QUOTE(Baszybuzuk @ 18/09/2011, 13:05)
QUOTE(wojtek k. @ 18/09/2011, 12:37)
W okresie międzywojennym organizacja pracy była zupełnie inna aniżeli dziś. Do remontu mieszkania, a nawet budowy domu rzadko wynajmowano firmę – większość prac wykonywano własnym sumptem. Tym bardziej niewielka tylko część społeczeństwa kupowała gotowe potrawy, nie mówiąc już o odżywianiu się w restauracji. Wesela, stypy, pierwsze Komunie, które dziś przeważnie zleca się firmom zewnętrznym, organizowało się samemu...
Oczywiście, istniała (ba, dziś też istnieje) "produkt" który umyka statystykom PKB (bo nie został wykazany statystycznie, tzn. nie było z niego podatku/obrotu). Tyle, że co to ma za znaczenie dla oceny siły gospodarki Polski?
Ma znaczenie zasadnicze...
Dziś dzieci posłyłamy do żłobka bądź do przedszkola (przedszkolanka jest na etacie, płaci podatki i jej dochód jest uchwytny dla wyliczenia PKB), dawniej dzieci chowano w domach, ubrania szyły im mamy lub bacie, one też prały, gotowały, uczyły pacierza, a nawet czytać i pisać (jeszcze większość moich rówieśników nie uczęszczała do przedszkola, ale idąc do pierwszej klasy prawie wszyscy znali podstawy czytania i pisania). Także to, co wrzucano do garnka, rzadko kupowano w sklepie - częściej pochodziło z własnej chodowli względnie zakupione było wprost od gospodarza.
Kiedy byłem dzieckiej cerowanie ubrań było czymś oczywistym, przy czym zajmowały się tym mamy lub babcie. Nawet dziurawych skarpet czy rajstop nikt nie wyrzucał, ale były one cerowane. Wszelki sprzęt AGD naprawiało się we własnym zakresie (tylko nieliczni wzywali mechanika, a tym z reguły i tak był sąsiad czy inny znajomy lub krewny). Musiał być w naprawdę katastrofalnym stanie, żeby go wyrzucić...
Przed wojną niewiele było samochodów, ale za to szeroka rzesza Polaków miała konie. Ten nie spalał benzyny, ale żarł siano, którego bynajmniej nie kupowało się w sklepie, gdzie ktoś mógłby takowe transakcje zarejestrować. Koń z reguły ciągnął za sobą wóz, który nierzadko gospodarz wykonał we własnym zakresie lub z pomocą zaprzyjaźnionego sąsiada. Tym bardziej nie odstawiał go do warsztatu, gdy się zepsuł. Nawet domy wznoszono własnym sumptem, a już z całą pewnością nikt nie zlecał firmie malowania ścian czy jakiegoś drobnego remontu...
Reasumując - większość produkcji funkcjonowało - jak byśmy dziś określili - w "szarej strefie". Rzecz tu nie dotyczy jakiegoś waskiego marginesu, ale niemalże całości, zwłaszcza w odniesieniu do wsi. Stąd zasadne jest moje pytanie, w jaki sposób dokonano owych wyliczeń, bo jeśli obejmują one jedynie rejestrowalną część gospodarki, to ich wartość w odniesieniu do okresu międzywojennego jest zerowa.
Pozdrawiam