Dramatyczne dane z USA. Zaczyna się prawdziwy kryzys
Szykują się potężne zwolnienia? 70 proc. firm planuje redukcje zatrudnienia
Do tej pory słowo "kryzys" nie dotykało aż tak bezpośrednio ludzi na całym świecie. Jednak koronawirus zaraża gospodarkę bardzo szybko. Najświeższe dane z USA o nowych wnioskach dla bezrobotnych są tego najlepszym przykładem. W zaledwie tydzień przybyło tam o 3 mln więcej osób bez pracy. To absolutny rekord i znacznie więcej, niż przewidywał przed tygodniem Goldman Sachs. Amerykanie właśnie odczuli finansowy kryzys na własnej skórze.
Jak już pisaliśmy, te dane są o tyle ważnym sygnałem dla reszty świata, ponieważ siła konsumenta w USA to barometr kondycji całej tamtejszej gospodarki. A do tej pory było tak, że masowy napływ nowych wniosków o zasiłki dla bezrobotnych był forpocztą spowolnienia, bądź nawet recesji. Dlatego też spójrzmy na to, co wydarzyło się na rynku pracy w Stanach Zjednoczonych.
Choć jeszcze w październiku stopa bezrobocia w USA była najniższa od 50 lat, teraz koronawirus zupełnie zmienił oblicze amerykańskiej gospodarki. Liczba nowych podań o zasiłek dla bezrobotnych w USA wyniosła 3,283 mln w tygodniu zakończonym 21 marca 2020 roku - podał Departament Pracy. Oznacza to wzrost o 3 mln wobec poprzednich zrewidowanych danych. Tak złego wyniku Stany Zjednoczone nie odnotowały nigdy w historii. Ekonomiści z Wall Street spodziewali się, że liczba nowych bezrobotnych wyniesie 1,7 mln. Tydzień wcześniej było to "zaledwie" 282 tys.
Takie liczby są dla rynku jasną wskazówką, jak głęboki kryzys czeka amerykańską gospodarkę. - Tygodniowy raport o nowych bezrobotnych zwykle nie budzi większego zainteresowania. Wynika to z faktu, że w okresie dobrej koniunktury na rynku pracy zmienność jest względnie nieduża, a traderzy koncentrują się raczej na miesięcznym raporcie, który poza bezrobociem pokazuje statystyki dotyczące zatrudnienia (dwa osobne badania zebrane w jeden raport), wynagrodzeń, czy przepracowanych godzin. Co więcej, w krótkim terminie tygodniowy raport o nowych bezrobotnych jest dość słabym predyktorem miesięcznych zmian zatrudnienia - wyjaśnia Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB.
Jak zaznacza Kwiecień, w efekcie notowania walut (nie mówiąc o innych rynkach) najczęściej kompletnie ignorowały ten odczyt, ale obecnie jest inaczej. - W przeciwieństwie do recesji z przeszłości, kiedy często pogorszenie koniunktury było stopniowe, tu będziemy mieć do czynienia z natychmiastowym, potężnym uderzeniem. Niczym fala tsunami, ograniczenia związane z pandemią w sposób natychmiastowy sparaliżowały wiele biznesów, a inne znacząco skomplikowały. Jest oczywiste, że w tej sytuacji firmy będą zwalniać pracowników - przekonuje analityk.
Goldman Sachs już wcześniej wieszczył w tej kwestii katastrofę, ostrzegając, że liczba nowych bezrobotnych w ciągu ostatniego tygodnia może sięgnąć 2,25 mln osób, co również byłoby największym przyrostem w historii, a każda taka anomalia była w przeszłości poprzedzona kryzysem. Przypomnijmy, że dotychczasowy rekord z 1982 roku zamknął się w liczbie 650 tys. nowych bezrobotnych. Wykres pokazujący wystrzał liczby nowych Amerykanów bez pracy wyglądałby tak:
Co ciekawe, dramatyczne przewidywania Goldman Sachs nie są wzięte z sufitu. Zdaniem szefa rezerwy federalnej St. Louis Jamesa Bullarda aż 46 mln osób w USA może zostać bez pracy w związku z pandemią koronawirusa. - Stany Zjednoczone muszą się przygotować na to, że od kwietnia do czerwca trzeba będzie przetrwać bardzo trudną sytuację gospodarczą i nie należy nakłaniać nikogo do powrotu do pracy, dopóki koronawirus stanowi zagrożenie - ostrzegł.
Bullard skrytykował tym samym Donalda Trumpa za jego wypowiedzi na temat gospodarki, która - jego zdaniem - za dwa i pół tygodnia, czyli na święta Wielkanocy, będzie w znakomitej kondycji, bo ludzie i firmy będą nadrabiać odkładane zakupy.- Epidemia grozi absolutnym przeciążeniem systemu opieki medycznej w USA, a program pomocy gospodarczej został uzgodniony właśnie po to, by nikt nie spieszył się do pracy, zanim sytuacja nie wróci do normy - podkreślił Bullard, uznany w 2014 roku przez tygodnik "Economist" za jednego z najbardziej wpływowych ekonomistów na świecie.
Swoiste zamrożenie gospodarki i zbliżająca się fala zwolnień dotyka powoli cały świat. W Norwegii w ciągu zaledwie 30 dni liczba zarejestrowanych bezrobotnych wzrosła z 65 do ponad 290 tysięcy osób. I chociaż należy do tych danych podchodzić z dystansem, gdyż jest to "bezrobocie tymczasowe" i nie odnosi się do klasycznego pojęcia bezrobocia, to i tak zdaniem Sigrun Vageng z Norweskiego Urzędu Pracy i Zatrudnienia, był to „największy wzrost od czasów II wojny światowej”, który „nie przypomina niczego z historii”.
Z kolei Clemens Fuest z Instytutu Badań Ekonomicznych przy Uniwersytecie Monachijskim (IFO) ocenia z kolei, że – w zależności od scenariusza – niemiecka gospodarka poniesie od 255 do 729 miliardów euro kosztów pandemii. Jego zdaniem, kryzys ten jest w stanie „przebić wszystko, czego Niemcy doświadczyły dotąd w wyniku kryzysów gospodarczych i katastrof naturalnych” i wstrząśnie rynkiem pracy, przyćmiewając nawet konsekwencje kryzysu z 2008 roku. W scenariuszach rozważanych przez IFO w Niemczech może zniknąć nawet 1,8 miliona miejsc pracy podlegających składkom na ubezpieczenie społeczne, a negatywny wpływ odczuje ponad sześć milionów pracowników pracujących na krótkotrwałych umowach.
Także w Polsce pojawiły się pierwsze badania, w których czytamy, że 70 proc. ankietowanych przedsiębiorców będzie redukować zatrudnienie. Według szacunków Krajowej Izby Gospodarczej (KIG) pracę może stracić od 320 do 480 tys. osób w optymistycznym wariancie obniżenia tegorocznego wzrostu PKB do 1 proc. oraz od 1,12 mln do 1,28 mln osób w wariancie pesymistycznym, gdyby PKB odnotował 5-proc. spadek. - Takie wartości zobaczymy w statystykach, jeśli nie znajdą się nadzwyczajne środki zaradcze – twierdził główny ekonomista KIG Piotr Soroczyński.
Międzynarodowa Organizacja Pracy (MOP) szacuje tymczasem, że koronawirus zwiększy światowe bezrobocie od 5,3 miliona (scenariusz „łagodny”) do 24,7 miliona osób (scenariusz „ostry”) z poziomu podstawowego (188 mln w 2019 r.). Scenariusz „średni” sugeruje wzrost o 13 mln (7,4 mln w krajach wysokorozwiniętych). Spadki wzrostu PKB to odpowiednio ok. 2 proc. w scenariuszu łagodnym, 4 proc. w średnim i 8 proc. w ostrym.
Dla porównania, globalny kryzys finansowy z lat 2008–2009 zwiększył bezrobocie o 22 miliony osób. Według MOP walkę z pandemią należy oprzeć na trzech filarach:
- ochronie pracowników w miejscu pracy w celu zmniejszenia bezpośrednich skutków wirusa (przykładowe środki: telepraca, zwiększony dostęp do płatnych urlopów, nacisk na bhp w miejscach pracy),
- pobudzeniu gospodarki i popytu na pracę (polityka fiskalna i pieniężna, pożyczki i wsparcie finansowe dla konkretnych sektorów, np. 5 miliardów funtów w Wielkiej Brytanii na państwową służbę zdrowia itd.),
- ochronie zatrudnienia i dochodów (płatne skrócenie czasu pracy, częściowe zasiłki dla bezrobotnych, np. we Francji, Niemczech [„Kurzarbeit”], Włoszech, Holandii itp.).
(Bussines Insider)
W dzisiejszym Onecie byla informacja z ktorej wynikalo, ze Chinczycy umotywowani wskaznikami zmniejszania sie u nich rozmiaru epidemii prognozuja, ze w kwietniu produkcja moze wrocic do przedkryzysowego poziomu (niestety nie udalo mi sie znalezc tego artykulu aby przedrukowac tutaj).
Prognoza jest tylko prognoza. Uwazam, ze nawet jesli dopisze im szczescie i prognoza sprawdzi sie w miare w pelni, to obawiam sie, ze nie bedzie to wystarczajacym bodzcem do zlagodzenia ekonomicznych skutkow wirusa w innych krajach. Wskazniki wzrostu bezrobocia cytowane w Bussines Insider (nawet jesli nie pogorsza sie w najblizszych tygodniach) beda odzwierciedlac sie w spadku sily nabywczej konsumentow w wielu krajach. Spodziewany powrot naplywu chinskich produktow moze wiec nie spotkac sie zainteresowaniem konsumenta ktory bedac w pozycji bezrobotnego ma inne problemy na glowie.
N_S