Nie zakopali jednak swych największych wrogów tj. Kartaginki i Kartagińczyka... według niektórych historyków dlatego, że bali się ich bóstw. W końcu skoro były tak potężne, że dały zwycięstwo pod Kannami to lepiej z nimi nie zadzierać.
Co do obyczajów kartaginskich. Wymieniłbym rytuał "molk" polegający na składaniu w ofierze Baloowi Hammonowi chłopców z szlachetnych rodów. Podobno jako niewinne dzieci mieli zapewniać łaskę swemu państu stając u boku boga w zaświatach. Jednak ofiary z dzieci nie były niczym nadzwyczajnym w starożytności... w końcu pewnie i tak połowa z nich nie dożyłaby 10 roku życia. Pod tym względem starożytność nie była jednak ewenementem, podobno jeszcze w średniowieczu rodzice nie przywiązywali w ogóle uwagi do malutkich dzieci (wydaje mi się nawet, że nie zawsze je chrzczono, ale mogę się mylić), gdyż ich śmiertelność była bardzo wysoka.
Z rzymskich rytuałów wymieniłbym jeden wskazujący doskonale na mentalnosć i pobożność Rzymian:
Rzymianie w krytycznym momenicie bitwy mieli zwyczaj skladania ofiary z człowieka! I to nie z przypadkowego niewolnika, ale z legionisty, albo i nawet głównodowodzącego. I to właśnie dowódca poświęcał sie najczśściej. Ofiarował bogu podziemia siebie, oraz całe wojsko nieprzyjaciela, ktore polegnie w boju. Rytuał taki był chyba najwyższym "devotio". Rytuał dokonywał się po wymowieniu słów modlitwy przez przewodniczącego kolegium kalpanów pontifex maximus. Po tym obrzędzie wódz rzymski rzucał się konno na wrogów, odziany w togę obramowaną purpurą z mieczem w ręku, by znaleźć smierć w bitwie. Co ciekawe kiedy już ginał Rzymianie uznawali, że mają zwycięstwo w kieszeni, zaś ich przerciwnicy gdy tylko sie sqmali, że została dokonana najwieksza z ofiar uznawali, iż z popartymi przez bogow wrogami nie ma co zadzierać i pierzchali w popłochu (sporo to mówi o bogobojnosci starożytnych ). Nawet sam Pyrrus przed bitwa pod Ausculum, gdy dowiedział się, że Rzymianie planują odprawić devotio nakazał swym żołnierzom by pod żadnym pozorem nie zabijali Rzymianina odzianego w toga praetextata. Zagadka pozostaje pytanie czy król Molossow zrobił to w trosee o morale czy raczej z wrodzonej pobozności
. Tak czy siak do ofiary nie doszło... nawet chyba nie mialo dojść, były to tylko plotki, mające na celu osłabienie ducha zolnierzy epirockich.
Dwa przypadki devotio, z którymi najczęściej spotykam się w literaturze są udziałem ludzi z rodu Decjuszow Mussów. Pierwszy miał miejsce w 340 r pne w bitwie pod Veseris w Kampanii (przeciw Latynom) drugi w 295 pne pod Sentinum przeciw konfederacji Etrusków, Samnitów i Galów. Oczywiście konsul Pubiliusz zabezpieczył armię przed stratą dowódcy mianując zastępcę... i dobrze bo bitwa była duża i trudna :]
Na koniec najbardziej znany obrządek czyli etruskie walki zawodników funeralnych w grobowcach wojowników ( czy jakoś tak
), czyli nic innego jak późniejsze rozrywkowe starcia gladiatorów... bo na to przerobili je Rzymianie.
Według mnie te wszystkie rytuały nie były tak odrażające jak może się wydawać współcześnie estetom... w końcu mentalność tamtej epoki była zupoełnie inna, ludzie byli bardziej zżyci jako wspólnota, więc dobro ogółu przedkładano nad życie jednostki. Przetrwanie było podstawą.
Pozdrawiam