Polska gierkowska - społeczeństwo konformistów? - kliknij, aby przejść na forum
historycy.org > Historia Polski > POLSKA LUDOWA > Dekada gierkowska 1970-1980
szczypiorek
W pewnej dyskusji prowadzonej między dwoma historykami specjalizującymi się w epoce PRL padły ciekawe dane. Otóż szacowali oni iż wiosną 1980 roku liczebność - szeroko pojętej - polskiej opozycji mogła sięgać nieco ponad 1000 ( prof. Antoni Dudek) do maksymalnie 4000 osób (prof. Jerzy Eisler). W tym samym czasie członków PZPR i kandydatów na tychże było 3 100 000.

Co się działo później - wiemy. Pamiętajmy jednak, że genezy solidarnościowego buntu (tak sądzę) należy szukać przede wszystkim w pogłębiającym się kryzysie ekonomicznym. Gdyby nie on to pewnie gierkowska "mała stabilizacja" trwałaby jeszcze długo.

Tak czy inaczej interesuje mnie Wasze spojrzenie na ten okres właśnie w tym kontekście.

Pytanie : Czemu tylko garstka zdecydowała się kontestować panujący system podczas gdy tak wielu w taki czy inny sposób wspierało go i legitymizowało ?
de Ptysz
QUOTE(szczypiorek @ 9/11/2014, 21:12)
Pytanie : Czemu tylko garstka zdecydowała się kontestować panujący system podczas gdy tak wielu w taki czy inny sposób wspierało go i legitymizowało ?
*


Bo mało komu się to (tzn. walka z systemem) opłacało? Swobody polityczne to tak naprawdę rzecz drugorzędna, społeczeństwo ceni przede wszystkim spokojne życie, a jak sam zauważyłeś dekada Gierka przyniosła stabilizację. Bardzo wygodnie jest nam współcześnie pisać o złej, narzuconej siłą komunie, ale prawda jest taka, że w PRLu dało się żyć, zwłaszcza z perspektywy osób, które pamiętały wojnę albo urodziły się zaraz po niej. Do tego trzeba też wziąć pod uwagę sytuację geopolityczną i pamiętne interwencje na Węgrzech i w Czechosłowacji, które nie zachęcały do wystąpień przeciw ładowi narzuconemu przez Sojuz.
Varyag
Bo dopóki jest w sklepach kiełbasa, 95% społeczeństwa ma wszystko tam, gdzie słońce nie dochodzi?
Phouty
Sam jestem przedstawicielem tego pokolenia i wchodziłem w dorosłe życie (lata studenckie) w pierwszej połowie lat 70-tych, a "obrastałem w piórka" (małżeństwo i początki kariery zawodowej) w drugiej połowie tej dekady.

Zgadzam się z przedmówcami, że "dało się żyć" i nie samą polityką człowiek żyje.
Gierek dał Polakom wielkie nadzieje i jeszcze większe aspiracje....no wiecie...maluchy na książeczki i mieszkania...też na przedpłaty, które tam w jakiejś bliżej nieprecyzowanej przyszłości miały być.

Mniej lub więcej wierzyliśmy początkowo w te obietnice, a gdy okazało się (Radom i Ursus były tu chyba momentem przełomowym), że ta świetlana przyszłość już taka świetlana nie będzie, to zaczęło się podnosić niezadowolenie społeczne, szczególnie wtedy, gdy dosłownie w ciągu jedenej nocy wręcz magicznie wyparowały papierocy w całym PRLu, a z wódką, też nie było lepiej. O podgardlanej, czy kawałku słoniny, lub choćby tylko o podpaskach higienicznych dla kobiet, nawet nie wspominając.

Jako student, to mogłem sobie pozwolić, ażeby być większym kozakiem. Ale już jako młody żonkoś i to do tego pracujący, już taki kozak nie byłerm, bo dochodziła świadomość, że można wszystko łatwo stracić, gdy się zbytnio szura systemowi i nie zapominajmy o tym, iż wtedy nikt w najdzikszych marzeniach nie przewidywał upadku systemu, a co najbardziej radykalni, to marzyli nieśmiało o jakieś większej formie autonomii, czy to gospodarczej, czy socjalnej, bo o autonomi politycznej (w separacji od CCCP), to "strach było myśleć".

Czyli profesorowie w tej dyskusji koncentrują się na aktywnych członkach opozycji, a pomijają wręcz te miliony "młodych i gniewnych", ale pasywnych, bo mało kto chce być narodowym bohaterem...z odbitymi nerkami po jakiejś tam rozmowie na Rakowieckiej i narażaniu samego siebie i jego rodziny na czasami fizyczne niebezpieczeństwo, a co najmniej na aktywne szykany ze strony władz.

Z drugiej strony, to liczba partyjnych też nie mówi prawdy, bo wielu z nich wykorzystywało to tylko i wyłącznie, ażeby polepszyć swoje perspektywy życiowe....wiadomo, u żłobu lepiej.
Byli więc ci "partyjniacy" tak samo przeciwko systemowi w sposób bierny, czyli prowadzili oni rodzaj podwójnego życia...tu niby "popierał", a w zaciszu domowym klął tak jak każdy inny i jak cała reszta narodu.

A i tak PRL był przecież "zachodem" krajów demoluda z prywatnym rolnictwem i "badylarzami". Wprawdzie Węgrzy i Jugosławianie też coś tam kombinowali z "kapitalizmem", ale opłacali to oni znacznie większym politycznym zamordyzmem, który w porównaniu z innymi krajami demoluda, wcale w PRLu taki zły nie był.

Nie potrzeba przecież dużej kadry aktywnych przeciwników systemu....niejaki Lenin, przecież też sam dokonal rewolucji! tongue.gif biggrin.gif (Wynikało by to co najmniej z ówczesnych materiałów propagandowych, szczególnie w okolicach rocznic tejże rewolucji). wink.gif
Ważne jest, iż był duży rezerwuar sił społecznych, które w odpowiednim momencie poparły czynnie tą nieliczną grupkę "wywrotowców". I tak się w PRLu stało, bo nawet zanim pojawiła się Solidarność jako w miarę jednorodny ruch, to ludzie już kombinowali kompletnie niezależnie od siebie i organizowali zaczątki niezależnego ruchu związków zawodowych.

Dlaczego związki zawodowe, a nie dajmy na to partie polityczne?
Bo było jak ten wół w Konstytucji PRLu, że PZPR, to jest jedyna i słuszna siła wiodąca (oczywiście w przyjaźni z....i tak dalej i tak dalej), a każdy kto to chciałby w jakikolwiek sposób podważać, to był zwykłym przestępcą.
szczypiorek
Phouty, dzięki za refleksje kogoś kto te czasy dobrze pamięta (ja akurat dzieciak byłem, więc moja uwaga koncentrowała się jakby na innych kwestiach).

QUOTE
Czyli profesorowie w tej dyskusji koncentrują się na aktywnych członkach opozycji, a pomijają wręcz te miliony "młodych i gniewnych", ale pasywnych, bo mało kto chce być narodowym bohaterem...


Żeby nie było - oni bynajmniej w tej dyskusji nie piętnowali tej biernej większości a o słabiutkiej opozycji wspomnieli bez wchodzenia w szczegóły. Tak, że obyło się bez jakichś ocen moralnych. Zresztą Eislerowi by nie wypadało bo sam był w PZPR. Raczej zwrócili uwagę, że mało komu tak jak Gierkowi przy w sumie ograniczonym zastosowaniu przemocy udało się przeciągnąć społeczeństwo na swoją stronę (że tak to ujmę). Fakt, że do czasu. I tak jak piszesz - większości ludziom oczy otworzyły się po Ursusie i Radomiu, które to były po prostu reakcją na obniżenie stopy życiowej.

Varyag
QUOTE
Bo dopóki jest w sklepach kiełbasa, 95% społeczeństwa ma wszystko tam, gdzie słońce nie dochodzi?


A to jest pytanie nawet wykraczające poza tylko ten temat. Innymi słowy : czy zawsze i wszędzie można sobie "kupić" społeczeństwa ? Czy ludzie z zasady zgodzą się na układ : nie będzie wolności ale za to będziecie mieli co jeść, co pić, czym jeździć, a z centrów handlowych zawsze będziecie wracać uśmiechnięci ? Ale to chyba nie jest takie proste i na dłuższą metę (gdy już ludzie się obkupią) będzie im czegoś brakować - czegoś czego kupić się nie da. Myślę, że coś takiego obserwujemy od jakiegoś czasu w petro-królestwach okolic Zatoki Perskiej.

de Ptysz
QUOTE
Bardzo wygodnie jest nam współcześnie pisać o złej, narzuconej siłą komunie, ale prawda jest taka, że w PRLu dało się żyć, zwłaszcza z perspektywy osób, które pamiętały wojnę albo urodziły się zaraz po niej. Do tego trzeba też wziąć pod uwagę sytuację geopolityczną i pamiętne interwencje na Węgrzech i w Czechosłowacji, które nie zachęcały do wystąpień przeciw ładowi narzuconemu przez Sojuz.


Zgoda. Dlatego też czarno-białe oceny tamtego czasu (które tu i ówdzie się lansuje) uważam za chybione. Bo sprawa nie była tak jednoznaczna.

Swoją drogą ten podział na My i Oni, który np. za Jaruzelskiego był dość jasny, chyba miałby dość słabe zastosowanie do opisu epoki Gierka.
balum
QUOTE(szczypiorek @ 9/11/2014, 22:12)
Pytanie : Czemu tylko garstka zdecydowała się kontestować panujący system podczas gdy tak wielu w taki czy inny sposób wspierało go i legitymizowało ?
*


A jak to wyglądało np. w zaborze pruskim w latach 1815-1825? Albo austriackim w latach 1870-80?
Trzeba było wówczas niezłej determinacji by walczyć z czyms, co wygladało na póki co nienaruszalne i całkiem znośne.
Phouty
Właśnie mi się przypomniało...11 listopada, ale 1979 roku!

Z krążącej wtedy potajemnie pomiędzy ludźmi "bibuły", dowiedziałem się, że pod Grobem Nieznanego Żołnierza w W-wie ma się odbyć "demonstracja" organizowana przez ludzi z ROPCIO i KPN.
Wybraliśmy się tam wieczorem z żoną, oczywiście po odpowienim ubraniu się, na wypadek gdyby "pałowali".
Zebrał się dosyć spory tłumek...może 100, może i nawet 200 osób. (Tak, był to duży tłum na tamte czasy). Ilu z nich to byli tajniacy, to autentycznie trudno powiedzieć. Mundurowych nie było widać, chociaż to o niczym nie świadczyło.
Był Andrzej Czuma i bodajże Leszek Moczulski, ale tego teraz nie jestem pewien.

Przemawiał Andrzej Czuma, oczywiście bez mikrofonów i innych "nagłaśniaczy", więc słabo było słychać, ponieważ tłumek nie zbijał się w jedną kupę i stał raczej lekko rozproszony, a to z tego względu, ażeby się było łatwiej rozpierzchnąć na boki, gdyby zaczęła się jakaś tam akcja "pacyfikacyjna" ze strony tajniaków.

Poznałem kilka twarzy, ale nikt też z nikim się nie witał. Podstawowe zasady "konspiracji", że nikt nikogo w takich sytuacjach nie znał, bo gdyby zaaresztowali i widzieli że się ludzie witają, to mogli oskarżyć o jakieś tam działania wywrotowe, czy też inne spiski w celu obalenia państwa robotników i chłopów.
A tak to zawsze można się było tłumaczyć (co w przypadku "wpadki" miało by raczej mały wpływ na wyniki "dochodzenia", a raczej aktu oskarżenia), że po prostu szło się przypadkiem na spacer (było kilkanaście parek), które prawdopodobnie tak jak ja z żoną, też "spacerowały" i przypadkowo przystanęły, ażeby zobaczyć z ciekawości co to za zbiegowisko).

Trwało to może 15 do 30 minut...nie pamiętam, a na koniec zamruczeliśmy pod nosami Rotę, bo przecież nikt nie odważył się głośno śpiewać. Ale jednak pomruk był wyraźny.

Tłumek się rozszedł bez żadnych dodatkowych "atrakcji" i dziwiliśmy się z żoną jadąc autobusem do domu, że tak wszystko gładko się odbyło, bez żadnych tam fajerwerków ze strony władz!

Demokracja pełną gębą mociumpanie!!! wink.gif

Nie trwało to długo, bo po kilku dniach (tygodniach???) dowiedzieliśmy się też z podziemnej "bibuły", że jednak Andrzeja Czumę zaaresztowała bezpieka.

Dostał on za tą "demonstrację" 3 miesiące paki...mógł więcej, ale jak widać, władze były już wtedy bardzo liberalne i "demokratyczne". wink.gif

Kilka nazwisk dla przypomnienia:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Czuma

http://pl.wikipedia.org/wiki/Leszek_Moczulski

http://pl.wikipedia.org/wiki/Karol_Modzelewski

http://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Michnik

Było więcej tych ludzi (zapomiał człowiek masę nazwisk po tylu latach), którzy autentycznie nadstawiali swoje...hmm...dolne części pleców i walczyli czynnie z systemem. Tych czterech mi natychmiast przyszło do głowy, bo jednak byli oni wtedy bardzo dobrze znani każdemu kto słuchał Radia Wolna Europa i podobnych wywrotowych radiostacji, oraz brał udział w tworzeniu łańcucha przekazywania "bibuły", która często bardzo pracowicie była po prostu przepisywana ręcznie w jednym egzemplarzu, bo nawet głupiej kalki, to ciężko było dostać.
Czyli mają rację profesorowie, iż aktywna opozycja, to była tylko garstka osób.

szczypiorek
Phouty

QUOTE
Właśnie mi się przypomniało...11 listopada, ale 1979 roku!


He, he ... Wygląda na to, że załapałeś się na jedną z tych rocznicowych demonstracji po których zwinięto naszego obecnego prezydenta.

W tej historii pojawia się parę kolejnych nazwisk, w ciekawych konfiguracjach zresztą (zwłaszcza gdy spojrzy się na to z perspektywy roku 2014).

QUOTE
W 1978 r. zaczęły się w Warszawie opozycyjne demonstracje. Manifestacja 11 listopada, w 60 rocznicę odzyskania niepodległości, była udana, co przyznawali nawet Jacek Kuroń i Jan Józef Lipski, raczej niechętni tej formie ekspresji poglądów opozycyjnych. (...) Największa i najgłośniejsza była demonstracja w święto niepodległości – 11 listopada 1979 r. Jak się do niej przygotowywaliście?

Pierwsza, skromna demonstracja 11 listopada odbyła się jeszcze w 1977 r., gdy Wojtek Ziembiński odsłaniał tablicę poświęconą Orlętom Lwowskim w katedrze warszawskiej. Wtedy ja ze Staszkiem Czopowiczem w czapkach harcerskich stanowiliśmy wartę honorową. Rok później, w 1978 r., postanowiliśmy zorganizować niewielką demonstrację polegającą na przejściu z katedry św. Jana pod Grób Nieznanego Żołnierza. To się udało, milicja była zaskoczona i chyba nie chciała interweniować z uwagi na religijno-patriotyczny charakter uroczystości. W następnym roku przygotowaliśmy się już lepiej, ale bezpieka też. Na bardzo prymitywnej drukarni, z czcionką składaną ręcznie, wydaliśmy śpiewniczek pieśni patriotycznych, bo lepiej się maszeruje, śpiewając. Były też przygotowane pochodnie i flagi. Robiliśmy to wspólnie z Andrzejem Czumą i Wojtkiem Ziembińskim. Umówiliśmy się, że my z Ziembińskim zawiadamiamy ludzi o manifestacji za pomocą plakatów i klepsydr, a Czuma załatwia nagłośnienie.

Bezpieka próbowała nas wcześniej wyaresztować, ale się jej nie udało. Przedostałem się do katedry w towarzystwie mojej ciotki Medzi Korniłłowicz, wnuczki Henryka Sienkiewicza, co jak mi się wydawało, jakoś miało mnie chronić. Założyłem kobiecy płaszcz i przez zakrystię udało mi się wejść do kościoła, mimo że sporo ludzi zatrzymano. Po mszy do Grobu Nieznanego Żołnierza poszła duża manifestacja z wieńcem. Służba Bezpieczeństwa nas atakowała, szarpała, pamiętam, że lekko stłukli Lutka Dorna. Przy wyjściu na Świętojańską mnie też zahaczyli. Miałem zajęte ręce, bo trzymałem wieniec, Marian Piłka z dziewczynami trzymali szarfy. Te szarfy milicja zdołała nam wyrwać, ale wieniec utrzymałem – do dziś mam poczucie satysfakcji. Mając ręce zajęte wieńcem, skutecznie broniłem się nogami. Wciąż czuję smak zwycięstwa, gdy dobrze trafiony esbek zwinął się z bólu na chodniku...

(...) Gdy doszliśmy pod grób, było już ciemno. Przemawialiśmy kolejno – Czuma, Ziembiński, Józef Michał Janowski i na końcu ja. Moje wystąpienie było krótkie, co miało potem wpływ na wysokość kary, jaką dostałem, bo na rozprawie sędzia Kryże powiedział: Komorowski mówił najkrócej i jest najmłodszy, więc dostał tylko miesiąc.

Kilka dni po demonstracji, 16 listopada 1979 r., SB zanotowała: „Z całości informacji wynika, że figurant czuje się zaszczycony swoim wystąpieniem i faktem składania wieńca w czasie tej «manifestacji»”. Odebrał pan też gratulacje od Macierewicza. W meldunku i podsłuchu waszej rozmowy (14 listopada) zapisano: „Antoni Macierewicz chwalił Komorowskiego za jego wystąpienie, określając je jako «najlepszy tekst manifestacji»”.

Rzeczywiście, w Warszawie zrobił się wokół tego duży szum. Pojawił się nawet wiersz o tych czterech, co przemawiali przy Grobie Nieznanego Żołnierza, więc rosłem w dumę. Władza też nas doceniła. Dostaliśmy wezwania na kolegium do spraw wykroczeń. Odbywało się to przy Nowogrodzkiej, w miejscu gdzie zresztą w marcu 1968 r. pierwszy raz w życiu dostałem pałą od milicjanta obywatelskiego. Na rozprawę przyszła cała opozycja, demonstrując solidarność z nami, był Jacek Kuroń, byli moi przyjaciele, m.in. Witek Górczyński, który w trakcie manifestacji rozwinął polską flagę. Była ciocia Medzia Kornił­łowicz w charakterze świadka; powiedziała, że ona jako wnucz­ka Henryka Sienkiewicza jest pewna, że jej dziadek byłby dum­ny z takiego wystąpienia. Została wyproszona z sali rozpraw. Występował też wtedy w mojej obronie ks. Stanisław Małkowski. Pewnie coś mówił, jak zawsze, o czerwonych smokach...


http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wypowi...latach-70-.html
Phouty
No widzisz jak to jest z tą pamięcią, ponieważ Komorowskiego wogóle z tamtąd nie pamiętam!!!
Ale po tylu latach, to niestety zapomina się całą masę rzeczy. A szkoda!

Przed chwilą zadzwoniłem do mojej byłej małżonki (już 10 lat po rozwodzie) i zapytałem się jej, czy pamięta jakieś szczegóły. Ona sobie przypomniała, że ktoś rozwinął polską flagą ze znakiem Polska Walcząca, a może to był znak KPN?
Ja tego niestety też nie pamiętam.
Tłumek był zgromadzony w lewo od Grobu, a my z małżonką staliśmy dokładnie przed samym grobem w pobliżu warty honorowej, licząc na to, że jakby była rozróba, to tajniacy by się chyba przed samym grobem trochę krygowali i nie byliśmy jedni, którzy najprawdopodobniej mieli takie kalkulacje, bo większość tłumku "ciążyła" właśnie w tą stronę.

Odnośnie "konformizmu", to dzisiaj to inaczej wygląda z perspektywy czasu. Wtedy warunki były inne. Wspominając ten przypadek z (byłą) żoną przez telefon przypomniało nam się, że początkowo też mieliśmy zamiar iść pod katedrę i przejść pod Grób. Jednakże doszliśmy do wniosku, że to byłoby dla nas zbyt niebezpieczne!!!
Więc udaliśmy się "na spacer" do parku Saskiego i tam czekaliśmy "spacerując", aż się zbierze tłumek.
(Była tam wtedy pętla autobusu 106 i to też mieliśmy w planie jako "drogę odwrotu" na przypadek pałowania, bo mieszkaliśmy na Jelonkach (a ten autobus tam kursował), więc naturalnym było, że się w okolicach tego autobusu kręciliśmy).

Niech inni rozsądzą, czy to był "konformizm" z naszej strony, czy też zwykły rozsądek, gdy nie miało się ochoty być "bojownikiem o sprawę". Człowiek przecież zdawał sobie sprawę, że w te kilkadziesiąt, góra sto-dwieście osób, to systemu nie pokona, a tylko co najwyżej może zarobić pałą i w najlepszym razie dostać wezwanie na kolegium.

Wielu ludzi po prostu nie widziało żadnych możliwości, ażeby coś to mogło zmienić. A na drugi dzień i tak było przecież trzeba iść do pracy i wtopić się w szarą rzeczywistość PRLu.

Dlatego znakomita większość ludzi po prostu machała ręką, lub pukała się w czoło z komentarzem:- "A po co kozakować, skoro to i tak nic nie zmieni"?

balum
Do tego za Gierka tak do 76 r. żyło się coraz lepiej. Dopiero po tym roku przybył motyw ekonomiczny do kontestowania.
szczypiorek
QUOTE(balum @ 13/11/2014, 8:34)
Do tego za Gierka tak do 76 r. żyło się coraz lepiej. Dopiero po tym roku przybył motyw ekonomiczny do kontestowania.
*



Ano. Tu trochę o tym prof. Roszkowski : http://dzieje.pl/aktualnosci/fiasko-wielki...odarczej-gierka

Fragment :
QUOTE
Szaleńcza polityka inwestycyjna przekroczyła możliwości rynku konsumpcyjnego, wykonawstwa i zaopatrzenia. Władze PRL reagowały na narastające symptomy załamania we właściwy sobie sposób. Stale tłumaczono, iż przyczyny trudności tkwią w światowej recesji, co było o tyle kłamliwe, że wskaźniki rozwoju gospodarczego głównych państw zachodnich wykazywały poprawę. Z równą pewnością siebie twierdzono, że kłopoty gospodarki PRL mają charakter przejściowy. Jeszcze w kwietniu 1977 r. premier Jaroszewicz zapewniał Sejm: „Niezbite fakty dają świadectwo prawdzie, że w naszym kraju nie było, nie ma i nie będzie kryzysu gospodarki”.

Pogłębiający się kryzys lat siedemdziesiątych wyzwolił szereg dramatycznych zjawisk społecznych. Polityka propagowania konsumpcji spowodowała masowy wzrost aspiracji w tej dziedzinie. Załamanie tych nadziei spowodowało olbrzymią frustrację. Chaos w zaopatrzeniu, woluntaryzm decyzji gospodarczych, ich częstokroć oczywisty bezsens, arogancja władz, rozpanoszenie się oficjalnego kłamstwa szły w parze z narastaniem postaw lekceważenia obowiązków, masową korupcją oraz utratą reszty zaufania w sensowność i spójność systemu.


QUOTE
Społeczne frustracje nasilały postawy opozycyjne w stosunku do systemu władzy. Protesty przeciw zmianom konstytucji w 1975 r., a także robotniczy protest po podwyżkach cen w czerwcu 1976 r. wyzwoliły nienotowany dotąd wzrost działalności zorganizowanej opozycji w rodzaju Komitetu Obrony Robotników (KOR), Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO) czy Konfederacji Polski Niepodległej (KPN). Powstał „drugi obieg” wydawniczy, niezależny od państwowej cenzury. Stale rosły szeregi współpracowników rozmaitych inicjatyw obywatelskich.

Ekipa gierkowska nie mogła sobie poradzić z tym fermentem społecznym, zamknięta w swoistym „błędnym kole odprężenia”. Topiąc miliardy dolarów w niesprawnej gospodarce potrzebowała ona stale nowych kredytów zachodnich. Były one możliwe pod warunkiem względnego umiaru w traktowaniu opozycji, gdyż PRL była monitorowana pod względem respektowania praw człowieka, do czego się zobowiązała podpisując Akt Końcowy KBWE w Helsinkach w 1975 r. Z kolei pogarszanie się sytuacji gospodarczej sprzyjało działalności opozycyjnej, której władza nie mogła stłumić ze względu na te zobowiązania. W rezultacie represje, jakie spadały na działaczy opozycji demokratycznej były na ogół dość umiarkowane, a bariera strachu stale opadała.


Phouty
QUOTE
Wielu ludzi po prostu nie widziało żadnych możliwości, ażeby coś to mogło zmienić. A na drugi dzień i tak było przecież trzeba iść do pracy i wtopić się w szarą rzeczywistość PRLu.

Dlatego znakomita większość ludzi po prostu machała ręką, lub pukała się w czoło z komentarzem:- "A po co kozakować, skoro to i tak nic nie zmieni"?


Myślę, że tym większym zaskoczeniem (nie tylko dla rządzących) okazały się wydarzenia z sierpnia 1980 r.
memex
QUOTE(Varyag @ 9/11/2014, 23:41)
Bo dopóki jest w sklepach kiełbasa, 95% społeczeństwa ma wszystko tam, gdzie słońce nie dochodzi?
*


Z punktu widzenia wszelkiej maści "idealistów" i "bojowników" to niestety smutna, aczkolwiek najprawdziwsza prawda. W czasach gierkowskich byłem dopiero mniej więcej dziesięciolatkiem, ale doskonale pamiętam te powiewy "dobrobytu", jakie można było w tym okresie (a przynajmniej na jego początku) zwietrzyć. Maluchy, Polonezy, autobusy Jelcz-Berliet, traktory Massey-Ferguson, kombajn Bizon, Polcorfam,...etc. Co prawda w mojej rodzinie zawsze żywe były antysowieckie i anty-PZPR-owskie tradycje, ale koniec końców liczyło się to, że jakoś można było przeżyć, a w wakacje nawet pojechać na wczasy FWP. Bardzo lubiłem świąteczne zjazdy rodzinne u mojej babci na wsi, gdzie zawsze obecna była ciotka z Wa-wy, która zazwyczaj przywoziła nie tylko dobre wędlinki ze stolicy, lecz również dla mnie rarytas największy - ser żółty w plasterkach, pakowany o dziwo na wzór dzisiejszych serów Hochland. To było coś! W czasie tych zjazdów ciotka często opowiadała o jakichś akcjach w stolicy (ulotki, bibuła, demonstracje, plotki o przywódcach partii, etc.), ale było to raczej na zasadzie podtrzymywania ducha i pamięci o prawdziwej historii - bez nawet marzeń o możliwości zmiany jedynie słusznego ustroju. Nawet na początku lat 80-tych nie wierzyłem, że "komuna" tak szybko upadnie...
balum
QUOTE(szczypiorek @ 13/11/2014, 12:32)
Phouty
QUOTE
Wielu ludzi po prostu nie widziało żadnych możliwości, ażeby coś to mogło zmienić. A na drugi dzień i tak było przecież trzeba iść do pracy i wtopić się w szarą rzeczywistość PRLu.

Dlatego znakomita większość ludzi po prostu machała ręką, lub pukała się w czoło z komentarzem:- "A po co kozakować, skoro to i tak nic nie zmieni"?


Myślę, że tym większym zaskoczeniem (nie tylko dla rządzących) okazały się wydarzenia z sierpnia 1980 r.
*


Czy az takim zaskoczeniem? Od 76 robiło się coraz mniej ciekawie i niezadowolenie wrastało. Zaskoczeniem mogła byc ewentualnie nieco inna niz dotychczas forma buntu. I to jak sie szybko i sprawnie zorganizawano. (pewnie dlatego, że zrobili to agenci. tylko jakie mogło byc zaskoczenie, skoro wszystko zaplanowała władza?).
gtsw64
QUOTE
Czemu tylko garstka zdecydowała się kontestować panujący system podczas gdy tak wielu w taki czy inny sposób wspierało go i legitymizowało ?

Może tych ludzi nie dotyczyły problemy ekonomiczne a interesowała ich władza. Jakaś tam część tych ludzi po roku 89 uczestniczyła (uczestniczy) w strukturach władzy na różnych poziomach (np pan Michnik w PRL - u nie miał by szans na zostanie redaktorem naczelnym, a tak został).
Czy byliśmy w tamtym okresie konformistami? Zapewne tak jeśli nazwać konformistą człowieka który niewiele posiada i ma możliwość powiększenia swych dóbr i zachłannie z tego korzysta. Lat 60 tych za bardzo nie pamiętam ale początek 70 tych i koniec, bardzo dobrze. Poziom życia przeciętnego obywatela zdecydowanie się podniósł ( w stosunku do lat 60 tych) i obywatele myśleli że takie samo przyspieszenie będzie w latach 80 tych. Okazało się jednak że trochę żyliśmy na kredyt i w latach 80 zaczął się kryzys a w zasadzie spłacanie poprzednich długów.
Net_Skater
QUOTE
na rozprawie sędzia Kryże powiedział: Komorowski mówił najkrócej i jest najmłodszy, więc dostał tylko miesiąc.

Czytam nazwisko sedziego i krece glowa w zadumie: co spowodowalo, ze taki fajny chlopak ktorego pamietam z podworka i z liceum, kilkanascie lat pozniej zamienil sie w totalna swinie ubrana w sedziowska toge ... Pamietam wlasne zaskoczenie, czytajac pod koniec lat siedemdziesiatych paryska Kulture - ze sedzia Andrzej Kryze stal sie wyprobowanym ramieniem ludowej sprawiedliwosci ...
Chcecie o nim dowiedziec sie wiecej ? Jest tutaj oddzielny watek o nim a polska Wiki ma jego strone ze zdjeciem mordy.
On byl konformista doskonalym.

N_S
Fuser
Jak czytam ten wątek, to przypomina mi się "Piosenka O Drugiej Polsce" J.K. Kelusa z 1976 r. : http://www.youtube.com/watch?v=_Br1GQmyqAQ
Marek Zak
QUOTE
[=Net_Skater]
Czytam nazwisko sedziego i krece glowa w zadumie: co spowodowalo, ze taki fajny chlopak ktorego pamietam z podworka i z liceum, kilkanascie lat pozniej zamienil sie w totalna swinie ubrana w sedziowska toge
/


Ludzie się zmieniają. Chęć dobrego życia i korzystania z jego uroków deprawowały od czasów starożytnych. Totalne zakłamanie za komuny powodowało, że nawet inteligentni ludzie się poddawali urokowi pracy dla Polski Ludowej, najlepszej ze wszystkich Polsk. Zwaracam uwage ze wśród uczestników forum, PRL jest postrzegana lepiej niż obecna Polska, a Edward Gierek cieszy sie o wiele wiekszą sympatią, niz większość premierów RP. Jad komuny zatrul umysły nawet wykształconych ludzi.
gtsw64
QUOTE(Fuser @ 13/11/2014, 20:46)
Jak czytam ten wątek, to przypomina mi się "Piosenka O Drugiej Polsce" J.K. Kelusa z 1976 r. : http://www.youtube.com/watch?v=_Br1GQmyqAQ
*



Bardzo adekwatny.
Mając kilka lat ulegając agitacji w szkole, telewizji rzeczywiście utożsamiałem się z tamtym systemem. Pamiętam oglądając transmisję z zawodów zawsze kibicowałem (jeśli nie było Polaka) Rosjaninowi, Bułgarowi czy Czechowi. Nigdy Amerykaninowi a broń boże Niemcowi (federalnemu).
Natomiast pod koniec lat 70 tych gdy miałem już naście lat i usłyszało się co nieco od dorosłych czy WE nie mogłem uwierzyć że ten system da się zburzyć. Myślałem wtedy że taki system (jak kiedyś) trwają nie kilka, kilkanaście a kilkadziesiąt, kilkaset lat. A ponieważ nie jest to jedno czy dwa państewka a równowaga (tak kiedyś głoszono i to nie tylko ze strony komunistów ale i zachodu) dla potężnego zachodu to i system komunistyczny musi być potężny.
Pamiętam jak dziś pierwsze małe wzmianki w gazecie: "nieprzewidziane przerwy w pracy na wybrzeżu". Nie mogło dotrzeć do mnie że w Polsce mogą być strajki. Strajki to zgniły zachód. Ale wtedy zrozumiałem że skoro można zorganizować strajk w jednym zakładzie to można w wielu, w całej Polsce. Od tamtej pory (początek lat 80 tych) przekonałem się że można coś zmienić (może nie teraz) ale taka zmiana musi nadejść. I nadeszła.
emigrant
QUOTE(Marek Zak @ 13/11/2014, 21:14)
Jad komuny zatrul umysły nawet wykształconych ludzi.
*


Wykształcernie nie chroniło przed tym. Raczej rysy charakteru.
Osobiście nie bardzo sobie wyobrażam jak dorosły człowiek (z młodzieżą to trochę inna bajka- tych jest łatwiej nabrać) mógł nie zauważyć rodzwięku między otaczającą go rzeczywistością a "nibylandią" serwowaną przez Szczepańskiego.

Marek Zak
QUOTE
[=emigrant
Wykształcernie nie chroniło przed tym. Raczej rysy charakteru.
Osobiście nie bardzo sobie wyobrażam jak dorosły człowiek (z młodzieżą to trochę inna bajka- tych jest łatwiej nabrać) mógł nie zauważyć rodzwięku między otaczającą go rzeczywistością a "nibylandią" serwowaną przez Szczepańskiego.
/


Widzisz, propaganda punktowała faktycznych wiele złych rzeczy z przeszłości, czyli niesprawiedlowość, biedę, bogactwo i wykorzystywanie ludzi przez feudałów i kapitalistów, nierówny dostęp do dóbr i wyksztalcenia, bezrobocie, elitaryzm itp. W PRL-u tych rzeczy NIE było, a hasła sprawiedliwości i równości, także w biedzie były bardzo dobrze przyjmowane. Zobacz teraz, ludzie sa o wiele bogatsi, mają dwa samochody, ale są nieszczęśliwi, bo inni mają trzy.
Prawdziwa elita, czyli najwyższa nomenklatura, ukrywała starannie swoje bogactwo.
emigrant
QUOTE(Marek Zak @ 13/11/2014, 21:58)
QUOTE
[=emigrant
Wykształcernie nie chroniło przed tym. Raczej rysy charakteru.
Osobiście nie bardzo sobie wyobrażam jak dorosły człowiek (z młodzieżą to trochę inna bajka- tych jest łatwiej nabrać) mógł nie zauważyć rodzwięku między otaczającą go rzeczywistością a "nibylandią" serwowaną przez Szczepańskiego.
/


Widzisz, propaganda punktowała faktycznych wiele złych rzeczy z przeszłości, czyli niesprawiedlowość, biedę, bogactwo i wykorzystywanie ludzi przez feudałów i kapitalistów, nierówny dostęp do dóbr i wyksztalcenia, bezrobocie, elitaryzm itp. W PRL-u tych rzeczy NIE było, a hasła sprawiedliwości i równości, także w biedzie były bardzo dobrze przyjmowane. Zobacz teraz, ludzie sa o wiele bogatsi, mają dwa samochody, ale są nieszczęśliwi, bo inni mają trzy.
Prawdziwa elita, czyli najwyższa nomenklatura, ukrywała starannie swoje bogactwo.
*


Jak: nie było. O jakim równym dostepie do dóbr mówisz w PRLu? Jedynie co do bezrobocia się zgodzę- Jago brak, a nawet swego rodzaju zakaz był uchwalony ustawowo, można powiedzieć (nakaz pracy). Cała reszta nierówności waliła po oczach jak się tylko z domu wyszło. Od przydziałów mieszkań, przez talony na samochody po zakup mięsa.
Net_Skater
Emigrant, wskazales objawy (Cała reszta nierówności waliła po oczach jak się tylko z domu wyszło) - wiec teraz powiedz, co powodowalo, ze mimo spolecznej swiadomosci istnienia tych objawow gierkowska Polska przetrwala 10 lat.

N_S
szczypiorek
QUOTE(balum @ 13/11/2014, 18:29)
QUOTE(szczypiorek @ 13/11/2014, 12:32)
Phouty
QUOTE
Wielu ludzi po prostu nie widziało żadnych możliwości, ażeby coś to mogło zmienić. A na drugi dzień i tak było przecież trzeba iść do pracy i wtopić się w szarą rzeczywistość PRLu.

Dlatego znakomita większość ludzi po prostu machała ręką, lub pukała się w czoło z komentarzem:- "A po co kozakować, skoro to i tak nic nie zmieni"?


Myślę, że tym większym zaskoczeniem (nie tylko dla rządzących) okazały się wydarzenia z sierpnia 1980 r.
*


Czy az takim zaskoczeniem? Od 76 robiło się coraz mniej ciekawie i niezadowolenie wrastało. Zaskoczeniem mogła byc ewentualnie nieco inna niz dotychczas forma buntu. I to jak sie szybko i sprawnie zorganizawano. (pewnie dlatego, że zrobili to agenci. tylko jakie mogło byc zaskoczenie, skoro wszystko zaplanowała władza?).
*



Co do tego zaskoczenia. Nie chodziło mi o to, że władza była zdziwiona tym, że protesty miały miejsce tylko raczej ich skalą, determinacją uczestników oraz odwoływaniem się do haseł społeczno-politycznych (obok ekonomicznych).

Niemniej faktycznie - czy władza była czy nie była zaskoczona (a raczej w jakim stopniu) to już by trzeba poszperać w odpowiedniej literaturze.

P.S. Co do tej kwestii agenturalnej to sprawa dyskutowana w innych wątkach. Aczkolwiek ciekawa rzecz jak na przykład wyglądały raporty wiadomych służb na krótko przed Sierpniem'80. Konkretnie mam na myśli komórki badające nastroje społeczne.
emigrant
QUOTE(Net_Skater @ 13/11/2014, 22:54)
Emigrant, wskazales objawy  (Cała reszta nierówności waliła po oczach jak się tylko z domu wyszło) - wiec teraz powiedz, co powodowalo, ze mimo spolecznej swiadomosci istnienia tych objawow gierkowska Polska przetrwala 10 lat.

N_S
*


Jak to: co? Kredyty. To od strony ekonomicznej- potem to się skichało- kiedy przyszło do spłaty tych zmarnowanych w dużej części pieniędzy z odsetkami.
Zaś co do reszty, to przecież na straży tego porządku stały resorty siłowe.
Kiedy zaś poziom życia spadł poniżej odpowiedniego poziomu (czyli trudności zaczęły oscylować w okolicy granicy, jaką ludzie uważają za nieakceptowalny), nastapiło przesilenie. Tu trzeba tez pamiętać o roli papieża i jego wizyty w czerwcu 79 roku. To był szok. Dla obu stron- dla jednych pozytywny, dla drugich wręcz przeciwnie.
Phouty
Szczypiorek napisał:
QUOTE
...oraz odwoływaniem się do haseł społeczno-politycznych (obok ekonomicznych).


Zgadza się, chociaż z tytułu wyjaśnienia dla najmłodszych pokoleń, to jednym z naważniejszych postulatów społeczno-politycznych (a być może tylko i wyłącznie "politycznych"...bo o czystej polityce, to nie wolno było mówić...ale to jest kwestią punktu odniesienia, który wtedy leżał w kompletnie innym miejscu niż dzisiaj) była sprawa wolnych sobót. Tydzień pracy w PRLu, to było 46 godzin, czyli "tylko" sześciogodzinny dzień pracy w soboty. (Szkoły też były "sześciodniowe" w tamtym czasie).

Emigrant napisał:
QUOTE
Tu trzeba tez pamiętać o roli papieża i jego wizyty w czerwcu 79 roku.

To jest to!!!
Chociaż wtedy całkowicie to inaczej wyglądało niż dzisiaj w temacie o "wpływie papieża".
To był szok dla władz i całego społeczeństwa!

Więc znów się proszę przygotować na wspominki Phouty'ego. wink.gif

Dokładnie 16 października 1978 roku byłem w Zegrzu pod Warszawą (na Zalewie Zegrzyńskim) na pływającej barce/domu klubowym pewnego klubu żeglarskiego, gdzie były organizowane egzaminy na patenty żeglarskie.

Naraz (komuchowa przecież) TV przerwała program i na żywo pokazywała akcję z Watykanu. Nie muszę tutaj chyba dodawać, iż te egzaminy, które normalnie by się skończyły wczesnym popołudniem, to przeciągnęły się do późnych godzin wieczornych. (Ostatni egzaminowani zaliczali praktyczne egzaminy z "manewrówki" już w zasadzie w nocnych ciemnościach, co było nielegalne, ponieważ pływania "sportowe" w PRLu nie były dozwolone w godzinach nocnych na wodach śródlądowych).
Powodem tego olbrzymiego opóźnienia była oczywiście ta transmisja na żywo, a zarówno wysoka komisja egzaminacyjna, jak i grupa kandydatów na stopnie sternika, siedziała wgapiona w TV i tylko od czasu do czasu ktoś sobie przypominał, że "trza odwalić egzaminy", ale nikt się nie ruszał od ekranu TV! Na co nikt nie miał ochoty, bo przed oczami działy się wręcz rzeczy niebywałe i niewyobrażalne w rzeczywistości komuchowej!!!

W czerwcu 1979 roku, to już była społeczna "lawina". Papież nie był "przełomem" samym w sobie, ale niewątpliwie był tym katalizatorem, który spowodował masowe uaktywnienie się całego polskiego społeczeństwa.

Jako człowiek kompletnie niereligijny (ale wychowany oczywiście w tak zwanych tradycjach, które to ja bardzo stanowczo odrzucałem i cały czas odrzucam ku olbrzymiemu rozczarowaniu mojej ś.p. od blisko 2 lat mamy, czyli klasycznego "mohera"), uznaję historyczny wpływ wyboru Polaka na papieża w tamtym czasie, jako jeden z naważniejszych czynników, które doprowadziły do upadku systemu komuchowegow Polsce. (Ale nie na świecie, chociaż te sprawy się oczywiście zazębiają między sobą).
balum
QUOTE(emigrant @ 14/11/2014, 0:35)
QUOTE(Net_Skater @ 13/11/2014, 22:54)
Emigrant, wskazales objawy  (Cała reszta nierówności waliła po oczach jak się tylko z domu wyszło) - wiec teraz powiedz, co powodowalo, ze mimo spolecznej swiadomosci istnienia tych objawow gierkowska Polska przetrwala 10 lat.

N_S
*


Jak to: co? Kredyty. To od strony ekonomicznej- potem to się skichało- kiedy przyszło do spłaty tych zmarnowanych w dużej części pieniędzy z odsetkami.
Zaś co do reszty, to przecież na straży tego porządku stały resorty siłowe.

Z tymi siłami resortowymi to nie tak do końca. W latach 71-76 owe siły nie musiały sie wysilać. Opozycja wówczas to była tylko garstka, o której wiekszość nawet nie wiedziała. I opresywności tego systemu można była nawet nie dostrzegać albo uważać za normę.
gtsw64
QUOTE
Cała reszta nierówności waliła po oczach jak się tylko z domu wyszło. Od przydziałów mieszkań, przez talony na samochody po zakup mięsa.

Był to wabik a w zasadzie nagroda dla wiernych władzy a wabik dla nowych. Czymś musiano wynagradzać ludzi systemu a pozyskiwanie na ideologię skończyło się w latach 50 tych.
Pamiętam (jako dziecko) że rodzice oraz sąsiedzi zdecydowanie bardziej narzekali na "komuchów" i pazernego brata ze wschodu (legendy o dobrach wywożonych na wschód) niż na złą sytuację materialną. Może dlatego że w takiej sytuacji byli wszyscy znajomi i sąsiedzi. Ludzie władzy trzymali się razem z dala od szarego obywatela.
memex
QUOTE(Marek Zak @ 13/11/2014, 21:58)
Zobacz teraz, ludzie sa o wiele bogatsi, mają dwa samochody, ale są nieszczęśliwi, bo inni mają trzy.
Prawdziwa elita, czyli najwyższa nomenklatura, ukrywała starannie swoje bogactwo.

Dokładnie tak! W czasach PRL-u brakowało skali porównawczej dla oszacowania prawdziwej szarości ówczesnego życia. Wszyscy klepali wspólną biedę i byli z tym w znakomitej większości pogodzeni. Okruchy "wielkiego świata" widoczne np. w amerykańskich filmach (np. "Porucznik Columbo") jawiły się jako tak odległe i kosmiczne, że właściwie nie nadające się do porównań. Nomenklatura skrzętnie ukrywała swe przywileje i majątki, toteż nie kłuły one w oczy "pospólstwa", a nawet jeśli coś przeciekało, to można to było sobie jakoś wytłumaczyć tym, że to przecież "władza", która bogata być musi. Społeczna tolerancja dla systemu skończyła się, gdy zaczęło być niebezpiecznie i wielce niepewnie pod względem zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych, głównie żywieniowych.
gtsw64
QUOTE
. Okruchy "wielkiego świata" widoczne np. w amerykańskich filmach (np. "Porucznik Columbo"

Raczej "Pogoda dla bogaczy"
QUOTE
Społeczna tolerancja dla systemu skończyła się, gdy zaczęło być niebezpiecznie i wielce niepewnie pod względem zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych, głównie żywieniowych

Tym bardziej że lata 70 te pokazały że można żyć lepiej. Zwłaszcza początek lat 70 tych w stosunku do lat 60 tych. A tu zamiast ciągłej poprawy kubeł zimnej wody w postaci kartek na cukier (1976) a później 1981 na całą masę innych produktów.
Darth Bane
Mimo wszystko ludzie uprzywilejowani kryli się ze swoim (śmiesznym z obecnej perspektywy) "bogactwem". Nierówny dostęp do dóbr był wyznacznikiem znajomości, wystania w równym stopniu jak pozycja zawodowa (np. górnicy) czy partyjna. Szereg działaczy było ortodoksyjnie przeciw "nowobogactwu" i trzeba się było pilnować. Po linii partyjnej też można było dostać. Za Gierka już jakby mniej, ale ...
Pamiętam w 1983 w Inowiczu-Zdroju chodziły wycieczki turystów do willi drewnianej z domkiem gościnnych (sam mam obecnie "lukszuszowskie bardziej") syna Jaroszewicza. Jak by nie było syna premiera, członka samej wierchuszki... Szczególnie oburzało pokrycie asfaltem 2,5 km drogi gruntowej!
No a gdy przyszła "nowa", "nasza" władza co się okazało ? Już na początku lat 90-tych wiceminister zdrowia w rządzie Naszej Hani Kochanej walnął sobie 5 km asfaltówki (wycięta przez las!!!!) i dom murowany w otulinie na granicy rezerwatu. Można, pokazać reszcie "przypadkowego narodowi", ich miejsce w szeregu? można! A od tego czasu świat poszedł naprzód...
emigrant
QUOTE(Darth Bane @ 14/11/2014, 11:24)
Mimo wszystko ludzie uprzywilejowani kryli się ze swoim (śmiesznym z obecnej perspektywy) "bogactwem". Nierówny dostęp do dóbr był wyznacznikiem znajomości, wystania w równym stopniu jak pozycja zawodowa (np. górnicy) czy partyjna. Szereg działaczy było ortodoksyjnie przeciw "nowobogactwu" i trzeba się było pilnować. Po linii partyjnej też można było dostać. Za Gierka już jakby mniej, ale ...
*


Do pewnego stopnie macie rację. Źle się wyraziłem: nierówność nie waliła po oczach. Po wszystkim uinnym, ale nie po oczach. Była dokoła, ale nie rzucała sie w oczy. (Co się rzucało w oczy to wszechobecna szarzyzna, co było szczególnie widoczne po powrocie z Zachodu.) Dopiero, jak przyszło coś załatwić, człowiek czegoś chciał dokonać natykał się na nią z każdej strony. Może w tym tkwi źródło sentymentu do tamtych czasów. (Nie licząc oczywiście głównego źródła: że kiedyś się było pięknym i młodym. (Młodość minęła, ale uroda, na szczęście, została... tongue.gif )
memex
QUOTE(gtsw64 @ 14/11/2014, 10:48)
Raczej "Pogoda dla bogaczy"

Też, ale mnie amerykański blichtr lat 70-tych kojarzy się nieodmiennie z sympatycznie zaniedbanym porucznikiem pałętającym się po rezydencjach i posiadłościach obrzydliwie bogatych krezusów.
QUOTE
Pamiętam w 1983 w Inowiczu-Zdroju chodziły wycieczki turystów do willi drewnianej z domkiem gościnnych (sam mam obecnie "lukszuszowskie bardziej") syna Jaroszewicza.

Podobnie rzecz się miała z wojskowym ośrodkiem wypoczynkowym "Jawor" nad Jeziorem Solińskim, w którym bawili wysocy rangą oficerowie państw Układu Warszawskiego. Gdy we wczesnych latach 80-tych jeździłem pod namiot nad Solinę, krążyły legendy o luksusach w jakich się pławili. Plotki podsycane były przez fakt odizolowania ośrodka i jego ścisłej ochrony przez straże na lądzie i wodzie (mój kolega został nawet aresztowany na kilka godzin, gdy burza zniosła jego kajak zbyt blisko nabrzeża należącego do ośrodka).
Gdy już w latach 90-tych ośrodek udostępniono zwykłym użytkownikom, z ciekawości zajechałem kiedyś do niego, aby zweryfikować dawne legendy. Biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy, okazał się oczywiście bardzo kiepski, choć z pewnością w latach 80-tych był OK, tym bardziej, że na jego terenie znajdowały się dobrze zaopatrzone sklepy.
Marek Zak
QUOTE
Też, ale mnie amerykański blichtr lat 70-tych kojarzy się nieodmiennie z sympatycznie zaniedbanym porucznikiem pałętającym się po rezydencjach i posiadłościach obrzydliwie bogatych krezusów.
/


I zawsze sie okazywało, że skromność, inteligecja była górą, a arogancja bogaczy i celebrytów zostawała ukarana, a sprawiedliwość była górą.

Wracając do ukrywania bogactw, miałem sporo znajomych w szkole ze sfer rządowych i partyjnych, i bardzo się starali, żeby wyglądac jak równi a nie równiejsi, a przecież mieli do dyspozycji talony, przydziały na wszelkie deficytowe dobra, czy sklepy ,,za żółtymi firankami" gdzie wszystko było dostępne za symboliczną cenę.
gtsw64
QUOTE
tym bardziej, że na jego terenie znajdowały się dobrze zaopatrzone sklepy.

Pamiętam, to już połowa lat 80 tych pełniąc zaszczytną służbę wojskową w JW 2139 (36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego) W - wa Okęcie w okresie dużego kryzysu bez problemu można było kupić w bufecie dla pilotów szynkę w galarecie, golonkę czy Coca Colę. Produkty na prowincji nie do zdobycia.
Kantyna żołnierska do południa zmieniała się w sklep mięsny dla kadry zawodowej. Bez problemu można było tam kupić szynkę baleron czy żywiecką.
Baszybuzuk
QUOTE(memex @ 14/11/2014, 11:41)
QUOTE(gtsw64 @ 14/11/2014, 10:48)
Raczej "Pogoda dla bogaczy"

Też, ale mnie amerykański blichtr lat 70-tych kojarzy się nieodmiennie z sympatycznie zaniedbanym porucznikiem pałętającym się po rezydencjach i posiadłościach obrzydliwie bogatych krezusów.
QUOTE
Pamiętam w 1983 w Inowiczu-Zdroju chodziły wycieczki turystów do willi drewnianej z domkiem gościnnych (sam mam obecnie "lukszuszowskie bardziej") syna Jaroszewicza.


Biorąc pod uwagę, że dzieci (i nie tylko) w tym czasie realizowały się kolekcjonując co bardziej kolorowe śmieci (np. puszki po napojach), papierki po cukierkach, tudzież ekscytowały się zamawianiem z Zachodu materiałów reklamowych (jakichkolwiek - ważne że kolorowe, na gładkim papierze i w obcym języku), zdefiniowane czegoś jako PRLowski luksus wymaga zupełnie innej skali odniesienia. biggrin.gif

Ale to już lata 80-te, natomiast wczesne lata 70-te miały własną stylistykę konsumpcyjną (cola, Fiat, guma "Bolek i Lolek" itp.). Gierek był trochę jak Gorbaczow - chciał naprawiać, a kompletnie rozłożył system napędzając nadzieję na lepsze, dostatniejsze życie.
balum
QUOTE(memex @ 14/11/2014, 11:29)
QUOTE(Marek Zak @ 13/11/2014, 21:58)
Zobacz teraz, ludzie sa o wiele bogatsi, mają dwa samochody, ale są nieszczęśliwi, bo inni mają trzy.
Prawdziwa elita, czyli najwyższa nomenklatura, ukrywała starannie swoje bogactwo.


Tzw prywaciarze byli bogatsi niż sam pierwszy sekretarz KCPZPR. Co i tak na dzisiejsze kategorie robi z nich mały biznes.
gtsw64
QUOTE
Ale to już lata 80-te, natomiast wczesne lata 70-te miały własną stylistykę konsumpcyjną (cola, Fiat, guma "Bolek i Lolek"

Dżinsy z Odry. Tzw teksasy.
Myślę że właśnie te nadzieje ostudzone i to mocno systemem reglamentowym na żywność wkurzyło społeczeństwo. Przecież czego jak czego ale żywności potrafiliśmy wyprodukować dostateczne ilości. Legendarne zaspawywanie torów aby nie mogły jechać na wschód pociągi z mięsem.
Marek Zak

QUOTE
[=balum]

Tzw prywaciarze byli bogatsi niż sam pierwszy sekretarz KCPZPR. Co i tak na dzisiejsze kategorie robi z nich mały biznes.
/


Elita władzy miała do dyspozycji wszystko, domy, samochody, w tym konta za granicą, za które już trzecie pokolenie żyje. No i 4 złote za złoty dewizowy czyli dolara.
Właściele Polski Ludowej - to była pradziwa definicja elity władzy.

Realchief


QUOTE(gtsw64 @ 14/11/2014, 9:36)
QUOTE
Cała reszta nierówności waliła po oczach jak się tylko z domu wyszło. Od przydziałów mieszkań, przez talony na samochody po zakup mięsa.

Był to wabik a w zasadzie nagroda dla wiernych władzy a wabik dla nowych. Czymś musiano wynagradzać ludzi systemu a pozyskiwanie na ideologię skończyło się w latach 50 tych.
Pamiętam (jako dziecko) że rodzice oraz sąsiedzi zdecydowanie bardziej narzekali na "komuchów" i pazernego brata ze wschodu (legendy o dobrach wywożonych na wschód) niż na złą sytuację materialną. Może dlatego że w takiej sytuacji byli wszyscy znajomi i sąsiedzi. Ludzie władzy trzymali się razem z dala od szarego obywatela.
*



A cóż to była za nierówność co waliła po oczach? Partyjniak średniego szczebla miał większe mieszkanie i malucha, no i nad Balaton lub do Bułgarii jechał na wakacje, wysokiego miał dużego fiata i połówkę bliźniaka i nawet był w Paryżu czy Rzymie. Sama wierchuszka miała zagraniczne auto i dom jednorodzinny, czyli nie lepiej niż byle "badylarz".
Przy dzisiejszym rozziewie to po prostu śmieszne.

QUOTE(Darth Bane @ 14/11/2014, 11:24)
Mimo wszystko ludzie uprzywilejowani kryli się ze swoim (śmiesznym z obecnej perspektywy) "bogactwem". Nierówny dostęp do dóbr był wyznacznikiem znajomości, wystania w równym stopniu jak pozycja zawodowa (np. górnicy) czy partyjna. Szereg działaczy było ortodoksyjnie przeciw "nowobogactwu" i trzeba się było pilnować. Po linii partyjnej też można było dostać. Za Gierka już jakby mniej, ale ...
Pamiętam w 1983 w Inowiczu-Zdroju chodziły wycieczki turystów do willi drewnianej z domkiem gościnnych (sam mam obecnie "lukszuszowskie bardziej") syna Jaroszewicza. Jak by nie było syna premiera, członka samej wierchuszki...  Szczególnie oburzało pokrycie asfaltem 2,5 km drogi gruntowej!
No a gdy przyszła "nowa", "nasza" władza co się okazało ? Już na początku lat 90-tych wiceminister zdrowia w rządzie Naszej Hani Kochanej walnął sobie 5 km asfaltówki (wycięta przez las!!!!) i dom murowany w otulinie na granicy rezerwatu. Można, pokazać reszcie "przypadkowego narodowi", ich miejsce w szeregu? można! A od tego czasu świat poszedł naprzód...
*



Dokładnie.


QUOTE(gtsw64 @ 14/11/2014, 12:11)
QUOTE
tym bardziej, że na jego terenie znajdowały się dobrze zaopatrzone sklepy.

Pamiętam, to już połowa lat 80 tych pełniąc zaszczytną służbę wojskową w JW 2139 (36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego) W - wa Okęcie w okresie dużego kryzysu bez problemu można było kupić w bufecie dla pilotów szynkę w galarecie, golonkę czy Coca Colę. Produkty na prowincji nie do zdobycia.
Kantyna żołnierska do południa zmieniała się w sklep mięsny dla kadry zawodowej. Bez problemu można było tam kupić szynkę baleron czy żywiecką.
*



Kto mieszkał koło jednostki wojskowej zaiste miał do przodu. Sklepy na wojskowych osiedlach były lepiej zaopatrzone, wystarczyło się tam udać po deficytowy towar, nikt nie sprawdzał czy się jest uprawionym do zakupów.


QUOTE(Baszybuzuk @ 14/11/2014, 12:34)
Biorąc pod uwagę, że dzieci (i nie tylko) w tym czasie realizowały się kolekcjonując co bardziej kolorowe śmieci (np. puszki po napojach), papierki po cukierkach, tudzież ekscytowały się zamawianiem z Zachodu materiałów reklamowych (jakichkolwiek - ważne że kolorowe, na gładkim papierze i w obcym języku), zdefiniowane czegoś jako PRLowski luksus wymaga zupełnie innej skali odniesienia. biggrin.gif

Ale to już lata 80-te, natomiast wczesne lata 70-te miały własną stylistykę konsumpcyjną (cola, Fiat, guma "Bolek i Lolek" itp.). Gierek był trochę jak Gorbaczow - chciał naprawiać, a kompletnie rozłożył system napędzając nadzieję na lepsze, dostatniejsze życie.
*



Fakt. Ktoś z katalogiem klocków LEGO lub Playmobila to był gość, a do kolegi 3 klatki dalej który miał zamek Lego chodziły całe wycieczki, można go było tylko podziwiać jak stoi na stole. Podobną estymą cieszyli się później posiadacze przywiezionych z zachodu ZX Spectrum, Atari lub konsoli. To były czasy grubo przed Pegasusem.
Pierwsza w życiu gra u sąsiadów w "Bruce Lee" bezcenna.
gtsw64
QUOTE

A cóż to była za nierówność co waliła po oczach? Partyjniak średniego szczebla miał większe mieszkanie i malucha, no i nad Balaton lub do Bułgarii jechał na wakacje, wysokiego miał dużego fiata i połówkę bliźniaka i nawet był w Paryżu czy Rzymie. Sama wierchuszka miała zagraniczne auto i dom jednorodzinny, czyli nie lepiej niż byle "badylarz".

Zapewne nie pamiętasz tamtych czasów. Otóż pamiętam że był to rok 1972 lub 73 gdy mój ojciec z nienaganną trzydziestoletnią pracę dostał butlę na propan - butan. Jakież to było wyróżnienie. Nikt na wsi takowej nie posiadał. Żeby zagotować herbatę musiał narąbać drewna napalić w piecu i zagotować wodę. A u nas wystarczyło zapalić zapałkę i już. Teraz wydaje się to śmieszne, ale kiedyś był to skok cywilizacyjny.
Różnica między trzyletnim Golfem a pięcioletnią Corsą jest rzeczywiście niewielki. Natomiast różnica między maluchem a jego brakiem ogromna.
Fuser
QUOTE(szczypiorek @ 13/11/2014, 12:32)
Ano. Tu trochę o tym prof. Roszkowski : http://dzieje.pl/aktualnosci/fiasko-wielki...odarczej-gierka

Fragment :
QUOTE
Stale tłumaczono, iż przyczyny trudności tkwią w światowej recesji, co było o tyle kłamliwe, że wskaźniki rozwoju gospodarczego głównych państw zachodnich wykazywały poprawę.

*


Na marginesie dyskusji w tym wątku, chyba nie było zupełnie tak. Na sytuację gospodarczą państw zachodnich mocno negatywnie wpłynęły kryzysy naftowe 1973 i 1979 r.
szczypiorek
Odszedł wieczny kontestator Edmund Bałuka. Jeden z tych nielicznych, którzy na początku ery Gierka postawili się systemowi.


QUOTE
Zmarły przed kilkoma dniami Edmund Bałuka był jednym z największych autentycznych przywódców robotniczych czasów PRL-u. I nigdy nie pasował do otaczającej go rzeczywistości

W styczniu 2001 r. odwiedziłem go w mieszkaniu na warszawskiej Saskiej Kępie, gdzie od wielu lat mieszkał. Rozmawialiśmy o niezwykłym strajku, jaki wybuchł 30 lat wcześniej, 24 stycznia 1971 r. w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego. Wtedy, jedyny raz w historii bloku komunistycznego, do zbuntowanego zakładu pracy przyjechali najważniejsi ludzie w państwie, m.in. premier, I sekretarz partii i dowódca armii.

Bałuka powiedział: - Najgorszy śmiech to śmiech z samego siebie. Ja śmieję się z siebie, bo wreszcie dotarło do mnie, że nie ma już klasy robotniczej. Nie chciałem w to wierzyć, ale tak jest.

Stawia się Gierkowi

Dopiero latem 2008 r. szczeciński historyk, dawny działacz opozycji Michał Paziewski zdobył oryginalną taśmę z zapisem spotkania w stoczni z 1971 r., które władza chciała wymazać z pamięci. Przez 37 lat przechowywał ją członek komitetu strajkowego. Bałuka, Łemko spod Krosna, główny bohater tego spotkania, mawiał, że jego życie potoczyłoby się inaczej, gdyby pozwolono mu być marynarzem. W młodości popłynął tylko w jeden rejs, po którym władze odebrały mu książeczkę żeglarską za kontakty z emigracją. Dusił się w PRL-u, próbował uciec na Zachód, trafił do kamieniołomów. Zatrudnił się w Stoczni Szczecińskiej. W styczniu 1971 r., po grudniowej masakrze robotników, w stoczni wciąż wrzało. Iskrą zapalną był kłamliwy artykuł w "Głosie Szczecińskim", z którego wynikało, że robotnicy z rurowni zadeklarowali pracę w najbliższą niedzielę. Bałuka wszedł na kiosk i namówił stoczniowców do strajku okupacyjnego aż do przyjazdu do stoczni najwyższych władz PRL-u. Wojsko i milicja otoczyły stocznię kordonem i odcięły dostawy żywności, a helikoptery rozrzucały ulotki głoszące, że "wrogie ośrodki zachodnioniemieckich rewizjonistów wykorzystały niepokoje dla podważenia granic na Odrze i Nysie". Jednak po liście robotników do nowego premiera Piotra Jaroszewicza czterej dygnitarze, czyli I sekretarz KC PZPR Edward Gierek oraz Jaroszewicz, Wojciech Jaruzelski i szef MSW Franciszek Szlachcic, przyjechali do stoczni. Nocne spotkanie - to Bałuka stanął naprzeciwko decydentów - przebiegało w niezwykłej jak na dotychczasową historię PRL-u partnerskiej atmosferze i trwało aż dziewięć godzin. Gierek połamał się z nimi chlebem. Władza nie wiedziała, że za kotarą robotnicy ukryli szpulowy magnetofon.

Gra samego siebie

Półtoragodzinny dramat fabularno-dokumentalny pt. "Three Days in Szczecin" Lesliego Woodheada na podstawie scenariusza Bolesława Sulika po raz pierwszy publicznie pokazano w Polsce dopiero w 2013 r.

Styczniowy komitet strajkowy przekształcił się w Komisję Robotniczą, która stała się czymś w rodzaju samorządu robotniczego. Bałuka i jego ludzie marzyli o wolnych związkach zawodowych, rozmawiali z władzą, wyciągali kolegów z więzień. 1 maja 1971 r. członkowie zorganizowali Czarny Marsz, który przypieczętował ich los. Bezpieka szukała "trzeciego komitetu strajkowego" (po grudniowym i styczniowym). Rozpoczęły się brutalne represje i aresztowania. Bogdan Gołaszewski, który wyprowadził robotników z rurowni, został odnaleziony w swoim domu otruty gazem. Zastępcę Bałuki Adama Ulfika napadnięto w domu, odurzono chloroformem, napastnicy odkręcili kurki z gazem - cudem zdołał otworzyć okno.

Niepełne nagranie ze spotkania Gierka ze stoczniowcami trafiło w październiku 1971 r. na Zachód. Fragmenty wyemitowało Radio Wolna Europa, stenogram wydrukowała paryska "Kultura". Władza była wściekła, a hardy Bałuka stawiający się Gierkowi stał się słynny w całym kraju i na Zachodzie. Władze próbowały go przekupić, robiąc przewodniczącym okręgowego związku metalowców. Bezskutecznie. Agenci SB rozsiewali pogłoski, że bezpieka chce go zabić. W efekcie Bałuka ze sfałszowaną książeczką żeglarską w kieszeni na pokładzie statku m/s "Siekierki" uciekł z Polski.

- Miał wielką charyzmę, nikogo się nie bał, był autentycznym przywódcą robotników i w tym ówczesna władza widziała największe zagrożenie - mówi dr Michał Paziewski.

Podczas pobytu w Manchesterze zdobył popularność, gdy tamtejsi trockiści wydrukowali książkę na podstawie stenogramów ze spotkania Gierka ze szczecińskimi robotnikami, a studenci z uniwersytetu wystawili sztukę na ten temat. Zainteresowała się nim telewizja Granada. Bałuka, który zagrał w filmie samego siebie, wyjechał do Paryża, gdzie założył Polską Socjalistyczną Partię Pracy. Wydawał lewicowe i antykomunistyczne pismo "Szerszeń", które przemycano do Polski. Ale nie potrafił się odnaleźć wśród skłóconej emigracji mającej go za dziwaka.

Czas takich jak on minął

Po Sierpniu '80 przyjechał do kraju z doklejoną brodą i lipnymi francuskimi papierami. Chciał działać. Ukrywał się m.in. na terenie stoczni. Nie mógł się jednak odnaleźć wśród nowych przywódców stoczniowych i nie odegrał żadnej roli w "Solidarności". A słowo "socjalizm", które lubił, zupełnie się zużyło.

- Jego czas po prostu minął - mówił kilka dni temu w Radiu Szczecin Andrzej Milczanowski, jeden z liderów podziemia, a w nowych czasach szef MSW.

Po wprowadzeniu stanu wojennego Bałuka został aresztowany. Podczas procesu oświadczył m.in.: "Jestem jawnym wrogiem systemu władzy na Kremlu". Dostał pięć lat więzienia za "przygotowania do obalenia ustroju siłą".

Jak mawiają jego znajomi, po wyjściu z więzienia nie włączył się w podziemie, bo dusiłby się w bogoojczyźnianym gorsecie, jaki założyła znaczna jego część.

W nowej Polsce nie chciał być politykiem, choć w latach 90. namawiano go jeszcze do wstąpienia do Unii Pracy. Wielu chciało się z nim fotografować, ale on odmawiał. Zawiedziony nową Polską odrzucał zaproszenia na kolejne imprezy. Nie przyjął odznaczenia z rąk Lecha Kaczyńskiego. Sam mówił o sobie, że jest skamieliną.

Edmund Bałuka, zgodnie ze swoją wolą, zostanie pochowany w Szczecinie. Spocznie pomiędzy grobami ofiar grudnia 1970 r. Sobotni pogrzeb będzie miał charakter państwowy.



http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105405,172...und_Baluka.html
Fuser
Jakiś czas temu na Youtube autor André Waksman zamieścił film dokumentalny nakręcony w Polsce w połowie dekady gierkowskiej: POLAND, Living with the System, 1976
carantuhill
QUOTE(Realchief @ 14/11/2014, 14:48)
QUOTE(gtsw64 @ 14/11/2014, 9:36)
QUOTE
Cała reszta nierówności waliła po oczach jak się tylko z domu wyszło. Od przydziałów mieszkań, przez talony na samochody po zakup mięsa.

Był to wabik a w zasadzie nagroda dla wiernych władzy a wabik dla nowych. Czymś musiano wynagradzać ludzi systemu a pozyskiwanie na ideologię skończyło się w latach 50 tych.
Pamiętam (jako dziecko) że rodzice oraz sąsiedzi zdecydowanie bardziej narzekali na "komuchów" i pazernego brata ze wschodu (legendy o dobrach wywożonych na wschód) niż na złą sytuację materialną. Może dlatego że w takiej sytuacji byli wszyscy znajomi i sąsiedzi. Ludzie władzy trzymali się razem z dala od szarego obywatela.
*


A cóż to była za nierówność co waliła po oczach? Partyjniak średniego szczebla miał większe mieszkanie i malucha, no i nad Balaton lub do Bułgarii jechał na wakacje, wysokiego miał dużego fiata i połówkę bliźniaka i nawet był w Paryżu czy Rzymie. Sama wierchuszka miała zagraniczne auto i dom jednorodzinny, czyli nie lepiej niż byle "badylarz".
Przy dzisiejszym rozziewie to po prostu śmieszne.


No poniekąd. Byłem w latach 90-tych w domu wysokiego urzędnika skarbówki za PRL i wnętrza robiły wrażenie na tle postprlowskiej szarzyzny. Podobnie w domu osoby, która wydawała paszporty smile.gif
Rezydencja prlowskie (Arłamów, Trójca) z dzisiejszej perspektywy nie robi wrażenia - co najwyżej jest lekko kiczowate. Z perspektywy mojego znajomego, który jakimś miał pecha tam trafić w ramach służby wojskowej - kilkunastodaniowe śniadania, pozłacane klamki, obrazy - duży przeskok z z prlowskiej wsi.
To jest wersja pozbawiona grafik. Jeżeli chcesz przejść do głównego forum kliknij tutaj.