Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> HENRYK WUJEC, 1940 - 2020
     
emigrant
 

Antykomunista
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 25.907
Nr użytkownika: 46.387

Stopień akademicki: kontrrewolucjonista
Zawód: reakcjonista
 
 
post 15/08/2020, 15:59 Quote Post

15 sierpnia 2020 zmarł Henryk Wujec, opozycjonista z czasów PRL, członek warszawskiego KIKu, działacz KORu. W latach 1987–1988 był członkiem, a od 1988 do 1990 sekretarzem Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Lechu Wałęsie. W 1989 brał udział w obradach Okrągłego Stołu w zespole ds. pluralizmu związkowego, po 89 roku polityk z kręgów UD/UW, doradca prezydenta Komorowskiego.
https://www.wp.pl/?s=https%3A%2F%2Fwiadomos...rc01=6a4c8&c=96
RIP [*]
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

     
Net_Skater
 

IX ranga
*********
Grupa: Supermoderator
Postów: 4.753
Nr użytkownika: 1.980

Stopień akademicki: Scholar & Gentleman
Zawód: Byly podatnik
 
 
post 28/08/2020, 13:46 Quote Post

HENRYK WUJEC, CZYLI DOBRO STOSOWANE

W zeszłym tygodniu zmarł Henryk Wujec. W poniedziałek w Warszawie odbył się jego pogrzeb. Legendę opozycji, polityka i społecznika wspomina Michał Sutowski.

Pojęcie dobra w polityce jest bardzo problematyczne. Jednym kojarzy się z etyką przekonań – dobre jest to, co wypływa z dobrych intencji, lecz tymi, jak wiadomo, piekło jest wybrukowane. Tylko krok stąd do stwierdzenia, że największych zbrodni dokonywali nie ludzie mali, oportuniści, lecz właśnie ci pewni, że czynią jakieś dobro, a ono przecież wymaga ofiar. Zdaniem innych z kolei dobro jest dobre dla filantropów, uprawiających „dobroczynność”, a więc niesienie ulgi w jakimś cierpieniu, łatanie jakichś dziur w systemie – ale bez dotarcia do źródeł problemu. W najlepszym razie: szlachetność, niestety… W najgorszym – poprawiająca sumienie fasada służąca podtrzymywaniu status quo. Wreszcie, może w najbardziej potocznym sensie, człowiek dobry w polityce to ktoś poczciwy, nieomal naiwny. A że polityka to brud i zło, to i sprytniejsi gracze zjedzą go i zadepczą. Jak u wielkiej polskiej socjolożki, co premiera RP nazwała kiedyś „dobrym człowiekiem”. I dodała kąśliwie, że dobrym, owszem, trzeba być, ale dla kotów.

Kłopot z pisaniem o Henryku Wujcu polega na tym, że bez pojęcia dobra trudno go uchwycić; z nim z kolei łatwo popaść w sentymentalizm lub, co gorsza, protekcjonalizm. Opisać tak, że zalety człowieka staną się równocześnie przyczyną jego niespełnień czy wprost porażek. Zostawmy już zatem abstrakcje i zejdźmy do konkretu – czyli biografii. Bo te blisko osiemdziesiąt lat życia w dwóch (trzech?) ustrojach, na Zamojszczyźnie i w Warszawie, w celach i w gabinetach, mówi nam strasznie dużo, jak żyć i co robić.

Dobro się zatem oddaje. Na pewno od siebie „w miarę możliwości”, nawet jeśli nie da się „każdemu według potrzeb”. Henryk Wujec dzięki wsparciu matki, własnym talentom i wielkiej determinacji wyszedł z ubogiej wsi, a potem ukończył ze świetnymi wynikami elitarny wydział (fizykę) UW. Nie tylko jednak nie odciął się od swych korzeni, co byłoby raczej typową postawą wśród ludzi z awansu, ale też uznał, że zyskując nowe możliwości i narzędzia, dziś zwane kapitałem społecznym i kulturowym, ma jakby obowiązek pomagać innym – represjonowanym przez państwo, ale i tym, którzy zwyczajnie mieli mniejsze szanse. Choćby na przekór tej ludowej władzy, która mu awans umożliwiła – i który jej funkcjonariusze nieraz Wujcowi wypominali, grożąc, że wróci do pasania krów.

Nie robił kariery naukowej (choć całkiem udaną – inżynierską, zanim działalność KOR nie stała się dla władzy nieznośna), za to pomagał robotnikom w Ursusie i Radomiu i organizował kolportaż prasy podziemnej, zanim to było modne. Doradzał i budował wielką Solidarność, gdy modne już było, niemniej przez to trudne i ryzykowne. Bo za to przecież poszedł siedzieć, nie tylko do obozu internowania, gdzie zrobiono mu z kolegami kultowe zdjęcie, ale i do zwykłego więzienia, gdzie czekał na proces za rzekomą próbę obalenia ustroju przemocą, z dziesiątką innych wybitnych działaczy. Kosztem, dodajmy, wyjątkowo bolesnej rozłąki z ukochaną żoną i synem. Wreszcie, choć mógł po 1989 roku odcinać kupony i przyjmować ordery, zajął się mrówczą pracą budowy trzeciego sektora, społeczeństwa obywatelskiego, ekonomii społecznej, także poza metropoliami i bańką wielkich instytucji. A była to nieraz prawdziwa – nomen omen – orka na ugorze. W sam raz dla chłopskiego dziecka, które żadnej pracy się nie boi.

Dobro jest w działaniu, to kolejna lekcja z tej niesamowitej biografii. Najlepiej, dodajmy, w działaniu zorganizowanym, skoro zło zazwyczaj bywa zorganizowane jak jasna cholera. W kontekście polskiej tradycji, zdominowanej przez wątki heroiczne i martyrologiczne, wyjęte wprost ze szlacheckiego imaginarium, podlanego sarmackim indywidualizmem, chłopski pragmatyzm i dobrze rozumiana przyziemność kierowały Henryka Wujca tam, gdzie niejeden inteligent z pochodzenia brzydzi się nawet zajrzeć. Do roboty go kierowały, znaczy. Nie miał problemu, by na własnych plecach dostarczyć gdzieś wagon zakazanych książek, nielegalny zdaniem władzy pieniądz dla potrzebujących czy kluczową informację. Przede wszystkim koordynował jednak i aranżował bardzo ryzykowną, kosztowną – bo liczoną w zdrowiu – i po prostu trudną pracę mnóstwa ludzi, którzy składali się na organizm przedsierpniowej samopomocy. A potem solidarnościowego zrywu i wreszcie transformacyjnego przełomu. One wszystkie nie zrobiły się same, lecz właśnie mocą połączonych i zorganizowanych wysiłków dziesiątków, setek, aż w końcu tysięcy ludzi. Którzy wreszcie, dodajmy, zamiast pod znakiem Orła, Pogoni, kotwicy czy solidarycy iść w bój bez broni, postanowili zbudować ruch, by naprawdę ruszyć z posad bryłę świata, a nie tylko wzruszyć do łez potomnych. Wujec – organizator, koordynator, sekretarz i ogólny ogarniacz wszystkiego – to nie ikona na sztandar, lecz archetyp kogoś, dzięki komu wszystkie te cuda roku 1980 i 1989 mogły się udać.

Jego poświęcenie zawsze doceniała autorytarna władza, usuwając go z pracy, tłukąc na słynnym wykładzie w mieszkaniu Jacka Kuronia, zamykając niezliczoną ilość razy na milicyjnym dołku na „cztery osiem”, wreszcie pakując do mokotowskiego więzienia. Nie zawsze doceniali liderzy jego obozu – „czuj się odwołany” w telegramie Lecha Wałęsy do byłego odtąd sekretarza Komitetu Obywatelskiego Henryka Wujca przeszło do historii jako przykład buty, instrumentalnego traktowania ludzi i rażącej niewdzięczności za tytaniczny wkład pracy.

Wreszcie, do dobra się wychowuje. Z pierwszej ręki wiemy, jak wspaniałym był ojcem, że z dziećmi rozmawiał „jak z dużym człowiekiem” (©Agnieszka Graff, jako dziecko sąsiadka Wujców na warszawskich Stegnach). Ale rozumiał też ogromną rolę takich miejsc jak Klub Inteligencji Katolickiej, który wychowywał właśnie, formował kilka pokoleń i środowisk, a dla niego, obok środowiska studenckiego, był wehikułem wejścia do nowego świata wielkomiejskich, zbuntowanych inteligentów. Mniej ekspresywny niż Jacek Kuroń, tak samo doceniał to, jak rozmowa – także z ludźmi o innych poglądach – ale przede wszystkim wspólne działanie, spędzanie wolnego czasu na obozach, wycieczkach, jak również nielegalnych wykładach czy seminariach nie tylko układają ludziom świat na nowo, ale też budują więzi nieraz trwalsze od tych rodzinnych czy ideologicznych.

No właśnie, a czy dobro jest pozaideologiczne? Zapewne nie jest własnością tej czy innej strony w tym czy innym momencie – Wujec szukał inspiracji i towarzystwa chrześcijan i niewierzących, Żydów, Polaków i Ukraińców, konserwatystów, liberałów i socjalistów, anarchiści też by się pewnie znaleźli, nie wiem jak z monarchistami. To nie był wyraz jakiegoś planowego eklektyzmu, lecz raczej przekonania o złożoności świata i rządzących nim idei, a przede wszystkim o bogactwie mądrości ludzi napotkanych na swej drodze.

A jednak droga życia Henryka Wujca składa się w dość konkretny zestaw decyzji i wyborów. Oddolny, motywowany etycznie, pokojowo antysystemowy KOR zamiast „odgórnej”, autorytarnej i coraz bardziej bezideowej PZPR; ekumeniczny KIK zamiast zamordystycznego PAX-u; dużo bliżej księdza Ziei niż prałata Jankowskiego. A potem ekonomia społeczna zamiast rynkowego darwinizmu, a także obrona III RP mimo jej wszystkich wad i sprzeciw wobec tej IV, mimo pewnych jej zalet.

A poza tym był chyba jedynym na świecie człowiekiem, w którego ustach pytanie: „a co o tym myśli młoda lewica” nie brzmiało irytująco, lecz wyrażało szczere, głębokie zainteresowanie i ciekawość. Był człowiekiem, który potrafił z równym zaangażowaniem wspierać Krytykę Polityczną, co – też Polityczną – Teologię, bo wierzył w pluralizm i wartość współistnienia, czasem też konfrontacji idei. I który będąc człowiekiem permanentnego zaangażowania społecznego, najbardziej chyba na świecie kochał swoją Żonę.

Owszem, bywają ludzie niezastąpieni. Kogoś takiego dzisiaj żegnamy.

(Krytyka Polityczna)

Henryk Wujec byl jednym z bardzo nielicznych przywodcow NSZZ Solidarnosc ktorych po zmianach ustrojowych mozna okreslic: "porzadny facet".

N_S
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #2

     
emigrant
 

Antykomunista
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 25.907
Nr użytkownika: 46.387

Stopień akademicki: kontrrewolucjonista
Zawód: reakcjonista
 
 
post 13/09/2023, 23:56 Quote Post

QUOTE(N_S)
Henryk Wujec byl jednym z bardzo nielicznych przywodcow NSZZ Solidarnosc ktorych po zmianach ustrojowych mozna okreslic: "porzadny facet".

Zgadza się. Przynajmniej na nic nie natrafiłem do tej pory, co by temu przeczyło. W przeciwieństwie do mądrości politycznej, bo w tym temacie natrafiłem na ten materiał sprzed ośmiu lat: https://www.youtube.com/watch?v=VM5ZrKubGgQ...nnel=RadioTOKFM
Miałem go jednak za mądrzejszego.

Ten post był edytowany przez emigrant: 13/09/2023, 23:57
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #3

 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej