QUOTE(leszek @ 8/06/2007, 0:54)
Załozenie że ludzie używający takich samych garnków czy budujący podobne domy jedynie prawidłowo reagowali na podobne warunki środowiska a nie mówili jednym językiem nie jest na pewno za daleko idące. Wiedzieć o tym powinien każdy archeolog.
Dokonujesz nadinterpretacji moich poglądów. Nigdzie nie napisałem, że ludzie uzywający jednych garnków mówili jednym językiem. Ale że nie można zanegować związków między kulturą materialną a ogólnym przekazem kulturowym. Przykładowo jeżeli na danym obszarze żyje ludność masowo używająca garnków lepionych na kole garncarskim a potem żyje ludność nie potrafiąca takich garnków lepić i różniąca się także pod innymi elementami kultury materialnej (IN MINUS) to ja z bardzo dużym prawdopodobieństwem zakładam, że nastąpiła wymiana ludności na danym terenie – bo gdyby nie nastąpiła to pewne umiejętności byłyby nadal przekazywane a nie zanikły bez powodu. Dalej więc nie wiem nic o jezyku, ale wiem że nastąpiła zmiana etnosu.
QUOTE
>>Zakładasz ciągle istnienie jakiejś mitycznej reguły, że niezależnie od obcych wpływów język będzie najbardziej archaiczny i musi sie zachować najlepiej na obszarze wyjściowym z którego nastąpiła ekspansja językowa.<<(asceta)
Reguła nie jest mityczna tylko jak najbardziej prawdziwa. Zachecam do literatury przedmiotu. Na początek "Języki indoeuropejskie".
Typowy przykład argumentacji leszka. Nie odpowiedzieć na zarzut merytorycznie, zasłonić się jakąś praca lub naukowcem i protekcjonalnie usiłować (w tym przypadku to jedynie usiłowanie nieudolne) dać odczuć że rozmówca jeszcze sie musi dużo nauczyć.
Tyle że to ja mam rację. Jeżeli istnieje reguła, że statystycznie częściej niż by wynikało to z rachunku prawdopodobieństwa język na obszarze praojczyzny sie lepiej zachowuje to może to być tylko z takiego powodu (oprócz rzecz jasna czystego przypadku), że na terenie praojczyzny są mniejsze wpływy obcych jezyków niż na terenach emigracji. Jest to jedyne możliwe wytłumaczenie. No bo alternatywnym wytłumaczeniem jest tylko twierdzenie, ze istnieje jakaś metafizyczna więź między ziemią a użytkownikami co po niej chodzą, nie pozwalajaca tym użytkownikom zmieniać języka.
W każdym razie największy archaizm językowy na terenie tzw. praojczyzny nie jest żadną nienaruszalną regułą co się musi zawsze sparwdzać. Bo niby dlaczego? Pewno robiąc badania statystyczne na wielu grupach językowych doszlibyśmy do wniosku że istnieje słaba zalezność objawiajaca się tym że nieco częściej niż wynikało by to z rachunku prawdopodobieństwa język położony na obszarze tzw. praojczyzny danej grupy jezykowej ma tendencję do archaicznosci. I to wszystko.
QUOTE
Wyjaśnij przystępnie dlaczego język czeski nie jest najbliższy polskiemu choc włąśnie na podstawie czeskiego go stworzono? Czemu poskiemu nie jest najbliższy sąsiedzki slowacki ale wiele wieków izolowany dolnołużycki? Czemu pomiędzy polskim a slowackim opróczdolnołuzyckiego stoi górnołużycki? Czemu ukraińcowi łatwiej dogadać się z Czechem, Słowakiem, Łużyczaninem niz z Polakiem mimo wieków polskiej na Ukrainie dominacji? Przyjmując Twoje załozenia nie da się odpowiedzieć.
A co to ma do rzeczy? Mówiłem dotychczas o archaiczności danego języka, natomiast teraz zacząłeś mówić o różnicach pomiędzy kilkoma językami. To bardziej skomplikowane bo trzeba oprócz obcych wpływów wziąć pod uwagę jeszcze wzajemne oddziaływanie języków na siebie i jak dawno miały wspólnego przodka. A tłumaczenie podobieństw leksykalnych lokalizacją praojczyzny ma jeszcze mniej sensu.
Jeżeli mamy do porownania 3 języki słowiańskie A, B, C to na liczbę podobieństw leksykalnych mają wpływ:
- czas rozdzielenia się tych języków – języki które rozeszły się później mają większą szansę (ale tylko szansę) być bardziej podobne
- obce wpływy na każdy z danych języków, zmieniające je przy czym mogą one mieć charakter długotrwały lecz słaby, bądź krótkotrwały ale silny.
- obce wpływy na te języki, ale wspólne dla przynajmniej dwóch języków, może sie zdarzyć ze te same słowa obce pojawią się w dwóch językach z trzech porównywanych
- wzajemne oddziaływanie języków A, B, C na siebie. Może sie okazać ze jezyki A i B dzięki temu sie zaczęły upodabniać. Przy czym co ciekawe przepływ słownictwa mógł być dwustronny albo jednostronny. Na wzajemne oddziaływanie mógł mieć wpływ model kulturowy obydwu krajów
- procesy zachodzące w każdym z jezyków z osobna np. ujednolicanie jezyka wskutek jednoczenia kraju i władzy państwowej, wtedy moze sie okazać że słownictwo jednej dzielnicy zaczyna być preferowane, inaczej by wyglądał język polski gdyby stolica była w Gdańsku a nie w Krakowie, inaczej wtedy wyszło by porównywanie podobieństw
- szybkość zmian w danych jezykach, z reguły im język bardziej archaiczny tym większa szansa że będzie podobny do innych języków z danej grupy.
Na końcu z porównania c wychodzi że jezyk A ma tyle a tyle wspólnych słow z B i tyle a tyle z C, a język C ma tyle a tyle wspólnych słów z B.
Niestety z ostatecznego wyniku – liczby podobieństw leksykalnych nie da się wyciągnąć jednoznacznych wniosków na temat procesów jezykowych które zaszły w ciagu 1500 lat historii, bo po prostu ta liczba podobieństw zależała od ZBYT WIELU CZYNNIKÓW. Co z tego, że wiemy jak te czynniki wpływałyby na jezyk, skoro na końcu i tak wszystko sprowadza się do jednego parametru – liczby wspólnych słów.
Nie da się z jednego końcowego parametru odczytać wielu procesów.
QUOTE
>>Nigdy nie byłeś w stanie odpowiedzieć na te zarzuty, zawsze sie zasłaniając jakimiś nazwiskami. <<(asceta)
Bo nie widzę powodu aby przypisywać sobie cudze dokonania. A swoją droga prosiłem cie kiedyś o podanie zarzutów co do metody uzywanej (nie wymyślonej!) przez Mańczaka. Zatem jest okazja abyś je wyczerpująco przedstawił.
Jakiej metody?
To, że Mańczak używa statystyki i liczby podobieństw leksykalnych to nie zarzut. Problem w tym, że on nie potrafi rzetelnie zinterpretować danych statystycznych które posiada. Statystyki nie kłamią tylko trzeba je umiec interpretować. Mańczak NIE POTRAFI. I jego błędy opisałem wiele razy, po raz pierwszy w moim pierwszym poście na forum. Cała jego interpretacja danych opiera się na tym, że z danych staystycznych (liczby podobnych słów) odkodowuje on różne reguły które mają zastosowanie do tych podobieństw.
Np. pisze, że języki oddalone od siebie sensie odległości dzielących społeczności używających tych języków są mniej do siebie podobne niz języki którym do siebie bliżej.
Albo że w przypadku rozprzestrzeniania się języka poza obszar macierzysty tereny szybciej podbite mają język po wiekach bardziej zbliżony do pierwowzoru, gdyż dłużej podlegały oddziaływaniu jezykowemu.
Albo że bardziej podobne sa do siebie jezyki które miały wspólnego przodka później.
Itd.
W tym momencie dla prof. Mańczaka zaczynają się problemy z rozumowaniem.
Po pierwsze nie rozumie że te reguły mają charakter tylko statystyczny – to znaczy że owszem są obserwowalne w świecie ale na dużej liczbie języków a nie koniecznie w każdym przypadku.
Na grupie 1000 jezyków da sie może zauważyć prawidłowość że języki położone dalej są mniej podobne, ale biorąc kilak dowolnych języków do porównania mamy olbrzymią szansę że się pomylimy bo się okaże że akurat język bliższy jest mniej podobny.
Po drugie nie rozumie, że te reguły skoro jest ich więcej prowadzą do różnych wniosków a to oznacza że nie każda się może sprawdzić w konkretnym przypadku.
Dla jezyków romańskich sprawdza się reguła że języki są tym bardziej podobne do łaciny im szybciej Rzymiaki podbiły dane terytorium, ale już na przykład reguła odległości kompletnie nie działa. Portugalski mimo dużej odległości jest bardziej podobny do łaciny niż retycki. Nie działa też reguła, że im późniejsze „rozejście” się języków tym większe podobieństwo tych jezyków. Koloniści rzymscy dotarli do Rumunii później do Hiszpanii a mimo to język włoski jest bardziej podobny do hiszpańskiego niż rumuńskiego.
Oznacza to, że nie jesteśmy w stanie stwierdzić, którą regułę należy zastosować do danego przypadku, może się okazac że w konkretnym przypadku nie sprawdzi się żadna.
Ale Mańczak w sposób dowolny bierze tę regułę która mu pasuje do koncepcji praojczyzny Slowian w Polsce. I na przykład to co sie sprawdziło w językach romańskich przekłada na słowiańskie. A tymczasem charakter rozprzestzreniania się tych jezyków był inny.
Po trzecie w sposób nieuprawniony zakłada, że pewne procesy jezykowe musiały zajść na danym terytorium.
Najpierw z liczby podobieństw leksykalnych założył (też w sposób dowolny) że najpierw musiało dojść do odzielenia się grupy wschodniej Słowian a później z tych co zostali do oddzielenia się grupy południowej Słowian. Tyle tylko, że założył że te podziały musiały się dokonac na terytorium Polski. Tymczasem przy zakładanej jak przez Mańczaka kolejności można podac inne miejsca tych procesów. Można twierdzić że znad Dniepru wyruszyły na Zachód te plemiona które w przyszłości dały początek Słowianom Zachodnim i Południowym (w ten sposob ci co zostali wyodrębnili się jako grupa wschodnia) a następnie z tych co wyszli na Zachód część powędrowała na Południe (w ten sposób wyodrębnili się Słowianie Zachodni i Południowi). Mało tego można zakładać że pierwsze wyodrębnienia zaczęły sie juz nad Dnieprem jeszcze przed podjęciem wędrówki.
Summa summarum całe wnioskowanie prof. Mańczaka to koncert życzeń.
QUOTE
Nazywanie zliczania tych samych rdzeni w porownywanych językach statystyką dowodzi nierozumienia tego terminu. Proponuję wziąć do ręki encyklopedię i objaśnić sobie.
Akurat co do statystyki to nie powinieneś nikogo pouczać bo na razie wychodzi na to że sam jej nie rozumiesz.
Ardagast, nie martw się o moje wmanipulowanie w Mańczaka, ja tylko wykazuję że nawet przyjęcie tych jego danych nic nie udowadnia.