może, ale przecież jest rzeczą oczywistą, że teraz żyje się wygodniej, przyjemniej i lżej niż kiedykolwiek w przeszłości - to jaki powód aby się tą przeszłością interesować inny, niż właśnie: niedoskonałość naszej o niej wiedzy..?). Co w praktyce oznacza, że jak dobrze by nasz chrononauta nie był przygotowany do swojej misji, na pewno nie będzie posiadał dziesiątek umiejętności oczywistych dla wszystkich "tam-czasowców", nie będzie posiadał wiedzy która była dla nich tak oczywista, że nikt nie wpadł na pomysł jej zapisywania, będzie zapewne mówił z innym akcentem niż dominujący, itd. Innymi słowy: szanse na to, żeby się bezproblemowo wtopić w otoczenie jako "swój" są minimalne. Jeśli w ogóle jakieś istnieją..?

Wynika z tego kilka konsekwencji. O ile tylko chrononauta ma jakiś wpływ na cel swojej podróży, to za wszelką cenę powinien unikać epok i miejsc o sztywnej hierarchii i małej mobilności pionowej i poziomej ludności. Jeśli w takie miejsce trafi (to nie musi być zaraz stalinowski ZSRR czy inne horrory, polska wieś - w zasadzie w dowolnej epoce - też rozpozna go jako "obcego" nieomylnie...), to zidentyfikowanie go jako "obcego" może się dlań bardzo szybko i bardzo źle skończyć. Preferowanymi celami "skoków w czasie" powinny być ośrodki możliwie kosmopolityczne, zróżnicowane, tolerancyjne i o jak największej mobilności społecznej. W zasadzie w USA - niemal od początku powstania tego państwa - chrononauta zaopatrzony w cedułę giełdy nowojorskiej albo "almanach sportowy" (jak w filmie...) może sobie łatwo i szybko ułożyć życie w miarę wygodnie (na miarę możliwości epoki, do której trafi...) i bez większego ryzyka. W Europie, o reszcie świata nie wspominając, nie jest to już takie proste: jeszcze najłatwiej (choć za to z dużym ryzykiem...) byłoby poradzić sobie w czasach zamętu i rewolucji albo na jakimś odległym, zaludnianym przez zbiegów i rzezimieszków pograniczu (typu Sicz Zaporoska...). W Wersalu ostatnich trzech Ludwików, albo na innym barokowym lub oświeceniowym dworze, byłaby może szansa na karierę "gwiazdy sezonu" (jak Beniowskiemu się udało...) - ale i z tym wiążą się liczne ryzyka.

Jeśli natomiast chrononauta wpływu na cel swojej podróży nie ma, to - no cóż... Najlepiej chyba byłoby na początek udawać wariata..? Pomijając hitlerowskie Niemcy (ale to się chyba przecież rozpozna, co nie..? po mundurach chociażby...) raczej nie wiąże się to z ryzykiem natychmiastowej śmierci. W większości kultur "przednowoczesnych" daje nawet pewne fory (jak rosyjski "jurodiwy"...), a w każdym razie - czas na opanowanie najbardziej podstawowych i oczywistych umiejętności, naukę języka, itp.

Jeśli chrononauta będzie się zachowywał jak autorzy pewnego równoległego wątku i zacznie "szerzyć kaganek oświaty", to nawet nie musi wariata udawać z własnego wyboru - miejscowi szybko go jako takiego zidentyfikują...

Z całą pewnością błędem byłaby próba udawania istoty wyższej: boga, anioła, coś w tym guście. BYĆ MOŻE, przy odpowiednim wyposażeniu (celowo pomijam wszelkie okoliczności towarzyszące, łącznie z tym, ile to ton księgozbioru może ze sobą podróżnik zabrać...) mogłoby się coś takiego udać w pierwszej chwili. Są zresztą historyczne przykłady - choćby tego obywatela (zapomniałem imienia? Nie był to Pizystrat we własnej osobie?) który znalazł gdzieś na wsi dorodną niewiastę i obwoził ją źle amortyzowanym (dla większego hałasu) rydwanem po Attyce jako Atenę, żeby legitymizowała jego rządy. Ale każdy musi spać, jeść, wydalać, a - co udowodnili praktycznie już karaibscy Indianie - oddychać pod wodą bez akwalungu nikt na razie nie potrafi. Mistyfikacja zatem musiałaby się szybko wydać - z tragicznymi, co łatwe do przewidzenia, konsekwencjami dla oszusta.

Tak samo błędem wydaje się dążenie do zdobycia władzy i szybkiego wprowadzenia "reform". To już oczywiście zależy od konkretnych okoliczności, ale - średnio, przeciętnie, "normalnie" - ten, kto próbuje coś zmienić, tworzy sobie wrogów, bynajmniej niekoniecznie zyskując przyjaciół. Zwykle bowiem na skutek zmian wielu ludziom byt się pogarsza - i ci od razu wiedzą, komu to zawdzięczają. A jeśli nawet, w wyniku tych samych zmian, komu innemu się poprawia, to nie jest już bynajmniej taki szybki w znajdywaniu sprawców tej szczęsnej odmiany poza samym sobą...
Alexander Malinowski 3
Ja myślałem o tym, że podróżnik musiałby znać podstawowe technologie oraz mieć zasób wiedzy dostosowany do swoich czasów. Np. chłopi w średniowieczu posiadali umiejętność orientację w terenie na podstawie położenia gwiazd. Umiejętność krzesania ognia, czy robienia ogniska, strzelania z łuku itp.
Trzeba się też zastanowić nad sposobem podtrzymania przy życiu. Podróżnik musi mieć umiejętności pozwalające na zarabiania na siebie. Nikt chyba nie sądzie, że katedra będzie finansować jego podróże przez wyposażenie go w odpowiednią ilość złota lub srebra.

Arkan997
Bezpieczniej byłoby podróżować do przyszłości niż przeszłości, w tą stronę przepisy nie byłyby zbyt surowe.
Alexander Malinowski 3
QUOTE(Arkan997 @ 26/12/2017, 17:54)
Bezpieczniej byłoby podróżować do przyszłości niż przeszłości, w tą stronę przepisy nie byłyby zbyt surowe.
*



Myślę, że można oczekiwać zapory uniemożliwiającej podróż w przyszłość.
Sarissoforoj
QUOTE(Alexander Malinowski 3 @ 26/12/2017, 18:16)
QUOTE(Arkan997 @ 26/12/2017, 17:54)
Bezpieczniej byłoby podróżować do przyszłości niż przeszłości, w tą stronę przepisy nie byłyby zbyt surowe.
*



Myślę, że można oczekiwać zapory uniemożliwiającej podróż w przyszłość.
*


Wystarczy polecieć w okolice czarnej dziury, zrobić wokół niej odpowiednią ilość kółek bez naruszania horyzontu zdarzeń i już jesteśmy w przyszłości. Ale raczej bez możliwości powrotu do teraźniejszości (naszej).
Baszybuzuk
Na dobry początek - chrononauta ma OGROMNY problem z porozumiewaniem się.

Jest to wątek typowo pomijany we wszelkich popularnych powieściach o podróżach w czasie. Zwyczajnie Hollywood nas przyzwyczaił to całego świata (oraz galaktyk) gadających współczesnym angielskim. A jak tu się porozumieć z kimś w języku staropolskim, gdzie łacina (również nie klasyczna) nadal jest językiem międzynarodowym - i ma drażniącą tendencję do bycia wplataną w zwykłe zdania jak dziś angielski? Toż chrononauta wyjdzie na dziwaka właściwie z chwilą, kiedy otworzy usta. A to przecież tylko skok do czasów "Trylogii"...

Druga sprawa to kwestia rozumienia skali przemocy, z jaką może się spotkać potencjalny podróżnik właściwie bez swojej większej winy. W zależności od stanu, do którego zostanie zakwalifikowany, jego prawa do czegokolwiek mogą być bardzo wątpliwe i spotkać się z bardzo brutalną reprymendą w sytuacji wychodzenia poza rolę. Jeszcze gorzej, jeśli podróżnik podszyje się pod wyższy stan i zostanie zdemaskowany (patrz wcześniejszy akapit)...

Dlatego sam koncept chrononauty-obserwatora wydaje mi się nieuchronnie zmierzać do typowo lemowskiego fiaska - kończącego się bardzo źle dla niego/niej bądź też dla obserwowanych.
Alexander Malinowski 3
QUOTE(Baszybuzuk @ 26/12/2017, 18:40)
Na dobry początek - chrononauta ma OGROMNY problem z porozumiewaniem się.

Jest to wątek typowo pomijany we wszelkich popularnych powieściach o podróżach w czasie. Zwyczajnie Hollywood nas przyzwyczaił to całego świata (oraz galaktyk) gadających współczesnym angielskim. A jak tu się porozumieć z kimś w języku staropolskim, gdzie łacina (również nie klasyczna) nadal jest językiem międzynarodowym - i ma drażniącą tendencję do bycia wplataną w zwykłe zdania jak dziś angielski? Toż chrononauta wyjdzie na dziwaka właściwie z chwilą, kiedy otworzy usta. A to przecież tylko skok do czasów "Trylogii"...

Druga sprawa to kwestia rozumienia skali przemocy, z jaką może się spotkać potencjalny podróżnik właściwie bez swojej większej winy. W zależności od stanu, do którego zostanie zakwalifikowany, jego prawa do czegokolwiek mogą być bardzo wątpliwe i spotkać się z bardzo brutalną reprymendą w sytuacji wychodzenia poza rolę. Jeszcze gorzej, jeśli podróżnik podszyje się pod wyższy stan i zostanie zdemaskowany (patrz wcześniejszy akapit)...

Dlatego sam koncept chrononauty-obserwatora wydaje mi się nieuchronnie zmierzać do typowo lemowskiego fiaska - kończącego się bardzo źle dla niego/niej bądź też dla obserwowanych.
*



Myślę, że technologia podróży w czasie będzie znacznie później, niż technologia efektywnych translatorów na dowolny język. Albo będziesz miał google translator albo galaktyczną rybę w uchu, w każdym razie będziesz w stanie sie porozumieć w każdym ze znancych języków.
Baszybuzuk
Większość historii dotyczących podróży w czasie dotyczy jednak innych sytuacji - od pradziadka wszystkich temporalnych historii Wellsa, przez masę wariantów "Jankesa na dworze króla Artura" (solo, grupowych, w ramach nieudanego eksperymentu naukowego, jako grupa lotniskowca, batalion WP, lub górnicze miasteczko w Apallachach). Nawet T-800 nie miał translatora, musiał się uczyć slangu na bieżąco. wink.gif
Alexander Malinowski 3
QUOTE(Baszybuzuk @ 26/12/2017, 19:54)
Większość historii dotyczących podróży w czasie dotyczy jednak innych sytuacji - od pradziadka wszystkich temporalnych historii Wellsa, przez masę wariantów "Jankesa na dworze króla Artura" (solo, grupowych, w ramach nieudanego eksperymentu naukowego, jako grupa lotniskowca, batalion WP, lub górnicze miasteczko w Apallachach). Nawet T-800 nie miał translatora, musiał się uczyć slangu na bieżąco. wink.gif
*



To jest błąd braku proporcjonalności rozwoju technologii. W zasadzie można przewidzieć dalszy rozwój technologii, ale nie wiadomo, które będą pierwsze, a które są bardzo trudne.

Translatory w czasie rzeczywistym już są i na pewno będą bardzo dobre w czasach podróży w czasie, oprócz języków, które nie znamy.
Sapiens
Z tymi translatorami to prawda? Oczywiście miałem do czynienia jedynie z tymi dostępnymi za darmo w internecie... i jak na moją taką sobie znajomość angielskiego więcej rozumiałem z angielskich tekstów gdzie znałem jakieś 50% słownictwa, a z czasów to jako tako operuje tylko simple present, simple present continuous i simple past niż tekstami z tłumaczenie google które nie mają często logicznego sensu.

Najsensowniej byłoby chyba podawanie się przez podróżnika za osobę z sfer wyższych, ale zagranicznych, stąd udziwniając łacinę (ale jednak) przy jednoczesnej znajomości obrządku religijnego kilka dni mógłby przetrwać. Choć głównie w średniowieczu albo wczesnej nowożytności. Gdzieś tak od XVIII wieku wiele pytań które można by szybko zweryfikować doprowadziłoby go do aresztu, choćby przez brak dokumentów i lepszej znajomości świata przez ludzi. Choć tu znowu łatwiej, bo taki język francuski z XVIII/XIX jest bardziej podobny do współczesnego. A osoba z elit powinna od Lizbony do Petersburga znać właśnie ten, a nie jakiś lokalny język. Myślę że podstawą przygotowania takiego podróżnika jest znajomość historii, aby miał jak największą szansę wtopienia albo przynajmniej uniknięcia szybkiej dekonspiracji, jak jakaś kobieta która wyszłaby w spodniach.

Także im późniejsze czasy tym, większa szansa uniknięcia wspomnianej przemocy. Oczywiste jest że mężczyzna miałby zawsze łatwiej, bo zawsze samotny nieznany mężczyzna wydaje się bardziej naturalnym zjawiskiem, niż zadbana kobieta, która wzięła się nie wiadomo skąd i nikt jej nie zna.



jkobus
Problemy z porozumiewaniem się są rzeczą oczywistą (i żaden translator NIC tu nie pomoże w sytuacji "pierwszego kontaktu": nawet takie, które na razie istnieją tylko na kartkach powieści sf wymagają jednak pewnego "wsadu" aby rozkminić gramatykę - a leksyki nie da się nauczyć inaczej, niż właśnie: ucząc się - słówko po słówku... więc taki hipotetyczny "translator osobisty" będzie potrzebował pewnego czasu na "osłuchanie się" - a nim się to stanie, jego posiadacz może już sobie wesoło skwierczeć na wolnym ogniu, albo mogą go spotkać różne inne nieprzyjemności...). Nie są to jednak wcale problemy najpierwszej wagi!

Nic mnie tak nie wkurza jak trzy przypadłości intelektualne, które przy okazji omawiania takich tematów pojawiają się jak choroba zakaźna. Są to: optymizm, pozytywizm i indywidualizm. Otóż twierdzę, że chrononauta, który będzie optymistą, pozytywistą i indywidualistą - nieuchronnie szybko i źle skończy i żadne wyposażenie techniczne nic mu w tym nie pomoże, a raczej - zaszkodzi!

Czy my aby NAPRAWDĘ wiemy, co wiedział, a czego nie wiedział taki, dajmy na to, polski chłop z pierwszej połowy XIX wieku..? Teoretycznie - powinniśmy się z nim dogadać po polsku. Nie będziemy mówić wiele bardziej "miastowo" niż dowolny "Zan albo Mickiewicz". A tymczasem, jak się okazuje, "młodzi panowie" z epoki - kompletnie sobie z tym zadaniem nie radzili! Rok 1846 najlepszym świadectwem...

Już nie mówiąc o tym, że jeszcze międzywojenny poradnik pt. "Dziesięć sportów dla młodzieży", omawiając przyjemny i pożyteczny sport pt. "wycieczki konne poza mur dworskiego parku" całkiem serio radzi się zaopatrzyć w "długi bat, czyli bykowiec" - dla odganiania wiejskich kundli oraz w rewolwer - na wypadek "poważniejszych trudności"...

A im dalej w las, tym drzew mniej (bo chłopi wycięli...), za to trudności - więcej. O przeszłości wiemy tyle, ile nam o tym mówią źródła. Źródła są dwojakiego rodzaju: intencjonalne (a więc np. kroniki, ale też pomniki, graffiti na ścinach, itd.), czyli tworzone specjalnie z myślą o tym, żeby coś komuś powiedzieć (współczesnym albo potomnym, to już obojętne) - i te bardzo, ale to bardzo często rozmijają się z prawdą, a ZAWSZE, bez najmniejszego zgoła wyjątku - zawierają tylko pewną selekcję informacji. Dokonanych z punktu widzenia autora przekazu. Oraz nieitencjonalne, którymi najczęściej są różne pozostałości materialne. Tym się charakteryzujące, że same w sobie są co najmniej "małomówne", jeśli nie wręcz - nieme. Powiedzą nam, ilu ludzi gdzieś żyło, co jedli, jak mieszkali - ale czy naprawdę zdradzą nam ich sny, pragnienia i myśli..? A przecież porozumiewać się mamy z ludźmi. Którzy tak samo dziś, jak i dawniej, częściej się zapewne kłócą o politykę albo uwodzą panny i mężatki niż dyskutują o technologii wyrobu garnków. Kłopot w tym, że o ile o technologii wyrobu garnków możemy się dowiedzieć czegoś "obiektywnie i bezstronnie", to już o polityce czy cudzołóstwie mamy do dyspozycji w zasadzie wyłącznie wiadomości jakoś OCENZUROWANE. Jeśli nie instytucjonalnie (to raczej rzadkość...) to przez konwencję literacką, w której wiadomości takie zostały zapisane. Która to konwencja może jest zgodna z życiową praktyką, a może nie jest - nie ma jak sprawdzić... A tu nie ma miejsca na błędy! Chrononauta recytujący z pamięci w bezbłędnym starofrancuskim "Roman de la Rose" (część pierwsza, dla ułatwienia - bo dużo krótsza...) zrobi furorę na dworze hrabiny Szampanii - czy zarobi w gębę i trafi co najmniej w dyby, dobitnie się przekonując, że to wszystko było tylko kłamstwem sfrustrowanych poetów - erotomanów..?

Ba! Nasza własna epoka pozostawi potomności nadmiar świadectw "intencjonalnych" - ale czy to ułatwi, czy zgoła utrudni potencjalnemu "przybyszowi z przyszłości" poruszanie się po Polsce współczesnej..? Pamiętajmy, że media żywią się sensacją - a więc informacją RZADKĄ. Im coś jest mniej "zwyczajne" (a więc i - mniej prawdopodobne...), tym ma większe szanse na pozostawienie trwałych śladów w czasie. W efekcie chrononauta z roku 2500 po Chrystusie gotów jest do Polski z roku 1997 skakać w stroju płetwonurka - błędnie przekonany, że to, co było tylko lokalną sensacją, w postaci podtopienia części Wrocławia, było fenomenem znacznie szerszym. A do roku 2017 w keflarowej zbroi - w obawie przed wszechobecnymi zamieszkami i protestami towarzyszącymi "zaprowadzaniu kaczyzmu..."

Co do "skoków w przyszłość" to, rzecz jasna, sens mają tylko takie w przyszłość możliwie nieodległą. Ot - zobaczyć jakie kuleczki wypadły w losowaniu totka i wrócić w sama raz przed zamknięciem kolektur. Bo tu już ŻADNEJ strategii "optymalizacji bhp" wyobrazić sobie nie sposób. Przyszłość jest zaskakująca i nieprzewidywalna z definicji...
Varyag
QUOTE(jkobus @ 28/12/2017, 8:42)
Chrononauta recytujący z pamięci w bezbłędnym starofrancuskim "Roman de la Rose" (część pierwsza, dla ułatwienia - bo dużo krótsza...) zrobi furorę na dworze hrabiny Szampanii - czy zarobi w gębę i trafi co najmniej w dyby, dobitnie się przekonując, że to wszystko było tylko kłamstwem sfrustrowanych poetów - erotomanów..?
*



Albo pieniądze w które zaopatrzono naszego chrononautę - czy nie są fałszywe. (jak w opowiadaniu Łysiaka o Żelaznej Masce). Ironią losu mogłoby się okazać, że z czasów, do których go wysyłamy, zachowały się współcześnie wyłącznie fałszywki. A z fałszerzami w każdych czasach postępowano okrutnie.
Giziol
Kwestia porozumienia się z innymi w nowożytności i później jest wyolbrzymiona. Wystarczy że się taki chrononauta osłucha, i zaraz zrozumie co tam wkoło szlachta po polsku, problemem jedynie będą wszelkiego rodzaju określenia czasu, miar, wag etc. oraz liczne makaronizmy.

Jeśli chodzi o dopasowanie się do środowiska, to gdzieś do połowy XVIII wieku chyba najlepiej byłoby zatrudnić się na dworze jakiegoś możnowładcy w charakterze "alchemika". Z początku trzeba by wymyślić coś prostego, dającego wymierne korzyści by potem mając kredyt zaufania spróbować odtworzyć bardziej skomplikowane wynalazki. Raczej nie zarzyna się kury znoszącej złote jajka, więc na zachowanie takiego chrononauty patrzono by przez palce i chroniono przed częścią zagrożeń.

Potem przychodzą czasy rewolucji przemysłowej i rewolucyjnych wynalazków, które można zrobić w kuźni i przynosiłyby dochód jest tak jakby mniej, potrzebna jest bardziej specjalistyczna wiedza, a i dotrzeć do osób które by takiej wiedzy potrzebowały też jest trudniej.
kundel1
Wiele, jeśli nie większość zagrożeń i trudności dla ewentualnego podróżnika w czasie została już poruszona. Parę razy zastanawiałem się nad tym oglądając różne filmy oparte na rym pomyśle. Jestem niemal pewny, że dla ogromnej większości (może nawet dla wszystkich) barierą nie do przekroczenia, z powodów mentalnych przede wszystkim, dla mało konfliktowego wtopienia się w otoczenie (obowiązkowo podając się za cudzoziemca, lub przynajmniej mieszkańca odległego regionu) jest połowa XIX wieku. Dopiero dla okresu sprzed około półtora wieku (a tym bardziej czasów nam bliższych) można zaopatrzyć podróżnika w rozeznanie na tyle różnorodne aby nie budził na każdym kroku niezdrowej sensacji, a zarazem mentalność, obyczajowość (i ogólnie "ogląd świata") byłaby na tyle mało
różny od obecnego, aby podróżnik potrafił "zachować się" w sytuacjach nieprzewidzianych. Także mówione i pisane formy języków nie wymagałyby od podróżnika specjalnej nauki.
Oczywiście piszę robiąc absurdalne założenie, że to ludzie z naszej epoki, I ćwierci XXI wieku, mogliby podróżować. W istocie nie wiadomo czy kiedykolwiek (w co osobiście wątpię)a jeśli tak, to kiedy ludzie technologię takich podróży opanują. Dla domniemanego podróżnika z przyszłości za kilka stuleci druga połowa XIX wieku może się okazać okresem zbyt archaicznym... Choć myślę też, że dla cywilizacji posiadającej technologię podróży w czasie, zaimplantowanie podróżnikowi do mózgu encyklopedycznego poradnika-przewodnika po epoce nie będzie problemem.
Co jednak nie zmienia jednego z paradoksów podróży do przeszłości: najwygodniej i najbezpieczniej będzie podróżować do przeszłości niedalekiej, dobrze rozpoznanej czyli do takiej, którą możemy zgłębiać i tak bez żadnych podróży. Poznanie epok odległych, słabo znanych, które kusi odkrywaniem tajemnic w żaden sposób nie utrwalonych i nie zapisanych, rodzi masę problemów, o których przedmówcy już wspominali.
Elfir
QUOTE(Varyag @ 28/12/2017, 14:43)

Albo pieniądze w które zaopatrzono naszego chrononautę - czy nie są fałszywe. (jak w opowiadaniu Łysiaka o Żelaznej Masce). Ironią losu mogłoby się okazać, że z czasów, do których go wysyłamy, zachowały się współcześnie wyłącznie fałszywki. A z fałszerzami w każdych czasach postępowano okrutnie.
*



Starczy, że będą zawierały właściwą ilość kruszcu. Fałszywki były fałszywkami głownie z racji ograniczania złota/srebra.

W XIX wieku w takiej Brytanii pojawiały się osoby znikąd, nie potrafiące mówić po angielsku (udawały) i robiły karierę. Przykładem historia księżniczki Caraboo.
Także w Ameryce byłoby łatwiej się wtopić w tłum.
net_sailor
Ponieważ Koleżeństwo piętrzy tutaj problemy to postaram się w ramach rozrywki intelektualnej wnieść nieco optymizmu. Poniższe dotyczy oczywiście czasów dawniejszych a nie przyszłości, bo do takiej podróży można się jednak dość dobrze przygotować.

1. Język - przez jakiś czas podróżnik może przecież udawać niemowę, aby był czas na osłuchanie się (samodzielnie lub za pośrednictwem uberwspaniałego translatora) z lokalnym dialektem. Cud odzyskania mowy można wyjaśnić potem właśnie jako... cud! W końcu zamierzchłe czasy obfitują w takie opowieści, że wystarczy odbyć pielgrzymkę od świętego miejsca, czy napić się cudownej źródlanej wody aby ozdrowieć.

2. Wiedzę na temat obyczajów, umiejętności i ogólnego pojmowania świata raczej należało by czerpać z osobistych dzienników konkretnych osób a nie kronik. Wręcz wskazane byłoby trafienie do miejsca i czasu opisywanego w tychże dziennikach (różnicy co to dziennik a pamiętnik na tym forum nie muszę tłumaczyć). Trafiamy więc w dawniejsze czasy dobrze obeznani z relacjami międzyludzkimi jakie panują pomiędzy osobami z którymi będziemy się na co dzień spotykać. Oczywiście ograniczamy się wtedy do kontaktów w ramach wyłącznie wyższych sfer piśmiennych (los chłopa w każdej epoce byłby dla nas raczej mało atrakcyjny).

3. Pieniądze. O to można zadbać w zaskakująco łatwy sposób. Po prostu znaleźć "skarb" o którym wiemy, że został ukryty i znaleziony w czasach współczesnych. Może nie mówmy tutaj o odkryciach na miarę grobowca Tutenchamona albo Troi, ale skromniejszych depozytów mieszczan pochowanych gdzieś pod podłogą starych kamienic. Wystarczy zlokalizować sobie kilka, kilkanaście takich skrytek i co jakiś czas podebrać depozyt. Za bezpieczną granicę można przyjąć 100 lat od datowania złożenia depozytu - wtedy można mieć względną pewność, że właściciel nie żyje a nikt z potomków już go nie pilnuje. Jest też opcja napadu rabunkowego, ale jest ona o wiele bardziej ryzykowna, zwłaszcza jeśli nie można będzie zabrać współczesnej broni.

Oczywiście należałoby nabyć przed wyjazdem kilka umiejętności, jak strzelectwo (z łuku lub broni czarnoprochowej), szermierka i jazda konna.
Realchief
Przede wszystkim to trzeba się zastanowić po co w ową przeszłość się chcemy przenieść.
Widzę 3 powody.
1. Praca historyka, czyli po prostu obserwacja wydarzeń. W takim przypadku podróżnik absolutnie nie może wchodzić w żadne interakcje i zapewne był wyposażony w jakich technologiczny odpowiednik peleryny niewidki. A jeszcze bardziej prawdopodobne, że robiłby to niewidzialny dron.
2. Chęć zmiany historii przez duże H. Czyli typowa chęć naprawienia historii na jedynie słuszną drogą.
3. Powody osobiste.
a. Chcemy żyć w określonej epoce na stałe.
b. Chcemy zrobić sobie dobrze współcześnie zmieniając to i owo np. wchodząc w spółkę z niejakim Gatesem w latach 70-tych, czy kupując wyspę Lihir pod koniec XIX wieku, by obecnie mieć miliardy.
Mam zaś wrażenie, że koledzy się koncentrują jedynie na przypadku 3a jako jedynym, a raczej byłby on marginesem.
Alexander Malinowski 3
Jeśli chodzi o powód 3a to główna motywacja dla podróżników z przeszłości wynikałaby z dostępu do oryginalnego i naturalnego jedzenia.
Minusem życia w dalekiej przeszłości byłoby biologiczne skażenie tej żywności, brak oczywistej technologii medycznej oraz brak dóbr materialnych oczywistych dla człowieka przyszłości. Wytworzenie chociażby odzieży, czy toreb zajmowałoby ogromną ilość czasu.

QUOTE(Realchief @ 31/12/2017, 13:06)
Przede wszystkim to trzeba się zastanowić po co w ową przeszłość się chcemy przenieść.
Widzę 3 powody.
1. Praca historyka, czyli po prostu obserwacja wydarzeń. W takim przypadku podróżnik absolutnie nie może wchodzić w żadne interakcje i zapewne był wyposażony w jakich technologiczny odpowiednik peleryny niewidki. A jeszcze bardziej prawdopodobne, że robiłby to niewidzialny dron.
2. Chęć zmiany historii przez duże H. Czyli typowa chęć naprawienia historii na jedynie słuszną drogą.
3. Powody osobiste.
a. Chcemy żyć w określonej epoce na stałe.
b. Chcemy zrobić sobie dobrze współcześnie zmieniając to i owo np. wchodząc w spółkę z niejakim Gatesem w latach 70-tych, czy kupując wyspę Lihir pod koniec XIX wieku, by obecnie mieć miliardy.
Mam zaś wrażenie, że koledzy się koncentrują jedynie na przypadku 3a jako jedynym, a raczej byłby on marginesem.
*


Elfir
Minusem i to ogromnym byłby brak opieki medycznej na sensownym poziomie.

Autor wątku chyba założył brak możliwości powrotu, stad rozważanie zamieszkania na stałe?
Realchief
Najrozsądniej będzie się w takim wypadku przenieść do roku 1865 i wykupić ile się wlezie ziemi tutaj:
https://en.wikipedia.org/wiki/Carlin_Unconformity
I tak każdy stawia na USA w XIX wieku jako miejsce gdzie się można najlepiej wtopić.
Alexander Malinowski 3
QUOTE(Realchief @ 31/12/2017, 14:11)
Najrozsądniej będzie się w takim wypadku przenieść do roku 1865 i wykupić ile się wlezie ziemi tutaj:
https://en.wikipedia.org/wiki/Carlin_Unconformity
I tak każdy stawia na USA w XIX wieku jako miejsce gdzie się można najlepiej wtopić.
*




Gdzieś czytałem, że farma położona na terenach złotonośnych została poprostu zadeptana przez poszukiwaczy. W historii USA było szereg nieciągłości, czyli sytuacji, gdy prawa własności nie były szanowane albo firmy barnkrutowały albo mafia przejmowala cudze majątki, albo waluta traciła na wartości dlatego trzeba dokładnie poczytać całą linie historię, żeby nie wtopić na inwestycji.

Oczywiście, poza USA tych historii z utratą majatku bylo oczywiście znacznie łatwiej. Myślę, że najlepeij byłoby rezydować w USA, ale pojechac do Francji i kupić troche obrazów.
Realchief
Z obrazami jest ten problem, że one będą wartę kupę kasy jak już będziemy gryźć ziemię. Chyba, że to do ozdoby naszej rezydencji nad jeziorem Tahoe smile.gif Zakładam, że siedzimy w Nevadzie żeby interesów doglądać. Zresztą mając jakieś 10% światowego wydobycia złota to w zasadzie się ma cały stan na własność. Nikt więc nic nie zadepce bo można mieć własną armię.
Stawiamy sobie https://en.wikipedia.org/wiki/Pele%C8%99_Castle i jest gdzie obrazy upychać smile.gif
Carson City jest dobrze skomunikowane koleją, więc można ściągać co się chce z całego świata.
Mając swoją wiedzę, to można sobie w sumie już na początku IV ćwierci XIX wieku sprawić wszelkie udogodnienia, poczynając od energii elektrycznej.
A jak ktoś się boi braku opieki medycznej to fundujemy w Carson City uniwerek ściągając największe sławy medyczne (znaczy się pionierów medycyny) epoki i podpowiadając im co nieco. I rzecz jasna wydział górnictwa obowiązkowo i dla własnej przyjemności wydział sztuki.

A jakie westerny z Dukiem w roli głównej by o nas powstały smile.gif
jkobus
Koledzy, Koledzy i Koleżanko..!

Zamiarem moim jest stworzenie, wspólnie z Wami, Ogólnej Teorii Przetrwania w Innoczasowej Rzeczywistości Społecznej. Tak samo jak Ogólna Teoria Smoków byłaby nauką trywialną i niewartą zainteresowania, gdyby zajmowała się wyłącznie smokami istniejącymi (czy nawet tylko - smokami o dodatnim prawdopodobieństwie istnienia; przecież wszyscy wiedzą, że najbardziej interesujące są te smoki, których prawdopodobieństwo przybiera wartości UJEMNE..!), tak też nasza Ogólna Teoria Przetrwania w Innoczasowej Rzeczywistości Społecznej (dla ułatwienia, użyjmy skrótu: OTPwIRS...) nie byłaby warta "Zabaw historycznych", gdyby miała się zajmować trywialnym problemem - czy podróże w czasie są w ogóle możliwe..? Może są, może nie są - to nie nasze zmartwienie! Grunt, że spotyka się je na gruncie literackim i że wysyp tego rodzaju tematów zalał w ciągu minionego półrocza właśnie nasze "Zabawy historyczne". To chyba wystarczający powód, aby pochylić się nad OTPwIRS poważnie, krytycznie i naukowo, z zachowaniem właściwej metodologii, nieprawdaż..?

Podróże w czasie podejmowane intencjonalnie to tylko szczególny przypadek zastosowania OTPwIRS - o tyle banalny, że skoro taką podróż planujemy i WIEMY Z GÓRY, gdzie (a właściwie "kiedy") planujemy się udać, stosowne przygotowania można także podjąć z wyprzedzeniem - co robi z OTPwIRS tylko rodzaj nauki stosowanej (coś jak logistyka lub inna spedycja...). Teoretycznie ciekawsze są podróże nieintencjonalne - osobliwie przytrafiające się z zaskoczenia i "w ciemno". Tutaj dopiero teoretyk ma pole do popisu..! Takie podróże mogą się trafiać z różnych przyczyn (na zasadzie deus ex machina lub innej machinacji kosmicznych nietoperzy, wypadku, działania nieznanej siły fizycznej, zetknięcia z równoległym wszechświatem albo - utknięcia w maszynie fantomatycznej, zwanej we współczesnym, barbarzyńskim i pełnym makaronizmów języku "virtual reality"; nie wykluczałbym też a priori podróży odbywanych jedynie w wyobraźni - bo niby dlaczego nie..?). Jedynym ograniczeniem, funkcjonalnym w zasadzie, bo przyjętym z uwagi na charakter naszego forum, jest założenie, iż jest to podróż w czasie HISTORYCZNYM - a nie podróż do świata fantastycznego, literackiego, czy innego, naszym dziejom nie znanego.

Dotychczasowa dyskusja w zasadzie potwierdza moje wyjściowe tezy: chrononaucie będzie tym łatwiej, im bardziej "otwarte" (w sensie, w jakim nadał temu słowu Erich Fromm) będzie społeczeństwo, do którego trafi. To znaczy - im bardziej mobilne (pionowo i poziomo, by tak rzec, bo idzie zarówno o labilność struktury społecznej i możliwość awansu, jak i skalę przemieszczeń geograficznych), tolerancyjne i zarazem - zapewniające większą anonimowość. Ten ostatni punkt czyni np. taką RON (niezależnie od mitologii "państwa bez stosów") miejscem dla chrononauty bardzo ryzykownym - u nas przecież nawet Heroldii nie było, sama przynależność do stanu szlacheckiego zasadzała się na powszechności związków towarzyskich w sąsiedztwie! Za to całkiem sprawnie poszłoby zakamuflowanie się we wczesnym PRL - przy tej skali przesiedleń i masowym "awansie społecznym" towarzyszy bez matury..?

Pomysł udawania alchemika uważam za nietrafiony. Koledzy zapominają, że co najmniej od XIII do XVII wieku alchemia była dyscypliną AKADEMICKĄ. Bynajmniej nie uprawianą w podziemiach, katakumbach czy kazamatach, a na uczelniach. Dyplom można podrobić. Ale podrobicie kolegów z roku - pamiętając, że w takim Krakowie WSZYSTKICH żaków, ze wszystkich wydziałów Akademii było w porywach do tysiąca, może kilkunastu setek..? Wszyscy znali wszystkich - i chrononauta podszywający się pod "doktora nauk hermetycznych" zostanie zdemaskowany góra po kilku miesiącach - zakładając, że w ogóle uda mu się rozpocząć swój proceder...

W ogóle założenie, że można w przeszłości "klepać w kuźni" jakieś wynalazki jest może do zastosowania dla Adama Słodowego (Koledzy pamiętają, kto to był..?) - ale ja się nie czuję na siłach. Na pewno nie da się z tego zrobić ogólnej wskazówki prakseologicznej dla chrononautów. Obawiam się, że naprawdę niewielu ludzi jest zdolnych do zbudowania NAPRAWDĘ OD PODSTAW (a nie z "zestawu dla majsterkowiczów") czegoś użytecznego, a zarazem dla "tamczasowców" nowego. Garnek może ulepię. Ale czy ulepieniem garnka zrobię na kimkolwiek wrażenie - od czasów rewolucji neolitycznej..? Samochodu nie zbuduję, choćbym pękł!

Odkrywanie ukrytych skarbów czy złóż to już nieco lepszy pomysł - ale tylko nieco lepszy. Pamiętajmy, że topografia też zmienia się w czasie - no i samo zapamiętanie miejsca ukrycia tego lub owego skarbu wymaga encyklopedycznej na ten temat wiedzy i raczej jest nie do zastosowania w przypadku podróży "nieintencjonalnej" (chyba, że akurat trafi na kogoś, kto ma takie hobby...). A eksploatacja najłatwiej nawet dostępnych (z dzisiejszego punktu widzenia) złóż też wymaga na ogół jakiegoś "kapitału początkowego" - ot, chociażby, trzeba tam dotrzeć i CAŁO wrócić. Mając do dyspozycji dwie gołe ręce raczej się transatlantyka nie zbuduje, a wiedza, że teoretycznie można Atlantyk i tratwą przepłynąć wygląda dużo lepiej na kartkach książki niż w obliczu mokrej i zimnej, słonej wody...
Elfir
Przypomina mi to jedno z opowiadań Kira Bułyczowa o ufoludku, który rozbił się w Wielkim Guslarze. Dla całej ludzkości był pech, bo przybysz, zamiast fizykiem czy chociażby mechanikiem, okazał się być księgowym i nijak wspomóc ludzi w rozwoju wiedzy i technologii nie potrafił.
Wilczyca24823
QUOTE
Dotychczasowa dyskusja w zasadzie potwierdza moje wyjściowe tezy: chrononaucie będzie tym łatwiej, im bardziej "otwarte" (w sensie, w jakim nadał temu słowu Erich Fromm) będzie społeczeństwo, do którego trafi. To znaczy - im bardziej mobilne (pionowo i poziomo, by tak rzec, bo idzie zarówno o labilność struktury społecznej i możliwość awansu, jak i skalę przemieszczeń geograficznych), tolerancyjne i zarazem - zapewniające większą anonimowość. Ten ostatni punkt czyni np. taką RON (niezależnie od mitologii "państwa bez stosów") miejscem dla chrononauty bardzo ryzykownym - u nas przecież nawet Heroldii nie było, sama przynależność do stanu szlacheckiego zasadzała się na powszechności związków towarzyskich w sąsiedztwie! Za to całkiem sprawnie poszłoby zakamuflowanie się we wczesnym PRL - przy tej skali przesiedleń i masowym "awansie społecznym" towarzyszy bez matury..?


zostają jeszcze czasy rozbicia dzielnicowego albo tuz po, gdzie można było w Krakowie udawać kogoś ze Śląska, albo z Pomorza (ot, jakiś uciekinier spod krzyżackich mieczy). Ewentualnie rok 1325 albo 1386, gdzie można było udawać wyzwoleńca z litewskiej niewoli, co dla poniektórych mogłoby i dziwny język usprawiedliwiać (ot, urodził się na Litwie...). Oczywiście gorzej byłoby z udokumentowaniem posiadanej wiedzy, ale również można przeciez udać "pomysłowego Jasia".
jkobus
Nie wiem, czy Koleżanka pamięta serial "Stawka większa niż życie". Cały pierwszy odcinek główny bohater uczy się życiorysu człowieka, którego ma udawać, włącznie z wkuwaniem na pamięć topografii wszystkich miejsc w których tamten przebywał (potem mu gestapowiec zadaje podchwytliwe pytanie o lokalizację katedry w Kolonii, czy coś takiego...) i fotografii wszystkich członków rodziny/sympatii, itd.

Udawanie w Krakowie przybysza z Wrocławia albo Gdańska może się źle skończyć przy pierwszym, przypadkowym spotkaniu prawdziwego mieszkańca któregoś z tych miast - i to pomimo braku Gestapo czy nawet zwykłej policji...

Generalnie - żeby coś dobrze udawać, trzeba o tym wiedzieć - możliwie jak najwięcej. Żeby udawać mieszkańca XIV-wiecznego Gdańska trzeba by połączyć kilka specjalności: archeologa (który powie coś o układzie przestrzennym miasta), językoznawcy (który wydedukuje, jakim to dialektem posługiwali się podówczas Gdańszczanie) i historyka specjalizującego się w historii lokalnej.

Ja bym się starał nikogo jednak nie udawać. We wszystkich językach, którymi mówię, z chińskim i japońskim włącznie - i tak mam kociewski akcent i po prostu nie potrafię tego zmienić...
Wilczyca24823
Myślisz, że w sugerowanym przeze mnie okresie ktoś bawiłby się w coś takiego? W pobranym z tego forum załączniku "Bizancjum. Drugie oko Europy" wyczytałam, jak to przez dość długi czas jakiś niski ranga zakonnik udawał metropolitę Konstantynopola i był przyjmowany z honorami przez najwyższych urzędników francuskich. Dlaczego więc miałoby wyjść na jaw, że Pełka z Gdańska to nie jest jeden z tych 300 Pełków zamieszkałych w Gdańsku? I to znanych, a ilu było nieznanych...a jesli podróżnik się poda za Sieciecha syna jakiejś Czerny syna jakiegos bojara litewskiego o trudnym do wymówienia imieniu, to niby jak ktokolwiek zweryfikuje jego tożsamość? Chyba nie beda szukać owego bojara, jesli się okaże jeszcze, że zginął w walkach z Krzyżakami...myślisz, że mieszkańcy Gdańska czy Wrocławia wszyscy mówili jednym akcentem i jedną gwarą? Że patrycjusz mówił identycznie jak żebrak albo inny przedstawiciel miejskiego plebsu? Myslisz, że mieszkańcy Krakowa znali jego wszystkie zaułki? Patrycjusze raczej nie chadzali do domów rozpusty odwiedzanych przez biedniejszych mieszczan...a żeby znać układ ulic w Krakowie, to mieli od tego sekretarzy i innych podwłądnych.
jkobus
Ależ nikt się tym nie musi zajmować "specjalnie"! W sensie śledztwa, jakiegoś instytucjonalnego dochodzenia czy badania tożsamości. Starczy, że udając urodzoną na Litwie, w okolicach Nowogródka Jagnę, córkę polskiej branki i litewsko - ruskiego bojara Gleba (dajmy na to...) trafisz czystym przypadkiem na kogoś pochodzącego z tamtych stron.

Telewizji nie było. Internetu też nie. A długie, zimowe wieczory czymś trzeba było wypełnić. Mickiewicza w "Panu Tadeuszu" majora Płuta samo-identyfikacja jako, cytuję:

QUOTE
Wszyscy poświadczą, cała armija to powie,

Że w tej drugiej armiji, w korpusie dziewiątym,

W drugiej pieszej dywizji, w pułku pięćdziesiątym

Jegierskim major Płut jest pierwszy mazurzysta.


po zbadaniu sprawy w źródłach okazała się PRAWDZIWA o tyle, że istotnie, w okolicach opisywanych w poemacie, w roku 1811 stacjonował 50 pułk jegrów 2 dywizji piechoty, IX korpusu, 2 Armii rosyjskiej - Mickiewicz nie dla rymu, nie dla rytmu to wprowadził, tylko napisał samą prawdę. Ponad 20 lat później, z pamięci, bez żadnych dokumentów w ręku!

Myślisz, że taki ktoś przypadkiem spotkany nie zorientuje się, że żadnego bojara Gleba w okolicach Nowogródka nie ma? Albo że jeśli jest - to swoich dzieci, z brankami urodzonych, bynajmniej nie wypuścił do Krakowa..?

Cały Kraków w tym czasie to miasteczko kilkutysięczne. Wszyscy znają wszystkich. W taki czy w w inny sposób. Nie ma anonimowości...
Wilczyca24823
QUOTE
Myślisz, że taki ktoś przypadkiem spotkany nie zorientuje się, że żadnego bojara Gleba w okolicach Nowogródka nie ma? Albo że jeśli jest - to swoich dzieci, z brankami urodzonych, bynajmniej nie wypuścił do Krakowa..?


Ilu Litwinów odwiedzających Kraków interesowało się losem polskich jeńców wypuszczonych na skutek układów z Polską? Ilu Polaków zwróciłoby uwagę na taki fakt, że ktoś nie zna kogoś? Kiedy taki fakt wyszedłby na śwaitło dzienne? Ilu ludzi wracających z niewoli stanowiło sensację? Jakby tak ująć sprawę, to chłopi nie mieliby szansy na przeczekanie po ucieczce od pana wymaganego jednego roku na wolności, aby zostać uznanym za człowieka wolnego...
jkobus
Chłopi działali "wewnątrz systemu" - i najczęściej korzystali z czyjejś pomocy (najczęściej właściciela gruntów, który chciał ich samemu osiedlić u siebie...). A Tobie kto pomoże..? Teoretycznie są zawsze jacyś "ludzie luźni": Cygani, żebracy, złodzieje - ale przecież i oni są doskonale zorganizowani, jak nie w klany rodzinne, to w cechy i bractwa. Osoba całkiem z zewnątrz będzie budzić sensację. To nie jest współczesna Warszawa, gdzie pojedynczy człowiek jest niewidoczny w tłumie...
Aquarius
QUOTE(Wilczyca24823 @ 3/01/2018, 15:07)
Ilu Litwinów odwiedzających Kraków
*



Ale tu chodzi o przypadek, który może się zdarzyć, ale nie musi.
Jak się zdarzy, to leżysz.
Jeńcy to trochę inna sytuacja, bo nie będą odbiegać zbytnio od reszty mową i obyczajami.

Jest jednak inny sposób.
Odegrać kogoś z bardzo daleka.
Załóżmy z Hiszpanii.
Prawdopodobieństwo trafienia na drugiego Hiszpana w Polsce XII - XVIII wiecznej jest znikome, z czasem się zwiększa.
Natomiast mamy załatwiony problem z odmiennymi obyczajami, odmiennym strojem, obcym językiem.
Tu trzeba by znać choć trochę hiszpański, nawet ten współczesny i łacinę średniowieczną.
Po łacinie będziemy w stanie jakoś się dogadać, nawet pewne nieścisłości możemy tłumaczyć, że u nas tak jest. Hiszpańskiego nie będziemy używać, może od czasu do czasu zaklniemy żeby się nieco uwiarygodnić, polskiego nie znamy wcale. Tak przetrzymamy rok i nauczymy się jak miejscowi gadają.
jkobus
Ryzyko mniejsze, ale też się może trafić wpadka. I to niekoniecznie dlatego, że spotkamy Hiszpana. Starczy Francuz, Flamand czy Włoch mówiący po hiszpańsku - i już robi się nieprzyjemnie...

Dlatego cały czas piszę, żeby - w miarę możliwości - jak najmniej udawać. Jak już naprawdę trzeba, to lepiej - niemowę albo wariata, a nie obcokrajowca...
Aquarius
QUOTE(jkobus @ 3/01/2018, 15:46)
Ryzyko mniejsze, ale też się może trafić wpadka.
*



Wpadka może się trafić zawsze.
Przed takim Francuzem znającym hiszpański zawsze możemy wytłumaczyć swą nieporadność w języku ojczystym długim przebywaniem na obczyźnie.
Natomiast pochodzenie z dalekiego kraju wyeliminuje bardzo istotną możliwość wpadki - realia epoki. Obcemu można więcej wybaczyć niż swojemu.
Naczytanie się książek i naoglądanie filmów nie zda się na wiele. Nikt, tak naprawdę, nie zna w szczególe realiów średniowiecza.
Nawet PRL może być problematyczny, naogląda się taki filmów Barei i będzie mu się wydawało, że wie o tym okresie wszystko.
Wilczyca24823
QUOTE(jkobus @ 3/01/2018, 15:23)
Chłopi działali "wewnątrz systemu" - i najczęściej korzystali z czyjejś pomocy (najczęściej właściciela gruntów, który chciał ich samemu osiedlić u siebie...). A Tobie kto pomoże..? Teoretycznie są zawsze jacyś "ludzie luźni": Cygani, żebracy, złodzieje - ale przecież i oni są doskonale zorganizowani, jak nie w klany rodzinne, to w cechy i bractwa. Osoba całkiem z zewnątrz będzie budzić sensację. To nie jest współczesna Warszawa, gdzie pojedynczy człowiek jest niewidoczny w tłumie...
*




No ale ta osoba bedzie przecież z "zewnątrz" - jak się ogłosisz jakimś biednym mieszczaninem z Wroclawia bez koneksji wracającym z pielgrzymki do Św. Krzyża, któremu Duch Św. nakazał osiedlić się w Krakowie, albo że przejazdem jesteś, to jakie masz prawdopodobieństwo, że w tymże Krakowie Twoi rozmówcy spotkawszy kupca z Wrocławia wspomną o Tobie? I czy na pewno taki kupiec musi Ciebie znać? Wspomni, że nie zna - a mało to wytłumaczeń? "Mieszkałem czas krótki itp..."

Opcja cudzoziemca też jest dobra.

Ciekawe, co myślał człowiek, który jako pierwszy nauczył się pływać mimo patrzenia, jak wszyscy inni toną w wodzie...
jkobus
Koleżanka abstrahuje od układu odniesienia!

Kładziesz się spać 4 stycznia 2018 roku. Budzisz się i... co właściwie? Ciemno (nie ma łuny świateł), zimno, do domu daleko. Skąd będziesz wiedzieć, który jest rok, gdzie jesteś, itd? Od tego trzeba zacząć, a nie od ogłaszania się jakimś mieszczaninem...
ptr1
QUOTE(jkobus @ 4/01/2018, 9:08)
Koleżanka abstrahuje od układu odniesienia!

Kładziesz się spać 4 stycznia 2018 roku. Budzisz się i... co właściwie? Ciemno (nie ma łuny świateł), zimno, do domu daleko. Skąd będziesz wiedzieć, który jest rok, gdzie jesteś, itd? Od tego trzeba zacząć, a nie od ogłaszania się jakimś mieszczaninem...
*


Ja bym najpierw próbował dojść do jakichś zabudowań. Rok oszacowałbym po ubiorach ludzi oraz pojazdach.
Jacpi
QUOTE(ptr1 @ 4/01/2018, 10:17)
QUOTE(jkobus @ 4/01/2018, 9:08)
Koleżanka abstrahuje od układu odniesienia!

Kładziesz się spać 4 stycznia 2018 roku. Budzisz się i... co właściwie? Ciemno (nie ma łuny świateł), zimno, do domu daleko. Skąd będziesz wiedzieć, który jest rok, gdzie jesteś, itd? Od tego trzeba zacząć, a nie od ogłaszania się jakimś mieszczaninem...
*


Ja bym najpierw próbował dojść do jakichś zabudowań. Rok oszacowałbym po ubiorach ludzi oraz pojazdach.
*


Do najbliższych zabudowań możesz mieć i 100 kilometrów o ile po drodze nie natrafisz na głodnego misia albo watahę wilków . Brnąc przez moczary i bagna ( mówię tu o terenach dzisiejszej Polski ) . Są takie okresy kiedy budownictwo nie zmieniało się przez okres 500 lat drastycznie. Czyli rozrzut spory.
Aquarius
QUOTE(jkobus @ 4/01/2018, 9:08)
Koleżanka abstrahuje od układu odniesienia!

Kładziesz się spać 4 stycznia 2018 roku. Budzisz się i... co właściwie? Ciemno (nie ma łuny świateł), zimno, do domu daleko. Skąd będziesz wiedzieć, który jest rok, gdzie jesteś, itd? Od tego trzeba zacząć, a nie od ogłaszania się jakimś mieszczaninem...
*



W takim przypadku, wszystko zależy od czasów, do których Cię przeniesie.
Jeżeli do "wczoraj", nie ma większego problemu, jeżeli zbyt wcześnie, to pierwsi napotkani Cię zatłuką albo zwiążą i wsadzą do jakiegoś lochu jako chorego na umyśle.
Wilczyca24823
Przeciez podróżnik w czasie sam decyduje, w jaki czas i w jakie miejsce go przeniesie. Wystarczy msza zaślubin królewskich albo koronacji w katedrze (kraj obojętny), i zgromadzeni ludzie nawet nie zauważą, że przybyła jedna osoba więcej - oczywiście zakłądając, że maszyna działa w sposób niezauważalny dla innych. Jeśli zas podróżnik świadomie wybiera miejsce odludne, to raczej przygotowany na niebezpieczeńśtwa.

Widze, że ostatnie sugestie to pod wrażeniem takich filmów jak "Podróż do przyszłości" czy "Terminator"...
jkobus
Nigdzie nie było ograniczenia do "sam wybiera"! Tworzymy Ogólną Teorię. Taką, którą da się zastosować i do świadomej podróży w czasie i do wypadku całkiem nieprzewidzianego.
Wilczyca24823
To chyba trzeba jednak oceniac oddzielnie. Jeśli nie masz wpływu na czas i miejsce podrózy, to włąściwie nie masz szans dobrze się na taką podróż przygotowac.
Baszybuzuk
Takiego przypadkowego podróżnika, któremu wydaje się, że co to nie on, a realu wychodzi gorzej niż średnio nieźle sportretował Pilipiuk w "Oku Jelenia".

Jedna z jego gorszych serii, między innymi przez to - niezbyt się wbija w nasze oczekiwania wielkiej przygody z podróżą w przeszłość i zmienianiem świata lub choćby z radzeniem sobie w sposób zadowalający. Inna sprawa to ciągłe interwencje kosmicznych nietoperzy (tym razem udających łasice).

To ja już wolę traktowanie "przeszłości" jako świata równoległego i danie podróżnikowi jakichś szans - grupy z którą się przenosi, najlepiej nieco bardziej przystosowanej do działania w sytuacjach nietypowych niż przeciętny XXI wieczny zjadacz czipsów (który będzie tej historii czytelnikiem).

Życie oczywiście szans nikomu dawać nie musi, ale skoro kosmiczne nietoperze zdecydowały się ingerować w czyjeś życie rzucając go w inny świat, to mogą mu przynajmniej zafundować jakiś wyrównywacz szans.

Inaczej skończy taki gdzieś schodząc na jakieś chróbsko czy ciężko pobity. Rola lokalnego wariata to w sumie wariant optymistyczny.

Jednym z fajniejszych rozwiązań jest tu przeniesienie en masse, tak jak w wątkach o PRL1914 czy IIIRP1938, których inspiracją są zdaje się powieści Webera z uniwersum 1632. Duży może więcej.
jkobus
Oczywiście, że duży może więcej. Stąd w innych powieściach Webera - cykl Schronienie czy Imperium człowieka, gdzie też pojawiał się wątek swoistej "podróży w czasie" oraz daleko idącej ingerencji w zacofaną kulturę "podróżnik" nie był sam. Zignorowanie tej złotej zasady i beztroski, optymistyczny i indywidualistycznym pozytywizm w duchu Verne'a wątku o Kazimierzu IV w tym dziale były tym bardziej irytujące. Właśnie dlatego chciałem porządnie i systematycznie omówić realne opcje takiego samotnika. Nie są one ani zbyt liczne, ani zbyt świetlane...
Wilczyca24823
Tylko że co innego podróż człowieka z naszych czasów w przeszłość, a co innego "porwanie" kogoś z przeszłości i odstawienie go z powrotem.

Elfir
Wydaje mi się, że kobieta miałaby większe szanse na przeżycie pierwszego spotkania ze społecznością niż mężczyzna. Zawsze mogła zostać uznana za łup a nie zagrożenie.

W przypadku Europy przez długi okres można byłoby podawać się za osobę w pielgrzymce. Oni byli często nietykalni, mimo obcości.

Lord Mich
W średniowieczu najlepszą opcją byłoby podanie się za emisariusza Księdza Jana. Wystarczy być tylko chrześcijaninem.

Pozdrawiam!
Varyag
QUOTE(Elfir @ 4/01/2018, 20:41)
Wydaje mi się, że kobieta miałaby większe szanse na przeżycie pierwszego spotkania ze społecznością niż mężczyzna. Zawsze mogła zostać uznana za łup a nie zagrożenie.
*



Albo za wiedźmę...
Wilczyca24823
Można tez udawac niemowę smile.gif
Jacpi
Można udawać i głupka ..tylko, że poza językiem jest tysiące różnych rzeczy które by nas współczesnych mierziły, oburzały, odstręczały , brzydziły, fascynowały itp itd. To są rzeczy wbudowane jako odruchy w naszą psychikę. Natomiast te same rzeczy byłyby czymś tak oczywistym dla współczesnych , że zupełnie nie zwracaliby uwagi na nie.
Zastanawiam się ilu ludzi współczesnych przeszłoby obojętnie wobec więźnia wystawionego w klatce przy bramie wjazdowej? Ilu nie zareagowałoby co najmniej obrzydzeniem na wszelkie felery ludzkiej fizjonomii? Ilu wytrzymałoby w pierwszym momencie smród XVII wiecznej Europy? Ilu wytrzymałoby ówczesną dietę bez poważniejszych komplikacji zdrowotnych nie mówiąc już o śmierci? I jaką mieliby szanse przeżyć pierwszy rok nie łapiąc żadnej z ówczesnych chorób współcześnie prawie nie znanych?
jkobus
I odwrotnie. Pojawienie się współczesnych wirusów i bakterii, przywleczonych przez chrononautę, może się skończyć pandemią na skalę światową. Antybiotyki znacznie przyspieszyły ewolucję patogenów...
To jest wersja pozbawiona grafik. Jeżeli chcesz przejść do głównego forum kliknij tutaj.