Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Ośrodki Wczasowe Urzędu Rady Ministrów, Garść informacji i wspomnień
     
rasterus
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.628
Nr użytkownika: 89.006

 
 
post 26/12/2020, 22:56 Quote Post

Urząd Rady Ministrów (w skrócie URM) był dość dużym pracodawcą i jak każdy większy zakład pracy miał ośrodki wczasowe. Miałem okazję jako dziecko być w części z nich. Z tym, że były dwie kategorie ośrodków. Dla pracowników URM i rządowe. Arłamów, Łańsk czy Rybaczówka były dla najważniejszych dygnitarzy. Tam zwykli pracownicy nie mieli wstępu.

Uprawnieni do pobytu byli pracownicy URM, czasami z ministerstw osoby dostawały przydział czy z placówek dyplomatycznych. Dominowali jednak pracownicy. Do niektórych ośrodków można było uzyskać przydział co 2 lata, nie można było co roku w nich wypoczywać. Najściślej tego przestrzegano w przypadku ośrodka wczasowego w Bułgarii.
Wbrew opisom, z którymi spotkałem się w prasie nie było też jakiś wybryków, pijaństwa. Osobiście nie pamiętam, żeby coś takiego się wydarzyło. Każdy jednak się pilnował, bo za coś takiego mogły spotkać problemy w pracy. Z lat 70' i 80' nie pamiętam żadnych awantur większych. W dodatku wszyscy się zwykle znali, przynajmniej z widzenia. Ciągle te same twarze.
Wbrew pozorom te ośrodki nie były luksusowe. Standard PRL, oczywiście warunki były różne zależnie od ośrodka, ale luksusów nie było zbytnich. W wielu ośrodkach nie było łazienek w pokojach. Wyposażenie pokoju to łóżka, szafa, stół, krzesła, jakiś obrazek na ścianie, koce, leżaki, kilka szklanek i czasami radio. Telewizorów czy lodówek poza wyjątkami nie było. Całe wyposażenie było zawsze spisane i wisiało w ramce na ścianie.

Transport do ośrodków odbywał się autokarami Gospodarstwa Pomocniczego URM. Na początku były to Autosany, potem jugosłowiańskie TAM-y, a na końcu Ikarusy. TAM-y Polska otrzymała jako spłatę jakiejś licencji. Autokarów było sporo. Początkowym miejscem wyjazdów był parking przed Kościołem Seminaryjnym w Warszawie. Obecny Pałac Prezydencki był wtedy siedzibą Prezydium Rady Ministrów. Pod koniec lat 80 z powodu protestów księży z tego kościoła przeniesiono wyjazdy na teren prezydium. Autokarów latem wyruszało w trasę sporo. Czasami i kilkanaście jednocześnie w różne miejsca. Prywatnymi samochodami mało kto przyjeżdżał.
Osobną historią był transport do ośrodka położonego w Bułgarii. Tutaj latały samoloty 36 pułku specjalnego lotnictwa transportowego. W latach 80 były to IŁy 18A, a poźniej Tupolewy. Loty odbywały się w ramach treningów. Samoloty startowały z Okęcia, najpierw normalnie jak pozostałe pasażerskie, pod sam koniec lat 80 zaczęły latać z lotniska wojskowego. Wyglądało to tak, że autokar podjeżdżał pod samolot, ktoś zbierał paszporty i niósł do podstemplowania, a żołnierze pakowali bagaże w tym czasie. Nie było żadnej kontroli celnej.
Pobyt w ośrodkach odbywał się w turnusach. Rzadko ktoś przyjeżdżał poza turnusami.
Liczba ośrodków zmieniała się, kilka ośrodków zostało oddanych po roku 80 w ramach jakiś porozumień ze związkami zawodowymi. Ale większość była cały czas w dyspozycji URM. W zasadzie były dwie główne grupy - ośrodki letnie nad morzem i ośrodki zimowe głównie w Zakopanem. Oprócz tego był ośrodek pod Warszawą w Małej Wsi. W ciągu roku odbywały się tam jakieś wyjazdy na konferencje, w wakacje stawał się ośrodkiem kolonijnym.

Nad morzem były ulokowane następujące ośrodki:

1. Świnoujście
2. Grodno obok Międzyzdrojów
3. Kołobrzeg
4. Sopot

W górach:

1. Wisełka
2. Polana Zgorzelisko
3. Antałówka w Zakopanem
4. Patria w Zakopanem
5. Grupa mickiewiczowska. 3 budynki Telimena, Willa Zośka i Pan Tadeusz.
6. Polski Dom Wypoczynkowy w Drużbie koło Warny.

I wspomniana Mała Wieś pod Warszawą.

Największym ośrodkiem było Grodno. 100 ha terenu leśnego, obecnie zostało przekazane dyrekcji Wolińskiego Parku Narodowego. Historia tego ośrodka jest dość ciekawa. Przed wojną był to ośrodek wypoczynkowo - myśliwski Goeringa. Po wojnie został przejęty przez Armię Radziecką, potem dysponowało nim Wojsko Polskie, aż w końcu trafił do URM. Na ośrodek składało się kilka grup budynków. Tzw wille zgrupowane niedaleko wjazdu, poza jedną, która była na uboczu. Było ich 5 z tego dla wczasowiczów dostępne 3. W jednej znajdowało się kierownictwo ośrodka, w największym budynku było kino. Był to regularny budynek kinowy, z salą projekcyjną na półpiętrze. Później dostał funkcję stołówki, gdy pod koniec lat 80 doszło do zatrucia salmonellą i stara stołówka została zamknięta. W willach nie było łazienek w pokojach. W willi 1 łazienki pojawiły się ok. 85 roku po remoncie. Oprócz tego były domki fińskie. Najbardziej luksusowe miejsce, tam kwaterowano dyrektorów i ważniejsze persony. Na wyposażeniu były nawet lodówki. Domki szwedzkie o niższym trochę standardzie niż domki fińskie. Do tego 4 domki nazywane budami. Zbudowane z drewna i płyty pilśniowej. Każdy domek miał po 6 pokoi, i jedną łazienkę na 3 pokoje. Po zawaleniu się baraku gdzie mieszkała obsługa przekwaterowano tam obsługę i nie były dostępne dla wczasowiczów. Stołówka była dawną kantyną wojskową. Składała się z małej i dużej sali, mieścił się tam sklepik, który kiedyś zapewne był szatnią dla oficerów i żołnierzy. W sklepiku można było kupić jakieś napoje bezalkoholowe, pocztówki, słodycze. Nic specjalnego tam nie było.
Główną atrakcją była oczywiście plaża. Każdy pokój miał przydział na kosz plażowy. Plaża była pusta dość, bo tylko goście ośrodka z niej korzystali. Do Międzyzdrojów było ok. 8 kilometrów, w drugą stronę ok. 3 km do małej miejscowości Wisełka. Ciekawostką było niewielkie jeziorko położone na środku. Była nawet mała wysepka z pagodą i pomostem. Oprócz tego można było wypożyczyć sprzęt pływający kilka rowerów wodnych, łódki i kajaki. W jeziorku były też ryby, więc zawsze była jakaś grupa wędkarzy. Oprócz tego standard w ośrodkach stół do ping ponga, piłkarzyki, bilard angielski. Działała też biblioteka. Atrakcją było kino. Wyświetlano filmy, które były akurat w dystrybucji. Kino obsługiwał pracownik kina w Międzyzdrojach. Seanse na początku były darmowe, później płatne. Rano wyświetlano filmy dla dzieci.
Teren ośrodka był ogrodzony. Do tego jeden portier go pilnował, stróżówka przy bramie. Żeby obcy nie wchodzili zawieszał tabliczki teren wojskowy albo teren zaminowany albo złe psy. Psów było kilka, bo kierownik ośrodka był zapalonym myśliwym. Z tym, że jego foksterier to atakował każdego o głaskanie. Z myślistwem kierownika była związana też jedna z atrakcji ośrodka przez pewien czas. Zadomowiły się dziki, bo zimą je dokarmiał. Latem za to wyrobiły sobie trasę, wieczorem pod kuchnię po resztki, a później pod "budy", żeby żebrać o chleb u wczasowiczów. Były tak oswojone, że nikogo nie atakowały. Dwie lochy z małymi podchodziły na metr, nikogo nie atakując. Warchlaki plątały się pod nogami, lochy próbowały nawet wchodzić do domków.
Teren był ogrodzony, ale istniała dziura w ogrodzeniu, gdzie można było wyjść na zewnątrz do lasu na jagody i poziomki. Potem leśnicy zaczęli wlepiać mandaty, że to teren Parku Narodowego.
Z budynków gospodarczych była jeszcze na terenie ośrodka szklarnia, domek pracownika, wielki zbiornik na paliwo, częściowo zalany wodą. Paliwo było do ogrzewania i na potrzeby kuchni. Nie jestem w stanie tego zweryfikować, ale podobno wychodziły rury w morze z niego do tankowania okrętów. Sam zbiornik był głęboko wkopany w ziemię. Nie mogę więc wykluczyć, że z czasów wojskowych nie zostały jakieś instalacje. Idąc wokół jeziorka natrafiało się na kilka opuszczonych stanowisk artylerii przeciwlotniczej.

Najmniejszym ośrodkiem nadmorskim był Kamienny Potok w Sopocie. Była to niewielka willa. Ośrodek ze względu na duże zanieczyszczenie Zatoki Gdańskiej i brak możliwości kąpieli nie cieszył się dużą popularnością.

Ośrodki w Świnoujściu i w Kołobrzegu były średniej wielkości. W Kołobrzegu był problem z wyżywieniem. Kierownik zupełnie nie dbał o to. Do tego stopnia, że jako suchy prowiant na drogę potrafił dać szprotki w sosie pomidorowym w puszkach. W innych ośrodkach dawano kanapki, nieśmiertelne jajko na twardo w skorupce, pomidory, ogórki.
Ośrodek w Świnoujściu przez pewien czas cieszył się popularnością po podpisaniu umowy z NRD, gdy na dowód osobisty można było pojechać na zakupy tam.

Polski Dom wypoczynkowy w Drużbie miał też ciekawą historię. Po tragicznym trzęsieniu ziemi w Bułgarii w 1928 roku Polska udzieliła znacznej pomocy. W podziękowaniu władze bułgarskie przekazały Polsce niewielką działkę pod Varną. Na tym terenie powstał dom wypoczynkowy. Znajdował się o dwa kroki od plaży, teraz zabudowano teren więc dalej, a sam dom stoi nieużywany z powodu braku funduszy na kapitalny remont. Jako, że teren jest darem nie można go sprzedać czy przekazać.
Sam dom nie był wysokiego standardu. Brak klimatyzacji. Na obecne standardy można dać mu 3 gwiazdki. Sam budynek jest dość duży, turnus był dzielony na dwa, jedna grupa przylatywała w sobotę, a druga w niedzielę, bo więcej osób nie zabrałoby się samolotem. Dom miał status placówki dyplomatycznej. Pracownicy to głównie Bułgarzy, ale kierownik i kucharz to były osoby z Polski. Kelnerki i repepcjonistki mówiły po polsku. Pokoje były głównie dwuosobowe, było kilka jedynek i kilka apartamentów o wyższym standardzie. Przyjeżdżały tam osoby też z ministerstw. Żeby było historycznie raz był prof. Krawczuk, wtedy minister kultury.
Ciekawostką były przydziały wina. W latach 80 wino do obiadu (jedna butelka na 2 dni) otrzymywały wszystkie osoby, które ukończyły 15 rok życia. Dla młodych to była niespotykana atrakcja. Butelki wina można było wymienić na ananasy w puszkach w recepcji. Za domem znajdował się sad z brzoskwiniami, gdy był sezon jako deser podawano brzoskwinie prosto z drzewa.
Wejście na plażę było z 20 metrów od bramy ośrodka. Był wydzielony kawałek plaży dla ośrodka i każdy pokój miał własny parasol na plaży. Plaże w Bułgarii były płatne cały czas, więc otrzymywało się przepustkę (пропуск). Z tym, że pierwszego dnia pokazywało się przepustkę, drugiego dnia mówiło się propusk, a później dzień dobry i się wchodziło.
Ośrodek był ulokowany na samym końcu Drużby prawie. Obok znajdował się ośrodek bułgarskich kolei, a dalej kilka budynków i zaczynał się mocno ogrodzony i pilnowany teren ośrodka bułgarskiego Komitetu Centralnego. Po zmianie systemu można było wejść do ośrodka KC, na samym końcu, dalej była budowana willa dla Żiwkowa, nie skończyli budowy przed końcem komunizmu. Strop grubości metra, do willi można było wpłynąć motorówką, wokół zapory przeciwdesantowe.
Z polskiego domu organizowano wycieczki. Można było pojechać do Neseberu, do Bałcziku, na Kaliakrię, do Albeny. Były też wycieczki do Rumunii. Nigdy nie brakowało chętnych na te wyjazdy.

Z zimowych ośrodków najbardziej luksusowy niby był ten w Polanie Zgorzelisko. Był to luksus na miarę PRL. Jedyny prawdziwie luksusowy element to były skórzane fotele w dwóch salach klubowych. Reszta taki standard trzy gwiazdki. Specyfiką tego ośrodka była obsługa. Kierownikiem był major, a część obsługi stanowili żołnierze. Brano kucharzy i cukierników. Mundury zakładali raz na pół roku jak major postanawiał zrobić zbiórkę. Oczywiście dla każdego żołnierza taka służba to był luksus. Lepsze jedzenie, bez latania po poligonie, bez wart (jeden siedział sobie w nocy na recepcji i tyle). Jedzenie było tam bardzo dobre i desery również. Z tego co wiem raz była tam bardzo dobra kucharka, ale ktoś zabrał ją na placówkę dyplomatyczną na kucharza. Ośrodek był oddalony od cywilizacji. Do najbliższej wsi było na przełaj z półtora kilometra, do najbliższego sklepu z 4 km po górach. Dookoła las. Powietrze tak czyste, że jak się dochodziło do mało uczęszczanej drogi to czuć było spaliny. Problemem był brak wyciągu i grasujący w okolicy niedźwiedź. Osobiście go nie spotkałem, ale kilka osób się natknęło na niego w jeżynach. Ja tylko natrafiłem na jego ślady zimą w lesie, ślady świeże, więc wykonałem odwrót na z góry zaplanowane pozycje w tempie pospiesznym.
Ze Zgorzeliska jest chyba najładniejszy widok na Tatry. Ładniejszy niż z Głodówki. Wszystkie okna pokoi były skierowane na góry. Więc wychodząc na balkon miało się piękny widok.
Miejscem kulturalnym była sala telewizyjna. Popołudniami wyświetlano filmy z video, o 19:00 sale przejmowała młodsza część wypoczywających, a 19:30 to rytualna zmiana warty i Dziennik Telewizyjny. Co do video. Zapamiętałem taką scenę mówiącą wiele o nastawieniu pracowników URM do systemu. Był 1986 czy 1987 rok. Jakiś facet puszcza film, ale inną kasetę wziął, mówi, że pójdzie po tamtą kasetę. Na to ludzie, niech leci ten co ma, facet zmieszany - ale to taki film antyradziecki. Głos z sali - TYM LEPIEJ! I w ten sposób obejrzałem "Szpiedzy tacy jak my".

Największym domem wypoczynkowym w Zakopanem była Antałówka, znajdująca się na zboczu tej góry. Latem był to ośrodek kolonijny. Przyjeżdżały tam w ramach wymiany grupy z NRD. Standard pokoi średni. Były łazienki w pokojach, ale nie wszystkich. Były pokoje w piwnicy w zasadzie, gdzie takowego luksusu nie było.

Najmniejszym ośrodkiem była willa Patria. W roku 1981 r. została oddana jakiejś kopalni na ośrodek wczasowy. Standard pokoje bez łazienek.

Zgrupowanie mickiewiczowskie to głównie Telimena, duży dom wczasowy obok początku Drogi do Białego. Tuż obok była willa Zośka, która nie dysponowała własną stołówką i wczasowicze przychodzili do Telimeny. Po drugiej stronie ulicy Pan Tadeusz, ale żyjący własnym życiem. Trochę bardziej luksusowy pensjonat. W Telimenie na wyposażeniu były radia Beskid, a później Taraban. Do tego sala telewizyjna i standardowo ping pong, bilard, piłkarzyki. Ciekawostką był budynek obok. FWP Biały Potok. FWP to skrót od Fundusz Wczasów Pracowniczych, ale tajemnicą poliszynela było, że ośrodek należy do KC PZPR. Ośrodek tamten był lepiej wyposażony niż URM, bo nietypowo jak na socjalizm dysponował własnym generatorem prądu. Gdy w latach 80 wyłączali prąd, to tam światło było. Obecnie wszystkie te budynki razem z Białym Potokiem są spółce Tatry Polskie.

Na koniec został ośrodek w Wisełce. Obecnie należy do kancelarii Prezydenta. Ośrodek składał się z pałacyku i budynku wczasowego. Stołówka była w pałacyku i na wszystkie posiłki trzeba było się przejść kawałek. Z tego co wiem fundusze na utrzymanie ośrodka były małe. Kierowniczka pracowała też w kuchni przy robieniu posiłków i potrafiła robić cuda.

Poruszyłem kilka razy kwestię wyżywienia. Dużo zależało od ośrodka, ale nie było żadnych luksusów. Za luksusowe uchodziły niedziele. Raz, że na przystawkę przed obiadem podawano szynkę konserwową, a na deser były lody. To dużo mówi o tym jaki był poziom. Nie było żadnych barków z darmowymi alkoholami, żadnych specjalnych frykasów. W czasach kartkowych trzeba było jechać z kartkami na mięso, żeby wycięli część. Może było trochę lepiej niż w innych ośrodkach zakładowych, ale niewiele. Wspólne toalety, łazienki to było coś normalnego. Wyposażenie jest w hoteliku.

 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

 
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej