Pomoc - Szukaj - Lista Użytkowników - Kalendarz
Pełna wersja: Nowa klasa zamoznych: manageryzm
historycy.org > Wybrane specjalizacje historii > HISTORIA GOSPODARCZA > Dzieje gospodarki > Dzieje najnowsze
Marek Zak
Chciałbym wam podrzucic temat, jaki coraz częściej przewija się w wielu rozmowach, mianowicie powstanie nowej klasy bogaczy. Dawniej, w kapitaliźmie, bogaty był kapitalista, a zatrudnieni przez niego pracownicy otrzymywali niższe lub wyzsze zarobki. W obecnej chwili zarobki nowej klasy - top managementu, w tym CEO (chief executive officers)są zupełnie niebotyczne, i często nie mają one wiekszego zwiazku z wynikami firmy, Może się wiec okazać, ze firma dołuje, a szefowie wciąż zarabiają miliony. O ile złe wyniki firmy mogą doprowadzic właściiela do bankructwa, przedstawiciele nowej klasy nie ponoszą z tego tytułu żadnej osobistej odpowiedzialności. Ich kontrakty są tak sformułowane, że nawet z bankrutujacej firmy odchodeza z milionami. Członkowie nowej klasy są dyrektorami w jednej firmie, a zarazem członkami rad nadzorczych w innych. Dostanie się do nowej klasy, tak jak w przypadku tej opisanej niegdyś przez Dzilasa, gwarantuje oyrzymywanie ogromnych pieniędzy w zasadzie do końca życia. Te pieniądze juz nie są pensjami - to wyprowadzany z firm, przeważnie giełdowych, a więc pozbawionych de facto właściciela, kapitał na prywatne konta. Firmy te posiadają w[rawdzie rady nadzorcze, które mają być przedstawicielami akcjonariuszy, ale skoro ich członkowie sami należą do nowej klasy....
Drobny przykład z Polski - szef Orlenu za 3 tygodnie pracy otrzymał ok. pół miliona zł odprawy.
Wniosek - system w którym żyjemy to juz nie kapitalizm a jakaś nowa hybryda.
karolz77
Na dodatek dotyczy to też państwowych przedsiębiorstw - casus Narodowego Centrum Sportu i wysokiej odprawy.
emigrant
QUOTE(Marek Żak)
Wniosek - system w którym żyjemy to juz nie kapitalizm a jakaś nowa hybryda.
*


Wszystko wyżej opisane, to tylko jeden z symptomów czegoś, co się nazywa "kapitalizm z ludzką twarzą", "trzecia droga", "kurs na człowieka", nazwij to, jak chcesz. A sprowadza się do jednego: socjalizm z zachowaniem demokracji i własności prywatnej czyli socjaldemokracja.
kmat
Przyznam, że powiązanie wysokich odpraw menedżerskich (czy jak to się kurna pisze) z socjaldemokracją (czemu z nią, a nie chadecją, neoliberałami czy neokonami?) umyka mojej ograniczonej percepcji.
karolz77
Kol. Emigrantowi chodzi tu o socjaldemokracje jako o system gosp. ale też nie bardzo rozumiem czy akurat w tym należy upatrywać sedno problemu. Należy zadać pytanie czy w krajach prawdziwie wolnorynkowych, leseferystycznych (jeśli takie w ogóle są) odprawy dla menadżerów są drastycznie niższe niż w państwach socjalnych?
Marek Zak
QUOTE
[=karolz77]
Kol. Emigrantowi chodzi tu o socjaldemokracje jako o system gosp. ale też nie bardzo rozumiem czy akurat w tym należy upatrywać sedno problemu. Należy zadać pytanie czy w krajach prawdziwie wolnorynkowych, leseferystycznych (jeśli takie w ogóle są) odprawy dla menadżerów są drastycznie niższe niż w państwach socjalnych?
/


Wyglada na to, że nie i stąd usłyszany przeze mnie termin ,,manageryzm", jak ktoś określił, to system, w którym managerowie puścili kapitalistów z torbami. W komunie odpowiadało to tzw ,,wyższej nomenklaturze" Nie wiem czy pamiętacie, jak w filmie ,,Poszukiwany, poszukiwana" żona partyjnego bonza stwierdziła: ,,mój mąż jest z zawodu dyrektorem". To właśnie, moim zdaniem, łączy komunę z manageryzmem.
karolz77
Ale chyba w niektórych firmach bywa też, że CEO posiada udziały w firmie, prawda?
Marek Zak
QUOTE
[=karolz77]
Ale chyba w niektórych firmach bywa też, że CEO posiada udziały w firmie, prawda?
/


Oczywiście, może mieć na kilka sposobów:
1. Zwyczajnie kupić na giełdzie, zwłaszcza przewidujac zwyżkę. CEO wiedzą doskonale jaka jest sytuacja firmy i co się może wydarzyć. W pewnej książce, którą masz, mechanizm, jest bardzo dokładnie opisany. Teoretycznie jest to nielegalne, gdyż wykorzystuje się informacje niedostepne dla ogółu akjonariuszy, z drugiej strony, jak tłumaczy jeden z CEO ,,Szef musi wierzyć w przyszłość firmy" smile.gif
2. Kupić w ramach ,,employee share purchasing programme". Tak jest np. w mojej firmie. Możesz kupić akcje z 30% rabatem. Dodatkowo, jeśli nie sprzedasz ich przez 3 lata, dostajesz za darmo czwartą.
3. Otrzymać akcje, lub korzystne opcje na kupno w ramach kontraktu managerskiego, np jako bonus za dobre wyniki firmy, albo za wzrost wartości samych akcji.

To tak na szybko
Pozdrawiam
Marek
karolz77
Chyba jest też 4 sposób: właściciel nominuje siebie na CEO. smile.gif
Marek Zak
QUOTE
[=karolz77]
Chyba jest też 4 sposób: właściciel nominuje siebie na CEO. smile.gif
/


Tak właśnie było w prawdziwym kapitaliźmie, gdy właściciel rządził, decydowal i ponosił pełną odpowiedzialność za swoje decyzje. Teraz to ma miejsce tylko w firmach rodzinnych, a i to nie we wszystkich. Właściciel ma ssczęście, gdy powoła na szefa dobrą osobę, jak np. Agnelli powołał mojego byłego szefa Sergia Marchione, ktory wyprowadzil Fiata na szerokie wody. Niestety jest wielu szarlatanów, którzy doprowadzają firmę do ruiny, sami dostając ciężkie miliony. Gdy akcjonariat jest rozproszony, rolę kontrolną odgrywa rada nadzorcza, ale jej członkowie - już o tym wcześniej napisałem
Ryszard Lwie Serce
QUOTE
Tak właśnie było w prawdziwym kapitaliźmie, gdy właściciel rządził, decydowal i ponosił pełną odpowiedzialność za swoje decyzje.

Tak statystycznie dalej jest w większości przedsiębiorstw. Tyle że w tych największych i kluczowych (np. spółkach giełdowych) faktycznie dochodzi do rozdzielenia zarządzania od własności.
W systemach kontynentalnych tendencja jest taka, że akcjonariat jest skonsolidowany, a zatem jest większa kontrola większościowego akcjonariusza nad zarządcą. Natomiast system anglosaski, czyli system akcjonariatu rozproszonego, gdzie większość kapitału posiadają fundusze inwestycyjne, z reguły sprzyja zupełnemu oderwaniu zarządzania od własności. Dużo bardziej opłacalne jest zatrudnienie fachowca mogącego wykazać się wynikami, a potem przyznanie mu dużej odprawy niezależnie od rezultatu, niż ztrudnienie miernego zarządcy.
Dodatkowo zauważmy, że w systemach anglosaskich czy we Francji mamy do czynienia z systemem monistycznym, gdzie władzę absolutną posiada CEO stojący na czele board of directors, a w systemach europejskich jak Niemcy czy Polska wymyślono coś takiego jak system dualistyczny, polegający teoretycznie na rozdziale funkcji pomiędzy zarząd a radę nadzorczą. Piszę "teoretycznie", bo w praktyce z funkcjonowaniem rad nadzorczych bywa różnie i statystycznie nie spełniają one swojej funkcji w sposób należyty.
Oczywiście w polskich realiach, zwłaszcza spółek z udziałem skarbu państwa, mamy do czynienia z patologią. Stanowiska w zarządach i radach nadzorczych takich przedsiębiorstw to politycznie obsadzane synekury, polegające na wyprowadzaniu pieniędzy z przedsięwzięć państwowych, czyli "niczyich", do kieszeni prywatnych. Oczywiście, tego typu sytuacje mają miejsce nie tylko przy udziale skarbu państwa.
Ostatnio nawet unia europejska się wypowiada na ten temat, produkując zalecenia postulujące częściowe uzależnienie zarobków zarządców od wyników przedsiębiorstwa. Oczywiście takie pełzające regulacje są nieskuteczne. Wiadomo, że da się prowadzić przedsiębiorstwo na krótki dystans, czemu sprzyja uzależnienie zarobków od doraźnych wyników. Ale w dłuższej perspektywie dla inwestora strategicznego takie uzależnienie może być niekorzystne, bo zarządca maksymalizuje zyski w krótkim okresie, ryzykując, co odbija się na całym przedsięwzięciu.

Abstrahując już od ogólnych problemów corporate governance, wykształcenie się klasy managerów jest znakiem czasu. Świat stawia na wąskie wyspecjalizowanie fachowców. Pojawiła się też nauka zarządzania, która jest nauką o optymalizacji i ergonomii. Obecnie nie prowadzi się przedsięwzięć na chłopski rozum, ale w oparciu o wzory, systemy czy algorytmy. Bez specjalistów, którzy znają się na takich rzeczach, nie sposób się obyć. Teraz piszę o rzeczywistych specjalistach otrzymujących wynagrodzenie, a nie o żadnych społecznych patologiach.
karolz77
QUOTE
Dodatkowo zauważmy, że w systemach anglosaskich czy we Francji mamy do czynienia z systemem monistycznym, gdzie władzę absolutną posiada CEO stojący na czele board of directors, a w systemach europejskich jak Niemcy czy Polska wymyślono coś takiego jak system dualistyczny, polegający teoretycznie na rozdziale funkcji pomiędzy zarząd a radę nadzorczą. Piszę "teoretycznie", bo w praktyce z funkcjonowaniem rad nadzorczych bywa różnie i statystycznie nie spełniają one swojej funkcji w sposób należyty.


Poza tym, w Polsce odpowiednikiem CEO czasem jest prezes zarządu a czasem dyrektor naczelny/wykonawczy/generalny jednakże jak zauważyłeś nie mają oni takiej władzy jak CEO w systemie anglosaskim, gdzie przewodniczący rady nadzorczej (president) ma raczej reprezentacyjne kompetencje.
Marek Zak

QUOTE
[=Lyszard Lwie Serce]
Wiadomo, że da się prowadzić przedsiębiorstwo na krótki dystans, czemu sprzyja uzależnienie zarobków od doraźnych wyników. Ale w dłuższej perspektywie dla inwestora strategicznego takie uzależnienie może być niekorzystne, bo zarządca maksymalizuje zyski w krótkim okresie, ryzykując, co odbija się na całym przedsięwzięciu.
/


To jest kolejna ułomność,o której nie wspomniałem i dotyczy głównie spółek giełdowych, w których managera ocenia sie właściwie co kwartał, ew, co pół roku kiedy to publikowane sa wyniki. Właściciel. to przedsiębiorca,który planuje na wiele lat naprzód, tymczasem manager jest jak trener, gdy drużyna przegrywa trzy mecze z rzędu, wylatuje. Tak więc zadanie managera jest wycisnąć z firmy jaknajszybciej ile się da, i dostać dobrą odprawę, bo potem i tak nie wiadomo, co będzie.

QUOTE
Abstrahując już od ogólnych problemów corporate governance, wykształcenie się klasy managerów jest znakiem czasu. Świat stawia na wąskie wyspecjalizowanie fachowców. Pojawiła się też nauka zarządzania, która jest nauką o optymalizacji i ergonomii. Obecnie nie prowadzi się przedsięwzięć na chłopski rozum, ale w oparciu o wzory, systemy czy algorytmy. Bez specjalistów, którzy znają się na takich rzeczach, nie sposób się obyć. Teraz piszę o rzeczywistych specjalistach otrzymujących wynagrodzenie, a nie o żadnych społecznych patologiach.
/


W moim poscie nie krytykuję tego, a jedynie finansowy aspekt, czyli horrendalne wielomilionowe zarobki, które nie są już zarobkami, a wysysanym z firmy kapitałem, i nie zawsze zależne od jej wyników.
]
jkobus
Jak powiada Pismo: Nie zawiążesz pyska wołu młócącemu. Skoro ktoś rządzi cudzą kasą - to jasne jak słońce, że będzie ją sobie przyswajał. W taki, czy w inny sposób...

Natomiast kwestia tego, czy "trynd" jest obiektywny i nieuchronny a nawet - ho! ho! - postępowy, czy jednak nie: może być dyskusyjna.

Niewątpliwie nie wymaga stosowania algorytmów, systemów i wzorów prowadzenie sklepiku, kwiaciarni, fermy drobiu czy małej ubojni bydła. Wiem, bo miałem okazję takie zakłady obserwować w działaniu - nie, żebym tu sobie teoretyzował...

I teraz pytanie - czy istnienie, obok takich "klasycznie kapitalistycznych", "prowadzonych na zdrowy rozum" biznesów także Wielkich Firm, które wymagają "wzorów, systemów i algorytmów" - to nieuchronna konieczność, znak czasów i postęp - czy niekoniecznie?

Nie wiem tego. W pewnych aspektach - wygląda na to, że tak: trudno sobie wyobrazić "małą przydomową elektrownię atomową" (aczkolwiek trwają - całkiem na serio - prace i nad takim projektem...), czy "małą przydomową hutę stali" (ten eksperyment Mao Zedonga totalnie się nie udał...). Korzyści ze skali przeważają w takich przedsięwzięciach nad stratami wynikającymi z - powiedzmy: beztroskiego - zarządu.

Czy jednak aby na pewno ta sama prawidłowość dotyczy wszystkich Wielkich Firm z którymi mamy na co dzień do czynienia? Jaka jest "obiektywna korzyść" z istnienia Wielkiego Banku - poza faktem, że większość Wielkich Banków obsługuje Wielkiego Klienta: zadłużające się na gwałt gosudarstwo? Czy występują tu korzyści ze skali - czy raczej: renta monopolistyczna..? A wielkie firmy z branży rolno - spożywczej? Czy istniałyby w takiej wielkości i potędze - gdyby to nie był rynek przeregulowany aż po dziurki w nosie..?

Sądzę, że dość łatwo jest wykazać istnienie dodatniego sprzężenia zwrotnego: tam, gdzie najwcześniej pojawiły się Wielkie Firmy - najszybciej też doszło do zamknięcia i monopolizacji rynków - i odwrotnie: im bardziej się dany rynek "ureguluje", tym szybciej tworzą się na nim Wielkie Firmy...

Na tym tle, bajońskie wynagrodzenia i beztroska działania szefów Wielkich Firm - wygląda wręcz na mechanizm auto-regulacyjny: bo gdyby nie te wynagrodzenia i nie ta beztroska działania - to Wielkie Firmy rosłyby jeszcze szybciej! A tak, możemy mieć uzasadnione przekonanie ża KAŻDA - wcześniej czy później: zbankrutuje.
Marek Zak

QUOTE
[=ikobus]
Na tym tle, bajońskie wynagrodzenia i beztroska działania szefów Wielkich Firm - wygląda wręcz na mechanizm auto-regulacyjny: bo gdyby nie te wynagrodzenia i nie ta beztroska działania - to Wielkie Firmy rosłyby jeszcze szybciej! A tak, możemy mieć uzasadnione przekonanie ża KAŻDA - wcześniej czy później: zbankrutuje.
/


Opisany przez Ciebie machanizm, czyli niebotyczne pensje plus beztroska, czy moze raczej krótkotermonowe myślenie, jest jak najbardziej słuszny. Wielkie firmy zajmują niemal cały rynek, tak więc ich niedoskonałość umożliwia mniejszym graczom wejscie i ekspansję Co by się bowiem stało, gdyby największe firmy były świetnie zarządzane -żaden nowy podmiot nie miałby żadnych szans na zaistnienie. Widzialem równiez w Polsce, jak lokalne firmy rodzinne przejmowały bez problemu znaczną część rynku od koncernów, zapatrzonych w swoją wielkość.
jkobus
Nie ma w tym niczego nowego. Dawno też o tym pisałem. Jak również o podobnych korzyściach jakie daje naturalny mechanizm obniżający sprawność działania państwa.
Marek Zak

QUOTE
[=ikobus]
Jak również o podobnych korzyściach jakie daje naturalny mechanizm obniżający sprawność działania.
/


Tutaj pozwolę sobie nie zgodzić. Rak korupcji potrafi zniszczyć nawet państwo.


QUOTE
Niestety, korupcja ma też pewne – nieliczne – wady. Na przykład w Polsce najłatwiej jest się korumpować przy zleceniach o wartości do 50.000 złotych. Bo taka jest granica od której obowiązuje już tryb zamówień publicznych. Jaki jest tego skutek uboczny..?
/


Prawdziwa korupcja dotyczy wielkich zamówień państwowych. Tryb zamówień publicznych to często wielka ściema. Są tak ustawione, żeby wygrał....
Ryszard Lwie Serce
QUOTE
Poza tym, w Polsce odpowiednikiem CEO czasem jest prezes zarządu a czasem dyrektor naczelny/wykonawczy/generalny jednakże jak zauważyłeś nie mają oni takiej władzy jak CEO w systemie anglosaskim, gdzie przewodniczący rady nadzorczej (president) ma raczej reprezentacyjne kompetencje.

Owszem, odpowiednikiem CEO jest prezes zarządu, ale nie ma odrębnej rady nadzorczej w systemach anglosaskich. Zarówno dyrektorzy wykonawczy (Executive Ofiicers) jak i niewykonwaczy (Non-Executive Officers) składają się na tą samą radę, a CEO najczęściej przewodzi jej jako całości.
QUOTE
Niewątpliwie nie wymaga stosowania algorytmów, systemów i wzorów prowadzenie sklepiku, kwiaciarni, fermy drobiu czy małej ubojni bydła. Wiem, bo miałem okazję takie zakłady obserwować w działaniu - nie, żebym tu sobie teoretyzował...

Podejrzewam, że specjalista z Ameryki miałby inne zdanie na ten temat. Co nie zmienia faktu, że osobiście się z Tobą zgadzam. W małych przedsięwzięciach koszty zatrudnienia specjalisty mogą daleko przewyższać oczekiwane zyski.
QUOTE
Czy jednak aby na pewno ta sama prawidłowość dotyczy wszystkich Wielkich Firm z którymi mamy na co dzień do czynienia? Jaka jest "obiektywna korzyść" z istnienia Wielkiego Banku - poza faktem, że większość Wielkich Banków obsługuje Wielkiego Klienta: zadłużające się na gwałt gosudarstwo? Czy występują tu korzyści ze skali - czy raczej: renta monopolistyczna..? A wielkie firmy z branży rolno - spożywczej? Czy istniałyby w takiej wielkości i potędze - gdyby to nie był rynek przeregulowany aż po dziurki w nosie..?

Korzyści z Wielkich Banków są, podobnie jak korzyści z małych kas oszczędnościowych i kredytowych. Wszystko ma swoje miejsce. Oczywiście, w obecnych realiach założenie małego banku czy małej kasy jest raczej niemożliwe, choćby ze względu na regulacje, więc jesteśmy ograniczeni do korzystania z usług Wielkich graczy, któzy popełniają Wielkie Błędy.
QUOTE
Na tym tle, bajońskie wynagrodzenia i beztroska działania szefów Wielkich Firm - wygląda wręcz na mechanizm auto-regulacyjny: bo gdyby nie te wynagrodzenia i nie ta beztroska działania - to Wielkie Firmy rosłyby jeszcze szybciej!

To jest oczywista prawidłowość. Im większe przedsięwzięcie, tym mniejsza kontrola i tym większe problemy. Taki jest urok struktur korporacyjnych (państw, spółek, fundacji, stowarzyszeń, partii, kościołów i wielu innych).
karolz77
[quote=Ryszard Lwie Serce,10/05/2012, 12:24]
[quote]Poza tym, w Polsce odpowiednikiem CEO czasem jest prezes zarządu a czasem dyrektor naczelny/wykonawczy/generalny jednakże jak zauważyłeś nie mają oni takiej władzy jak CEO w systemie anglosaskim, gdzie przewodniczący rady nadzorczej (president) ma raczej reprezentacyjne kompetencje.[/quote]
Owszem, odpowiednikiem CEO jest prezes zarządu, ale nie ma odrębnej rady nadzorczej w systemach anglosaskich. Zarówno dyrektorzy wykonawczy (Executive Ofiicers) jak i niewykonwaczy (Non-Executive Officers) składają się na tą samą radę, a CEO najczęściej przewodzi jej jako całości.

Rzeczywiście jak się wpisze w angielską wersję wiki rada nadzorcza to board of directors czyli po prostu zarząd.
Marek Zak

Owszem, odpowiednikiem CEO jest prezes zarządu, ale nie ma odrębnej rady nadzorczej w systemach anglosaskich. Zarówno dyrektorzy wykonawczy (Executive Ofiicers) jak i niewykonwaczy (Non-Executive Officers) składają się na tą samą radę, a CEO najczęściej przewodzi jej jako całości.
QUOTE
[=karolz77]
Rzeczywiście jak się wpisze w angielską wersję wiki rada nadzorcza to board of directors czyli po prostu zarząd.
/


W europejskim jezyku (slangu) funkcjonują nastepujące zwroty:
CEO chief executive officer
MC - management committee - zarząd
Board = supervisory board - rada nadzorcza, ędąca przedstawicielem akcjonariuszy, która wyznacza CEO.
Ryszard Lwie Serce
QUOTE
CEO chief executive officer
MC - management committee - zarząd
Board = supervisory board - rada nadzorcza, ędąca przedstawicielem akcjonariuszy, która wyznacza CEO.

Przy czym najczęściej bywa tak, że CEO jest jednocześnie chairman of the board, czyli przewodniczącym rady. Przy okazji coraz częściej zdarza się, że CEO jest jedynym officerem (czyli zarządcą), który zasiada w radzie, a inni officerowie tylko mu administracyjnie podlegają, nie są dyrektorami wykonawczymi. Pozostali członkowie rady to dyrektorowie niewykonawczy (NEO), którzy pełnią rolę podobną do członków rady nadzorczej.
Przy okazji wszystkie comittees, które tworzone są przy radzie (board), są w dużej mierze niezależne. Komitet audytu, nominacji i wynagrodzeń to najczęściej spotykane instytucje, na które CEO i jego pion w spółce nie mają wpływu.
Marek Zak
CEO chief executive officer
MC - management committee - zarząd
Board = supervisory board - rada nadzorcza, ędąca przedstawicielem akcjonariuszy, która wyznacza CEO.[/quote]


QUOTE
[=ryszard lwie serce]
Przy czym najczęściej bywa tak, że CEO jest jednocześnie chairman of the board, czyli przewodniczącym rady. Przy okazji coraz częściej zdarza się, że CEO jest jedynym officerem (czyli zarządcą), który zasiada w radzie, a inni officerowie tylko mu administracyjnie podlegają, nie są dyrektorami wykonawczymi. Pozostali członkowie rady to dyrektorowie niewykonawczy (NEO), którzy pełnią rolę podobną do członków rady nadzorczej.
Przy okazji wszystkie comittees, które tworzone są przy radzie (board), są w dużej mierze niezależne. Komitet audytu, nominacji i wynagrodzeń to najczęściej spotykane instytucje, na które CEO i jego pion w spółce nie mają wpływu.
/


Musisz być bardzo precyzyjny, bo już powstało zamieszanie.
Akcjonariusze wyznaczają radę nadzorczą (supervisory board - nie mieszać z board of directors)na walnym zebraniu.
Rada nadzorcza wyznacza CEO, przyznaje mu pensje i inne, oraz kontroluje jego pracę.
Tenże wyznacza pozostałych członków zarządu (MC), niekiedy konsultując się z rada nadzorczą. Rzadko stosuje się w nazewnictwie europejskim ,,board of directors" aby nie mieszano tego ciała wykonawczego z ,,supervisory board" - radą nadzorczą, czli ciałem nadzorczym.
Audyt jest ZAWSZE zewnętrzny (KPMG i inne), aby jego wnioski były wiarygodne.
Controlling to kontrola wewnątrzfirmowa.
O komitecie nominacji i innych nie słyszałem. Władza MC, a w praktyce CEO jest niemal absolutna.

Pozdrawiam Marek

Ryszard Lwie Serce
QUOTE
Musisz być bardzo precyzyjny, bo już powstało zamieszanie.

To sprostuję, żeby zamieszani nie było. Nazewnictwo, którego używasz, jest anglosaskie i pochodzi z systemów gospodarczych nieeuropejskich. W systemach nieeuropejskich nie funkcjonuje osobna rada nadzorcza (supervisory board), tylko rada dyrektorów (board of directors). Nie ma też komitetu zarządzającego (MC), działają za to w ramach rady dyrektorów dyrektorowie wykonawczy (EO). CEO jest głównym dyrektorem wykonawczym, członkiem rady dyrektorów i nierzadko jej przewodniczącym.
Używanie terminu CEO poza systemami anglosaskimi może być mylące.
Jeśli chodzi o europejskie modele ładu korporacyjnego, we Francji od zawsze rządziła rada administrująca (conseil d'administration) z naczelnym dyrektorem (president directeur general), co odpowiadało z grubsza temu, co działo się w systemach anglosaskich. Od 1966 roku we Francji można już wybierać. Stworzyć można spółkę, w której zamiast jednej rady, będzie rada nadzorcza (counseil de surveillance) i dyrektoriat (directoire, odpowednik naszego zarządu). Jeden organ ma funkcje kontrolne, drugi kierownicze i wykonawcze.
Podobny model panuje we Włoszech.

Natomiast w Niemczech i w Polsce jest wyraźny podział na zarząd (Vorstand) i radę nadzorczą (Aufsichtsrat). Te organy są wobec siebie niezależne. Pierwszy prowadzi sprawy spółki i pełni funkcje wykonawcze. Rada go nadzoruje i kontroluje. Rada jest wyłaniana przez wspólników bądź akcjonariuszy, a zarząd wyłaniany najczęściej przez radę i przez nią odwoływany. Prezes zarządu może z grubsza odpowiada roli CEO, ale nie jest całkowicie niezależny.

Są jeszcze spółki prawa europejskiego, w których system może być podobny do tego anglosaskiego, albo do niemieckiego, w zależności od uznania twórców.

Niezależnie od tego, kto rządzi, w spółce zazwyczaj istnieje audyt wewnętrzny (Ty nazywasz go controllingiem). Chodzi o to, że akcjonariusze za pośrednictwem rady i jej komitetów kontrolują działania spółki i jej politykę. No a audyt zewnętrzny jest obowiązkiem. Spółki muszą się poddawać kontroli biegłych rewidentów z zewnątrz, żeby być wiarygodne, o czym napisałeś.
QUOTE
O komitecie nominacji i innych nie słyszałem.

Komitet nominacji i wynagrodzeń jest bodaj obowiązkiem w Stanach. Chodzi o to, żeby CEO sam nie przyznawał sobie wynagrodzenia i sam się nie ewaluował. Podobnie jest w systemie dualistycznym, ale tutaj komitet działa pod radą nadzorczą czy w ramach niej i ocenia pracę zarządu.
karolz77
QUOTE

Natomiast w Niemczech i w Polsce jest wyraźny podział na zarząd (Vorstand) i radę nadzorczą (Aufsichtsrat). Te organy są wobec siebie niezależne. Pierwszy prowadzi sprawy spółki i pełni funkcje wykonawcze. Rada go nadzoruje i kontroluje. Rada jest wyłaniana przez wspólników bądź akcjonariuszy, a zarząd wyłaniany najczęściej przez radę i przez nią odwoływany. Prezes zarządu może z grubsza odpowiada roli CEO, ale nie jest całkowicie niezależny.


A przecież gdzieniegdzie też istnieje funkcja dyrektora generalnego czy naczelnego który zarządza firmą ale ma nad sobą prezesa zarządu czyli CEO zdecydowanie nie jest. Ogólnie o tych systemach to można rozmawiać w nieskończoność.
Ryszard Lwie Serce
QUOTE
A przecież gdzieniegdzie też istnieje funkcja dyrektora generalnego czy naczelnego który zarządza firmą ale ma nad sobą prezesa zarządu czyli CEO zdecydowanie nie jest. Ogólnie o tych systemach to można rozmawiać w nieskończoność.

Ależ oczywiście. Ja piszę teraz o osobach pełniących funkcje w organach spółek, a nie o strukturze organizacyjnej przedsiębiorstwa! Była mowa o nowej klasie managerskiej. Oczywiście, dyrektorowie działów czy nawet gerenralni dyrektorowie też się do nich zaliczają. Z tym, że jeśli są już służbowo podporządkowani, to ich zarobki są wyznaczane odgórnie i do podobnych sytuacji, jak gigantyczne odprawy, nie dochodzi. Z gigantycznymi odprawami mamy do czynienia, kiedy spółką rządzi uniezależniony od akcjonariatu prezes czy CEO. Jest go ciężko kontrolować.
Marek Zak

Musisz być bardzo precyzyjny, bo już powstało zamieszanie. [/quote]


QUOTE
[=ryszard lwie serce]
To sprostuję, żeby zamieszani nie było. Nazewnictwo, którego używasz, jest anglosaskie i pochodzi z systemów gospodarczych nieeuropejskich. W systemach nieeuropejskich nie funkcjonuje osobna rada nadzorcza (supervisory board), tylko rada dyrektorów (board of directors). Nie ma też komitetu zarządzającego (MC), działają za to w ramach rady dyrektorów dyrektorowie wykonawczy (EO). CEO jest głównym dyrektorem wykonawczym, członkiem rady dyrektorów i nierzadko jej przewodniczącym.
Używanie terminu CEO poza systemami anglosaskimi może być mylące.
/


Kolego. Pracuję w korporacji giełdowej (Zurich) od 21 lat i na własne oczy widziałem i widzę na codzień to, co piszę. Przecież nie ma istotnego znaczenia, czy nazwiesz zarząd board of directors, czy management committee, a także czy CEO nazwiesz executive director, czy general manager.
Jezyk ten przypomina pewien slang, w związku z tym board of directors nazwało się MC, tak, żeby odróznić of supervisory board, gdy wszyscy na niego mówia ,,board".

QUOTE
Natomiast w Niemczech i w Polsce jest wyraźny podział na zarząd (Vorstand) i radę nadzorczą (Aufsichtsrat). Te organy są wobec siebie niezależne. Pierwszy prowadzi sprawy spółki i pełni funkcje wykonawcze. Rada go nadzoruje i kontroluje. Rada jest wyłaniana przez wspólników bądź akcjonariuszy, a zarząd wyłaniany najczęściej przez radę i przez nią odwoływany. Prezes zarządu może z grubsza odpowiada roli CEO, ale nie jest całkowicie niezależny.
/


Przecież to jest to samo, z tym, że nie ma mylacych okresleń podobnych, gdyż Vorstand, jak MC zarządza, a Aufsichsrat - kontroluje, bodobnie jak w slangu angielskim ,,board".

QUOTE
Niezależnie od tego, kto rządzi, w spółce zazwyczaj istnieje audyt wewnętrzny (Ty nazywasz go controllingiem). Chodzi o to, że akcjonariusze za pośrednictwem rady i jej komitetów kontrolują działania spółki i jej politykę.
/


Controlling składa się z pracowników i kontroluję działania poszczególnych działów/pracowników firmy. Podlega zarządowi, nie radzie nadzorczej.

QUOTE
No a audyt zewnętrzny jest obowiązkiem. Spółki muszą się poddawać kontroli biegłych rewidentów z zewnątrz, żeby być wiarygodne, o czym napisałeś.
/

Tak, jest jednocześnie weryfikacją prawidłowości wyliczeń zarządu. Jest więc pośrednio organem kontrolujacym zarząd ze strony właścicieli. Dlaczego pośrednio - ponieważ koncentruje się na prawidłowości księgowej i prawnej, nie ocenia sensowności i prawidłowości decyzji biznesowych.


QUOTE
Komitet nominacji i wynagrodzeń jest bodaj obowiązkiem w Stanach. Chodzi o to, żeby CEO sam nie przyznawał sobie wynagrodzenia i sam się nie ewaluował.
/


Wynagrodzenie CEO zatwierdza rada nadzorcza, nie on sam.

Ryszard Lwie Serce
QUOTE
Kolego. Pracuję w korporacji giełdowej (Zurich) od 21 lat i na własne oczy widziałem i widzę na codzień to, co piszę. Przecież nie ma istotnego znaczenia, czy nazwiesz zarząd board of directors, czy management committee, a także czy CEO nazwiesz executive director, czy general manager.

Masz rację. Sęk w tym, że w spółkach europejskich nazewnictwo angielskie jest po prostu wtórne.
Jeśli istnieje supervisory board, czyli rada nadzorcza (czy jak ją nazwiemy), to CEO nie jest tym, co CEO w Stanach, gdzie jest niemal dyktatorem w spółce. Tutaj, rozumiem, jest tylko szefem zarządu (MC).
QUOTE
Przecież to jest to samo, z tym, że nie ma mylacych okresleń podobnych, gdyż Vorstand, jak MC zarządza, a Aufsichsrat - kontroluje, bodobnie jak w slangu angielskim ,,board".

Owszem, to dokładnie to samo.. Jeszcze raz powtarzam, że się nie sprzeczam. Nazewnictwo może być naprawdę różne, bo podmioty gospodarcze się różnią. Chodzi mi tylko o doprecyzowanie, o czym mówimy.
QUOTE
Controlling składa się z pracowników i kontroluję działania poszczególnych działów/pracowników firmy. Podlega zarządowi, nie radzie nadzorczej.

Ale rada nadzorcza ostatecznie musi zatwierdzić sprawozdanie spółki, w ten czy inny sposób. Musi mieć zatem jakieś narzędzia, żeby to sprawozdanie ocenić.
QUOTE
Wynagrodzenie CEO zatwierdza rada nadzorcza, nie on sam.

No pewnie. Przy czym pisałem o sytuacji, jaka panuje w Stanach, gdzie rady nadzorczej po prostu nie ma, a CEO jest szefem całej spółki, a nie tylko zarządu.

Mam nadzieję że coś wyjaśniłem, a nie namieszałem po raz kolejny.
Marek Zak
Teraz jest OK.
Pozdr. Marek
wislak68
QUOTE(Ryszard Lwie Serce @ 10/05/2012, 17:43)
Niezależnie od tego, kto rządzi, w spółce zazwyczaj istnieje audyt wewnętrzny (Ty nazywasz go controllingiem). Chodzi o to, że akcjonariusze za pośrednictwem rady i jej komitetów kontrolują działania spółki i jej politykę. No a audyt zewnętrzny jest obowiązkiem. Spółki muszą się poddawać kontroli biegłych rewidentów z zewnątrz, żeby być wiarygodne, o czym napisałeś.
*


Kilka uwag do powyższego fragmentu. Audyt wewnętrzny i kontroling to dwa zupełnie różne zadania. Żeby było jeszcze zabawniej to audyt zewnętrzny (statutory) to jeszcze coś innego. Ale po kolei.
1. Audyt wewnętrzny w najwiekszym uproszczeniu to taka policja w firmie. Zajmuje się sprawdzaniem czy w firmir nie dochodzi do przekrętów. Przy czym "przekręty" rozumiane sa w szerokim znaczeniu tak jako fraudy (a więc zwykła kradzież) jak i łamanie procedur, zasad korporacyjnych itp. Z reguły raportują bezpośrdnio do prezesa. Mogą przygotowywać również raporty dla RN ale na ogół gdy RN zleca jakieś badanie to jest do tego wynajmowana firma zewnętrzna.
2. Kontroling polega na bieżącym monitorowaniu sytuacji finansowej firmy, z reguły poprzez porównanie do budżetów i sytuacji z okresów poprzednich. W pionie firmy jest z reguły podporządkowana CFO (szefowi działu finansowego). To takie bieżące sprawdzanie jak wygląda sytuacja finansowa firmy.
3. Audyt zewnętrzny jest wymogiem narzuconym dla pewnej grupy firm przez prawo (w przeciwieństwie do dwoch pierwszych których powstanie zależy od samodzielnej decyzji firmy). Przeprowadzany jest przez firmę zewnętrzną (audytora) w imieniu akcjonariuszy/udziałowców i zajmuje się zbadaniem wiarygodności i rzetelności rocznych sprawozdań finansowych przedsiębiorstwa (czyli z założenia jest to działalność jednorazowa a nie stała). Audytora wyznacza WZA lub RN jednak z reguły zgodnie z rekomendacją zarządu (umowę na badanie też zresztą podpisuje zarząd). Idea "komisji audytowej" w ramach RN powstała w momencie nasilenia się problemów z wiarygodnością audytów przeprowadzanych przez firmy zewnątrzne (o ile pamiętacie była taka sławna historia z firmą Enron i ich audytorem Arthurem Andersenem). Okazało się że w zamian za zlecanie audytorom dodatkowych prac przez firmę (czyli zarząd)byli oni skłonni przymknąć oko na nieprawidłowości w ich sprawozdaniach finansowych. Stąd tendencja aby nadzór nad audytem przesunąć w sposób maksymalny pod kontrolę RN.
Marek Zak
Jest tak, jak napisałeś. Wszyscy się z tym zgadzają. mała praktyczna uwaga. Audyt zewnętrzny dotyczy procedur, ich zgodności z obowiązującym prawem, regułami księgowości, podczas gdy audyt wewnętrzny takze obejmuje prawidłowość i logike z punktu widzenia biznesu. Przykład:klientowi dajesz prezent butelkę wina za 100 euro. Audyt zewnętrzny ocenia, czy jest to zgodne z prawem, regułami antykorupcyjnymi, podczas gdy audyt wewnętrzny ocenia, czy kupno takiej butelki wina kontratahentowi, odpowiedzialnemu za biznes wielu milionów Euro (to przykład) nie jest zbyt skromny.
wislak68
QUOTE(Marek Zak @ 11/09/2012, 22:11)
Jest tak, jak napisałeś. Wszyscy się z tym zgadzają. mała praktyczna uwaga. Audyt zewnętrzny dotyczy procedur, ich zgodności z obowiązującym prawem, regułami księgowości, podczas gdy audyt wewnętrzny takze obejmuje prawidłowość i logike z punktu widzenia biznesu. Przykład:klientowi dajesz prezent butelkę wina za 100 euro. Audyt zewnętrzny ocenia, czy jest to zgodne z prawem, regułami antykorupcyjnymi, podczas gdy audyt wewnętrzny ocenia, czy  kupno takiej butelki wina  kontratahentowi, odpowiedzialnemu za biznes wielu milionów Euro (to przykład) nie jest zbyt skromny.
*


Nie chciałbym wyjść na czepialskiego (tym bardziej że nie dalej jak dwa dni temu mod był uprzejmy "wpisać w moje akta" że jestem furiatem i wkurzam ludzi wink.gif) ale myslę że również to co napisałeś warto uporządkować. Piszac o "audycie zewnętrznym" miałem na myśli to co po angielsku określa się jako "statutory audit" a po polsku "roczne badanie sprawozdań finansowych". Dla pewnej grupy firm jest to wymóg prawny określony w Polsce przez ustawę o rachunkowości. Kwestia badania procedur jest w tym badaniu wtórna (dobrą praktyką jest przygotowywanie rekomedacji dotyczacych usprawnień proceduralnych ale nie jest to obowiązkowe ani szczegolnie ważne dla firmy; w przypadku firm notowanych na giełdach w USA należy jednak przygotować obligatoryjnie raport dotyczący kontroli wewnętrznej: tzw SOX 402). Najważniejsze jest zbadanie sprawozdań finansowych (w szczegolności wyniku finasowego). Innymi słowy zewnętrzna firma audytorka (ze specjalną licencją) bada czy sprawozdanie finansowe (wynik finansowy) za dany rok obrachunkowe jest sporządzone rzetelnie i uczciwie (a możecie wierzyć że nawet bez oszustw ale tylko opierając się o różne interpretacje wartości danej grupy aktywów i pasywów można w sposób dramatyczny zmienić wynik finansowy firmy). W oparciu o zbadane sprawozdanie WZA zatwierdza je i dokonuje podziału zysku. Komitet audytu RN koncentruje się właśnie na współpracy przy tego typu audytach.
Oprócz tego zleca się doraźnie audyty (badania) w szeregu innych obszarów: podatków, procedur, środowiska, informatyki, spraw technicznych, spraw bezpieczeństwa itp, itd. Te audyty jednak nie są obowiązkowe (wymagane przez prawo) i są z reguły zlecane przez zarząd (i do nich raportują audytorzy). Normalny element zarządzania firmą. RN nadzorcza zajmuje się nimi w wyjątkowych sytuacjach.
Wrzrzrzt
QUOTE(emigrant @ 9/05/2012, 13:38)
QUOTE(Marek Żak)
Wniosek - system w którym żyjemy to juz nie kapitalizm a jakaś nowa hybryda.
*


Wszystko wyżej opisane, to tylko jeden z symptomów czegoś, co się nazywa "kapitalizm z ludzką twarzą", "trzecia droga", "kurs na człowieka", nazwij to, jak chcesz. A sprowadza się do jednego: socjalizm z zachowaniem demokracji i własności prywatnej czyli socjaldemokracja.
*


A nie ma to więcej wspólnego z tym, że zarząd ustala to jakie będą pensje i warunki zatrudnienia i w związku z tym sobie przyznaje najlepsze?
wislak68
QUOTE(Marek Zak @ 9/05/2012, 17:11)
Wyglada na to, że nie i stąd usłyszany przeze mnie termin ,,manageryzm", jak ktoś określił, to system, w którym managerowie puścili kapitalistów z torbami. W komunie odpowiadało to tzw ,,wyższej nomenklaturze" Nie wiem czy pamiętacie, jak w filmie ,,Poszukiwany, poszukiwana" żona partyjnego bonza stwierdziła: ,,mój mąż jest z zawodu dyrektorem". To właśnie, moim zdaniem, łączy komunę z manageryzmem.
*


Różnice są na tyle fundamentalna że w zasadzie obalają wszelkie podobieństwa. W komunie nominacje opierały się o kryterium polityczne a, w jak to nazywasz manageryźmie (od razu zaznaczam że moim zdniem coś takiego nie istnieje), w oparciu o kryterium efektywności (zysku).
Następną różnicą jest skala zjawiska. W komunie nomenklatura obejmowała stanowiska od ministra do kierownika w "manageryźmie" mówimy o kilkuset (maksymalnie kilku tysiącach) osób.
Trzecia różnica to "stabiloność" posady w ramach klanu. W komunie wchodząc w nomenklaturę w zasadzie stawałeś się "z zawodu dyrektorem". Jak nie tu to gdzie indziej. Natomiast fluktuacja wśród managerów jest, wbrew temu co piszesz, bardzo duża. Managerem się nie jest lecz bywa. Mógłbym tak jeszcze podawać następne różnice (a jest tego sporo) ale myślę że te już podane wystarczą do tego aby uzasadnić tezę.
Marek Zak
QUOTE
[=wislak68]
Różnice są na tyle fundamentalna że w zasadzie obalają wszelkie podobieństwa. W komunie nominacje opierały się o kryterium polityczne a, w jak to nazywasz manageryźmie (od razu zaznaczam że moim zdniem coś takiego nie istnieje), w oparciu o kryterium efektywności (zysku).
/


Czyli Pan/Pani X jest mianowana na CEO w oparciu o jakie kryteria? Sukcesy w przeszłosci? Mało jest takch , jak mój były boss, Sergio Marchione, którzy za co się nie wzieli, to się udawało.

QUOTE
Następną różnicą jest skala zjawiska. W komunie nomenklatura obejmowała stanowiska od ministra do kierownika w "manageryźmie" mówimy o kilkuset (maksymalnie kilku tysiącach) osób.
/


Wyższa nomenklatura, w więc ,,właściciele PRL-u" to maksymalnie kilkaset osób. W skali kraju średniej wielkości ilośc namaszczonych managerów, pełniących jednocześnie funkcje w radach nadzorczych innych firm to kilkaset-kilka tysiecy osób.



QUOTE
Trzecia różnica to "stabilność" posady w ramach klanu. W komunie wchodząc w nomenklaturę w zasadzie stawałeś się "z zawodu dyrektorem". Jak nie tu to gdzie indziej. Natomiast fluktuacja wśród managerów jest, wbrew temu co piszesz, bardzo duża. Managerem się nie jest lecz bywa. Mógłbym tak jeszcze podawać następne różnice (a jest tego sporo) ale myślę że te już podane wystarczą do tego aby uzasadnić tezę.
/


Kolego, pracowałem za komuny, a w korporacji od 21 lat. Jak ktoś wskoczył do nowej klasy i wtedy i obecnie, pozostanie w niej do końca zycia.
wislak68
QUOTE(Marek Zak @ 12/09/2012, 13:31)
1.Czyli Pan/Pani X jest mianowana na CEO w oparciu o jakie kryteria? Sukcesy w przeszłosci? Mało jest takch , jak mój były boss, Sergio Marchione, którzy za co się nie wzieli, to się udawało.
2. Wyższa nomenklatura, w więc ,,właściciele PRL-u" to maksymalnie kilkaset osób. W skali kraju średniej wielkości ilośc namaszczonych managerów, pełniących jednocześnie funkcje w radach nadzorczych innych firm to kilkaset-kilka tysiecy osób.
3. Kolego, pracowałem za komuny, a w korporacji od 21 lat. Jak ktoś wskoczył do nowej klasy i wtedy i obecnie, pozostanie w niej do końca zycia.
*


1. Jak rozumiem to pytanie retoryczne. Napisałem przecież wyraźnie: "w oparciu o kryterium efektywności (zysku)". Dlatego jeśli ktoś nie jest taki jak Twój były boss wypada z gry.
2. Nie wiem skąd wziałeś te kilkaset osób "właścicieli PRL". Nie wiem kto to byli ci "własciciele". Jeśli sprecyzujesz będę się mógł odnieść. Na gorąco napisze jednak że nomenklatura w PRL była znacznie większa. Szła raczej w miliony niż w setki. Zupełnie też nie rozumiem dlaczego kryterium "namaszczenia" ma być bycie managerem (co to właściwie znaczy według Ciebie?) i jednocześnie członkiem RN w innej firmie? Dla mnie to bardzo dziwna definicja "namaszczenia". Tym niemniej myślę że w zależności od definicji "managera" takich osób w Polsce znajdziesz od kilkunastu do kilkudziesięciu tysiecy.
3. No więc kolego mamy podobne doświadczenia ale zupełnie różne wnioski. O ile z nomenklatury ciężko było wypaść o tyle ze stanu "managerskiego" (i znowu: jak go zdefiniujemy) wypaść jest bardzo łatwo.
Marek Zak

QUOTE
[=wiślak68]
1. Jak rozumiem to pytanie retoryczne. Napisałem przecież wyraźnie: "w oparciu o kryterium efektywności (zysku)". Dlatego jeśli ktoś nie jest taki jak Twój były boss wypada z gry.
/


To nie jest takie proste. Kazdy klub chciałby mies Messiego, tylko mało kogo na niego stać.Bierze się kto:
- pracuje i go się podkupuje,
- kto jest aktualnie bez pracy, ale jakieś tam sukcesy miał.


QUOTE
2. Nie wiem skąd wziałeś te kilkaset osób "właścicieli PRL". Nie wiem kto to byli ci "własciciele". Jeśli sprecyzujesz będę się mógł odnieść. Na gorąco napisze jednak że nomenklatura w PRL była znacznie większa. Szła raczej w miliony niż w setki.
/


Dla mnie nomenklatura to władza PRL-u, która miała dostep do wszelkich dóbr niemal bez ograniczeń. Znałem takich ludzi osobiście.
Dzilas nazwał tę grupę ,,Nowa klasą". Liczyła kilkaset osób.


/
QUOTE
Zupełnie też nie rozumiem dlaczego kryterium "namaszczenia" ma być bycie managerem (co to właściwie znaczy według Ciebie?) i jednocześnie członkiem RN w innej firmie? Dla mnie to bardzo dziwna definicja "namaszczenia". Tym niemniej myślę że w zależności od definicji "managera" takich osób w Polsce znajdziesz od kilkunastu do kilkudziesięciu tysiecy.
/


Nie sądze, że aż tylu, a ,,manager" w rozumieniu ,,nowej klasy" to wyłącznie CEO. Piszę na podstawie obserwacji spoza Polski. Sieć powiązań jest znacznie mniej zależna od polityki. Przy zarobkach milionów euro/rocznie i podobnych odprawach, nowa klasa" dysponuje ogromną siłą i nie jest łatwo sie do niej dostać.

QUOTE
3. No więc kolego mamy podobne doświadczenia ale zupełnie różne wnioski. O ile z nomenklatury ciężko było wypaść o tyle ze stanu "managerskiego" (i znowu: jak go zdefiniujemy) wypaść jest bardzo łatwo.
/


Różnica tkwi w definicjach. Dla mnie nomenklatura i ,,nowa klasa" to szczyty władzy i finansów. Z tej grupy się nie wypada. Jak masz na koncie dziesiątki milionów Euro, możesz wiele.
Oczywiście, jeśli rozszerzysz nomenklaturę na kierownika oddziału w fabryce czy mało znaczących managerów obecnie, to jest to duża grupa. Ja o niej nie piszę.
wislak68
QUOTE(Marek Zak @ 13/09/2012, 8:57)
1. To nie jest takie proste. Kazdy klub chciałby mies Messiego, tylko mało kogo na niego stać.Bierze się kto:
- pracuje i go się podkupuje,
- kto jest aktualnie bez pracy, ale jakieś tam sukcesy miał.
2. Dla mnie nomenklatura to władza PRL-u, która miała dostep do wszelkich dóbr niemal bez ograniczeń. Znałem takich ludzi osobiście. Dzilas nazwał tę grupę ,,Nowa klasą". Liczyła kilkaset osób.
3. Nie sądze, że aż tylu, a ,,manager" w rozumieniu ,,nowej klasy" to wyłącznie CEO. Piszę na podstawie obserwacji spoza Polski. Sieć powiązań jest znacznie mniej zależna od polityki. Przy zarobkach milionów euro/rocznie i podobnych odprawach, nowa klasa" dysponuje ogromną siłą i nie jest łatwo sie do niej dostać. 
4. Różnica tkwi w definicjach. Dla mnie nomenklatura i ,,nowa klasa" to szczyty władzy i finansów. Z tej grupy się nie wypada. Jak masz na koncie dziesiątki milionów Euro, możesz wiele. Oczywiście, jeśli rozszerzysz nomenklaturę na kierownika oddziału w fabryce czy mało znaczących managerów obecnie, to jest to duża grupa. Ja o niej nie piszę.
*


1. Dlatego tak jak napisałem wcześniej: "Natomiast fluktuacja wśród managerów jest, wbrew temu co piszesz, bardzo duża. Managerem się nie jest lecz bywa."
2. Jeśli jako kryterium przyjmiemy "dostep do wszelkich dóbr niemal bez ograniczeń" to ilość takich osób w PRL była napewno większa niż kilkaset osób. Już chyba od dziesięciu lat nie widziałem aby ktoś powoływał na Dżilasa smile.gif .
3. Przyjmując za kryterium stanowisko CEO i udział w RN myślę że byłbyś w stanie wskazać w Polsce kilkanaście tysięcy osób spełniających ten warunek.
4. Ale jeśli przyjmjesz takie kryteria jak:"szczyt władzy" i bogactwo to w zasadzie można mówić o menadżeryźmie już od starożytności.
Marek Zak
QUOTE
[=wiślak68]
1. Dlatego tak jak napisałem wcześniej: "Natomiast fluktuacja wśród managerów jest, wbrew temu co piszesz, bardzo duża. Managerem się nie jest lecz bywa."
/


Fluktuacja jest, ale do grupy ,,senior management" należy raczej zamknięta grupa, uzupełniana znajomymi i ludźmi zaufanymi.
QUOTE
2. Jeśli jako kryterium przyjmiemy "dostep do wszelkich dóbr niemal bez ograniczeń" to ilość takich osób w PRL była napewno większa niż kilkaset osób. Już chyba od dziesięciu lat nie widziałem aby ktoś powoływał na Dżilasa  smile.gif .
/


Dostęp do dóbr państwowych bez ograniczeń w tym wysokie konta w Szwajcarii to kilkaset osób. Znalem i znam takowe. Do dzisiejszego dnia korzystają.

QUOTE
3. Przyjmując za kryterium stanowisko CEO i udział w RN myślę że byłbyś w stanie wskazać w Polsce kilkanaście tysięcy osób spełniających ten warunek.
/


Ja pisze o grubych rybach, nie o płotkach.

QUOTE
4. Ale jeśli przyjmjesz takie kryteria jak:"szczyt władzy" i bogactwo to w zasadzie można mówić o menadżeryźmie już od starożytności.
/

Nie. Manageryzm wystepuje tylko w spółkach akcyjnych o rozproszonym akcjonariacie, który nie jest w stanie kontrolować władz wykonawczych i jest powiedzmy wprowadzany w błąd. Dwniej sam właściel zarządzał pzredwiebiorstwem i odpowiadał własnym majątkiem. Teraz managerowie nie odpowiadają własnym majętkiem, a jeśli firmę doprowadzą do ruiny, odchodzą jeszcze z gigantycznymi odprawami (vide ABB i kilkudzięsieciomilionowe odprawy zarządu, który niemal doprowadził firmę do ruiny).
wislak68
QUOTE(Marek Zak @ 14/09/2012, 15:47)
1.Fluktuacja jest, ale do grupy ,,senior management" należy raczej zamknięta grupa, uzupełniana znajomymi i ludźmi zaufanymi.
2.Dostęp do dóbr państwowych bez ograniczeń w tym wysokie konta w Szwajcarii to kilkaset osób. Znalem i znam takowe. Do dzisiejszego dnia korzystają.
3.Ja pisze o grubych rybach, nie o płotkach.
4.Nie. Manageryzm wystepuje tylko w spółkach akcyjnych o rozproszonym akcjonariacie, który nie jest w stanie kontrolować władz wykonawczych i jest powiedzmy wprowadzany w błąd. Dwniej sam właściel zarządzał pzredwiebiorstwem i odpowiadał własnym majątkiem. Teraz managerowie nie odpowiadają własnym majętkiem, a jeśli firmę doprowadzą do ruiny, odchodzą jeszcze z gigantycznymi odprawami (vide ABB i kilkudzięsieciomilionowe odprawy zarządu, który niemal doprowadził firmę do ruiny).
*


1. No to wprowadzamy nową kategorię nie "manageryzm" ale "senior manageryzm".
2. Następne kryterium: "konta w Szwajcari". I zaczynam miec wrażenie że mówimy nie o "manageryźmie" i "nomenklaturze" a o kacykach transferujących ukradzione pieniądzę do bezpiecznej przystani. A to zjawisko jest już absolutnie uniwersalne i nie ma nic wspólnego z mamageryzmem.
3. No to znowu mamy następne, nie zdefiniowane, kryterium.
4. Zjawisko oddzielenia własności od zarządzania nią nie jest bynajmniej wynalazkiem naszych czasów. Żeby nie sięgać daleko to można wspomnieć o zarządcach latyfundiów czy systemie kolonatu w Rzymie, organizacji banków, manufaktur i handlu morskiego w średniowiecznych Włoszech, systemie arend i dzierżaw w RON itp, itd.
Marek Zak
QUOTE
[=wiślak68]
1. No to wprowadzamy nową kategorię nie "manageryzm" ale "senior manageryzm".
/


W zasadzie tak.
/
QUOTE
2. Następne kryterium: "konta w Szwajcari". I zaczynam miec wrażenie że mówimy nie o "manageryźmie" i "nomenklaturze" a o kacykach transferujących ukradzione pieniądzę do bezpiecznej przystani. A to zjawisko jest już absolutnie uniwersalne i nie ma nic wspólnego z mamageryzmem.
/


O kontach wspomniałem w kategorii definicji ,,najwyższej nomenklatury" w komunie o jest niezwiazana z manageryzmem, jak wspomniałeś.


QUOTE
4. Zjawisko oddzielenia własności od zarządzania nią nie jest bynajmniej wynalazkiem naszych czasów. Żeby nie sięgać daleko to można wspomnieć o zarządcach latyfundiów czy systemie kolonatu w Rzymie, organizacji banków, manufaktur i handlu morskiego w średniowiecznych Włoszech, systemie arend i dzierżaw w RON itp, itd.
/


Tak, ale obecnie przy rozproszonym akcjonariacie, kontrola nad ciałem wykonawczym jest iluzoryczna. Ileż było przykladów, gdy firma zosteje doprowadzona do ruiny, a ,,senior management" dostaje gigantyczne odprawy,a nawet dofinansowanie ze strony państwa, od którego, jako od przytchodu, także wypłaca sobie kolosalne pieniądze. Tego dawniej nie było.
To jest wersja bez grafik. Aby przejść do pełnej wersji forum kliknij tutaj.
Invision Power Board © 2001-2024 Invision Power Services, Inc.
Copyright © 2003 - 2005 Historycy.org
Kontakt: historycy@historycy.org