Pomoc - Szukaj - Lista Użytkowników - Kalendarz
Pełna wersja: Małojarosławiec 1812 - R. Kowalczyk
historycy.org > Biblioteka Cyfrowa Historycy.org > Książki o tematyce militarnej > Wydawnictwo Bellona - Historyczne Bitwy > Bitwy z XIX wieku
Pages: 1, 2
Damian W.
Witam!

Zapraszam Szanownych Forumowiczów do dyskusji o książce Rafała Kowalczyka pt. MAŁOJAROSŁAWIEC 1812.
Damian W.
Będąc w jednej, z kaliskich księgarń miałem okazję przeglądać tą książkę. I jak zapowiedział szanowny Primo, książka prezentuje się całkiem nieżle. Szkoda, że jedyny dostępny egzemplarz był, w niezbyt dobrym stanie technicznym, bo miałem ochotę od razu nabyć tę książkę. A tak poczekam, aż pojawi się, w innych księgarniach. Korzystając z okazji powiem, że pomimo wcześniejszych zapowiedzi ilustracje w książce są tylko czarno-białe a nie kolorowe. Ale w tym miejscu chyba należy winić wydawnictwo. Co do zasobu ilustracji i map to w tym wypadku wydawnictwo się postarało, ponieważ zasób ilustracyjny i mapy zostały dobrane i wykonane przyzwoicie (Oby tak dalej, w innych pozycjach ;.)). Co do treści, czytałem jej fragmenty jestem pod dobrym wrażeniem. Ale ostateczną opinię wydam, gdy kupię tę książkę. A zapowiada się, że będzie warto... wink.gif

Pozdrawiam!
Gronostaj
QUOTE(Damian W. @ 26/03/2008, 23:22)
Będąc w jednej, z kaliskich księgarń miałem okazję przeglądać tą książkę.
*



Jak widzę Kalisz ma dalej układy z Belloną. wink.gif

QUOTE(Damian W. @ 26/03/2008, 23:22)
pomimo wcześniejszych zapowiedzi ilustracje w książce są tylko czarno-białe a nie kolorowe
*



Warto poruszyć tą sprawę. Gdzieś na tym Forum obiło mi się o uszy, że od "Małojarosławca 1812" materiał ikonograficzny w serii będzie kolorowy. Czy wiadomo dlaczego wydawnictwo tego planu nie zaczęło realizować?

Pozdrawiam!
Damian W.
QUOTE
Warto poruszyć tą sprawę. Gdzieś na tym Forum obiło mi się o uszy, że od "Małojarosławca 1812" materiał ikonograficzny w serii będzie kolorowy. Czy wiadomo dlaczego wydawnictwo tego planu nie zaczęło realizować?


Być może Gronostaju, ilustracje w książce są kolorowe? A w Kaliszu po prostu trafił wybrakowany egzemplarz, tej książki. Albo po po prostu, wydawnictwo ostatecznie zrezygnowało, z kolorowych ilustracji, z wiadomych sobie powodów? Wszystko w tej sprawie, jest możliwe.

Pozdrawiam!
keraunos
Książkę mam i ilustracje są czarnobiałe. Tak więc nie wybrak a taka a nie inna polityka wydawnictwa.
Gronostaj
QUOTE(keraunos @ 28/03/2008, 20:33)
Książkę mam i ilustracje są czarnobiałe. Tak więc nie wybrak a taka a nie inna polityka wydawnictwa.
*



Szkoda. Czyżby brak funduszy?
ryba_pila
"Płk Jesremow zagrzewał rosyjskich artylerzystów, a ci czynili nadludzkie wysiłki, aby jeszcze szybciej ostrzeliwać pozycje napoleońskie w miasteczku. W trakcie manewru odwrotnego pod skoncentrowany ogień rosyjskich dział pozycyjnych i lekkich baterii dostały się niedobitki 1. Prowincjonalnego Pułku Piechoty Kroackiej z 2. brygady gen. Mikołaja Roussel d Hurbal. Pułk Kroatów niemal przestały istnieć..."

Powyższy fragment pochodzi ze strony Bellony.
Może się nie znam, ale co to jest manewr ODWROTNY ??? Chyba odwrotowy? Czy w książce też tak jest napisane?

I literówka pułk przestał istnieć, a nie "przestały", i chyba pownno być "gen. Mikołaja Roussel d'Hurbala" ?

Ech ...
Krzysztof M.
QUOTE(Gronostaj @ 28/03/2008, 18:51)

Warto poruszyć tą sprawę. Gdzieś na tym Forum obiło mi się o uszy, że od "Małojarosławca 1812" materiał ikonograficzny w serii będzie kolorowy. Czy wiadomo dlaczego wydawnictwo tego planu nie zaczęło realizować?

Pozdrawiam!
*



Bez przesady z tymi kolorami smile.gif Primo pisał iż podobno w Małojarosławcu będą kolorowe ilustracje, nikt nie mówił że to będzie trwała zmiana w całej serii i nowy standard. Być może coś nie wyszło, albo koszt był zbyt wielki. Poza tym już w jednym HB były kiedyś kolorowe reprodukcje - może się nie przyjęły confused1.gif .
Stonewall
Damianie!
Z oceną podanego przez Ciebie fragmentu nalezy poczekać do lektury wydanej już książki. W przeszłości zdarzały się już błędy w cytatach zamieszczanych na oficjalnej stronie "Bellony", których potem we właściwym tekście nie było. Czasem odnoszę wrażenie, iż po części wynikają one z niedbalstwa osób cytaty te umieszczających.
ryba_pila
QUOTE(Stonewall @ 30/03/2008, 16:57)
Damianie!
Z oceną podanego przez Ciebie fragmentu nalezy poczekać do lektury wydanej już książki. W przeszłości zdarzały się już błędy w cytatach zamieszczanych na oficjalnej stronie "Bellony", których potem we właściwym tekście nie było. Czasem odnoszę wrażenie, iż po części wynikają one z niedbalstwa osób cytaty te umieszczających.
*



Ja się z Tobą zgadzam, ale to nie świadczy dobrze o marketingu Bellony, przecież to wstyd na oficjalnej stronie, która jest wizytówką firmy zamieszczać fragmenty swojego "produktu" z błędami. Z reklamy robi się antyreklama ...
Poza tym przecież to króciutki tekst.
Primo!
QUOTE(ryba_pila @ 30/03/2008, 19:30)
Ja się z Tobą zgadzam, ale to nie świadczy dobrze o marketingu Bellony, przecież to wstyd na oficjalnej stronie, która jest wizytówką firmy zamieszczać fragmenty swojego "produktu" z błędami. Z reklamy robi się antyreklama ...
Poza tym przecież to króciutki tekst.
*


Na tylnej okładce książki widnieje jednak zwrot "manewr odwrotowy", w książce chyba tak samo, czyli... znów błąd osoby odpowiedzialnej za prowadzenie i uaktualnianie witryny internetowej Bellony. Pan webmaster i jego pomocnicy po raz kolejny dali... plamę. sad.gif
Bellonie tylko pogratulować takich "solidnych" pracowników.
KUB
Nie wiem czy ktoś zwrócił na to uwagę, ale na pierwszej mapie wojska Wielkiej Armii są oznaczone na niebiesko, a wojska rosyjskie na czerwono. Na kolejnych mapkach jest natomiast odrwotnie. Dziwna niekonsekwencja confused1.gif
Gronostaj
QUOTE(KUB @ 4/04/2008, 17:10)
Nie wiem czy ktoś zwrócił na to uwagę, ale na pierwszej mapie wojska Wielkiej Armii są oznaczone na niebiesko, a wojska rosyjskie na czerwono. Na kolejnych mapkach jest natomiast odrwotnie. Dziwna niekonsekwencja  confused1.gif
*



Chyba żartujesz. W żadnym HB-ku którego przyszło mi czytać takie zdarzenie nie miało miejsca. Jest to kolejne potwierdzenie tezy, że Bellona "leci z Czytelnikami w kulki". sad.gif

Pozdrawiam!
legun70
Witam wszystkich forumowiczów.
Zazwyczaj nie biorę udziału w dyskusjach na forach, ale z zainteresowaniem czytam pojawiające się uwagi na temat książek napoleońskich. Pojawienie się na rynku „Małojarosławca 1812” zachęciło mnie jednak do napisania kilku uwag, bowiem oczekiwałem tej pozycji z nadzieją (podsycaną przez wypowiedzi na niektórych forach), a rzeczywistość przyniosła ogromne rozczarowanie.

Książkę czyta się trudno. Autor, niestety, nie ma łatwego pióra. Wielokrotnie powtarza informacje, często 2-3 razy tymi samymi słowami. Czasami wydaje się, że zdania nie zostały zredagowane (choć to już wina redaktora – kamyczek do ogródka Bellony): np. […] Rosjanie zgrupowali masę rosyjskiej piechoty (s.131) – a przepraszam, jaką mieli zgrupować? Autor nie odmienia nazw (bitwa pod Winkowo – nagminnie) i nazwisk. Wątpliwość budzi również znajomość realiów pola walki na początku XIX w. – w tekście kilkakrotnie pojawia się wyrażenie, że kartacze eksplodują (?) wśród żołnierzy [np. s. 134] lub informacja, jak to w niemal każdym budynku w Małojarosławcu „rozlokowano po kilka lekkich działek polowych z niewielką obsługą”. Znalazłem również kilka błędów merytorycznych, zarówno w tekście, jak i w zamieszczonym na końcu OdB (autor przytacza wykaz jednostek i dowódców z dnia 9 września, nie podając, iż wielu z wymienionych generałów nie dowodziło już swoimi jednostkami, bo: leżeli ranni (Zajączek jeszcze pod Smoleńskiem), zginęli lub umierali (Tuczkow 4, Bagration) lub zostali oddaleni od armii (ks. Konstanty); skład niektórych jednostek podany błędnie (w Wielkiej Armii np. 2 dywizji lekkiej kawalerii, 2 dywizji kirasjerów, 4 dywizji kirasjerów, wśród Rosjan np. 23 dywizji piechoty, 3 dywizji piechoty). Niektóre jednostki przedstawione w wykazie, mimo, iż wchodziły w skład podanych korpusów, znajdowały się o setki kilometrów od głównych sił – sądzę, że autor powinien to zaznaczyć. A swoją drogą – czy warto zwiększać objętość pracy, wymieniając formacje o których nie ma ani słowa w tekście i które nie brały udziału w walkach?

Zastanawia fakt, czemu autor tak wiele uwagi poświęcił opisowi wydarzeń pomiędzy bitwą pod Borodino a opuszczeniem Moskwy. Opis ten zajmuje prawie połowę narracji autora i jest tak napisany, że właściwie nie ma wiele wspólnego z dalszymi działaniami, czyli bitwą pod Małojarosławcem. Zadziwia za to brak dokładniejszych opisów działań strony rosyjskiej po opuszczeniu Moskwy i brak bitwy pod Tarutino.

W tekście przedstawiono wiele biografii. Pytanie, czy trzeba było ich aż tyle – i to zarówno generałów biorących udział w bitwie, jak i w niej nieuczestniczących. Autor wprowadza je schematycznie, zaczynając zdanie sakramentalnym: „warto w tym miejscu przytoczyć (przybliżyć) czytelnikowi biografię…”. Nie jestem przeciwnikiem bliższego przedstawienia najważniejszych postaci (jest to nawet konieczne!), ale o pomstę do nieba woła zabieg przerywania opisu bitwy, po to by wstawić na 2 strony biografię postaci, która jedynie „wykonywała rozkazy”.

Proszę zwrócić uwagę, że autor przy opisie bitwy prawie zupełnie pominął źródła z epoki (z wyjątkiem polskich autorów, ale ci nie opisują bitwy). Jedynymi „obcymi” do których sięgnął to wspomnienia de Segura, skądinąd bardzo interesujące, ale mało obiektywne (a poza tym Segur nie brał udziału w bitwie); oraz wspomnienia gen. Wilsona, które również dalekie są od obiektywizmu. Opis batalii oparty jest przede na opracowaniach, często wartościowych, ale powstałych wiele dziesiątków lat temu (Bogdanowicz, Niedzielski). Wykorzystanie biografii Neya R. Bieleckiego (a korpus Neya w bitwie nie uczestniczył), sugeruje że autor miał problemy ze znalezieniem dobrych opisów i wykorzystywał (rozpaczliwie?) wszystko, co ukazało się na rynku. Czemu nie ma literatury pamiętnikarskiej rosyjskiej (np. Jermołowa), francuskiej lub włoskiej? Czemu nie ma, dostępnych w kilku polskich bibliotekach, dokumentów sztabowych?
Sporo zastrzeżeń budzi również zastosowanie cytatów z materiałów źródłowych. Szkoda, że autor wielokrotnie powtarza własnymi słowami to, co wcześniej przytoczył.
Mapy, nawet jak na HB, bardzo słabe. Fatalnie wyszło, że pozamieniano kolory armii i na pierwszej mapie Francuzi są ukazania na niebiesko, a na pozostałych na czerwono.
Podsumowując można powiedzieć, iż dobrze, że książka powstała, bo brak było tego tytułu, ale to jej jedyny plus.

Pozdrawiam
Krzysztof M.
Baaardzo fajna recenzja - wreszcie jakieś konkrety - to lubię. Paradoksalnie zachęciła mnie do kupna - cóż własny warsztat trzeba szlifować ucząc się także na błędach innych wink.gif
Primo!
QUOTE(legun70 @ 11/04/2008, 11:52)
Podsumowując można powiedzieć, iż dobrze, że książka powstała, bo brak było tego tytułu, ale to jej jedyny plus.
*


Summa summarum to bardzo krytyczne i kategoryczne podsumowanie tej skądinąd rzeczowej recenzji.

Autor to mój dobry znajomy i szczerze mówiąc jakby przeczytał to cytowane przeze mnie zdanie, delikatnie mówiąc szlag by go trafił.doppelpunkt.gif Odnośnie merytoryki trudno mi polemizować, bo ani nie jestem specjalistą od epoki napoleońskiej, ani nie przeczytałem (i nie posiadam) omawianej tutaj książki. Kilka uwag leguna70 pokrywa się z opiniami innych czytelników na temat warsztatu pisarskiego autora, wygłaszanych na kanwie wcześniejszej monografii autorstwa mojego kolegi pt. Katastrofa Wielkiej Armii Napoleona w Rosji w 1812 roku. Mam na myśli liczne powtórzenia w tekście. dry.gif

Jednak z wypowiedzi leguna70 niedwuznacznie wynika, że to jeden ze słabszych napoleońskich HBeków, co uznałbym za sugestię bardzo krzywdzącą zarówno dla autora, jak i dla książki, z którą na razie miałem okazję zapoznać się dość pozbieżnie.
rafalm
QUOTE
Baaardzo fajna recenzja - wreszcie jakieś konkrety - to lubię.

Zarzucanie braku w książce dokumentów sztabowych, czy też pamiętników włoskich, nie uznałbym za bardzo fajny zarzut sad.gif Swoją drogą z profilu wynika, że kolega legun70 jest historykiem, z chęcią przeczytałbym coś, co kolega napisał i jakie dokumenty źródłowe wykorzystał huh.gif bo krytykować jest najłatwiej
Krzysztof M.
QUOTE(rafalm @ 12/04/2008, 23:33)
QUOTE
Baaardzo fajna recenzja - wreszcie jakieś konkrety - to lubię.

Zarzucanie braku w książce dokumentów sztabowych, czy też pamiętników włoskich, nie uznałbym za bardzo fajny zarzut sad.gif Swoją drogą z profilu wynika, że kolega legun70 jest historykiem, z chęcią przeczytałbym coś, co kolega napisał i jakie dokumenty źródłowe wykorzystał huh.gif bo krytykować jest najłatwiej
*



No cóż, kolega legun przeczytał tę książkę, nie podoba mu się (albo inaczej: ma szereg zastrzeżeń)i podał w sposób rzeczowy - dlaczego. Wyraził swoją opinię, pod którą sie podpisał imieniem, nazwiskiem i nickiem smile.gif Myślę, że to lepsze niż narzekanie na okładkę lub zdawkowe kręcenie nosem - w stylu "nie podoba mi się... bo nie". Choć zgodzę się, iż ostatnie zdanie recenzji leguna70 jest z pewnością krzywdzące i idzie zbyt daleko.
I przypomnę koledze Rafałowi, iż kolega krytykował tę książkę na długo zanim się jeszcze pojawiła w księgarniach smile.gif
rafalm
QUOTE
I przypomnę koledze Rafałowi, iż kolega krytykował tę książkę na długo zanim się jeszcze pojawiła w księgarniach  smile.gif

... o bardzo kolegę przepraszam wink.gif krytykowałem tylko i wyłącznie fakt, iż taka książka w ogóle znajdzie się na rynku, w momencie, gdy o Małojarosławcu można poczytać sobie choćby u Kukiela, Brittena, czy Zamoyskiego huh.gif natomiast prożnoby szukać w języku polskiem jakiegoś sensownego opracowania choćby Jeny. Natomiast co do treści książki w ogóle się nie odnosiłem. rolleyes.gif Jednak stwierdzenia kolegi luguna, że zacytuję:
QUOTE
tekście kilkakrotnie pojawia się wyrażenie, że kartacze eksplodują (?) wśród żołnierzy

QUOTE
Rosjanie zgrupowali masę rosyjskiej piechoty (s.131) – a przepraszam, jaką mieli zgrupować?

QUOTE
Wykorzystanie biografii Neya R. Bieleckiego (a korpus Neya w bitwie nie uczestniczył)

uważam za zwykłe czepialstwo na zasadzie : "dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf" sad.gif
legun70
Witam wszystkich forumowiczów.
Zdaje się, że moja recenzja wywołała reakcje, których nie planowałem. W związku z tym proszę o przyjęcie kilku słów uzupełnienia.
1. W kwestii ostatniego zdania recenzji – proszę wszystkich, a w szczególności p. Rafała Kowalczyka o wybaczenie. Rzeczywiście, posunąłem się w swym stwierdzeniu o krok za daleko. Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, iż oczekiwałem tej pozycji z prawdziwą niecierpliwością, licząc na wreszcie pełne opracowanie tej batalii. Bo proszę zauważyć – jest to jedna z niewielu bitew kampanii 1812 r., której nie da się przedstawić w oparciu o polskie źródła. Mir, Smoleńsk, Borodino czy Berezynę można opracować bazując tylko lub przede wszystkim na polskiej literaturze. Małojarosławiec jest jednak wyzwaniem, bowiem jest bitwą rosyjsko-włoską (właściwie). Nie da się wyczerpująco ukazać zmagań, nie sięgając do relacji jej włoskich i rosyjskich uczestników. Tego niestety w książce p. Kowalczyka nie znalazłem. Moje rozczarowanie to także wynik nieznalezienia w książce odpowiedzi na pytanie, kto tak naprawdę wygrał w tej bitwie. P. Kowalczyk na s. 162 przypisuje Napoleonowi świadomość poniesionej pod Małojarosławcem klęski, by kilka zdań później pisać o tym, że cesarz rozważał atak na „dopiero co pokonane” wojska rosyjskie [s. 163]. Moim zdaniem IV korpus ks. Eugeniusza bitwę wygrał i dopiero późniejsze okoliczności i wydarzenia sprawiły, iż sukcesu tego Napoleon nie wykorzystał. Oczywiście, wielu historyków, z którymi na ten temat rozmawiałem było zdania przeciwnego, ale czyż nie jest to właśnie pole do popisu dla autora monografii bitwy? Czyż ukazanie się monografii nie jest okazją, aby rozstrzygnąć ten problem? Niewiele jest w końcu tak odmiennie ocenianych przez historyków starć! Tak więc – nadzieje moje były duże i stąd podsumowanie, zbyt ostre – przyznaję, mojej recenzji. Jeszcze raz przepraszam wszystkich.
2. W odpowiedzi na zarzuty Rafalma: autor wydając swoją książkę musi oczekiwać, że spotka się z pochwałami i zarzutami. Nie sądzę, aby prawo do ich stawiania mieli tylko inni autorzy. To tak, jakby wymagać, że tylko reżyserzy mogą oceniać film innego reżysera, a potrawę mistrza kuchni mogą krytykować tylko inni kucharze. Czy nie chodzi o to, aby zarzuty nie był wyssane z palca, ale merytoryczne? Wydaje mi się, w każdym razie starałem się, aby moje takie były. Wiem, że krytykować jest najłatwiej, ale przyznaj proszę mam do tego prawo. Możesz się z nimi nie zgadzać i je odpierać lub kwestionować – tak jak w swym poście.
Pozwól teraz, że wyjaśnię, dlaczego oczekiwałem literatury włoskiej lub dokumentów sztabowych. Rozmawiamy tutaj o książce z historii wojskowości. Czy zbrodnią jest wymagać, aby autor przytoczył [bez konieczności cytowania bez potrzeby] rozkazów, które doprowadziły do bitwy? Czy ich zamieszczenie lub powołanie się na nie, nie dałoby pełniejszego obrazu? Nikt nie mógłby wtedy atakować „Małojarosławca”, iż starcie rosyjsko-włoskie przedstawia tylko na podstawie pamiętników angielskiego i francuskiego oraz starych opracowań.
Sądziłem również, może naiwnie, że relacje żołnierzy włoskich będą interesującą częścią tego dzieła.
Pozdrawiam
rafalm
QUOTE
Wiem, że krytykować jest najłatwiej, ale przyznaj proszę mam do tego prawo. Możesz się z nimi nie zgadzać i je odpierać lub kwestionować – tak jak w swym poście.

... tak samo, jak ja mam prawo krytykować Twoją krytykę smile.gif zwłaszcza, że wg mnie niewiele jest w niej rzeczy merytorycznych, a w większości są to zawiedzione nadzieje huh.gif Rozumiem, że miałeś jakąś tam wizję co do kształtu i problemów poruszanych w książce, a p. Kowalczyk jej nie zrealizował. Ale nie jest to powód, aby zdyskredytować książkę huh.gif

QUOTE
Pozwól teraz, że wyjaśnię, dlaczego oczekiwałem literatury włoskiej lub dokumentów sztabowych. Rozmawiamy tutaj o książce z historii wojskowości. Czy zbrodnią jest wymagać, aby autor przytoczył [bez konieczności cytowania bez potrzeby] rozkazów, które doprowadziły do bitwy? Czy ich zamieszczenie lub powołanie się na nie, nie dałoby pełniejszego obrazu? Nikt nie mógłby wtedy atakować „Małojarosławca”, iż starcie rosyjsko-włoskie przedstawia tylko na podstawie pamiętników angielskiego i francuskiego oraz starych opracowań.

Czy to oznacza, że w momencie gdy autor nie zna języka włoskiego, to nie ma prawa opisać bitwy pod Małojarosławcem confused1.gif Oczywiście, że pamiętniki włoskie i rozkazy sztabowe dałyby pełniejszy obraz bitwy, ale czy szanowny kontrdyskutant wie ile czasu i nakładów finansowych kosztuje ich zdobycie confused1.gif Te rzeczy wiedzą, tylko, ci którzy próbowali zdobyć takowe źrodła, a krytykować ich brak jest rzeczą najprostszą.
legun70
Witam ponownie.
Rafalmie:
Czy wytykanie błędów w OdB to „zwykłe czepialstwo”?
W mojej recenzji były zarzuty różnego kalibru. Poważne, jak dotyczące OdB, i mniej poważne – np. dotyczące kwestii językowych. Zgoda, te językowe powinienem skierować pod adresem Bellony i redaktora językowego, ale autor także ponosi za nie pewną odpowiedzialność.
Powiedz mi Rafalmie: czy autor opisujący bitwy powinien mieć wyobrażenie pola walki? Ja uważam, że powinien i tego od niego oczekuję. Dlatego razi mnie, gdy dostrzegam takie błędy, bo czuję się zlekceważony jako czytelnik
I na koniec proszę – nie przypisuj mi metod NKWD-owskich, bo jestem jak najdalszy od tego.
Pozdrawiam
rafalm
QUOTE
I na koniec proszę – nie przypisuj mi metod NKWD-owskich, bo jestem jak najdalszy od tego.

Masz rację, przegiąłem sad.gif przepraszam smile.gif
Krzysztof M.
Jeśli Małojarosławiec było bitwą rosyjsko-włoską, a w bibliografii monografii tego starcia nie ma autorów rosyjskich ani włoskich (co wnoszę z recenzji leguna) to jest to zarzut poważny , nie tylko "czepialski". Nasuwają mi sie porównania z niesławną Magentą - Solferino (wiem, wiem kopię leżącego), której autor "nie splamił" się wykorzystaniem ani jednego poważniejszego źródła/opracowania niemieckiego, włoskiego ani francuskiego.
Mimo wszystko jednak ufam, iż Małojarosławiec prezentuje poziom dużo wyższy.
legun70
Rafalmie.
Tak się składa, że świetnie wiem, ile trzeba zachodu i kosztów, aby napisać książkę. Pozwól, że przedstawię to tak: zgromadzenie materiałów źródłowych (w tym ściągnięcie ich z różnych rodzaju polskich bibliotek w postaci xerokopii, mikrofilmów i Bóg wie czego jeszcze) to wydatek rzędu minimum kilkuset złotych. W wypadku ściągania z zagranicy koszty oczywiście rosną i nikt ich autorowi nie zwraca. Do tego dochodzi zakup niezbędnych książek, potrzeba konsultacji z tłumaczami w razie trudności z literaturą obcojęzyczną, wydatki związane z ilustracjami i ich przygotowaniem do druku. Nie zapominajmy o przygotowaniu podkładów map i wreszcie o czasie – dziesiątkach godzin, które zabiera się sobie i swoim bliskim. Po roku mniej więcej [a raczej więcej], wychodzi produkt końcowy.
Zgadasz się ze mną?
Jak więc widzisz – wiem o czym mówię. Gdy przystępuję do pisania, muszę ocenić, czy stać mnie (nie tylko finansowo, ale i np. językowo) na podjęcie tematu. Jeśli nie, to niestety, odpuszczam. Jeśli jednak podejmuję się wyzwania, to muszę mieć świadomość, iż czytelnik, zwłaszcza znający realia epoki, bazę źródłową czy aktualny stan badań, może mieć do mnie żal, że nie wykorzystałem wszystkich możliwości.
Mówiąc językiem szkolnym – muszę mieć świadomość, że ktoś moją pracę oceni dobrze, a inny, może bardziej krytyczny, dostatecznie. Ale, mimo oceny dostatecznej, nie odbiera mi przecież prawa do pisania.
Wracając do „Małojarosławca” – jeśli autor miał na celu zebranie dostępnych opracowań i na ich podstawie przedstawienie bitwy – zrobił to. Na jednym z forów ktoś takie działania nazwał jednak, o ile pamiętam, „przepisem na książkę prostszym od przepisu na makowiec”.
Ja oczekiwałem czegoś więcej.
Na koniec – dziękuję za Twoje uwagi. Przyjmuję je z pokorą i będę bardziej rozważny w formułowaniu swoich.
Pozdrawiam
rafalm
QUOTE
Zgadasz się ze mną?

We wszystkim... oprócz tego, że po roku powstaje produkt ostateczny. Wg mnie na to potrzeba o wiele więcej czasu huh.gif Wracając do "Małojarosławca", to nie czytałem go sad.gif i raczej długo nie przeczytam (pobudki wyjaśniłem już odpowiadając na post Krzysztofa). Natomiast wiem, że w powstaniu tej książki uczestniczyła osoba, którą bardzo cenię za jej wiedzę dotyczącą okresu napoleońskiego. Dlatego nie mogłem się pogodzić z Twoją surową oceną, ale być może masz rację, gdyż w sumie nie spotkałem się jeszcze z pozytywną recenzją opracowania p. Kowalczyka. Mam nadzieję, że również nie uraziłem Ciebie swoimi wypowiedziami i mam nadzieję na jeszcze nie jedną merytoryczną dyskusję smile.gif
Primo!
Z wielką uwagą przeczytałem wczorajszą dyskusję na kanwie recenzji Małojarosławca 1812. Mam kilka uwag natury ogólnej odnośnie ostatniej wypowiedzi Stanisława vel leguna70.

QUOTE(legun70 @ 13/04/2008, 16:53)

Tak się składa, że świetnie wiem, ile trzeba zachodu i kosztów, aby napisać książkę. Pozwól, że przedstawię to tak: zgromadzenie materiałów źródłowych (w tym ściągnięcie ich z różnych rodzaju polskich bibliotek w postaci xerokopii, mikrofilmów i Bóg wie czego jeszcze) to wydatek rzędu minimum kilkuset złotych. W wypadku ściągania z zagranicy koszty oczywiście rosną i nikt ich autorowi nie zwraca. Do tego dochodzi zakup niezbędnych książek, potrzeba konsultacji z tłumaczami w razie trudności z literaturą obcojęzyczną, wydatki związane z ilustracjami i ich przygotowaniem do druku. Nie zapominajmy o przygotowaniu podkładów map i wreszcie o czasie – dziesiątkach godzin, które zabiera się sobie i swoim bliskim. Po roku mniej więcej [a raczej więcej], wychodzi produkt końcowy.
Zgadasz się ze mną?
*


Nie sposób się nie zgodzić, chociaż bardzo łatwo tak pisać na forum "tu kilkaset złotych, tam kilkaset złotych", trudniej te pieniądze zdobyć i w całości przeznaczyć na kwerendę. Życie jest niestety bardziej skomplikowane od czysto teoretycznych recept, które również są „przepisem na książkę prostszym od przepisu na makowiec”. Tylko ktoś, kto tych kilkuset lub kilku tysięcy złotych nie wysupłał z własnej kieszeni na zgromadzenie niezbędnych źródeł i literatury może mieć wielkie oczekiwania i porównywać pisanie książki do wypieku makowca.

QUOTE(legun70 @ 13/04/2008, 16:53)

Jak więc widzisz – wiem o czym mówię. Gdy przystępuję do pisania, muszę ocenić, czy stać mnie (nie tylko finansowo, ale i np. językowo) na podjęcie tematu. Jeśli nie, to niestety, odpuszczam. Jeśli jednak podejmuję się wyzwania, to muszę mieć świadomość, iż czytelnik, zwłaszcza znający realia epoki, bazę źródłową czy aktualny stan badań, może mieć do mnie żal, że nie wykorzystałem wszystkich możliwości.
*


Legunie70, wiesz o czym mówisz, tylko że coś Ci się pomyliło.
Historyczne Bitwy Bellony to książki popularnonaukowe, natomiast Małojarosławiec 1812 traktujesz jak publikację naukową. To jakaś kompletna pomyłka. Swoje oczekiwania, czyli opinie z pewnością kompetentnego i wymagającego czytelnika przenosisz na pracę, która ma przede wszystkim popularyzować wiedzę o określonej bitwie. Historyczne Bitwy to nie jest dobre miejsce na rzeczową, naukową polemikę z innymi autorami, czy popisywanie się własną erudycją bądź znajomością źródeł. Taka jest prawda. Redakcja DW Bellona ma zupełnie inne priorytety. Prosta książeczka, napisana zrozumiałym językiem, najlepiej zręczna kompilacja to ich ideał. Zapewniam, że gdyby Rafał Kowalczyk napisał swoje opracowanie w oparciu o 5-10 pozycji książkowych dla Bellony nie byłoby problemu. Jeśli zaś książkę okrasiłby zbyt dużą ilością przypisów miałby spore problemy z "przepchnięciem jej przez redakcję". Szanowny Stanisławie, to takie preferencje, taka polityka wydawnicza giganta z Grzybowskiej, który nawet nie posiada kilku fachowych recenzentów, którzy mogliby wyłapać w tekstach złożonych do druku bardziej rażące błędy merytoryczne. To zresztą bolączka zdecydowanej większości graczy na tym rynku.

Z Twojej cytowanej powyżej wypowiedzi wynika, że powinienem wprost zasugerować pewnemu mojemu koledze z tego forum, że musi zaprzestać prac nad swoją książką, ponieważ... nie stać go na prowadzenie kwerendy za granicą do książki popularnonaukowej. Stosując się do takiej logiki, niebawem dojdziemy do karkołomnego wniosku, że książki historyczne powinni pisać wyłącznie Ci, którzy mają na tyle gruby portfel, aby sfinansować sobie safari po Europie w poszukiwaniu trudno dostępnych źródeł, archiwaliów i obcojęzycznej literatury. Nieważne, że mogą nie posiadać wiedzy merytorycznej i warsztatu pisarskiego do sprostania wyzwaniu, ważne jedynie żeby mieli pieniądze.

Wszystko fajnie legunie70, tylko znów pomyliła Ci się kwerenda do pracy stricte naukowej z przygotowaniami do pisania książki popularnonaukowej. Oczywiście popularnonaukowy charakter publikacji nie może być parawanem, za którym kryją się zwykła niekompetencja i lenistwo autora, jednak w przypadku Małojarosławca nie zarzucisz chyba R. Kowalczykowi braku znajomości tematu? Możesz jako kompetentny czytelnik mieć żal do autora, że "nie wykorzystał wszystkich możliwości". To Twoje prawo. Tylko nie pozostawaj wyłącznie zakładnikiem swoich wygórowanych oczekiwań, bezwględnie dyskredytującym pracę innych.

QUOTE(legun70 @ 13/04/2008, 16:53)

Wracając do „Małojarosławca” – jeśli autor miał na celu zebranie dostępnych opracowań i na ich podstawie przedstawienie bitwy – zrobił to. 
*


Muszę Cię legunie70 rozczarować odnośnie poziomu Historycznych Bitew. Spora część z tych książek nie spełnia Twojego minimalnego postulatu: "autor miał na celu zebranie dostępnych opracowań i na ich podstawie przedstawienie bitwy".

QUOTE(legun70 @ 13/04/2008, 16:53)

Na jednym z forów ktoś takie działania nazwał jednak, o ile pamiętam, „przepisem na książkę prostszym od przepisu na makowiec”.
Ja oczekiwałem czegoś więcej.
*


W takim razie wśród dotychczasowych autorów Historycznych Bitew są całkiem liczni tacy, którzy zarówno nie potrafią napisać książki według prostego przepisu, ani upiec makowca.
Skoro zaś książka Rafała Kowalczyka jest tak wielkim rozczarowaniem, z chęcią poznałbym Twoje fachowe zdanie o innych napoleońskich HBekach np. o Borodino 1812.

Do Rafała M., tytułem wyjaśnienia:

QUOTE(rafalm @ 13/04/2008, 19:29)

Natomiast wiem, że w powstaniu tej książki uczestniczyła osoba, którą bardzo cenię za jej wiedzę dotyczącą okresu napoleońskiego.
*


Andrzejowi z pewnością będzie miło, ale nieco opatrznie zrozumiałeś moje słowa sprzed kilku miesięcy o "konsultacji naukowej" podczas powstawania Małojarosławca. Mój serdeczny kolega, a Twój forumowy współmoderator służył autorowi jedynie radą w niektórych kwestiach biograficznych, terminologicznych, przy pewnych szczegółach Ordre de Bataille podczas powstawania "Katastrofy...". Nie ma tutaj mowy o jakimś ukrytym współautorstwie, czy nawet przeglądaniu gotowych tekstów przed ich złożeniem w redakcjach wydawnictw. Poniekąd Małojarosławiec 1812 powstał tak jakby nieco przy okazji tej dużej monografii. Zresztą autor omawianej tutaj książki jest osobą o bardzo niezależnych poglądach i obdarzoną takim temperamentem polemicznym, że nie pozwoliłby nikomu na zbyt duże ingerencje w treść i formę swoich dzieł.
AlbertWarszawa
Kolejna krytyczna recenzja omawianej książki. Temat założony po przeczytaniu dyskusji na naszym forum, bezpośrednią przyczyną była recenzja autorstwa Leguna70: http://forum.gery.pl/Malojaroslawiec-1812-t103428.html
legun70
Szanowny Primo.

Pozwolisz, że w kilku słowach odpowiem na Twój post. Potem chyba zamilknę, bowiem zdaje się, że moje wypowiedzi wzbudzają zbyt wiele emocji.

W sprawie „kilkuset złotych” - Przepraszam Cię, ale źle mnie zrozumiałeś. Chciałem pokazać, iż wiem, ile czasu, wysiłku i pieniędzy kosztuje zdobycie materiałów i przygotowanie książki. Owe „kilkaset złotych” to zdecydowanie więcej, niż może wynieść honorarium autorskie i trzeba to wyłożyć z własnej kieszeni. Jestem pełen szacunku dla ludzi, którzy kosztem różnych wyrzeczeń potrafią i chcą to zrobić.

Czy tylko bogaci mogą pisać? - Stanowczo protestuję przed przypisywaniem mi myśli, których nie wypowiedziałem. Jestem jak najdalszy od tego, by zalecać pisanie książek tylko tym, którzy mają pieniądze na zdobycie materiałów. Myślałem raczej o odpowiedzialności historyka za swoje dzieło. To tak jak w bitwie – generał przystępując do niej musi wiedzieć i sam zdecydować, czy ma czym ją stoczyć. Jeśli ma za mało amunicji to powinien się wycofać (choć zapewne z bólem serca) lub zamiast wielkiej batalii wybrać serię małych potyczek. Jeśli jednak po rozpoznaniu do walki przystępuje i ponosi porażkę – to wina spada na niego i musi liczyć się z krytyką. Inaczej mówiąc - p. Kowalczyk wykorzystał materiały, z których powstałby świetny artykuł, ale jest tego zbyt mało na książkę.

O HB – owszem, jest to seria popularnonaukowa. Ale czy może z tego powodu zawierać błędy merytoryczne? Albo czy autor może do niej przyłożyć się mniej, niż do dzieła naukowego. Moim zdaniem nie.

O autorach HB – Zdaję sobie sprawę czym jest seria HB. Wiem też, jaką zdobyła sobie renomę. Znam ludzi, autorów HB, którzy czują się zaszczyceni, że mogli napisać książki i być wymienieni obok R. Bieleckiego, R. Kuleszy czy M. Nagielskiego. Wiem, jak bardzo się starali, aby ich prace nie osłabiły poziomu serii. Wiem też jednak, iż wielu autorów kieruje się innymi motywacjami – ot, warto mieć w CV jakąś publikację. I zgadzam się z tobą – w tym drugim przypadku nie ma z tego ani książki, ani makowca.

O autorze „Małojarosławca” – Panu R. Kowalczykowi nie zarzucam braku wiedzy. Uważam jednak – a utwierdza mnie w tym trochę i Twój post – iż „Małojarosławiec” powstał na zasadzie „odpryskowej” większego dzieła. Może to oznaczać, że autor nie wykazał należytej staranności, aby dopracować ten „odprysk” – a to już niestety grzech lenistwa.

O „Borodino” – stosując Twoje kryteria wyszłoby na to, że mamy tutaj fajną książkę popularnonaukową. No bo i źródeł troszeczkę, i kontekst szeroki, i język wielu ludziom się podoba. Ja odpowiem jednak tak – z takim doborem źródeł i ujęciem tematu „Borodino” nie miałoby szans stać się nawet dostateczną pracą roczną na studiach historycznych. A ponieważ, jak być może zauważyłeś, lubię porównania, to powiem, że o ile praca Kowalczyka to dla mnie druga liga, to „Borodino” może uda się zaliczyć do IV.


Pozdrawiam
Primo!
QUOTE(legun70 @ 14/04/2008, 10:04)

O HB – owszem, jest to seria popularnonaukowa. Ale czy może z tego powodu zawierać błędy merytoryczne? 
*


Oczywiście, nie powinna zawierać błędów, to ideał. rolleyes.gif Jednak, jak sam dobrze wiesz lepiej ode mnie, nawet publikacje napoleońskie nieodżałowanego i cenionego Roberta Bieleckiego nie są wolne od błędów merytorycznych. W recenzji książki najbardziej istotna jest próba oceny, na ile popełnione błędy zniekształcają przekaz najważniejszych, "tytułowych" treści, w tym przypadku rzutują na rekonstrukcję przebiegu starcia militarnego. Niezmiennie odnoszę wrażenie, że w swojej recenzji skoncentrowałeś się na drugorzędnych błędach powyższej publikacji i własnych apriorycznych oczekiwaniach, zaś podsumowałeś książkę R. Kowalczyka w sposób totalnie dyskredytujący. To spowodowało moją reakcję.

QUOTE(legun70 @ 14/04/2008, 10:04)

Albo czy autor może do niej przyłożyć się mniej, niż do dzieła naukowego. Moim zdaniem nie. 
*


Znając realia i oczekiwania Bellony może się mniej przyłożyć, choć nie powinien.
Szanowny legunie70, jesteś nowym forumowiczem, a ten temat "wałkowaliśmy" w tym subforum już wielokrotnie. smile.gif Przeszło rok temu spierałem się w tej kwestii z jednym z autorów HB, Pawłem Rochalą, który zagościł krótko na forum, aby podzielić się swoim oburzeniem w związku bardzo krytyczną wypowiedzią jednego z tutejszych moderatorów.

Skrótowo, Pan Paweł stwierdził, że niesłusznie przykładamy naukowe "miary" i oczekiwania do popularnonaukowych książek Bellony. W odpowiedzi na te argumenty i ucieczkę Rochali przed próbami stawienia czoła ocenie merytorycznej błędów zawartych w jego książkach (a właściwie sprawa dotyczyła jednego tytułu) użyłem takiej samej argumentacji, jak Twoja. Byłem rozczarowany faktem, że Paweł Rochala zamiast bronić swojej książki przed krytycznymi uwagami, schronił się za wygodnym parawanem "popularnonaukowości". Tego nie akceptuję, bo to zwykłe tchórzostwo, a może bardziej ukrywanie swojej niekompetencji. Skoro autor coś napisał, powinien mieć odwagę bronić swojej książki jak niepodległości. Jeśli nie broni swego dzieła, to oznacza że ma świadomość własnych błędów, niedoróbek, lenistwa, braku kompetencji. Nie jest chyba wielką odwagą cywilną przyznanie się do własnej niewiedzy i przyjęcie do wiadomości popełnionych przez siebie błędów. Dlatego bardzo cenię wszystkich autorów HB, którzy nie bali się podjąć dyskusji z tutejszymi forumowiczami. Pisanie książek popularnonaukowych nie może wiązać się wyłącznie ze "splendorami", klaką i pochwałami za włożony wysiłek, ponieważ autor "sprzedaje" wiedzę popularną pod strzechy. To wbrew pozorom duża odpowiedzialność autora, znacznie większa niż przy publikacjach naukowych. Jego książka trafia z reguły do rąk czytelników, którzy nie posiadają wiedzy, umiejętności i możliwości zweryfikowania zawartych w niej informacji.

Jak widzisz reprezentujemy bardzo zbliżone stanowisko. Jeszcze dwa lata temu, gdy organizowałem to subforum miałem podobne podejście do Twojego: z pozycji "naukowych" wypominałem luki w wykorzystaniu źródeł i literatury w niektórych HB. Niekompetencja i zwykłe lenistwo kilku autorów stały się dla mnie asumptem do kilku ironiczno-krytycznych wypowiedzi, które były chyba nawet mocniejsze od "Twojego podsumowania". Ja również oczekuję czegoś więcej niż tylko, żeby "książkę się dobrze czytało", jednak z biegiem czasu stonowałem swoje oczekiwania merytoryczne. Dlatego kolejne książki z Historycznych Bitew oceniam już mniej w kontekście własnych oczekiwań, lecz bardziej na ogólnym tle poziomu całej serii, a szczególnie opracowań na temat danej epoce historycznej. Oczywiście, żałuję że Bellona nie wydaje ostatnio HBeków pokroju Obertyna, Kliszowa, czy Grunwaldu... sad.gif

QUOTE(legun70 @ 14/04/2008, 10:04)

O autorze „Małojarosławca” – Panu R. Kowalczykowi nie zarzucam braku wiedzy. Uważam jednak – a utwierdza mnie w tym trochę i Twój post – iż „Małojarosławiec” powstał na zasadzie „odpryskowej” większego dzieła. Może to oznaczać, że autor nie wykazał należytej staranności, aby dopracować ten „odprysk” – a to już niestety grzech lenistwa.
*


Nie mogę podejmować się merytorycznej oceny warsztatu historycznego Rafała Kowalczyka, ponieważ zupełnie nie jestem kompetentny w zakresie badań wojskowości napoleońskiej.

Znów używasz mocnych słów: "grzech lenistwa". A ile opracowań wykorzystał i umieścił w bibliografii autor Małojarosławca? confused1.gif Dwadzieścia, trzydzieści, czy może więcej? confused1.gif Nie liczyłem, z pewnością dużo więcej.

Czy brak dwóch, trzech źródeł pamiętnikarskich (pewnie trudno dostępnych w Polsce), materiałów sztabowych i kilku nowszych pozycji literatury może uprawniać do mówienia o "grzechu lenistwa" (podkreślam: w przypadku książki popularnonaukowej)? confused1.gif
Czy czasem znów nie przesadzasz w krytycyźmie wobec tego autora? confused1.gif

QUOTE(legun70 @ 14/04/2008, 10:04)

O „Borodino” – stosując Twoje kryteria wyszłoby na to, że mamy tutaj fajną książkę popularnonaukową. No bo i źródeł troszeczkę, i kontekst szeroki, i język wielu ludziom się podoba.
*


Specjalnie zasugerowałem Borodino 1812. Właśnie jako klasyczny przykład lenistwa i niekompetencji autora.

QUOTE(legun70 @ 14/04/2008, 10:04)

Ja odpowiem jednak tak – z takim doborem źródeł i ujęciem tematu „Borodino” nie miałoby szans stać się nawet dostateczną pracą roczną na studiach historycznych. 
*


Zgadzam się w pełni. Niestety to syndrom kilkudziesięciu książek z serii Historyczne Bitwy. sad.gif

QUOTE(legun70 @ 14/04/2008, 10:04)

A ponieważ, jak być może zauważyłeś, lubię porównania, to powiem, że o ile praca Kowalczyka to dla mnie druga liga, to „Borodino” może uda się zaliczyć do IV.
*


Cieszę się chociaż z tego, że nie zdegradowałeś Małojarosławca do tej samej ligi, co wyjątkowo słabe Borodino. sleep.gif
AlbertWarszawa
Dobrze by było, gdyby Rafał Kowalczyk pojawił się na naszym forum i sam odpowiedział na zarzuty dotyczące jego książki.
Stonewall
Drodzy Forumowicze!
Postanowiłem zabrać głos w niniejszej dyskusji, chociaż nie czytałem pracy pana Roberta Kowalczyka i na co dzień nie zajmuję się czasami Napoleona I (poza moderowaniem sekcji napoleońskiej, działającej w ramach naszego Forum). Dlaczego to robię? Dlatego, że odniosłem wrażenie, iż osobiste sympatie zanadto wpłynęły na tok toczonej tutaj dysputy. Początkowo planowałem jedynie kontakt prywatny z Primo i Rafalmem, aby podzielić się z nimi swoimi spostrzeżeniami. Ostatecznie uznałem jednak, że najlepiej będzie, jeśli zabiorę publicznie głos, choćby to nawet miało oznaczać przysłowiowe włożenie głowy między drzwi. Uważam bowiem, iż kolegę Leguna spotkała nadmierna i niezasłużona krytyka ze strony wyżej wymienionych panów. Wiem, że Robert Kowalczyk jest dobrym znajomym tutejszego moderatora, a jego książka była od dawna w dobrej wierze zapowiadana przez Primo. Rozumiem, że miałeś i Ty Marcinie nadzieję na dobrze napisaną książkę, tym bardziej że od dawna robiłeś nam na nią smaka. Myślę jednak, że więzy koleżeństwa miały jakiś wpływ na Twoją polemikę z Legunem, choćby nawet na poziomie podświadomości. Warto bronić przyjaciół, zwłaszcza przed najcięższymi zarzutami, ale nie oznacza to, iż należy pouczać innych o tym, jak powinni odbierać tzw. literaturę popularnonaukową. Rafale! Do Ciebie także mam słów parę. Sam przyznałeś bowiem, iż wzburzyła Cię recenzja Leguna, gdyż wiedziałeś, iż Kowalczykowi pomagał w tworzeniu „Małojarosławca” Twój znajomy, ekspert w zakresie napoleoników. Uznałeś z góry, że praca jest dobra, bo miał na nią wpływ uznany autorytet w zakresie danej epoki? Nie czytałeś najnowszej pozycji z serii „Historyczne Bitwy” i zastrzegasz się, że nie prędko to uczynisz, bo, jak się domyślam, nie lubisz czytać książek o wojnie roku 1812 pisanych z polskiej perspektywy – więc co upoważniło Cię do podważenia recenzji Leguna? Tymczasem Primo zdementował opinię, jakoby Twój znajomy miał mieć znaczący wpływ na treść i formę „Małojarosławca”. Wychodzi na to, że pospieszyłeś się ze swoim kontratakiem wymierzonym w Leguna. Stanisław Kwieciński użył w dyskusji konkretnych argumentów, gdy Ty zrazu oparłeś się tylko na niepotwierdzonych plotkach i własnych domysłach dotyczących kulis powstawania interesującej nas książki. Zauważyłem, że Legun poczuł się zmieszany takim obrotem sprawy i wręcz zamierzał wycofać się z dyskusji ze względu na rosnące emocje jej towarzyszące. Panie Stanisławie! Polemiki to nasz chleb powszedni, więc proszę być po prostu sobą – każdy ma prawo do wyrażenia swego zdania i nawet najbardziej krytycznych opinii, byle były one solidnie udokumentowane.
Chciałbym jeszcze dziś powrócić do zagadnienia recenzji „Małojarosławca”, jakie pojawiły się na dwóch różnych forach historycznych. Rozliczne obowiązki nie pozwalają mi jednak uczynić tego w tym wejściu. Jako historyk z wykształcenia, autor prac historyczno-wojennych z zamiłowania i czytelnik literatury z obowiązku, który wynika z początków niniejszego zdania, planuję bowiem odnieść się do poszczególnych fragmentów wypowiedzi skierowanych pod adresem książek Roberta Kowalczyka.
kalimerasas
QUOTE(legun70 @ 14/04/2008, 9:04)
Szanowny Primo.

Pozwolisz, że w kilku słowach odpowiem na Twój post. Potem chyba zamilknę, bowiem zdaje się, że moje wypowiedzi wzbudzają zbyt wiele emocji.

Legunie, jako nowego kolegę na forum muszę cię poinformowac, że im bardziej merytoryczne będą twoje uwagi, tym bardziej ktoś będzie ci chciał wjechac na ambicję. Gdybyś nazywał się R.Bielecki to ok, myślę że Primo i inni contrasi daliby sobie spokój, a tak ich celem jest wrzucenie cię w wirtualny niebyt.
Zauważyłem że Primo przyjął taktykę wybielania wszystkich gniotów z serii HB w oparciu o fakt "..że są to książki popularno naukowe..." Z tego powodu wszelkie rażące braki w bibliografii, stylistyka autora i inne niedoróbki są z góry usprawiedliwione.
Osobiście uważam jednak, że niezależnie czy książka jest popularno-naukowa czy stricte naukowa to musimy dążyc do modelu idealnego.
Póki co to jestem w trakcie czytania dzieła, które wywołuje tak wiele emocji. Niebawem i ja strzelę swoją opinię(merytoryczną rzecz jasna).
Stonewall
Drodzy Forumowicze!
Przeczytałem z uwagą posty, jakie powstały o „Małojarosławcu” w Historykach.org oraz w Gery.pl i muszę stwierdzić, iż zarzuty postawione tej pozycji mają charakter poważny. Od razu należy jednak zastrzec, że zarzuty te odnoszą się do zespołu ludzi opracowujących poszczególne detale związane z wyżej wymienioną publikacją, a nie tylko do samego Roberta Kowalczyka. Podniesiono nawet fakt występowania w tekście owego Habeka błędów ortograficznych (!), w tym również na okładce książki. Panowie! To już nie jest nawet rodzaj lapsusów, na który zwróciłem uwagę czytając „Sadowę” Ryszarda Dzieszyńskiego, czyli literówki w rzadko występujących w literaturze nazwach geograficznych i nazwiskach mało znanych postaci historycznych (mogą je wychwycić jedynie osoby znające określone realia geograficzne i historyczne – wiadomo, że Bellona najczęściej nie dysponuje w powyższym zakresie odpowiednim zespołem recenzentów), ale błędy ortograficzne, niedopuszczalne w jakiejkolwiek publikacji. Wolałbym, aby doniesienia o takich błędach nie potwierdziły się i stanowiły jedynie wyraz przedłużonego przez recenzentów okresu Prima Aprilis. Jeśli rzeczywiście ortografia miejscami szwankuje we wspomnianej książce, to oznacza, że Bellona strzeliła sobie właśnie bramkę samobójczą. Styl autora? Cóż... mój znajomy polonista mawia, że styl to sprawa gustu czytelnika, ale przecież podstawową zasadą tworzenia książek jest umiejętność przekazywania przez autora określonych treści, a zatem osoba czytająca daną pracę ma prawo rozumieć to, co pisze twórca i nie „męczyć się” podczas czytania, bo o „mękach” wspominają recenzje prac Kowalczyka. Podobno recenzenci Bellony zwracają baczną uwagę na styl autorów (poprawiają nawet tychże autorów), skąd zatem wspomniane „męki”? Z pośpiechu przy pisaniu książki? Zabrakło czasu na usunięcie zbędnych słów i zastąpienie powtórzeń innymi określeniami? Ile razy zmieniam zdania w pisanych przez siebie tekstach? Wielokrotnie. Czasem czytam dany fragment po raz setny i za tym setnym razem zmieniam układ wypowiedzi (to nie żart – zaglądam do swoich artykułów i książek co pewien czas i znowu coś poprawiam; nawet własną pracę magisterską ulepszyłem językowo już po jej obronieniu). Tymczasem Primo pisał, że Kowalczyk od dawna starał się o publikację w Bellonie, dlaczego więc nie naniósł konieczne poprawki czekając na ciągle odkładany termin wydania? Ja po złożeniu tekstu u wydawcy, nie czekając na recenzję, poprawiam, co tylko wychwycę jeszcze niewłaściwego w swoim pisarstwie. Dużo miejsca poświęciłem stylowi, ale właśnie dbałość o formę świadczy o poważnym traktowaniu przez autora odbiorcy jego tekstów. Co tymczasem dostajemy do rąk? Domniemane błędy ortograficzne (w świecie dzisiejszej techniki łatwiej się przed nimi uchronić, niż dawniej) i kontrowersyjny styl. Czy wynika z tego zarzut niedbalstwa, często tutaj podnoszony? Do końca nie wiemy, czy to niedbalstwo, ale ci, którzy tak myślą, mają poważne argumenty na obronę własnego stanowiska. Argumenty owe tkwią w kompleksie spraw związanych z konstrukcją pracy oraz jej detalami, wszak jeden z recenzentów zwrócił uwagę na to, że obszerne partie „Małojarosławca”, ponoć nie związane bezpośrednio z samą bitwą, to kalka fragmentów wcześniejszej książki Kowalczyka, tj. „Katastrofy Wielkiej Armii”. Co może sobie zatem pomyśleć czytelnik interesującego nas Habeka? Może pomyśleć, że pan Robert skopiował na rzecz Bellony obszerne partie swojej wcześniejszej książki, do których to fragmentów dopisał opis bitwy pod Małojarosławcem – opis, który też wzbudził liczne zarzuty recenzentów.
Co już mamy w naszym wykazie? Domniemane błędy ortograficzne, kontrowersyjny styl i przepisanie na nowo swojej uprzedniej książki? Można zarzucić pójście na łatwiznę? Można, bo dodatkowo opis samego starcia wedle tychże recenzji zasadził się na niewystarczającej bazie źródłowej. Wyobraźmy sobie zatem, ze jestem fanem epoki napoleońskiej, który poszedł do ulubionej księgarni, a tam... bach!.. „Małojarosławiec”! Bitwa kontrowersyjna, nie opisana wystarczająco na gruncie polskim, brakujące ogniwo w mocno wałkowanym temacie wyprawy roku 1812. Widząc taką pozycję serce i oczy chcą ze mnie wyskoczyć i od razu skonsumować pracę człowieka należącego do środowiska akademickiego (tak tłumaczę sobie fakt wydania „Katastrofy...” przez oficynę Uniwersytetu Łódzkiego). Warto dodać, że zaglądam sobie czasem do Historyków.org, gdzie ceniony przeze mnie Primo informuje mnie tajemniczo o czekającej gratce w postaci pracy swojego uczelnianego kolegi. Chodzą słuchy, że praca będzie świetna, a Bellona machnęła nawet kolorowe ilustracje. Jak mnie to nastraja? Tak mnie nastraja, jak nastroiło Stanisława Kwiecińskiego i jemu podobnych. Co potem? Potem są wymienione już przeze mnie błędy i, jak pisał jeden z recenzentów, „autoplagiat”. Może jednak opis bitwy pod Małojarosławcem zrekompensuje mi wszelkie rozczarowania? Okazuje się, że nie, bo ordre de bataille nie ten, źródła nie te, opracowania nie te itp. Czyli co mi zostało? Zostało mi przeświadczenie, że ktoś mnie oszukał – pomachał legitymacją z uniwerku, znakiem firmowym uznanej od lat firmy wydawniczej, napisał byle jak stylistycznie, nie poprawił błędów ortograficznych, sprytnie załatwił sobie dodatkowe honorarium za coś, co już kiedyś napisał, a wreszcie... położył opis tytułowej bitwy. Tak sobie może pomyśleć wielu czytelników i wielu też rzeczywiście pomyślało. Czy tak było istotnie? Nie znamy kulis powstawania pracy, a często nawet nie znamy samej pracy (ja znam tylko recenzje). Od razu powiedzmy sobie jednak – za błędami i zaniechaniami, o jakich piszę, nie stoi jeden tylko człowiek, ale zespół ludzi. Z czego one wynikły? Może z tego, że „Małojarosławca” nie odnajdziemy w oficjalnym katalogu zapowiedzi wydawniczych Bellony na pierwszą połowę roku 2008. Autor ponoć od dawna pukał do drzwi redakcji Bellony, ale książka wyskoczyła na rynek jak przysłowiowy „Filip z konopi”, ni z tego, ni z owego. Szkoda, że wyskoczyła, a nie wyszła, bo może wtedy miałaby lepszą prasę.
Wszystko, co napisałem w tym poście, stanowi moją refleksję wynikającą z lektury recenzji książki człowieka, którego nie znam i do którego nie żywię żadnych uprzedzeń. Post ten oddaje to, co myślą i mogą myśleć czytelnicy „Małojarosławca”, do czego zresztą mają pełne prawo. Pisząc swój tekst starałem się wejść w skórę osób zafascynowanych epoką napoleońską, spojrzeć poprzez pryzmat ich doświadczeń i oczekiwań. Pozostał jednak jeszcze jeden kompleks spraw, nie opisany tutaj przeze mnie. Chodzi o mój osobisty stosunek do wybranych zarzutów merytorycznych postawionych książce Kowalczyka. Chciałbym część z nich odrzucić, wskazując na ich niezasadność, jak również podać możliwą inną interpretację myśli autora Habeka, niż ta podana przez recenzentów. Planuję dodatkowo podkreślić te błędy pana Roberta, które nie zostały wystarczająco mocno zaakcentowane w recenzjach, jak również wskazać moim zdaniem właściwy sposób na rozpoznanie rzeczywistego warsztatu naukowego łódzkiego historyka. Myślę także, że warto twórczość Kowalczyka pokazać na tle innej literatury i to wcale nie związanej z tematyką jego zainteresowań, ale będącej ilustracją podobnych problemów, jak te sygnalizowane przez recenzentów. Chciałbym tym wszystkim zająć się jednak w odrębnym poście, dając Wam czas na przetrawienie napisanych już przeze mnie treści.
rafalm
QUOTE
Rafale! Do Ciebie także mam słów parę. Sam przyznałeś bowiem, iż wzburzyła Cię recenzja Leguna, gdyż wiedziałeś, iż Kowalczykowi pomagał w tworzeniu „Małojarosławca” Twój znajomy, ekspert w zakresie napoleoników. Uznałeś z góry, że praca jest dobra, bo miał na nią wpływ uznany autorytet w zakresie danej epoki? Nie czytałeś najnowszej pozycji z serii „Historyczne Bitwy” i zastrzegasz się, że nie prędko to uczynisz, bo, jak się domyślam, nie lubisz czytać książek o wojnie roku 1812 pisanych z polskiej perspektywy – więc co upoważniło Cię do podważenia recenzji Leguna? Tymczasem Primo zdementował opinię, jakoby Twój znajomy miał mieć znaczący wpływ na treść i formę „Małojarosławca”. Wychodzi na to, że pospieszyłeś się ze swoim kontratakiem wymierzonym w Leguna. Stanisław Kwieciński użył w dyskusji konkretnych argumentów, gdy Ty zrazu oparłeś się tylko na niepotwierdzonych plotkach i własnych domysłach dotyczących kulis powstawania interesującej nas książki.

Oczywiście racja, dlatego się już publicznie pokajałem worthy.gif ale i tak uważam, że wiele zarzutów leguna jest na wyrost huh.gif

QUOTE
Roberta Kowalczyka

Rafała smile.gif

QUOTE
Osobiście uważam jednak, że niezależnie czy książka jest popularno-naukowa czy stricte naukowa to musimy dążyc do modelu idealnego.

a czy osiągnięcie modelu idealnego wymaga spędzania wielu godzin w archiwach wojskowych confused1.gif wg mnie tak smile.gif ale wg autora tego postu nie sad.gif

QUOTE
Bitwa kontrowersyjna, nie opisana wystarczająco na gruncie polskim, brakujące ogniwo w mocno wałkowanym temacie wyprawy roku 1812.

Moim zdaniem Kukiel, Britten, Zamoyski, Segur, Thiers i Caulaincourt opisali ją wystarczająco dokładnie huh.gif ale każdy może chcieć czegoś więcej smile.gif
Primo!
QUOTE(kalimerasas @ 14/04/2008, 19:20)

Zauważyłem że Primo przyjął taktykę wybielania wszystkich gniotów z serii HB w oparciu o fakt "..że są to książki popularno naukowe..." Z tego powodu wszelkie rażące braki w bibliografii, stylistyka autora i inne niedoróbki są z góry usprawiedliwione.
*


Jestem na tym forum odrobinę dłużej od Ciebie i sam wiem, że wielokrotnie krytykowałem różne "gnioty" wydane w Historycznych Bitwach właśnie za niedostatki bibliograficzne. Obśmiałem wręcz Hastings 1066, napisane przez pracownika naukowego z Warszawy za bibliografię złożoną z... 7 polskojęzycznych pozycji książkowych (zero źródeł). Skądinąd ten pan doktor specjalnie nie wysilił się, opierając się głównie na biografii Wilhelma Zdobywcy, autorstwa Paula Zumthora. Byłem oburzony żenująco niskim poziomem Koronowa 1410, które odzwierciedla stan wiedzy sprzed 30 lat o pogrunwaldzkich losach kampanii 1410 roku i sprzedaje szereg "księżycowych teorii spiskowych". O kompromitujących całostronnicowych cytatach z Sienkiewicza, Jasienicy i Kuczyńskiego nie warto nawet wspominać. Ostro krytykowałem Orszę 1514 za... 4 strony o samej bitwie. To są przykłady tragicznie słabych HBeków.

Czy Małojarosławiec 1812 można uznać za "gniota", czy też tak jak zrobił to w swoim pierwszym poście legun70 "można powiedzieć, iż dobrze, że książka powstała, bo brak było tego tytułu, ale to jej jedyny plus"? confused1.gif
Moim zdaniem nie, bo obie opinie są krzywdzące dla autora i jego pracy. To jest moje zdanie, każdy ma prawo mieć inne, tylko jeszcze warto, aby przed jego publicznym wyrażeniem zerknął na własną półkę z HBekami. Tak dla porównania z dotychczasowym dobytkiem.

W odpowiedzi koledze Marcinowi (Stonewallowi):

Muszę przyznać Stonewall, że Twoje dwa posty to prawdziwa ekwilibrystyka. Stworzyłeś nowy gatunek literacki pod nazwą "recenzja na podstawie recenzji", polegający na multiplikacji treści wcześniej wygłoszonych przez inne osoby. Ciekawe...

QUOTE(Stonewall @ 14/04/2008, 16:59)

Początkowo planowałem jedynie kontakt prywatny z Primo i Rafalmem, aby podzielić się z nimi swoimi spostrzeżeniami. Ostatecznie uznałem jednak, że najlepiej będzie, jeśli zabiorę publicznie głos, choćby to nawet miało oznaczać przysłowiowe włożenie głowy między drzwi. Uważam bowiem, iż kolegę Leguna spotkała nadmierna i niezasłużona krytyka ze strony wyżej wymienionych panów. 
*


Z mojej strony przyczyną tej krytyki była dyskredytująca wypowiedź leguna70 w podsumowaniu jego recenzji. Odebrałem ją jako przejaw zwykłej ludzkiej, bezinteresownej złośliwości. Skądinąd pewna anonimowa osoba, o której jest mowa w Twoim poście, dobrze wie, że zarzekałem się z sobie wiadomych powodów, iż nie będę się wypowiadał w tym wątku.

QUOTE(Stonewall @ 14/04/2008, 16:59)

Wiem, że Robert Kowalczyk jest dobrym znajomym tutejszego moderatora, a jego książka była od dawna w dobrej wierze zapowiadana przez Primo. Rozumiem, że miałeś i Ty Marcinie nadzieję na dobrze napisaną książkę, tym bardziej że od dawna robiłeś nam na nią smaka. Myślę jednak, że więzy koleżeństwa miały jakiś wpływ na Twoją polemikę z Legunem, choćby nawet na poziomie podświadomości. Warto bronić przyjaciół, zwłaszcza przed najcięższymi zarzutami, ale nie oznacza to, iż należy pouczać innych o tym, jak powinni odbierać tzw. literaturę popularnonaukową.
*


Stonewall, bardzo nieuczciwa, wręcz chamska zagrywka pod moim adresem w postaci sugestii: skoro Primo! jest znajomym autora, to oznacza, że jest nieobiektywny.
Gdybyś był w porządku, nie użyłbyś tego argumentu. Niestety, pozujesz na obiektywnego obserwatora dyskusji, a stosujesz ciosy poniżej pasa. Nieładnie! sad.gif
Choćby z tego powodu, że sam przyznałem się kilka miesięcy temu do znajomości z autorem Małojarosławca.

Znam jeszcze dwóch autorów, którzy złożyli swoje prace w Bellonie i nauczony dzisiejszym doświadczeniem nie mam zamiaru ujawniać ich personaliów i tytułów książek, aby w żaden sposób nie wiązano ich z moją osobą.

Stonewall, do pouczania "innych o tym, jak powinni odbierać tzw. literaturę popularnonaukową" jeszcze wrócę w kontekście Twojej przyszłej twórczości... wink.gif

QUOTE(Stonewall @ 14/04/2008, 16:59)

Zauważyłem, że Legun poczuł się zmieszany takim obrotem sprawy i wręcz zamierzał wycofać się z dyskusji ze względu na rosnące emocje jej towarzyszące.
*


Miał powody do zmieszania, bo sam sprokurował te rosnące emocje. Gdyby nie to ostatnie zdanie z jego recenzji w ogóle nie zabierałbym tutaj głosu.

QUOTE(Stonewall @ 14/04/2008, 19:27)

Podniesiono nawet fakt występowania w tekście owego Habeka błędów ortograficznych (!), w tym również na okładce książki. 
*


Bez złośliwości, proszę o konkrety, taką minierratę z podaniem stron i rodzaju błędów. Pisząc te słowa świadomie lub nieświadomie możesz sugerować, że w książce roi się od błędów ortograficznych. Po prostu chciałbym się dowiedzieć, czy jest ich mnóstwo, czy kilka. confused1.gif

QUOTE(Stonewall @ 14/04/2008, 19:27)

Styl autora? Cóż... mój znajomy polonista mawia, że styl to sprawa gustu czytelnika, ale przecież podstawową zasadą tworzenia książek jest umiejętność przekazywania przez autora określonych treści, a zatem osoba czytająca daną pracę ma prawo rozumieć to, co pisze twórca i nie „męczyć się” podczas czytania, bo o „mękach” wspominają recenzje prac Kowalczyka. 
*


De gustibus non disputandum est.
Mnie na przykład irytują i męczą zdania wielokrotnie złożone w moich własnych i cudzych wypowiedziach pisemnych. Komuś innemu mogą się podobać. confused1.gif
Mnie akurat styl pisarski Rafała Kowalczyka nie męczy, choć nie ukrywam, że ma bardzo specyficzny sposób pisemnego formułowania swoich myśli. Pewnie niektórym czytelnikom "nie leży".

QUOTE(Stonewall @ 14/04/2008, 19:27)

Ile razy zmieniam zdania w pisanych przez siebie tekstach? Wielokrotnie. Czasem czytam dany fragment po raz setny i za tym setnym razem zmieniam układ wypowiedzi (to nie żart – zaglądam do swoich artykułów i książek co pewien czas i znowu coś poprawiam; nawet własną pracę magisterską ulepszyłem językowo już po jej obronieniu). 
*


Chwała Ci za takie dopieszczanie Twoich tekstów. Najlepszy jest stary dziennikarski sposób, czasochłonny, ale skuteczny: czytanie gotowych tekstów na głos, bo koncentracja wtedy lepsza i łatwiej wychwycić "style" i interpunkcję.

Zarzut niedbalstwa Rafała Kowalczyka, hmm, bardzo mocne słowa. A jak pojawiają się mocne słowa, muszą pojawić się mocne argumenty, a nie tylko przesłanki. sad.gif

QUOTE(Stonewall @ 14/04/2008, 19:27)

Argumenty owe tkwią w kompleksie spraw związanych z konstrukcją pracy oraz jej detalami, wszak jeden z recenzentów zwrócił uwagę na to, że obszerne partie „Małojarosławca”, ponoć nie związane bezpośrednio z samą bitwą, to kalka fragmentów wcześniejszej książki Kowalczyka, tj. „Katastrofy Wielkiej Armii”. Co może sobie zatem pomyśleć czytelnik interesującego nas Habeka? Może pomyśleć, że pan Robert skopiował na rzecz Bellony obszerne partie swojej wcześniejszej książki, do których to fragmentów dopisał opis bitwy pod Małojarosławcem – opis, który też wzbudził liczne zarzuty recenzentów.
*


Zarzut Pana Krzysztofa Owcy (przepraszam jeśli przekręciłem nick, nie mogłem go sprawdzić, bo macie w tej chwili jakieś problemy z serwerem na napoleon.gery.pl).

Pudło drogi Stonewallu! Nihil novi sub sole! rolleyes.gif
Takie przypadki już były, aż dziw, że ich nie zauważyliście i z podobnym dramatyzmem nie piętnowaliście.

1. Legnica 1241, autor Jerzy Maroń, profesor UWr (Warszawa 1996) --> tenże, Koczownicy i rycerze. Najazd Mongołów na Polskę w 1241 roku na tle sztuki wojennej Europy XII i XIII wieku, Wrocław 2001.
Identyczne duże fragmenty rozdziałów, dotyczących wojskowości, zwłaszcza polskiej.

W drugą stronę: smile.gif

2. Mój ulubiony Grunwald 1410, to popularnonaukowa przeróbka znakomitej rozprawy habilitacyjnej prof. Andrzeja Nadolskiego, opublikowanej przez OBN w Olsztynie 3 lata przed HBekiem. Pomimo zbieżności niektórych zdań w tekstach obu prac, nie potępiam, tylko obie gorąco polecam!

3. Sławomir Augusiewicz, Prostki 1656 i Działania militarne w Prusach Książęcych w latach 1656-1657, jak wyżej.

Wszystkim przyszłym autorom Historycznych Bitew życzyłbym takich udanych "autoplagiatów", jak określił to Pan Owca. Sobie również, bo zamierzam pójść drogą przerabiania pracy naukowej w popularnonaukową.

QUOTE(Stonewall @ 14/04/2008, 19:27)

Można zarzucić pójście na łatwiznę? Można, bo dodatkowo opis samego starcia wedle tychże recenzji zasadził się na niewystarczającej bazie źródłowej. 
*


I kto to pisze... smile.gif
Stonewall, piszesz obecnie książkę popularnonaukową na pewien temat, życzę Ci tak surowego recenzenta, jakim legun70 był dla Rafała Kowalczyka.
A wiesz, że masz się czego obawiać, bo Twoja bibliografia, jak sam mi przyznałeś, z przyczyn Nam obu znanych, pozostawia wiele do życzenia. Ten kij, którym dzisiaj okładasz Kowalczyka, za rok, dwa może wylądować na Twojej głowie. I zarzut pójścia na łatwiznę też. Zatem więcej pokory, drogi kolego.

QUOTE(Stonewall @ 14/04/2008, 19:27)

Post ten oddaje to, co myślą i mogą myśleć czytelnicy „Małojarosławca”, do czego zresztą mają pełne prawo. Pisząc swój tekst starałem się wejść w skórę osób zafascynowanych epoką napoleońską, spojrzeć poprzez pryzmat ich doświadczeń i oczekiwań. 
*


Gratuluję zdolności do zbiorowej empatii. Pozwól może innym osobom na wyrażanie własnych, suwerennych opinii, a nie narzucaj w karykaturalny sposób tego "co myślą i mogą myśleć czytelnicy „Małojarosławca".

Dziękuję wszystkim za dotychczasową dyskusję, ponieważ nie zamierzam jej kontynuować w atmosferze polowania z nagonką.
Krzysztof M.
Jeszcze nigdy tak wielu (łącznie ze mną!) nie napisało tak wiele o... książce której nikt nie czytał (nie dotyczy leguna) smile.gif
Primo!
QUOTE(Krzysztof M. @ 15/04/2008, 7:56)
Jeszcze nigdy tak wielu (łącznie ze mną!) nie napisało tak wiele o... książce której nikt nie czytał (nie dotyczy leguna) smile.gif
*


... a najbardziej mędrkuje, analizuje i "stroszy pióra" w tym wątku forumowicz, który jej nawet nie miał w rękach. laugh.gif laugh.gif

W ramach krótkiego uzupełnienia, uprzedzając ewentualne zarzuty kolegi mędrkującego, pragnę dodać, że żaden ze mnie stronniczy "adwokat Kowalczyka". Powiem więcej, nawet nie otrzymałem egzemplarza autorskiego, chociaż mam malutkie zasługi w powstaniu tej książki: niegdyś podsunąłem autorowi pomysł zgłoszenia się do Bellony, a nawet wyczerpująco przedstawiłem mu warunki współpracy z tą oficyną i zachęcałem do wyprawy na Grzybowską.
Skoro autor mówiąc dosadnie i kolokwialnie "olał" starego, dobrego kolegę, postanowiłem nie robić mu już więcej osobistej publicity na tym forum. Wyszło inaczej... Sorry, za te kilka zdań totalnej prywaty, życzę dobrej zabawy i wielu wrażeń!

Pozdrawiam, Primo! rolleyes.gif
legun70
Na formu gery.pl Gipsy napisał:

"cytat: Legun70 (Historycy.org)
".... autor przytacza wykaz jednostek i dowodcow z dnia 9 wrzesnia nie podajac, iz wielu z wymienionych generalow nie dowodzilo juz swoimi jednostkami bo; lezeli ranni (Zajaczek jeszcze pod Smolenskiem)..."
O ile dobrze pamietam to gen.Zajaczek zostal ciezko ranny (stracil noge) w bitwie nad Berezyna (26-29 listopad 1812).
A wiec ponad dwa i pol miesiaca pozniej.
Troche tu brak konsekwencji przy krytyce autora ksiazki, kiedy samemu popelnia sie podstawowe bledy."

Wyjaśniam więc koledze, iż Zajączek został ranny podczas szturmu Smoleńska i musiał zdać dowództwo swojej dywizji. Ponownie stanął na czele swoich żołnierzy kilka tygodni później, w październiku, na kilka godzin przed atakiem rosyjskim na pozycje polskie pod Tarutino (gdzie nota bene ponownie został lekko ranny). Tak więc 9 IX BYŁ NIEOBECNY.
I kto tu robi błędy???
Pozdrawiam
rafalm
QUOTE(Krzysztof M. @ 15/04/2008, 6:56)
Jeszcze nigdy tak wielu (łącznie ze mną!) nie napisało tak wiele o... książce której nikt nie czytał (nie dotyczy leguna) smile.gif
*


aż strach pomyśleć co będzie się działo, jak wszyscy ją przeczytają censored.gif

QUOTE
Stonewall, piszesz obecnie książkę popularnonaukową na pewien temat, życzę Ci tak surowego recenzenta, jakim legun70 był dla Rafała Kowalczyka.
A wiesz, że masz się czego obawiać, bo Twoja bibliografia, jak sam mi przyznałeś, z przyczyn Nam obu znanych, pozostawia wiele do życzenia. Ten kij, którym dzisiaj okładasz Kowalczyka, za rok, dwa może wylądować na Twojej głowie. I zarzut pójścia na łatwiznę też. Zatem więcej pokory, drogi kolego.

Tutaj Primo trafił w dziesiątkę smile.gif każdy ma prawo do krytyki, bo to jest najłatwiejsze, ale ile pracy, poświęceń i nakładów finansowych wymaga spłodzenie działa, wie tylko ten, który próbował to zrobić. Stąd wzięło się moje pytanie do leguna o wykaz jego bibliografii huh.gif
legun70
Rafalmie
- zapytam więc przewrotnie: czy skoro autor (jakikolwiek - "Borodina", "Małojarosławca", "Somosierry" lub - tu wstaw wybrany tytuł) namęczył się, poświęcił wiele pracy, wysiłku i nakładów finansowych to automatycznie oznacza, że mamy śpiewać peany na jego cześć??? Czy oceniamy wysiłek czy efekt końcowy? Oceniamy włożony trud, czy może to, co powstało w wyniku tego trudu?
Chylę głowę przed wysiłkiem autora (a w jednym z postów próbowałem Ci pokazać, że wiem co rozumiesz pod tym pojęciem), ale oceniam efekt - a ten w przypadku "Małojarosławca", według mojej oceny, pozostawia bardzo wiele do życzenia. Podkreślam - według mojej oceny. Jeżeli chcesz poznać inne oceny - wejdź chociażby na stronę Bellony. Jest tam recenzja niejakiego "Roberta", który zalicza "Małojarosławiec" do 4 najlepszych HB-ków w historii. Jednocześnie - czyżby czytał to szacowne forum? - chwali książkę w każdym z punktów, w których ja ją skrytykowałem. Może ta recenzja bardziej przypadnie Ci do gustu?
Na koniec zachęcam wszystkich do lektury "Małojarosławca" i do dalszej dyskusji. Pomińmy sympatie i uprzedzenia, i skupmy się na treści. O to chyba chodzi - prawda?
Pozdrawiam
AlbertWarszawa
Nie czytałem tej książki, więc się o niej nie wypowiadam. Prawda jest jednak taka, że Bellona może sobie pozwolić na wydawanie gniotów (zaznaczam, że nie mówię, że takowym jest "Małojarosławiec"), bo jest wielu kolekcjonerów, którzy kupują w ciemno wszystko z HB albo kolekcjonerzy poszczególnych epok. Na przykład ja mam wszystkie HB starożytne i średniowieczne, choć wiem, że niektóre są słabe. Podobnie jest zapewne z wieloma miłośnikami epoki napoleońskiej - kupią "Małojarosławiec" w ciemno lub nawet po przeczytaniu krytycznych uwag, bo chcą mieć wszystko na ten temat. Dlatego Bellona, która nadal ma zdecydowanie największy udział w rynku monografii bitew może sobie "lecieć w kulki" i wydawać słabe pozycje i/lub z ogromną liczbą literówek/fatalnymi mapami i innymi grzeszkami, które uchodzą jej płazem. Być może to temat na osobną rozmowę, więc jeśli ktoś jest zainteresowany kontynuowaniem tego wątku to można się uśmiechnąć do naszego moderatra, by go wydzielił wink.gif
EDIT: No i przypomniał mi się jeszcze jeden grzech Bellony, którym ostro przegięli - brak bibliografii w "Konstantynopolu 1453". Mam nadzieję, że to nie jest jakiś trend, bo to kompromitacja.
OverHaul
QUOTE
Jest tam recenzja niejakiego "Roberta", który zalicza "Małojarosławiec" do 4 najlepszych HB-ków w historii.

Czytałem tę recenzję. Zachwyciło mnie zwłaszcza jedno zdanie:
CODE
Napisane wprawnym piórem opisy bitew pod [b]Możajskiem[/b] i Krimskoje, [b]o których trudno szukać w literaturze[/b]

Nie wiem, czy autor mówi o Borodino, ale jeśli nie, to którą bitwę ma na myśli?
A te cztery najlepsze HB-ki - pozostałe to dwa Bieleckiego i Nowy Orlean. Czyli wszystko z lat 1800-1815, a więc zapewne w takich specjalizuje się Robert...

A co do książki - miałem zamiar kupić i w końcu sam nie wiem... Chyba przejrzę w księgarni, nie ma to jak samemu stwierdzić smile.gif
rafalm
QUOTE
zapytam więc przewrotnie: czy skoro autor (jakikolwiek - "Borodina", "Małojarosławca", "Somosierry" lub - tu wstaw wybrany tytuł) namęczył się, poświęcił wiele pracy, wysiłku i nakładów finansowych to automatycznie oznacza, że mamy śpiewać peany na jego cześć??? Czy oceniamy wysiłek czy efekt końcowy? Oceniamy włożony trud, czy może to, co powstało w wyniku tego trudu?

Nie mówię nigdzie, że nad którąkolwiek książką należy piać peany, ohmy.gif ale uważam, iż krytyka każdej pozycji powinna być wyważona, a nie równająca od razu opracowanie z brukiem. huh.gif Natomiast IMHO nie wolno czynić jakichkolwiek osobistych wycieczek w kierunku autora, jak choćby:
"autor miał problemy ze znalezieniem dobrych opisów i wykorzystywał (rozpaczliwie?) wszystko, co ukazało się na rynku. "
"Wątpliwość budzi również znajomość realiów pola walki na początku XIX w."
no, chyba, że autor celowo zniekształca przekaz, aby gloryfikować jedną z walczących stron, jak choćby niejaki Digby Smith doppelpunkt.gif

ps. swoją drogą ciekaw jestem Twojego zdania na temat "Somosierry" Bieleckiego, ale w odpowiednim topiku smile.gif
kalimerasas
Witam wszystkich zniesmaczonych i zachwyconych pozycją R. Kowalczyka, przez którą już tyle "krwi" się na forum polało.

Ja podobnie jak wielu innych forumowiczów czekałem niecierpliwie na ukazanie się tej pozycji, tym bardziej że Primo już wcześniej ją pozytywnie zarekomendował.

W tej chwili jestem na gorąco po lekturze Małojarosławca i moje odczucia i wnioski są następujące:
Rozdział I i II faktycznie nie napawają optymizmem. Opis działań WA po Borodino aż do murów Moskwy jest przedstawiony nieco chaotycznie. Styl autora także pozostawia wiele do życzenia. Epitety na str. 21-22 w stylu "kolumny napoleońskiej piechoty były miażdżone przez huraganowe salwy rosyjskij artylerii" kojarzą mi się bardziej z polem bitwy pod Verdun w sto lat później, ale mniejsza o to.
Kolega Legun słusznie wytyka moim zdaniem wtrącanie biogramów dowódców w trakcie opisywania działań bojowych, jako czytelnik gubię wątek i muszę niczym slalomem wertowac dalej książkę aby ów wątek znów odnaleźc. Ale to także nie jest aż taki wielki mankament.
Błędy ortograficzne pojawiają się tu i ówdzie, ale nie ma ich aż tyle, aby zdyskredytowały całą pracę.
Rozdział II, czyli pobyt w Moskwie nasycony jest mnóstwem opisów z pamiętników znanych nam i nie znanych. Nie publikowane wspomnienia czy to żołnierzy polskich, czy obcych to jednak zaleta tej pracy.Częśc wspomnień pochodzi w dużej części z Segura, ale równocześnie autor podaje inne wspomnienia które niejako potwierdzają to co już wiemy o pobycie w Moskwie, ale nie mamy pewności że tak faktycznie było. Ja bynajmniej mam tutaj pozytywne odczucia.

Faktycznie (jak wytknął to kolega Legun), autor zupełnie pomija bitwę pod Tarutino, odnosi sie wrażenie jakby to była jakaś czarna dziura w całej kampanii 1812. Podejrzewam jednak, że skoro juz Pan Dusiewicz opisał tę bitwę na łamach HB, to Pan Kowalczyk nie chciał mu robic swoistej "konkurencji". Mam tylko obawę, że jeżeli jakiś początkujący Bonapartysta zetknie się po raz pierwszy Z Małojarosławcem, to to będzie długo żył w niewiedzy, że między wymarszem z Moskwy a bitwą pod Małojarosławcem odbyła się jeszcze "jakaś" bitwa pod Tarutino...
Rozdział III- sama bitwa pod Małojarosławcem to prawdziwy popis autora- dosłownie. Miałem (pozytywne) wrażenie jakby od tego momentu ksiązkę pisał inny człowiek. Bitwa jest przedstawiona bardzo dobrze, jeśli nie po mistrzowsku. Można poczuc pole bitwy(ja bynajmniej poczułem je tak, jakbym czytał niegdyś po raz pierwszy Lipsk Nadzieji i Waterloo Malarskiego-a więc brawo Panie Kowalczyk).
Znalazłem co prawda 2 czeskie błędy jeden po drugim na str. 112 że Dochturow urodził się w 1856(!)a w 1871 został oficerem w siemionowskim pułku gwardii...,ale skwituję to uśmiechem, a nie zajadłą krytyką. Poza tym stylistyka w tym rozdziale szybuje już na bardzo wysoki poziom, zdania są składne i jedno wypływa z drugiego. Przebieg bitwy jest przedstawiony w kryterium popularno-naukowym bardzo dobrze.
Ostatni podrozdział książki- opis działań po bitwie jest także bardzo dobry i nie ustepuje stylistycznie i merytorycznie bitwie. Autor dokładnie wyjaśnia czym i gdzie był trakt na Medyń, Jelnię, Juchnów, Wiereję itd. Do tej pory czytając Kukiela miałem prawdziwy mętlik w głowie i nie wiedziałem o co chodzi. Teraz dzięki pracy Kowalczyka już wiem i jestem z tego powodu mu bardzo wdzięczny(zlikwidował mi białą plamkę)

Zarzut kolegi Leguna odnośnie słabych map jest dla mnie najbardziej niesprawiedliwy. Mapki są ze wszech miar dobre i czytelne. Brakuje w nich tylko moim zdaniem zaznaczenia artylerii francuskiej(włoskiej). Mapki zawsze mogą byc trójwymiarowe, ale to tylko HBek, więc są OK.

Ostatni zarzut kolegi Leguna,to brak stwierdzenia przez autora, kto faktycznie wygrał bitwę pod Małojarosławcem. Autor pozostawia czytelnikom w tym względzie dowolną interpretację, i dobrze, bo moim zdaniem była to bitwa jak najbardziej nierozstrzygnięta.

Faktem pozostaje, że autor mógłby okrasic swoja pracę chociaż dwoma lub trzema wspomnieniami żołnierzy rosyjskich lub włoskich(o ile takie istnieją).

Podsumowując wystawiam temu HBekowi ocenę 4 (od 1-5). Gdyby ksiązka była lepiej dopracowana stylistycznie i miała owe kilka relacji rosyjskich i włoskich, to wystawiłbym jej 5.

Zachęcam wszystkich do zakupienia i przeczytania- warto!
legun70
Rafalmie
Cytowane przez Ciebie fragmenty mojej wypowiedzi chyba jednak mieszczą się w granicach dyskusji. Nie obrażam autora, nie rzucam określeniami, które są uważane za obraźliwe. Spotykałem już ostrzejsze zwroty na tym forum. Ale, oczywiście, wezmę sobie to do serca i poprawię się.

Co do „Somosierry” – pozwól, że na razie uniknę tematu. Powody są dwa. Po pierwsze znałem osobiście śp. R. Bieleckego i darzyłem go ogromnym szacunkiem. W znacznym stopniu jego książki ukształtowały moje zainteresowania i pasje. Nie oznacza to, że nie umiem patrzeć krytycznie na Jego publikacje (wiem, że są w nich czasami błędy). Po drugie – i to jest zdecydowanie ważniejszy powód – „Somosierrę” czytałem bardzo dawno (w ubiegłym tysiącleciu, że tak powiem...) i do dyskusji z Tobą muszę ją sobie przypomnieć. Jedno jednak wiem na pewno – zawarte w niej przemyślenia i ustalenia Autora co do przebiegu szarży i ustawienia baterii hiszpańskich były (o ile się nie mylę) pionierskie i obaliły kilka legend o zwycięstwie szwoleżerów. I za to chwała Autorowi.


Szanowny Kalimerasasie!

Miło było przeczytać Twoją recenzję, choć, jak pewnie się domyślasz, nie zgadzam się z nią w kilku co najmniej punktach. Pozwolę sobie rozwinąć kilka wątków i mam nadzieję, że już do końca nie narażę się Primo i Rafalmowi. Postaram się też trzymać emocje i sądy zbyt srogie na wodzy.

Słusznie zwróciłeś uwagę, że książka dzieli się na dwie części. Pierwsza z nich – nazwijmy ją Od Borodino do Moskwy – nie wywarła na Tobie pozytywnego wrażenia. Ja, oprócz innych wcześniejszych zarzutów zapytam jeszcze o związek z tematem. Pomóż mi, ale ja go nie widzę. Opisy walk na drodze do Moskwy, historia Roztopczyna i podpalenia stolicy, grabieże i gwałty – wszystko to niewiele ma wspólnego z tytułem, poza oczywiście tym, że dzieje się w 1812 r. Wszystko to można było streścić w kilku zdaniach i przystąpić potem od razu do relacji wydarzeń, które doprowadziły do bitwy. A tak – 90 stron nie na temat.

Genezę bitwy o Małojarosławiec dostrzegam w decyzji opuszczenia przez Napoleona Moskwy i udania się na południe. Wydarzenia pod Tarutino, klęska Murata i jej skutki, reakcje personalne w obozie rosyjskim, wymarsz z Moskwy – jak bardzo tego brakuje! Sam nazwałeś to czarną dziurą! Opisanie tego nie robi nikomu konkurencji (opisy wydarzeń w Moskwie są przedstawiane częściej i jakoś nie dostrzegasz nic złego w ich rozbudowanej formie). Brak, lub raczej szczątkowość, opisu zagadnień z 19-24 października (zarówno strony francuskiej jak rosyjskiej – zwłaszcza w zestawieniu z rozbudowanym opisem wcześniejszych tygodni) to poważny mankament – to tak, jakby zapomnieć przy Grunwaldzie napisać, jak Polacy i Litwini zdążali na pole bitwy.

Sama bitwa pod Małojarosławcem – cóż, mnie się nie podobała. Podałem wcześniej kilka przykładów, zarówno językowych, merytorycznych – czy jak kto woli realiów pola walki. Podkreślam jeszcze raz brak ważnych źródeł – dostępnych w Polsce (np. relacji rosyjskich). Czy zwróciłeś uwagę na dysproporcje pomiędzy wykorzystaniem źródeł w rozdziałach „nie o bitwie” a „o bitwie”? W tych pierwszych jest ich bardzo dużo, w tym drugim wypadku z epoki tylko Segur i Wilson – o ich jakości i wiarygodności pisałem (a tak na marginesie – czemu Autor nie zrobił choć pobieżnej ich krytyki?).

Ostatni rozdział, ubogacony opisem bitwy pod Polaków z Kozakami (wracamy do bogactwa źródeł), pozostawia niedosyt w kwestii ustalenia zwycięzców.

Poruszę jeszcze dwa wątki. Jeden to OdB. Wybór daty 9 września niezrozumiały. Po pierwsze, w wypadku armii rosyjskiej, zaszły w jej składzie istotne zmiany (przede wszystkim personalne). Do bitwy pod Małojarosławcem Rosjanie przystąpili więc mając innych dowódców (o poległych, rannych i oddalonych przed Borodino a więc przed 9 IX pisałem już wcześniej, potem odszedł również Barclay de Tolly, Baggowut poległ, Konownicyn został w sztabie Kutuzowa). Do bitwy pod Małojarosławcem zlikwidowano również podział na 1. i 2. Armie Zachodnie – tego w pracy R. Kowalczyka nie ma i skąd czytelnik może się domyślać, że takie zmiany zaszły? Pomijam już złe przyporządkowanie niektórych pułków, bo w OdB Francuzów jest tego typu pomyłek więcej (np. w dywizjach kirasjerów pojawiają się strzelcy konni zamiast szwoleżerów-lansjerów).

Druga kwestia – ilustracje. Nie rozumiem zamieszczenia portretu Barclaya, Poniatowskiego w młodym wieku i wielu rycin z pożaru i grabieży Moskwy. Szkoda, że zabrakło ilustracji ukazujących Rosjan (oddziały włoskie na szczęście są).

Pozdrawiam i z przerażeniem myślę o skutkach tego postu.

PS. I oczywiście nadal zachęcam do lektury i dyskusji.



kalimerasas
QUOTE(legun70 @ 16/04/2008, 0:19)

Szanowny Kalimerasasie!

Słusznie zwróciłeś uwagę, że książka dzieli się na dwie części. Pierwsza z nich – nazwijmy ją Od Borodino do Moskwy – nie wywarła na Tobie pozytywnego wrażenia. Ja, oprócz innych wcześniejszych zarzutów zapytam jeszcze o związek z tematem. Pomóż mi, ale ja go nie widzę. Opisy walk na drodze do Moskwy, historia Roztopczyna i podpalenia stolicy, grabieże i gwałty – wszystko to niewiele ma wspólnego z tytułem, poza oczywiście tym, że dzieje się w 1812 r. Wszystko to można było streścić w kilku zdaniach i przystąpić potem od razu do relacji wydarzeń, które doprowadziły do bitwy. A tak – 90 stron nie na temat.


Ostatni rozdział, ubogacony opisem bitwy pod Polaków z Kozakami (wracamy do bogactwa źródeł), pozostawia niedosyt w kwestii ustalenia zwycięzców.


Skoro już autorzy książek o RON przyzwyczaili nas do opisu stosunków polsko-szwedzkich, tureckich, rosyjskich, czy jeszcze innych które zajmują w ich pracach zwykle 2/3 tekstu książki, to opisanie przez Kowalczyka szlaku WA od Borodina do Moskwy i pobyt w Moskwie nie uznaję za tak wielki "błąd taktyczny".

Wybacz proszę, ale jakoś nie wyobrażam sobie aby bezpośredniej genezie bitwy i samemu jej opisowi można było poświęcic całe 180 stron, które liczy ta pozycja. Jeżeli ktoś dysponowałby tak obszernym materiałem źródłowym (w co bardzo wątpię), to byłoby bardzo dobrze, ale obawiam się że wyszłaby wtedy książka naukowa a nie popularno-naukowa.

Zarzuty odnośnie daty OdB uważam za czepialskie. Jeżeli są tam pewne nieścisłości to także podchodzą pod krytykę ale tylko dla pozycji naukowej. Podejrzewam, że przeciętny czytelnik ani razu nie zajrzy do ODB, a co dopiero doszukuje się tam małych błędów.

Moją opinię na temat stwierdzenia przez autora, kto wygrał pod Małojarosłacem i Medynią juz znasz. Autor pozostawia tą ocenę samemu czytelnikowi. Dobrze że tak jest, gdyz inaczej zostałby posądzony o pseudo-mądrości.
Przydałoby się kilka źródeł wiecej odnośnie bitwy, ale to już także wytknąłem.

Poza tym uważam,że jest to książka na miarę Waterloo, Lipska czy Wagram Leśniewskiego- po prostu bardzo przyzwoity HBek.
Pozdrawiam.
legun70
Kalimerasasie.
Piszesz:

Zarzuty odnośnie daty OdB uważam za czepialskie. Jeżeli są tam pewne nieścisłości to także podchodzą pod krytykę ale tylko dla pozycji naukowej. Podejrzewam, że przeciętny czytelnik ani razu nie zajrzy do ODB, a co dopiero doszukuje się tam małych błędów.

Jasne - niech więc polegli stoją na czele oddziałów, a strzelcy konni występują jako lansjerzy - co za różnica, przecież i ci i ci mieli zielone mundury. W końcu i tak tego nikt nie czyta (więc po co to jest?).

Moi starzy mistrzowie uczyli, iż najtrudniejszym - ze względu na czas i precyzję - jest sporządzenie OdB i bibliografii. Błędy w tych pozycjach pokazują zaangażowanie autora, jego dbałość o szczegóły i szacunek do odbiorcy. Ale może się mylili.
[Nie robię tu osobistych wycieczek. Gdyby ktoś chciał mnie zaatakować za powyższą uwagę, to podam na wszelki wypadek nazwiska tych, którzy przekzali mi tę wiedzę: śp. prof. J. Skowronek, śp. prof. Jaśkiewicz].
Pozdrawiam
Stonewall
Drodzy Forumowicze!
Zgodnie z zapowiedzią powracam dziś do spraw związanych z książką będącą obiektem naszych postów. Na wstępie chciałbym wszystkich uczestników i czytelników niniejszej dyskusji przeprosić za konsekwentne stosowanie błędnej formy imienia pana Kowalczyka. Zanim przejdę do zagadnień sygnalizowanych we wspomnianej zapowiedzi, pragnę odnieść się do wypowiedzi, które pod moim adresem skierował tutejszy moderator. Otóż zamierzam przypomnieć każdemu z Was, iż zwrot „błędy ortograficzne” opatrywałem słowem „domniemane”, a także wyraziłem życzenie, aby doniesienia o takich błędach okazały się li tylko primaaprilisowym żartem recenzentów. Nie stwierdziłem także w sposób kategoryczny, że autor interesującego nas Habeka wykazał niedbałość, lecz pokazałem, że ci, którzy o tę niedbałość pana Rafała Kowalczyka posądzili, mieli prawo tak myśleć (zastrzegłem wyraźnie, że nie znane są nam kulisy powstawania pracy i nie wiemy, czy wszelkie domniemane niedociągnięcia wynikają z niedbałości vel (mocniejsze słowo) niedbalstwa tego człowieka). Rzeczywiście dostrzegłem w żarliwości, z jaką Primo podjął polemikę z Legunem, cień bliżej nieokreślonej znajomości mojego imiennika z autorem „Małojarosławca”. Pisząc o tym cieniu (samo słowo „cień” w moich poprzednich wypowiedziach nie padło) zwróciłem uwagę przede wszystkim na sferę podświadomości Marcina, nie zarzucając mu bycia „stronniczym adwokatem Kowalczyka”, jak moje słowa zrozumiał Primo. Nie zakładałem zatem, że Marcin ma świadomość tego, iż część jego wypowiedzi może być podyktowana w głównej mierze faktem znajomości z panem Rafałem. Chciałbym także zaznaczyć, że nie ubodły mnie w żaden sposób użyte przez Primo pod moim adresem określenia w rodzaju „mędrkujący kolega”. Przyjąłem je z życzliwym uśmiechem zrozumienia dla takiego, a nie innego spojrzenia na mój akces do dyskusji niniejszej. Nie żywię również żadnych negatywnych uczuć w stosunku do Marcina w związku z nawiązaniem przez niego do mojej własnej twórczości pozaforumowej jako potencjalnie równie lub po części tak kontrowersyjnej jak Habek Rafała Kowalczyka. Tym samym chciałbym zamknąć część pierwszą moich nowych wywodów – ważną, bo dotyczącą osobistych relacji między uczestnikami niniejszej dysputy. Część druga, stanowiąca wyraz stosunku forumowicza Stonewalla do poszczególnych zarzutów natury merytorycznej, skierowanych pod adresem autora „Małojarosławca” przez recenzentów jego pracy, jest przewidziana w terminie późniejszym, co powinno służyć podkreśleniu wagi części pierwszej.
Stonewall
Drodzy Forumowicze!
Pora przejść wreszcie do zapowiadanej części drugiej, w której chciałbym odnieść się do zarzutów stawianych „Małojarosławcowi” przez panów: Stanisława Kwiecińskiego (w Historykach.org) i Krzysztofa O. (w Gery.pl – podobnie jak Primo mam problem z odczytaniem pseudonimu lub nazwiska wspomnianego Krzysztofa, którego miejscami zwać będę Hrabią z uwagi na fakt używania przezeń owego tytułu w dyskusjach napoleońskich).
Zacznę od Gery.pl, gdzie recenzent podważył nazewnictwo jednej z formacji wojskowych, tj. użycie przez Rafała Kowalczyka sformułowania „1szy Prowincjonalny Regiment Kroacki”. Wątpliwości Krzysztofa wzbudziły słowa: „Prowincjonalny” i „Kroacki”. Swoją analizę tego problemu rozpocznę od wyrazu nr 2. Otóż zrazu intuicyjnie uznałem, że w języku polskim dopuszczalne jest zamienne używanie określeń Chorwaci i Kroaci (to drugie zinterpretowałem jako formę dawniejszą), odnosząc owe nazwy do słów Bawarczycy i Bawarowie (forma dawniejsza), z których sam korzystam tworząc książkę o wojnie roku 1870 (nigdy natomiast nie posługiwałem się mianem „Kroatów”). Postanowiłem jednak zapoznać się w owej materii ze zdaniem specjalistów z zakresu językoznawstwa. W tym celu sięgnąłem na półkę, na której moja siostra, zajmująca się profesjonalnie nauką o języku, przechowuje „Wielki słownik poprawnej polszczyzny”, jaki w roku 2006 ukazał się nakładem PWN (jego redaktorem jest prof. Andrzej Markowski, a samo dzieło stanowi najnowszy plon polskich ekspertów od właściwego posługiwania się mową polską). Co tam odkryłem? Odkryłem, że nazwy typu: „Kroacja”, „Kroaci” czy „Kroatki” to nazwy niepoprawne (odnośnie „Bawarów” niepoprawności nie stwierdzono). Cóż... nie będę polemizował z Markowskim i jego zespołem (w jego skład weszła m. in. pani prof. Hanna Jadacka). Co dalej? Dalej mamy nieszczęsny zwrot „Prowincjonalny”. Hrabia podał w swojej recenzji, że francuska nazwa interesującego nas pułku brzmi „Provisoire”. Osoby nie znające mowy Moliera zachęcam do sięgnięcia po którykolwiek słownik francusko-polski, aby mogły się one przekonać, że słowa tego nie można tłumaczyć jako „Prowincjonalny”. Skąd ów lapsus u Kowalczyka? Nieznajomość francuszczyzny? Błędne odczytanie niewyraźnego zapisu umieszczonego w czytanym przez łódzkiego historyka rękopisie? Kalka źle przetłumaczonej nazwy pułku znajdującej się w którymś z polskich opracowań? Boję się bowiem podejrzewać pana Rafała o zwykłe „niedbalstwo”, które – jak wiemy – mamy nadzieję uważać za obce życiu zawodowemu autora „Małojarosławca”.
O czym teraz? Hmmm... bibliografia? Materiały, z jakich korzystał Kowalczyk, wzbudziły zastrzeżenia u obu recenzentów. Problem jest ważki, bo dotyczy podstawy, na jakiej oparte zostały wywody pana Rafała. Zacznę zatem od źródeł, które pojawiły się lub ich zgoła zabrakło w pracy łodzianina. Legun zarzucił Kowalczykowi, że nie skorzystał z „materiałów sztabowych dostępnych w polskich bibliotekach”. Cóż... rzeczywiście nikt podobnych pism od osób piszących Habeki nie wymaga, choć mieliśmy już w serii „Historyczne Bitwy” prace hojnie czerpiące z tego typu źródeł (np. „Nowy Orlean 1815” Roberta Kłosowicza czy „Chancellorsville 1863” Jana Szkudlińskiego). Przyjrzyjmy się zatem owym innym pracom, aby móc znaleźć odpowiedni kontekst dla książki Kowalczyka. Jan Szkudliński był w tej szczęśliwej sytuacji, że Amerykanie umieścili w Internecie ogromną masę własnych źródeł historycznych, a tym samym mógł on czytać raporty bitewne praktycznie nie ruszając się z domu (sam tak czyniłem pisząc „Sharpsburg”). Jego Habek nie powstał przy okazji tworzenia większej monografii, więc chwała gdańszczaninowi za użycie takich właśnie materiałów. Co w takim razie z Kłosowiczem? Jego „Nowy Orlean” został napisany w związku z doktoratem, który stał się udziałem krakusa, zaś autor w celu zapoznania się z korespondencją wojskową z epoki przemierzył archiwa amerykańskie (od Nowego Orleanu po Chicago), kanadyjskie (Toronto i Ottawa) oraz brytyjskie (Londyn). Tam, gdzie mógł, zbadał także interesujące materiały rękopiśmienne znajdujące się w polskich rękach (Biblioteka Czartoryskich w Krakowie) . Habek Kłosowicza poprzedził publikację rozprawy doktorskiej o trzy lata (jest on odnośnie walk w Luizjanie bardziej szczegółowy od wspomnianej rozprawy, ale ustępuje jej w detalach dotyczących innych aspektów wojny, bo całości konfliktu dotyczyły studia pana Roberta). Jak na tym tle wypada Kowalczyk? Jedno już wiemy – musiał się on w przeciwieństwie do Szkudlińskiego ruszyć z domu, ale – znów w przeciwieństwie – niekonieczny był jego wyjazd z kraju (piję teraz do Kłosowicza). Więcej podobieństw widzę jednak w zestawieniu „Małojarosławca” z „Nowym Orleanem”. Dlaczego? Dlatego, że obie pozycje dotyczą podstawowych problemów badawczych, jakimi zajmują się obaj panowie i obie powstały przy okazji tworzenia większych prac naukowych. Na tym jednak podobieństwa się kończą, wszak Kłosowicz wykorzystał podstawowe źródła niepamiętnikarskie (musiał w tym celu odbywać transoceaniczne podróże), zaś Kowalczyk nie (są one w polskich bibliotekach). Porównanie to dotyczy książek z serii „Historyczne Bitwy” i nie należy go utożsamiać z porównaniem warsztatu obu historyków. Co w takim razie należy zrobić, aby ów drugi rodzaj porównania stał się faktem? Należy po prostu przeanalizować „Katastrofę Wielkiej Armii”, wydaną przez oficynę Uniwersytetu Łódzkiego. Jeśli tam również nie znajdziemy wspominanych przez Leguna „materiałów sztabowych obecnych w polskich bibliotekach”, to znaczyłoby, że duża monografia naukowa pana Rafała zawiera poważne braki źródłowe. W wypadku, gdyby one tam jednak zaistniały, należałoby przyjrzeć się sposobowi ich użycia przez łodzianina, ale to zostawiam już prawdziwym ekspertom od wojskowości doby Napoleona I. Myślę bowiem, że właściwym probierzem kwalifikacji pana Kowalczyka jest właśnie „Katastrofa” i to w niej przede wszystkim należy szukać „zaginionych” materiałów sztabowych, takich też „zaginionych” opracowań rosyjskojęzycznych (recenzenci piszą, że są one w Polsce dostępne) i polskojęzycznych. Wracając jeszcze do samego Habeka i jego tytułowej bitwy, można się zastanowić, czy istnieją opracowania, które mogłyby po części zrekompensować autorowi brak memuarów i relacji włoskich żołnierzy Napoleona (mam na myśli pozycje obszernie cytujące ten rodzaj źródeł). Piszę o tym nie bez podstaw, wszak dla mnie, jak i całego współczesnego pokolenia osób parających się problematyką zbrojnego konfliktu francusko-niemieckiego z lat 1870-71, podobną pozycję stanowi „The Franco-Prussian War” Geoffreya Wawro, zawierająca liczne niepublikowane materiały niemieckie. Czy Kowalczyk mógł mieć do dyspozycji tego typu opracowanie? To pytanie do Was, czyli znawców i miłośników czasów napoleońskich. Z pytaniem tym zostawiam Was w dzisiejszy wieczór, ale nie tylko z nim, ale także z zapowiedzią kontynuacji moich wywodów, wszak mamy do czynienia z innymi zarzutami recenzentów, do których to zarzutów też chciałbym się jeszcze odnieść.
To jest wersja bez grafik. Aby przejść do pełnej wersji forum kliknij tutaj.
Invision Power Board © 2001-2024 Invision Power Services, Inc.
Copyright © 2003 - 2005 Historycy.org
Kontakt: historycy@historycy.org