Pomoc - Szukaj - Lista Użytkowników - Kalendarz
Pełna wersja: Jerzy Łojek
historycy.org > Forum > Metodologia Historii i Historia Historiografii > Historia Historiografii
mobydick1z
Witam

Z pozoru pytanie wydaje się być proste, bo Łojek ukończył historię i napisał bardzo wiele prac historycznych. Pamiętam jednak, gdy podczas pisania pracy magisterskiej oparłem się częściowo na pracy Łojka. Z jednej strony spotkałem się ze zrozumieniem, ponieważ Łojek stworzył coś nowego w temacie, w którym wydawało się, że zostało już wszystko powiedziane. Mowa tu oczywiście o "Szansach powstania listopadowego". Z drugiej strony spotkałem się ze stwierdzeniem, że tej pracy nie można zestawiać na równi razem z innymi pracami historycznymi. Osobiście jestem innego zdania. Pamiętam, jak po przeczytaniu pracy Łojka powstało mi w głowie milion pytań, a zdawałoby się, że to malutka książeczka, która była formatu mniejszego od zeszytu i niezbyt gruba. Niemniej Łojek nakreślił wiele pytań, na które po dziś dzień nikt nie udzielił odpowiedzi. Faktem jest, że wielu historyków nie zgadza się z wywodami Łojka, który namieszał w ocenie powstania listopadowego. Zapewne zaskakiwał niektórych otwartością swojego zdania na pewne tematy.
Podaje link do zapoznania się z pewnym artykułem
http://www.notes.yoyo.pl/postacie/lojek.php
Jakie jest wasze zdanie na temat Jerzego Łojka? Jak go oceniacie?
salvusek
Łojek niewątpliwe jest znaczą postacią jeśli idzie o przedstawianie historii Polski XIX wieku. Nie mniej uważam go za bardziej za historyka który stara się zachęcać do historii niż naukowca. Stawia wiele pytań, owszem. Jednak nie wszystkie na gruncie metodologii historycznej są uzasadnione. Dla mnie Łojek bardzo emocjonalnie podchodzi do omawianych zagadnień. Czasem wręcz brakuje mu dystansu. Lecz nie można odmówić mu wiedzy, a czasami trafności wywodów. Jednak ostatecznie oceniam go bardziej za popularyzatora niż kogoś operującego warsztatem historycznym sensu stricto. Może tak go oceniam ze względu na własne poglądy albo jego niepokorność. No ale takie są moje odczucia.
jancet
Ależ jedno nie wyklucza drugiego, można być zarazem historykiem i publicystą.

Ja zetknąłem się wyłącznie z publicystycznymi bądź popularyzatorskimi pracami Łojka.

"Szanse..." na pewno nie są opracowaniem naukowym. Choćby dlatego, że tezy, iż powstanie miało szansę nie sposób obalić, podobnie jak nie sposób udowodnić, że jej nie miało, co starałem się wykazać tu: http://www.historycy.org/index.php?showtopic=437&st=735.

Natomiast tekst Tomasza Brzustowskiego niezbyt mi się podoba.

Dla przykładu:

"Kiedy rozpoczynałem studiowanie historii wstrząsnęło mną spostrzeżenie, iż mało który z moich współstudentów kojarzył nazwisko Jerzego Łojka.[...]śmiem twierdzić, iż wiele jest takich jednostek, które chlubiąc się tytułem "magister historii" otworzy bardzo szeroko oczy na dźwięk nazwiska "Łojek"."
Niby dlaczego każdy magister historii ma znać twórczość Łojka. W zakresie nauk historycznych żadnego przełomowego, czy - na odwrót - fundamentalnego dzieła nie stworzył. Ci, których zainteresowania koncentrują się np. na Średniowieczu, nie maja żadnego powodu czytać Łojka.

Gorzej, że w innym fragmencie ewidentnie kłamie:

"polecam lekturę "Dziejów sprawy Katynia", wydaną przez zakłady wydawnicze "Versus" w 1989 r. Data sugeruje, iż pozycja ta doczekała się wydania w już wolnej Polsce, tym bardziej, że na metryczce książki widnieje krótka notka: "druk ukończono we wrześniu 1989 r.", a więc już po osławionym "czerwcu". Dlaczego o tym wspominam? Otóż cała pozycja jest zmasakrowana takim oto tekstem: "[ - - - -] [Ustawa z dnia 31.07.1981 r., O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt. 3 (Dz. U. Nr 20 poz. 99, z późniejszymi zmianami)]". Takich ingerencji cenzury jest bardzo dużo. Uwagę tę dedykuję wszystkim tym, którym wydaje się, że wraz z 1989 r. doczekaliśmy się rzeczywiście wolnej Polski. Niestety tak nie było. Owa "wolność" wciąż dotyczyła tylko nielicznych, a na pewno nie tych, którzy (tak jak Łojek) dobijali się o prawdę w sprawie Katynia."

Każdy, kto cokolwiek wie o owych czasach, ma świadomość, ile w PRL trwał "cykl wydawniczy". Raczej więcej niż rok. Nie było wówczas komputerów, więc sam skład trwał długo. Do tego korekty, recenzje, no i cenzura. Z resztą i dziś mój podręcznik, którego tekst oddałem redakcji w maju 2009 ukazał się w sierpniu 2010.

Więc tekst Łojka, skoro ukazał się drukiem we wrześniu 1989, trafił na Mysią pewnie latem czy jesienią 1988. I interwencja cenzury miała miejsce za czasów rządów Messnera lub Rakowskiego. Nawet przyjmując jakąś absurdalna, choć trudną do obalenia tezę, że rzecz wyszła w 2 miesiące po decyzji cenzury, to i tak ta decyzja musiałaby nastąpić w lipcu, a rząd Mazowieckiego został utworzony we wrześniu, więc nie mógł mieć z tym nic wspólnego.

W zasadzie powinien to rozumieć średnio inteligentny gimnazjalista i Brzustowski też to wie, jednak świadomie przeinacza fakty, czyli kłamie, żeby kolejną plwocinę umieścić na politycznym przeciwniku.

Oczywiście w niczym nie zmienia to faktu, że "Szanse..." na dziesięciolecia stały się osia dyskusji historycznej pokolenia... no, tak po prawdzie to chodzi bardziej o pokolenie rodziców moich kolegów, niż moje, ja miałem wtedy 7 lat.
mobydick1z
QUOTE(jancet @ 30/11/2011, 23:05)
Niby dlaczego każdy magister historii ma znać twórczość Łojka. W zakresie nauk historycznych żadnego przełomowego, czy - na odwrót - fundamentalnego dzieła nie stworzył. Ci, których zainteresowania koncentrują się np. na Średniowieczu, nie maja żadnego powodu czytać Łojka.

Myślę, że autorowi chodziło raczej o to, że zdecydowana większość nigdy nie słyszała o Łojku, a negatywne opinie były powtarzane bez znajomości jakiejkolwiek jego pracy. Przynajmniej ja to tak rozumiem.
Jeśli zaś chodzi o składanie i wydawanie książek, to nie mam na ten temat żadnej wiedzy, więc trudno mi się do tego ustosunkować.
Należy jednak zauważyć, że stronniczość Łojka, zwłaszcza w odniesieniu do Rosjan, była dość widoczna. Myślę, że było to spowodowane tragedią katyńską jego ojca i późniejszymi wydarzeniami już po 1989 roku. Dość powiedzieć, że obecnie jest jakaś szansa na to, aby zbrodnia katyńska została uznana za ludobójstwo, o ile prezydent Miedwiediew zdoła to przepchnąć przed końcem swojej prezydentury.
Warto też dodać, że nad Łojkiem i jego żoną ciążyło jakieś fatum-Zenona Łojek zginęła przecież w katastrofie smoleńskiej.

balum
Łojek był publicystą politycznym. Z ponieważ była cenzura, swoją publicystyke ubrał w kostium historyczny. Czy mógł w 1966 r. w pierwszym obiegu wydac prace o szansach odrzucenia sowieckiej dominacji?
I bardziej poważni historycy tak postepowali. Małowist nie miał możliwosci wydać pracy o Stalinie, to napisał biografię Tamerlana, w której mamy rozważania odnoszące się do tego pierszego.
glasgower
QUOTE(balum @ 1/12/2011, 17:02)
Małowist nie miał możliwosci wydać pracy o Stalinie, to napisał biografię Tamerlana, w której mamy rozważania odnoszące się do tego pierszego.
*



Nie chcę się mieszać, ale czy to oznacza, że ten Małowist znał się równie dobrze na wieku XX i epoce tego tam Tamerlana?
emigrant
QUOTE(balum @ 1/12/2011, 17:02)
Małowist nie miał możliwosci wydać pracy o Stalinie, to napisał biografię Tamerlana, w której mamy rozważania odnoszące się do tego pierszego.

Jeśli chodzi o tę wydaną w ramach serii miniceramowskiej, to chyba mylne stwierdzenie. Nie pamiętam, żeby tam były filozoficzne rozważania na temat tyranii w ogóle, ale raczej komentarze powiązane z konkretnymi wydarzeniami historycznymi dotyczącymi Tamerlana i tylko jego.
Poza tym Małowist przeprowadzał jakieś studia nad historią ZSRR?
jancet
QUOTE(mobydick1z @ 1/12/2011, 16:00)
Myślę, że autorowi chodziło raczej o to, że zdecydowana większość nigdy nie słyszała o Łojku, a negatywne opinie były powtarzane bez znajomości jakiejkolwiek jego pracy.

Ja to rozumiem odmiennie. Poza tym nie bardzo mogę się zgodzić, że opinia "praca x ma charakter publicystyczny, a nie naukowy" ma być opinią negatywną. Wybitna publicystyka (a do takiej "Szanse..." zaliczam) jest bardziej wartościowa od tylko poprawnej pracy naukowej. "Szanse..." Łojka nie były przez swój publicystyczny charakter mniej warte, niż stricte naukowe opracowania Blocha czy Przewalskiego, choć to przecież wybitni naukowcy. Ale też nie napisałbym, że były warte więcej. Bo ich wartości nie da się porównać.

QUOTE
Jeśli zaś chodzi o składanie i wydawanie książek, to nie mam na ten temat żadnej wiedzy, więc trudno mi się do tego ustosunkować.

W zasadzie wystarczy uznać, że Mazowiecki nie posiadał zdolności podróży w czasie, oraz że przyczyna musi wystąpić przed skutkiem.

Skoro druk książki Łojka odbywał się równocześnie z formowaniem rządu Mazowieckiego, to tym samym rząd Mazowieckiego nie mógł mieć wpływu na decyzję cenzury, gdyż w PRL obowiązywała cenzura prewencyjna, czyli cenzurowano maszynopisy przed skierowaniem do składu (prewencyjny charakter cenzury jednoznacznie wynika z tekstu Brzustowskiego).

Nie bardzo wiem, do czego tu potrzebna jakakolwiek "wiedza" o składaniu i drukowaniu książek. Obrażasz samego siebie, usiłując twierdzić, że nie dostrzegasz kłamstwa, którego dopuścił się Brzustowski. Mam nadzieję, że obstając przy tym, nie staniesz się tego kłamstwa współuczestnikiem.

QUOTE
Myślę, że było to spowodowane [...] późniejszymi wydarzeniami już po 1989 roku.

Łojek zmarł był w 1986. Żadne wydarzenia po roku 1989 nie mogły wpłynąć na jego postawę.

QUOTE
Dość powiedzieć, że obecnie jest jakaś szansa na to, aby zbrodnia katyńska została uznana za ludobójstwo, o ile prezydent Miedwiediew zdoła to przepchnąć przed końcem swojej prezydentury.

Uznanie zbrodni katyńskiej za ludobójstwo wymagałoby zmiany międzynarodowo uznanej definicji ludobójstwa. Miedwiediew ostatecznie mógłby na taką zmianę przystać, Putin też, co im tam. Ale Obama, ani żaden z jego następców tego nie zrobi.

QUOTE
Warto też dodać, że nad Łojkiem i jego żoną ciążyło jakieś fatum - Zenona Łojek zginęła przecież w katastrofie smoleńskiej.

Łojzicku!!! Zaraz fatum? A może zwykły związek przyczynowo-skutkowy?
Podobnie ojciec mojego znajomego, prof. Tadeusz Lutoborski (do którego moja żona zwracała się "wujku") zginął w tej katastrofie. Ale nie było to fatum, tylko wynikało z tego, że obydwaj jego dziadkowie zginęli w Katyniu, w związku z tym rodzice byli bardzo silnie zaangażowani w działalność Rodzin Katyńskich, z czego z kolei wynikło, że ojciec został zaproszony do prezydenckiego samolotu.

Trochę jak z tym łysym, którego na środku pola trafił kamień w głowę w samo południe przy bezwietrznej pogodzie.
adam1234
Jak dla mnie Łojek był człowiekiem, który lubował się w stawianiu absurdalnych tez. Poczynając od uznania za zdrajcę Stanisława Augusta Poniatowskiego, poprzez wykazywanie, że powstanie listopadowe miało szansę na zwycięstwo, a kończąc na tezie, że Polska powinna była sprzymierzyć się z Hitlerem... Ot, zwykły publicysta lubiący szokować, aczkolwiek trzeba mu oddać, że był w tym dobry, bo przecież jego poglądy są chętnie dyskutowane, choć, jak dla mnie średnio na to zasługują. Bo Łojek nie wygłaszał tez pionierskich (raczej upraszczał i przejaskrawiał te już istniejące), a jak już jakiś taki pogląd stworzył, np. istnieje możliwość, że Skrzynecki był agentem, to sama jego konstrukcja logiczna sprawia, że najrozsądniej byłoby spuścić zasłonę milczenia.

Tyle jeżeli chodzi o naukowość. Warto jednak zastanowić się nad społecznym oddziaływaniem jego dzieł, bo przecież każdy historyk jest swoistym wychowawcą. W tym względzie moja opinia jest jeszcze gorsza niż o jego naukowości. Zaszczepianie w społeczeństwie romantycznych, irracjonalnych idei opartych na skrajnej rusofobii, która doprowadziła do propagowania sojuszu z Hitlerem nie może znaleźć żadnego uzasadnienia w obliczu tego, jak wiele złego poglądy, których epigonem był Łojek, zdziałały dla narodu polskiego w XIX i XX wieku.
mobydick1z
QUOTE(jancet @ 1/12/2011, 22:10)
Ja to rozumiem odmiennie. Poza tym nie bardzo mogę się zgodzić, że opinia "praca x ma charakter publicystyczny, a nie naukowy" ma być opinią negatywną.

Ja też nie wiem co mogłoby być złego w pracy publicystycznej, ale faktem jest, że spotkałem się wielokrotnie z twierdzeniem, że z Łojka nie był żaden historyk.
QUOTE(jancet @ 1/12/2011, 22:10)
Nie bardzo wiem, do czego tu potrzebna jakakolwiek "wiedza" o składaniu i drukowaniu książek. Obrażasz samego siebie, usiłując twierdzić, że nie dostrzegasz kłamstwa, którego dopuścił się Brzustowski. Mam nadzieję, że obstając przy tym, nie staniesz się tego kłamstwa współuczestnikiem.

No jakieś znaczenie ta wiedza o składaniu książek ma, skoro zwróciłeś uwagę na coś, czego ja nie zauważyłem. Może to dlatego, że przeczytałem to na szybko.
QUOTE(jancet @ 1/12/2011, 22:10)
Łojek zmarł był w 1986. Żadne wydarzenia po roku 1989 nie mogły wpłynąć na jego postawę.

Tak, nie sprawdziłem, w którym roku umarł rolleyes.gif
QUOTE(jancet @ 1/12/2011, 22:10)
Uznanie zbrodni katyńskiej za ludobójstwo wymagałoby zmiany międzynarodowo uznanej definicji ludobójstwa. Miedwiediew ostatecznie mógłby na taką zmianę przystać, Putin też, co im tam. Ale Obama, ani żaden z jego następców tego nie zrobi.

Tak szczerze mówiąc, to mam w nosie, czy Obama uzna Katyń za za ludobójstwo, czy też nie, bo on nie ma tu nic do gadania. Najważniejsze, aby Miedwiediew się nie wycofał z tego planu, bo jak Putin przejmie władzę, to będzie pozamiatane.
QUOTE(jancet @ 1/12/2011, 22:10)
Łojzicku!!! Zaraz fatum? A może zwykły związek przyczynowo-skutkowy?

Zapewne właśnie tak powinno się to tłumaczyć, ale nie zmienia to faktu, że rodzina ma pecha.
emigrant
QUOTE(mobydick1z @ 1/12/2011, 23:18)
Ja też nie wiem co mogłoby być złego w pracy publicystycznej, ale faktem jest, że spotkałem się wielokrotnie z twierdzeniem, że z Łojka nie był żaden historyk. 

A ci, co tak twierdza, nie mówią jakim cudem doktorat zrobił i habilitację? A i profesurę mu zablokowano ze względów politycznych-li tylko.

Co do publikowania, to o ile wiem, nie da sie zajść wyżej magistra bez publikacji, nie? rolleyes.gif
mobydick1z
QUOTE(emigrant @ 1/12/2011, 23:32)
QUOTE(mobydick1z @ 1/12/2011, 23:18)
Ja też nie wiem co mogłoby być złego w pracy publicystycznej, ale faktem jest, że spotkałem się wielokrotnie z twierdzeniem, że z Łojka nie był żaden historyk.  

A ci, co tak twierdza, nie mówią jakim cudem doktorat zrobił i habilitację? A i profesurę mu zablokowano ze względów politycznych-li tylko.

Co do publikowania, to o ile wiem, nie da sie zajść wyżej magistra bez publikacji, nie? rolleyes.gif
*


A widzisz, niby to proste, ale widocznie nie dla wszystkich.
QUOTE(adam1234 @ 1/12/2011, 22:53)
Jak dla mnie Łojek był człowiekiem, który lubował się w stawianiu absurdalnych tez. Poczynając od uznania za zdrajcę Stanisława Augusta Poniatowskiego, poprzez wykazywanie, że powstanie listopadowe miało szansę na zwycięstwo, a kończąc na tezie, że Polska powinna była sprzymierzyć się z Hitlerem... Ot, zwykły publicysta lubiący szokować, aczkolwiek trzeba mu oddać, że był w tym dobry, bo przecież jego poglądy są chętnie dyskutowane, choć, jak dla mnie średnio na to zasługują. Bo Łojek nie wygłaszał tez pionierskich (raczej upraszczał i przejaskrawiał te już istniejące), a jak już jakiś taki pogląd stworzył, np. istnieje możliwość, że Skrzynecki był agentem, to sama jego konstrukcja logiczna sprawia, że najrozsądniej byłoby spuścić zasłonę milczenia.

Adamie, jest wielu historyków, którzy szokują swoimi pracami, wywodami, itd., ale jakoś im nie odmawia się miana historyków. Fakt, że nie był pionierem w swoich wywodach nie oznacza, że nie zasługiwał na miano historyka. Co więcej, czasem upraszczanie pewnych faktów jest lepsze niż szukanie bez potrzeby dziury w całym. Poglądy mógł mieć oryginalne, ale nie jest on tu żadnym wyjątkiem.
adam1234
QUOTE
Adamie, jest wielu historyków, którzy szokują swoimi pracami, wywodami, itd., ale jakoś im nie odmawia się miana historyków. Fakt, że nie był pionierem w swoich wywodach nie oznacza, że nie zasługiwał na miano historyka. Co więcej, czasem upraszczanie pewnych faktów jest lepsze niż szukanie bez potrzeby dziury w całym. Poglądy mógł mieć oryginalne, ale nie jest on tu żadnym wyjątkiem.


Tylko, że ja nie odmawiam mu miana historyka, bo przecież nim był. Te zarzuty biorą się raczej z faktu, że najważniejsze w dorobku Łojka są prace, które z naukowością niewiele mają wspólnego. Zresztą, bycie historykiem, nie wyklucza bycia publicystą.
emigrant
QUOTE(adam1234 @ 2/12/2011, 8:52)
Zresztą, bycie historykiem, nie wyklucza bycia publicystą.
*


Jak to: nie wyklucza? Ponawiam pytanie: Czy mozna zostać doktorem historii (bądź wyżej) bez publikowania swojego dorobku?
adam1234
QUOTE
Czy mozna zostać doktorem historii (bądź wyżej) bez publikowania swojego dorobku?


Chyba inaczej rozumiesz pojęcie "publicysta" od pozostałych uczestników dyskusji...
jancet
QUOTE(emigrant @ 1/12/2011, 23:32)
A i profesurę mu zablokowano ze względów politycznych-li tylko.

Możesz uzasadnić, skąd ta Twoja wiedza.

Nie chcę uchodzić za jakiegoś "Łojkoznawcę", żeby sobie przypomnieć jego biogram, sięgnąłem do wiki. Tam autor biogramu podziela pogląd Emigranta, choć go nie uzasadnia.

Łojek habilitację uzyskał w wieku 35 lat, w 6 lat po doktoracie, a w 11 po magisterium. Czyli "przed terminem", który dla habilitacji wynosił (o ile dobrze pamiętam) lat 11, a dla doktoratu - 7. Zatem do 1967 roku nie tylko że nie był prześladowany, wręcz był beniaminkiem władzy (zapewne był popierany przez "Moczarystów", choć to tylko domniemanie), i to pomimo, iż rok wcześniej ukazały się "Szanse..." w oficjalnym, masowym wydawnictwie. Mysia przepuściła (na gmachu przy ulicy Mysiej mieścił się urząd cenzury).

Wg tego samego biogramu w działalność opozycyjną jawnie włączył się w 1981 roku. W latach 1967-1981 opublikował 6 popularnonaukowych książek, więc nie był w najmniejszym stopniu prześladowany. Do śmierci jeszcze jedną, a pośmiertnie w PRL jeszcze trzy, z których tylko jedna ma charakter stricte naukowy.

Najprostszym sposobem prześladowania publicysty było nieprzydzielanie mu papieru na publikacje. Dla Łojka władza była niezwykle hojna.

Skąd więc domniemanie, że profesury nie uzyskał ze względów politycznych, skoro widać, że już przed habilitacją rzucił się w wir publicystycznych dyskusji, a pracą naukową zajmował się niewiele?

Oczywiście, możesz wiedzieć więcej i lepiej od wiki, więc wiedzą się tą podziel.
emigrant
QUOTE(jancet @ 2/12/2011, 16:08)
QUOTE(emigrant @ 1/12/2011, 23:32)
A i profesurę mu zablokowano ze względów politycznych-li tylko.

Możesz uzasadnić, skąd ta Twoja wiedza.

Pamiętam w jego kontekście dyskusję na łamach prasy solidarnościowej w latach 1980-81 i potem.
Tak na szybko znalazłem tylko to:
http://lustronauki.wordpress.com/2009/01/02/jerzy-lojek/

jancet
W "lustrze nauki" jest chyba słowo w słowo to samo, co w Wikipedii (ciekawe, kto od kogo kradł). Poza tym, że w Wiki jest zestawienie jego książek, wydanych oficjalnie.

Natomiast pytając o źródło wiedzy nie chodziło mi o wskazanie, że ktoś już przedtem wyraził podobną opinię. Chodziło mi o zestawienie faktów, które o tym świadczą.

Bo lista jego publikacji świadczy o tym, że bynajmniej nie był szykanowany przez władze, przynajmniej w dostępie do deficytowego wówczas papieru na druk książek był wręcz faworyzowany, natomiast poświęcił się pisaniu dzieł popularyzatorskich, zaniedbując pracę badawczą.

Podkreślam - ja nie wiem, czy Łojek był przez władze prześladowany, czy faworyzowany, czy też traktowany neutralnie. Po prostu nie znam faktów, świadczących o tym, że był szykanowany.
emigrant
QUOTE(jancet)
Emigrancie, w wątku o Łojku http://www.historycy.org/index.php?showtopic=87288&st=15 popełniłeś wpis, którego merytoryczna zawartość uzasadnia podejrzenie o trollowanie, bowiem podałeś do wiadomości pewną radykalną tezę bez jakiegokolwiek uzasadnienia.

Poprosiłem więc o owo uzasadnienie.

W odpowiedzi przekazałeś uzasadnienia typu "mój kumpel też tak uważa" i tyle. Czyli żadne. Więc podejrzenie o trollowanie stało się bardziej poważne.

To, co prawda z innego wątku, ale to nie ma znaczenia.
Czy był szykanowany?
W linku podano:
W 1981 współzałożyciel tajnego Komitetu Obywatelskiego – fundatora pierwszego pomnika katyńskiego na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie; po zniszczeniu pomnika przez władze jawny działacz w Obywatelskim Komitecie Budowy Pomnika Ofiar Katynia. We IX 1981 sygnatariusz deklaracji założycielskiej Klubów Służby Niepodległości
Jest to tylko krótka notatka. Jesli nie potrafisz sobie dośpiewać reszty o tym jak władze traktowały w PRL takich gości, Twoja sprawa.
Poza tym pisałem, że pamiętam artykuły w prasie solidarnosciowej dotyczące szykan wobec Łojka.
Jesli Ci to nie wystarcza, rozumiem. Nie musisz wierzyć.
A co do powoływania się, to na jakiego mojego kumpla się powołałem?


Tu masz więcej na temat postępowania wobec Łojka:
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=2...=my&id=my21.txt
Zwłaszcza fragment:
Weźmy jednego z kandydatów do tytułu: doc. dr hab. Jerzy Łojek, Instytut Badań Literackich PAN. Najpierw Rada Naukowa PAN podejmuje decyzję pozytywną w sprawie tytułu. Jest 18 grudnia 1974 r., z Rady Naukowej pismo trafia do Biura Kadr wcale nie od razu, ale po pół roku (21 czerwca 1975 r.). Następnie pismo rozpoczyna wędrówkę nie do Centralnej Komisji, ale po komitetach partii! Najpierw jest to komitet wojewódzki, a potem Komitet Centralny PZPR. Do komitetu wojewódzkiego trafia bardzo szybko, bo po dwóch dniach (23 czerwca 1975 r.). Ale tam wniosek leży pół roku, zanim zostanie wysłany (3 grudnia 1975 r.) do KC PZPR. I tu zrobił się zator, bo z KC wniosek wysłano do Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej po 6 latach! Trafił tam dopiero 11 marca 1981 r., i to chyba tylko dlatego, że nastała odwilż związana z powstaniem "Solidarności". W kilka miesięcy później CKK przekazała wniosek do Rady Państwa (23 lipca 1981 r.).
I co? I nic. Na tym koniec, bo jak wiadomo, tytułu profesora docent Jerzy Łojek nie otrzymał, a nawet w rok później (1982 r.) zmuszono go do przejścia na emeryturę.
jancet
QUOTE(emigrant @ 2/12/2011, 23:25)
To, co prawda z innego wątku, ale to nie ma znaczenia.
Czy był szykanowany?
W linku podano:
W 1981 współzałożyciel tajnego Komitetu Obywatelskiego – fundatora pierwszego pomnika katyńskiego na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie; po zniszczeniu pomnika przez władze jawny działacz w Obywatelskim Komitecie Budowy Pomnika Ofiar Katynia. We IX 1981 sygnatariusz deklaracji założycielskiej Klubów Służby Niepodległości
Jest to tylko krótka notatka. Jeśli nie potrafisz sobie dośpiewać reszty o tym jak władze traktowały w PRL takich gości, Twoja sprawa.

Więc jednak wybierasz opcję "nie jesteś godny ze mną dyskutować jak równy z równym, skoro czegoś tam nie potrafisz". Ale będę się starać ciągnąć tę dyskusję na merytorycznym poziomie.

Potrafię sobie wiele dośpiewać, żyłem w tych czasach w środowisku naukowym i coś na ten temat wiem. W latach 80-ych to bardziej szykanowani w środowisku akademickim byli przedstawiciele myśli lewicowej, niż przeciwnej.

QUOTE
Poza tym pisałem, że pamiętam artykuły w prasie solidarnościowej dotyczące szykan wobec Łojka.
Jeśli Ci to nie wystarcza, rozumiem. Nie musisz wierzyć.
A co do powoływania się to na jakiego mojego kumpla się powołałem?

No właśnie na tego. Autorzy artykułów prasowych o jednoznacznej ideologicznej opcji, zgodnej z Twoją. To nie są naukowe autorytety. To kumple.

QUOTE
Tu masz więcej na temat postepowania wobec Łojka:
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=2...=my&id=my21.txt
Zwłaszcza fragment:
Weźmy jednego z kandydatów do tytułu: doc. dr hab. Jerzy Łojek, Instytut Badań Literackich PAN. Najpierw Rada Naukowa PAN podejmuje decyzję pozytywną w sprawie tytułu. Jest 18 grudnia 1974 r., z Rady Naukowej pismo trafia do Biura Kadr wcale nie od razu, ale po pół roku (21 czerwca 1975 r.). Następnie pismo rozpoczyna wędrówkę nie do Centralnej Komisji, ale po komitetach partii! Najpierw jest to komitet wojewódzki, a potem Komitet Centralny PZPR. Do komitetu wojewódzkiego trafia bardzo szybko, bo po dwóch dniach (23 czerwca 1975 r.). Ale tam wniosek leży pół roku, zanim zostanie wysłany (3 grudnia 1975 r.) do KC PZPR. I tu zrobił się zator, bo z KC wniosek wysłano do Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej po 6 latach! Trafił tam dopiero 11 marca 1981 r., i to chyba tylko dlatego, że nastała odwilż związana z powstaniem "Solidarności". W kilka miesięcy później CKK przekazała wniosek do Rady Państwa (23 lipca 1981 r.).
I co? I nic. Na tym koniec, bo jak wiadomo, tytułu profesora docent Jerzy Łojek nie otrzymał, a nawet w rok później (1982 r.) zmuszono go do przejścia na emeryturę.


Tu przynajmniej mam pewien zestaw informacji, który potwierdzał by tezę. Pominę już fakt, że informacje "gazetowe" uważam za element ideologicznej propagandy, szczególnie, jeśli są publikowane przez jednoznacznie zaangażowane redakcje. Ani artykułu z ND, ani z GW nie uważam za źródło informacji historycznych. Więc to kolejna informacja "kumpel tak napisał".

Ale spróbujmy zaufać temu tekstowi. Otóż w grudniu 1974 roku "władza" otrzymuje wniosek o nadanie doc. dr. hab. Jerzemu Łojkowi tytułu profesora. Wniosek miał być uchwalony przez Radę Naukową PAN. Tylko że coś takiego nigdy nie istniało. Rady naukowe były w poszczególnych instytutach PAN, a nie w akademii. Podobnie wówczas nie istniał "tytuł profesora". Był tytuł "profesora nadzwyczajnego" oraz "profesora zwyczajnego". Autor tego teksty zda się o tym nie wiedzieć.

Mniejsza o drobiazgi. W latach 70-ych Łojek jako naukowiec był cichym badaczem prasy. Nie angażował się w działalność opozycyjną, dopiero w 1979 opublikował swą książkę w drugim obiegu. Dlaczego władza miałaby tępić jego przedsięwzięcia naukowe w latach 1974-1979?

Tym bardziej, że w tym samym czasie ta sama władza podejmuje decyzję o wydaniu trzech wielkonakładowych książek Łojka. Pozwalając mu jednocześnie zarobić dość znaczne pieniądze, bo system tantiem o dziwo funkcjonował.

A czy posiadasz informacje o opracowaniach docenta Łojka, które byłyby podstawą do obdarzenia go tytułem?
emigrant
QUOTE(jancet @ 3/12/2011, 0:54)
W latach 70-ych Łojek jako naukowiec był cichym badaczem prasy. Nie angażował się w działalność opozycyjną, dopiero w 1979 opublikował swą książkę w drugim obiegu. Dlaczego władza miałaby tępić jego przedsięwzięcia naukowe w latach 1974-1979?

Widać nie podobała im sie jego działalność już w latach siedemdziesiątych, skoro rozpracowywali go już w 1976 roku:
http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wi...erzy_%C5%81ojek
QUOTE
A czy posiadasz informacje o opracowaniach docenta Łojka, które byłyby podstawą do obdarzenia go tytułem?
Jakim tytułem? Profesorskim? Nie rozumiem. W/g mnie (zgadzam sie tu z tymi, którzy twierdzą, że Łojek zasługiwał na tytuł profesora) jego dorobek naukowy wystarczył do profesury.
A dorobek jest wymieniony, choćby częściowo w podanych linkach.
jancet
QUOTE(emigrant @ 3/12/2011, 3:16)
Widać nie podobała im się jego działalność już w latach siedemdziesiątych, skoro rozpracowywali go już w 1976 roku:
http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wi...erzy_%C5%81ojek

Dopiero w 76 założono mu teczkę ?!? Szok.
Mi założyli w 77. W 1978 nastąpiła pierwsza próba werbunku, w 79 - druga, a w wiosną 80 - trzecia i ostatnia. Wtedy też byłem szantażowany, że nigdy nie dostanę paszportu na KK. Obietnicy dotrzymano, istotnie wyjechać poza KS mogłem dopiero w latach 90-ych.

Problem w tym, że ja byłem w tym czasie uczniem szkoły średniej, potem studentem. W działalność nieoficjalną nie angażowałem się prawie wcale (z resztą żywiłem przekonanie, że jak w systemie realnego socjalizmu żem się narodził, to i w takim, niestety, umrę - na szczęście się myliłem). Natomiast z osobami mocno zaangażowanymi chodziłem na wódkę oraz w Bieszczady. To wystarczyło, bym się znalazł "na widelcu".

Jeśli Łojka dopiero w 76 poddano rozpracowywaniu, to znaczy, że do tego roku był grzeczny jak trusia i nawet nie znał ludzi, prowadzących jakakolwiek niezależną działalność.

Z resztą do 1974 roku piął się w górę drabiny akademickiej w tempie godnym stachanowca.

Wg ówczesnych przepisów to asystentem zostawało się po magisterium i miało się 7 lat na doktorat. Jak się go nie zrobiło - traciło się stanowisko pracy (albo wylatywało z uczelni, albo przechodziło się na etat dydaktyczny, czyli zesłanie) albo udawało się przedłużyć ten okres o kolejne 4 lata. Rzadko komu udawało się zrobić doktorat w 7 lat, przynajmniej na PW.

Po doktoracie miało się bodajże 11 lat na habilitację, zwaną dożywociem, bo już dawała prawo pracy w nauce do emerytury. Po habilitacji zgłoszenie wniosku o tytuł profesora nadzwyczajnego wymagało wydania drugiej monografii (pierwsza powinna być przed habilitacją) i wypromowania 2 doktorów. Zważywszy, że doktorat robiło się przez lat 7-11, wniosku o tytuł można było oczekiwać cca po 10 latach od habilitacji. Czyli jakieś 28 lat po magisterium, jeśli wszystko dobrze idzie.

Tymczasem Łojek magisterium zrobił w 56, doktorat w 61 (po 5 latach), habilitację w 67 (w 6 lat po doktoracie, 11 po mgr), a o tytuł profesora nadzwyczajnego wystąpiono już w 74 (7 lat po habilitacji, 18 po mgr).

Czyli doczekał się uchwalenia wniosku o tytuł naukowy 10 lat wcześniej, niż to zwykle się udawało wielkim szczęściarzom.
QUOTE
Jakim tytułem? Profesorskim? Nie rozumiem. W/g mnie (zgadzam sie tu z tymi, którzy twierdzą, że Łojek zasługiwał na tytuł profesora) jego dorobek naukowy wystarczył do profesury.
A dorobek jest wymieniony, choćby częściowo w podanych linkach.

Problem z tym, że w linkach nie ma nawet pozycji, która uzasadniała by stopień doktora habilitowanego, a co dopiero profesora. Tezy doktoratu zostały wydane dopiero pośmiertnie i jest to jedyna pozycja naukowa, opublikowana przez Łojka w formie książki. Inne książki to dzieła popularnonaukowe, często na pograniczu beletrystyki. Za "Dzieje pięknej Bitynki" profesorem się nie zostaje.
Aetius
Kultura w polskich internecie kwitnie. Otóż pan dr inż. Jan Cetner raczył był zarzucić mi "kłamstwo" i jeszcze dodać, że "świadomie przeinaczam fakty" i kłamię "żeby kolejną plwocinę umieścić na politycznym przeciwniku". Cóż... epitetem łatwo jest rzucić. Gorzej na niego odpowiedzieć bowiem zazwyczaj oznacza to konieczność długiego wywodu. Mimo to spróbuję i proszę o cierpliwe doczytanie do końca.

Nie wiem oczywiście, czy godzien jestem zaszczytu przeprosin ze strony Pana dr. inż. Jana Cetnera, lecz do paru Jego uwag odnieść się muszę.

1. Sprawa cenzury. Przypominam, że osławiony Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk został rozwiązany dopiero w czerwcu 1990 r. (czyli rok po wyborach)! Jeszcze w styczniu 1990 r. Jan Rokita apelował na łamach Gazety Wyborczej o rozwiązanie instytucji, na której funkcjonowanie przeznaczono w budżecie prawie 5 mld zł. Pracowało tam wówczas jeszcze 465 "kontrolerów wolnego słowa" - jak określił to Rokita. (http://gazetopedia.pl/edition/cover/id/171). Czy naprawdę mówimy więc o nieistniejącej po 1989 r. cenzurze?

2. Kilka faktów z działalności GUKPPiW:

a ) 1989 r. – Kazimierz Pużak, Wspomnienia 1939-1945 r. – oficjalne wydanie z ingerencjami cenzury.

b ) 1989 r. – Dziennik 1954 Leopolda Tyrmanda – pierwsze polskie wydanie z ingerencjami cenzury dotyczącymi wypowiedzi na temat przywódców ZSRR,

c ) 19 V 1989 r. – ingerencja cenzury w tygodniku Niedziela,

d ) 30 lipca 1989 r. (sic!) – interwencja cenzury w czasopiśmie Ład Boży wydawanym we Włocławku

e ) 1990 r. (sic!) – Waldemar Łysiak, Dobry – cztery ingerencje cenzury. Czy tutaj też mamy do czynienia z "cyklem wydawniczym"?

Szczególnie trzy ostatnie punkty polecam uwadze. I ponownie wracam do pytania: czy to też przykłady "cyklu wydawniczego"? O tym, że cenzura działała nadal w 1989 r. pisze również Tygodnik Powszechny z 2010 r. we wspomnieniu o Bożenie Łojek.

3. Parę słów a ‘propos publikacji dotyczących Katynia. "Zapis na Katyń" istniał do drugiej połowy 1989 roku. Natomiast ocenzurowanie publikacji Jerzego Łojka jest dosyć często przytaczane jako przykład desperackiej ingerencji cenzury (np. Mateusz Wyrwich, Katyń – pozostały rodziny oraz Leszek Pietrzak, Michał Wołłejko, Ludobójstwo katyńskie w polityce władz sowieckich i rosyjskich (lata 1943-2010). Ocenzurowano zresztą nie tylko jego. Również w 1989 r. został wydany w oficjalnym wydaniu reprint Listy Katyńskiej opracowanej przez Adama Moszyńskiego, który również doczekał się ingerencji cenzury. Wycięto fragment "Wstępu" napisanego przez Moszyńskiego.
Mimo to w 1989 r. mogła zostać wydana praca o Katyniu bez ingerencji cenzury. Był to Dramat Katyński autorstwa Czesława Madajczyka (Książka i Wiedza, 1989 r.). Tyle, że Czesław Madajczyk był "koncesjonowanym historykiem", jak się go czasem określa – byłym wykładowcą m.in. Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR oraz Wojskowej Akademii Politycznej. Mimo to napisał jasną konkluzję: „zarówno poszlaki jak i pośrednie dowody, przemawiają za odpowiedzialnością NKWD, jego dowództwa za los zgotowany internowanym polskim oficerom z Kozielska, za dokonanie ich masowego mordu”. Żeby nie było wątpliwości: Madajczyk podsumował swój tekst datą: "18 grudnia 1988 r.". Oznacza to, że najpewniej załapał się na podobny "cykl wydawniczy", co wyliczony przez Pana dr. inż. Jana Cetnera przy okazji pracy Łojka. Widać więc wyraźnie kto mógł pisać o Katyniu, a kto nie. "Cykl wydawniczy" naprawdę nie ma tu nic do rzeczy. Nie obarczam też tym rządu Tadeusza Mazowieckiego. Sytuacja ówczesnego premiera jest zupełnie czym innym i tematem na osobną dyskusję.
I jeszcze jedna rzecz. W 1990 r. ukazały się wspomnienia gen. Zygmunta Berlinga, który pisał, że obóz w Katyniu pozostawiono "opatrzności losu" a "Gestapo dokonało straszliwego końca" . Tak niestety wyglądały początki oficjalnych publikacji na temat Katynia na przełomie lat 1989/1990.

4. Aleksiej Pamiatnych napisał swego czasu, że w maju 1989 r. w tygodniu Moskowskije Nowosti ukazał się artykuł jego oraz Aleksandra Akuliczewa "Katyń – potwierdzić albo zaprzeczyć", którego autorzy oparli się m.in. na drugoobiegowej pracy Jerzego Łojka, wydanej jeszcze pod pseudonimem "Leopold Jerzewski". Jak pisze dalej Pamiatnych "nie podejrzewaliśmy, oczywiście, że w pewnym sensie zostaliśmy wykorzystani przez władze, aby dać społeczeństwu radzieckiemu i polskiemu do zrozumienia, iż ówczesna oficjalna wersja zbrodni katyńskiej może wkrótce ulec zmianie". I w tym momencie dochodzimy do kolejnej konkluzji. Wspomniany wyżej Madajczyk został w 1987 r. członkiem polsko-radzieckiej komisji ds. białych plam. Temat Katynia został przez komisję podjęty na przełomie lat 1987/1988. Z kolei w 1988 r. zbliżała się wizyta Michaiła Gorbaczowa w Warszawie i podobno brano pod uwagę, możliwość jakiejś wzmianki przez Wojciecha Jaruzelskiego o Katyniu, ale ostatecznie wycofano się z tego (patrz: artykuł Pawła Kowala z Polityki z kwietnia 2010 r.). Gorbaczow powiedział tylko o "złożonej", wspólnej historii, ale słowo "Katyń" ostatecznie nie padło. Piszę o tym dlatego, aby pokazać, że sprawa zbrodni na polskich oficerach funkcjonowała na szczytach polskiej władzy nawet już od 1987 r., choć najwyraźniej bano się zbyt głośno o niej wspomnieć. Mógł natomiast uczynić to "koncesjonowany historyk". Nie miała na to szans, praca J. Łojka. "Cykl wydawniczy" jest w tym przypadku sprawą drugorzędną. Tło sprawy Katynia było zupełnie inne.
Zanim więc Pan dr.inż. Jan Cetner zacznie mi wyrzucać kłamstwo niech najpierw trochę się dokształci i poczyta, a dopiero potem dyskutuje.

5.
QUOTE(jancet @ 30/11/2011, 23:05)
Niby dlaczego każdy magister historii ma znać twórczość Łojka. W zakresie nauk historycznych żadnego przełomowego, czy - na odwrót - fundamentalnego dzieła nie stworzył. Ci, których zainteresowania koncentrują się np. na Średniowieczu, nie maja żadnego powodu czytać Łojka.
*



Z równie przedziwnym argumentem już dawno się nie spotkałem. A czterotomowa Historia prasy polskiej pod redakcją Łojka to nic nie warta publikacja? A Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja to również rzecz niewarta uwagi? Wolne żarty. Znowu powtarzam swój apel: proszę więcej poczytać!
Nie rozumiem również tezy, że mediewiści nie muszą czytać Łojka. To jakiś niewiarygodny absurd aby absolwent wydziału historii na jakimkolwiek uniwersytecie wychodził z niego z okrojoną wiedzą. Nie wyobrażam sobie, aby absolwent Wydziału Nauk Humanistycznych jakiejkolwiek uczelni nie zetknął się z czymś więcej niż z podręcznikami akademickimi. Powiem więcej. Olbrzymim błędem jest to, że obecni magistrowie mają coraz mniejszą wiedzę na temat dzieł literatury i sztuki. Czy naprawdę student historii nie ma obowiązku znać chociażby Na tropach Smętka[I/] Melchiora Wańkowicza? Przecież to kluczowa rzecz naszej literatury (i znów mój apel: proszę poczytać dlaczego). Czy ma prawo nie znać postaci Sergiusza Piaseckiego oraz jego [I]Zapisków oficera Armii Czerwonej. A Stanisław Cat Mackiewicz i Europa in flagranti? A Józef Mackiewicz i jego powieści? Smutne jest również to, że tylko fascynaci (i to raczej nie historycy) zaglądają do takiego dzieła jak Lewica, religia, sowietologia Józefa Marii Bocheńskiego (to akurat publikacja naukowa). Nie mówię, żeby te dzieła wszyscy wychwalali pod niebiosa. Ale pewien kanon literatury niekoniecznie naukowej absolwent uczelni powinien znać na pamięć. Jeśli będziemy wypuszczać z murów uczelni absolwentów dysponujących tylko wiedzą wyniesioną z podręczników akademickich i niczym więcej to daleko nie zajdziemy. Będziemy mieć ludzi z dyplomami ale niewykształconych, bo nie mających bladego pojęcia o kulturze i literaturze. Na koniec przykład efektów współczesnego nauczania. Kiedyś, na zajęciach zadałem na zaliczenie kilka tematów do opracowania pisemnie. Efekt? Około 95 % to prace nie na temat i plagiaty z internetu. Szczytem wszystkiego była praca pewnego studenta, która była... ręcznie przepisanym hasłem z Wikipedii! Dziwicie się Państwo? Bo ja nie. Jeśli będziemy pozwalać na to, żeby jakakolwiek dyskusja w internecie zaczynała się lub kończyła na bezpodstawnych i obraźliwych epitetach w rodzaju „kłamca” (a już szczególnie dyskusja z udziałem osób szczycących się tytułami dr, dr inż., dr hab., prof. etc.) zamiast walką na argumenty to za jakiś czas takich będziemy mieli takich jak wyżej obywateli, urzędników, publicystów i ... polityków.

A więc jak będzie z tymi przeprosinami?
jancet
Skoro Pan Dr Brzustowski szczerze napisał te słowa, dotyczące ingerencji cenzury w tekst Łojka, wydany w 1989 roku
QUOTE(Aetius @ 18/12/2011, 11:04)
Nie obarczam też tym rządu Tadeusza Mazowieckiego.

to wypada mi go przeprosić, gdyż źle zrozumiałem jego niedostatecznie precyzyjną wypowiedź. Bo przyznam, że jego słowa "Uwagę tę dedykuję wszystkim tym, którym wydaje się, że wraz z 1989 r. doczekaliśmy się rzeczywiście wolnej Polski. Niestety tak nie było. Owa "wolność" wciąż dotyczyła tylko nielicznych, a na pewno nie tych, którzy (tak jak Łojek) dobijali się o prawdę w sprawie Katynia" trudno odnieść do innej władzy, niż rządu Mazowieckiego. Więc dla mnie ta wypowiedź była niedostatecznie precyzyjna, pewnie dlatego, że ja tępy inżynier jestem, a nie prawdziwy PhD.

Co prawda, owo uwolnienie rządu Mazowieckiego od odpowiedzialności dr Brzustowski sformułował tak nie całkiem bezwzględnie i bezwarunkowo, bo dodał:
QUOTE(Aetius)
Sytuacja ówczesnego premiera jest zupełnie czym innym i tematem na osobną dyskusję.
,
co sugeruje istnienie jakiś dodatkowych kwestii do przedyskutowania, jakiegoś drugiego dna.

Nie ma żadnego drugiego dna. Ktokolwiek twierdzi, że władze wolnej Polski, które powstały z chwilą powołania rządu Mazowieckiego, miały cokolwiek wspólnego z faktem ocenzurowania ww. tekstu Łojka i wyciąga z tego jakiekolwiek wnioski dotyczące stopnia tej wolności, jest KŁAMCĄ !!!

I bardzo się cieszę, że pan dr Brzustowski do nich nie należy, otwarcie przyznając, że nic wspólnego z tym nie miały.

Panie doktorze, domagał się Pan moich przeprosin na forum - przeprosiłem.

Czy wobec Tego Pan, Panie Doktorze, zamieści stosowne wyjaśnienie w "Gazecie Polskiej"? Tam Pan opublikował swój tekst, który dość jednoznacznie wskazywał na odpowiedzialność rządu, który niektórzy (np. ja) uważają za pierwszy rząd wolnej Polski, za ocenzurowanie tekstu Łojka, więc tam należałoby umieścić wyjaśnienie, że nie myśli Pan tego, co Pan napisał.

Bardzo proszę o info na priv, gdy będzie Pan wiedział, kiedy to wyjaśnienie się ukaże. Wtedy kupię Gazetę "Polską".

Wszystkie inne informacje, dotyczące co komu cenzura wykreśliła, a czego komu nie w 1989 i 1990 roku byłyby bardzo interesujące w innym wątku, ale tu piszemy o pracach Łojka, więc nie będę się do nich ustosunkowywał, gdyż nic nie wnoszą do tej dyskusji. Wg mnie, oczywiście smile.gif .

Co do tego, czy każdy mgr historii powinien znać prace Łojka - pozostanę przy swoim zdaniu. Z tym, że przypisywanie mi twierdzenia, iż "czterotomowa Historia prasy polskiej pod redakcją Łojka to nic nie warta publikacja?" to niestety "mijanie się z prawdą". Nigdy niczego takiego nie stwierdziłem. Z pewnością bardzo ważna dla tych, którzy interesują się historią prasy polskiej. Nie wiem, czemu miałby być zajmująca dla mediewistów. O ile wiem, w Średniowieczu nie było prasy, poza prasą do winogron, do oliwy i kilku podobnych.

QUOTE(Aetius)
I jeszcze jedna rzecz. W 1990 r. ukazały się wspomnienia gen. Zygmunta Berlinga, który pisał, że obóz w Katyniu pozostawiono "opatrzności losu" a "Gestapo dokonało straszliwego końca" . Tak niestety wyglądały początki oficjalnych publikacji na temat Katynia na przełomie lat 1989/1990.

Nie rozumiem. Dla mnie wspomnienia Berlinga byłyby bardzo interesujące, gdyż dzięki nim mógłbym poznać mechanizmy, które go skierowały do służby w LWP. A także służące szerzeniu kłamstwa katyńskiego.

Pan, Panie Doktorze Brzustowski, uważa najwyraźniej ukazanie się tej publikacji za naganne. Czyli że cenzura nie powinna dopuścić do publikacji tych wspomnień. Albo przynajmniej wyciąć pewne fragmenty.

Tym się różnimy, Panie Doktorze Brzustowski. Ja nie chcę żadnej cenzury. Ja żyję w wolnej Polsce.
emigrant
QUOTE(jancet @ 20/12/2011, 21:59)

QUOTE(Aetius)
I jeszcze jedna rzecz. W 1990 r. ukazały się wspomnienia gen. Zygmunta Berlinga, który pisał, że obóz w Katyniu pozostawiono "opatrzności losu" a "Gestapo dokonało straszliwego końca" . Tak niestety wyglądały początki oficjalnych publikacji na temat Katynia na przełomie lat 1989/1990.

Nie rozumiem. Dla mnie wspomnienia Berlinga byłyby bardzo interesujące, gdyż dzięki nim mógłbym poznać mechanizmy, które go skierowały do służby w LWP. A także służące szerzeniu kłamstwa katyńskiego.

Pan, Panie Doktorze Brzustowski, uważa najwyraźniej ukazanie się tej publikacji za naganne. Czyli że cenzura nie powinna dopuścić do publikacji tych wspomnień. Albo przynajmniej wyciąć pewne fragmenty.

Tym się różnimy, Panie Doktorze Brzustowski. Ja nie chcę żadnej cenzury. Ja żyję w wolnej Polsce.
*


I na podstawie wyżej zaznaczoneego cytatu Aetiusa, kloega doszedł do wniosku, że Aetius chce w Polsce cenzury? confused1.gif
Kolega, widzę, rozumie teksty tak, jak mu akurat pasuje...
To raz. Dwa: czy ktoś dysponuje linkeim do w/w artykułu z Gazety Polskiej?
jancet
QUOTE(emigrant @ 20/12/2011, 22:22)
I na podstawie wyżej zaznaczoneego cytatu Aetiusa, kloega doszedł do wniosku, że Aetius chce w Polsce cenzury? confused1.gif
Kolega, widzę, rozumie teksty tak, jak mu akurat pasuje...

Kolega Aetius wyraził niezadowolenie z tego, ze wydano wspomnienia Berlinga w takiej postaci, w jakiej je spisał.

To niezadowolenie prowadzi do prostego wniosku, że pewne rzeczy powinny się ukazywać, a zaś inne - nie. Czyli do cenzury prewencyjnej. Cnd.

QUOTE
Dwa: czy ktoś dysponuje linkeim do w/w artykułu z Gazety Polskiej?
*


Link podał założyciel wątku. Być może mamy do czynienia z oszustwem, ale dr Brzustowski nie twierdzi, że nie napisał tego, co tam widnieje. Wręcz przeciwnie - twierdzi, że jest to prawda, sama prawda i tylko prawda.
emigrant
QUOTE(jancet @ 20/12/2011, 22:46)
Kolega Aetius wyraził niezadowolenie z tego, ze wydano wspomnienia Berlinga w takiej postaci, w jakiej je spisał.

To niezadowolenie prowadzi do prostego wniosku, że pewne rzeczy powinny się ukazywać, a zaś inne - nie. Czyli do cenzury prewencyjnej. Cnd.

W/g mnie to zdanie prowadzi tylko do wniosku, że szkoda iż jedna z pierwszych publikacji wolnej Polski, tej bez cenzury, zawierała bzdury i kłamstwa Berlinga dotyczące Katynia. Moim zdaniem trzeba mieć wyjatkowo dużo złej woli i chęci oczernienia interlokutora, żeby autorowi tego zdania przypisać (na podstawie tego zdania) chęć powrotu cenzury.

Aetius
I znów muszę udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Ale cóż, widocznie takie czasy...

QUOTE(jancet @ 20/12/2011, 21:59)
Czy wobec Tego Pan, Panie Doktorze, zamieści stosowne wyjaśnienie w "Gazecie Polskiej"? Tam Pan opublikował swój tekst, który dość jednoznacznie wskazywał na odpowiedzialność rządu, który niektórzy (np. ja) uważają za pierwszy rząd wolnej Polski, za ocenzurowanie tekstu Łojka, więc tam należałoby umieścić wyjaśnienie, że nie myśli Pan tego, co Pan napisał.


Nie umieszczę, bowiem tekst nie ukazał się w "Gazecie Polskiej". Jeśli mnie pamięć nie myli, to nigdy nic tam nie napisałem. Artykuł ukazał się natomiast w tygodniku "Nasza Polska". Jeśli ma Pan do niego zastrzeżenia to proponuję nadesłać do redakcji polemikę. Chętnie się do takiej polemiki odniosę. Generalnie taki obyczaj panuje (bądź też powinien panować) w prasie. Nie wiem tylko, czy redakcja będzie chciała wracać do artykułu opublikowanego jakieś 10 lat temu. Jak na razie pozostaje więc polemika na forum.

QUOTE(jancet @ 20/12/2011, 21:59)
Co prawda, owo uwolnienie rządu Mazowieckiego od odpowiedzialności dr Brzustowski sformułował tak nie całkiem bezwzględnie i bezwarunkowo, bo dodał:
QUOTE(Aetius)
Sytuacja ówczesnego premiera jest zupełnie czym innym i tematem na osobną dyskusję.
,
co sugeruje istnienie jakiś dodatkowych kwestii do przedyskutowania, jakiegoś drugiego dna.

Nie ma żadnego drugiego dna. Ktokolwiek twierdzi, że władze wolnej Polski, które powstały z chwilą powołania rządu Mazowieckiego, miały cokolwiek wspólnego z faktem ocenzurowania ww. tekstu Łojka i wyciąga z tego jakiekolwiek wnioski dotyczące stopnia tej wolności, jest KŁAMCĄ !!!

I bardzo się cieszę, że pan dr Brzustowski do nich nie należy, otwarcie przyznając, że nic wspólnego z tym nie miały.


Ja również się cieszę :-) Ale w związku z tym, że uczepił się Pan biednego Premiera to wrócę i do tego wątku. Przede wszystkim w moim artykule nie padło ani razu nazwisko premiera. Nie piłem więc personalnie, ani do premiera, ani do ministra ani do nikogo innego. Sformułowałem natomiast tezę, z którą można oczywiście dyskutować. Warto bowiem zwrócić uwagę na to, że komunizm wraz z 1989 r. nie upadł nagle i w jeden dzień, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, ale upadał powoli. Sądzę po prostu, że zawalił się zbyt wolno. Lepiej jednak oddam głos "Gazecie Wyborczej" z 5 czerwca 1989 r. (J. Rogala, "Protokół rozbieżności. Skrócone nożyce cenzury"), która komentując nieudane próby "Solidarności" ukrócenia cenzury napisała, że "Nadal więc władza zostawiła sobie prawo decydowania o tym, co obywatel będzie czytał, pisał, drukował". A chodziło o problem z wyegzekwowaniem postanowień "Okrągłego Stołu". Jak widać, pisałem o szerszym problemie i zjawisku, a nie o jednym z premierów. Dlatego też upieram się, że akurat ten wątek nadaje się na całkiem osobną dyskusję i analizę (i to bez zbędnych epitetów oczywiście). A podstawowe pytanie brzmi: jakie czynniki spowodowały, że Urząd cenzury funkcjonował i działał aż do 1990 r. Zacznijmy dyskutować rzeczowo o faktach oraz o ich przyczynach i skutkach. Epitety zostawmy na boku.

QUOTE(jancet @ 20/12/2011, 21:59)
Wszystkie inne informacje, dotyczące co komu cenzura wykreśliła, a czego komu nie w 1989 i 1990 roku byłyby bardzo interesujące w innym wątku, ale tu piszemy o pracach Łojka, więc nie będę się do nich ustosunkowywał, gdyż nic nie wnoszą do tej dyskusji. Wg mnie, oczywiście  smile.gif


No właśnie, że wnoszą bardzo dużo, bowiem pokazują szerszy kontekst tego w jakich okolicznościach ukazała się jedna z ważniejszych książek w dorobku Jerzego Łojka.

QUOTE(jancet @ 20/12/2011, 21:59)
Pan, Panie Doktorze Brzustowski, uważa najwyraźniej ukazanie się tej publikacji [wspomnień gen. Berlinga - przyp.T.B.] za naganne. Czyli że cenzura nie powinna dopuścić do publikacji tych wspomnień. Albo przynajmniej wyciąć pewne fragmenty.


I znów się muszę tłumaczyć. Nic takiego nie napisałem i nie powiedziałem. Nie jestem fanem cenzury. Proszę sobie uważniej poczytać (nawet trzy razy jeśli potrzeba). Zaznaczyłem natomiast, że wśród publikacji, które ukazały się od 1989 r. na temat Katynia, jest publikacja "koncesjonowanego historyka" (to nie moje określenie - żeby nie było wątpliwości, bo znów ktoś mi coś przypisze) oraz wspomnienia gen. Berlinga. Natomiast książka Łojka ukazała się w tym samym czasie, zmasakrowana interwencjami cenzury. Wnioski oczywiście pozostawiam do dyskusji :-)

QUOTE(jancet @ 20/12/2011, 21:59)
Co do tego, czy każdy mgr historii powinien znać prace Łojka - pozostanę przy swoim zdaniu. Z tym, że przypisywanie mi twierdzenia, iż "czterotomowa Historia prasy polskiej pod redakcją Łojka to nic nie warta publikacja?" to niestety "mijanie się z prawdą". Nigdy niczego takiego nie stwierdziłem. Z pewnością bardzo ważna dla tych, którzy interesują się historią prasy polskiej. Nie wiem, czemu miałby być zajmująca dla mediewistów. O ile wiem, w Średniowieczu nie było prasy, poza prasą do winogron, do oliwy i kilku podobnych.


A może jest ważna dlatego, że prasie różnych epok pisano czasem o Średniowieczu? W końcu polemizujemy w wątku dotyczącym "Historii Historiografii" :-)

Swoją drogą: uwaga o "prasie do winogron" nawet błyskotliwa, tyle że zupełnie nietrafiona.

Z wyrazami szacunku
dr Tomasz Brzustowski
mobydick1z
QUOTE(Aetius @ 18/12/2011, 11:04)
Nie rozumiem również tezy, że mediewiści nie muszą czytać Łojka. To jakiś niewiarygodny absurd aby absolwent wydziału historii na jakimkolwiek uniwersytecie wychodził z niego z okrojoną wiedzą. Nie wyobrażam sobie, aby absolwent Wydziału Nauk Humanistycznych jakiejkolwiek uczelni nie zetknął się z czymś więcej niż z podręcznikami akademickimi.

Podpisuje się przy tym rękami i nogami. Problemem jest samo podejście do historii jako przedmiotu studiów, który jest niepotrzebny, bo historyk przecież nie będzie budował mostów, nie leczy, słowem jest mało potrzebny. Same studia historyczne straciły zwłaszcza na zmianach, które wprowadziły system 3+2. Panuje przeładowanie materiałem, który trzeba opanować w zbyt krótkim czasie, a do tego wielu studentów historii decyduje się na kolejne studia jak prawo, bo po samej historii nie widzą przyszłości. Słowem nie ma czasu na zapoznanie się z pracami, które wybiegają poza jakiś obowiązek wynikający z zaliczenia zajęć czy nauczenie się na egzamin.
A jeśli chodzi o samego Łojka i jego prace, to jak ma być inaczej, skoro nawet profesura traktuje go jak postać o marginalnym znaczeniu wśród polskich historyków. Pisząc swoją pracę proseminaryjną a potem magisterską o powstaniu listopadowym, spotkałem się z dwojakim podejściem do tego tematu. Na trzecim roku byłem wprost zachęcany przez panią doktor do przeczytania " Szans powstania listopadowego", a podczas pisania pracy magisterskiej u innej osoby, było wprost przeciwnie.


adam1234
QUOTE
Podpisuje się przy tym rękami i nogami.


Z jakich powodów Łojka trzeba znać? Co takiego wybitnego było w jego twórczości, że nieznajomość jego prac powoduje, iż ma się okrojoną wiedzę?
mobydick1z
QUOTE(adam1234 @ 22/12/2011, 14:14)
QUOTE
Podpisuje się przy tym rękami i nogami.


Z jakich powodów Łojka trzeba znać? Co takiego wybitnego było w jego twórczości, że nieznajomość jego prac powoduje, iż ma się okrojoną wiedzę?
*


Mój wywód odnosi nie tylko do samego Łojka. Chodzi tu o to, że historyk powinien czerpać wiedzę z każdego okresu historycznego. Wiadome jest, że nie można być ekspertem w każdym okresie historii, ponieważ to jest zwyczajnie niemożliwe. Możesz interesować się przykładowo średniowieczem i w tym się specjalizować, ale dobrze by było abyś miał elementarną wiedzę z okresu XIX wieku a w tym o powstaniu listopadowym. Problem, który zauważył kolega Aetius jest znacznie szerszy. Nasz kolega przypomina, że humanista powinien być oczytany, znać wiele pozycji, aby chociażby móc się do nich odnieść. To jest troszeczkę takie nawiązanie do humanistów z okresu renesansu, gdzie humanista posiadał dużą wiedzę, której nie da się zamknąć w żadnych ramach a już na pewno nie wedle dzisiejszego rozumienia podziału na nauki ścisłe i humanistyczne.
Wiadome jest, że o Łojku powinno się słyszeć, ponieważ jest on historykiem nie tuzinkowym. Każdy zainteresowany powstaniem listopadowym powinien przerobić jego pracę, ponieważ on wyszedł poza nawias tego, co się do tej pory uważało o wojnie polsko-rosyjskiej. Wiadome, że, jeśli ktoś jest głównie mediewistą, to nie będzie znał każdej pracy Łojka. Powinien on jednak wiedzieć, że w ogóle był taki historyk i dobrze by było, gdyby przeczytał jakąkolwiek jego pracę. Tego wymaga sama profesja historyka, a dlaczego? Bo to jest tak, jakby chirurg plastyczny nie był uczony na studiach jakie są objawy grypy. Profesja chirurga plastycznego jest inna, ale podstawy musi mieć.
jancet
QUOTE(mobydick1z @ 22/12/2011, 14:48)
Możesz interesować się przykładowo średniowieczem i w tym się specjalizować, ale dobrze by było abyś miał elementarną wiedzę z okresu XIX wieku a w tym o powstaniu listopadowym.

Oczywiście, że tak. I odwrotne. Interesuję się głównie powstaniem listopadowym, ale wiem np. co to była wojna trzynastoletnia. Z pamięci mógłbym pewnie ze stronę o niej napisać. Ale nie potrafię wymienić żadnego historyka, który by się specjalizował w tamtej epoce. Swoje informacje czerpię z pozycji przekrojowych, o charakterze podręczników czy dzieł popularno-naukowych.

Zdaje się, że toczy się lub toczył się jakiś ważny spór o czasy Kazimierza Jagiellończyka, np. o rolę Oleśnickiego, pozycję Polski względem papiestwa etc. Ale dyskutantów nie wymienię?

Oczywiście, ja jestem tylko amatorem, więc nic nie muszę, ale chciałbym.

QUOTE
Wiadome jest, że o Łojku powinno się słyszeć, ponieważ jest on historykiem nietuzinkowym.

I tu mamy problem, bo wcale nie jest to ogólnie "wiadome". Toć sam podałeś to w wątpliwość w podtytule tego wątku. Mi jest wiadome, że był nietuzinkowym publicystą historycznym, ale jakim był historykiem - nie wiem.

Chciałbym przy tym podkreślić, że wcale nie uważam, że "nietuzinkowy publicysta historyczny" to coś mniej, niż "nietuzinkowy historyk".

QUOTE
Każdy zainteresowany powstaniem listopadowym powinien przerobić jego pracę, ponieważ on wyszedł poza nawias tego, co się do tej pory uważało o wojnie polsko-rosyjskiej.

Nie bardzo rozumiem, co takiego napisał Łojek, czego np. nie pisałby Tokarz. Sądzę, że wartość tej publikacji Łojka polegała na momencie, w którym się ukazała. Taki sam tekst, opublikowany 30 lat wcześniej, nie zrobiłby żadnego wrażenia.

Pozdrawiam serdecznie i wesołych świąt życzę.

JC
mobydick1z
QUOTE(jancet @ 23/12/2011, 23:37)
Oczywiście, że tak. I odwrotne. Interesuję się głównie powstaniem listopadowym, ale wiem np. co to była wojna trzynastoletnia. Z pamięci mógłbym pewnie ze stronę o niej napisać. Ale nie potrafię wymienić żadnego historyka, który by się specjalizował w tamtej epoce. Swoje informacje czerpię z pozycji przekrojowych, o charakterze podręczników czy dzieł popularno-naukowych.

Dobrze pamiętasz, chodziło m.in. o Oleśnickiego, Kazimierza Jagiellończyka. Dobrze, że w ogóle kojarzysz, o co chodzi. Chwali się to, bo jesteś pasjonatem historii, a nie historykiem, co nie oznacza że to coś złego. Na przykładzie wojny trzynastoletniej pragnę nadmienić, że "liznąłem" troszkę literatury na ten temat. Pracę na drugim roku pisało się świetnie, a praca Mariana Biskupa jest czymś takim jak praca Wacława Tokarza o powstaniu listopadowym.
W tym punkcie chodzi zwłaszcza o studentów historii. Śmieszne jest to, że ponoć polskie władze, wprowadzając system 3+2, wzorowały się na Niemczech, gdy Niemcy jakieś dwa lata temu odeszły od tego systemu, ponieważ jest on nieefektywny. Ale to tak na marginesie. smile.gifBędziesz zdrowy? dry.gif
QUOTE(jancet @ 23/12/2011, 23:37)
I tu mamy problem, bo wcale nie jest to ogólnie "wiadome". Toć sam podałeś to w wątpliwość w podtytule tego wątku. 

Podałem to w podtytule, ponieważ słyszałem różne zdania na ten temat. Moje zdanie jest wyrobione, ale może ktoś potrafi przekonać mnie do czegoś innego.
QUOTE(jancet @ 23/12/2011, 23:37)
Chciałbym przy tym podkreślić, że wcale nie uważam, że "nietuzinkowy publicysta historyczny" to coś mniej, niż "nietuzinkowy historyk".

Rozumiem. Każdy ma prawo mieć własny punkt widzenia.
QUOTE(jancet @ 23/12/2011, 23:37)
Nie bardzo rozumiem, co takiego napisał Łojek, czego np. nie pisałby Tokarz. Sądzę, że wartość tej publikacji Łojka polegała na momencie, w którym się ukazała. Taki sam tekst, opublikowany 30 lat wcześniej, nie zrobiłby żadnego wrażenia.

Janku
Podam Ci kilka przykładów po świętach, bo muszę się oprzeć na konkretnych przykładach, czyli sięgnąć do pewnego artykułu. Będzie to raczej 28 grudnia a nie 27.XII, ponieważ zaraz po świętach uderzam do pracy.

A tak w ogóle:
Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia w rodzinnym gronie.
emigrant
QUOTE(jancet @ 30/11/2011, 23:05)
Niby dlaczego każdy magister historii ma znać twórczość Łojka. W zakresie nauk historycznych żadnego przełomowego, czy - na odwrót - fundamentalnego dzieła nie stworzył. Ci, których zainteresowania koncentrują się np. na Średniowieczu, nie maja żadnego powodu czytać Łojka.

Jak to: nie mają? Przecież, żeby zostać magistrem historii, nawet takim, co się interesuje średniowieczem, czy starożytnością, trzeba na odpowiednich semestrach pozdawać XVIII i XIX wiek. Jak przez te epoki przebrnąć nie słysząc nazwiska Łojka zwłaszcza przez okolice okołorozbiorowe i Powstanie Listopadowe?
jancet
QUOTE(mobydick1z @ 24/12/2011, 0:31)
Będziesz zdrowy? dry.gif

No i po świętach. Jestem zdrowy, co znaczy, że dolega mi tylko to, co zwykle. Może nawet mniej, niż zwykle, aczkolwiek odczuwam "ogólne osłabienie, niechęć do krycia i tendencję do zagrzebywania się w ściółce".

QUOTE(mobydick1z)
Śmieszne jest to, że ponoć polskie władze, wprowadzając system 3+2, wzorowały się na Niemczech, gdy Niemcy jakieś dwa lata temu odeszły od tego systemu, ponieważ jest on nieefektywny.smile.gif

Ojej !!! Polskie władze, wprowadzając system studiów dwustopniowych, kierowały się przesłaniem Deklaracji Bolońskiej, podpisanej przez 29 państw, w tym wszystkie państwa UE, w 1999 roku. Studia dwustopniowe mają się dobrze, także w Niemczech - wygooglałem witrynę pierwszej lepszej hochschule http://www.ev-hochschule-hh.de/bildung/ev-...agogik/studium/ i jak widać, Niemcy od tego systemu nie odeszły. A jakie ma wady i zalety, to już gdzie indziej mogę tę kwestię rozwijać, choć dość niechętnie, gdyż robię to na codzień w ramach pensji.
QUOTE(mobydick1z)
Moje zdanie jest wyrobione, ale może ktoś potrafi przekonać mnie do czegoś innego.

Podobnie i ja dałbym się pewnie przekonać, choć Tokarza nie mam pod ręką (Łojka też nie, ale to mniejszy problem), więc dyskusja trudną będzie. Chodzi o to, są licznie prezentowane poglądy siakie i owakie, więc dyskutując, nie posługujmy się argumentami typu, że każdy mgr historii powinien o Łojku słyszeć, bo wiadomo, że wybitnym historykiem był.

QUOTE
Podam Ci kilka przykładów po świętach, bo muszę się oprzeć na konkretnych przykładach, czyli sięgnąć do pewnego artykułu. Będzie to raczej 28 grudnia a nie 27.XII, ponieważ zaraz po świętach uderzam do pracy.

Ja najbliższy tydzień spędzę bez dostępu do sieci.

QUOTE(emigrant)
Przecież, żeby zostać magistrem historii, nawet takim, co się interesuje średniowieczem, czy starożytnością, trzeba na odpowiednich semestrach pozdawać XVIII i XIX wiek. Jak przez te epoki przebrnąć nie słysząc nazwiska Łojka zwłaszcza przez okolice okołorozbiorowe i Powstanie Listopadowe?

W bardzo prosty sposób - czytać opracowania faktograficzne, a syntetyczne oceny sobie zostawić na deser.

Zanim sięgnąłem do Łojka, nieźle znałem Prądzyńskiego, Puzyrewskiego, Tokarza, dokumenty zebrane przez Pawłowskiego, a z mi współczesnych - np. Majewskiego, Tarczyńskiego i parę innych rzeczy. Jeśli czegoś nie mogłem kupić, siedziałem w bibliotece na Szucha i robiłem notatki. Do dziś z nich korzystam, to 6 brulionów po 60-100 kartek i do tego tabele w dużym formacie.

Po lekturze "Szans..." Łojka ani jedna linijka w tych notatkach nie przybyła, bo niczego nowego się tam nie dowiedziałem.

"Szanse..." raczej nie są potrzebne komuś, kto naprawdę interesuje się tamtą wojną. Natomiast dla kogoś, kto zajmuje się rozwojem polskiej myśli społeczno-politycznej w 2. poł. XX wieku, to rzeczywiście lektura obowiązkowa.
mobydick1z
QUOTE(jancet @ 26/12/2011, 23:02)
Ojej !!! Polskie władze, wprowadzając system studiów dwustopniowych, kierowały się przesłaniem Deklaracji Bolońskiej,

Fakt, co do Niemiec ktoś mnie wprowadził w błąd.
QUOTE(jancet @ 26/12/2011, 23:02)
Podobnie i ja dałbym się pewnie przekonać, choć Tokarza nie mam pod ręką (Łojka też nie, ale to mniejszy problem), więc dyskusja trudną będzie. Chodzi o to, są licznie prezentowane poglądy siakie i owakie, więc dyskutując, nie posługujmy się argumentami typu, że każdy mgr historii powinien o Łojku słyszeć, bo wiadomo, że wybitnym historykiem był.

Tu nie tyle chodzi o wybitność Łojka, ale o to, że student historii powinien być człowiekiem oczytanym i powinien słyszeć o Łojku, nawet, gdy nie miał okazji trzymać w rękach żadnej z jego pozycji. A tu niestety dochodzi do wręcz odmiennych sytuacji. Zastrzeliła mnie sytuacja mojej koleżanki, doktorantki, która zaczęła sprawdzać prace zaliczeniowe studentów III roku historii. Studia dwustopniowe to zabójstwo dla historii i nie tylko.
QUOTE(jancet @ 26/12/2011, 23:02)
Ja najbliższy tydzień spędzę bez dostępu do sieci.

A ja niestety nie mam czasu usiąść na dłużej przy komputerze, dlatego moja aktywność na forum widocznie spadła. Odnośnie Łojka chciałbym zauważyć jedno-Łojek był jedynym historykiem, który jasno pokazał, że głównym winowajcą powstania jest Skrzynecki. Ponadto nie lał wody i nie próbował udowadniać czegoś, czego wówczas nie dało się udowodnić. Jasno napisał w pracy, że odnośnie zdrady Skrzyneckiego możemy mówić dopiero wtedy, gdy Rosjanie odtajnią archiwa. Bez tego nie da się zrobić kroku na przód i miał racje. W tym punkcie historia stoi w miejscu.

jancet
QUOTE(mobydick1z @ 9/01/2012, 12:26)
Łojek był jedynym historykiem, który jasno pokazał, że głównym winowajcą powstania jest Skrzynecki.

Nie jedynym i nawet nie pierwszym. Tokarz starszy o pokolenie niewątpliwie wskazuje na odpowiedzialność Skrzyneckiego, tyle że trzyma się relacjonowania zjawisk, a oceny formułuje ostrożnie. Przy czym nie czytałem prac historyków XIX-wiecznych, zdaje się, że Mierosławski też na Skrzyneckim psy wieszał, ale pewny nie jestem.

Ale to w sumie drobiazg. Dalej mamy poważny problem.

QUOTE
nie próbował udowadniać czegoś, czego wówczas nie dało się udowodnić. Jasno napisał w pracy, że odnośnie zdrady Skrzyneckiego możemy mówić dopiero wtedy, gdy Rosjanie odtajnią archiwa. Bez tego nie da się zrobić kroku na przód i miał racje. W tym punkcie historia stoi w miejscu.


Uważasz zatem za naukową zasługę Łojka podniesienie kwestii zdrady Skrzyneckiego. Tu Łojek chyba rzeczywiście był pierwszy. I nie problem w tym, czy ta teza jest prawdziwa, czy fałszywa. Problem w tym, że jest nienaukowa - nie da się jej obalić.

Aby jakaś teoria była naukową, nie musi być prawdziwa. Co więcej, zdecydowana większość teorii naukowych to teorie fałszywe. Kłóci się o coś 10 naukowców i każdy z nich ma swoją teorię. Ich kłótnia polega na znajdowaniu luk w teoriach adwersarzy, co wcale nie wynika ze złośliwości, tylko jest normalną drogą dochodzenia do prawdy. Bo pozytywne argumenty ma każdy z nich, więc eliminujemy te, co do których są argumenty negatywne - dowody, że nie może być prawdziwa.

Wprawdzie Kopernika też nie czytałem, ale śmiem twierdzić, że Kopernik nie wykazał, iż to Ziemia kręci się wokół słońca. Wykazał przy pomocy swych obserwacji astronomicznych, że nie może być prawdą, iż to Słońce kręci się wokół Ziemi. I zaproponował teorię heliocentryczną, która wyjaśniała te obserwacje. Ponieważ nikt nie miał innych propozycji, przyjęto teorię Kopernika, a teorię Ptolemeusza uznano za błędną - nie odmawiając mu miana wybitnego naukowca. Teoria geocentryczna była naukową, ponieważ można było ją obalić.

Oczywiście jakość teorii naukowej jest tym wyższa, im trudniej ją obalić, ale obalenie musi być stale możliwe.

A tezy o agenturalnej służbie Skrzyneckiego obalić się nie da, nawet użyte przez Ciebie sformułowania świadczą, że uważasz ją za nie do obalenia.

Łojek w był dość komfortowej sytuacji, ponieważ śmiało mógł mieć pewność, że towarzysze radzieccy żadnych ryzykownych dla siebie dokumentów za jego życia nie ujawnią w dającej się przewidzieć przyszłości.

Obecnie jednak dostęp do rosyjskich archiwów jest już tak zupełnie niemożliwy. Co więcej w obecnej sytuacji ujawnienie takich materiałów przez prorządowych historyków byłoby na rękę polityce Putina i Miedwiediewa wobec Polski, ale jakichkolwiek rewelacji w sprawie zdrady Skrzyneckiego brak. Czy to skłoniło Cię do stwierdzenie, że teza o zdradzie Skrzyneckiego "zdaje się dziś nieco mniej prawdopodobną, niż 40 lat temu". Nie, skądże, napisałeś tylko "historia stoi w miejscu".

Gdy Rosjanie szeroko otworzą swoje archiwa z 1. połowy XIX wieku i nadal na Skrzyneckiego tam nic nie będzie, zwolennicy teorii o jego zdradzie powiedzą "widać jest to w tych archiwach, które nadal są tajne".

Jeśli Rosjanie udostępnią już absolutnie wszystko, co mają, bez najmniejszej wątpliwości niczego nie ukrywając, będzie można powiedzieć "widać te dokumenty uległy zniszczeniu".

Teza o zdradzie Skrzyneckiego, zasugerowana przez Łojka, opiera się na założeniu, że obciążające go dokumenty mogą bądź mogły istnieć i nie da się jej dowodnie obalić, bo nie da się udowodnić, że takowe nie istniały.

Nota bene udowodnić jej prawdziwość też nie sposób.

Teza Łojka była czysto publicystyczną, a nie naukową. Jeśli uznałeś ją za naukową, to ja stwierdzę, że lepiej, żeby absolwenci historii Łojka nie czytali.
mobydick1z
QUOTE(jancet @ 10/01/2012, 20:58)
Aby jakaś teoria była naukową, nie musi być prawdziwa. Co więcej, zdecydowana większość teorii naukowych to teorie fałszywe. Kłóci się o coś 10 naukowców i każdy z nich ma swoją teorię. Ich kłótnia polega na znajdowaniu luk w teoriach adwersarzy, co wcale nie wynika ze złośliwości, tylko jest normalną drogą dochodzenia do prawdy. Bo pozytywne argumenty ma każdy z nich, więc eliminujemy te, co do których są argumenty negatywne - dowody, że nie może być prawdziwa.

Tu jesteś w błędzie, ponieważ tych 10 naukowców uprawia polemikę na dany temat, czyli w ramach ich kłótni są ustalane najbardziej prawdopodobne sytuacje, które mogły mieć miejsce. Ci naukowcy posługują się dowodami na swoje stwierdzenia, oraz obalają twierdzenia innych, jeśli są one wyssane z palca, bo po prostu nie ma na to dowodów. Cała sprawa polega tu na tym, jak do danego wydarzenia (bez podbudowy źródłowej)podchodzi twórca swoje stwierdzenia. Jeśli zachowuje się w stylu "tylko ja wiem jaka jest prawda, a reszta się nie zna"(i to wtedy, gdy brak źródeł na poparcie stwierdzenia), to będziemy inaczej go traktowali od człowieka, który przypuszcza, że coś mogło mieć miejsce, ale nie mówi tego na pewno, bo nie ma na to dowodów.
QUOTE(jancet @ 10/01/2012, 20:58)
A tezy o agenturalnej służbie Skrzyneckiego obalić się nie da, nawet użyte przez Ciebie sformułowania świadczą, że uważasz ją za nie do obalenia.

Uważam to za wysoce prawdopodobne, ale pewności nie mam.
QUOTE(jancet @ 10/01/2012, 20:58)
Łojek w był dość komfortowej sytuacji, ponieważ śmiało mógł mieć pewność, że towarzysze radzieccy żadnych ryzykownych dla siebie dokumentów za jego życia nie ujawnią w dającej się przewidzieć przyszłości.

Obecnie jednak dostęp do rosyjskich archiwów jest już tak zupełnie niemożliwy.  Co więcej w obecnej sytuacji ujawnienie takich materiałów przez prorządowych historyków byłoby na rękę polityce Putina i Miedwiediewa wobec Polski, ale jakichkolwiek rewelacji w sprawie zdrady Skrzyneckiego brak. Czy to skłoniło Cię do stwierdzenie, że teza o zdradzie Skrzyneckiego "zdaje się dziś nieco mniej prawdopodobną, niż 40 lat temu". Nie, skądże, napisałeś tylko "historia stoi w miejscu".

Gdy Rosjanie szeroko otworzą swoje archiwa z 1. połowy XIX wieku i nadal na Skrzyneckiego tam nic nie będzie, zwolennicy teorii o jego zdradzie powiedzą "widać jest to w tych archiwach, które nadal są tajne".

Jeśli Rosjanie udostępnią już absolutnie wszystko, co mają, bez najmniejszej wątpliwości niczego nie ukrywając, będzie można powiedzieć "widać te dokumenty uległy zniszczeniu".

Teza o zdradzie Skrzyneckiego, zasugerowana przez Łojka, opiera się na założeniu, że obciążające go dokumenty mogą bądź mogły istnieć i nie da się jej dowodnie obalić, bo nie da się udowodnić, że takowe nie istniały.

Łojek na pewno nie pisał tego w duchu nie możności zaprzeczenia jego stwierdzeniom, bo dyskusję z nim można było prowadzić nawet bez dostępu do archiwów rosyjskich.
A jeśli chodzi o dostęp do archiwów rosyjskich w czasach obecnych, to zdziwiłbyś się, jak są traktowani w Rosji naukowcy z Polski. Kto jak kto, ale Polacy mogą nigdy nie być dopuszczeni do określonych archiwów i nie jest to czcze gadanie tylko fakt oparty na rozmowie z profesorem, który był promotorem mojej pracy magisterskiej.
Kłótnie i naciągane teorie będą zawsze krążyły w historii. Zdrady Skrzyneckiego pewnie nie uda się udowodnić i właśnie dlatego śmiało można ją obalić, bo w świetle obecnych źródeł nie ma na to dowodów. Wszelkie teorie na ten temat będą po prostu założeniami, które można próbować udowadniać w inny sposób. Łojek również przypuszczał i jasno dał to do zrozumienia, więc nie popełnił tu żadnego błędu.
To jest wersja bez grafik. Aby przejść do pełnej wersji forum kliknij tutaj.
Invision Power Board © 2001-2024 Invision Power Services, Inc.
Copyright © 2003 - 2005 Historycy.org
Kontakt: historycy@historycy.org