Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Sowieckie piekło - deportacje Polaków do ZSRR
     
mroczna
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 197
Nr użytkownika: 21.335

Ewelina (wiem, okropne imie;D)
Zawód: uczen
 
 
post 18/11/2006, 17:29 Quote Post

Deportacje Polaków w głąb ZSRR były jednym ze składników terroru, jakiego dopuszczali się na naszym narodzie Sowieci. W latach 1940-1941 władze radzieckie dokonały czterech wielkich deportacji Polaków z terenów uprzednio zajętych po agresji 17 września. Zostały one przeprowadzone w lutym, kwietniu i czerwcu 1940 r. oraz w maju/czerwcu 1941 r. Podczas każdej deportacji wywieziono kilkaset tysięcy Polaków. Z nowych nabytków terytorialnych Sowieci chcieli pozbyć się ludzi szczególnie dla nich niebezpiecznych. Za takich uważano żołnierzy Wojska Polskiego oraz chłopów, którzy nabyli ziemie na wschodnich rubieżach II RP. Władza radziecka chciała w ten sposób zlikwidować wszelkie możliwości oporu i stworzyć na nowych ziemiach pole do sowietyzacji. Wypędzeni ze swych domów, zostawiali za sobą cały dorobek życia, biorąc z sobą tylko rzeczy najpotrzebniejsze.


Zatrudniano ich w tragicznych warunkach, przy pracy w kopalniach, kołchozach i gospodarce leśnej. Już podczas transportu życie straciła znaczna część deportowanych, najczęściej dzieci, starsi i chorzy, a tysiące ludzi ginęło w wyniku niewolniczej pracy. Polacy pozostawieni często sami sobie wybierali smierć niż zycie w skrajnej nędzy... Dzieci które pozostawały sierotami trafiały do sirocińców skąd często uciekały tym damyj wydajac na siebie wyrok smierci....

Czy znacie jakies historie dotyczące deportacji?? Posiadacie jakies dane statystyczne, zdjęcia, artykuły dotyczące wywózek??Nie wiecie ilu Polakom udało sie wrócić do Polski??
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
Net_Skater
 

IX ranga
*********
Grupa: Supermoderator
Postów: 4.753
Nr użytkownika: 1.980

Stopień akademicki: Scholar & Gentleman
Zawód: Byly podatnik
 
 
post 9/11/2019, 14:25 Quote Post

Ciekawa informacja dotyczaca polskich dzieci, zamieszczona w kanadyjskiej sieci CBC:

Karolina Kucharski Rybka lived in Balachadi, a small seashore town in northwestern India, for five years until she was 16 years old.
A pot of fresh borscht simmers on the stove. The aroma fills Karolina Rybka's two-bedroom apartment in Kelowna, B.C.
The walls are adorned with frames full of colourful needlepoint the great-grandmother did herself. Everywhere there's something to see — arrangements of dried flowers, knick-knacks and endless family photographs. It's an atmosphere in stark contrast to decades-old memories that remain vivid in Rybka's mind.

She remembers the squalid orphanage where she landed after the Soviets deported her family to Siberia at the start of the Second World War.
"They gave us only one slice of bread," she said.
"There were lots of children in a big room lying on the floor."
Life was bleak until an Indian maharaja came to the rescue.

Rybka, of Kelowna, B.C., is one of an estimated 1,000 Polish children provided refuge by the Maharaja Digvijaysinhji Ranjitsinhji, the ruler of Nawanagar, after their release from the Soviet orphanage in 1942. "He saved our lives," said Rybka.
In recent years Karolina Rybka, 88, has started to write her memories of Poland, Russia and India during the Second World War in a journal. Rybka was the third-youngest of seven children born to a carpenter and his wife in Zulin, a small village in Poland. When the Second World War began in September 1939, the country was invaded by the Germans and then by the Russians. Rybka's family was torn apart.
Her father and one sibling escaped apprehension when Soviet troops came to their door one day at 6 a.m. She, her mother and five siblings were taken away.
"They say, 'Get up. You're going to Russia. Get ready,'" said Rybka.
The soldiers told the family there was no need to take any belongings, everything was available in Russia.
"There was nothing in Russia. We were all starving there," said Rybka.
With four and five families to a car with no beds or toilets, Rybka's family endured a month-long train journey to Siberia. Her mother and one sibling died there.
Eventually, Rybka's father was able to make his way to Siberia and find his children but the reunion was short-lived.

In 1941, the Soviets declared an amnesty allowing orphans to leave Russia. Knowing he couldn't provide for them, Rybka's father deposited his three youngest children at an orphanage for Polish children in Siberia. It was the last time they would see their father. Shortly afterward, the kind-hearted Maharaja Digvijaysinhji of Nawanagar unexpectedly came to their rescue. The ruler of Nawanagar, a princely state in British India, volunteered to provide hundreds of Polish children with a home. They travelled, again by train, to Persia and then 1,500 kilometres on army trucks to the Indian state of Gujarat and a village called Balachadi.
The maharaja greeted the children with the words: "You are no longer orphans. From now on, you are Nawanagarians and I am bapu, father of all Nawanagarians." The maharaja built dormitories in which each child had his or her own bed and provided them with food, clothes and medical care. He also provided for the children's education by bringing in Polish teachers.

Rybka said most days she went to school until noon, had lunch, and then walked with other children to the ocean for a swim. "Big waves. We were just jumping. We were so happy," said Rybka. Her memories include playing sports, excelling in basketball and performing Polish dances for the maharaja. The only memento Karolina Rybka has of her life in India is a small lidded pot she was awarded for winning a 60-metre race at the Balachadi camp for Polish children.

The maharaja had children of his own, as well as extended family who lived at his palace not far from where the Polish children were staying. Nephew Rajkumar Sukdevsinhji, 83, remembers spending a lot of time with the newcomers, particularly playing football and celebrating Christmas. His uncle, he says, was educated in England and "by nature was a wonderful person." "His mindset was to help, to say here is a good cause, a worthy cause, something I should be doing," said Sukdevsinhji by telephone from Mumbai.

The Polish children, he says, were looked after with uniforms for school, teachers in class and beautiful residences — everything was provided. Digvijaysinhji never asked for anything in return for his grand gesture, but dreamed of the day a street could be named after him in a liberated Poland. That didn't happen during his lifetime.
It was only after Poland became fully independent in 1989 that a square in Warsaw was named after the maharaja. Subsequently, a small park in the city has been named the Square of the Good Maharaja, a monument in his honour has been erected and he was posthumously awarded the Commander's Cross of the Order of Merit of the Republic of Poland.
In 1947, India gained independence from the British and non-Indians had to leave the country. Polish authorities moved Rybka, then in her mid-teens, and others to England — and encouraged them to participate in a pen-pal program. Karolina Rybka was 18 when she arrived by ship in Halifax en route to meet her pen pal's family in Prince Albert, Sask. At 18, the family of Rybka's Canadian pen pal sent for her, she says, believing she might make a good wife for their son. But he wasn't there when she arrived in Prince Albert, Sask., and the next day she met another man. She married him a few months later.

Now a widow, Rybka says she'd like to revisit Balachadi and see where she lived and grew up, but doesn't see that happening at her age. The maharaja, she says, was a good man and if he were alive and she could see him she would hug him. "I have no idea what would have happened to us, a thousand kids," she said. "The war was everywhere. I have no idea what they would have done with us. Nobody wanted us."


Karolina Kucharski Rybka przez pięć lat mieszkała w Balachadi, małym nadmorskim miasteczku w północno-zachodnich Indiach ...
Na piecu garnek świeżego barszczu. Aromat wypełnia dwupokojowe mieszkanie Karoliny Rybki w Kelowna, B.C.
Ściany zdobią ramy pełne kolorowych wyszywanek, które zrobiła jej prababka. Wszędzie jest coś do zobaczenia - aranżacje suszonych kwiatów, bibelotów i niekończące się rodzinne zdjęcia. To atmosfera kontrastująca z wielowiekowymi wspomnieniami, które pozostają żywe w pamięci Rybki.
Rybka pamięta surowy sierociniec, w którym wylądowała po tym, jak Sowieci deportowali jej rodzinę na Syberię na początku II wojny światowej. „Dali nam tylko jedną kromkę chleba” - powiedziała. „W dużym pokoju na podłodze było dużo dzieci”. Życie było ponure, dopóki indyjski maharadża nie przybył na ratunek.

Karolina Rybka z Kelowna, British Columbia, jest jednym z około 1000 polskich dzieci, które ocalil Maharaja Digvijaysinhji Ranjitsinhji, władca Nawanagar, po ich uwolnieniu z sowieckiego sierocińca w 1942 r. „Uratował nam życie” - powiedziała Rybka.
W ostatnich latach 88-letnia Karolina Rybka zaczęła pisać w dzienniku swoje wspomnienia o Polsce, Rosji i Indiach podczas II wojny światowej. Rybka była trzecim, najmłodszym z siedmiorga dzieci urodzonych w rodzinie cieśli i jego żony w Zulinie, małej wiosce w Polsce. Kiedy rozpoczęła się druga wojna światowa we wrześniu 1939 r., Polacy zostali najechani przez Niemców, a następnie Rosjan. Rodzina Rybki została rozdzielona.
Ojciec i jedno rodzeństwo uciekli, gdy żołnierze radzieccy przyszli do ich drzwi pewnego dnia o 6 rano. Zabrano ją, jej matkę i pięcioro rodzeństwa.
„Mówili:„ Wstań. Idziesz do Rosji. Przygotuj się ”- powiedziała Rybka.
Żołnierze powiedzieli rodzinie, że nie trzeba zabierać żadnych rzeczy, wszystko jest dostępne w Rosji.
„W Rosji nic nie było. Wszyscy tam głodowaliśmy” - powiedziała Rybka.
Z czterema i pięcioma rodzinami w bydleym wagonie bez łóżek i toalet rodzina Rybki przeżyła miesięczną podróż pociągiem na Syberię. Umarła tam jej matka i jedno rodzeństwo. Ostatecznie ojciec Rybki był w stanie dostac się na Syberię i znaleźć swoje dzieci, ale spotkanie byo krótkotrwałe.
W 1941 r. Sowieci ogłosili amnestię pozwalającą sierotom na opuszczenie Rosji. Wiedząc, że nie może ich utrzymac, ojciec Rybki ulokowal swoje troje najmłodszych dzieci w sierocińcu dla polskich dzieci na Syberii. To był ostatni raz, kiedy widzieli swojego ojca. Wkrótce potem życzliwy maharadza Digvijaysinhji z Nawanagar niespodziewanie przyszedł im na ratunek. Władca Nawanagar, książęcego stanu w brytyjskich Indiach, zgłosił się na ochotnika, aby zapewnić domom setki polskich dzieci. Podróżowali pociągiem do Persji, a następnie 1500 km ciężarówkami wojskowymi do indyjskiego stanu Gujarat i wioski Balachadi. Maharadza przywitał dzieci słowami: „Nie jesteście już sierotami. Odtąd jesteście Nawanagarianami, a ja jestem bapu, ojciec wszystkich Nawanagarian”. Maharadza zbudował akademiki, w których każde dziecko miało własne łóżko i zapewnił im jedzenie, ubrania i opiekę medyczną. Zapewnił także edukację dzieci, sprowadzając polskich nauczycieli.
Rybka powiedziała, że ​​przez większość dni chodziła do szkoły do ​​południa, jadła lunch, a następnie szła z innymi dziećmi do oceanu popływać. „Duże fale. Po prostu skakaliśmy. Byliśmy bardzo szczęśliwi” - powiedziała Rybka. Jej wspomnienia obejmują uprawianie sportu, gre w koszykówkę i wykonywanie tańców polskich dla maharadży. Jedyną pamiątką z życia Karoliny Rybki w Indiach jest mała doniczka z pokrywką, którą otrzymała za zwycięstwo w 60-metrowym wyścigu w obozie Balachadi dla polskich dzieci.
Maharadza miał własne dzieci, a także dalszą rodzinę, która mieszkała w jego pałacu niedaleko miejsca pobytu polskich dzieci.Jego siostrzeniec, Rajkumar Sukdevsinhji, lat 83, pamięta, jak spędzał dużo czasu z przybyszami, szczególnie grając w piłkę nożną i świętując Boże Narodzenie. Jego wujek, jak mówi, był wykształcony w Anglii i „z natury był wspaniałą osobą”. „Glosil zasade pomocy innym, uwazal że jest to dobry i godny powód, coś, co powinienem zrobić”, powiedział Sukdevsinhji przez telefon z Mumbaju.
Zaopiekowal siepolskimi dziećmi, dostarczyl im mundurki do szkoły, nauczycieli w klasie i piękne rezydencje. Digvijaysinhji nigdy nie prosił o nic w zamian za jego wielki gest, ale marzył o dniu, w którym ulica może zostać nazwana jego imieniem w wyzwolonej Polsce. Nie zdarzyło się to za jego życia. Dopiero po uzyskaniu przez Polskę pełnej niepodległości w 1989 r. plac w Warszawie nazwano imieniem maharadży. Następnie mały park w mieście został nazwany Placem Dobrego Maharaja, wzniesiono pomnik na jego cześć i pośmiertnie odznaczono go Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.
W 1947 r. Indie uzyskały niepodległość od Brytyjczyków, a nie-Hindusi musieli opuścić kraj. Polskie władze przeniosły Rybkę, juz nastolatkę i innych, do Anglii - i zachęciły ich do udziału w programie nawiazywania korespondencyjnych znajomosci. Karolina Rybka miała 18 lat, kiedy przybyła statkiem do Halifax w drodze, aby spotkać się z rodziną jej korespondenta w miescie Prince Albert, Sask. Sprowadzila ja rodzina kanadyjskiego korespondenta Rybki, wierząc, że może być dobrą żoną dla ich syna. Ale nie było go tam. Następnego dnia poznała innego mężczyznę. Poślubiła go kilka miesięcy później.
Obecnie jest wdowa. Karolina Rybka chciałaby ponownie odwiedzić Balachadi i zobaczyć, gdzie mieszkała i dorastała, ale jej wiek na to nie pozwala. Mówi, że maharadża był dobrym człowiekiem i gdyby żył, a ona by go zobaczyła, przytuliłaby go. „Nie mam pojęcia, co by się stało z nami, tysiącem dzieci” - powiedziała. „Wojna była wszędzie. Nie mam pojęcia, co by z nami zrobili. Nikt nas nie chciał”.

Bardzo malo znany wycinek historii Polakow w czasach II WS.


N_S
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #2

     
Toki
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 596
Nr użytkownika: 99.963

 
 
post 9/11/2019, 14:52 Quote Post

Jest książka Wydawnictwa Poznańskiego na temat Polaków w Indiach: A. Bhattachajree, Druga ojczyzna. Polskie dzieci tułacze w Indiach. Czytał ktoś może?
 
User is offline  PMMini Profile Post #3

     
goralpm
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 632
Nr użytkownika: 58.171

Stefan Mocarz
Zawód: mistrz historii
 
 
post 9/11/2019, 15:12 Quote Post

QUOTE(mroczna @ 18/11/2006, 15:29)
Deportacje Polaków w głąb ZSRR były jednym ze składników terroru, jakiego dopuszczali się na naszym narodzie Sowieci. W latach 1940-1941 władze radzieckie dokonały czterech wielkich deportacji Polaków z terenów uprzednio zajętych po agresji 17 września. Zostały one przeprowadzone w lutym, kwietniu i czerwcu 1940 r. oraz w maju/czerwcu 1941 r. Podczas każdej deportacji wywieziono kilkaset tysięcy Polaków. Z nowych nabytków terytorialnych Sowieci chcieli pozbyć się ludzi szczególnie dla nich niebezpiecznych. Za takich uważano żołnierzy Wojska Polskiego oraz chłopów, którzy nabyli ziemie na wschodnich rubieżach II RP. Władza radziecka chciała w ten sposób zlikwidować wszelkie możliwości oporu i stworzyć na nowych ziemiach pole do sowietyzacji. Wypędzeni ze swych domów, zostawiali za sobą cały dorobek życia, biorąc z sobą tylko rzeczy najpotrzebniejsze. 

 
Zatrudniano ich w tragicznych warunkach, przy pracy w kopalniach, kołchozach i gospodarce leśnej. Już podczas transportu życie straciła znaczna część deportowanych, najczęściej dzieci, starsi i chorzy, a tysiące ludzi ginęło w wyniku niewolniczej pracy. Polacy pozostawieni często sami sobie wybierali smierć niż zycie w skrajnej nędzy... Dzieci które pozostawały sierotami trafiały do sirocińców skąd często uciekały tym damyj wydajac na siebie wyrok smierci....

Czy znacie jakies historie dotyczące deportacji?? Posiadacie jakies dane statystyczne, zdjęcia, artykuły dotyczące wywózek??Nie wiecie ilu Polakom udało sie wrócić do Polski??
*



Znam, w mojej rodzinie była takowa "deportacja". W cudzysłowie, bo nie była taka o jakiej piszesz.
Moja dalsza rodzina, z którą utrzymywaliśmy zawsze kontakt, była w Ufie. A dostała się tam w 1939 w październiku.
Kiedy we wrześniu wzięli co mogli cennego, i zaczęli maszerować na wschód, uciekając przed wojną, przed Niemcami. Z opowieści wiem, że drogi na południowy wschód Polski, były tak zapakowane uchodźcami, że samochody z tymi "lepiej urodzonymi" musiały się przeciskać nie raz używając do pomocy wojska czy policji.
Kolejne postoje w miasteczkach, miastach były coraz trudniejsze, z racji ilości ludzi.
W Październiku, władze radzieckie, zaczęły organizować wywózki. Problem powstawał z ilością ludzi. miasta i miasteczka nie dawały sobie rady z nagłym napływem setek tysięcy ludzi. Po prostu logistyka nie wytrzymywała by zapewnić odpowiednie warunki dla setek tysięcy uchodźców z zachodniej i centralnej Polski. Władze radzieckie znalazły rozwiązanie sytuacji w formie "oferty". Można było wyjechać w głąb ZSRR do pracy w fabrykach czy kołchozach.
I z tego skorzystała moja rodzina, która tak znalazła się w Ufie. Gdzie do końca wojny i po jej zakończeniu pracował w fabryce tekstylnej.
To nie jest historia setek tysięcy, ale jednej rodziny.
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

     
Ambioryks
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.363
Nr użytkownika: 57.567

Stopień akademicki: magister
Zawód: animator kultury
 
 
post 4/05/2020, 21:13 Quote Post

Garść informacji na temat tych masowych wywózek kresowej ludności 1940-1941 zawiera publikacja Piotra Kołakowskiego "Pretorianie Stalina" wydana w 2010 przez Bellonę. Jest o tym mowa na stronach od 121 do 129.
Według tej książki, podczas lutowej deportacji z 1940 wywieziono 140-143 tys. osób, w tym 109 233 Polaków (81,68%), 11 720 Ukraińców (8,76%), 10 802 Białorusinów (8,08%), 152 Niemców (0,11%) i 1835 osób innych narodowości (1,37%). Wśród nich były co najmniej 88 262 osoby z tzw. Zachodniej Ukrainy.
Ci zesłańcy otrzymali status "spiec-pieriesiedlencow" i zostali umieszczeni w 115 osiedlach specjalnych pod nadzorem NKWD, głównie na terytorium Kazachskiej SRR, Baszkirskiej ASRR i Komijskiej ASRR (Republiki Komi), w Kraju Ałtajskim i Krasnojarskim oraz w obwodach: archangielskim, czelabińskim, czkałowskim (orenburskim), gorkowskim (niżnonowogrodzkim), irkuckim, iwanowskim, jarosławskim, kirowskim, mołotowskim (permskim), nowosybirskim, omskim, swierdłowskim i wołogodzkim.

W trakcie kwietniowej operacji z 1940 wysiedlono 61-66 tys. "członków rodzin represjonowanych, uczestników organizacji powstańczych, oficerów byłej polskiej armii, policjantów, służby więziennej, żandarmów, ziemian, fabrykantów i urzędników byłego polskiego aparatu państwowego". Czyli głównie inteligencję. Inaczej niż ludzie wysiedleni w lutym 1940, deportowani w kwietniu 1940 pochodzili przede wszystkim z miast i byli nieprzydatni do pracy na roli.

Trzecia deportacja, w czerwcu 1940, dotknęła głównie uciekinierów z terenów zajętych przez Niemców. W jej trakcie wysiedlono 76 246 osób, w tym 52 617 z tzw. Zachodniej Ukrainy i 23 629 z tzw. Zachodniej Białorusi. Najwięcej wywieziono wtedy do obwodów archangielskiego, nowosybirskiego i swierdłowskiego, do Komijskiej ASRR i Maryjskiej ASRR i do Kraju Ałtajskiego i do Jakuckiej ASRR.

W czerwcu 1940 deportowano mieszkańców Litwy, Łotwy i Estonii - w tym Polaków, po czym przystąpiono do deportacji z tzw. Zachodniej Białorusi. Wtedy wysiedlono 85 716 ludzi, w tym 12 371 z tzw. Zachodniej Ukrainy, 22 353 z tzw. Zachodniej Białorusi i 12 683 z Litwy. Większość z nich wywieziono do obwodów: nowosybirskiego i omskiego oraz do Kraju Krasnojarskiego i Ałtajskiego oraz do Kazachskiej SRR. Ta deportacja nie została przeprowadzona do końca, bo przerwał ją atak Niemiec na ZSRR.

Łącznie w tych czterech masowych deportacjach Sowieci wywieźli z dawnych polskich terytoriów ok. 316 tys. polskich obywateli.
 
User is offline  PMMini Profile Post #5

     
Alexander Malinowski 3
 

IX ranga
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 5.569
Nr użytkownika: 100.863

Alexander Malinowski
Zawód: Informatyk
 
 
post 4/05/2020, 21:26 Quote Post

QUOTE(Net_Skater @ 9/11/2019, 14:25)
Ciekawa informacja dotyczaca polskich dzieci, zamieszczona w kanadyjskiej sieci CBC:
. Ale nie było go tam. Następnego dnia poznała innego mężczyznę. Poślubiła go kilka miesięcy później.
Obecnie jest wdowa. Karolina Rybka chciałaby ponownie odwiedzić Balachadi i zobaczyć, gdzie mieszkała i dorastała, ale jej wiek na to nie pozwala. Mówi, że maharadża był dobrym człowiekiem i gdyby żył, a ona by go zobaczyła, przytuliłaby go. „Nie mam pojęcia, co by się stało z nami, tysiącem dzieci” - powiedziała. „Wojna była wszędzie. Nie mam pojęcia, co by z nami zrobili. Nikt nas nie chciał”.

Bardzo malo znany wycinek historii Polakow w czasach II WS.


N_S
*



Kolega z Indii znalazł tę historię, przy czym ciekawe, że nawet obecnie jest ona przedstawiana jako dzieci, uciekające przed Hitlerem.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #6

 
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej