Stało się. Wybrałem się na "Smoleńsk". Poszedłem zachęcony słowami prezesa Kaczyńskiego, iż jest to "film, który po prostu mówi prawdę".
Ale na początek mała anegdotka. Seans był o 13 w dzień roboczy więc może dlatego 3/4 publiki to były osoby w wieku emerytalnym. Gdy nieco spóźniony dotarłem, ani reklam ani filmu jeszcze nie było. Wyszedł w końcu ktoś z obsługi przepraszając za opóźnienie. Względy techniczne.
Czekamy.
Znowu pojawia się gość z obsługi i znów przeprasza. Wtedy podchodzi do niego kilka starszych pań rozpoczynając dyskusję. Dochodzą do mnie teksty typu "może komuś zależy na tym, żebyśmy nie obejrzeli?". Tamten cierpliwie tłumaczy, że żadna tego typu akcja w grę nie wchodzi. Starsze panie kontynuują spiskowe wątki.
"Jest dobrze!" - pomyślałem.
A jednak sabotażu nie było. Seans się rozpoczął.
I teraz co do samego obrazu. Od razu zaznaczę, że nie jestem żadnym specem od kina. Jakby co. Tak czy siak ... Od strony filmowej spodziewałem się jakiejś masakry. Nie było tak źle. Momentami akcja wciąga. Kilka postaci dobrze zarysowanych. Mi na przykład podobał się Redbad Klijnstra czy w zasadzie grany przez niego cyniczny redaktor z TVM SAT. Zdarzały się co prawda jakieś dziwne rzeczy. Na przykład wśród grupy młodych demonstrantów protestujących przeciwko pochówkowi Kaczyńskiego na Wawelu było co najmniej trzech Azjatów. Takiej promocji multi kulti ze strony tego środowiska, które stało za filmem akurat się nie spodziewałem
Ale prawdziwa jazda zaczyna się gdy na rzecz spojrzeć nie od strony czysto filmowej tylko pewnej narracji, która za obrazem stoi.
Przesłanie jest jednoznaczne. Wbijane do głowy widza nie młotkiem ale młotem pneumatycznym. W "Smoleńsku" nie było katastrofy. Był zamach. Już na początku filmu bliżej niezidentyfikowany rosyjski samolot dokonuje jakiegoś tajemniczego zrzutu a obsługa budki na lotnisku dokonuje podejrzanych machinacji na żądanie tajemniczego, wysoko postawionego rozmówcy. W Polsce akcja się rozkręca. Prawdę o zbrodni starają się tuszować polskie (czy właściwie tuskowe) służby, najprawdopodobniej ściśle współpracujące z rosyjskimi. Świadkowie, którzy za dużo wiedzą giną jeden po drugim. Oficjalne agendy rządowe kręcą i kłamią a o prawdę walczą środowiska opozycyjne. Mamy zebrania w Klubie Gazety Polskiej, manifestacje z transparentami PIS, niezależnych ekspertów z USA. Dużo by o tym pisać ...
A wszystko jest przyklepane przez jedną z końcowych scen gdy tutka w powietrzu staje w płomieniach. Co by nie było wątpliwości owe źródła ognia inicjowane są w kilku miejscach. Rozkawałkowany samolot uderza w ziemię.
No i słynna już scena gdy polscy oficerowie stojący nad wykopanym dołem katyńskim w ciszy i skupieniu na coś czekają. Po chwili wyłania się podążająca ku nim grupa uśmiechniętych (tak, tak...) członków delegacji, którzy przed chwilą zginęli w katastrofie. Wróć. W zamachu.